PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
-
- młody podróżnik
- Posty: 2269
- Rejestracja: 28.08.2009, 11:16
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Kielce
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ale czemu wszystkie moje????!!! Jak mam "pilnować" tematu, skoro jako jedyny straciłem wszystkie swoje wpisy, nawet te na temat
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
No już... ciii... Teraz masz już jeden. Będą zwrotki. Jutro w pracy napiszę swój kolejny odcinek.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
- Biedron
- pogłębiacz bieżnika
- Posty: 815
- Rejestracja: 20.05.2010, 11:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Pruszków
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Cóż za sytuacja, nieprawdopodobna....henry pisze: M32 jest trochę wyżej niż ulica którą dojeżdżamy. Jest wcześnie, na drogach pusto, widoczność dobra z prawej i z lewej. Jedziemy niezbyt szybko. Patrzę w prawo - pusto, patrzę w lewo – jeden samochód, ale dosyć daleko, znowu jadąc patrzę w prawo i … jeb.
Przywaliłem czachą w Afrykę Maxa. Ale przecież jego nie powinno tu być, obaj powinniśmy już być na prawym pasie M32 w kierunku Karabutak. Co się stało ? Ja myślałem, a właściwie to nie myślałem bo byłem pewien, że jest tyle czasu i miejsca, że spokojnie pojedziemy, a Max w tym momencie pomyślał „a co się będziemy spieszyć, poczekamy, niech sobie przejedzie'', czy coś w tym rodzaju, no i było jeb. U Maxa nic, bo trafiłem w płytę bagażnika u mnie dziura w czasze po prawej stronie. Światła całe, nocą tylko się okazało, że prawe lekko przestawione w prawo i do góry. Wkur...ny na maksa, tzn. maksymalnie na siebie, muszę się opanować. Jedna chwila rozprężenia, nieuwagi, braku koncentracji i już nie jest tak radośnie jak przed chwilą.
Zrozumiał bym, gdybym przywalił w jakiś obcy samochód, albo on we mnie, ale my dwaj ? Jeden w drugiego ? Bez sensu kużwa ! No nic, trzeba jechać dalej.
Niemal identyczna jaką zafundowaliśmy sobie z Krisem w 2013 w Bośni....
Biedron pisze:
Ostatnia pakuję się kuchenka i czajniczek i przed to zawsze mamy małą poranną obsuwę. Ruszamy ok 9 rano, ostry podjazd po kamieniach pod górę do głównej drogi i trach …. Nie działa mi prędkościomierz. Mam nadzieję że to linka, ale wieczorem okazało się że to nie linka… Zmartwiony całą sytuacją, jak tu jechać bez prędkościomierza, dojeżdżam do głównej drogi z zamiarem skrętu w prawo. Patrzę w lewo, samochód, patrzę w prawo, samochód, patrzę znów w lewo, nie ma samochodu… gdzie on jest? W tym momencie TRACH…, odwracam się, Krisa Trampek zaparkował w moim kufrze. Myślę sobie %^&^%$%!!, znów to samo co w Rumunii. Odjeżdżam i zatrzymuje się przed tunelem na poboczu. Za chwilę dojeżdża Kris.
Patrzę:
Nie jest dobrze, szkło rozsypane, rozjeżdżone przez samochody, nie poskleja się. Sytuację ratuję butelka po wodzie mineralnej. Klika ruchów nożem, potem kilka metrów taśmy bezbarwnej i klosz jak nowy. Wszystko w niecałą godzinę i wszystkie niezbędne materiały mieliśmy ze sobą. Może na granicy nikt nie zauważy i da się przejechać
Biedron
- joker
- dwusuwowy rider
- Posty: 189
- Rejestracja: 10.08.2008, 15:59
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wrocław, Radwanice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
A nie pamiętasz juz jak w Kazachtanie nas zatrzymali za podwójna ciągłą i dali Magyarowi kwit żeby zapłacił z 1500 zł i stalismy chyba ze 40 min na słońcu skurwy..... ale wyszedł przypał i nas puścili a co do wjechania w dupę w motocykl z przodu to Translapy w tamtych rejonach lubia atakowac Afryki od tyłu prawda frendziul Magyarherni74 pisze:eeeee tam, kto płaci to.......co nie Magyar ??
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Wjeżdżając do Kazachstanu, widząc ten napis "KA3AKCTAH" na budynku, czułem że spełniają się moje marzenia. Wiedziałem że zaczyna się przygoda. Podekscytowanie to nie minęło mi szybko. Chyba dopiero po powrocie na Ukrainę.
Rosja mnie niczym nie zdziwiła. No może oprócz studzienki kanalizacyjnej w mieście... Jakie to było miasto? Heniek pomóż! Była na środki ruchliwej drogi bez jakiejkolwiek pokrywy. Wielka dziura na środku jezdni! Wszyscy ją zgrabnie mijali, jak by była tam zawsze. Ja byłem w szoku. Mówię do Heńka - Poczekaj, zrobię zdjęcie, będzie dobre! A Heniek na to że szkoda czasu, że będą lepsze miejsca na zdjęcia. To fakt. Były setki zajebistych widoków które obfotografowałem. To wszystko jeszcze zobaczycie. Ale tej jednej studzienki żałuję.
Na szczęście Heniek pozwolił zatrzymać się przed McDonaldem z pięknem napisem po rosyjsku. Fota moje marzenie.
Heniek robił to zdjęcie moim aparatem, a ja wybór pola ostrości mam ustawiony na manual. W ten sposób ostrość ustawiła się na makdonaldzie a nie na mnie. No nic, będę tam musiał wrócić po kolejne zdjęcie
Po przekroczeniu granicy pierwsze co to sklep. Ciężko to nazwać sklepem. To chyba było czyjeś mieszkanie. Dziewczyna spała na tapczanie. Na półce kilka słodyczy i jakieś dziwne napoje.
-O! Kola! jest kola. KokaKola parzałsta!
- Spasiba
Była ciepła. Ale za to jeszcze oryginalna. Bo to co piliśmy pod brendem CocaCola w Tadzykistanie to na pewno nie miało nic wspólnego z tym co reklamuje ta czerwona ciężarówka w TV.
Rosja mnie niczym nie zdziwiła. No może oprócz studzienki kanalizacyjnej w mieście... Jakie to było miasto? Heniek pomóż! Była na środki ruchliwej drogi bez jakiejkolwiek pokrywy. Wielka dziura na środku jezdni! Wszyscy ją zgrabnie mijali, jak by była tam zawsze. Ja byłem w szoku. Mówię do Heńka - Poczekaj, zrobię zdjęcie, będzie dobre! A Heniek na to że szkoda czasu, że będą lepsze miejsca na zdjęcia. To fakt. Były setki zajebistych widoków które obfotografowałem. To wszystko jeszcze zobaczycie. Ale tej jednej studzienki żałuję.
Na szczęście Heniek pozwolił zatrzymać się przed McDonaldem z pięknem napisem po rosyjsku. Fota moje marzenie.
Heniek robił to zdjęcie moim aparatem, a ja wybór pola ostrości mam ustawiony na manual. W ten sposób ostrość ustawiła się na makdonaldzie a nie na mnie. No nic, będę tam musiał wrócić po kolejne zdjęcie
Po przekroczeniu granicy pierwsze co to sklep. Ciężko to nazwać sklepem. To chyba było czyjeś mieszkanie. Dziewczyna spała na tapczanie. Na półce kilka słodyczy i jakieś dziwne napoje.
-O! Kola! jest kola. KokaKola parzałsta!
- Spasiba
Była ciepła. Ale za to jeszcze oryginalna. Bo to co piliśmy pod brendem CocaCola w Tadzykistanie to na pewno nie miało nic wspólnego z tym co reklamuje ta czerwona ciężarówka w TV.
Ostatnio zmieniony 30.11.2016, 12:03 przez mmax, łącznie zmieniany 3 razy.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Heńka gaźniki. To temat długi. Wyciągaliśmy je chyba ze trzy razy. Pierwszy raz pod tą wiatą. Była tam jadłodajnia dla tirowców. Były też zimne napoje. Spędziliśmy tam dłuższy czas. Tak naprawdę pod pozorem regulacji karburatorów chroniliśmy się przed największym, koszmarnym skwarem. Było naprawdę gorąco. Cały Kazachstan pamiętam jako jeden wielki żar z nieba. Dopiero gdy słońce schodziło niżej kilometry zaczęły się tak naprawdę nawijać.
Był nawet pomysł żeby jechać nocą, ale wszyscy to wiem że to głupi pomysł.
Był nawet pomysł żeby jechać nocą, ale wszyscy to wiem że to głupi pomysł.
Ostatnio zmieniony 29.11.2016, 21:39 przez mmax, łącznie zmieniany 1 raz.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
No i najważniejsze. Wcześnie rano. Wyjeżdżamy z osiedla gdzie nocowaliśmy. Muzyczka gra. Humory super. Zatrzymuje się żeby przepuścić żiguliego, bo se myśle - A co się będę śpieszył, kusił los. Pośpiech poniża! Moje motto. I jeb!!! Aż mnie wygło do tyłu.
Heniek leży, motur leży! Ale był zły! Na filmie idzie to zauważyć...
Mówię mu:
-Po co Ci ten kawałek plastiku? I tak tego się już nie poskleja. Kupisz se oryginalną czachę i normalną lampę a nie to brzydactwo. Na dobre to wyjdzie.
Nie był w nastroju żartować.
Już się humory spiepszyły...
Heniek leży, motur leży! Ale był zły! Na filmie idzie to zauważyć...
Mówię mu:
-Po co Ci ten kawałek plastiku? I tak tego się już nie poskleja. Kupisz se oryginalną czachę i normalną lampę a nie to brzydactwo. Na dobre to wyjdzie.
Nie był w nastroju żartować.
Już się humory spiepszyły...
Ostatnio zmieniony 29.11.2016, 21:33 przez mmax, łącznie zmieniany 2 razy.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
No widzisz, jak fajnie przypomnieć sobie ten smak
a ten dzwonek ? ...rzeczywiście, byłem wkur...ny, ale myślę, że mimo to i tak panowałem nad sobą
a ten dzwonek ? ...rzeczywiście, byłem wkur...ny, ale myślę, że mimo to i tak panowałem nad sobą
Ostatnio zmieniony 29.11.2016, 21:49 przez henry, łącznie zmieniany 1 raz.
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- joker
- dwusuwowy rider
- Posty: 189
- Rejestracja: 10.08.2008, 15:59
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wrocław, Radwanice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Jazda nocą ma swoje plusy, my jadąc do Pamiru jedną całą noc jechaliśmy aż do wschodu słońca to było w Rosji i było fajnie, a tylko dlatego ze padał od rana deszcz i straciliśmy parę godzin u chłopaków którzy nas ugościli (MUSTANGI KURSK ) i wyjechaliśmy od nich ok 17.00 i jadąc zastała nas noc i stwierdziliśmy że nikomu nie chce się spać i jedziemy , jak ktoś będzie śpiący to stajemy i idziemy spać. Lecieliśmy sobie 115 km /h droga szeroka pusta , auto raz na 15 minut , długie włączone i tak do 6 rano. Zrobiliśmy sporo km i ok 7 rano rozłożyliśmy mokre namioty na łące i poszliśmy spać. Pospaliśmy do 12 w południe i w miarę wypoczęci pojechaliśmy dalej Pomijam jazdę nocą w Uzbekistanie czy w Kazachstanie po piachach i remontowanej drodze
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Jazda nocą w Kazachstanie odpada bo w dzień nie dało by się spać przy takim upale. Poza tym zwierzęta... Zwierzęta na drodze... będzie o tym obszerny odcinek. Mam to do dziś przed oczami. Ale to dopiero w Kirgistanie.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
- Adam_M
- pogłębiacz bieżnika
- Posty: 790
- Rejestracja: 26.02.2014, 12:19
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Warszawa-Targówek/Wesoła
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ale temat ruszył do przodu! czekam na dalszy ciąg
Tapnięte z Huawei P7
Tapnięte z Huawei P7
XJ600N 94'->TA600V 96'
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dziwne.
Dużo się pozmieniało w Kazachstanie od roku.
Upały, wilki jakieś,pardon, łowiecki na drogach.Myśli o nocnej jeździe .
Cuś chłopaków permanentnie rozkojarzało,non stop się trykali.
Hmm, coś mi tu nie gra.
Mam szczery zamiar, sprawdzić te rewelacje, w roku przyszłym.
Dużo się pozmieniało w Kazachstanie od roku.
Upały, wilki jakieś,pardon, łowiecki na drogach.Myśli o nocnej jeździe .
Cuś chłopaków permanentnie rozkojarzało,non stop się trykali.
Hmm, coś mi tu nie gra.
Mam szczery zamiar, sprawdzić te rewelacje, w roku przyszłym.
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ale uparty jesteś, a przecież mówiłem Ci, że jest gorąco, niebezpiecznie i w sumie, nic ciekawegoSylwek pisze:Dziwne.
Dużo się pozmieniało w Kazachstanie od roku.
Upały, wilki jakieś,pardon, łowiecki na drogach.Myśli o nocnej jeździe .
Cuś chłopaków permanentnie rozkojarzało,non stop się trykali.
Hmm, coś mi tu nie gra.
Mam szczery zamiar, sprawdzić te rewelacje, w roku przyszłym.
Ale jedż, sprawdź to na własnej skórze
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzień 8 Piątek 5.08.2016
Wcześnie rano budzi nas wschodzące słońce i wtedy okazuje się, że rozbiliśmy się w jakimś rumowisku. Pozostałości po bazie rakietowej, czy cuć ?
Temperatura szybko rośnie. Jemy kolejną puszkę z naszych zapasów i wyjeżdżamy z rumowiska na M32 w kierunku na Kyzyłordę.
Szybko połykamy kilometry. Droga … tankowanie … droga … Rezerwa na ogół włącza się przy 200 km. Paliwo marnej jakości, niezależnie czy jest to E92, czy E95.
Droga dobra, równa, lecimy szybko. Obwodnica Kyzyłordy. Duże skrzyżowanie M32 z drogą lokalną.
Lecimy równo. Jakieś pół kilometra za skrzyżowaniem, chaltuje nas policja na pobocze, stoi tam już kilka samochodów. Okazało się, że oczywiście lecieliśmy trochę za szybko. W okolicy wiaduktu mają zainstalowane kamery, które nagrywają na bieżąco i na bieżąco kasują.
Max zostaje zaproszony do policyjnego samochodu i ma okazję obejrzeć sobie nasz przejazd na dużym ekranie, ale za tą przyjemność musimy zapłacić 40$.
Lecimy.
Po pewnym czasie widzimy po prawej chałupkę z napisem „kafe''. To, że „kafe'' nie jest tak ważne jak to, że przy chałupce rosną drzewa, a jak rosną drzewa to jest cień i na dodatek obok stoi spory zbiornik z wodą i z węża leje się bieżąca woda. Nie można nie skorzystać z takiej okazji, żeby coś zjeść, odpocząć i ochłodzić się w przyjemnym cieniu. Nigdy wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy, że będziemy marzyć o możliwość odpoczynku w w zacienionym miejscu. Starsza pani oferuje nam … oczywiście „kurdaki'', a do tego czaj i salat, za co płacimy 2100 Tenga.
W oczekiwaniu na posiłek, ucinamy sobie drzemkę o chłodnym wnętrzu chaty, a po posiłku odpoczywamy jeszcze jakiś czas na zewnątrz.
Kiedy zaczynamy przygotowywać się do dalszej drogi, czyli zakładam kurtkę i buty, czuję nagle, że coś mi cieknie po twarzy, patrzę na Maxa, a on mówi … krew.
Ocieram ręką nos, a tam oczywiście czerwono od krwi, leci i nie zamierza przestać.
W takim stanie, raczej nie pojadę, więc szykuje się przedłużony odpoczynek.
Kładę się na wznak na drewnianym podeście obok zbiornika z wodą, zmoczona chustka na czoło, tampon z papierowego ręcznika w nos i czekamy. Po pewnym czasie czuję, że jest dobrze, krew przestała lecieć, obmywam twarz wodą, do nosa nowy tampon i jedziemy dalej.
Przystanek na arbuza. Tutaj również, cień jest najważniejszy.
Kolejne tankowanie na stacji gdzieś za Szyimkent i znowu krew z nosa. Leci mocniej niż za pierwszym razem, to znak, że chyba jestem już mocno zmęczony. Znowu mamy dłuższy odpoczynek, a ja tym razem zalegam w cieniu za stacją, wprost na kostce brukowej z kurtką pod głową. Pamiętam, że nawet się trochę zdrzemnąłem.
Z Szymkentu do Taraz mamy 180 km i chcemy tam dotrzeć na nocleg. Droga dobra, tylko silny, boczny wiatr przeszkadza w jeżdzie, targając nami na prawo i lewo. Gdzieś po 100 km. okazało się, że to nie był największy problem, bo tu droga nagle się skończyła. To znaczy, droga jest, ale w budowie, a ruch odbywa się utwardzonymi poboczami, w tumanach kurzu, raz prawą, raz lewą stroną drogi.
Nie mamy jednak wyboru, musimy jechać dalej, chociaż jest coraz trudniej, bo robi się ciemno, a jazda w kurzu i to w ciemności naprawdę nie jest łatwa.
Jestem wykończony, Max zresztą też.
Póżną nocą dojeżdżamy do Taraz.
Szukamy jakiegoś noclegu, ale na obrzeżach miasta nic nie znajdujemy i w ten sposób, gdzieś w centrum trafiamy do hotelu „Orda'' z czterema gwiazdkami i za pokój płacimy 16000 Tenga. W tym jednak momencie, kasa się nie liczy. Musimy mieć łóżko, łazienkę, klimatyzację, musimy się dobrze wyspać, wypocząć, bo jesteśmy wypompowani, a przed nami jeszcze kawał drogi. Grubo po północy idziemy spać i można powiedzieć, że był to dosyć spokojny dzień.
Dystans 870 km Temperatura 41*
Wcześnie rano budzi nas wschodzące słońce i wtedy okazuje się, że rozbiliśmy się w jakimś rumowisku. Pozostałości po bazie rakietowej, czy cuć ?
Temperatura szybko rośnie. Jemy kolejną puszkę z naszych zapasów i wyjeżdżamy z rumowiska na M32 w kierunku na Kyzyłordę.
Szybko połykamy kilometry. Droga … tankowanie … droga … Rezerwa na ogół włącza się przy 200 km. Paliwo marnej jakości, niezależnie czy jest to E92, czy E95.
Droga dobra, równa, lecimy szybko. Obwodnica Kyzyłordy. Duże skrzyżowanie M32 z drogą lokalną.
Lecimy równo. Jakieś pół kilometra za skrzyżowaniem, chaltuje nas policja na pobocze, stoi tam już kilka samochodów. Okazało się, że oczywiście lecieliśmy trochę za szybko. W okolicy wiaduktu mają zainstalowane kamery, które nagrywają na bieżąco i na bieżąco kasują.
Max zostaje zaproszony do policyjnego samochodu i ma okazję obejrzeć sobie nasz przejazd na dużym ekranie, ale za tą przyjemność musimy zapłacić 40$.
Lecimy.
Po pewnym czasie widzimy po prawej chałupkę z napisem „kafe''. To, że „kafe'' nie jest tak ważne jak to, że przy chałupce rosną drzewa, a jak rosną drzewa to jest cień i na dodatek obok stoi spory zbiornik z wodą i z węża leje się bieżąca woda. Nie można nie skorzystać z takiej okazji, żeby coś zjeść, odpocząć i ochłodzić się w przyjemnym cieniu. Nigdy wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy, że będziemy marzyć o możliwość odpoczynku w w zacienionym miejscu. Starsza pani oferuje nam … oczywiście „kurdaki'', a do tego czaj i salat, za co płacimy 2100 Tenga.
W oczekiwaniu na posiłek, ucinamy sobie drzemkę o chłodnym wnętrzu chaty, a po posiłku odpoczywamy jeszcze jakiś czas na zewnątrz.
Kiedy zaczynamy przygotowywać się do dalszej drogi, czyli zakładam kurtkę i buty, czuję nagle, że coś mi cieknie po twarzy, patrzę na Maxa, a on mówi … krew.
Ocieram ręką nos, a tam oczywiście czerwono od krwi, leci i nie zamierza przestać.
W takim stanie, raczej nie pojadę, więc szykuje się przedłużony odpoczynek.
Kładę się na wznak na drewnianym podeście obok zbiornika z wodą, zmoczona chustka na czoło, tampon z papierowego ręcznika w nos i czekamy. Po pewnym czasie czuję, że jest dobrze, krew przestała lecieć, obmywam twarz wodą, do nosa nowy tampon i jedziemy dalej.
Przystanek na arbuza. Tutaj również, cień jest najważniejszy.
Kolejne tankowanie na stacji gdzieś za Szyimkent i znowu krew z nosa. Leci mocniej niż za pierwszym razem, to znak, że chyba jestem już mocno zmęczony. Znowu mamy dłuższy odpoczynek, a ja tym razem zalegam w cieniu za stacją, wprost na kostce brukowej z kurtką pod głową. Pamiętam, że nawet się trochę zdrzemnąłem.
Z Szymkentu do Taraz mamy 180 km i chcemy tam dotrzeć na nocleg. Droga dobra, tylko silny, boczny wiatr przeszkadza w jeżdzie, targając nami na prawo i lewo. Gdzieś po 100 km. okazało się, że to nie był największy problem, bo tu droga nagle się skończyła. To znaczy, droga jest, ale w budowie, a ruch odbywa się utwardzonymi poboczami, w tumanach kurzu, raz prawą, raz lewą stroną drogi.
Nie mamy jednak wyboru, musimy jechać dalej, chociaż jest coraz trudniej, bo robi się ciemno, a jazda w kurzu i to w ciemności naprawdę nie jest łatwa.
Jestem wykończony, Max zresztą też.
Póżną nocą dojeżdżamy do Taraz.
Szukamy jakiegoś noclegu, ale na obrzeżach miasta nic nie znajdujemy i w ten sposób, gdzieś w centrum trafiamy do hotelu „Orda'' z czterema gwiazdkami i za pokój płacimy 16000 Tenga. W tym jednak momencie, kasa się nie liczy. Musimy mieć łóżko, łazienkę, klimatyzację, musimy się dobrze wyspać, wypocząć, bo jesteśmy wypompowani, a przed nami jeszcze kawał drogi. Grubo po północy idziemy spać i można powiedzieć, że był to dosyć spokojny dzień.
Dystans 870 km Temperatura 41*
Ostatnio zmieniony 30.11.2016, 11:16 przez henry, łącznie zmieniany 1 raz.
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- herni74
- pałujący w lesie
- Posty: 1429
- Rejestracja: 19.08.2008, 20:11
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Stalowa Wola/Mielec
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
mmax pisze:Jazda nocą w Kazachstanie odpada bo w dzień nie dało by się spać przy takim upale. Poza tym zwierzęta... Zwierzęta na drodze... będzie o tym obszerny odcinek. Mam to do dziś przed oczami. Ale to dopiero w Kirgistanie.
my znamy ,znamy ...był z nami taki jeden KillerCamel.
Ducati Multistrada ,Cagiva Elefant 750,TA650, Cagiva GranCanyon 900
http://www.facebook.com/pages/Project-P ... 6340945760
https://www.facebook.com/himalaje2018/
https://www.facebook.com/PAKVENTURE2020/
http://www.facebook.com/pages/Project-P ... 6340945760
https://www.facebook.com/himalaje2018/
https://www.facebook.com/PAKVENTURE2020/
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
A tak przy okazji ... może ktoś posiada na zbyciu czachę do PD10 ... może być nawet w kawałkach
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
A popędzę,popędzę .henry pisze:Ale uparty jesteś, a przecież mówiłem Ci, że jest gorąco, niebezpiecznie i w sumie, nic ciekawego
Ale jedż, sprawdź to na własnej skórze
Pierwsze zdjęcie jak z pustyni.henry pisze:Wcześnie rano budzi nas wschodzące słońce i wtedy okazuje się, że rozbiliśmy się w jakimś rumowisku. Pozostałości po bazie rakietowej, czy cuć ?
Image
-
- czyściciel nagaru
- Posty: 556
- Rejestracja: 23.08.2016, 08:18
- Mój motocykl: XL700V
- Lokalizacja: Pabianice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Superancka relacja! Nie mogę pracować przez Was...tylko czytam z rozdziawioną gębą i marzę,że i ja kiedyś pojadę w te strony. Uprasza się kolegów o ciąg dalszy...
Lubię motory...wszystkie.
- joker
- dwusuwowy rider
- Posty: 189
- Rejestracja: 10.08.2008, 15:59
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wrocław, Radwanice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ja w Kazachstanie w dzień , w zasadzie już się ściemniało troszkę, trafiłem wielbłąda na pustej prostej drodze i do dzis nie wiem jak to było że Magyar i Herni za mną go widzieli a ja nie jakby mi spadł z nieba ja 115 km a tu 100 metrów przede mną przechodzi przez droge wielbłąd jeba.. też już miałem koniec wycieczki przed oczami , ale udało się go tylko drasnąć i uciec w step.A co do jazdy nocnej to trochę nocami jeździliśmy z chłopakami i czasami było ciężko zwłaszcza na remontowanej drodze w Kazachstanie , kurz że widoczność na metr i grząski piach i pędzące ciężarówki , masakra , to naprawde była masakra ten odcinek drogimmax pisze:Jazda nocą w Kazachstanie odpada bo w dzień nie dało by się spać przy takim upale. Poza tym zwierzęta... Zwierzęta na drodze... będzie o tym obszerny odcinek. Mam to do dziś przed oczami. Ale to dopiero w Kirgistanie.
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Są czasami sytuacje , których w żaden logiczny sposób nie da się wytłumaczyć. Wszyscy "to'' widzieli, wiedzieli że trzeba uważać, tylko nie Ty i sam nie wiesz i nie możesz uwierzyć, jak mogłeś "tego'' nie widzieć. Jakaś "pomroczność jasna".joker pisze:Ja w Kazachstanie w dzień , w zasadzie już się ściemniało troszkę, trafiłem wielbłąda na pustej prostej drodze i do dzis nie wiem jak to było że Magyar i Herni za mną go widzieli a ja nie jakby mi spadł z nieba ja 115 km a tu 100 metrów przede mną przechodzi przez droge wielbłąd jeba.. też już miałem koniec wycieczki przed oczami , ale udało się go tylko drasnąć i uciec w step.A co do jazdy nocnej to trochę nocami jeździliśmy z chłopakami i czasami było ciężko zwłaszcza na remontowanej drodze w Kazachstanie , kurz że widoczność na metr i grząski piach i pędzące ciężarówki , masakra , to naprawde była masakra ten odcinek drogimmax pisze:Jazda nocą w Kazachstanie odpada bo w dzień nie dało by się spać przy takim upale. Poza tym zwierzęta... Zwierzęta na drodze... będzie o tym obszerny odcinek. Mam to do dziś przed oczami. Ale to dopiero w Kirgistanie.
A te remontowane drogi ? Nocą jechaliśmy mały fragment, ale nawet w ciągu dnia, przejechanie 100 km wykańczało bardziej, niż 800km asfaltu.
W przyszłym roku, jak ktoś będzie jechał tym szlakiem, remontów już nie będzie
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości