Bałkany 2018

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Pawel
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 506
Rejestracja: 05.11.2017, 09:44
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Orzesze

Re: Bałkany 2018

Post autor: Pawel »

Dzień 9 / 11.06.2018 / Zvekovica (HR) - Dingać (HR) / ok. 150km

Wstajemy, bierzemy prysznic, jemy śniadanie, sprzątamy pokój i znosimy nasze toboły do recepcji. Pogoda znowu jest wspaniała i jest bardzo ciepło. Do Dubrovnika mamy ok. 15km, udajemy się tam jako typowi turyści więc ubieramy się bardzo lekko. Dojazd przebiega szybko i sprawnie, lecz w samym centrum zaczynają się małe schody. Mnóstwo wąskich uliczek, wiele jest jednokierunkowych, spory ruch wszelkich pojazdów i pieszych. Udaje nam się dojechać bardzo blisko starego miasta tylko z zaparkowaniem jest problem. Na szczęście jesteśmy na motocyklach, więc wjeżdżamy na chodnik i tam w najszerszym jego miejscu ustawiamy z boku nasze maszyny licząc na to, że nikomu nie podpadniemy przez te kilka godzin.

Dubrovnik. Co tu dużo pisać, tam trzeba być i to zobaczyć, a nawet poczuć. Bardzo zadbane, piękne, stare miasto. Jest to atrakcja turystyczna, w której można spotkać ludzi z całego świata. Liczne sklepy, sklepiki, stragany, bazary, restauracje, sklepy z pamiątkami, uliczni artyści itd. . Wszystko jest wspaniałe, tylko ceny jakieś takie bardzo mało przystępne... .

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Zwiedziliśmy część licznych uliczek, po czym udaliśmy się poprzez port zobaczyć otwarte morze. Tutaj zaskoczenie. Na zewnątrz murów trafiamy na miejsce kąpielowe, gdzie aktualnie kąpią się jacyś chłopcy w wieku 10-12 lat. Skaczą do krystalicznie czystej wody, gdzie jest co najmniej 2-3 metry głębokości, obok wpływają i wypływają statki, nie ma żadnego ratownika, nie ma zakazów, nie ma nakazów, nikomu nic nie przeszkadza.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Czas szybko nam minął i po jakichś 3 godzinach w Dubrovniku nadeszła pora aby się zbierać, bo przed nami dzisiaj jest jeszcze parę kilometrów do przejechania. Opuszczamy to piękne miejsce i udajemy się w kierunku naszych motocykli, które jak się okazuje, na szczęście jak stały tak stoją nadal. Opuszczamy miasto lecz po kilku kilometrach zatrzymujemy się na poboczu drogi, żeby nacieszyć oczy wspaniałym widokiem.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Wracamy po nasze bagaże, przebieramy się w ciuchy motocyklowe i żegnamy się z gospodarzem obiektu. Nasz cel na dziś to miejscowość Dingać, którą wcześniej polecił nam znajomy Jurka. Mamy zamiar zostać tam na jeden pełny dzień i skorzystać z uroków lata i ciepłej, czystej wody Adriatyku. Chwilę po wyruszeniu zatrzymujemy się w przydrożnym barze i jemy smaczny obiad, składający się z kurczaka w makaronie.

Obrazek z Dysku Google

Pogoda jest wspaniała, na drodze spokojnie dzięki czemu bez problemów docieramy do celu. Dingać to mała miejscowość znajdująca się na półwyspie Peljesac. Sezon turystyczny jeszcze się nie rozpoczął i szukając noclegu nie mamy wielkiego wyboru, bo większość domów do wynajęcia jest jeszcze nieczynna. Na szczęście trafiamy do miejsca, gdzie jak się później okazuje, właściciel jest przesympatycznym i otwartym człowiekiem.
Po zdecydowaniu się na nocleg, po załatwieniu wszelkich niezbędnych czynności po trasie, udajemy się nad morze, gdzie mamy tylko jakieś 200 metrów. Ciężko znaleźć typową plażę, a samych miejsc gdzie można bezproblemowo dostać się do morza jest stosunkowo mało. W większości są to strome, skalne urwiska. Mamy do wyboru dwie kamieniste plaże z łagodnym dostępem do wody. Wybieramy drugą, bardziej oddaloną od ludzi, których tutaj nie łatwo spotkać o tej porze roku. Na miejscu jesteśmy tylko my, słońce i woda. Jest pięknie, o takie spokojne miejsce właśnie nam chodziło. Adriatyk dosyć szybko robi się głęboki, co ma plus, bo po kilku metrach można już spokojnie płynąć nie zwracając uwagi na niebezpieczne jeżowce, które czają się na dnie. Pływamy, opalamy się i tak w kółko. Po tych 9 dniach ciągłej jazdy jutro mamy zamiar kompletnie nic nie robić, tylko odpoczywać robiąc sobie jeden dzień wczasów.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Gdy słońce zaczęło już zachodzić postanowiliśmy wracać do domu. Po drodze odwiedzamy pobliski i zarazem jedyny bar znajdujący się tuż nad wodą, gdzie kupujemy sobie piwo. Rozmawiamy, popijamy i wpatrujemy się w morze.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Wieczór jest bardzo ciepły, więc postanawiamy spędzić go na ogólnodostępnym tarasie przed naszym pokojem. Na stole ląduje flaszka i rozpoczynamy kolejne wieczorne rozmowy. Gdy zrobiło się już ciemno odwiedził nas właściciel domu Darko, witając się z nami słowami: „Dzień dobry Polacy, kur*a mać.” :grin: . Od razu zrobiło się miło. Okazało się, że co roku gości turystów z Polski, większość z nich to stali bywalcy, dlatego zna trochę język Polski, a przynajmniej włada biegle podstawowymi zwrotami :lol: . Poza tym bardzo dobrze mówi po angielsku, więc nie było problemów, aby się z nim porozumieć. Poczęstowaliśmy go naszym trunkiem, po czym zaczął opowiadać nam różne historie. Okazało się, że jest kapitanem ogromnego gazowca i całe życie pływa po świecie. Z domu zrobił z żoną ośmio apartamentową willę dla gości o różnych standardach i w różnych cenach.

Darko zaproponował nam, że jutro rano zawiezie nas swoim autem do sklepu abyśmy mogli zrobić sobie niezbędne zakupy, pokaże też okolicę, dom Roberta Makłowicza oraz jedną ze znanych winiarni „Matuśko”, których właścicielem jest jego dobry kolega ze szkoły. Na tym kończymy nasz wieczór i idziemy spać.
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Bałkany 2018

Post autor: Sylwek »

Powłóczyste, lekko zamglone zachody słońca, są malownicze pod każdą szerokością geograficzną :thumbsup: .

Pytanie dla znawców: co to jest, to czarne, kolczaste? Jakaś mutacja współczesnej paskudy się utopiła :wink: ?
Awatar użytkownika
magneto
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 838
Rejestracja: 28.07.2013, 21:03
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Olsztyn

Re: Bałkany 2018

Post autor: magneto »

Sylwek pisze: 22.12.2020, 18:09(...) Pytanie dla znawców: co to jest, to czarne, kolczaste? Jakaś mutacja współczesnej paskudy się utopiła :wink: ?
Znawca ze mnie żaden, ale (podobne) widywałem daaawnooo teeemu w Norwegii. I chyba mam:
Jeżowce
Psy szczekają, a motocykl jedzie dalej...
RUSSIAN GO HOME !
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Bałkany 2018

Post autor: Sylwek »

magneto; ten stwór z zalinkowanego zdjęcia, wygląda dość sympatycznie. Dobrze mu z oka patrzy :wink: .
Nie uważasz jednak, że w ciepłym Adriatyku, będzie czuł się zdecydowanie lepiej, niż w okolicach Norwegii? Przecie tam zimno przez większość roku :grin: .
Awatar użytkownika
magneto
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 838
Rejestracja: 28.07.2013, 21:03
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Olsztyn

Re: Bałkany 2018

Post autor: magneto »

Sylwek pisze: 22.12.2020, 19:29 magneto; ten stwór z zalinkowanego zdjęcia, wygląda dość sympatycznie. Dobrze mu z oka patrzy :wink: .
Nie uważasz jednak, że w ciepłym Adriatyku, będzie czuł się zdecydowanie lepiej, niż w okolicach Norwegii? Przecie tam zimno przez większość roku :grin: .
Przepraszam za OT, ale odpowiedzieć wypada:
Sylwek - ja też tak myślałem, dopóki nie widziałem dorsza zwracającego ... kraby, nie złowiłem... rozgwiazdy...
Okolice OsloFjord, a tam taki jeden ciepły skurczybyk bardzo miesza w naszych wyobrażeniach. GolfStrom się nazywa...
Sorry za OT.
Psy szczekają, a motocykl jedzie dalej...
RUSSIAN GO HOME !
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Bałkany 2018

Post autor: Sylwek »

Eee tam, magneto, spokojnie. Święta się zbliżają, wilki zaczynają przemawiać ludzkimi głosami, ten nasz, z forum, też przymknie oko :grin: .
Spójrz perspektywicznie, może, naszymi dywagacjami, skłonimy autora wątku do zaprzyjaźnienia się ze stworami fiordu z okolic Oslo?
No i wjazd do tunelu, zwłaszcza po raz pierwszy :thumbsup: .

Ps. Zapomniałem o wpływie prądów wodnych wszelakich. Nieładnie :grin: .
Pawel
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 506
Rejestracja: 05.11.2017, 09:44
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Orzesze

Re: Bałkany 2018

Post autor: Pawel »

Sylwek pisze: 22.12.2020, 20:03 Spójrz perspektywicznie, może, naszymi dywagacjami, skłonimy autora wątku do zaprzyjaźnienia się ze stworami fiordu z okolic Oslo?
Sylwek, tak się składa, że bardzo dobrze kombinujesz :smile: . Niestety planowane tegoroczne zawiązanie znajomości ze stworami z wód północnych musieliśmy odłożyć w czasie, z przyczyn... oczywistych. Oby w przyszłym roku się udało... :witch: .
Pawel
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 506
Rejestracja: 05.11.2017, 09:44
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Orzesze

Re: Bałkany 2018

Post autor: Pawel »

Dzień 10 / 12.06.2018 / Dingać (HR) / 0km

Dzisiaj nic nas nie goni, więc śpimy sobie do oporu. Wstajemy przed 9:00, robimy sobie kawę i zbieramy się z Darko na małą wycieczkę. Pogoda nie jest zła, jest ciepło, ale niebo jest trochę zachmurzone. Darko patrzy w niebo i mówi, że się wypogodzi.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Pierwszy przystanek robimy w sklepie, gdzie kupujemy jakieś artykuły spożywcze na późniejsze śniadanie i kolację oraz każdy z nas piwo „Karlovaćko” w 1,5 litrowej plastikowej butelce, które będziemy po południu sączyli nad Adriatykiem.

Kolejny przystanek to dom Roberta Makłowicza. Darko nie ukrywa, że był tam tylko dwa razy i nie bardzo pamięta jak się tam dokładnie jechało, ale postara się doprowadzić nas do celu. Po przejechaniu kilku kilometrów wąskimi drogami, dojechaliśmy do jakiejś opuszczonej wioski, która znajdowała się po środku niczego. Darko oznajmił, że teraz resztę drogi musimy pokonać pieszo, więc rozpoczęliśmy spacer w labiryncie starych, opuszczonych, kamiennych domów. Chwilę tak kręciliśmy się po okolicy, aż w końcu dotarliśmy na miejsce. Pośrodku starych ruder znajdował się ładny, lecz nie wyróżniający się jakoś specjalnie, kamienny dom z napisem „Obitelj Maklowicz”, czyli „Rodzina Makłowicz”.

Kolejny przystanek to znana winiarnia „Matuśko”, przed którą można zauważyć kilka ekskluzywnych samochodów. Nasz przewodnik Darko czuje się tutaj jak u siebie w domu, więc winiarnię zwiedzamy szczegółowo, nawet od zaplecza, gdzie wstęp ma tylko personel. Winiarnia znajduje się oczywiście pod ziemią, jedynie cześć magazynowa znajduje się na powierzchni. Liczne ceglane sklepienia łukowe, stare drewniane beczki z winem oraz charakterystyczny zapach sprawiają, że jest to bardzo wyjątkowe miejsce, które pozostanie nam w pamięci. Finalnie przechodzimy przez salę z dużym okrągłym stołem i krzesłami dookoła, gdzie jak można się domyślić, specjalni goście degustują różne odmiany i roczniki powstających tutaj win.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Tak kończymy nasz objazd po okolicy i niespiesznie wracamy do domu.

Obrazek z Dysku Google

Po powrocie Darko powiedział nam, że jak już zjemy śniadanie, to mamy przyjść do Niego na górę, na Jego prywatny taras skosztować wyrobów alkoholowych Jego produkcji.

Było już po godzinie 11:00, więc trochę późno jak na śniadanie, ale od rana nic nie jedliśmy, więc coś zjeść trzeba było. Zrobiliśmy na szybko jajecznicę z kilku jajek, do tego kromka chleba i pomidor. Darko już wołał za nami kiedy przyjdziemy, więc raz, dwa i byliśmy gotowi. Zasiedliśmy przy Jego stole i wtedy zaczęła się nasza kolejna wielka przygoda. Degustacja win połączona z opowieściami i rozmowami na bardzo różnorodne tematy. Dzięki kilku godzinom rozmów dowiedzieliśmy się co nieco na interesujące nas tematy związane z Bałkanami i samą Chorwacją.

Co do samej degustacji, to Darko oznajmił nam, że będzie nas częstował swoimi wyrobami, a my mamy je uczciwie oceniać. Od razu zaznaczył nam, że Jego wyroby produkowane są przez Niego osobiście, z Jego własnych zbiorów, na cele prywatne, dla przyjaciół i znajomych, a nie do sprzedaży masowej w sklepach. Nie zawierają przez to chemii, żadnych dodatków, dosypanych cukrów itd. . Do ich produkcji używa specjalnej odmiany winorośli, które rosną w idealnym dla nich miejscu, przez to dojrzewają jak należy i jakość zbiorów jest na najwyższym poziomie. Na dobry początek postawił na stole pięciolitrową butelkę z winem i nalał nam zdrowo do dużych kieliszków. Mieliśmy ocenić jak nam smakuje. Później z innej pięciolitrowej butelki nalał nam znowu od serca i znowu kazał ocenić smak. Zgodnie stwierdziliśmy, że smakują dobrze, dużo lepiej niż takie kupione w sklepie. Wtedy opowiedział nam co to za wino, czyli że jest to Jego najsłabszy jakościowo wyrób i postawił na stole swój specjał, czyli ładnie zabutelkowane wino, robione z tych samych winogron, w ten sam sposób, tylko uprawiane w innym, idealnym do tego celu miejscu (m.in. odpowiednio ukierunkowane zbocze góry, odpowiednia wysokość n.m.p.) Dla takiego laika jak ja, różnica w smaku była kolosalna. Wino było tak dobre, że po wypiciu zawartości kieliszków zapytaliśmy, czy możemy jeszcze sobie nalać. Darko ze zdziwieniem odpowiedział, że w Chorwacji wszystko to, co stoi na stole jest dla gości i możemy częstować się tak długo, aż wszystko wypijemy.

Obrazek z Dysku Google

Darko zaproponował, że jeśli nie mamy żadnych planów dotyczących obiadu, to zna dobrą, niedrogą pizzerię, gdzie pracuje jego znajoma. My wybierzemy, On zadzwoni i zamówi, a pizzę przywiozą nam do domu. Dał nam folder z rodzajami i cenami, z którego wybraliśmy jedną pizzę w rozmiarze „jumbo”, czyli jak można było się domyślić będzie to coś dużego.

Podczas oczekiwania na nasz obiad, Darko postawił na stole trzy kolejne butelki. Wszystkie takie same, tylko zawartość każdej z nich miała inny kolor. Jak się okazało była to rakija Jego produkcji, jedna przeźroczysta, czyli standardowa, a dwie pozostałe smakowe, czyli żółta i czerwona. Gospodarz nalał nam znowu do innych kieliszków i kazał kosztować każdą z nich po kolei. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że żółta i czerwona to takie słabsze, kobiece wersje, natomiast przeźroczysta „ma kopa”. Darko potwierdził, że te smakowe są trochę słabsze, a ta standardowa ma ok. 45% alkoholu.

Odczuwając już wpływ wypitego alkoholu na nasze organizmy doczekaliśmy się na nasz obiad. Takiej dużej pizzy jeszcze nie widziałem. Nie mierzyliśmy jej dokładnie, ale miała około 60-70 centymetrów średnicy. Wystarczyło zjeść dwa kawałki, żeby być sytym, a było ich do zjedzenia dziesięć. Nie było łatwo zjeść całości, więc upchaliśmy jedzenie w naszych żołądkach na siłę.

Po tak obfitej degustacji i obfitym obiedzie opadliśmy z sił. Podziękowaliśmy za gościnność oraz wspólną rozmowę i udaliśmy się do pokoju na odpoczynek. Ledwo się położyliśmy i już byliśmy w objęciach Morfeusza.
Obudziliśmy się po godzinie i była już około 17:00. Wygrzebaliśmy się z łóżek, wzięliśmy nasze piwa oraz ręczniki i poszliśmy nad morze. Niestety fale były na tyle duże, że nikt z nas nie odważył się wskakiwać do wzburzonej głębokiej wody, jedynie pomoczyliśmy się trochę na płytszej części, bliżej brzegu. Całą resztę dnia spędziliśmy nad wodą.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Po powrocie do domu zaopatrzyliśmy się u Darko w kilka butelek Jego wyrobów, aby zabrać je do domu i poczęstować nimi nasze rodziny i znajomych.

Obrazek z Dysku Google

Dzień kończymy na przygotowywaniu się do jutrzejszego wyjazdu.
Pawel
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 506
Rejestracja: 05.11.2017, 09:44
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Orzesze

Re: Bałkany 2018

Post autor: Pawel »

Dzień 11 / 13.06.2018 / Dingać - Korenica / ok. 450km

Dzisiaj pobudka o godzinie 7:00. Pogoda jest idealna. Poranny rytuał, śniadanie, szybkie pożegnanie z plażą i pakujemy nasze maszyny. Wyjeżdżamy przed 9:00, żegnając się wcześniej z Darko i dziękując mu za bezinteresownie poświęcony nam czas. Plan na dzisiaj mamy bardzo prosty, mianowicie wracamy z półwyspu i znowu drogą nr 8 pojedziemy aż do Zadaru, by później odbić w stronę Plitvickich Jezior. Trasa zapowiada się ciekawie, bo droga nr 8 biegnie cały czas tuż przy wybrzeżu, a ja od dłuższego czasu chciałem się nią w końcu przejechać. Będziemy przejeżdżać przez takie znane miejscowości turystyczne jak: Baśka Voda, Makarska, Split, Trogir czy Szybenik.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Po opuszczeniu półwyspu Peljesac mamy do przekroczenia dwa razy granicę na odcinku zaledwie 15 kilometrów. Te skromne 15 kilometrów, to dostęp Bośni i Hercegowiny do morza. Dzięki temu znowu mamy kolejny postój na granicy. Kolejka jest dosyć duża, stoimy około 20 minut na słońcu przepychając powoli nasze motocykle do przodu. Okazuje się, że tylko bośniacka straż graniczna skrupulatnie sprawdza dokumenty, Chorwaci pytają tylko skąd jesteśmy, a na odpowiedź, że z Polski machają ręką, że mamy jechać dalej.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Przejazd tych 15 kilometrów przez wybrzeże Bośni i Hercegowiny należy do przyjemnych. Od razu rzuca się w oczy, że kraj ten bardzo chce wykorzystać potencjał, jaki drzemie w dostępie do Adriatyku. Gdyby nie przejście graniczne, to pomyślałbym, że jesteśmy nadal w Chorwacji. Stoją tu piękne domy, hotele i apartamenty, a jeszcze piękniejsze są w trakcie budowy. Ledwo wjechaliśmy, a tu znowu granica. Tym razem, na szczęście, poszło dużo sprawniej.

Chorwacja to bez wątpienia jeden z tych krajów, gdzie jazda motocyklem każdemu daje niesamowitą przyjemność z jazdy. Piękna słoneczna pogoda, piękne widoki, dostęp do czystego morza, ciepły wiatr, dobry asfalt oraz wiele górskich i krętych odcinków. Nieważne jakim typem motocykla jeździsz, tutaj zawsze znajdziesz coś dla siebie.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

We wszystkich mijanych miejscowościach turystycznych można było zauważyć wzmożony ruch samochodów na obcych tablicach rejestracyjnych. Z każdym przejechanym kilometrem pogoda robiła się bardziej burzowa. W końcu przed Splitem udaje nam się ominąć pierwszą burzę, która musiała tutaj przed chwilą przechodzić. Jedziemy po mokrej drodze, powietrze zrobiło się trochę chłodniejsze, a przed nami w oddali ciągle czekało na nas granatowe niebo. Żeby uniknąć motopompy z nieba, za Szybenikiem postanowiliśmy odbić w pierwszą lepszą drogę na wschód, którą dojedziemy do drogi nr 1, a później znowu kierunek północ i okolice Plitvickich Jezior. W miarę oddalania się od wybrzeża pogoda robiła się coraz gorsza. Jadąc już drogą nr 1, w pewnym momencie musieliśmy ubrać na siebie dodatkowe ubrania docieplające. Słońce schowane było za gęstymi chmurami, a temperatura zaczęła gwałtownie spadać. Z każdym przejechanym kilometrem było coraz gorzej, a do tego zaczął wiać porywisty wiatr. Z jednej strony zza gór dosłownie przelewały się gęste jasne chmury, by po chwili zamienić się w czarne i poszarpane.

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Obrazek z Dysku Google

Koniecznie chcieliśmy dojechać gdzieś w okolice Plitvickich Jezior, znaleźć tam jakiś nocleg i jutro z rana pojechać na pusto zwiedzić te popularne i piękne jeziora. Udało nam się dojechać do miejscowości Korenica, do której wjeżdżaliśmy już w deszczu. Na stacji INA zatankowaliśmy do pełna i myślimy co dalej robić, bo jest już 18:00, niebo jest całe zachmurzone, pada deszcz i powoli robi się ciemno. Na dzisiejszym odcinku 450 kilometrów temperatura spadła z 27 stopni do 13 stopni. Nie było sensu jechać dalej i moknąć, bo pogoda przed nami była oczywista. Zbyt wiele kilometrów w takich warunkach i tak już byśmy nie przejechali. Postanowiliśmy znaleźć jakiś nocleg tutaj gdzie jesteśmy, później sprawdzić pogodę na jutro i na spokojnie pomyśleć co i jak zrobimy. Tak się złożyło, że naprzeciwko stacji paliw stał dom z tabliczką informującą o pokojach do wynajęcia. Przejechaliśmy więc jakieś 50 metrów i już byliśmy na podwórku. Wyszli starsi państwo i trochę po polsko-chorwacko-angielsko-niemiecku dogadaliśmy się o co chodzi. Wzięliśmy najtańszy pokój na parterze, w którym warunki nie należały do najwyższych, a sam pokój a raczej pokoik składał się z trzech łóżek i...to wszystko, do tego ciasno że ledwo szło przejść. Postanowiliśmy, że jedną noc jakoś tu przeżyjemy. Motocykle zaparkowane były na prywatnej posesji, mieliśmy do dyspozycji kuchnię w budynku gospodarczym, a na powitanie gospodarz dał nam po piwie.

Rozpakowaliśmy nasze rzeczy, zjedliśmy obiadokolację w postaci śledzi z puszki i przystąpiliśmy z Jurkiem do smarowania łańcuchów. Podczas smarowania mojego łańcucha, kręcąc tylnym kołem usłyszałem dziwne odgłosy dobiegające z okolicy zębatki zdawczej. Było to jakieś tarcie i zgrzytanie w jednym, tak jakby łańcuch lub zębatka obcierała o pokrywę zębatki. Od razu w ruch poszły klucze. Szybko okazało się, że akurat nie mam ze sobą najważniejszego czyli nasadowej ósemki z przedłużką. Na szczęście z pomocą przyszedł mi Krzysiek i gospodarz, u którego w garażu wygrzebałem część tego, co było mi potrzebne. Po ściągnięciu osłony zębatki zdawczej, okazało się, że zabezpieczenie zębatki, które wymieniłem przed sezonem na nowe (forumowe) było kompletnie zużyte. Nadawało się tylko i wyłącznie do wyrzucenia (zdjęcia w innym dziale). Wyszło na to, że materiał, z którego zostało wykonane zabezpieczenie jest o nieodpowiedniej twardości lub akurat mi trafił się jakiś wadliwy egzemplarz. Zębatka była na tyle mocno przesunięta na wałku zdawczym, że łańcuch zaczynał gdzieś trzeć o plastikową osłonę. Wkurzyłem się na maksa, że coś takiego się stało. Oczywiście miałem ze sobą stare, oryginalne zabezpieczenie, które od razu założyłem. Po poskładaniu wszystkich elementów układanki, podczas kręcenia kołem nie dobiegały już żadne niepożądane odgłosy, więc teraz wszystko było znowu w porządku. Smarowanie łańcucha miało trwać zaledwie parę minut, lecz czynności serwisowe w świetle czołówki przeciągnęły się niespodziewanie do ponad pół godziny.

Dopijając otwarte wcześniej piwa, ustaliliśmy, że w związku z zapowiadana na jutro brzydką pogodą, opadami deszczu i niską temperaturą wracamy już jutro bezpośrednio do domu, z góry zakładając że osiągniemy wyznaczony cel. Wybraliśmy odpowiednią trasę przez resztę Chorwacji, Węgry i Słowację, która do mnie do domu wskazywała około 920 kilometrów, a do Krzyśka i Jurka prawie 1000km. Ustaliliśmy pobudkę o 3:00 w nocy, żeby do 4:00 zdążyć się ubrać, spakować w deszczu i wyjechać.
Pawel
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 506
Rejestracja: 05.11.2017, 09:44
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Orzesze

Re: Bałkany 2018

Post autor: Pawel »

Dzień 12 / 14.06.2018 / Korenica – Orzesze (Olkusz) / ok. 920km (ok. 1000km)

Niestety, jest to już nasz ostatni dzień wyprawy. Mamy w prawdzie jeszcze jeden dzień w zanadrzu, ale chcieliśmy go przeznaczyć na zwiedzenie Plitvickich Jezior, a nie siedzenie w pokoju podczas deszczu. Na naszej drodze powrotnej nie znajduje się już nic na tyle interesującego, co dorównałyby temu, co widzieliśmy i przeżyliśmy przez ostatnie 10 dni. Skoro jesteśmy zmuszeni odpuścić naszą ostatnią atrakcję, to mamy zamiar dojechać dzisiaj jak najdalej się da w stronę domu, a nawet do niego dotrzeć.

Noc, jak na 5 godzin snu ciągła mi się jakoś długo. Budziłem się parę razy i raz było mi gorąco, a raz znowu zimno. Wydawało mi się wtedy, że kiedy trzeba będzie wstawać z łóżka okaże się, że jestem chory. Wstajemy zgodnie z planem o 3:00 w nocy. Kontrola mojego samopoczucia wykazuje, że wcale nie jest źle. Kontrola pogody i…ciągle pada deszcz. Pakujemy rzeczy, ubieramy się ciepło i przeciwdeszczowo. Doświadczony wcześniejszymi jazdami w deszczu od razu ubieram foliowe reklamówki na buty, bo moje buty niestety nie miały Gore-Tex'u. Następnie ładujemy wszystko na motocykle i kilka minut przez 4:00 wyruszamy w drogę.

Jest ciemno, pada deszcz i czasem droga jest zamglona. Pierwsze 50 kilometrów pokonujemy bardzo powoli, nasza prędkość wynosi jakieś 40, czasem może 50km/h, ale jednak posuwamy się do przodu. Po dwóch godzinach jazdy, kiedy zrobiło się już całkiem widno pogoda się poprawia i przestaje padać deszcz. Gdzieś przed miejscowością Karlovac zatrzymujemy się w przydrożnym barze na kawę i jakieś śniadanie. Kawę udaje nam się kupić, ale śniadania niestety nie serwują. Całe szczęście tuż za rogiem jest piekarnia, gdzie zaopatrujemy się w jakieś rogaliki, kupione za ostatnie chorwackie kuny od Krzyśka.

Przed wyruszeniem w dalszą drogę postanawiamy z Krzyśkiem ściągnąć już odzież przeciwdeszczową, bo najgorsze chyba za nami. Ja wszystko mam suche, reklamówki na butach również zdały świetnie egzamin. Jak się okazuje, kurtka od Krzyśka, która miała służyć jako przeciwdeszczowa nie zdała kompletnie egzaminu. W kurtce, którą miał pod spodem z rękawów kapie woda. Spodnie też częściowo ma przemoczone. Dobrze, że trochę się ociepliło, to podczas jazdy ubrania trochę mu przeschną.
Kierujemy się w stronę stolicy Chorwacji, Zagrzebia, którą omijamy jakąś autostradową obwodnicą. Po przejechaniu około 50 kilometrów drogą, na której do końca nie wiemy czy obowiązuje na niej jakiś rodzaj opłaty czy nie, zjeżdżamy na miejscowość Koprivnica, z której jest już tylko kawałek do granicy z Węgrami.

Na przejściu granicznym z Węgrami znowu zauważamy kto pilnuje spokoju w naszej części Europy. Chorwaci wypuszczają nas oglądając tylko nasze dowody osobiste. Po stronie węgierskiej znowu rozstawiony jest płot wzdłuż granicy oraz drut kolczasty. Węgrzy chcą dodatkowo widzieć wszystkie dokumenty z motocykli i każą ściągnąć kaski. Jestem za, niech pilnują kogo wpuszczają, byle nie robili problemów.
Pozostało nam przejechać nudne z motocyklowego punktu widzenia Węgry i będziemy już prawie jak w domu. Obieramy kilka większych miejscowości na nasz cel i pędzimy bez zbędnych postojów. Jedziemy przez Nagyatad, Keszthely, Veszprem i Komarno. Nie wiem dlaczego, ale jazda przez Węgry, pomimo małej ilości kilometrów, zawsze ciągnie się w nieskończoność. To chyba wina monotonnego, płaskiego krajobrazu z polami kukurydzy w tle.

Pierwszy postój robimy kawałek przed Keszthely, nad Balatonem. Jemy coś z zapasów i po kilkunastu minutach pędzimy dalej.
W jednym z większych miast nasza trójka przypadkowo się rozdziela. Ja na rondzie jadę za Krzyśkiem prosto, a Jurek skręca w prawo. Tracimy na tym całym zamieszaniu dobre pół godziny czasu, ale co zrobić skoro się stało, to trzeba to teraz jakoś odkręcić. Dalsza droga do granicy w Komarnie przebiega już płynnie, ale oczywiście nadal się dłuży.

Dojeżdżamy do granicy. Od teraz cała nasza trasa przez Słowację będzie przebiegała identycznie jak ta, którą jechaliśmy 12 dni temu tylko pojedziemy w odwrotnym kierunku. Postanawiamy znowu zatrzymać się na obiad w lokalu, w którym już wiemy, że warto w nim zjeść. Zamawiamy podobne zestawy co ostatnio, tylko w mniejszej ilości. Najadamy się do syta, lecz zamiast poobiedniej sjesty dosiadamy znowu nasze maszyny, aby gnać przed siebie. Przed nami jakieś 250 kilometrów drogi przez całą Słowację, a później od granicy ja mam jeszcze około 100 kilometrów, a Krzysiek z Jurkiem mają około 180 kilometrów do domu. Jazda przez Słowację z każdym kilometrem przybliżającym nas do gór staje się ciekawsza. Niestety, ale zaczyna nam doskwierać ból tyłków. Przejechaliśmy już dzisiaj około 700 kilometrów z kilkoma bardzo krótkimi postojami, więc nasze tyłki mają prawo czuć się zmęczone. W okolicach Czadcy meldujemy się około godziny 21:00, więc jak dobrze pójdzie, to za nieco ponad godzinę będziemy w mojej mieścinie, czyli w Orzeszu.

Krótki kawałek przez Czechy wita nas nocą oraz przelotnymi opadami deszczu, ale od Cieszyna pogoda na szczęście się stabilizuje. W Orzeszu jesteśmy około 22:10, czyli zgodnie z wcześniejszymi założeniami.

Dziękujemy sobie wzajemnie za wspólnie zaplanowaną i odbytą wyprawę i rozstajemy się, jadąc każdy w stronę swojego domu. Ja praktycznie zakończyłem już wyprawę, mam do domu rzut beretem, chłopaki zrobią to za godzinę. Dzień ten był zwyczajnym nabijaniem kilometrów, ale zwykłe nabijanie kilometrów może również okazać się przyjemne, zwłaszcza wtedy, kiedy omija się wszelkie zbędne dwupasmowe drogi :thumbsup: .



Podsumowanie:

- 12 dni
- 7 obcych krajów
- ponad 3600 kilometrów



Słowo końcowe

Kolejna, skrupulatnie zaplanowana wyprawa motocyklowa została zrealizowana. Dziesiątki e-maili z pytaniami, odpowiedziami i mapami, wysłanych wzajemnie z Krzyśkiem podczas zimowych wieczorów nie poszły na marne. Moi towarzysze okazali się być świetnymi kompanami w samej podróży jak i poza nią. Przez te 12 dni w trasie zżyliśmy się ze sobą na tyle, że stworzyliśmy zgraną paczkę. Nasze maszyny spisały się na medal, zamieniając dla nas dziesiątki litrów zatankowanego paliwa w tysiące przejechanych kilometrów. Kiedy nasza wyprawa na Bałkanach trwała jeszcze na dobre, my patrząc w przyszłość obraliśmy już następne kierunki wspólnych motocyklowych przygód. Dzięki chłopaki, było suuuper :ok: !!!


Wszystkim zainteresowanym tematem dziękuję za dotrwanie do końca :wink: .


Poniżej film naświetlający jak to wszystko mniej więcej wyglądało. Na kanale są też filmy z niektórych innych wyjazdów. Miłego oglądania :smile: .

Daro35
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 18
Rejestracja: 08.12.2020, 23:14
Mój motocykl: XL600V

Re: Bałkany 2018

Post autor: Daro35 »

Brawo piękna relacja,jak pewnie wiele innych,zazdroszczę,ja dopiero zaczynam przygodę dwuśladem,może i ja kiedyś tam pojadę.
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Bałkany 2018

Post autor: tomekpe »

Przeczytane, super! dziękuję za poświęcony czas - dzięki temu jakiś mały % wyprawy dałeś odczuć innym, siedzącym w domu :)
Awatar użytkownika
KrzysieG
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 679
Rejestracja: 27.05.2011, 14:25
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Olkusz

Re: Bałkany 2018

Post autor: KrzysieG »

Wszystko co tu napisał to prawda najprawdziwsza, potwierdzam. Szczególnie spodobało mi się podsumowanie :grin: :tongue: :ok: aż się wzruszyłem choć to wiedziałem. Na następny wyjazd możesz wziąć jedną flaszkę mniej :)
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Bałkany 2018

Post autor: Artek »

Znalazłem chwilę na przeczytanie.

Wzór.


Świetny opis, foty aż szczęka opada ( czym robione?), no i jak widać kilku facetów bez problemu może się dogadać mając przed sobą wspólny cel...


:ok:


Ps. czekamy też na opis wyprawy z 19 roku :whip:
Dominator.
Awatar użytkownika
KrzysieG
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 679
Rejestracja: 27.05.2011, 14:25
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Olkusz

Re: Bałkany 2018

Post autor: KrzysieG »

Ps. czekamy też na opis wyprawy z 19 roku
Obawiam się że Pawełek się zniechęcił brakiem komentarzy, więc raczej się nie spodziewaj.
Pawel
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 506
Rejestracja: 05.11.2017, 09:44
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Orzesze

Re: Bałkany 2018

Post autor: Pawel »

Artek pisze: 04.01.2021, 20:09Świetny opis, foty aż szczęka opada ( czym robione?)
Artek, prawie wszystkie zamieszczone tutaj zdjęcia zrobione były za pomocą "eleganckiego, profesjonalnego, drogiego, wypasionego, takiego z dużym obiektywem(...)" ...smartfonu :lol: (starego Samsunga S5 Neo). Wszystkie zdjęcia zrobione były w trybie HDR, który w tym urządzeniu robi BARDZO dobrą robotę. Rozjaśnia bardzo ciemne obszary zdjęcia i przyciemnia bardzo jasne np. niebo (taki elektroniczny odpowiednik dodatkowych filtrów na obiektyw). Poza tym jest kilka fotek ze starego GoPro Hero 3+ Black i kilka z lustrzanki od Krzyśka (chyba jakiś Nikon).
W związku z tym, że im więcej jest zdjęć z różnych urządzeń tym większe są różnice w jakości zdjęć, a dokładnie w ich jasności/kontraście i kolorach, to finalnie delikatnie wyrównałem komputerowo powyższe parametry, aby wszystkie opublikowane zdjęcia wyglądały podobnie.

Artek pisze: 04.01.2021, 20:09no i jak widać kilku facetów bez problemu może się dogadać mając przed sobą wspólny cel...
Móc to chcieć... :thumbsup: .

Artek pisze: 04.01.2021, 20:09Ps. czekamy też na opis wyprawy z 19 roku :whip:
Nie przewiduję kolejnego opisu/relacji, bo najzwyczajniej nie mam na to za bardzo czasu. W przypadku tej relacji musiałem regularnie naciągać marne 24h które ma doba, a każdy wpis robiłem na raty :wacko: . Jak też można zauważyć, zainteresowanie tematem jest małe. Może to dlatego, że to "tylko Bałkany" i wszyscy już tam byli... :wink: .
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Bałkany 2018

Post autor: Sylwek »

Pawel pisze: 06.01.2021, 09:00 Nie przewiduję kolejnego opisu/relacji, bo najzwyczajniej nie mam na to za bardzo czasu. W przypadku tej relacji musiałem regularnie naciągać marne 24h które ma doba, a każdy wpis robiłem na raty :wacko:
Noo, pisanie zajmuje "trochę" czasu. A jeszcze więcej, gdy ma być lekko, łatwo i...autentycznie, o ortografii, interpunkcji, składni nie pomnę.

Pawel pisze: 06.01.2021, 09:00 ak też można zauważyć, zainteresowanie tematem jest małe.
Bo tu, tradycyjnie, dużo czytaczy :grin: .

Pawel pisze: 06.01.2021, 09:00 Może to dlatego, że to "tylko Bałkany" i wszyscy już tam byli... :wink:
Prawie wszędzie, wszyscy już byli. Teraz, aby wzbudzić szerokie zainteresowanie, trzeba by Gobi przejść bez wody i na czworaka.
Spójrz na książki kucharskie. Ciągle powstają nowe, choć wydawać by się mogło, że znamy już wszystkie przepisy czy dania.
Można też pójść tropem K. Maya. Jak wieść niesie, niespecjalnie ruszał się dalej, a napisał kilka wciągających powieści- zwłaszcza dla młodych. A że co nieco podkolorował, ponaciągał fakty :smile: ?
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Bałkany 2018

Post autor: tomekpe »

Z perspektywy swoich relacji wiem, że więcej osób czyta niż komentuje. Myślę, że zainteresowanie jest większe niż sądzisz.

A moje prywatne odczucia z samego pisania były bardzo fajne, można sobie odświeżyć samemu po paru latach to, co szybko blaknie.

Napisz, napisz :) Będzie czytane.
Awatar użytkownika
KrzysieG
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 679
Rejestracja: 27.05.2011, 14:25
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Olkusz

Re: Bałkany 2018

Post autor: KrzysieG »

W takim razie, będzie odgórny nacisk :impreza:
miras23
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 117
Rejestracja: 19.06.2020, 21:26
Mój motocykl: XL650V

Re: Bałkany 2018

Post autor: miras23 »

Pisz, pisz każda wiedzą się przyda tym bardziej że jadę na Bałkany w czerwcu.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 1 gość