Wrześniowa pętelka.

Krótsze lub dłuższe wyjazdy.
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Początek września...

Jest kilka minut po 22.00, padam na pysk po ledwo skończonej pracy. Na WattsUp dzwoni siostra. Odbieram i słyszę w telefonie: sto lat, sto lat...
Cieszę się i po sekundzie jest mi głupio... Siostrzeniec 9-letni miał 3 dni wcześniej urodziny. Jestem także jego chrzestnym. Fuck. Dałem ciała, bo jak każdy facet nie pamiętam o datach. W swoje urodziny idę spać zły sam na siebie.
Następnego dnia wstępnie kreślę w głowie plan...A gdyby tak...


Motoszmaty wymagają kobiecej pomocy i po kilku wiadomościach z Lidką lecą wysłane przez syna, paczkomatem do Wuwua. Zamawiam też boczne sakwy rowerowe crosso. Na biurku szefa pod jego nieobecność ląduję mała 5-dniowa urlopówka.

Jeszcze kilka dni i zjadę po dwutygodniowej tułaczce ciężarówką po zgniłej Europie do domu, na zasłużony tygodniowy odpoczynek. Plany wakacyjne z synem szlag trafił z wiadomego powodu. Koledzy nader często wkurzali zdjęciami z kilkudniowego wypadu na Rumunię. Wakacje muszę planować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem i nie było mi dane się do tych trampkarzy dostosować. Kolejny rok z rzędu mieszkanie nie odmalowane. Mnie coraz częściej dopada zmęczenie materiału.
Dominator.
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Sylwek »

Artek pisze:Mnie coraz częściej dopada zmęczenie materiału.
Ale ciąg dalszy będzie?
Bo, przyznam szczerze, coraz częściej zmęczenie również mnie dotyka i chętnie poczytałbym, jak sobie z tym radzić :smile: .
Niełatwo jest obnażyć swoje zwątpienia, słabości choćby chwilowe, w chwili danej, podróży, wyrwaniu się z kieratu, który sami sobie fundujemy.

Niemniej, ja czekam na kolejne opowieści; bez piwa i chipsów. Kaloryczne podobno są, a to niezdrowe :tongue: .
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Piątek.
Ostatni dzień w pracy.


Nic nie idzie, myjnia się przedłuża, załadunek także. Patrzę na korki i nerw mnie bierze.
Nie dam rady dojechać do bazy a to skutkuje powrotem do domu dopiero w sobotę. Podejmuję ryzyko i jadę. Udaje się załapać na ostatni bus do domu. W Polsce jestem nad ranem, stres i ogrom ostatniego dnia pracy dopada mnie godzinę przed domem. A gdzie jeszcze na zlot czarnuchów przez pół Polski dojechać i tam :zabawa: Odpuszczam...
Za stary na to już chyba jestem.

Weekend spędzam na odpoczynku w domu z synem.

Poniedziałek rano przeglądam moto :wink: sprawdzam olej, patrzę na klocki i opony. Dolewam oleju do olejarki łańcucha i po chwili zauważam, że puszcza olej. Trza będzie wodę utlenioną kupić w aptece i przerobić na olejarkę. Przed południem jadę na przegłąd rejestracyjny, bo wyszedł parę dni wcześniej. Na stacji diagnostycznej nowa twarz. Hmmm..zobaczymy jak będzie. Zawsze jeżdżę w to samo miejsce i już mnie znają chłopaki.
Pan ogląda te same punkty co ja przed godziną. Sprawdza šwiatła, klakson i z uwagą ogląda gmole Henrego. Przechodzimy do komputera i słyszę: 8.000 km przez rok, niezły przebieg..
A mi jest kurka wodna smutno, bo to tylko 8kkm.
O 13.00 dostaję info, że sakwy już w paczkacie. Odbieram i już w garażu próbuję je zamocować. Młotkiem formuję na stelażach Ostrego uchwyty, próbuję dół zapiąć i :dupa: Lepszym mocowaniem okazują się paski do troczenia z klamrą. Zapinam to w połowie wysokości sakwy i trzyma elegancko. Do prawej sakwy wrzucam zbyt wiele narzędzi, starą kuchenkę na benzynę, garnek. Do lewej śpiwór, materac i trochę ciuchów. Wszystkie suche rzeczy dodatkowo wkładam w worek żeglarski (zupełnie niepotrzebnie, bo sakwy są wodoodporne). Na górę kładę namiot. Kufer z tyłu będzie w razie "W" na kask lub jako krzesło. Na zbiorniku ląduje tankbag na: rękawiczki, powerbank, ładowarkę i dokumenty.




Wtorek. Dzień wyjazdu.
Ruszam koło 10.00 Plan na dzisiaj to dojazd do siostry, która od ponad 20 lat mieszka w Niemczech. Mam przed sobą dokładnie 780 km. Wiele razy już jechałem tą trasą, znam ją na pamięć, jak koń mojego dziadka drogę powrotną do stajni. Na granicy tankowanie i kupuję kartę telefoniczna Laica. Potem się okazuje, że gdzieś ją posiałem i w sumie nie potrzebowałem.
Droga autostrada nudna, jak flaki z olejem. W połowie drogi robię sobie przerwę na odpoczynek. Siedzę na krawężniku i podglądam ludzi na stacji paliwowej.
Gdzieś w drodze tuż przed zmierzchem włączam tel. i jadę na GPS. Zagłębie Ruhry potrafi się przykorkować i wolę dojechać przed nocą. Wjeżdżam w tunel i słyszę dudnienie przelotowych tłumików czopka, który jedzie za mną. Pod koniec krótkiego tunelu motor się dławi, wciskam sprzęgło i silnik gaśnie. Siłą rozpędu wyjeżdżam z tunelu i zjeżdżam na pas awaryjny, który jest w remoncie. Staję. Do siostry zabrakło 17 km. :wacko: WTF????
Dominator.
Awatar użytkownika
Piter!!!
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 360
Rejestracja: 24.10.2015, 16:38
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Piter!!! »

Pięknie. Dajesz!
Awatar użytkownika
Tatq_kelob
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 164
Rejestracja: 13.11.2017, 20:30
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Głowaczów

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Tatq_kelob »

Napięcie już zbudowane. :crossy:
Nieważne dokąd jadę, grunt że wiem gdzie byłem.
- Złomek
Awatar użytkownika
Mazak
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 248
Rejestracja: 08.12.2011, 00:57
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Spalding/Warszawa

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Mazak »

czekamy na więcej bo zaczeło sie ciekawie... :cool:
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Sylwek »

Co to ma, do jasnej ciasnej, być?
Gdzie ciąg dalszy? Osobista mobilizacja, widzę, nieodzowna :grin: .
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Powietrze jeszcze jest gorące, asfalt nagrzany. Ściągam kask i rękawiczki. Przejeżdża obok auto pomocy drogowej ADAC. Odpowiadam mu wzrokiem: nie dzisiaj kolego... :tongue:
Objawy wskazują na brak paliwa, pukam w zbiornik (kontrolka rezerwy nie działa od zawsze), paliwo jest. Otwieram korek i słyszę: ssssyyyttttt. Poszło paliwo do dolnego zbiornika ( mam drugi mały zbiornik z zanurzoną pompką paliwa)Hmmm. :niewiem: Nigdy tak jeszcze nie miałem. Czekam 3 minuty, ubieram się i próbuję dolecieć przed ciemną nocą do domu siostry. Nie uprzedziłem jej, że wpadnę.
Podjeżdżam z boku budynku i parkuję motor na idealnie przystrzyżonej niemieckiej trawie. Jest już noc. Zaglądam przez okno do kuchni i widzę, jak dzieciak ślęczy nad książkami z mamą. "Nowy" szwagier zagląda zza budynku i jeszcze nie wie, kto przyjechał. Rozbieram się i mówię: "nicht schissen" :lol: Witamy się i zaprasza mnie do środka.

W domu wielka niespodzianka, myję się i siadamy do późnej kolacji. Pytają o cel wizyty i dalsze plany. Młodego wyciągam poza salonokuchnię i gadam po inszemu, przepraszam że zapomniałem o jego urodzinach i wręczam prezent.

Dostaję wielkie wyro do spania i...męczę się, żeby zasnąć. Pierwszy dzień zleciał, co przyniesie jutro...?

Rano pobudka i młodego zaprowadzam kilkaset metrów do szkoły. Po drodze pokazuje mu przez szybę wystawy różnice w napędzie roweru na łańcuch i pasek zębaty Gatesa. Niestety młody częściej jest wożony samochodem. A już spacer do szkoły zostaje odnotowany, jako coś nieprawdopodobnego.
Przed szkołą młody zakłada maseczkę i przechodzi przez bramę na dziedziniec szkoły i tam, jak rówieśnicy może już śmigać bez :pob:
Ja wracam do pustego już domu, jem na śniadanie pastrami i piszę do znajomego w Lionie, że jestem w drodze i, że wpadnę na noc.
Pakuję się i ruszam w stronę Luxemburga.
3641
To małe państewko zawsze kusi niskimi cenami paliwa i używek. Więc naturalnie, jak najkrótszą drogą wyznaczoną przez google tam podążam.
3642
Łapię lokalną drogę nr 12 i podążam w stronę stolicy. Droga pięknie się wije, co chwilę motory mijam. Na jednym z większych łuków z naprzeciwka leci "na kolanie" ścig a gość wita mnie LWG. :omg: Tu nie ma miękkiej gry :roll:
Wbijam w stolicę i zniechęca mnie duży ruch aut. Odbijam na autostradę i łapię kierunek na Francję.
Po drodze dwa razy staję, motor się krztusi, jak poprzedniego wieczora. Próbuję podłożyć kawałek zgniecionego kapsla pod uszczelkę korka. Uszczelki całkiem nie mogę usunąć, bo mementami kropi deszcz. Już w samym Lionie Pol wysyła mi na wasap dokładny adres i tuż po zmroku wjeżdżam na podwórko, parkuję moto na sztucznej trawie i czuję zapach "trawy" :wink:
3643

Witamy się serdecznie, jak starzy kumple, choć widzieliśmy się w sumie dwa razy. Dostaję gorącą kolację. Wyciągam z sakwy połóweczkę i rozlewam między francuskich współbiesiadników zaznaczając, że u nas się nie zapija. :grin: Butelka momentalnie się kończy, humory się poprawiają i Francuzi nagle mówią świetnie po angielsku :haha: Powoli nasiadówka się kończy i Paweł zachęca do spania w domu. Przez cały czas siedzimy przed domem, jest cudownie świeże, ciepłe powietrze, mimo iż jest to blisko centrum miasta. Nalegam na spanie na dworzu, wyciągam śpiwór i Paweł przynosi materac. Zasypiam jak dziecko po ponad 700 km w siodle.
Dominator.
Awatar użytkownika
Piter!!!
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 360
Rejestracja: 24.10.2015, 16:38
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Piter!!! »

Jaki czysty,
W niedzielę, taki ładny nie był :tongue:
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Budzę się porządnie wyspany. Wszyscy pytają mnie jak mi się spało. Trochę chyba zazdroszczą. Pol robi na śniadanie jajecznicę i ustalamy plan dnia. Deklaruje, że do południa załatwi ubezpieczenie i poleci kawałek ze mną swoim nowym doktorem BIGosem :ok:
3644
Pokazuje mi także swój garaż i królową w negliżu. Powoli krok po kroku remontuje afryczkę, którą chce pojeździć trochę po czarnym lądzie. Rozbieram na czynniki pierwsze korek paliwa i udrożniam odpowietrznik. :ok:

Lecimy motorami w miasto, załatwiamy papiery i wracamy przed południem na hacjendę. Niestety z godziny na godzinę chłop mi odpada kondycyjnie, niedawno mocno się przeziębił i nie jest dobrze... Jemy obiad w pobliskim barze, mnie trochę ciśnie bo wiem, że dalej pojadę sam...
Zbieram manele i dziękuję za gościnę. Ruszam autostradą na pd. w kierunku Grenoble. Chujowo się czuję bez niego. :egh: Byłby dla mnie świetnym kompanem na tym wyjeździe.

Popołudniowe słońce smaży niemiłosiernie a ja złapałem korek przed samymi bramkami. Stoję kwadrans a za mną karetka. Wyciągam z kufra wodę w butelce, pociągam parę łyków i pół butelki wlewam za kołnierz.
3645
Chwilę kręcę się po Grenoble i odbijam na N85 w kierunku Gap. Znam tą drogę, jak własną kieszeń. Kilkanaście lat temu jeździłem tamtędy kilka razy w miesiącu. Był to okres wielkiej tragedii dla pielgrzymów wracających z LeSalette https://pl.wikipedia.org/wiki/La_Salette 3646
Po drodze mijam jakiegoś :wink: gościa na koniu.
3647
Dość sprawnie jadę pod górę. Docieram do Corps i odbijam mocno w lewo. Kręta droga prowadzi mnie pod same sanktuarium. Wysokość robi swoje i zaczyna się robić chłodno.
3648
3649
Spędzam tu dobrą chwilę i nabieram wody na kolendę.
Potem na zgaszonym silniku zjeżdżam do miasteczka kilka ładnych kilometrów. Po drodze staję na chwilę przy cmentarzu.
3650

Kierunek południowy prowadzi mnie w dobrze znane miejsca. Robię zakupy w małym markecie a spotkany młody motocyklista pyta na parkingu: -Co to za motor? Kilka zdań zamieniamy i na pożegnanie życzymy sobie fajnych kilometrów.
Przed Gap odbijam w lewo i szukam starego miejsca celem rozbicia namiotu.
3651
Bagietkę mocno obtoczoną mąką popijam małym piwem.
3652
Wieczorem myję się w krystalicznej i lodowatej rzece.
Ciemne chmury przynoszą deszcz i chłód.
Dominator.
Awatar użytkownika
henry
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3092
Rejestracja: 12.06.2008, 23:12
Lokalizacja: INOWŁÓDZ

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: henry »

No to szkoda, bo w towarzystwie rażniej, czas inaczej płynie i jest z kim piwko wypić :thumbsup:
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Budzę się w nocy z zimna. Zarzucam na nogi kurtkę motocyklową i dosuwam zamek śpiworu. Tuż po świcie wstaję i jest mi zimno jak cholera. Przez chwilę myślałem o tym, aby zrobić gorącą herbatę, ale wyskakuje z namiotu i robię sobie rozgrzewkę fizyczną. Po godzinie składam jeszcze mokry namiot i pakuję się na motor. Kilkaset metrów dalej jest niewielka wioska, którą objeżdżam dwa razy w nadziei, że spotkam znajome twarze Polaków z którymi niegdyś tutaj trochę balowałem. Daremny trud. Jadę dalej na południe i po kilku km skręcam w prawo. Celem jest podejście na niewielki szczyt Pic De Glaize. Paweł ostrzega mnie, abym nie zostawiał rzeczy przy motorze bez nadzoru. Na wzniesienie nie mam zamiaru targać namiotu i sakwy. Bezsens. Po drodze chować też mi się nie chce... Podjeżdżam na parking przed wzgórzem i widzę kilka aut emerytów. Wszyscy uśmiechnięci i serdeczni. Przebieram się w lekkie ciuchy, buty stawiam obok moto, a kurtkę i spodnie porzucam na motocyklu. Weście zajmuje mi 5 kwadransów. Szybciej o 15 minut, niż kilkanaście lat temu na kacu :blush:

Na górze odpoczywam i wspominam stare czasy. Zejście zajmuje mało czasu, coraz więcej ludzi spotykam na ścieżce. Głównie osoby w starszym wieku (jak ja :lol: ). Na dole jem skromne śniadanie.
3653
Dochodzi południe i zaczyna na nowo słońce smażyć. Ruszam w kierunku Gap.
Parę km za miasteczkiem zauważam kąpiące się dzieciaki w jeziorze. https://pl.wikipedia.org/wiki/Jezioro_Serre-Pon%C3%A7on Szybki zjazd na parking i zażywam kąpieli. 3654 Wszyscy patrzą na mnie trochę dziwnie, bo jest 18 września, a po 10 min. wchodzi do wody kilka osób. Jest cudownie. Robię małą przepierkę przepoconych trekkingiem ubrań i lecę dalej w kierunku słonecznej Italii. Droga jest dość kręta i mijam wielu motocyklistów na drodze. Wszyscy LWG. 3656
3655
Na granicy żadnej kontroli, więc cisnę bez przeszkód w stronę Turynu. Zatrzymuję się na tankowanie i "zawieszam się" przy dystrybutorze. Widzi moje zakłopotanie pani z obsługi i przypomina mi, jakie są oznaczenia paliw :wink: Kilku siwych Niemców na austryjackich liściach także dolewa paliwa obok mnie. Tereny tamtejsze muszą być fajne do offa, bo mijam kilkanaście lekkich i zdrowo ubrudzonych motorów. Przejeżdżając przez miasteczko dostrzegam najzgrabniejsze i najdłuższe nogi, jakie widziałem przez ostanie kilka lat. Mamma mia, bellisima... Szybko przypomniałem sobie kila zwrotów z włoskiego języka :lol:
Omijam dołem Turyn i podążam w kierunku Savony nad Morzem Liguryjskim. Gdzieś w drodze dostaję wiadomość od szefa, że mam tygodniowy urlop :yaho: Jadę wzdłuż wybrzeża w kierunku Genui. Jest bardzo duży ruch w mieście, ogrom motorów i skuterów. Trochę wyglądam, jak odmieniec ubrany od stóp do głów podczas, gdy wszyscy jeżdżą na krótki rękaw lub co najwyżej w cienkiej koszuli.
Zaczyna powoli zmierzchać i szukam spokojnego miejsca na namiot. Teren jest gęsto zaludniony i zmieniam decyzję, szukam miejsca w hotelu. Obijam z głównej drogi w głąb miasteczka i znajduję ostatni wolny pokój w pierwszym napotkanym 3 gwiazdkowym przybytku. Recepcjonista proponuje, abym motor zaparkował za niskim ogrodzeniem hotelu. Abym mógł tam wjechać przestawia kilka stolików i krzeseł przy którym siedzi tylko starsza para.
Jest niewielka różnica wysokości i staczam sie lekko w dół i parkuję zaraz za dwoma giesami z lodówkami. Szybko zmywam z siebie kurz całego dnia i pieszo idę w kierunku plaży. Wieczór jeszcze jest gorący i na ulicach są tłumy ludzi i dzieciaków bawiących się na ulicy. Zamawiam w restauracji małą pizzę i popijam chłodna wodą. Kręcę się po uliczkach wzdłuż wybrzeża ponad godzinę. Wracam pod hotel i idę do baru obok na zimnego browara. Na ulicy tylko starsze osoby chodzą w maseczkach. Większość osób siedzi na krzesełkach przy stolikach wprost na deptakach. Ja także odprężam się i planuje jutrzejszy dzień... Dość późno idę spać i śpię przy otwartym na oścież balkonie.
Dominator.
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Budzi mnie szum miasta. Śniadanie podają od 7.00 rano a mi nie chce się czekać. Klucze zostawiam w recepcji, pakuję motor i próbuję go wyprowadzić. Dwie próby i :dupa: Zdejmuje wszystko z motoru i lekko rozpędzam, ale brakuje mi kawałek i znów kończę na dole :egh: Przychodzi kobieta z recepcji i mówi, żeby poczekać chwilę, to ktoś przyjdzie i mi pomoże. Po chwili zjawia się recepcjonista i ciągnie za bagażnik. Udaje się wyciągną Franka na ulicę. Dziękuje za pomoc i zaczynam troczyć sakwy, pan ogląda z uwagą motor, zauważa naklejki na boczku i pyta: Czy to naprawdę africa twin? :swieczki:
Należałoby tu uściślić, że każdy szanujący się Włoch wie, jak smakuje pizza i jak wygląda africa twin :lol: Uśmiecham się i wyjaśniam mu co, jak i dlaczego. :roll: Motor wzbudza ciekawość grupy przechodniów. Odczytują PL-kę na tablicy rejestracyjnej, pytają o cel podróży i życzą wszystkiego dobrego.
Obieram kierunek na Genuę.

Koledzy co jakiś dokuczają pytaniami, gdzie jestem i co robię. Puszczam na odczepnego jakieś zdjęcia przez wasap. Martwią się o mnie, sam nie wiem czemu. Czasem nie ma mnie w domu kilka tygodni i nikt nie robi już z tego powodu żadnej sensacji, a jak człowiek pojedzie na wycieczkę motorem to nie wiem czemu urasta to w niektórych oczach do rangi co najmniej zdobycia Mont Ewerest :niewiem:
Przed bramkami w korku spotykam dość dużą grupę Niemców, prowadzący podpytuje skąd i dokąd. Oni wracają z Sardynii. Jest tez kilka kobiet na motorach. Gadamy z dobry kwadrans.
Dzisiaj chcę objechać dookoła Lago di Garda. Zaczynam od zachodniej strony i lecę na północ. Po drodze robię małe zakupy pod marketem i jem późne śniadanie. Jest sobota i z minuty na minutę ruch się zagęszcza. Od północnej strony jadę już w niekończącej się lawinie motocykli, rowerów, aut i kamperów.
3658
3659
Przez moment mam nawet ochotę zostać tam na noc, ale jak to mawiają u nas na wsi: co za dużo to i świnia nie zje... :haha:
Smród spalin i natłok pojazdów na drodze zaczyna mi dokuczać. Jest już popołudnie i odbijam na boczne, mniej uczęszczane drogi w kierunku Werony. Omijam miasto i dalej lecę powoli w stronę Vicenzy. Po drodze trafiam na mała pizzerię i kupuję dwa dość duże kawałki. Palce lizać. Od tej pory mam ochotę dać w ryja każdemu kuchcie w Polsce, za to co robią i śmią nazywać pizzą.
Szukam miejsca na namiot i jadę wzdłuż niewielkiej rzeki. Dostrzegam fajną miejscówke z dala od oczu ciekawskich, ale wyjeżdża stamtąd mocno opalony Włoch na ledwo trzymającym się kupy dwusuwie...Tu raczej nie będzie spokojnie :cool: Po kilku kilometrach wzdłuż pól winogron wjeżdżam między nie. Rozbijam namiot tuz przed zmrokiem i wypijam małego browara. Zasypiam dość szybko, ale przez chwilę jakiś zwierzak kręci się koło namiotu. Jest ciepła noc.
Dominator.
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Dzwonki owiec słyszę coraz głośniej. Robi się widno i ja też się powoli zbieram. Jest niedziela.
Zwijam majdan i ruszam w kierunku Wenecji. Nie w głowie mi zwiedzanie, mam ochotę jeszcze nacieszyć się drogą. Nie chce i nie musze wracać do domu przez Austrię czy Szwajcarię. Może Czechy? Hmm...
Po drodze mijam coraz więcej rowerzystów na kolarzówkach. Rzadziej są to pojedyncze osoby, częściej małe grupki aż po kilkanaście osób ostro naciskających na pedały. Widać, że poważnie traktują ten sport. Wiele kobiet między nimi, wszyscy świetnie ubrani. Przejeżdżam przez obrzeża miasteczka Triesto nad Wenecją. Przy drodze siedzi kilku lokalesów przy porannej kawie. Robię małą rundę i parkuję przy drodze. Wchodzę do lokalu i zamawiam espresso u pięknej Włoszki z jasną cerą pomalowana kolorowymi tatuażami. Obfity dekolt i piękny uśmiech pozbawia mnie resztek rozumu. Siadam na zewnątrz i "zawieszam się" :wacko: Kilka razu moczę usta w mocnej czarnej i zakładam temat na FAT.
3660
Pytam o jakieś ciekawe trasy na Bałkanach w pobliżu mojej pozycji. Tereny dla mnie nieznane.
Przechodzi koło baru kilku mocno opalonych Włochów, lokalesi wyraźnie niezadowoleni z towarzystwa. Ja przeglądam mapę i nie dochodzę do żadnych wniosków dot. trasy. Ruszam w stronę miasteczka i przypominam sobie, że fajnie byłoby zrobić jakieś małe zakupy na dzisiaj. Starczy choćby bagietka. Trafiam na dość duży market, kupuję pieczywo, jakąś sałatkę z kaszą i mineralną wodę. Poza sklepem, na krawężniku posilam się i sprawdzam neta. Bukowski (jeden z użytkowników FAT) proponuje ciekawą motocyklowo-widokowa trasę. Bez wahania łapię koordynaty i ruszam. Zatrzymuje mnie zamknięty szlaban kolejowy, omijam kilkanaście aut i staję obok osobówki. Cierpliwie czekamy. Zagaduję do kierowcy i pogawędka kończy się tym, że gość pokazuje mi w telefonie swoją cbr-kę. Szlaban się otwiera i żegnamy się.
Do Słowenii przez zupełny przypadek wjeżdżam jakimś małym nieużywanym przejściem granicznym. Dość szybko znajduję stację paliw i po przeliczeniu paliwa na złotówki dostaję euforii. Nareszcie tanie paliwo. Słońce jest już wysoko i niedługo zacznie smalić. Piękny kraj, ale ludzi prawie nie widzę w miasteczkach i wioskach.
Wjeżdżam do Chorwacji i łapię kierunek na Rjekę. Nic nie zapowiada tego co zaraz przeżyję...
Rjeka wyludniona, ludzi i aut niewiele, więc sprawnie wyjeżdżam poza miasto i łapię kierunek na Split wzdłuż wybrzeża. Z minuty na minutę zaczynam łapać o czym pisał Bukowski... :crossy: Zakręt za zakrętem coraz bardziej mam radochę. Opony kleja się do asfaltu, jak gekon do szyby. Nie myślę o niczym innym, jak o jeździe...ale nie w pionie, a w ciągłym złożeniu. Jest obłędnie, nie wiem czy patrzeć na drogę, morze czy ląd. Ruch na drodze jest znikomy, jest już po sezonie wakacyjnym. Mijam tylko kilka kamperów, paręnaście motocykli i kilka aut osobowych. Wszyscy spokojnie, na luzie i przepisowo. Kilka razy sam siebie próbuje oswoić z tym z czym mam do czynienia. Zakręt w prawo, w lewo i znów w prawo.... i tak ponad 3 godziny. :yaho: :yaho: Staje dwa razy i wlewam wodę za kołnierz, aby się choć trochę uspokoić.
366136623663
Zaczynają mnie boleć dłonie od zbyt mocnego uchwytu na kierownicy. Szaleństwo.
Rozglądam się za jakimś barem bo wiem, że niedługo przyjdzie kryzys energetyczny przy takim wysiłku. Staję przy drodze i podchodzę do restauracji, łapie za drzwi i zamknięte. Zaglądam przez szybę i widzę kucharza chowającego się za filarem. :haha: No dobra, jadę dalej. Słońce powoli zaczyna schodzić do horyzontu a ja zaczynam odczuwać głód. Staję przy barze z napisem; Welcome bikers. Wyluzowany gość w moim wieku podaje kartę dań a ja zamawiam steka. Czekam dość długo, stolik mam przy samym wybrzeżu i patrzę na garstkę ludzi spacerującą wzdłuż plaży. Dostaję największy kawał mięsa, jaki kiedykolwiek widziałem. Chwila zastanowienia i zostały po nim tylko kości.
Kilka kilometrów wcześniej widziałem przy drodze wędkarzy z autami przy samej wodzie. Wracam tam i znajduję dość stromy zjazd w dół. Namierzam spokojny kawałek ziemi i już przy świetle czołówki rozbijam szybko namiot. Myję tyłek w ciepłej wodzie, otwieram browara i patrzę w stateczki na wodzie....nirvana.
Dominator.
Awatar użytkownika
henry
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3092
Rejestracja: 12.06.2008, 23:12
Lokalizacja: INOWŁÓDZ

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: henry »

No i fajnie . . . sie jedzie :thumbsup:
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Sylwek »

Zasuwasz z relacyją, jak przez Europę. Rozumiem przyzwyczajenie do kilometrów, ale Alpy Zachodnie takim szerokim łukiem ominąć?
Nieładnie, nieładnie :lanie: .


Zwolnisz na Bałkanach :grin: ? Tam podobno czai się nirvana :cool: . Potrafi skutecznie omotać..
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Mimo, że do drogi mam kilkanaście metrów, a do Morza Adrjatyckiego jeszcze mniej, nie słyszę żadnego hałasu czy szumu wody. Jest cicho i spokojnie, jak w raju.
3664
Ponad godzinę się zbieram, najchętniej zostałbym tu i posiedział połowic ryby.


Ruszam dalej po drodze nieskończonych zakrętów. Koło 8.oo przejeżdżam w Maślenicy ładny, trzeszczący most.
3665
Posilam się, zmieniam rękawiczki na wodoodporne i dalej podążam na południe wzdłuż wybrzeża. Przelotne deszcze psują mi podróż do 12.oo. Potem znów słońce smali okrutnie.
36663667
Przydrożne stragany bogate w owoce uprawiane na nieodległych polach kuszą. Na jednym z nich wciskam mocno tylny hamulec, staję na widok długich nóg, krótkich jeansów i długich blond włosów. Stary i głupi znów dał się nabrać. Z tyłu liceum, z przodu... Kupiłem co chciałem i pojechałem dalej :lol:
Po 14.oo staję w cieniu drzewa nacieszyć oko dalekim horyzontem na jednym z przydrożnych parkingów, wyciągam jabłko i popijam wodą. Mój spokój mąci telefon. Numer spoza listy...Ki czort? :niewiem: Przedstawia się, znam człowieka, ale głosu nie poznaję. Próbuję odczytać skąd ta zmiana barwy. Rozmawiamy chwilę, a mnie ciśnie na jazdę i dość brzydko przerywam rozmówcy jego nadzwyczaj kulturalny i rzeczowy wywód. Pytam, gdzie jechać dalej, bo człowiek światowy. Chwilę się zawiesza, szuka mojej pozycji w swojej mapie umieszczonej w głowie i proponuje -"Fajnie jest się pokręcić dwa dni po Czarnogórze..." Dziękuję za wskazówki i ruszam na Dubrownik. Coś jeszcze wspomina o BiH i jakimś moście...

Trafiam po drodze na roboty drogowe z wahadłem. Szybko ustawiam się z przodu aut czekających na zielone. Dojeżdża do mnie dwóch giesierzy z lodówkami w drodze do Albanii. Kilka zdań zamienionych i lecę za nimi. Widać od razu, kto tu nosi portki. Chłopaki zasuwają, jak szaleni. Tez z tyłu od niedawna ma motor, technikę jazdy, czy choćby umiejętność myślenia ma na słabym poziomie. Przez ostatnich kilka dni nie widziałem tak głupich manewrów na drodze. Kawałek za nimi leciałem bez problemu, ale zasuwanie na złamanie karku nie było nigdy moim priorytetem. Pan z nimi. Łapię jakiś lokalny objazd prowadzący przez interior. Jest bajecznie i pusto na drodze. Kilkanaście km. po otwartej przestrzeni zmusza do jeszcze wolniejszej jazdy i podziwiania widoków.

Wracam na "główną" drogę. Trzeba przeskoczyć kawałek Bośni i Hercegowiny, aby dotrzeć lądem do Dubrownika. Granica idzie wyjątkowo sprawnie, paszport do kontroli i bez zbędnych pytań przejeżdżam przez BiH.
3668
Wjeżdżam na obrzeża Dubrovnika i staję na dłuższą chwilę na stacji paliw. Odpalam GPS i łapię kierunek Czarnogóry. Na granicy ciekawej urody młodziutka celniczka wypytuje o cel podróży a ja zaglądam jej w przepastne oczy. Prawie się zakochałem :haha: ale siedzący obok stary celnik wyniuchał pismo nosem i przerwał tę nić... Żąda na okoliczność przejazdu badania na COVID. Odpowiadam z uśmiechem, że pół godziny temu przejeżdżałem przez jego kraj i nikt nie chciał badań. Bierze mnie na huki i mówi juz w swoim języku. Odpowiadam ruskim. Wychodzi z kontenera i straszy kontrolą bagaży, pytam gdzie mam rozłożyć :smile: Robi się nieprzyjemnie i schodzi się kilku innych chętnych do straszenia. Żegnam się z dziewczyną w mundurze i zawracam. Muszę nadrobić 30 km. drogi i jechać innym przejściem. Na niewielkiej granicy celnik mi przypomina o wykupieniu ubezpieczenia. Oddaję paszport i mówi: Witamy w Montenegro. Udaję się do przygranicznej agencji i płacę 10 euro za zieloną kartę. Kilkaset metrów dalej tankuję tanie paliwo i kupuję za 5 euro kartę telefoniczną z limitem 100 GB.
Jadę wzdłuż Zatoki Kotorskiej. Ruch dużo większy, ludzi także dużo więcej. Jest już popołudnie, szukam jakiegoś posiłku i znajduję. Robię rundę wokół parkingu w mieście i zachodzę pod bar. Młoda dziewczyna dość sprawnie mnie obsługuje w języku angielskim, ale wyczuwam jakąś oziębłość, nie wiem czym spowodowaną :niewiem: Jej młodsza koleżanka odpowiedzialna za bar siada 2 metry ode mnie i zupełnie inaczej się wobec mnie zachowuje. Baby są jakieś...niezrozumiałe :witch: Dostaję jakieś żarcie lokalne, czyli mięso, frytki i sałatkę warzywną. Sposób podania jak psu: masz i żryj. Cóż... Zjadam wszystko, bom okrutnie głodny po całym dniu na owocach. Chwile jeszcze odpoczywam i pytam tej z PMS o jakąś kwaterę na noc. Odpowiedzi rozsądnej jakoś się nie spodziewam, ale dostaję namiary na hotel odległy o kilkaset metrów. Zostawiam mały napiwek i lecę we wskazanym kierunku. 5star. :roll: to dla mnie troche za dużo i omijam ten złoty przybytek. Kilka km. dalej dostrzegam auto na polskich blachach pod szyldem ROOMS. Pytam o cenę i proszę o pokazanie pokoju. Cóż za komuny u mnie na wsi było lepiej, a cena jak za Marriota. Chwilę się targuję, ale nie możemy jednak dojść do porozumienia. Jest już ciemno, ludzie podążają w kierunku barów a ja szukam kwatery wzdłuż wody. Wjeżdżam w boczna uliczkę i trafiam na fajną miejscówkę. Dogaduję cenę, wnoszę tobołki do pokoju. Szybki prysznic i ruszam w nocne miasto. Dwa chłodne browary w fajnym "morskim" klimacie baru powodują, że się odprężam. Wracam do pokoju i rzucam ciało na łóżku. Kolejna noc przy otwartym balkonie, na dole gra cicho radio, a gospodarze grają w karty.
Ostatnio zmieniony 01.11.2020, 22:41 przez Artek, łącznie zmieniany 2 razy.
Dominator.
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Sylwek pisze:Zasuwasz z relacyją, jak przez Europę. Rozumiem przyzwyczajenie do kilometrów, ale Alpy Zachodnie takim szerokim łukiem ominąć?
Nieładnie, nieładnie :lanie: .


Zwolnisz na Bałkanach :grin: ? Tam podobno czai się nirvana :cool: . Potrafi skutecznie omotać..
Gdyby mi w Lionie kompan nie podupadł na zdrowiu to i pewnie TET w Pirenejach był zaliczony.
Nic straconego, bo Bałkany dały mi to "coś"... :wacko:
Dominator.
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2513
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Artek »

Wstaję kilka minut po 6.oo. Noc z burzami i deszczem.
3678
Opuszczam swoich gospodarzy starając się ich nie budzić. Troczę motor i ruszam wzdłuż zatoki. Kilkaset metrów po ruszeniu "najeżdżam" na wypadek. Młody chłopak leży mocno poobijany, wpadł w poślizg skuterem. Ślad na drodze jeszcze świeży, jest już przy nim policja i młoda dziewczyna, schodzą się gapie. Powoli objeżdżam i ruszam w swoim kierunku.
Zatrzymuję się na zakazie przed targiem. Przechodzę część ze świeżym mięsem i rybami, kupcy zachęcają do zakupu. Uprzejmie dziękuję i przechodzę na część z owocami. Kupuję kilka śliwek i dwie kiście winogron. Dogaduję po rusku cenę i płacę bez żadnych problemów jakieś drobne w euro.
Jadę bardzo powoli, wręcz wlekę się podziwiając niezmąconą taflę wody, kilka razy staję i robię słabej jakości foty.
3679
Czas pokręcić się po tej rzekomo pięknej krainie. Jakiś kilometr dalej przyspieszam do max. 30 km/h i łagodnie wchodzę w portowy łuk. Nagle tylne koło mnie zaczyna wyprzedzać :omg: kontruję, lekko zmniejszam gaz i kończę jak styczna...poza okręgiem. :ohmy: Co jest kurka wodna? Węgorz się przeprawiał przez jezdnię??? Wjeżdżam na nawierzchnie i robię kontrolne hamowanie. Ślisko jak w naszym kraju na pasach. Teraz wiem, dlaczego młody chłopak wyglebił. Jadę tak wolno, że rowerem by mnie bez problemu każdy dzieciak wyprzedził. Całe szczęście ruch prawie żaden i wszyscy jadą w drugą stronę. Dojeżdżam do małego portu, przeglądam mapę i przez moment zastanawiam się, czy nie popłynąć statkiem. Odpuszczam i jadę dalej. Tankowanie i postanawiam wjechać w górę. Znajduję krętą trasę i ruszam. Asfalt już suchy i bardziej chropowaty, więc i prędkość powoli wzrasta.
Panoramic Road prowadzi mnie z każdym kilometrem wyżej.
3670
Widok zapiera dech w piersi.
3671
Z każdym kilometrem opuszczają mnie siły... :niewiem: Zjeżdżam do miasteczka w poszukiwaniu kawy. Trafiam na fantastyczne miejsce. Klimat przypomina mi nasze dawne czasy. Zamawiam espresso i dostaję prawdziwą świeżo mieloną kawę. Właściciel lokalu wychodzi przed ogródek i czyta moją blachę na błotniku. Stolik dalej siedzi kilku starszych panów, prawią o czymś, ale język jest dla mnie kompletnie niezrozumiały. Czytam ich tylko z gestów. Gość o aparycji i fryzurze Christophera Lloyd z powrotu do przyszłości naucza wskazującym palcem. Ma starą marynarkę, i brud pod zbyt długimi paznokciami. Wszyscy z zaciekawieniem słuchają tego co mówi, dołącza do nich właściciel przybytku, dość długo i na poważne tematy rozprawiają. Dopijam kawę do fusów i pytam o cenę w euro? 50 centów to nie majątek. Skłaniam się na pożegnanie wszystkim i odpowiadają mi tak samo. Kręcę się po miasteczku ciesząc oko klimatem.
3672
Znów łapię wysokośc na pieknych przestrzeniach.
3677
3682
3675
Trafiam przez przypadek na szutrową drogę. Po wielu kilometrach afsaltu cieszę się inną nawierzchnią. Z każdą chwilą przybywa ciężarówek na drodze. Gdzieś jest cementownia i pewnie tylko tam jadą te wozidła wzbudzając tumany kurzu. Odnajduję cel dla tych wszystkich wozów.
3674
Zwracam uwagę na dziwne :ohmy: rysy twarzy wielu kierowców.
Dalej wszystko się wyjaśnia w kilka sekund.
3673
3676
Kurz i miejscowe błoto na drodze daje mi ostro popalić, próbuję stamtąd uciec i udaje się. Kawa wogóle na mnie działa i snuję się 40-60 km/h. Zakręty biorę kwadratowo, wpadam w co większe dziury. Na jednej z nich tył mi dobija i staję kawałek dalej i sprawdzam, czy nie mam kapcia. Droga prowadzi mnie wprost w głęboki kanion rzeki Tara. https://pl.wikipedia.org/wiki/Tara_(rze ... %C3%B3rze)
3683
3684
Patrzę na most Dudrevica wzrokiem wspomnianego wyżej Loyda. Skoczyć, nie skoczyć, skoczyć... To tylko kilka euro. A jak narobię w gacie, jak jestem tak osłabiony :cool: Myśli trzeźwieją, przejeżdzam powoli betonowy most i wzrok skupiam się na kolejnych kilometrach drogi P4 w kierunku Pljevlja.
3685
Słońce powoli, jak co dzień zaczyna schodzić coraz niżej. Obieram kierunek na Serbię. Wjeżdżam do przygranicznego miasteczka i znajduję bardzo ładny hotel. Wchodzę do recepcji i pytam o wolny pokój. Recepcjonistka o nienagannym wyglądzie mierzy mnie od stóp do głowy i pyta: TY???
Nie potrafię opisać jak się poczułem. O żesz Ty niedobra kobieto :boks: Patrzę na nią przez półzamknięte powieki, zaciskam usta i wycedzam stanowczo: TAK. JA.
Szybko w pokoju rozbieram się, golę i biorę długi prysznic. Nakładam czystą koszulkę ( oczywiście merino :fuck: koledzy), krótkie spodenki i wychodzę na ogromny taras, gdzie siedzą sami kasiaści menadżerowie. Zastanawiam sie co zjeść po całym dniu diety owocowej, ale dochodzę do wniosku, że głodówka jest lepszym rozwiązaniem na dzisiaj. Z kart dań biorę czerwone wino, które kosztuje równowartość noclegu i piję pół butelki aż do zmroku patrząc na piękny świat, który mnie otacza.
Padam na miękkie hotelowe łózko i zasypiam w kilka sekund.
Dominator.
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Wrześniowa pętelka.

Post autor: Sylwek »

Kurde, chłopie, na tym wyjeździe byłeś na diecie, czy co :tongue: :grin: ?
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Semrush [Bot] i 0 gości