Zastanawiam się, czy autor jest bardziej podróżnikiem, fotografem czy pisarzem. Sam na odludziu, sytuacja nieciekawa, wokół żywego ducha do pomocy, wieje, leje, nie wiadomo co przylezie, motor leży w błotsku, odwrotu nie ma, z przodu wielka niewiadoma, a gość wyciąga aparat i robi zdjęcia. Ma tzw. zimną krew i za to go podziwiam. Ja w takich chwilach, to bym zapomniał, że mam aparat. Szacun. Chciał bym taki być.
Samotne podróże obnażają nasze słabości, wymuszają kreatywność, hartują i wzmacniają charakter. Myślę, że na każdego przyjdzie pora, żeby odbyć taką podróż. No może nie tak extremalną, ale chociaż na swoje możliwości. Super, super, mam wrażenie, że ta samotna wyprawa, to efekt niespełnionej, wcześniej zaplanowanej podróży, jak widać niepowodzenie można przekuć w sukces