Broniłem się przed armią ręcyma i nogyma, studiami, dziewczyną, bratem w woju i cholera wie, czym jeszcze. Uznałem, że pięć lat szkoły mundurowej wystarczy w zupełności
. Chciałem mieć długie włosy, jeździć na zloty i gdzieś dalej, zabierać lasencję na wypady w góry.
MZ-ety pozwalały na takie eskapady, były proste i niezawodne, choć w moje, skromne wtedy zasoby, uzupełniał również AWO 425 S. Mam zresztą dziada do dzisiaj; nie sądziłem, że tak szybko upłynie 25 lat, od kiedy go nabyłem, będąc jeszcze uczniem. Podobnie zresztą jak MZ TS 250.
O, z zakupem ostatniej, wiąże się humorystyczna opowieść.
Starszy, miejscowy znajomy, miał śliczną wychuchaną i wypolerowaną ciemnoczerwoną Etkę 250. Ujeżdżałem wtedy Simsona SR 50 i WSK-ę 125 B3. A ten łobuz rwał wszystkie laski na Zemzetę i żel na włosach
. Więc, gdy już miałem upragnione prawo do jazdy, chciałem coś równie efektownego.
Chłopaki z roku, wynaleźli na tablicy ogłoszenie o sprzedaży MZ 250. By nikt go nie przeczytał, cichaczem zerwali i, po zajęciach, podekscytowani, pognaliśmy po maszynę. A tu taki cudak:
No MZ TS 250.
Garbaty bak, 4 biegi, lagi anorecticus, koła 16''. Mina mi lekko zrzedła, cóż, po cichu liczyłem na ekstra Etkę
. (Już się widziałem w towarzystwie starszego kolegi, na jakimś mega wypadzie na dance na dwie maszyny i stado piszczących lasek
). Ale czegóż oczekiwać za 70 złociszy? Dobiliśmy targu, sprzedający, w swojej hojności, obdarował mnie jeszcze kaskiem oraz zapasową oponą. Po czasie, dodatki okazały się być z lekka podrasowane, tzn. guma była w drugim gatunku, ale ktoś sprytnie przerobił rzymską II na I , co powodowało ustawiczne łatanie dętki, po zamontowaniu tejże opony. Kask zaś, posiadał wygłuszenie w postaci dwóch kawałków twardego styropianu, które to, przy ostrzejszym hamowaniu, zazwyczaj postanawiały wyjeżdżać ze swojego miejsca pobytu na oczy, zasłaniając widok tego, przed czym gwałtownie zwalniałem
.
W ramach jazd próbnych, zapiąłem trójkę gdzieś na chodniku pod blokiem, mało nie wskoczyłem do piaskownicy i uznałem, że ten demon prędkości i mocy jest mój. Pognałem na stację paliw ( nie, nie Orlen, o nie), to był CPN
. Na dystrybutorze stała butelka 1,1 l z Miksolem, pan z obsługi zawsze kapnął "trochę" więcej: " żebyś nie zatarł" i ....już nie odjechałem. Dopchałem, klnąc niczym szewc, nowy nabytek pod internat, tam wespół w zespół wyczyściliśmy styki kabelkowe i grat ożył.
TS 250 generalnie była dobrą maszyną, jeździłem dwa lata po całej Polsce. Pomimo 60 tys. na liczniku przy zakupie, dojechałem do 70 tysi, nim padł wał. W międzyczasie, doprowadziłem do kultury skrzynię biegów oraz dławienie się silnika, później szlif cylindra. Poszła do ludzi przy ponad 80 tys. km, miałem świadomość, że kiedyś będę żałował, ale w garażu stała już Etka 251 ( ze zdjęć) i AWO , a brakowało na malucha i studia.
Ps. Na zdjęciu, Teeska już bez szyby. Widać również, że generalnie, zmieściłem się w furtkę
. Udało mi się namierzyć powód coraz większego słabnięcia maszyny, naprawiłem, i z tej radości, odkręciłem po staremu
.
O poradach miejscowych szamanów, można pisać tomy. Po raz pierwszy przekonałem się, że chłodna kalkulacja, wiedza i racjonalne myślenie, znaczą więcej, niż "zdaje mi się"
.