Moja wyprawa do Rumunii - relacja - cd

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 404
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Moja wyprawa do Rumunii - relacja

Post autor: JanuszCh. »

Kolejny dzień zaczyna się dość leniwie... W tle cichych jeszcze o poranku rozmów słychać plusk górskiego strumienia. Wracając pamięcią do wczorajszej trasy, ma się ochotę jeszcze raz zobaczyć te piękne górskie widoczki. Tym razem budzimy się naprawdę wyspani. Plan na dzisiaj to brak planu. Poranna toaleta w zimnym górskim strumieniu przywraca nas całkowicie do żywych. W czasie śniadania podejmujemy decyzję, że zaczniemy dzień od zwiedzenia ruin zamku Drakuli. Zwijamy obóz i wracamy kilkaset metrów w kierunku zapory. Parkujemy naszego rumaka i zaczyna się mozolne wspinanie po niekończących się schodach. Tu okazuje się, że może gdyby wczoraj było chociaż jedno piwo mniej to te schody nie byłyby takie strome. Dobrze ma mój syn, który z mocniejszych trunków pije tylko coca colę... Razem z nami idą nasi znajomi motocykliści, okazuje się, że nie tylko ja wymiękam, ale nie dajemy się. Docieramy na szczyt i tu otrzymujemy nagrodę w postaci pięknych widoków. Ruiny dość dobrze utrzymane i warto się tu wybrać. Wejście oczywiście płatne. Moja dobra rada, jeżeli się wybieramy zaraz z rana to warto poprzedniego wieczoru dozować wszelakie płyny w ilościach rozsądnych. Krótka sesja zdjęciowa i wracamy w dół. Całe szczęście zejście jest mniej męczące. Schodząc, podejmujemy decyzję, że lecimy nad Morze Czarne, tam jeszcze nie byliśmy. Wyruszamy w kierunku Bukaresztu. Przed wlotem na autostradę upewniam się, że za przejazd nie płacimy, pytając policjanta stojącego przy aucie na wjeździe na stację benzynową . Tu okazuje się, że policjant może być miły... Wpadamy na autostradę i zaczyna się potworna nuda. Krajobrazy w tym rejonie nie są już tak ciekawe, a płaska jak stół i prosta droga nie ma końca. Wokoło łany zbóż i ogromne morza słoneczników. Trochę to przypomina krajobrazy znane nam z Węgier. Sam Bukareszt oglądamy z perspektywy obwodnicy. Stan nawierzchni można uznać za co najmniej zły, głębokość kolein taka, że autem to można kierownicy nie trzymać i tak pojedzie jak po szynach. Ja staram się jechać środkiem pasa pomiędzy koleinami, przed nami i za nami ogromne TIRY, taki zręcznościowy tor przeszkód, w którym stawką jest życie. Jest więc o co walczyć! Udaje się nam przejechać obwodnicę i znowu wjeżdżamy na autostradę – kierunek Constanta. Jeśli mnie pamięć nie myli to gdzieś w okolicy Fetesti zaczyna zmieniać się krajobraz . Bardzo ładnie wygląda trasa w tej okolicy, piękne mosty i wiadukty. Na jednym ze zjazdów z autostrady, a właściwie to chyba koniec kolejnego odcinka było zwężenie do jednego pasa, no i widzę, że stoi patrol policji, więc profilaktycznie zwalniam, ale gość mnie zatrzymuje. Pomyślałem, będzie w końcu mandat jak nic. A tu policjant pokazuje, że trzeba włączyć światło i macha ręką - jechać dalej. Tak wiec kolejne spotkanie z rumuńska policją, kończy się spokojnie.
Coraz bliżej do Constanty, nasze d.... zamiast licznika ( bo on nie działa) informują nas, że dzisiaj przejechaliśmy już sporo kilometrów, a do końca jeszcze trochę pozostało. W końcu pojawia się na horyzoncie jakiś okręt, czyżby to Piraci z Karaibów?? szykować się do abordażu?? Jesteśmy w Constancie, zatrzymujemy się, coby fotę pstryknąć pod owym statkiem i zostajemy zaatakowani przez watahę rozwrzeszczanych psów. Ponieważ nie chciało nam się z nimi gadać, odjechaliśmy trochę dalej i fotkę i tak pstryknęliśmy. Nasz cel podróży to Vama Veche. Przed zmierzchem docieramy do celu. Tuż przed końcem miejscowości skręcamy w kierunku morza. Wzdłuż brzegu masa namiotów, my jedziemy na sam koniec i wybieramy miejsce pod namiot. Po rozbiciu „domu” jadę na zakupy do miejscowego sklepu w centrum miejscowości. Później idziemy już „ z buta” w kierunku głośnej muzyki. Wokoło ciemności i zero jakiegoś oświetlenia, co stwarza niepowtarzalny klimat, jakże inny niż np. w Chorwacji, gdzie bywaliśmy kilkakrotnie. Chociaż nie o porównywanie tu chodzi, bo klimatu nocnego Vama Veche nie da się z niczym porównać. Jest trochę knajpek typowo nadmorskich, gdzieniegdzie słychać muzykę wykonywaną na żywo przez miejscowych grajków, i to nam się podoba, bo my też jesteśmy z tej branży. Jednak z całego tego nocnego zgiełku najbardziej przebija się bardzo mocne dudnienie w jednej z knajpek muzyki techno. Po zjedzeniu rumuńskiego kebaba przygotowanego przez Turka wracamy do namiotu. I tu następuje kulminacyjny punkt dnia, pssst – tak, to moje piwko. Po całym dniu jazdy piwo pite nad brzegiem morza przy szumie fal i blasku księżyca ma smak niepowtarzalny... Nasz namiot jest parę metrów od polnej drogi biegnącej wzdłuż brzegu, którą mimo późnej już pory przechadzają się ludzie, a od czasu do czasu jedzie jakieś auto - jak tu da się spać? Naszą uwagę zwrócił pojazd policji, który też kilkakrotnie przejechał tą drogą tam i z powrotem i jakieś białe auto, coś w stylu VW T 4 , które też przejeżdżało kilka razy. W końcu kładziemy się spać. Noc nie była już tak spokojna, bo ok. 1 jacyś młodzieńcy zaparkowali auto niedaleko naszego namiotu i imprezowali bardzo głośno. Poranek wita nas dość silnym i ciepłym wiatrem. Rafał jeszcze śpi, ja nie wytrzymuję i idę przywitać się z morzem. Pierwsze wrażenie niezbyt pozytywne, ponieważ było to poza wyznaczoną plażą, więc można było znaleźć wszystko. Po krótkim spacerze już miałem ochotę na składanie jakiegoś motoru dla Rafała albo łodzi podwodnej.
Idąc kilkanaście metrów w kierunku wschodnim, zauważyłem bunkier, a tuż nad nim na brzegu białe auto, które widziałem wczoraj wieczorem. Popstrykałem trochę fotek i wróciłem do namiotu obudzić Rafała i zachęcić do porannego popływania. Za parę minut jesteśmy nad wodą. Idąc plażą, spotykamy miejscowego młodzieńca, który również przyszedł popływać. Chłopak zna angielski i zagaduje do nas. Rafał tłumaczy mi, że gość ostrzegł nas, że jesteśmy na „ ziemi niczyjej” i to jest pas graniczny. Zaś goście w białym aucie na brzegu pilnują granicy. Postanawiamy sprawdzić czujność pograniczników , mijamy bunkier, który, jak twierdził nasz znajomy Rumun, jest jeszcze z czasów wojny i dochodzimy prawie na wysokość auta na brzegu. Nagle odzywa się głos przez megafon nawołujący do powrotu. A przecież myśmy w Bułgarii chcieli tylko trochę popływać... Wracamy więc kawałek i zażywamy kąpieli w Rumunii. W pełni zrelaksowani poranną kąpielą wracamy na śniadanie.
Słońce jest trochę schowane z chmurkami, może i dobrze, ale temperatura rośnie coraz bardziej. Po śniadaniu poranna kawa smakuje wyjątkowo. Zbieramy się w sobie, chociaż wcale nam się nie chce i zaczynamy zwijanie obozu. Przechodzących dwóch starszych panów zagaduje po angielsku skąd jesteśmy, dokąd jedziemy, kręcą głowami z uznaniem (a może nie??). Jeszcze parę fotek i zaczynamy odwrót, ostatnie spojrzenie na Morze Czarne i ruszamy. Gdzie dzisiaj, którędy, sam jeszcze nie wiem. To jest właśnie wolność. W Mangalii zatrzymujemy się na chwilę – wymiana kasy i jazda dalej. Do Constanty docieramy dość szybko i tu zupełnie przypadkiem wlatujemy na drogę E 60. No i dobrze, bo na autostradę już nie chciałem jechać, aby z nudów nie usnąć. Traska okazuje się dość ciekawa, w większości mijane miejscowości zamieszkane są przez Romów. Mamy okazję poznać jakże inne budownictwo, aniżeli w zachodniej części kraju, a i zupełnie inny styl życia. Życie towarzyskie skupia się przy głównej drodze - wzdłuż poustawiane są ławki i ludziska tak sobie po prostu siedzą i nic nie robią, pewnie dlatego, że nie maja transalpa i mieszkają w Rumunii, to i nie maja czym i gdzie jechać??? W pobliżu barów sporo młodych Romów nie zawsze wyglądających sympatycznie, chociaż może to tylko moje subiektywne odczucia. Ale Rafał myśli podobnie i nawet aparatu nie wyjmuje, aby fotki pstrykać. Pomimo bolącego siedzenia przechodzi nam ochota na zatrzymywanie. W końcu w miasteczku Slobozia zatrzymujemy się w przydrożnej restauracji, gdzie podają pizzę. Chcemy zamówić dwie DUUŻŻEE, bo jesteśmy bardzo głodni, ale pani w barze odradza nam twierdząc, że 2 średnie nam wystarczy, później okazuje się, że miała rację. Tu poznajemy parę Czechów, którzy podróżują rowerami po Rumunii. Okazuje się, że zjeździli już kawał Europy, a i Polskę znają dość dobrze. W biegłym roku przejeżdżali nawet przez nasze rodzinne Dubiecko. Po miłej pogawędce zbieramy się i tniemy dalej. Ponieważ zbliża się popołudnie, zaczynam się zastanawiać, gdzie dziś się zatrzymamy na noc. Na mapie, którą posiadamy (firmy DEMART) zaznaczony jest kemping w miejscowości Slanic. Mijamy Ploeszti i jedziemy na poszukiwanie kempingu. W Slanicu okazuje się, że nie ma tu żadnego kempingu, więc jedziemy dalej. I tu zapada decyzja - nie wiem, czy do końca dobra, że jeśli damy radę to wracamy do domu. W sumie dwa najważniejsze punkty; trasa 7c i Vama Veche zostały zaliczone, a nasz czas przeznaczony na wyjazd i tak się kończy, bo w domu musimy być pojutrze, więc nic nie ma do stracenia. Jazda nocą to też ciekawe doświadczenie. Granicę tym razem postanawiamy przekroczyć w okolicach Satu Mare, tam więc zmierzamy. Nie czując większego zmęczenia, jedziemy do rana z małymi przerwami. Przed południem robi się upalnie i zaczynam odczuwać zmęczenie, więc postanawiamy zatrzymać się na dłuższy odpoczynek gdzieś nad jakąś rzeka, której nazwy niestety nie pamiętam. Za mostem skręcamy w prawo i wjeżdżamy w jakieś krzaki w pobliżu rzeki. Postanawiamy zjeść i układamy się do drzemki. Po około godzinie budzą mnie jakieś dziwne odgłosy - okazuje się, że jesteśmy atakowani przez stado krów, które pędzą dwaj chłopcy. Obudzeni ze snu postanawiamy zakończyć naszą sjestę i spakować się do dalszej jazdy. Częstujemy chłopaków słodyczami, pstrykamy fotkę agresorom i ich przywódcom i ruszamy w dalszą drogę. Później to już tylko jazda, jazda i jazda. Gdzieś za Satu Mare z drogi zauważyliśmy jakieś ruiny, więc robimy sobie dłuższą przerwę i krótką sesję fotograficzną, jak się okazuje ostatnią w Rumunii. Do domu pozostał już tylko kawałek Węgier i Słowacja. Najtrudniejszy okazał się ostatni odcinek. Od Svidnika zaczyna padać, więc chwilę chronimy się na dużym przystanku autobusowym, ale stwierdzamy, że „ twardym trza być, a nie miętkim”, więc ubieramy przeciwdeszczówki i tniemy dalej. Od Barwinka prawie nie pada. Do domu docieramy dość zmęczeni, ale za to bardzo zadowoleni że się udało ...

Wnioski ?!!!
Rumunia to przepiękny kraj i na pewno jeszcze tam wrócę!
U nas, jak spotkasz misia przy drodze to najczęściej bawi się suszarką. Te rumuńskie w górach suszarki nie miały ...
Na wyjazd trzeba przewidzieć więcej czasu, ja niestety nie miałem go zbyt wiele - 5, 6 dni to za mało!
Ile przejechaliśmy kilometrów to dokładnie nie wiem, bo ślimacznica się spieprzyła i licznik nie działał, wg map na necie to coś koło 2,7 – 2,8 tyś.
Ceny w Rumunii podobne do naszych.
Koszty - dokładnie nie pamiętam, ale miałem chyba 200 euro + plastik do płacenia w większych stacjach. Kasy jeszcze zostało.
Już zacząłem obmyślanie trasy na przyszły rok, Rumunia , Mołdawia a może coś jeszcze.... :witch:
Awatar użytkownika
Dłubacz
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 481
Rejestracja: 08.11.2009, 18:33
Mój motocykl: XL600V
Kontakt:

Re: Moja wyprawa do Rumunii - relacja - cd

Post autor: Dłubacz »

Dziękuję :ok: !
Czytałem do samego końca z bananem na twarzy :lol: .

Jeśli to był faktycznie Twój pierwszy reportaż to wielki :resp: .
Awatar użytkownika
hetfield
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 267
Rejestracja: 17.08.2009, 23:06
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków

Re: Moja wyprawa do Rumunii - relacja - cd

Post autor: hetfield »

:thumbsup:
TROJAN
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3276
Rejestracja: 28.10.2008, 23:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: KRAKóW

Re: Moja wyprawa do Rumunii - relacja - cd

Post autor: TROJAN »

Fajnie :cool:
Awatar użytkownika
Thorin
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 677
Rejestracja: 31.10.2008, 11:16
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Przeworsk

Re: Moja wyprawa do Rumunii - relacja - cd

Post autor: Thorin »

Byłem święcie przekonany, że w Rumuni był cały "Dubiecko-Dynów Rally Team", a tu proszę - samotna wyprawa! :smile: Pięknie!
Co z 2010? Masz już bardziej konkretne plany?
Cave me domine ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 404
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Moja wyprawa do Rumunii - relacja - cd

Post autor: JanuszCh. »

Na następny rok mam w planie Rumunie raz jeszcze i to jest plan minimum. Jeśli czas pozwoli to plan jest bardziej ambitny Bałkany. Pierwszy krok już uczyniłem i zakupiłem przewodniki. Obecnie jestem na etapie szukania dobrych map i z tym jest troche kiepsko. Termin już w niedługim czasie też zostanie ustalony, co do ekipy jak na razie nic pewnego. Co z tego wyjdzie czas pokaże. :crossy:
oleszka
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 48
Rejestracja: 21.10.2009, 15:56

Re: Moja wyprawa do Rumunii - relacja - cd

Post autor: oleszka »

Misie podobały mi się najbardziej :ok: My widzieliśmy na C7 tylko stado osłów. W sumie dobrze że ominęliście stolice bo w naszym przypadku to był koszmar!!!Upał a Ty w korku w spalinach na słabo oznakowanych drogach, choć miasto pięęęęękne, 100 razy ładniejsze od Wa-wy. Warto następnym razem objechać Transalpine, dzikszą wersję C7 no i zamek Hunderdor. My zaliczylismy jeszcze Tokaj i Balaton i też z Jacentym mamy chęć na powtórkę. Rumunia wciąga :grin:
braFF
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 317
Rejestracja: 03.07.2008, 10:25
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Łódź

Re: Moja wyprawa do Rumunii - relacja - cd

Post autor: braFF »

Fajna relacja.
Ja tez w tym roku planuje skoczyc do Rumunii.

Pzdr,


"Motocykl? Nie, to nie jest moje życie. To moja wolność."
Kaśka
romeciarz
romeciarz
Posty: 26
Rejestracja: 17.12.2009, 19:05
Lokalizacja: Włocławek

Re: Moja wyprawa do Rumunii - relacja - cd

Post autor: Kaśka »

Ta Rumunia coś naprawdę w sobie ma. Byliśmy tam z moim ulubionym Tomaszem w zeszłe wakacje i mamy pewność, że tam wrócimy. Czytając Twoją relację doszłam do wniosku, że moją też wkleję :) Nie żeby dla konkurencji, broń Boże, ale dla podtrzymania klimatu rumuńskiego, którego fanów jest coraz więcej :)
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Ahrefs [Bot] i 1 gość