Bałkańska włóczęga 2022
Bałkańska włóczęga 2022
Gdzieś już na jesieni zaczęła mi się kołatać po głowie następna wyprawa. Szczególnie, jak w oczy wpadały mi zdjęcia i filmy z TET MNO. Z jednymi takimi, co go przejechali chwilę korespondowałem, wypytywałem o trudność i miejsca, gdzie jest najciężej. "Uzbrojony w te informacje zacząłem planować. Jednak już na wstępie pojawił się pierwszy problem - IGO nie obsługuje wprost tracków. Parę dni poszukiwania rozwiązania w Internecie i okazało się, że rozwiązanie jest, lecz z lekka pracochłonne - track jest gęsty od punktów, format, jaki IGO łyka może mieć mac 100pkt na trasę. Posiedziałem, poklikałem i ten fragment, który chciałem przejechać skomasowałem do 3 tras.
Sam TET to za mało, trzeba było poszukać ciekawe miejsca na dolocie i powrocie, generalnie miałem skupić się na północnej MNO oraz pozwiedzać BiH. Jednak podczas przeglądania map wpadł mi w oko pewien punkt i już wiedziałem, że południową MNO też odwiedzę. Jakieś 2tyg przed urlopem miałem już wszystko ogarnięte i wklepane w navi - wyszło koło 3600km.
Wcześniej na wiosnę postanowiłem jeszcze raz spróbować kolegę jako towarzysza wyjazdu - pojechaliśmy na wschodnią SK na cały dzień. Nie był to dobry pomysł, jeszcze nie dojeżdżając do punktu zwrotnego - zacząłem się męczyć. Bo nie rozumiem, jak można chcieć wyprzedzić wszystko, co się ma przed sobą, a zobaczywszy policję - jechać wolniej niż dopuszczają. Jeszcze z 60km przed granicą powiedziałem mu, żeby jechał do domu a ja się pokręcę po SK.
Wiedziałem, że z nim nie pojadę, lecz nie wiedziałem jak mu o tym powiedzieć. Problem się sam rozwiązał - zerwane ścięgno Achillesa.
Parę dni przed startem sprawdzałem prognozy, by nie wepchać się na TET zaraz po deszczu. Okienko pogodowe pokazało się w sobotę i raniutko o 2.30 wyruszam wreszcie w trasę. Już na obwodnicy Svidníka chciałem spróbować jeden z dodatków ułatwiających jazdę na autostradzie - tempomat zaciskany na manetce. Jednak chyba za mocno był zaciśnięty a ja ze złej strony chciałem go przestawić -ułamał się i został gdzieś na obwodnicy.
Pierwszy nocleg miałem zarezerwowany, ale nie przedpłacony - jak nie dojadę, stratny nie będę.SK przejechane szybko, to tylko 130km, później autostrada przez całe H. Zjechałem z autostrady przed granicą z SRB by ją przejechać przejściem Horgoš 2. Kolejka też tam była spora, na 1.5km, ale wepchałem się prawie na sam początek i dość sprawnie przejechałem. Dalsza część podróży to nadal autostrada, którą opuściłem na zjeździe Lajkovac i skierowałem na pierwsze miejsce do odwiedzenia - Srebrenicę. Oczywiście po drodze navi znów mnie zrobiła w konia - za jakimś mostem kazała skręcić w prawo. Ja tam widzę tylko plac zwywkowy, żadnej drogi. Blokuję tę drogę w navi, przelicza nową trasę i jadę dalej ze 3km. Tam każe skręcić - droga szutrowa, ostro pod górę - rezygnuję. Przeglądam dokładniej mapy i wyznaczam sobie dalszą trasę, ale prowadzącą mniej podrzędnymi drogami. Wracam, przejeżdżając obok tegoż pierwszego skrętu jednak zauważam lukę w krzakach - jest droga. Szutrowa, całkiem dobra. Tak to jest, jak się w navi miało załączone "drogi gruntowe" ze względu na TET.
Widoki zaczynają być piękne, mijam też wiele grobów przy domostwach - pewnie ze względu na odległości nie chowają zmarłych na zbiorowych cmentarzach.
Przejeżdżam granicę z BIH i już na drodze dojazdowej do Srebrenicy widzę szpaler fotografii - to osoby, które zostały zamordowane w Srebrenicy. Dojeżdżam do cmentarza, las nagrobków. W Srebrenicy dokonano mordu na ponad 8tys bośniackich muzułmanach, przygnębiające wrażenie...
Gdzieś po drodze:
Niedaleko noclegu mam do odwiedzenia jeszcze cmentarz średniowieczny, mimo późnej już pory jadę w to miejsce - zawsze to na następny dzień trochę czasu zaoszczędzone. Masywne głazy, na niektórych - mimo tylu setek lat - nadal widać rzeźbienia.
Wracam w kierunku noclegu, trzeba odpocząć, bo jutro TET. Dziś przejechałem 1031km, od 2.30 do 20...
Sam TET to za mało, trzeba było poszukać ciekawe miejsca na dolocie i powrocie, generalnie miałem skupić się na północnej MNO oraz pozwiedzać BiH. Jednak podczas przeglądania map wpadł mi w oko pewien punkt i już wiedziałem, że południową MNO też odwiedzę. Jakieś 2tyg przed urlopem miałem już wszystko ogarnięte i wklepane w navi - wyszło koło 3600km.
Wcześniej na wiosnę postanowiłem jeszcze raz spróbować kolegę jako towarzysza wyjazdu - pojechaliśmy na wschodnią SK na cały dzień. Nie był to dobry pomysł, jeszcze nie dojeżdżając do punktu zwrotnego - zacząłem się męczyć. Bo nie rozumiem, jak można chcieć wyprzedzić wszystko, co się ma przed sobą, a zobaczywszy policję - jechać wolniej niż dopuszczają. Jeszcze z 60km przed granicą powiedziałem mu, żeby jechał do domu a ja się pokręcę po SK.
Wiedziałem, że z nim nie pojadę, lecz nie wiedziałem jak mu o tym powiedzieć. Problem się sam rozwiązał - zerwane ścięgno Achillesa.
Parę dni przed startem sprawdzałem prognozy, by nie wepchać się na TET zaraz po deszczu. Okienko pogodowe pokazało się w sobotę i raniutko o 2.30 wyruszam wreszcie w trasę. Już na obwodnicy Svidníka chciałem spróbować jeden z dodatków ułatwiających jazdę na autostradzie - tempomat zaciskany na manetce. Jednak chyba za mocno był zaciśnięty a ja ze złej strony chciałem go przestawić -ułamał się i został gdzieś na obwodnicy.
Pierwszy nocleg miałem zarezerwowany, ale nie przedpłacony - jak nie dojadę, stratny nie będę.SK przejechane szybko, to tylko 130km, później autostrada przez całe H. Zjechałem z autostrady przed granicą z SRB by ją przejechać przejściem Horgoš 2. Kolejka też tam była spora, na 1.5km, ale wepchałem się prawie na sam początek i dość sprawnie przejechałem. Dalsza część podróży to nadal autostrada, którą opuściłem na zjeździe Lajkovac i skierowałem na pierwsze miejsce do odwiedzenia - Srebrenicę. Oczywiście po drodze navi znów mnie zrobiła w konia - za jakimś mostem kazała skręcić w prawo. Ja tam widzę tylko plac zwywkowy, żadnej drogi. Blokuję tę drogę w navi, przelicza nową trasę i jadę dalej ze 3km. Tam każe skręcić - droga szutrowa, ostro pod górę - rezygnuję. Przeglądam dokładniej mapy i wyznaczam sobie dalszą trasę, ale prowadzącą mniej podrzędnymi drogami. Wracam, przejeżdżając obok tegoż pierwszego skrętu jednak zauważam lukę w krzakach - jest droga. Szutrowa, całkiem dobra. Tak to jest, jak się w navi miało załączone "drogi gruntowe" ze względu na TET.
Widoki zaczynają być piękne, mijam też wiele grobów przy domostwach - pewnie ze względu na odległości nie chowają zmarłych na zbiorowych cmentarzach.
Przejeżdżam granicę z BIH i już na drodze dojazdowej do Srebrenicy widzę szpaler fotografii - to osoby, które zostały zamordowane w Srebrenicy. Dojeżdżam do cmentarza, las nagrobków. W Srebrenicy dokonano mordu na ponad 8tys bośniackich muzułmanach, przygnębiające wrażenie...
Gdzieś po drodze:
Niedaleko noclegu mam do odwiedzenia jeszcze cmentarz średniowieczny, mimo późnej już pory jadę w to miejsce - zawsze to na następny dzień trochę czasu zaoszczędzone. Masywne głazy, na niektórych - mimo tylu setek lat - nadal widać rzeźbienia.
Wracam w kierunku noclegu, trzeba odpocząć, bo jutro TET. Dziś przejechałem 1031km, od 2.30 do 20...
- bartekk
- pałujący w lesie
- Posty: 1450
- Rejestracja: 28.10.2011, 07:54
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: wrocław - radwanice
Re: Bałkańska włóczęga 2022
zbita.....
A na poważnie i smutno. Bałkany to straszny tygiel, ale nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takich rzezi. Wydawać się mogło że to cywilizowana Europa.
W życiu są rzeczy ważne i .... ważniejsze.
-
- czyściciel nagaru
- Posty: 506
- Rejestracja: 05.11.2017, 09:44
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Orzesze
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Fajnie się czyta, dawaj dalej . Nie żebym się czepiał, ale jeśli chodzi o Czarnogórę (a tak mi się wydaje) to nie "MNO", a "MNE"
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Zgadza się, cosik mi się ubzdurało, thx
Dzień 2
Wstaję o 6, kawa i pół godziny później już jestem w drodze. Temperatura - 6sztC.
Dziś w planie dojazd i przejazd części TET MNE. Ale by wjechać na TET wpierw muszę pokonać ponad 100km, gdzieś po drodze łapię stan licznika - same siódemki, pewnie na szczęście (przydało się).
Po drodze odbijam jeszcze w bok, by zwiedzić Aleję Bohaterów w Tjentište - spory pomnik upamiętniający stoczoną tu bitwę partyzantów Tito z siłami Osi w 1943r, w której poległo ponad 7000 partyzantów.
Przejazd przez granicę BIH-MNE w miarę gładki, zastanawiam się tylko, czy muszę zaliczyć posterunek po stronie czarnogórskiej - zjazd na TET jest wcześniej. Zauważam tam pogranicznika i dopytuję się go, czy mogę ten posterunek opuścić. Potwierdza, więc jadę dalej. Pewien Niemiec na moto, widząc że skręcam, pojechał za mną, ale wdał się w dłuższą rozmowę z pogranicznikiem i pewnie się dowiedział, że to nie jest trasa, którą zamierzał jechać. Na początku droga była asfaltowa, nawet w miejscu, gdzie miałem informację, że jest trudny podjazd po luźnym szutrze - widocznie coś się chłopakom pomyliło. Skręcam jeszcze na monastyr, ale to nic ciekawego.
Wracam na trasę, asfalt się kończy i chwilę później są te serpentyny z luźnym szutrem na zakrętach. Jest ciężko, bo za bardzo zwolnić nie można a ja jeszcze mam zdawczą 16Z. Obawiając się takich sytuacji jeszcze przed wyjazdem wymieniłem sprzęgło, ale na szczęście udaje się go nie piłować. Po pokonaniu tego odcinka wyjeżdżam na łąki, skąd roztaczają się niezłe widoki. Zadowolony, że jeden z trudnych odcinków udało się pokonać - odpoczywam chwilę, jednak nie za długo, bo już 11.
Jadąc dalej wyraźną drogą nagle widzę w navi, że mam skręcić w lewo. Droga ledwie widoczna, ale jest. Po chwili kieruje się w las a w nim zaczyna piąć się mocno w górę. Nie mam umiejętności jeżdżenia po terenie, moto dodatkowo obciążony, z centralką zmniejszającą prześwit. Na korzyść trochę działa to, że w zimie przy okazji remontu przedniego zawieszenia dołożyłem do lag sprężyny zaworowe - moto trochę wyżej stanęło. Ręce bolą od próby utrzymania kierownicy na drodze, sterczące ostre kamienie tego nie ułatwiają a zatrzymać się choćby na chwilę - nie ma gdzie, nie ruszył bym później. Na szczęście jest tylko wilgotno a temperatura ok 16st, choć wentylator silnika co chwilę się załącza.
W końcu wyjeżdżam z lasu, znów rozległe widoki więc na chwilę zatrzymuję się, by zrobić zdjęcie i dać odpocząć rękom. Ruszam dalej i coś jest nie tak, koło przednie dziwnie się prowadzi - kapeć. Zjeżdżam ze wzniesienia na kawałek równiejszego terenu i stawiam moto na centralce - obciążony tył pozwala przednie koło trzymać w powietrzu.
To był mój pierwszy kapeć na trasie, nigdy wcześniej nie ściągałem opony w moto. Raz kiedyś w garażu próbowałem, ale nie udało mi się, więc zawiozłem do wulkanizatora. Tu nie mam wyjścia, nikogo w okolicy. Trzeba samemu próbować temat ogarnąć. Teoretycznie jestem przygotowany, parę filmików na YT oglądałem , sprzętowo też, oprócz tego, że zapomniałem zabrać kapturka do wykręcania wentyli. Mam 2 łyżki 30-ki, przed wyjazdem dokupiłem jeszcze 24-kę. Na wszelki wypadek mam jeszcze rurkę, bo nie wiem czemu myślałem, że trzeba użyć nie wiadomo jakiej siły. Ściągam koło, 3 łyżki w dłoń i do roboty. Dość szybko udało mi się wyłuskać dętkę - przedłużek żadnych nie trzeba było a najlepiej robiło mi się 24-ką, chyba wywalę te dłuższe a kupię jeszcze 2 takie. Sprawdzam w oponie - nie znajduję niczego, co mogło dętkę przebić. Trzeba poszukać dziury w dętce - mam butelkę wody do polewania w razie gorąca więc postanawiam ją do tego użyć. Niestety - bez skutku. Dopompowuję i schodzę w zagłębienie kryjąc się przed wiatrem - próbuję wysłuchać nieszczelność. Nadal bez powodzenia. Mam drugą dętkę w zapasie, ale wolałbym ją zostawić na wszelki wypadek. Znów dopompowanie i poszukiwanie w zagłębieniu dziury. W końcu udaje mi się wyczuć na policzku podmuch i lokalizuję nieszczelność. Sprawdzam w oponie w tym miejscu - nie ma nic. Nie mam pojęcia, dlaczego dętka ma dziurę, co do końca wyprawy siedzi mi z tyłu głowy. Przeczyszczenie miejsca klejenia, klej, łatka rowerowa. I znów brak wiedzy - trzymać czy składać. Postanawiam składać, by ciśnienie dociskało łatkę na czas schnięcia kleju. Mam już prawie oponę zarzuconą, gdy słyszę odgłos silnika - z górki zjeżdża terenówka ze starszym małżeństwem z Danii. Stoję na środku drogi blokując ją, moto nie mam jak przestawić, oni zatrzymują się obok i pytają czy potrzebuję pomocy. Tłumaczę, że chyba nie, bo teraz tylko dobiję powietrza i będę chwilę czekał sprawdzając czy ciśnienie się utrzymuje. Mam mały kompresorek, ale on ma wyjścia albo żabkami do akku albo wtyczkę do gniazda zapalniczki. Kombinowałem przed wyjazdem, czy nie założyć gdzieś gniazda zapalniczki, lecz nie miałem konceptu, gdzie można by go schować. Pod kanapę nie chciałem - przy zapakowanym moto trzeba by wszystko zwalać. Z tego względu też podpięcie kompresora wprost do akku nie wchodziło w rachubę. Za to wykombinowałem króciutką przedłużkę z jednej strony z gniazdem zapalniczki a z drugiej z wtyczką superseal - na takich mam podpięte halogeny, więc mogę je rozłączyć i w ich miejsce wpiąć się z gniazdem zapalniczki. Dopompowałem trochę i próbuję ubić oponę, by zaskoczyła równo dookoła - nie udaje się. Kombinacje ze spuszczaniem ciśnienia i ponownym dobijaniem - bez zmian. W końcu postanawiam bić ciśnienie do stanu normalnego - nawet jak opona nie zaskoczy i będzie biła, przy moich prędkościach na TET nie powinno to mieć znaczenia. A w cywilizacji się zobaczy. Okazało się, że dopiero normalne ciśnienie nasadziło opnę równo dookoła. Mówię Duńczykom, że mogą jechać, że powinienem już dać sobie radę. Upewniają się, czy w razie czego mam wszystko. No mam, namiot jest, jedzenie, 5l picia z czego połowa czystej wody, palnik, gaz - można nawet nocować. Jadą dalej a ja już na szybko składam moto do kupy i również ruszam dalej.
Po chwili znów kawałek asfaltu, ale przecież TET nie takimi drogami prowadzi, kawałek dalej skręt w prawo, droga znów ledwie widoczna. Zaczyna się coraz gorsza, zjazdy ze sporymi luźnymi kamieniami, które walą o centralkę. Umiejętności brak, chcę tylko powoli zjechać na dół. Jazda na listonosza i hamowanie tylko przodem to proszenie się o kłopoty. Gaszę moto, wbijam bieg i teraz mogę się asekurować nogami w razie czego - popuszczając sprzęgło - "hamować" tyłem. W sumie nieważny styl, byle by tylko przejechać
To był najtrudniejszy odcinek, nie wyobrażam sobie, jakbym miał jechać w drugą stronę. Dalsza droga wydawała się już łatwiejsza, może się już przyzwyczaiłem.
Po drodze 3 punkty widokowe ze wspaniałymi widokami - chyba było warto się pomęczyć.
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Dojeżdżam do drogi P14 i już wiem, że dalszej części TET robił nie będę - jest już 15. Postanawiam przejechać tą drogą na wschód do P5, dokąd miał prowadzić następny odcinek mojej trasy.
Nocleg - jako możliwy - miałem upatrzony jeszcze w kraju, choć nie wiedząc czy do niego dojadę - nie rezerwowałem. Jednak, rezygnując z dalszej części TET, wydaje się być osiągalny, po drodze mam jeszcze do zobaczenia 2 fajnie położonych jeziorek i stary cmentarz.
Jest po 19, gdy melduję się na nocleg.
Nocleg - jako możliwy - miałem upatrzony jeszcze w kraju, choć nie wiedząc czy do niego dojadę - nie rezerwowałem. Jednak, rezygnując z dalszej części TET, wydaje się być osiągalny, po drodze mam jeszcze do zobaczenia 2 fajnie położonych jeziorek i stary cmentarz.
Jest po 19, gdy melduję się na nocleg.
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Dzień 3
Na trzeci dzień musiałem wymyślić jakieś wypełnienie, bo postanowiłem zanocować w AL u tego samego pana, co w zeszłym roku. Więc postanowiłem znów pokręcić się po Durmitorze.
Wjeżdżam na P14 i nią kieruję się w stronę Trsy.
Już wczoraj zauważyłem, że jest bardzo mało ludzi W Durmitorze, czasami wygląda, jakbym miał go na własność. W zeszłym roku ręka mocno napracowała się przy pozdrowieniach, w tym było może ze 3 motocyklistów i podobna ilość samochodów.
Jadę powoli, co chwilę postój na zdjęcie i sycę oczy widokami - mam czas, resztę drogi znam i żadnych niespodzianek nie przewiduję.
W Trsa skręcam na Nedajno i tam robię sobie postój na śniadanie.
Trochę dalej jest punkt widokowy na kanion Susice, zmieniło się od zeszłego roku - ogrodzili go drutem kolczastym.
Sušičko jezero niestety znów bez wody, zamiast niej soczysta zieleń.
Skręcam jeszcze na Crna Gora zobaczyć cerkiew.
Następnie punkt widokowy na kanion Tary - ponownie rozległe widoki.
Zjeżdżam do Žabljaka i stamtąd kieruję się na most Đurđevića na Tarze - ponownie w oczy rzuca się znikomy ruch turystyczny.
Teraz długi przejazd w stronę AL, ale zanim do niej wjadę mam jeszcze do zobaczenia 2 miejsca. Zamiast na granicę - mam zamiar skręcić na Gusinje, lecz przed skrzyżowaniem - korek. Przebijam się na przód i widzę przyczynę - wymuszenie pierwszeństwa. Trwało to z 15min, zanim policja ogarnęła sprawę i puścili ruch.
Za Gusinje są źródła Ali-Paszy. Z jednego miejsca wypływają spore ilości wody tworząc od razu całkiem pokaźną rzekę. Woda jest przyjemnie zimna, spędzam tam trochę czasu.
Drugie miejsce to Dolina Grebaje. Już przy dojeździe widoki są wspaniałe, jednak samego wjazdu broni szlaban ze strażnikiem. Tam dalej jest już park narodowy, płacąc za bilet można jeszcze kawałek wjechać, jednak miejsce to bardziej pasuje do zwiedzania pieszo niż motocyklowo. Jest tam masa szlaków i tyleż samo pięknych widoków.
Zawracam i jadę na granicę. Odprawa trochę się przeciąga, lecz dla mnie bez znaczenia - mam czas. Po przekroczeniu granicy jadę do Vermosh, zeszłoroczne miejsce noclegu jest wolne, choć trochę szkoda, że basen jest opróżniony. Temperatura ok. 21stC w sumie i tak nie wymagała chłodzenia. Dziadek poznał mnie, chwilę gadamy, on proponuje piwo. Odmawiam mówiąc, że tylko się rozpakuję i chcę pojechać jeszcze w górę doliny - mam czas, bo dopiero jest przed 17. Jadę wzdłuż rzeki, przede mną toczy się mercedes. Po chwili asfalt się kończy, tłukę się jeszcze trochę szutrem i widząc, że dalej nie ma w sumie nic ciekawego - zatrzymuję się. Droga prowadzi dalej przez rzekę, a raczej jej koryto, bo w tym miejscu wody już nie widać, znikła pod kamieniami. To pozwala mercowi na przejazd na drugą stronę doliny, bo wcześniej mostów (oprócz pieszych) nie widziałem.
Wracam na nocleg i teraz raczę się piwem patrząc jak owce próbują odzyskać zawłaszczoną przeze mnie przestrzeń.
Na trzeci dzień musiałem wymyślić jakieś wypełnienie, bo postanowiłem zanocować w AL u tego samego pana, co w zeszłym roku. Więc postanowiłem znów pokręcić się po Durmitorze.
Wjeżdżam na P14 i nią kieruję się w stronę Trsy.
Już wczoraj zauważyłem, że jest bardzo mało ludzi W Durmitorze, czasami wygląda, jakbym miał go na własność. W zeszłym roku ręka mocno napracowała się przy pozdrowieniach, w tym było może ze 3 motocyklistów i podobna ilość samochodów.
Jadę powoli, co chwilę postój na zdjęcie i sycę oczy widokami - mam czas, resztę drogi znam i żadnych niespodzianek nie przewiduję.
W Trsa skręcam na Nedajno i tam robię sobie postój na śniadanie.
Trochę dalej jest punkt widokowy na kanion Susice, zmieniło się od zeszłego roku - ogrodzili go drutem kolczastym.
Sušičko jezero niestety znów bez wody, zamiast niej soczysta zieleń.
Skręcam jeszcze na Crna Gora zobaczyć cerkiew.
Następnie punkt widokowy na kanion Tary - ponownie rozległe widoki.
Zjeżdżam do Žabljaka i stamtąd kieruję się na most Đurđevića na Tarze - ponownie w oczy rzuca się znikomy ruch turystyczny.
Teraz długi przejazd w stronę AL, ale zanim do niej wjadę mam jeszcze do zobaczenia 2 miejsca. Zamiast na granicę - mam zamiar skręcić na Gusinje, lecz przed skrzyżowaniem - korek. Przebijam się na przód i widzę przyczynę - wymuszenie pierwszeństwa. Trwało to z 15min, zanim policja ogarnęła sprawę i puścili ruch.
Za Gusinje są źródła Ali-Paszy. Z jednego miejsca wypływają spore ilości wody tworząc od razu całkiem pokaźną rzekę. Woda jest przyjemnie zimna, spędzam tam trochę czasu.
Drugie miejsce to Dolina Grebaje. Już przy dojeździe widoki są wspaniałe, jednak samego wjazdu broni szlaban ze strażnikiem. Tam dalej jest już park narodowy, płacąc za bilet można jeszcze kawałek wjechać, jednak miejsce to bardziej pasuje do zwiedzania pieszo niż motocyklowo. Jest tam masa szlaków i tyleż samo pięknych widoków.
Zawracam i jadę na granicę. Odprawa trochę się przeciąga, lecz dla mnie bez znaczenia - mam czas. Po przekroczeniu granicy jadę do Vermosh, zeszłoroczne miejsce noclegu jest wolne, choć trochę szkoda, że basen jest opróżniony. Temperatura ok. 21stC w sumie i tak nie wymagała chłodzenia. Dziadek poznał mnie, chwilę gadamy, on proponuje piwo. Odmawiam mówiąc, że tylko się rozpakuję i chcę pojechać jeszcze w górę doliny - mam czas, bo dopiero jest przed 17. Jadę wzdłuż rzeki, przede mną toczy się mercedes. Po chwili asfalt się kończy, tłukę się jeszcze trochę szutrem i widząc, że dalej nie ma w sumie nic ciekawego - zatrzymuję się. Droga prowadzi dalej przez rzekę, a raczej jej koryto, bo w tym miejscu wody już nie widać, znikła pod kamieniami. To pozwala mercowi na przejazd na drugą stronę doliny, bo wcześniej mostów (oprócz pieszych) nie widziałem.
Wracam na nocleg i teraz raczę się piwem patrząc jak owce próbują odzyskać zawłaszczoną przeze mnie przestrzeń.
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Super się czyta i ogląda.
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Dzień 4
Wstaję wcześnie, przed 6 już jestem w trasie - temperatura 5stC. Dziś wreszcie mam nadzieję odwiedzić pewne miejsce, którego chęć zobaczenia przygnała mnie aż tak daleko na południe. Ale wcześniej jazda drogą SH20, pusto a widoki przepiękne.
Dojeżdżam na punkt widokowy nad serpentynami
Później w Hot zaglądam na chwilę do kościoła.
Zjazd z gór przynosi zauważalne podwyższenie temperatury, wynosi już 27stC
Kieruję się na przejście graniczne Hani i Hotit - Bozhaj i to tyle AL, nie ona była celem tego wyjazdu. Granicę pokonuję szybko i kieruję się na wodospad Niagara. Wody mało to i efektowny nie jest, natomiast koryto wyrzeźbione przez wodę poniżej wodospadu - robi wrażenie.
Przejeżdżam przez Podgoricę i kieruję się na pętelkę widokową. Pierwszy postój przy punkcie widokowym z wglądem na całą Podgoricę
Następnie zamek Medun.
Gdzieniegdzie się jeszcze zatrzymuję podziwiać widoki.
W końcu dojeżdżam do Kority, gdzie na chwilę trzeba porzucić TA by pieszo udać się na miejsce, którego chęć zobaczenia mnie aż tu sprowadziła.
Do przejścia ścieżką ok. 1h, na skróty powinno być szybciej, w linii prostej ok.300m. Pokonuję 2 płoty i wspinam się na wzgórze - w ubraniu moto - mimo 16stC- zalewają mnie poty. Co chwilę robię postoje na podziwianie panoramy a tak faktycznie to na złapanie oddechu.
Później tylko zejście ze wzgórza, przedarcie się przez lasek i zagajnik malin i wreszcie jestem u celu.
Jednym z celów głównych wyjazdu było właśnie to - ławeczka w punkcie widokowym nad przepaścią - wysokość 1370m.
W dole widać Tamare po albańskiej, położoną na wysokości ok. 260m. Daje to ponad 1000m przepaść. Widoki świetne, wyleguję się dłuższą chwilę na ławeczce sycąc nimi oczy.
Za miejscowością Benkaj następny punkt widokowy
Później zjazd do Podgoricy, gdzie chcę zobaczyć Sobór prawosławny Zmartwychwstania Pańskiego. Tylko zdjęcie z zewnątrz, w środku nie zrobiłem żadnego, ale spore wrażenie na mnie wywarło przebogate zdobienie - kto chce, może wnętrze zobaczyć choćby na stronie http://hramvaskrsenja.me/
Z Podgoricy wyjeżdżam w kierunku Cetynii, gdzieś przy drodze odwiedzam jeszcze pomnik poświęcony pamięci poległym w różnych konfliktach mieszkańcom regionu Lješanska nahija, jest tam też część poświęcona ofiarom WW.
Skręcam z głównej drogi w kierunku jeziora Szkoderskiego objeżdżając jego koniec. Po drodze punkt widokowy, zresztą cały ten fragment obfituje w widoki.
Na chwilę wbijam się na E80, z niej odbijam na M2 a z niej jeszcze w podrzędniejszą drogę, gdzie natykam się na takiego dziada
Wstaję wcześnie, przed 6 już jestem w trasie - temperatura 5stC. Dziś wreszcie mam nadzieję odwiedzić pewne miejsce, którego chęć zobaczenia przygnała mnie aż tak daleko na południe. Ale wcześniej jazda drogą SH20, pusto a widoki przepiękne.
Dojeżdżam na punkt widokowy nad serpentynami
Później w Hot zaglądam na chwilę do kościoła.
Zjazd z gór przynosi zauważalne podwyższenie temperatury, wynosi już 27stC
Kieruję się na przejście graniczne Hani i Hotit - Bozhaj i to tyle AL, nie ona była celem tego wyjazdu. Granicę pokonuję szybko i kieruję się na wodospad Niagara. Wody mało to i efektowny nie jest, natomiast koryto wyrzeźbione przez wodę poniżej wodospadu - robi wrażenie.
Przejeżdżam przez Podgoricę i kieruję się na pętelkę widokową. Pierwszy postój przy punkcie widokowym z wglądem na całą Podgoricę
Następnie zamek Medun.
Gdzieniegdzie się jeszcze zatrzymuję podziwiać widoki.
W końcu dojeżdżam do Kority, gdzie na chwilę trzeba porzucić TA by pieszo udać się na miejsce, którego chęć zobaczenia mnie aż tu sprowadziła.
Do przejścia ścieżką ok. 1h, na skróty powinno być szybciej, w linii prostej ok.300m. Pokonuję 2 płoty i wspinam się na wzgórze - w ubraniu moto - mimo 16stC- zalewają mnie poty. Co chwilę robię postoje na podziwianie panoramy a tak faktycznie to na złapanie oddechu.
Później tylko zejście ze wzgórza, przedarcie się przez lasek i zagajnik malin i wreszcie jestem u celu.
Jednym z celów głównych wyjazdu było właśnie to - ławeczka w punkcie widokowym nad przepaścią - wysokość 1370m.
W dole widać Tamare po albańskiej, położoną na wysokości ok. 260m. Daje to ponad 1000m przepaść. Widoki świetne, wyleguję się dłuższą chwilę na ławeczce sycąc nimi oczy.
Za miejscowością Benkaj następny punkt widokowy
Później zjazd do Podgoricy, gdzie chcę zobaczyć Sobór prawosławny Zmartwychwstania Pańskiego. Tylko zdjęcie z zewnątrz, w środku nie zrobiłem żadnego, ale spore wrażenie na mnie wywarło przebogate zdobienie - kto chce, może wnętrze zobaczyć choćby na stronie http://hramvaskrsenja.me/
Z Podgoricy wyjeżdżam w kierunku Cetynii, gdzieś przy drodze odwiedzam jeszcze pomnik poświęcony pamięci poległym w różnych konfliktach mieszkańcom regionu Lješanska nahija, jest tam też część poświęcona ofiarom WW.
Skręcam z głównej drogi w kierunku jeziora Szkoderskiego objeżdżając jego koniec. Po drodze punkt widokowy, zresztą cały ten fragment obfituje w widoki.
Na chwilę wbijam się na E80, z niej odbijam na M2 a z niej jeszcze w podrzędniejszą drogę, gdzie natykam się na takiego dziada
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Dojeżdżam do Cetynii, teraz celem jest Lovćen z położonym na niej mauzoleum Niegosza. W zeszłym roku byłem tu zbyt wcześnie, jeszcze było zamknięte. Dziś udaje mi się go odwiedzić. Widoki - jak zwykle wspaniałe, jednak znów wymagały wylania trochę potu. Ciekawe dlaczego każdy z ciągów schodów ma po 9 stopni?
Jest 16, mam zamiar nocować w Kotorze, jednak wcześniej, po przejechaniu sporej ilości serpentyn (w pewnym miejscu zablokowanych przez autobus, ale TA zmieścił się bokiem), mam zamiar odwiedzić jeszcze widoczny już z góry fort Gorazda z 1886r.
Zbudowany przez Cesarstwo Austro-Węgierskie, z niego w czasie WW ostrzeliwane były pozycje na górze Lovćen.
Chwilę się po nim kręcę, a później zjeżdżam do Kotoru mając zamiar nocować w miejscu z zeszłego roku.
Jednak miejsc już nie ma, z pomocą właścicieli znajduję inny nocleg. Mam do wieczora jeszcze sporo czasu, przysiadam nad navi próbując ułożyć plan na resztę trasy, by rozsądnie zamknąć ją w pełnych dniach. Niby się udaje, ale jeszcze nie wiem, jaka niespodzianka dnia następnego się szykuje...
Jest 16, mam zamiar nocować w Kotorze, jednak wcześniej, po przejechaniu sporej ilości serpentyn (w pewnym miejscu zablokowanych przez autobus, ale TA zmieścił się bokiem), mam zamiar odwiedzić jeszcze widoczny już z góry fort Gorazda z 1886r.
Zbudowany przez Cesarstwo Austro-Węgierskie, z niego w czasie WW ostrzeliwane były pozycje na górze Lovćen.
Chwilę się po nim kręcę, a później zjeżdżam do Kotoru mając zamiar nocować w miejscu z zeszłego roku.
Jednak miejsc już nie ma, z pomocą właścicieli znajduję inny nocleg. Mam do wieczora jeszcze sporo czasu, przysiadam nad navi próbując ułożyć plan na resztę trasy, by rozsądnie zamknąć ją w pełnych dniach. Niby się udaje, ale jeszcze nie wiem, jaka niespodzianka dnia następnego się szykuje...
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Dzień 5
Znów wczesne wstawanie - w mieście temperatura po 5 wynosiła 22stC. Wczoraj z siedzenia i planowania pozostałej trasy wyszło mi, że będę potrzebował jeszcze 3 dni, a dziś muszę dojechać do Sarajewa. Rezerwowałem wprawdzie ok. 50km przed Sarajewem, lecz właściciel - mimo potwierdzonej rezerwacji przez booking - odmówił mętnie się tłumacząc. Dobrze, że dał znać od razu i mogłem poszukać innego noclegu.
Mam do pokonania ponad 400km, więc odpuszczam objechanie Zatoki Kotorskiej i jadę na prom. Ale by choć trochę pooglądać - jadę jej zachodnim brzegiem.
Prom, później szybki przelot na granicę z BIH w Sitnica - o 7 byłem już po bośniackiej stronie.
Następnym miejscem do odwiedzin jest Hercegovačka Gračanica – prawosławna cerkiew położona na wzgórzu nad Trebinje, również rozległy widok na miasto.
Znów ponad 80km bez przerw i idę oglądać stećaki - nagrobki na cmentarzu w Radimlji.
Trochę dalej skręcam na Počitelj - zobaczyć choć część zamku. Jest bardzo rozległy, rozciąga się na zboczu i pewnie lepiej było by zwiedzać go od dołu.
Przed 11 jestem już w Medziugorie, rzuca się w oczy przede wszystkim handel, sporo się zmieniło przez bodajże 15 lat. Na chwilę wstępuję do kościoła i trzeba uciekać z tych tłumów (Polaków sporo).
Dojeżdżam do Blagaj i idę zobaczyć miejsce, skąd wypływa Buna oraz położony nad nią klasztor derwiszów.
Stąd już tylko trochę ponad 20km, by znaleźć się na wzgórzu nad Mostarem, na którym jest krzyż milenijny
ale ja jeszcze wypatrzyłem, że na południowym krańcu wzgórza jest oznaczona jakaś fortyfikacja z czasów A-W. Dojazd do niej znów utrudniony, niby szuter, ale miejscami jakby ktoś nasypał w koleiny więcej kamieni. Na dodatek zaokrąglonych i koła uciekają. Dojeżdżam na miejsce, stoi tylko część murów, dodatkowo chyba poprawianych podczas walk o miasto w latach 90-tych.
Zjazd do centrum Mostaru - chcę zobaczyć ten słynny, XVI-wieczny most. Z przeglądania map w Internecie wiedziałem, że muszę być po zachodniej stronie Neretwy, tam jest zejście na plażę. W ciuchach moto coraz goręcej, ale chwilę stoję na plaży i patrzę, jak śmiałkowie skaczą z mostu do wody.
Jest 13.30, do przejechania na ten dzień zostało "tylko" 170km. Uznaję, że mam czas, więc mogę jeszcze podjechać na drugie zbocze doliny, skąd też są fajne widoki na Mostar.
A jakby ktoś chciał, to jest szklany taras widokowy z podwieszoną pod nim huśtawką w przepaść
Jadąc dalej zajeżdżam do Jablanicy, chcę zobaczyć Muzeum bitwy o rannych nad Neretwą. Nazwa ciekawa, mająca odzwierciedlenie w faktach. Kto będzie chciał się więcej dowiedzieć - doczyta.
Stąd już tylko 50km do następnego z głównych celów wycieczki - Lukomiru. To najwyżej położona wieś w BIH, w związku z tym można się było spodziewać, że dojazd prosty nie będzie. Do Dzepi bodajże był jeszcze asfalt, później szuter. I znów na podjazdach spore luźne kamole (a było sporo wysokości do zdobycia), męczę moto na pierwszym biegu na 2k obr - idzie jak czołg, tylko mnie nieźle wytrząsa. Wyjechawszy wreszcie na równiejszy teren obowiązkowy odpoczynek dla opanowania drżenia rąk.
Widoki znów zaczynają się przednie, nie ma nikogo w zasięgu wzroku - tak to ja lubię
Znów wczesne wstawanie - w mieście temperatura po 5 wynosiła 22stC. Wczoraj z siedzenia i planowania pozostałej trasy wyszło mi, że będę potrzebował jeszcze 3 dni, a dziś muszę dojechać do Sarajewa. Rezerwowałem wprawdzie ok. 50km przed Sarajewem, lecz właściciel - mimo potwierdzonej rezerwacji przez booking - odmówił mętnie się tłumacząc. Dobrze, że dał znać od razu i mogłem poszukać innego noclegu.
Mam do pokonania ponad 400km, więc odpuszczam objechanie Zatoki Kotorskiej i jadę na prom. Ale by choć trochę pooglądać - jadę jej zachodnim brzegiem.
Prom, później szybki przelot na granicę z BIH w Sitnica - o 7 byłem już po bośniackiej stronie.
Następnym miejscem do odwiedzin jest Hercegovačka Gračanica – prawosławna cerkiew położona na wzgórzu nad Trebinje, również rozległy widok na miasto.
Znów ponad 80km bez przerw i idę oglądać stećaki - nagrobki na cmentarzu w Radimlji.
Trochę dalej skręcam na Počitelj - zobaczyć choć część zamku. Jest bardzo rozległy, rozciąga się na zboczu i pewnie lepiej było by zwiedzać go od dołu.
Przed 11 jestem już w Medziugorie, rzuca się w oczy przede wszystkim handel, sporo się zmieniło przez bodajże 15 lat. Na chwilę wstępuję do kościoła i trzeba uciekać z tych tłumów (Polaków sporo).
Dojeżdżam do Blagaj i idę zobaczyć miejsce, skąd wypływa Buna oraz położony nad nią klasztor derwiszów.
Stąd już tylko trochę ponad 20km, by znaleźć się na wzgórzu nad Mostarem, na którym jest krzyż milenijny
ale ja jeszcze wypatrzyłem, że na południowym krańcu wzgórza jest oznaczona jakaś fortyfikacja z czasów A-W. Dojazd do niej znów utrudniony, niby szuter, ale miejscami jakby ktoś nasypał w koleiny więcej kamieni. Na dodatek zaokrąglonych i koła uciekają. Dojeżdżam na miejsce, stoi tylko część murów, dodatkowo chyba poprawianych podczas walk o miasto w latach 90-tych.
Zjazd do centrum Mostaru - chcę zobaczyć ten słynny, XVI-wieczny most. Z przeglądania map w Internecie wiedziałem, że muszę być po zachodniej stronie Neretwy, tam jest zejście na plażę. W ciuchach moto coraz goręcej, ale chwilę stoję na plaży i patrzę, jak śmiałkowie skaczą z mostu do wody.
Jest 13.30, do przejechania na ten dzień zostało "tylko" 170km. Uznaję, że mam czas, więc mogę jeszcze podjechać na drugie zbocze doliny, skąd też są fajne widoki na Mostar.
A jakby ktoś chciał, to jest szklany taras widokowy z podwieszoną pod nim huśtawką w przepaść
Jadąc dalej zajeżdżam do Jablanicy, chcę zobaczyć Muzeum bitwy o rannych nad Neretwą. Nazwa ciekawa, mająca odzwierciedlenie w faktach. Kto będzie chciał się więcej dowiedzieć - doczyta.
Stąd już tylko 50km do następnego z głównych celów wycieczki - Lukomiru. To najwyżej położona wieś w BIH, w związku z tym można się było spodziewać, że dojazd prosty nie będzie. Do Dzepi bodajże był jeszcze asfalt, później szuter. I znów na podjazdach spore luźne kamole (a było sporo wysokości do zdobycia), męczę moto na pierwszym biegu na 2k obr - idzie jak czołg, tylko mnie nieźle wytrząsa. Wyjechawszy wreszcie na równiejszy teren obowiązkowy odpoczynek dla opanowania drżenia rąk.
Widoki znów zaczynają się przednie, nie ma nikogo w zasięgu wzroku - tak to ja lubię
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Dojeżdżam do Lukomiru
jadę na koniec wsi, bo tam są 2 cmentarze.
Długo nie zabawiam, bo już jest 17.30 a nie mam pojęcia, co mnie będzie czekało na zjeździe, a do noclegu 50km.
Dalsza droga wydaje mi się jakaś lepsza, równiejsza. Mogę wrzucić 2 bieg, trochę uczę się jazdy na stojąco manewrując naciskiem na podnóżki.
Godzinę później nadal jestem w górach, zauważam drogę asfaltową - w navi miałem ją zablokowaną.
Teraz odblokowuję i cieszę się gładką jazdą. Nie na długo, asfalt kończy się i mam do wyboru 3 drogi. Pojechałem za navi i to był chyba najgorszy wybór - główniejszy szuter skończył się i z przełęczy trzeba było znów po kamorach się staczać.
O 19 jestem wreszcie pod skoczniami Igman. Chwilę się kręcę, zaczepia mnie Niemiec, który też przyjechał zobaczyć te skocznie. Chwilę rozmawiamy, aż w końcu przepraszam go, bo chce zakończyć rozmowę - jestem zbyt zmęczony.
Przed Sarajewem skręcam jeszcze zobaczyć zabytkowy rzymski most
Miałem jeszcze zobaczyć źródła Bośni, ale odpuszczam przez zmęczenie i brak czasu - jest 20, a ja mimo że mam nocleg zaklepany, to trochę mi schodzi z jego odnalezieniem i dopiero przed 21 schodzę z motocykla...
jadę na koniec wsi, bo tam są 2 cmentarze.
Długo nie zabawiam, bo już jest 17.30 a nie mam pojęcia, co mnie będzie czekało na zjeździe, a do noclegu 50km.
Dalsza droga wydaje mi się jakaś lepsza, równiejsza. Mogę wrzucić 2 bieg, trochę uczę się jazdy na stojąco manewrując naciskiem na podnóżki.
Godzinę później nadal jestem w górach, zauważam drogę asfaltową - w navi miałem ją zablokowaną.
Teraz odblokowuję i cieszę się gładką jazdą. Nie na długo, asfalt kończy się i mam do wyboru 3 drogi. Pojechałem za navi i to był chyba najgorszy wybór - główniejszy szuter skończył się i z przełęczy trzeba było znów po kamorach się staczać.
O 19 jestem wreszcie pod skoczniami Igman. Chwilę się kręcę, zaczepia mnie Niemiec, który też przyjechał zobaczyć te skocznie. Chwilę rozmawiamy, aż w końcu przepraszam go, bo chce zakończyć rozmowę - jestem zbyt zmęczony.
Przed Sarajewem skręcam jeszcze zobaczyć zabytkowy rzymski most
Miałem jeszcze zobaczyć źródła Bośni, ale odpuszczam przez zmęczenie i brak czasu - jest 20, a ja mimo że mam nocleg zaklepany, to trochę mi schodzi z jego odnalezieniem i dopiero przed 21 schodzę z motocykla...
- Qter
- swobodny rider
- Posty: 3403
- Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Reguły
- Kontakt:
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Super. Możesz podesłać namiary na ten Rzymski most?
Pzdr
Qter
Wysłane z mojego RMX3241 przy użyciu Tapatalka
Pzdr
Qter
Wysłane z mojego RMX3241 przy użyciu Tapatalka
Geniusz tkwi w prostocie...
we don't cry very hard
we don't cry very hard
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Dzień 6
Po wczorajszym, męczącym dniu pozwalam sobie trochę poleniuchować - w trasę ruszam dopiero koło 7. Nocowałem w Sarajewie, a być w tym mieście i nie odwiedzić pewnego ważnego z historycznego znaczenia punktu - niemożliwe. Więc mimo sporego porannego ruchy pcham się do centrum. Po prostu muszę być w miejscu, gdzie zaczęła się WW, gdzie G. Princip dokonał zamachu na parę arcyksiążęcą - Franciszka Ferdynanda i jego żonę Zofię.
Następnym miejscem do odwiedzenia jest pomnik poświęcony 700-set cywilom straconym w tym miejscu przez ustaszy. Dojazd końcowy drogą polną, z głębokimi koleinami wyżłobionymi przez drogę, GS-y by nie dały rady, zawiesiły by się. Pod 12 rzeźbami znajduje się krypta ze szczątkami ofiar. Dopiero teraz przeczytałem, że ze względu na zaminowany teren nie poleca się odwiedzin pomnika bez lokalnego przewodnika
Jadąc dalej rzucam jeszcze okiem na zamek w Travniku
Później dłuższy przeskok, po drodze śniadanie w terenie - żadnych wygód mi nie potrzeba.
Coraz częściej spotykam patrole policji, nie zaczajone gdzieś na zabudowanym, ale na placach pomiędzy miejscowościami. Trzepią wybiórczo samochody, mnie - na szczęście - nie zatrzymywali.
W miejscowości Jajce chcę zobaczyć pokaźny wodospad
jak również zespół 20 małych młynów na rzece Pliva. Kiedyś faktycznie mieliły zboże, dziś są już raczej rekwizytem.
Tankuję w tej miejscowości i wyjeżdżając z niej chcę się zatrzymać na chwilę gdzieś w cieniu - jest szersze, szutrowe pobocze. Zjeżdżam i już po zgaszeniu moto zauważam, że cień z tyłu jest większy. Cofam na moto i gdy już mam zamiar rozkładać boczną stopkę - moto wali mi się na lewo. Nie próbuję nawet utrzymać, odskakuję. Już jak leciał to przez głowę przeleciała mi obawa o lusterko - przed wyjazdem miałem kupić składane, ale jakoś zeszło. Teraz szkoda było by oryginał stracić, tym bardziej, że w terenie przejechałem bez wywrotki a tu, na równym terenie - parkingówa. Trochę zły oglądam szkody i z zadowoleniem stwierdzam, że nic się nie stało - gmol przyjął uderzenie, moto oparło się też na handbarze, ale on - ze względu na gorąc - zrobił się mocno elastyczny, tylko podrapanie. Próbuję podnieść - nie daję rady, ściągam namiot, lecz nadal nic z tego. Nie mam zamiaru nabawić się jakiejś kontuzji ciągnąc moto na siłę, macham na przejeżdżający samochód i z pomocą jego kierowcy stawiam moto do pionu. Ciekawe, jakby to wyglądało w terenie, pewnie jak u Celofana w Rumunii:-)
Ciągnę dalej na północ, po drodze ciekawy widok na zakole rzeki Vrbas, podobny do zakola na Crnojevici w MNE
Następne do zobaczenia są wodospady w Krupa, koło nich też zbudowane są młyny. Tu już - ze względu na gorąc - zaczynam się polewać wodą.
Przebijam się przez Banja Lukę, by dojechać do parku Kozara, gdzie stoi następny wielki pomnik, upamiętniający bitwę partyzantów z siłami Osi. Podczas walk zginęło tu ok 2tys partyzantów i ok. 10tys ochotników cywilnych.
Pomnik na wzgórzu, prowadzą do niego schody choć raz dostosowane do mojego kroku.
Patrząc tak pod nogi kątem oka coś zauważam. Pik tętna zanim zorientowałem się, że to jest tylko rzeźba.
Nieopodal pomnika muzeum, niestety nieczynne, jedynie ciekawy eksponat na zewnątrz.
Zjeżdżam z powrotem tym samym fragmentem trasy, po drodze dłuższy odpoczynek w cieniu.
Dziś jeszcze mam zamiar dojechać do CRO, gdzie niedaleko po przekroczeniu granicy mam nocleg w miejscowości Jasenowac. Jednak przed udaniem się na nocleg jadę kawałek dalej, by obejrzeć jeszcze jeden pomnik.
Upamiętnia on ofiary istniejącego w czasie II WŚ w tym miejscu obozu koncentracyjnego. Prowadzi do niego ścieżka wyłożona podkładami kolejowymi.
Przy niej jest makieta terenu, z zaznaczonymi miejscami straceń.
Przed wejściem na ścieżkę stoi również skład kolejowy, jakimi byli przywożeni tu więźniowie.
Zwiedzam później ekspozycję fotograficzną przed budynkiem muzeum. Okrutne zdjęcia z ekshumacji ofiar, czaszki przestrzelone, rozbite, zmiażdżone...
Po wczorajszym, męczącym dniu pozwalam sobie trochę poleniuchować - w trasę ruszam dopiero koło 7. Nocowałem w Sarajewie, a być w tym mieście i nie odwiedzić pewnego ważnego z historycznego znaczenia punktu - niemożliwe. Więc mimo sporego porannego ruchy pcham się do centrum. Po prostu muszę być w miejscu, gdzie zaczęła się WW, gdzie G. Princip dokonał zamachu na parę arcyksiążęcą - Franciszka Ferdynanda i jego żonę Zofię.
Następnym miejscem do odwiedzenia jest pomnik poświęcony 700-set cywilom straconym w tym miejscu przez ustaszy. Dojazd końcowy drogą polną, z głębokimi koleinami wyżłobionymi przez drogę, GS-y by nie dały rady, zawiesiły by się. Pod 12 rzeźbami znajduje się krypta ze szczątkami ofiar. Dopiero teraz przeczytałem, że ze względu na zaminowany teren nie poleca się odwiedzin pomnika bez lokalnego przewodnika
Jadąc dalej rzucam jeszcze okiem na zamek w Travniku
Później dłuższy przeskok, po drodze śniadanie w terenie - żadnych wygód mi nie potrzeba.
Coraz częściej spotykam patrole policji, nie zaczajone gdzieś na zabudowanym, ale na placach pomiędzy miejscowościami. Trzepią wybiórczo samochody, mnie - na szczęście - nie zatrzymywali.
W miejscowości Jajce chcę zobaczyć pokaźny wodospad
jak również zespół 20 małych młynów na rzece Pliva. Kiedyś faktycznie mieliły zboże, dziś są już raczej rekwizytem.
Tankuję w tej miejscowości i wyjeżdżając z niej chcę się zatrzymać na chwilę gdzieś w cieniu - jest szersze, szutrowe pobocze. Zjeżdżam i już po zgaszeniu moto zauważam, że cień z tyłu jest większy. Cofam na moto i gdy już mam zamiar rozkładać boczną stopkę - moto wali mi się na lewo. Nie próbuję nawet utrzymać, odskakuję. Już jak leciał to przez głowę przeleciała mi obawa o lusterko - przed wyjazdem miałem kupić składane, ale jakoś zeszło. Teraz szkoda było by oryginał stracić, tym bardziej, że w terenie przejechałem bez wywrotki a tu, na równym terenie - parkingówa. Trochę zły oglądam szkody i z zadowoleniem stwierdzam, że nic się nie stało - gmol przyjął uderzenie, moto oparło się też na handbarze, ale on - ze względu na gorąc - zrobił się mocno elastyczny, tylko podrapanie. Próbuję podnieść - nie daję rady, ściągam namiot, lecz nadal nic z tego. Nie mam zamiaru nabawić się jakiejś kontuzji ciągnąc moto na siłę, macham na przejeżdżający samochód i z pomocą jego kierowcy stawiam moto do pionu. Ciekawe, jakby to wyglądało w terenie, pewnie jak u Celofana w Rumunii:-)
Ciągnę dalej na północ, po drodze ciekawy widok na zakole rzeki Vrbas, podobny do zakola na Crnojevici w MNE
Następne do zobaczenia są wodospady w Krupa, koło nich też zbudowane są młyny. Tu już - ze względu na gorąc - zaczynam się polewać wodą.
Przebijam się przez Banja Lukę, by dojechać do parku Kozara, gdzie stoi następny wielki pomnik, upamiętniający bitwę partyzantów z siłami Osi. Podczas walk zginęło tu ok 2tys partyzantów i ok. 10tys ochotników cywilnych.
Pomnik na wzgórzu, prowadzą do niego schody choć raz dostosowane do mojego kroku.
Patrząc tak pod nogi kątem oka coś zauważam. Pik tętna zanim zorientowałem się, że to jest tylko rzeźba.
Nieopodal pomnika muzeum, niestety nieczynne, jedynie ciekawy eksponat na zewnątrz.
Zjeżdżam z powrotem tym samym fragmentem trasy, po drodze dłuższy odpoczynek w cieniu.
Dziś jeszcze mam zamiar dojechać do CRO, gdzie niedaleko po przekroczeniu granicy mam nocleg w miejscowości Jasenowac. Jednak przed udaniem się na nocleg jadę kawałek dalej, by obejrzeć jeszcze jeden pomnik.
Upamiętnia on ofiary istniejącego w czasie II WŚ w tym miejscu obozu koncentracyjnego. Prowadzi do niego ścieżka wyłożona podkładami kolejowymi.
Przy niej jest makieta terenu, z zaznaczonymi miejscami straceń.
Przed wejściem na ścieżkę stoi również skład kolejowy, jakimi byli przywożeni tu więźniowie.
Zwiedzam później ekspozycję fotograficzną przed budynkiem muzeum. Okrutne zdjęcia z ekshumacji ofiar, czaszki przestrzelone, rozbite, zmiażdżone...
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Dzień 7
To już ostatni dzień wyjazdu, zostaje mi do przejechania niecałe 900km głównie autostradami. Jednym słowem nuda.
By jednak aż tak się nie nudzić, dość szybko zjeżdżam z autostrady, by zobaczyć jeszcze jeden monumentalny pomnik w miejscowości Podgarić. Powstał on dla upamiętnienia buntu w 1941r tutejszej społeczności przeciw okupacyjnym siłom Osi.
Dalej to już zwykły przelot autostradą, bez szaleństw, bo dzień długi. Przerw bez liku, dobrze, że Węgrzy mają dość gęsto rozlokowane MOP-y.
Pogoda cały czas dobra, do Budapesztu temperatura nie przekraczała 24stC, później lekki deszczyk i zaczął się upał pod 30st. W sumie to przez te moje 7 dni jazdy deszcz był tylko chwilkę przed Budapesztem.
Przed 20 jestem już dość blisko domu
Do głowy wpada mi myśl, by sprawdzić zasięg TA - tankowałem jeszcze na Węgrzech i zamierzam dojechać do Krosna na stację benzynową. Jakby co, to po drodze mam parę innych stacji a dodatkowo mogę liczyć na domowy assistance. Wskazówka wskaźnika paliwa już od Barwinka prawie opiera się o kołek, jadę spokojnie i udaje mi się dojechać do Krosna - zatankowałem 18.5l
Podsumowując:
przejechane 3660km
dni w podróży - 7
paliwo - 194.7l
najdroższe - Węgry, w przeliczeniu 10.14
najtańsze - nasze 7.44
średnie spalanie - 5.32
olej - 0
Poniżej obiecany link do trasy mojego wyjazdu - może komuś się przyda.
https://www.google.com/maps/d/edit?hl=p ... 022345&z=6
To już ostatni dzień wyjazdu, zostaje mi do przejechania niecałe 900km głównie autostradami. Jednym słowem nuda.
By jednak aż tak się nie nudzić, dość szybko zjeżdżam z autostrady, by zobaczyć jeszcze jeden monumentalny pomnik w miejscowości Podgarić. Powstał on dla upamiętnienia buntu w 1941r tutejszej społeczności przeciw okupacyjnym siłom Osi.
Dalej to już zwykły przelot autostradą, bez szaleństw, bo dzień długi. Przerw bez liku, dobrze, że Węgrzy mają dość gęsto rozlokowane MOP-y.
Pogoda cały czas dobra, do Budapesztu temperatura nie przekraczała 24stC, później lekki deszczyk i zaczął się upał pod 30st. W sumie to przez te moje 7 dni jazdy deszcz był tylko chwilkę przed Budapesztem.
Przed 20 jestem już dość blisko domu
Do głowy wpada mi myśl, by sprawdzić zasięg TA - tankowałem jeszcze na Węgrzech i zamierzam dojechać do Krosna na stację benzynową. Jakby co, to po drodze mam parę innych stacji a dodatkowo mogę liczyć na domowy assistance. Wskazówka wskaźnika paliwa już od Barwinka prawie opiera się o kołek, jadę spokojnie i udaje mi się dojechać do Krosna - zatankowałem 18.5l
Podsumowując:
przejechane 3660km
dni w podróży - 7
paliwo - 194.7l
najdroższe - Węgry, w przeliczeniu 10.14
najtańsze - nasze 7.44
średnie spalanie - 5.32
olej - 0
Poniżej obiecany link do trasy mojego wyjazdu - może komuś się przyda.
https://www.google.com/maps/d/edit?hl=p ... 022345&z=6
- Artek
- swobodny rider
- Posty: 2513
- Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: ZMY
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Bardzo dobra relacja. Jedna z tych, które potrafią zachęcić do ruszenia tyłka znad plaży czy innej kanapy.
Widzę także w Tobie niedościgniony wzór planowania podróży. '
Jest na forum kilku osobników ( wywołać do tablicy chyba nie trzeba ) posiadających 650-ki i tak samo lubiących Bałkany. Może warto na jesiennym zlocie spotkać się, poznać i zaplanować
Dzięki za ta relację
Widzę także w Tobie niedościgniony wzór planowania podróży. '
Jest na forum kilku osobników ( wywołać do tablicy chyba nie trzeba ) posiadających 650-ki i tak samo lubiących Bałkany. Może warto na jesiennym zlocie spotkać się, poznać i zaplanować
Dzięki za ta relację
Dominator.
- tomekpe
- młody podróżnik
- Posty: 2476
- Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Milanówek
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Ja mam prośbę, niech mnie ktoś wyciągnie z domu, bo w końcu sprzedam motocykl ...Artek pisze: ↑11.08.2022, 10:45 Bardzo dobra relacja. Jedna z tych, które potrafią zachęcić do ruszenia tyłka znad plaży czy innej kanapy.
Widzę także w Tobie niedościgniony wzór planowania podróży. '
Jest na forum kilku osobników ( wywołać do tablicy chyba nie trzeba ) posiadających 650-ki i tak samo lubiących Bałkany. Może warto na jesiennym zlocie spotkać się, poznać i zaplanować
Dzięki za ta relację
Co roku na przeglądzie pan smutno pyta - to tylko tyle pan przejechał ? (ostatni rok 1800 km )...
Transalp '02 od '10
2011 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=8361
2012 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=10940
2013 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=15543
2011 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=8361
2012 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=10940
2013 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=15543
- Lukasz /adhd/
- przycierający rafki
- Posty: 1169
- Rejestracja: 02.09.2016, 02:51
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Bałkańska włóczęga 2022
No cóż, bez miękkiej gry będzie: "Najpierw sam rusz d...ę"
Od sierpnia '21 do czerwca '22 zrobiłem ponad 15-tys. 890R (przegląd był) i kilka tysięcy 990R (dwa, może ciut więcej).
Nie użalać się, tylko jeździć w każdej wolnej chwili !!!
Pzdr. Łukasz.
P.S. tak 99% sam, bo lubię
Motorynka (Pony 50-M-3 ) --> SR-50 --> ETZ-251 X2 --> KLR-600 --> TDM-850 --> XL-1000V --> F-800GS--> KTM 990 R + 890 R
NIE ŁAM SIĘ
- Wajdek...
NIE ŁAM SIĘ
- Wajdek...
- Lukasz /adhd/
- przycierający rafki
- Posty: 1169
- Rejestracja: 02.09.2016, 02:51
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Przejrzałem "Włóczęge", na razie na szybko, ale bardzo chętnie zrobię to dokładnie, bo już samo przejrzenie ... Gratulacje!!!
Pzdr. L /adhd/
Pzdr. L /adhd/
Motorynka (Pony 50-M-3 ) --> SR-50 --> ETZ-251 X2 --> KLR-600 --> TDM-850 --> XL-1000V --> F-800GS--> KTM 990 R + 890 R
NIE ŁAM SIĘ
- Wajdek...
NIE ŁAM SIĘ
- Wajdek...
Re: Bałkańska włóczęga 2022
Przesadzasz. Po prostu wiele razy miałem taką sytuację (szczególnie przy pieszych wycieczkach, gdzie starałem się "wymiatać" wszystkie obiekty w terenie), że po powrocie dowiadywałem się o czymś jeszcze, co dla mnie warte było odwiedzenia. Bolało mnie to i z tego względu mocniej przykładam się do przygotowań. Choć zdaję sobie sprawę, że na 100% tematu i tak nie ogarniam...
Wiesz, że to nie jest kwestia posiadania 650-ki
Generalnie podczas takich wyjazdów wcale odpoczynku nie szukam, nawet im bardziej zmęczony jestem (w ramach rozsądku, przeginania ani robienia na siłę nie lubię) tym lepiej odpoczywam po powrocie do domu i mocniejsze wspomnienia.
I w tym może być problem z doborem kompanów na długi wyjazd.
Choć z drugiej strony może mnie coś omija, może warto choć spróbować?
Jesienne spotkanie - masz na myśli Motomyczki?
W sumie mam rzut beretem, tyle że nie lubię tłumów...
Dokładnie. Sam miałem opory przed zeszłorocznym wyjazdem - samotnie i daleko. Ale wystarczy przecież zrobić pierwszy krok, później już się jakoś toczy.Lukasz /adhd/ pisze: ↑11.08.2022, 23:47No cóż, bez miękkiej gry będzie: "Najpierw sam rusz d...ę"
...
Nie użalać się, tylko jeździć w każdej wolnej chwili !!!
Nie ukrywam, że mocną inspiracją dla ruszenia 4 liter były dla mnie przeczytane tu wpisy Artka oraz innych, choć szczególnie wojtekk sprzed paru lat, z mocnym wskazaniem w sensie - trzymaj dzień. Starzejemy się, co roku się zastanawiam ile jeszcze dam radę po 50-ce się tułać.
Czas szybko mija, 3 dni po powrocie straciłem Przyjaciela, wiernego towarzysza wędrówek. Setki km-ów w terenie, 12 lat wspomnień:
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość