Jeśli mają wzmocnione i podklejone szwy, biorę. Wzór nadruku nieistotny .
Master&slave na północnym wschodzie Polski.
- Piter!!!
- miejski lanser
- Posty: 360
- Rejestracja: 24.10.2015, 16:38
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Bydgoszcz
Re: Master&slave na północnym wschodzie Polski.
Drugi i trzeci dzień na trasie North-South.
Jak dla mnie, były to jedne z najlepszych dni na moto. Z rana podane śniadanko, na pełnym wypasie, szybkie pakowanie, tankowanie i na trasę rajdu. Trasa okazała się strzałem w dziesiątkę. W odróżnieniu do TETa, gdzie dużo odcinków jest brukowych, wyasfaltowanych, delikatnych szutrów, to ta trasa opiewa w ogrom odcinków piaszczystych, szutrowych, gliniastych, przejazdów przez pola od gospodarza do gospodarza, itp.
Z Arturem (potocznie zwanym prezesem) nie jeździliśmy w tandemie w offie, ale po zjechaniu z czarnego szybko się okazało, że płynie w nas jedna krew, ja obrałem prawem stronę, Artur lewą, czułem, że się rozumiemy i przewidujemy swoje ruchy. Za to na asfalcie nie mogliśmy się dogadać, ja hamowałem, prezes przyspieszał i na odwrót, mało mnie nie przejechał.
Po zatankowaniu od razu zjazd na trasę, zaczęło się szuter i piach na zmianę, lasy, długie proste, szuter, dwójka, trójka, dzida, Afryka rwie do przodu niemiłosiernie, moment idzie do odcinki, z tłumika kanonada odgłosów jak z dwururki , na licznik lepiej nie…. nie patrzę, za to zerkam w lusterka, nic nie widać, upss sorry, już nie będę.
W pewnym momencie piachy zamieniły się w gliniaste pola, i tu poległem, przednia opona nic nie trzymała, były gleby. Na wiosnę na przód zakładam TKC 80.
Trasa rajdu prowadzi przez przepiękne tereny, czasami jest mocno skomplikowana, są nagłe zakręty, często zmieniająca się powierzchnia drogi.
Jak uczestnicy rajdu radzą sobie wg roadbooka??? Normalnie szacun.
Gdzieś w połowie tego dnia, w wiosce Dmochy-Wochy mijamy dom z zamierzchłych czasów, zawracamy na fotę:
Tego dnia przejechaliśmy cały jeden odcinek trasy, taki sam jak zawodnicy. Jakieś 360km, zatrzymujemy się na stacji w miejscowości Drohiczyn, na tankowanie. Za szybko poszło, do zmroku jeszcze dobre dwie godziny. Krótka narada, nocujemy tu, czy lecimy dalej? Jedziemy. Przegląd trasy, prowadzi gdzieś na pola, ale po tylu km już się nie chce, ooo niedaleko jest Bug i przeprawa promowa, no to lecimy po czarnym na przeprawę:
https://youtu.be/Su5Bht5qMys
Dalej asfaltem robimy jeszcze jakieś 40km, szukając miejsca na nocleg docieramy (prawie) do wschodniego odcinka TET. Jak na złość żadnej agroturystyki, a jak są, to pozamykane, po długim krążeniu wjeżdżamy między pola i w całkowitej ciemności rozbijamy namioty przy jakieś kępce drzew w całkowitej ciemności.
Nie jestem przyzwyczajony do spania w takich miejscach, większość takich noclegów odbywała się na wyznaczonych w tym celu miejscach. Nie mogłem zasnąć, w oddali było słychać długi czas krowy, później ze dwie godziny psy ujadały w pobliskich miejscowościach, co chwilę wydawało mi się, że coś chodzi wkoło namiotów, do tego jeszcze te zimno, (obiecałem sobie wtedy, że poszukam sobie ciepłego śpiworu), miałem chęć się spakować i ruszyć dalej.
Po słabo przespanej nocy wstało słońce i zaczęło grzać
A co do nocnych odgłosów wokoło namiotu, to okazało się, że to prezes coś tam w namiocie robił .
A poważnie to odwiedziły nas sarny, bo było mnóstwo śladów.
Trasa w tym dniu jeszcze częściowo po glinianych polach,
przeszła w niekończącą się jazdę szlakami pomiędzy polami kukurydzy. Droga wyglądającą na twardą zbitą białą glinę okazała się miękkim grząskim białym pyłem. Jadąc długimi prostymi odcinkami, czułem jak motocykl z każdym przejechanym metrem zapada się w tą zdradliwą drogę, musiałem odchylić się maksymalnie do tyłu aby odciążyć przednie koło i dać ogień na tylne, złapałem rytm, patrzę w lewe lusterko, prezes tuż za mną, a za nami jedna wielka biała chmura, te odcinki były dosyć długie i można było sobie pozwolić na niezłe prędkości. W pewnym momencie, tuż nad naszymi głowami przeleciała wojskowa maszyna odrzutowa, poczułem ciarki z emocji, myślę – normalnie Top Gun w wersji off
Dużo odcinków prowadziło wzdłuż torowisk
Tego dnia zrobiliśmy około 300km, dotarliśmy do Piotra76.
Mam nadzieję, że nie będzie zły, że wstawiam fotę. Piotrek jak zwykle przyjął nas czym chata bogata. Wieczór spędziliśmy przy lokalnym napoju rozkminiając przyszło roczny wypad na Albanię. Pamiętam plany, no prawie wszystkie, ale Artur chyba nie za bardzo...
Jak dla mnie, były to jedne z najlepszych dni na moto. Z rana podane śniadanko, na pełnym wypasie, szybkie pakowanie, tankowanie i na trasę rajdu. Trasa okazała się strzałem w dziesiątkę. W odróżnieniu do TETa, gdzie dużo odcinków jest brukowych, wyasfaltowanych, delikatnych szutrów, to ta trasa opiewa w ogrom odcinków piaszczystych, szutrowych, gliniastych, przejazdów przez pola od gospodarza do gospodarza, itp.
Z Arturem (potocznie zwanym prezesem) nie jeździliśmy w tandemie w offie, ale po zjechaniu z czarnego szybko się okazało, że płynie w nas jedna krew, ja obrałem prawem stronę, Artur lewą, czułem, że się rozumiemy i przewidujemy swoje ruchy. Za to na asfalcie nie mogliśmy się dogadać, ja hamowałem, prezes przyspieszał i na odwrót, mało mnie nie przejechał.
Po zatankowaniu od razu zjazd na trasę, zaczęło się szuter i piach na zmianę, lasy, długie proste, szuter, dwójka, trójka, dzida, Afryka rwie do przodu niemiłosiernie, moment idzie do odcinki, z tłumika kanonada odgłosów jak z dwururki , na licznik lepiej nie…. nie patrzę, za to zerkam w lusterka, nic nie widać, upss sorry, już nie będę.
W pewnym momencie piachy zamieniły się w gliniaste pola, i tu poległem, przednia opona nic nie trzymała, były gleby. Na wiosnę na przód zakładam TKC 80.
Trasa rajdu prowadzi przez przepiękne tereny, czasami jest mocno skomplikowana, są nagłe zakręty, często zmieniająca się powierzchnia drogi.
Jak uczestnicy rajdu radzą sobie wg roadbooka??? Normalnie szacun.
Gdzieś w połowie tego dnia, w wiosce Dmochy-Wochy mijamy dom z zamierzchłych czasów, zawracamy na fotę:
Tego dnia przejechaliśmy cały jeden odcinek trasy, taki sam jak zawodnicy. Jakieś 360km, zatrzymujemy się na stacji w miejscowości Drohiczyn, na tankowanie. Za szybko poszło, do zmroku jeszcze dobre dwie godziny. Krótka narada, nocujemy tu, czy lecimy dalej? Jedziemy. Przegląd trasy, prowadzi gdzieś na pola, ale po tylu km już się nie chce, ooo niedaleko jest Bug i przeprawa promowa, no to lecimy po czarnym na przeprawę:
https://youtu.be/Su5Bht5qMys
Dalej asfaltem robimy jeszcze jakieś 40km, szukając miejsca na nocleg docieramy (prawie) do wschodniego odcinka TET. Jak na złość żadnej agroturystyki, a jak są, to pozamykane, po długim krążeniu wjeżdżamy między pola i w całkowitej ciemności rozbijamy namioty przy jakieś kępce drzew w całkowitej ciemności.
Nie jestem przyzwyczajony do spania w takich miejscach, większość takich noclegów odbywała się na wyznaczonych w tym celu miejscach. Nie mogłem zasnąć, w oddali było słychać długi czas krowy, później ze dwie godziny psy ujadały w pobliskich miejscowościach, co chwilę wydawało mi się, że coś chodzi wkoło namiotów, do tego jeszcze te zimno, (obiecałem sobie wtedy, że poszukam sobie ciepłego śpiworu), miałem chęć się spakować i ruszyć dalej.
Po słabo przespanej nocy wstało słońce i zaczęło grzać
A co do nocnych odgłosów wokoło namiotu, to okazało się, że to prezes coś tam w namiocie robił .
A poważnie to odwiedziły nas sarny, bo było mnóstwo śladów.
Trasa w tym dniu jeszcze częściowo po glinianych polach,
przeszła w niekończącą się jazdę szlakami pomiędzy polami kukurydzy. Droga wyglądającą na twardą zbitą białą glinę okazała się miękkim grząskim białym pyłem. Jadąc długimi prostymi odcinkami, czułem jak motocykl z każdym przejechanym metrem zapada się w tą zdradliwą drogę, musiałem odchylić się maksymalnie do tyłu aby odciążyć przednie koło i dać ogień na tylne, złapałem rytm, patrzę w lewe lusterko, prezes tuż za mną, a za nami jedna wielka biała chmura, te odcinki były dosyć długie i można było sobie pozwolić na niezłe prędkości. W pewnym momencie, tuż nad naszymi głowami przeleciała wojskowa maszyna odrzutowa, poczułem ciarki z emocji, myślę – normalnie Top Gun w wersji off
Dużo odcinków prowadziło wzdłuż torowisk
Tego dnia zrobiliśmy około 300km, dotarliśmy do Piotra76.
Mam nadzieję, że nie będzie zły, że wstawiam fotę. Piotrek jak zwykle przyjął nas czym chata bogata. Wieczór spędziliśmy przy lokalnym napoju rozkminiając przyszło roczny wypad na Albanię. Pamiętam plany, no prawie wszystkie, ale Artur chyba nie za bardzo...
- Piotr76
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 08.08.2018, 22:23
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: Głusko Duże
Re: Master&slave na północnym wschodzie Polski.
Piter i Artek miło nam było Was przyjąć. Jak tylko jestem w domu zawsze chętnie się spotkam z trampkarzami i udostępnię kawałek miejsca pod dachem na nocleg. Obrady na temat Albańskiej wyprawy po kilku głębszych rozwiały większość niejasności. Mam nadzieję że prezes busa nie sprzeda. Obiecuję na następne spotkanie nieco dokładniej pomierzyć zawartość %.
Wysłane z mojego SM-A715F przy użyciu Tapatalka
Wysłane z mojego SM-A715F przy użyciu Tapatalka
Kwasówkę alu czarną i plastiki spawam
trudne przypadki od ręki a niemożliwe na jutro
trudne przypadki od ręki a niemożliwe na jutro
- Piter!!!
- miejski lanser
- Posty: 360
- Rejestracja: 24.10.2015, 16:38
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Bydgoszcz
Re: Master&slave na północnym wschodzie Polski.
Eeee tam, z 21 cali nie będzie problemu, gorzej jak by to było 23 cale
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Master&slave na północnym wschodzie Polski.
Mam zapas .
A 21" jakieś takie pospolite .
A 21" jakieś takie pospolite .
- Artek
- swobodny rider
- Posty: 2517
- Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: ZMY
Re: Master&slave na północnym wschodzie Polski.
Oooo, tak. Wspólny drugi i trzeci dzień był cudowny.
Rano ogromne, pyszne śniadanie, którym nakarmiono by kilku chłopa. Następnie szybkie tankowanie u obficie obdarzonej przez naturę, sympatycznej pani na niewielkiej stacji Potem niekończące się piaski, szutry, błota... Gdzieś na naszej drodze trafiliśmy na budowę trasy S61. Stajemy i przez chwilę próbujemy na mapie odnaleźć jakiś objazd. Po chwili idziemy na żywioł i przejeżdżamy po nowo wybudowanej trasie. Grupa budowlańców przez chwilę przygląda się nam z zaciekawieniem i niektórzy przyjaznym gestem pozdrawiają. W moich stronach to nie do pomyślenia. Skończyło by się przeganianiem z placu budowy. Mijamy wiele wiosek, wioseczek i osad. Jest to czas, kiedy glebę nawozi się naturalnym nawozem. Mi ten zapach w ogóle nie przeszkadza, a przypomina mi dzieciństwo spędzane u dziadków na gospodarce. Zbliża się okres zbioru kukurydzy, wiele godzin spędzamy pośród tych pół i kapliczek, krzyży, figur dość gęsto usianych w tej części kraju. Polska jest piękna!
Piter!!!!prowadzi dwa metry przede mną po prawej stroni, jakby był na jakimś rajdzie. Jest trasa i cel na jej końcu. Stajemy tylko aby zatankować, czy się posilić. Albo, żeby podnieść motor Wieczorem pod sklepem zagaduję lokalesa o jakiś nocleg w agro. Chłopak wskazuje nam miejscówkę, ale nie udaje nam się skontaktować z właścicielem i finalnie lądujemy na skraju zagajnika. Już świetle czołówek rozbijamy namioty tak, aby rano obudziło i ogrzało nas słońce. Pijemy szybkie bro i zasypiamy pod rozgwieżdżonym niebem.
Rano po spakowaniu czeka nas powtórka z wczorajszego dnia.
Znów swojskie zapachy, niekończące się pola kukurydzy, szutry, piaski i błota. Asfalt tylko przecinamy, gdy chcemy zajechać zatankować, przeprawić się przez rzekę, czy pyknąć szybką fotę.
Obiad jemy już po południu w Puławskim Parku Naukowo Technologicznym. Uderza widok tych wszystkich krawaciarzy i elegancko ubranych pań z nienagannym makijażem i dłoni z tipsami. Przez te dwa dni mijaliśmy setki osób schylonych w polu, czy pracujących na gospodarce. Ten kontrast ludzi pracy robi na mnie duże wrażenie.
Gdzieś bliżej Lublina trafiamy na "mityczne" lubelskie wąwozy.
Na wiosnę koledzy podsyłali mi różne foty z tych miejsc.
Dużo tam się zmieniło przez te kilka miesięcy, ot technika
No i lądujemy pod domem Piotra76 (kolejnego fajnego Piotra). Namioty rozstawiamy celem wysuszenia, zdejmujemy wszystkie tobołki i na lekko ruszamy odwiedzić lokalnego kowala grającego na kamertonach
Te kilkadziesiąt kilometrów prowadzi Piter! i niestety na asfalcie schodzi z niego powietrze, które miał w kołach i płucach przez ostatnie trzy dni. Jedzie, jak dziadek w słomianym kapeluszu trzycylindrowym matizem Wracamy do Piotra, udaje mi się podpatrzeć w jego garażu transalpowe osłony silnika, które wysyła na całą Europę. Część w elementach przygotowanych do spawania, część w trakcie produkcji, część już gotowa do wysłania.
Wieczorem siadamy do kolacji, przepysznej golonki, którą zrobiła żona Piotra. Na stół trafia butelka z krystaliczną zawartością. Gospodarz przynosi literatki, a ja w myślach już widzę mój nagły zgon Gospodarz szybko wyczuł moje zafrasowanie i wyprostował moje myśli jednym zdaniem: "Nie, to na zapitkę". Uffff, odetchnąłem z ulgą, mimo, że my na zachodzie nie zapijamy Po czy na stół trafiło odpowiednie dla mnie szkło.
Trzeci kieliszek na pewno pamiętam, opowieści o północnych długich szutrach też, ale tego, że sprzedaję jakiś samochód już nie pamiętam
Każdy poległ walcząc z łosiowym kopnięciem, ja padłem po trzecim uścisku ducha puszczy
W następnym odcinku:
...otwieram oczy, a on wisi nade mną nagi...
Rano ogromne, pyszne śniadanie, którym nakarmiono by kilku chłopa. Następnie szybkie tankowanie u obficie obdarzonej przez naturę, sympatycznej pani na niewielkiej stacji Potem niekończące się piaski, szutry, błota... Gdzieś na naszej drodze trafiliśmy na budowę trasy S61. Stajemy i przez chwilę próbujemy na mapie odnaleźć jakiś objazd. Po chwili idziemy na żywioł i przejeżdżamy po nowo wybudowanej trasie. Grupa budowlańców przez chwilę przygląda się nam z zaciekawieniem i niektórzy przyjaznym gestem pozdrawiają. W moich stronach to nie do pomyślenia. Skończyło by się przeganianiem z placu budowy. Mijamy wiele wiosek, wioseczek i osad. Jest to czas, kiedy glebę nawozi się naturalnym nawozem. Mi ten zapach w ogóle nie przeszkadza, a przypomina mi dzieciństwo spędzane u dziadków na gospodarce. Zbliża się okres zbioru kukurydzy, wiele godzin spędzamy pośród tych pół i kapliczek, krzyży, figur dość gęsto usianych w tej części kraju. Polska jest piękna!
Piter!!!!prowadzi dwa metry przede mną po prawej stroni, jakby był na jakimś rajdzie. Jest trasa i cel na jej końcu. Stajemy tylko aby zatankować, czy się posilić. Albo, żeby podnieść motor Wieczorem pod sklepem zagaduję lokalesa o jakiś nocleg w agro. Chłopak wskazuje nam miejscówkę, ale nie udaje nam się skontaktować z właścicielem i finalnie lądujemy na skraju zagajnika. Już świetle czołówek rozbijamy namioty tak, aby rano obudziło i ogrzało nas słońce. Pijemy szybkie bro i zasypiamy pod rozgwieżdżonym niebem.
Rano po spakowaniu czeka nas powtórka z wczorajszego dnia.
Znów swojskie zapachy, niekończące się pola kukurydzy, szutry, piaski i błota. Asfalt tylko przecinamy, gdy chcemy zajechać zatankować, przeprawić się przez rzekę, czy pyknąć szybką fotę.
Obiad jemy już po południu w Puławskim Parku Naukowo Technologicznym. Uderza widok tych wszystkich krawaciarzy i elegancko ubranych pań z nienagannym makijażem i dłoni z tipsami. Przez te dwa dni mijaliśmy setki osób schylonych w polu, czy pracujących na gospodarce. Ten kontrast ludzi pracy robi na mnie duże wrażenie.
Gdzieś bliżej Lublina trafiamy na "mityczne" lubelskie wąwozy.
Na wiosnę koledzy podsyłali mi różne foty z tych miejsc.
Dużo tam się zmieniło przez te kilka miesięcy, ot technika
No i lądujemy pod domem Piotra76 (kolejnego fajnego Piotra). Namioty rozstawiamy celem wysuszenia, zdejmujemy wszystkie tobołki i na lekko ruszamy odwiedzić lokalnego kowala grającego na kamertonach
Te kilkadziesiąt kilometrów prowadzi Piter! i niestety na asfalcie schodzi z niego powietrze, które miał w kołach i płucach przez ostatnie trzy dni. Jedzie, jak dziadek w słomianym kapeluszu trzycylindrowym matizem Wracamy do Piotra, udaje mi się podpatrzeć w jego garażu transalpowe osłony silnika, które wysyła na całą Europę. Część w elementach przygotowanych do spawania, część w trakcie produkcji, część już gotowa do wysłania.
Wieczorem siadamy do kolacji, przepysznej golonki, którą zrobiła żona Piotra. Na stół trafia butelka z krystaliczną zawartością. Gospodarz przynosi literatki, a ja w myślach już widzę mój nagły zgon Gospodarz szybko wyczuł moje zafrasowanie i wyprostował moje myśli jednym zdaniem: "Nie, to na zapitkę". Uffff, odetchnąłem z ulgą, mimo, że my na zachodzie nie zapijamy Po czy na stół trafiło odpowiednie dla mnie szkło.
Trzeci kieliszek na pewno pamiętam, opowieści o północnych długich szutrach też, ale tego, że sprzedaję jakiś samochód już nie pamiętam
Każdy poległ walcząc z łosiowym kopnięciem, ja padłem po trzecim uścisku ducha puszczy
W następnym odcinku:
...otwieram oczy, a on wisi nade mną nagi...
Dominator.
- Artek
- swobodny rider
- Posty: 2517
- Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: ZMY
Re: Master&slave na północnym wschodzie Polski.
...goły transalp 600.
Droga z domu do garażu (z podłogi tego garażu można było jeść!) było nie więcej, niż 50 metrów. Ponoć to ta droga mnie tak mocno wymęczyła Ale na pewno przebyłem ją na własnych nogach, sam znalazłem swój materac i śpiwór. Nikt nie musiał mi pomagać się rozbierać.
Chyba nie...
Dostaliśmy na śniadanie jajecznicę od swoich kur i mocną kawę. Gospodyni chwaliła nasze mocne głowy, twierdząc, że i tak się długo trzymaliśmy
Wydaje mi się, że po prostu maja Ci ludzie z drugiej strony Wisły nieskończone pokłady tolerancji dla takich niezahartowanych gości, jak ja.
Przed południem ruszamy z Piterem! w dalszą drogę. Właściwie wspólnie wyjeżdżamy na główną drogę, by zaraz potem rozjechać się... Piter!! wraca do domu i pracy, ja ruszam na zlot czarnuchów w kierunku Białego Brzegu. Mam jeszcze tydzień wolnego...
Dziwnie mija mi w drodze ten dzień. Trochę rozbity psychicznie rozstaniem z kumplem, z którym kolejny raz zrobiliśmy świetne kaemy na motorze. Trochę zmęczony po wczorajszym wieczorze...
W trakcie drogi dzwonię do Darka Kuciela i wykupuję dodatkowe ubezpieczenie zagraniczne.
Piątkowym późnym popołudniem wjeżdżam na zlot. Dostaje kubek z płynem, odruch Pawłowa powoduję, że przechylam do dna...Potem dowiaduję się, że to był płyn do dezynfekcji dlaczego nikt mi nie powiedział?? Reakcji negatywnych nie odnotowałem, mój organizm był gotowy na wszystkie wyzwania.
Dziwny to był dla mnie zlot, kilka afryk, jeden nowy(!) trampek 600 i jakiś marketingowo nadmuchany jednocylindrowiec i wiele innych...Ludzie zwykli, przyjaźni, uśmiechnięci.
Noc zwykła, ktoś nieopodal do białego rana porównywał do docinki akrapa z leonem w NAT. Bigos smaczny, piwo zimne. Ot, zwyczajnie tak, jak powinno być na zlotach.
Mnie z każdą chwilą coraz bardziej ciągnie na wschód, lekko ponad 100 km od zlotu jest moja ojcowizna, do której tęsknię...
W sobotę, po niespełna jednym dniu zlotu sprawnie się pakuje i ruszam...
Koniec.
Ps.
Specjalne podziękowania (mimo, że były przekazane osobiście) należą się Piotrowi76 i jego rodzinie za gościnę pod dachem.
Jakby czegoś potrzeba było na zachodzie, to dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
Dominator.
- Piter!!!
- miejski lanser
- Posty: 360
- Rejestracja: 24.10.2015, 16:38
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Bydgoszcz
Re: Master&slave na północnym wschodzie Polski.
Wieczorem nie było źle, ale rano było ciężko, pomimo dwóch kaw, dobrej jajecznicy, jak wsiadałem na moto to mnie jeszcze bujało. Na szczęście Piotrek mówił, że u nich nie każą dmuchać, tylko pada pytanie: wypity czy napity?
Dobrze nam się razem jechało, szczególne w offie. Ale też lubię samemu jeździć. Ruszyłem na początku ekspresówkami, ale to nie dla mnie. Szybko zjechałem, wyznaczyłem trasę samymi bocznymi drogami. Lubię jeździć po Polsce przez wsie i małe mieściny niespiesznie chłonąć te piękne widoki Niby daleko, a trasa zleciała... Przed wieczorem byłem w domu. Dzięki Artek za wspólne kilometry
Może w przyszłym roku pojeździmy wspólne po Albanii.
Dobrze nam się razem jechało, szczególne w offie. Ale też lubię samemu jeździć. Ruszyłem na początku ekspresówkami, ale to nie dla mnie. Szybko zjechałem, wyznaczyłem trasę samymi bocznymi drogami. Lubię jeździć po Polsce przez wsie i małe mieściny niespiesznie chłonąć te piękne widoki Niby daleko, a trasa zleciała... Przed wieczorem byłem w domu. Dzięki Artek za wspólne kilometry
Może w przyszłym roku pojeździmy wspólne po Albanii.
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Master&slave na północnym wschodzie Polski.
I to już koniec? Szybko wróciliście.
Mam nadzieję, że Mr Prezes busa nie sprzeda. Może jeszcze sie przydać .
Podłoga u Piotra wzbudza szacunek , a goły Transalp niedługo zapewne otrzyma gustowne wdzianko.
Mam nadzieję, że Mr Prezes busa nie sprzeda. Może jeszcze sie przydać .
Podłoga u Piotra wzbudza szacunek , a goły Transalp niedługo zapewne otrzyma gustowne wdzianko.
A o tym to już nic nie będzie? Masz zdjęcie nowego TA ze zlotu ?
- Artek
- swobodny rider
- Posty: 2517
- Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: ZMY
Re: Master&slave na północnym wschodzie Polski.
Te kilka dni Sylwku dało nam obu fajny odpoczynek, jeszcze z nikim tak dobrze mi się nie jechało przez tak długi czas.
Busa nie sprzedaję, modyfikuję i szykuję na dzikie kraje
Dalej już nie będę opisywał z osobistych względów, które muszą pozostać tajemną tajemnicą
Dawno nie widziałem tak nowego trampka 600.
Busa nie sprzedaję, modyfikuję i szykuję na dzikie kraje
Dalej już nie będę opisywał z osobistych względów, które muszą pozostać tajemną tajemnicą
Dawno nie widziałem tak nowego trampka 600.
Dominator.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości