PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
- Madman
- czyściciel nagaru
- Posty: 541
- Rejestracja: 10.06.2011, 20:33
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Suchedniów
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Wyczekane lepiej smakuje
To wyżej napisałem jeszcze nie czytając ..
Przeżycia to Wy macie nie powiem....
Ale nikt nie powiedział, że każda wycieczka to jazda po tęczy i pierdzenie różowym pudrem.
Chylę czoła .
To wyżej napisałem jeszcze nie czytając ..
Przeżycia to Wy macie nie powiem....
Ale nikt nie powiedział, że każda wycieczka to jazda po tęczy i pierdzenie różowym pudrem.
Chylę czoła .
Ostatnio zmieniony 08.12.2016, 11:17 przez Madman, łącznie zmieniany 1 raz.
"What’s being said, What’s in your head, What’s in the words that we believe,
Bop to the sound, Drop what you got, Cause it’s a song inside of me,
Bop to the sound, Drop what you got, Cause it’s a song inside of me,
-
- dwusuwowy rider
- Posty: 190
- Rejestracja: 12.07.2009, 09:25
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wlkp.
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Na forum afryki już wczoraj to czytaliMadman pisze:Wyczekane lepiej smakuje
A bardziej w temacie to super relacja
NTV Deauville->V-strom 1000->Transalp zmota->Bandit 1200->Transalp 600->Bandit 1200->Tdm->Africa Zmota->1100GS->1150GS->1100GS->CB1300S->CRF1000 i MT01
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
W takim razie, żeby lepiej doprawić, będę wydłużał czas wyczekiwania a co do przeżyć ... to chyba jednak było jakieś przekleństwoMadman pisze:Wyczekane lepiej smakuje
To wyżej napisałem jeszcze nie czytając ..
Przeżycia to Wy macie nie powiem....
Ale nikt nie powiedział, że każda wycieczka to jazda po tęczy i pierdzenie różowym pudrem.
Chylę czoła .
Afryka to Afryka, a My to MyCyryl pisze:Na forum afryki już wczoraj to czytaliMadman pisze:Wyczekane lepiej smakuje
A bardziej w temacie to super relacja
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- Qter
- swobodny rider
- Posty: 3404
- Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Reguły
- Kontakt:
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Hej,
przed następnym wyjazdem jakieś czary musisz odprawić albo przynajmniej na tace w koście dać...
czekam na cd
PZDR
Qter
przed następnym wyjazdem jakieś czary musisz odprawić albo przynajmniej na tace w koście dać...
czekam na cd
PZDR
Qter
Geniusz tkwi w prostocie...
we don't cry very hard
we don't cry very hard
- Nadol
- swobodny rider
- Posty: 3272
- Rejestracja: 11.07.2011, 09:18
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Marki
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Na Podlasie i skorzystać z usług Szeptuchy.
Nadol aka n4d01
srebrna 650, srebrny lub biały kask, WH....
Romet Ogar 200 -> MZ ETZ 150 -> ......... -> Honda XL 650 V
"Samochodem przemieszczasz ciało, motocyklem podróżuje dusza"
srebrna 650, srebrny lub biały kask, WH....
Romet Ogar 200 -> MZ ETZ 150 -> ......... -> Honda XL 650 V
"Samochodem przemieszczasz ciało, motocyklem podróżuje dusza"
- joker
- dwusuwowy rider
- Posty: 189
- Rejestracja: 10.08.2008, 15:59
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wrocław, Radwanice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Masakra jakaś !!!! kim Wy w poprzednim życiu byliście że macie takie przygody ??? co złego zrobiliście ??? a tak na poważnie my widzieliśmy zwłoki wielbłąda w Kazachstanie z rozjechaną głową i troszkę to zrobiło wrażenie i na szczęście to tylko jedna taka smutna przygoda nam się trafiła .
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1526
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Karta serwisowa SAM-osamochodu wymiata .
A przygody, no cóż. Mam nadzieję, że wyczerpiecie limit na kilka kolejnych lat do przodu i będzie można spokojnie jechać, w tamte strony .
A przygody, no cóż. Mam nadzieję, że wyczerpiecie limit na kilka kolejnych lat do przodu i będzie można spokojnie jechać, w tamte strony .
- Pingwin
- czyściciel nagaru
- Posty: 561
- Rejestracja: 06.12.2008, 00:10
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Nysa/Reykjavik
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Boli mnie jak patrze na zdarty bok Maxa
Czekam co sie jeszcze wydarzy
Czekam co sie jeszcze wydarzy
Dawniej gdziala
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Myślicie, że w każdym odcinku będą jakieś spektakularne akcje ? Że będzie jeszcze ostrzej ? Teraz, to już tylko sraczka będziePingwin pisze:Boli mnie jak patrze na zdarty bok Maxa
Czekam co sie jeszcze wydarzy
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzień 11 Poniedziałek 8.08.2016
Wstajemy dosyć póżno i udajemy się na bazar po drugiej stronie ulicy z zamiarem kupna pamiątek, ale takowych nie znajdujemy. Cały bazar to taki nasz mini Tuszyn, plus oczywiście chińszczyzna.
Przy bazarze jest mnóstwo kantorów w których kupujemy Kirgiską walutę i za 100 $ dostajemy 794 Somoni. W kantorach nie lubią małych nominałów i podniszczonych banknotów, a najbardziej cenią nowe 100 i 50 – tki.
W barze obok hotelu jemy śniadanie i około południa startujemy do Sary Tash.
Gdzieś w połowie drogi, widzę motocyklistów jadących z przeciwka, więc zjażdżamy na pobocze i czekamy z nadzieją, że oni też się zatrzymają.
Najpierw podjechało trzech, potem dwóch, a za nimi jeszcze czterech i okazało się, że to ekipa Sambora wracająca z Tadżykistanu.
Prawie sami nieznajomi. Prawie, bo wśród nich, udało się dostrzec uśmiechniętą gębę Szparaga
a tych dwóch motocyklistów, to dziewczyny i jedną z nich jest Marta, córka kolegi Wujka.
Wymieniamy się wrażeniami z drogi, co tam słychać na M41, jak z paliwem, co ciekawego widzieli, warto czy nie warto jechać i takie tam.
W końcu, pora ruszać dalej, więc oni pędzą na północ, a my na południe.
W Sary tankujemy na jedynej stacji
i zajeżdżamy do hoteliku „Akun'' w którym spaliśmy w ubiegłym roku, kiedy odbiliśmy się od granicy w Kara Myk … zostałem rozpoznany od pierwszego wejrzenia.
Gospodarze zrobili remont i teraz więcej pokoi przystosowanych jest do przyjęcia podróżnych.
W sklepie-barze, zamawiamy pierogi i kurczaka, ale przyznam, że kurczak rewelacyjny nie był.
Spotykamy tam małżeństwo belgów z trójką dzieci. Cztery miesiące temu wyjechali w podróż która potrwa jeden rok. Specjalnie do tego celu przystosowali Mercedesa Transportera.
Lecimy dalej, bo w planach mamy dotrzeć do Karakul w Tadżykistanie.
Z Sary Tash wyjeżdżamy w kierunku Kara Myk i po kilku kilometrach odbijamy w lewo. Na początku jest asfalt, który przechodzi w szuter, kiedy wjeżdżamy w wysokie góry, dalej to już tylko ubity grunt. Droga biegnie wzdłuż szerokiego koryta rzeki, której wody mają barwę brunatną, a powodują to minerały które rzeka napotyka na swojej drodze.
Przejście Kirgiskie. Dojeżdżamy do zamkniętego szlabanu za którym stoi kilka budynków. Czekamy, jesteśmy sami.
Po jakimś czasie przychodzi strażnik, sprawdza paszporty i otwiera szlaban. Podjeżdżamy pod budynek po prawej pod którym stoi się grupa rowerzystów, która aktualnie jest odprawiana. Kiedy przychodzi kolei na nas, po wysokich metalowych schodach wchodzimy do środka. Niewielki pokój, biurko za którym siedzi celnik, za nim na ścianie flaga kirgiska, w rogu pokoju szafa pancerna oklejona naklejkami.
Odbierają nam „wremiennyj wwoz'', pieczątka w paszport i możemy jechać, ale … celnik pyta czy nie mamy naklejek. Oczywiście mamy, więc kolejne trzy naklejki trafiają na szafę pancerną i teraz już możemy jechać.
Przejście Kirgiskie oddalone jest od Tadżyckiego o … nie wiem dokładnie, ale wydaje mi się, że ponad dziesięć kilometrów. Droga całkowicie gruntowa, kolorowa, dziurawa, krzywa.
Przejście Tadżyckie, podobnie jak Kirgiskie zamknięte, trzeba zatrzymać się przed bramkami i czekać na pogranicznika.
Czekanie nie trwa jednak zbyt długo, po kilkunastu minutach przychodzi chłopak z kałachem i otwiera bramki. Przejeżdżamy obok dwóch beczek przerobionych na pomieszczenia służbowe i zatrzymujemy się przy tym małym, białym budyneczku po lewej. Pogranicznicy sprawdzają papiery, pieczątka i … znowu pytanie o naklejki. Oklejamy kolejną ścianę i możemy jechać dalej.
Te okazałe obiekty w środku, to budynki nowego przejścia. Kiedy w przyszłym roku będziecie jechać w Pamir, to już tam będziecie odprawiani.
Tymczasem my, okrążamy budynki i z drugiej strony podjeżdżamy do małej budki po lewej. Tam, celnik mówi, że musimy opłacić jakiś podatek drogowy 25 $, lub 78.80 Somoni. Max przelicza szybko i okazuje się, że 79 Somoni = 11 $ !
Lecimy. Droga to szuterek, ale niestety ostra tarka powodującą wibracje. Temperatura drastycznie spada, robi się zimno. Na odcinku Osz, Sary Tash temperatura wynosiła średnio 26*, a tutaj zrobiło się 12* i dodatkowo wieje zimny wiatr. Po przejechaniu kilku kilometrów, zatrzymujemy się, żeby założyć cieplejsze ubranka i wtedy Max zauważa, że nie ma tablicy rejestracyjnej. Tablica odpadła jeszcze w Kazachstanie i Max woził ją na worku przypiętą gumami. Na przejściu zdjął ją, żeby pokazać celnikowi i chyba niezbyt solidnie zabezpieczył, a wibracje spowodowały, że tablica odpadła. Ja zostaję na drodze, a Max wraca szukać tablicy. Po pewnym czasie wraca uszczęśliwiony, bo znalazł tablicę kilkaset metrów za przejściem.
Zrobiło się póżno, a do Karakul mamy jeszcze ok. 60 km.
Od granicy, jesteśmy już na wysokości powyżej 4000 m, a mimo to, motory jadą całkiem rażno. Pędzimy na tyle, na ile pozwala nierówny szuter.
Do Karakul docieramy o zmroku, i już na początku rzuca się w oczy jurta i napis „homestay'' na budynku, ale my wjeżdżamy w wioskę w poszukiwaniu sklepu.
Labirynt domków i uliczek, nic nie znajdujemy, wracamy więc na początek, czyli do jurty.
Motory garażują na zamkniętym podwórku, a my będziemy spać w budynku w pokoju dla gości.
W jurcie mieszkają gospodarze i tam też będziemy jeść kolację.
Max czuje się fatalnie. Ma bóle głowy, szumy, zawroty, drgawki, to prawdopodobnie skutek zmiany wysokości. Ja na razie czuję się dobrze.
Dystans 285 km Temperatura 26 / 12 *
Wstajemy dosyć póżno i udajemy się na bazar po drugiej stronie ulicy z zamiarem kupna pamiątek, ale takowych nie znajdujemy. Cały bazar to taki nasz mini Tuszyn, plus oczywiście chińszczyzna.
Przy bazarze jest mnóstwo kantorów w których kupujemy Kirgiską walutę i za 100 $ dostajemy 794 Somoni. W kantorach nie lubią małych nominałów i podniszczonych banknotów, a najbardziej cenią nowe 100 i 50 – tki.
W barze obok hotelu jemy śniadanie i około południa startujemy do Sary Tash.
Gdzieś w połowie drogi, widzę motocyklistów jadących z przeciwka, więc zjażdżamy na pobocze i czekamy z nadzieją, że oni też się zatrzymają.
Najpierw podjechało trzech, potem dwóch, a za nimi jeszcze czterech i okazało się, że to ekipa Sambora wracająca z Tadżykistanu.
Prawie sami nieznajomi. Prawie, bo wśród nich, udało się dostrzec uśmiechniętą gębę Szparaga
a tych dwóch motocyklistów, to dziewczyny i jedną z nich jest Marta, córka kolegi Wujka.
Wymieniamy się wrażeniami z drogi, co tam słychać na M41, jak z paliwem, co ciekawego widzieli, warto czy nie warto jechać i takie tam.
W końcu, pora ruszać dalej, więc oni pędzą na północ, a my na południe.
W Sary tankujemy na jedynej stacji
i zajeżdżamy do hoteliku „Akun'' w którym spaliśmy w ubiegłym roku, kiedy odbiliśmy się od granicy w Kara Myk … zostałem rozpoznany od pierwszego wejrzenia.
Gospodarze zrobili remont i teraz więcej pokoi przystosowanych jest do przyjęcia podróżnych.
W sklepie-barze, zamawiamy pierogi i kurczaka, ale przyznam, że kurczak rewelacyjny nie był.
Spotykamy tam małżeństwo belgów z trójką dzieci. Cztery miesiące temu wyjechali w podróż która potrwa jeden rok. Specjalnie do tego celu przystosowali Mercedesa Transportera.
Lecimy dalej, bo w planach mamy dotrzeć do Karakul w Tadżykistanie.
Z Sary Tash wyjeżdżamy w kierunku Kara Myk i po kilku kilometrach odbijamy w lewo. Na początku jest asfalt, który przechodzi w szuter, kiedy wjeżdżamy w wysokie góry, dalej to już tylko ubity grunt. Droga biegnie wzdłuż szerokiego koryta rzeki, której wody mają barwę brunatną, a powodują to minerały które rzeka napotyka na swojej drodze.
Przejście Kirgiskie. Dojeżdżamy do zamkniętego szlabanu za którym stoi kilka budynków. Czekamy, jesteśmy sami.
Po jakimś czasie przychodzi strażnik, sprawdza paszporty i otwiera szlaban. Podjeżdżamy pod budynek po prawej pod którym stoi się grupa rowerzystów, która aktualnie jest odprawiana. Kiedy przychodzi kolei na nas, po wysokich metalowych schodach wchodzimy do środka. Niewielki pokój, biurko za którym siedzi celnik, za nim na ścianie flaga kirgiska, w rogu pokoju szafa pancerna oklejona naklejkami.
Odbierają nam „wremiennyj wwoz'', pieczątka w paszport i możemy jechać, ale … celnik pyta czy nie mamy naklejek. Oczywiście mamy, więc kolejne trzy naklejki trafiają na szafę pancerną i teraz już możemy jechać.
Przejście Kirgiskie oddalone jest od Tadżyckiego o … nie wiem dokładnie, ale wydaje mi się, że ponad dziesięć kilometrów. Droga całkowicie gruntowa, kolorowa, dziurawa, krzywa.
Przejście Tadżyckie, podobnie jak Kirgiskie zamknięte, trzeba zatrzymać się przed bramkami i czekać na pogranicznika.
Czekanie nie trwa jednak zbyt długo, po kilkunastu minutach przychodzi chłopak z kałachem i otwiera bramki. Przejeżdżamy obok dwóch beczek przerobionych na pomieszczenia służbowe i zatrzymujemy się przy tym małym, białym budyneczku po lewej. Pogranicznicy sprawdzają papiery, pieczątka i … znowu pytanie o naklejki. Oklejamy kolejną ścianę i możemy jechać dalej.
Te okazałe obiekty w środku, to budynki nowego przejścia. Kiedy w przyszłym roku będziecie jechać w Pamir, to już tam będziecie odprawiani.
Tymczasem my, okrążamy budynki i z drugiej strony podjeżdżamy do małej budki po lewej. Tam, celnik mówi, że musimy opłacić jakiś podatek drogowy 25 $, lub 78.80 Somoni. Max przelicza szybko i okazuje się, że 79 Somoni = 11 $ !
Lecimy. Droga to szuterek, ale niestety ostra tarka powodującą wibracje. Temperatura drastycznie spada, robi się zimno. Na odcinku Osz, Sary Tash temperatura wynosiła średnio 26*, a tutaj zrobiło się 12* i dodatkowo wieje zimny wiatr. Po przejechaniu kilku kilometrów, zatrzymujemy się, żeby założyć cieplejsze ubranka i wtedy Max zauważa, że nie ma tablicy rejestracyjnej. Tablica odpadła jeszcze w Kazachstanie i Max woził ją na worku przypiętą gumami. Na przejściu zdjął ją, żeby pokazać celnikowi i chyba niezbyt solidnie zabezpieczył, a wibracje spowodowały, że tablica odpadła. Ja zostaję na drodze, a Max wraca szukać tablicy. Po pewnym czasie wraca uszczęśliwiony, bo znalazł tablicę kilkaset metrów za przejściem.
Zrobiło się póżno, a do Karakul mamy jeszcze ok. 60 km.
Od granicy, jesteśmy już na wysokości powyżej 4000 m, a mimo to, motory jadą całkiem rażno. Pędzimy na tyle, na ile pozwala nierówny szuter.
Do Karakul docieramy o zmroku, i już na początku rzuca się w oczy jurta i napis „homestay'' na budynku, ale my wjeżdżamy w wioskę w poszukiwaniu sklepu.
Labirynt domków i uliczek, nic nie znajdujemy, wracamy więc na początek, czyli do jurty.
Motory garażują na zamkniętym podwórku, a my będziemy spać w budynku w pokoju dla gości.
W jurcie mieszkają gospodarze i tam też będziemy jeść kolację.
Max czuje się fatalnie. Ma bóle głowy, szumy, zawroty, drgawki, to prawdopodobnie skutek zmiany wysokości. Ja na razie czuję się dobrze.
Dystans 285 km Temperatura 26 / 12 *
Ostatnio zmieniony 11.12.2016, 15:00 przez henry, łącznie zmieniany 1 raz.
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- herni74
- pałujący w lesie
- Posty: 1430
- Rejestracja: 19.08.2008, 20:11
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Stalowa Wola/Mielec
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Widze , że na przejściach nic się nie zmieniło od 2014r. "Budynki" i zasady takie same . Cholera ale fajnie powspominać....!
Ducati Multistrada ,Cagiva Elefant 750,TA650, Cagiva GranCanyon 900
http://www.facebook.com/pages/Project-P ... 6340945760
https://www.facebook.com/himalaje2018/
https://www.facebook.com/PAKVENTURE2020/
http://www.facebook.com/pages/Project-P ... 6340945760
https://www.facebook.com/himalaje2018/
https://www.facebook.com/PAKVENTURE2020/
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
A ja myślałem, że to nowe obiekty czekają tylko na wykończenie, ale wynika z tego, że w przyszłym roku, chłopaki nadal odprawiać się będą w "budkach''herni74 pisze:Widze , że na przejściach nic się nie zmieniło od 2014r. "Budynki" i zasady takie same . Cholera ale fajnie powspominać....!
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Było naprawdę gorąco. Późne śniadanie, jedziemy przez małe miejscowości gdzieś w Kirgistanie. Poprzedniego wieczoru nie naładowałem Midlanda więc w pewny momencie komunikacja z Henrym się ucięła. Zdążyłem tylko mu przekazać że mam dośyć i muszę napić się kawy bo zasypiam. Widziałem Heńka przed sobą jak rozglądał się za Kafe. Przy drogach było tego całkiem sporo. No i... co tu dużo pisać. Heniek zwolnił dość gwałtownie. Nie wiem gdzie ja patrzyłem, czy ja przypadkiem na sekundę nie zasnąłem? Jest to możliwe. Nacisnąłem hamulec ze dwa metry przed nim. Uderzenie było naprawdę silne. Pierdolnięcie! Wyfrunąłem z motocykla, przeleciałem kilka metrów, potem szorowanie po asfalcie a na koniec kozłowanie w rowie. Naprawdę to uczucie kiedy myślisz że zawiodłeś, że narobiłeś kłopotu Heńkowi, rodzinie, bliskim. Że jeśli nie przeżyje to co z ciałem? Że jeśli szpital to gdzie? Jak? Po przecież tysiące kilometrów od polski. Co teraz k***a? Okropne uczucie.
Ale odjeb...m! Nie mogłem oddychać. Skoczyła adrenalina, ściśnięte płuca nie przyjmowały powietrza. Słyszałem jak Afryka wyje na asfalcie, słyszałem Heńka i jakieś głosy nade mną. Pytali czy Ambulans? Zdjąłem kask.
Po chwili wstałem, nogi całe, ręce całe więc mówię ze ambulans niet. Kurtka niestety była nie zapięta. Gdyby nie to, był bym tylko obity.
Motocykl znów dostał wpierdy. Stelaż pod zegary to już kwiczy bo tyle razy co był prostowany... Światło zbite... A dajcie spokój. Oczywiści dało się wszystko doprowadzić do jako takiego ładu żeby dalej jechać. Na szczęście tylko kilkanaście kilometrów.
Bolało coraz mocniej. Już tera każdy kawałek mojego ciała.
Ale odjeb...m! Nie mogłem oddychać. Skoczyła adrenalina, ściśnięte płuca nie przyjmowały powietrza. Słyszałem jak Afryka wyje na asfalcie, słyszałem Heńka i jakieś głosy nade mną. Pytali czy Ambulans? Zdjąłem kask.
Po chwili wstałem, nogi całe, ręce całe więc mówię ze ambulans niet. Kurtka niestety była nie zapięta. Gdyby nie to, był bym tylko obity.
Motocykl znów dostał wpierdy. Stelaż pod zegary to już kwiczy bo tyle razy co był prostowany... Światło zbite... A dajcie spokój. Oczywiści dało się wszystko doprowadzić do jako takiego ładu żeby dalej jechać. Na szczęście tylko kilkanaście kilometrów.
Bolało coraz mocniej. Już tera każdy kawałek mojego ciała.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Akcje z koniem mam do dziś przed oczami. Nigdy czegoś takiego nie widziałem na własne oczy. Konia dosłownie rozerwało na pół. Eksplodował. Mnie to ruszyło mocno. Heńka jeszcze bardziej. Była cisza, nikt o tym nie chciał rozmawiać. Dobrze że zrobiłem to zdjęcie. Działa na wyobraźnię. Uważajcie na konie w Kirgistanie. Jest ich tam bardzo dużo a są bardzo płochliwe i nieprzewidywalne.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Choroba wysokościowa mnie mocno dopadła. Heńka na szczęście też. Zrozumiał mnie nad ranem. Oto efekty.
Tysiąc sposobów na obfotografowanie motocykla.
Tysiąc sposobów na obfotografowanie motocykla.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
-
- swobodny rider
- Posty: 3276
- Rejestracja: 28.10.2008, 23:26
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: KRAKóW
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
super relcja super zdjęcia , no i w końcu uśmiechnięte gęby
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Max ku.wa ... jedziemy tam jeszcze raz ? Bo powiem Ci, że mimo wszystko, BYŁO ZAJEBIŚCIE
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- coreball
- miejski lanser
- Posty: 375
- Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Koziegłowy
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Hehe wiedziałem heniu, że jak emocje opadną to będziesz miło wspominał. Czekam na resztę.
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Jest kilka przygód których bym nie powtórzył. Najgosza jeszcze przed nami.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
- JL79
- pyrkający w orzeszku
- Posty: 239
- Rejestracja: 08.06.2015, 13:14
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: wAw/ sokołów podlaski
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzięki za dzielenie się wyprawą i dawajcie kolejny odcinek
btw. myślałem, że to już koniec nieszczęść
btw2. na jakiej wysokości się pochorowaliście? Teoretycznie jak stopniowo się zdobywa wysokość to nie powinno być problemów.
btw. myślałem, że to już koniec nieszczęść
btw2. na jakiej wysokości się pochorowaliście? Teoretycznie jak stopniowo się zdobywa wysokość to nie powinno być problemów.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość