PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
- falco
- oktany w żyłach
- Posty: 5544
- Rejestracja: 06.04.2010, 16:06
- Mój motocykl: nie mam motocykla
- Lokalizacja: K-J
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
A o czym mają (jeszcze) pisać, nic tylko nuuuudna, dłuuuga droga, trykanie, baranie jaja (z nich się bierze jajecznica vel sadzone), wisienka na torcie zjedzona już dawno, teraz już tylko... (ups... miałem nie mówić)...
- meny72
- osiedlowy kaskader
- Posty: 117
- Rejestracja: 10.04.2016, 08:59
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Barczewo
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Mogą pisać co chcą ,byle foty jeszcze dali z tej wyprawyfalco pisze:A o czym mają (jeszcze) pisać, nic tylko nuuuudna, dłuuuga droga, trykanie, baranie jaja (z nich się bierze jajecznica vel sadzone), wisienka na torcie zjedzona już dawno, teraz już tylko... (ups... miałem nie mówić)...
- Tekla
- zgłębiacz wskaźników
- Posty: 53
- Rejestracja: 19.03.2016, 01:20
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Wrocław
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Kolego, każdy ma swój "Pamir" bliższy lub dalszy, nie wszyscy muszą lecieć na Księżyc, bo przestanie on być czymś niezwykłym i nieosiągalnym. Dzięki tym dwóm śmiałkom mogliśmy liznąć klimatu takiej wyprawy siedząc wygodnie w ciepełku przed monitorem i sobie pomarzyć, że może kiedyś... gdzieś... Wszak marzenia to początek, by je zrealizować. Mój "Pamir" na 2017 to trasa Wrocław - Ełk gdzie zrobię bazę wypadową po Mazurach. I zamierzam z tej "podróży" cieszyć się jak gupiMarcinnn6 pisze:hahaha, mam to samo jak czytam o tej wyprawie, tylko moim celem na 2017 jest jeszcze bliżej bo raczej tylko Polskasaper pisze:Przeginacie z tą relacją!!! Przez was mój wakacyjny wyjazd staje pod znakiem zapytania..... Chyba muszę zmienić cele i jechać ciut dalej niż planowałem. Po takich zdjęciach nabiera się ochoty na więcej niż nasza Europa
Przepraszam, trochę zaśmieciłem wątek.
- HarryLey4x4
- łamacz szprych
- Posty: 712
- Rejestracja: 29.01.2015, 22:45
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: spod Poznania
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
W związku z powyższą wypowiedzią stawiam wniosek o złożenie w ofierze cielska @falco . Możemy go dowolnie - spalić żywcem na stosie lub wystawić na pożarcie np. dzikom z Pomorza. Po zakończonej ceremonii można będzie rozgrabić sprzęt niejakiego @falco - NA CZĘŚCI dla potrzebujących .falco pisze:A o czym mają (jeszcze) pisać, nic tylko nuuuudna, dłuuuga droga, trykanie, baranie jaja (z nich się bierze jajecznica vel sadzone), wisienka na torcie zjedzona już dawno, teraz już tylko... (ups... miałem nie mówić)...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
mariuszko pisze:Mega fajnie, wielkie dzięki za chęci pisania i pisania, bo to też trochę pracy kosztuje.
henry nie śpiesz się z zakończeniem, może nawet wracaj retrospekcją do dni już opisanych. heheheh
dzięki
No i co ja mam z tym zrobić ? Pisać ? Nie pisać ? I tak, ktoś będzie niezadowolonyHarryLey4x4 pisze:Henry , składam oficjalny protest przeciwko powolnemu pisaniu relacji
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- rwasyl
- wiejski tuningowiec
- Posty: 84
- Rejestracja: 21.03.2015, 16:41
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Sulechów
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Henry, pisz ino wartko i co by zdjęcia były
- HarryLey4x4
- łamacz szprych
- Posty: 712
- Rejestracja: 29.01.2015, 22:45
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: spod Poznania
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Henry , nie opierda...aj się , bo nikt nie pisał ,że nie masz pisać , tylko ,że nie masz się spieszyć z kończeniem (czyt. masz pisać, ale nie kończyć)henry pisze:mariuszko pisze:Mega fajnie, wielkie dzięki za chęci pisania i pisania, bo to też trochę pracy kosztuje.
henry nie śpiesz się z zakończeniem, może nawet wracaj retrospekcją do dni już opisanych. heheheh
dziękiNo i co ja mam z tym zrobić ? Pisać ? Nie pisać ? I tak, ktoś będzie niezadowolonyHarryLey4x4 pisze:Henry , składam oficjalny protest przeciwko powolnemu pisaniu relacji
-
- czyściciel nagaru
- Posty: 556
- Rejestracja: 23.08.2016, 08:18
- Mój motocykl: XL700V
- Lokalizacja: Pabianice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
taka "neverending story"niech to będzie...
Lubię motory...wszystkie.
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Pisać proszę.
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Moim zdaniem powinieneś sprytnie wykorzystać rekurencję, trochę jak w filmie "Incepcja". Przykładowo opisujesz kolejny dzień, pod koniec kładziesz się spać w namiocie, kończysz słowami: "odpływam na falach snu ku kolejnej przygodzie". A w następnym wpisie ciągniesz wątek owej innej przygody, byle tylko nie dać znać wprost czytelnikowi że to dzieje się we śnie. I tak można będzie się bawić na kilku poziomachhenry pisze:No i co ja mam z tym zrobić ? Pisać ? Nie pisać ? I tak, ktoś będzie niezadowolony
Konto zamknięte na stałe.
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dobra, niech tak będzie, ale teraz pozwólcie, że zabawię tzn. pobawię się z własną żonkąPowolniak pisze:Moim zdaniem powinieneś sprytnie wykorzystać rekurencję, trochę jak w filmie "Incepcja". Przykładowo opisujesz kolejny dzień, pod koniec kładziesz się spać w namiocie, kończysz słowami: "odpływam na falach snu ku kolejnej przygodzie". A w następnym wpisie ciągniesz wątek owej innej przygody, byle tylko nie dać znać wprost czytelnikowi że to dzieje się we śnie. I tak można będzie się bawić na kilku poziomachhenry pisze:No i co ja mam z tym zrobić ? Pisać ? Nie pisać ? I tak, ktoś będzie niezadowolony
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzień 17 Niedziela 14.08.2016
Noc jednak nie była do końca spokojna. Coś jest ze mną nie tak, niby nic konkretnego, ale czuję się tak ogólnie rozbity, niewyrażny.
W nocy musiałem kilka razy wstawać do kibelka, wszystko za mnie leci, sraczka po prostu.
Rano jestem niewyspany, zmęczony i nic mi się nie chce. Chodzić, mówić, pakować, jeść też mi się nie chce. Schodzimy na śniadanie, ale na widok Kurdaków, zbiera mi się na zwrot. Wiem jednak, że muszę coś zjeść żeby nie opaść z sił, dlatego zamawiam coś rzadkiego, czyli soliankę.
Połykam dwa stoperany, może pomoże.
Z wiadomych względów, zdjęć będzie teraz znacznie mniej, chociaż, żałuję żeśmy tego lepiej nie udokumentowali. Co innego mam teraz w głowie.
Max znosi moją torbę z piętra, pakujemy się, znowu kibelek i lecimy w kierunku granicy.
Chatbazar, Talas, Kliuczewka, Kyzył Adyr, Kenesz przy granicy, po drodze kilka razy zatrzymujemy się w krzakach – wiadomo w jakim celu.
Papier toaletowy, albo ręcznik papierowy jest teraz moim artykułem pierwszej potrzeby i mam go cały czas pod ręką, ale Max ma takie wilgotne chusteczki i one chyba lepiej się sprawdzają w tej … chmm … sytuacji.
Granica Kirgiska. Ponieważ mam jeszcze sporo Kazachskiej waluty, wymieniam dodatkowo 50 $ za które dostaję 31500 Tenga.
Potem podjeżdżamy prosto pod szlaban, omijając kolejkę osobówek i ciężarówek, nikt nic nie mówi, a ja czuję się coraz bardziej niewyrażnie.
Odprawa Kirgiska bardzo sprawnie i bez problemów.
Kazachska. Taki sam koszmar jak w tamtą stronę z tą różnicą, że teraz ja jestem w gorszym stanie fizycznym.
To samo duszne pomieszczenie bez klimatyzacji, takie same dwie długie kolejki mrówek do odprawy. Temperatura na zewnątrz 40*, a wewnątrz nie ma czym oddychać. Stoimy. Krok do przodu … stoimy. Pół godziny … i dwa kroki do przodu … stoimy. Jest gorąco … jest duszno, nie ma czym oddychać.
Czuję, że jestem coraz słabszy … zbiera mi się na wymioty ...byle nie rzygnąć ….
Do okienka jeszcze pięć osób, czyli już blisko … może wytrzymam, wtedy celnik robi sobie przerwę … kur.. mać, nie wytrzymam chyba.
Jednak stoję oparty o ścianę … kolejka ruszyła … już blisko, coraz bliżej …
Przed nami jeszcze jedna osoba …
Jest duszno … brakuje mi powietrza … pot pokrywa całe ciało … jest fajnie , tak błogo i …
… budzę się na podłodze. Starsza pani która stała za mną, podtrzymuje moją głowę i ociera wilgotną ręką twarz. Wszyscy ludzie na sali, patrzą na mnie z politowaniem, ale w oczach Maxa widzę strach i panikę. Celnik podaje wodę mineralną, ktoś inny krzesło na którym mnie sadzają. Powoli wracam do siebie.
Chyba zemdlałem. Ale to i tak nieżle – myślę sobie – dużo gorzej by było, gdybym się zes...ł.
Celnik woła Maxa … Max bierze mój paszport i już po chwili jesteśmy odprawieni … kur... mać, nie trzeba było zemdleć godzinę wcześniej ?
Jakiś czas siedzę jeszcze na krzesełku, po czym wychodzimy przed budynek i siadamy w cieniu, żeby odpocząć i przewentylować płuca świeżym, czterdziestostopniowym powietrzem.
Wstaję, robię kilka kroków, chyba jest już dobrze, chyba będę mógł jechać.
Jedziemy powoli, ale już po kilometrze skręcamy w polną dróżkę, bo widzimy nieopodal krzaki i mamy zamiar skryć się tam w cieniu i odpocząć.
Natychmiast po zatrzymaniu biegnę w głąb krzaków; kupa, a właściwie woda, a potem ostre rzyganie śmierdzącym mięsem, nie wiem kozim czy baranim i zepsutymi jajkami.
Bez wątpienia jestem zatruty, ale co jest przyczyną ? Może to być oczywiście mięso, ale bardziej prawdopodobne, wydaje mi się, że to te dwa duże, wspaniale smaczne koktajle mleczne zatruły mój organizm.
Max robi herbatkę. Wypijam, połykając cały zapas węgla jaki mam, po czym rozkładamy się w cieniu i odpoczywamy.
Nie możemy jednak leżeć zbyt długo, bo przed nami kawał drogi, zbieramy się więc i powoli jedziemy w kierunku Taraz.
Przez miasto jedziemy bardzo spokojnie i do wielkiej bramy wszystko jest ok.
Potem lekko przyspieszamy i … zonk … jesteśmy w radarze.
Mnie tam jest wszystko jedno, więc od razu kładę się w cieniu pod drzewem a Max negocjuje z policjantem. Słyszę, że już po chwili są kumplami, bo policjant co chwila do Maxa ... Luksz to, Lukasz tamto …
Tradycyjnie, 10 $ załatwia sprawę i możemy jechać dalej, więc jedziemy.
Lecimy … tankowanie … lecimy.
Aisza Bibi, Teris, Szakpak Ata, Turar, Sastobe.
Gdzieś przed Szymkentem … kolejny zonk, policja nie wiemy za co ...
Max idzie negocjować i po chwili wraca … możemy jechać.
Max załatwił sprawę całkiem niekonwencjonalnie, ale niech sam opowie jak to zrobił.
Do Szymkentu wjeżdżamy przed zachodem słońca, temperatura jednak taka jak w południe, czyli zarąbiście gorąco.
Max znalazł w nawigacji hotel, więc jedziemy go szukać, ale pod wskazaną lokalizacją nie ma żadnego hotelu. Rozglądamy się po okolicy i wtedy podjeżdża dwóch chłopaków samochodem. Pytają jaki mamy problem, a kiedy wyjaśniamy o co chodzi, prowadzą nas kilka ulic dalej do hotelu „ Dostyk '', czyli przyjaźń.
45 $ za dwie osoby, ale hotel ma cztery gwiazdki, a ja jestem słabiutki, więc w stepie spać nie będziemy.
W oczach Maxa widzę strach, niepokój i obawę … co będzie dalej ? Jak to się skończy ? Czy damy, tzn. czy ja dam radę ?
Wewnątrz hotelu i w pokoju temperatura idealna, czyli w granicach 24* co w porównaniu z piekłem na zewnątrz, jest dla nas rajem.
Mój stan raczej się nie poprawia, dlatego Max wyrusza po pomoc do recepcji, a ja tymczasem co robię ? To proste jest … siedzę w kibelku i medytuję.
Tak w ogóle, to od tej pory, Max będzie zajmował się całą logistyką.
Będzie prowadził na drodze, wyszukiwał hotele, nosił moją torbę, gotował herbatkę i jajka na twardo, kupował różne smakołyki żebym tylko coś jadł, załatwiał lekarzy.
Bez Maxa, chyba bym się tam zes..ł na amen.
Jeszcze raz, wielkie dzięki za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
Tymczasem zrobiło się już całkiem ciemno, jest po 22.00.
Gdzieś po pół godzinie, słyszymy pukanie i do pokoju wchodzi młoda lekarka z asystentem. Pacjent do łóżka i zaczynamy.
Co dolega ? Od kiedy ? Jakie objawy ? Czy i gdzie boli ?
Potem badanie polegające na uciskaniu brzucha w różnych miejscach w poszukiwaniu bólu, ale bólu nie ma. Osłuchanie stetoskopem, pomiar ciśnienia i temperatury. Ciśnienie w normie, temperatura podwyższona.
Diagnoza – zatrucie pokarmowe.
Pani doktor wypisuje recepty, wyjaśnia jak stosować leki i wypełnia druk z moimi danymi. Miałem przygotowaną umowę ubezpieczeniową, ale okazało się, że moje ubezpieczenie jest zbędne i do bezpłatnego leczenia wystarczą tylko moje dane z paszportu. Super.
Pani doktor, proponuje dodatkowo kroplówkę, tzn. trzeba by było zamówić, przyjechała by inna ekipa i za odpłatnością zaaplikowała kroplówkę.
I co mam zrobić ? Kroplówka ? Może nie będzie potrzebna, może leki wystarczą ? Zobaczymy rano, czy po zażyciu mój stan się poprawi.
Dziękujemy pani doktor. Max z receptą idzie na dół, szukać apteki, po chwili wraca jednak do pokoju, ponieważ wykupem leków zajmie się obsługa hotelu.
Po jakimś czasie, znowu pukanie do drzwi i już mamy leki.
Zażywam według wskazań lekarki i do łóżka.
Trzeba odpoczywać, bo jesteśmy dopiero w Szymkencie, a tylko do Uralska mamy jeszcze 2 000 km i to przez morderczy step.
Dystans 330 km Temperatura 40 *
Noc jednak nie była do końca spokojna. Coś jest ze mną nie tak, niby nic konkretnego, ale czuję się tak ogólnie rozbity, niewyrażny.
W nocy musiałem kilka razy wstawać do kibelka, wszystko za mnie leci, sraczka po prostu.
Rano jestem niewyspany, zmęczony i nic mi się nie chce. Chodzić, mówić, pakować, jeść też mi się nie chce. Schodzimy na śniadanie, ale na widok Kurdaków, zbiera mi się na zwrot. Wiem jednak, że muszę coś zjeść żeby nie opaść z sił, dlatego zamawiam coś rzadkiego, czyli soliankę.
Połykam dwa stoperany, może pomoże.
Z wiadomych względów, zdjęć będzie teraz znacznie mniej, chociaż, żałuję żeśmy tego lepiej nie udokumentowali. Co innego mam teraz w głowie.
Max znosi moją torbę z piętra, pakujemy się, znowu kibelek i lecimy w kierunku granicy.
Chatbazar, Talas, Kliuczewka, Kyzył Adyr, Kenesz przy granicy, po drodze kilka razy zatrzymujemy się w krzakach – wiadomo w jakim celu.
Papier toaletowy, albo ręcznik papierowy jest teraz moim artykułem pierwszej potrzeby i mam go cały czas pod ręką, ale Max ma takie wilgotne chusteczki i one chyba lepiej się sprawdzają w tej … chmm … sytuacji.
Granica Kirgiska. Ponieważ mam jeszcze sporo Kazachskiej waluty, wymieniam dodatkowo 50 $ za które dostaję 31500 Tenga.
Potem podjeżdżamy prosto pod szlaban, omijając kolejkę osobówek i ciężarówek, nikt nic nie mówi, a ja czuję się coraz bardziej niewyrażnie.
Odprawa Kirgiska bardzo sprawnie i bez problemów.
Kazachska. Taki sam koszmar jak w tamtą stronę z tą różnicą, że teraz ja jestem w gorszym stanie fizycznym.
To samo duszne pomieszczenie bez klimatyzacji, takie same dwie długie kolejki mrówek do odprawy. Temperatura na zewnątrz 40*, a wewnątrz nie ma czym oddychać. Stoimy. Krok do przodu … stoimy. Pół godziny … i dwa kroki do przodu … stoimy. Jest gorąco … jest duszno, nie ma czym oddychać.
Czuję, że jestem coraz słabszy … zbiera mi się na wymioty ...byle nie rzygnąć ….
Do okienka jeszcze pięć osób, czyli już blisko … może wytrzymam, wtedy celnik robi sobie przerwę … kur.. mać, nie wytrzymam chyba.
Jednak stoję oparty o ścianę … kolejka ruszyła … już blisko, coraz bliżej …
Przed nami jeszcze jedna osoba …
Jest duszno … brakuje mi powietrza … pot pokrywa całe ciało … jest fajnie , tak błogo i …
… budzę się na podłodze. Starsza pani która stała za mną, podtrzymuje moją głowę i ociera wilgotną ręką twarz. Wszyscy ludzie na sali, patrzą na mnie z politowaniem, ale w oczach Maxa widzę strach i panikę. Celnik podaje wodę mineralną, ktoś inny krzesło na którym mnie sadzają. Powoli wracam do siebie.
Chyba zemdlałem. Ale to i tak nieżle – myślę sobie – dużo gorzej by było, gdybym się zes...ł.
Celnik woła Maxa … Max bierze mój paszport i już po chwili jesteśmy odprawieni … kur... mać, nie trzeba było zemdleć godzinę wcześniej ?
Jakiś czas siedzę jeszcze na krzesełku, po czym wychodzimy przed budynek i siadamy w cieniu, żeby odpocząć i przewentylować płuca świeżym, czterdziestostopniowym powietrzem.
Wstaję, robię kilka kroków, chyba jest już dobrze, chyba będę mógł jechać.
Jedziemy powoli, ale już po kilometrze skręcamy w polną dróżkę, bo widzimy nieopodal krzaki i mamy zamiar skryć się tam w cieniu i odpocząć.
Natychmiast po zatrzymaniu biegnę w głąb krzaków; kupa, a właściwie woda, a potem ostre rzyganie śmierdzącym mięsem, nie wiem kozim czy baranim i zepsutymi jajkami.
Bez wątpienia jestem zatruty, ale co jest przyczyną ? Może to być oczywiście mięso, ale bardziej prawdopodobne, wydaje mi się, że to te dwa duże, wspaniale smaczne koktajle mleczne zatruły mój organizm.
Max robi herbatkę. Wypijam, połykając cały zapas węgla jaki mam, po czym rozkładamy się w cieniu i odpoczywamy.
Nie możemy jednak leżeć zbyt długo, bo przed nami kawał drogi, zbieramy się więc i powoli jedziemy w kierunku Taraz.
Przez miasto jedziemy bardzo spokojnie i do wielkiej bramy wszystko jest ok.
Potem lekko przyspieszamy i … zonk … jesteśmy w radarze.
Mnie tam jest wszystko jedno, więc od razu kładę się w cieniu pod drzewem a Max negocjuje z policjantem. Słyszę, że już po chwili są kumplami, bo policjant co chwila do Maxa ... Luksz to, Lukasz tamto …
Tradycyjnie, 10 $ załatwia sprawę i możemy jechać dalej, więc jedziemy.
Lecimy … tankowanie … lecimy.
Aisza Bibi, Teris, Szakpak Ata, Turar, Sastobe.
Gdzieś przed Szymkentem … kolejny zonk, policja nie wiemy za co ...
Max idzie negocjować i po chwili wraca … możemy jechać.
Max załatwił sprawę całkiem niekonwencjonalnie, ale niech sam opowie jak to zrobił.
Do Szymkentu wjeżdżamy przed zachodem słońca, temperatura jednak taka jak w południe, czyli zarąbiście gorąco.
Max znalazł w nawigacji hotel, więc jedziemy go szukać, ale pod wskazaną lokalizacją nie ma żadnego hotelu. Rozglądamy się po okolicy i wtedy podjeżdża dwóch chłopaków samochodem. Pytają jaki mamy problem, a kiedy wyjaśniamy o co chodzi, prowadzą nas kilka ulic dalej do hotelu „ Dostyk '', czyli przyjaźń.
45 $ za dwie osoby, ale hotel ma cztery gwiazdki, a ja jestem słabiutki, więc w stepie spać nie będziemy.
W oczach Maxa widzę strach, niepokój i obawę … co będzie dalej ? Jak to się skończy ? Czy damy, tzn. czy ja dam radę ?
Wewnątrz hotelu i w pokoju temperatura idealna, czyli w granicach 24* co w porównaniu z piekłem na zewnątrz, jest dla nas rajem.
Mój stan raczej się nie poprawia, dlatego Max wyrusza po pomoc do recepcji, a ja tymczasem co robię ? To proste jest … siedzę w kibelku i medytuję.
Tak w ogóle, to od tej pory, Max będzie zajmował się całą logistyką.
Będzie prowadził na drodze, wyszukiwał hotele, nosił moją torbę, gotował herbatkę i jajka na twardo, kupował różne smakołyki żebym tylko coś jadł, załatwiał lekarzy.
Bez Maxa, chyba bym się tam zes..ł na amen.
Jeszcze raz, wielkie dzięki za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
Tymczasem zrobiło się już całkiem ciemno, jest po 22.00.
Gdzieś po pół godzinie, słyszymy pukanie i do pokoju wchodzi młoda lekarka z asystentem. Pacjent do łóżka i zaczynamy.
Co dolega ? Od kiedy ? Jakie objawy ? Czy i gdzie boli ?
Potem badanie polegające na uciskaniu brzucha w różnych miejscach w poszukiwaniu bólu, ale bólu nie ma. Osłuchanie stetoskopem, pomiar ciśnienia i temperatury. Ciśnienie w normie, temperatura podwyższona.
Diagnoza – zatrucie pokarmowe.
Pani doktor wypisuje recepty, wyjaśnia jak stosować leki i wypełnia druk z moimi danymi. Miałem przygotowaną umowę ubezpieczeniową, ale okazało się, że moje ubezpieczenie jest zbędne i do bezpłatnego leczenia wystarczą tylko moje dane z paszportu. Super.
Pani doktor, proponuje dodatkowo kroplówkę, tzn. trzeba by było zamówić, przyjechała by inna ekipa i za odpłatnością zaaplikowała kroplówkę.
I co mam zrobić ? Kroplówka ? Może nie będzie potrzebna, może leki wystarczą ? Zobaczymy rano, czy po zażyciu mój stan się poprawi.
Dziękujemy pani doktor. Max z receptą idzie na dół, szukać apteki, po chwili wraca jednak do pokoju, ponieważ wykupem leków zajmie się obsługa hotelu.
Po jakimś czasie, znowu pukanie do drzwi i już mamy leki.
Zażywam według wskazań lekarki i do łóżka.
Trzeba odpoczywać, bo jesteśmy dopiero w Szymkencie, a tylko do Uralska mamy jeszcze 2 000 km i to przez morderczy step.
Dystans 330 km Temperatura 40 *
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- HarryLey4x4
- łamacz szprych
- Posty: 712
- Rejestracja: 29.01.2015, 22:45
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: spod Poznania
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
no to może warto się raz na zawsze nauczyć ,że mleczne koktajle , to tylko w domku...
Pisz , pisz.... oczywiście o ile przeżyłeś
Pisz , pisz.... oczywiście o ile przeżyłeś
- joker
- dwusuwowy rider
- Posty: 189
- Rejestracja: 10.08.2008, 15:59
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wrocław, Radwanice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Gdzieś przed Szymkentem … kolejny zonk, policja nie wiemy za co ...
Max idzie negocjować i po chwili wraca … możemy jechać.
Max załatwił sprawę całkiem niekonwencjonalnie, ale niech sam opowie jak to zrobił.
To opowiedz jak to zrobiłeś ?? ?
Max idzie negocjować i po chwili wraca … możemy jechać.
Max załatwił sprawę całkiem niekonwencjonalnie, ale niech sam opowie jak to zrobił.
To opowiedz jak to zrobiłeś ?? ?
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Max, jesteś tam ?joker pisze:Gdzieś przed Szymkentem … kolejny zonk, policja nie wiemy za co ...
Max idzie negocjować i po chwili wraca … możemy jechać.
Max załatwił sprawę całkiem niekonwencjonalnie, ale niech sam opowie jak to zrobił.
To opowiedz jak to zrobiłeś ?? ?
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzień 18 Poniedziałek 15.08 2016
Drugi dzień sraczki.
Wstajemy póżno. Po zażyciu leków, czuję się jakby lepiej. Troszkę rzadziej zaglądam do kibelka, a i samopoczucie lepsze. Chyba będzie dobrze. Jeżeli ktoś jest ciekaw, co pani doktor mi zaordynowała, to już piszę. Paracetamol i Regidron Bio A i Regidron Bio B, przy czym, z Regidronu należy przygotować roztwór, rozpuszczając składnik A i B w przegotowanej wodzie i popijać systematycznie do ustąpienia objawów. Wskazane jest, żeby przygotowany roztwór, przechowywać w temperaturze 2 - 8 stopni. Nieżle, ale jak utrzymać taką temperaturę na stepie ?
Jak mówiłem wcześniej, Max zajmuje się wszystkim, przynosi mi owoce, napoje, słodycze i kiedy ja odpoczywam w łóżku, on próbuje zorganizować nam transport kolejowy do Uralska. Wprawdzie jest to możliwe, ale taka operacja polega na zapakowaniu motocykla na dwie palety i kosztuje 240 $. Będziemy jechać na dwóch kołach.
Idziemy na śniadanie hotelowe i nawet z niezłym apetytem zjadam kilka potraw. Będzie dobrze.
Zbieramy się powoli, naprawdę powoli, tak powoli, że opuszczamy hotel dopiero o godzinie 15. Zresztą, tak naprawdę, to nie bardzo mamy ochotę opuszczać chłodne wnętrza hotelowe, kiedy temperatura na zewnątrz przekracza 40 stopni, a po pewnym czasie dochodzi do 43 stopni. Po opuszczeniu hotelu, gorące powietrze zatyka i parzy w gardło, nie ma czym oddychać, czujesz się tak, jakbyś wszedł do gorącego piekarnika. Cóż jednak mamy robić ? Trzeba jechać dalej, bo przed nami jeszcze szmat drogi.
Jechać … jakie to proste, wsiąść na motor i jechać. Okazuje się jednak, że dla mnie nie jest to tak oczywiste. Czemu ?
Raczej nie będę tego dokładnie tłumaczył, powiem tylko, że najgorzej jest ze znalezieniem właściwej pozycji na siedzeniu, usadowienie się tak, żeby nie bolało. Potem tylko jechać, jechać nie wiercąc się za bardzo na siedzeniu.
A ja nie wziąłem mojej baranicy, było by trochę przyjemniej.
Lecimy więc … nic się nie dzieje … lecimy … temperatura 43*
Jednak, nie jest ze mną tak dobrze, jak myślałem rano. W żołądku cały czas armagedon. Strach puścić bączka … nie wiesz czy już się zes...eś, czy jeszcze nie. Dobrze, że co jakiś czas przy trasie widzimy parkingi z kibelkiem … odwiedzamy wszystkie.
Moje elektrolity w butelce mają paskudny smak i temperaturę znacznie wyższą niż zalecana, ale muszę być twardy, popijam przy każdej okazji, nawet w czasie jazdy.
Stacja … tankujemy … wewnątrz przyjemny chłód od pracujących klimatyzatorów. Wprawdzie nie możemy tam zanocować, ale godzinna drzemka pod ścianą dobrze mi robi.
Lecimy …
Dzisiaj dużo kilometrów nie zrobimy. Powoli robi się ciemno, jesteśmy w okolicach Shieli, więc widząc duży budynek z napisem „gostinica”, zjeżdżamy bez wahania.
Hotel, raczej nie jest często odwiedzany, wygląda raczej na opuszczony, ale wcale nam to nie przeszkadza, ważne, że w pokoju jest sprawny klimatyzator. Włączamy go natychmiast, żeby wystudzić temperaturę w pokoju przed spaniem, a sami idziemy na kolację do lokalu obok.
Ja zamawiam rosół z baraniny i dwa jajka na twardo, a potem kąpiel i do łóżeczka.
Dystans 270 km. Temperatura 43 *
Drugi dzień sraczki.
Wstajemy póżno. Po zażyciu leków, czuję się jakby lepiej. Troszkę rzadziej zaglądam do kibelka, a i samopoczucie lepsze. Chyba będzie dobrze. Jeżeli ktoś jest ciekaw, co pani doktor mi zaordynowała, to już piszę. Paracetamol i Regidron Bio A i Regidron Bio B, przy czym, z Regidronu należy przygotować roztwór, rozpuszczając składnik A i B w przegotowanej wodzie i popijać systematycznie do ustąpienia objawów. Wskazane jest, żeby przygotowany roztwór, przechowywać w temperaturze 2 - 8 stopni. Nieżle, ale jak utrzymać taką temperaturę na stepie ?
Jak mówiłem wcześniej, Max zajmuje się wszystkim, przynosi mi owoce, napoje, słodycze i kiedy ja odpoczywam w łóżku, on próbuje zorganizować nam transport kolejowy do Uralska. Wprawdzie jest to możliwe, ale taka operacja polega na zapakowaniu motocykla na dwie palety i kosztuje 240 $. Będziemy jechać na dwóch kołach.
Idziemy na śniadanie hotelowe i nawet z niezłym apetytem zjadam kilka potraw. Będzie dobrze.
Zbieramy się powoli, naprawdę powoli, tak powoli, że opuszczamy hotel dopiero o godzinie 15. Zresztą, tak naprawdę, to nie bardzo mamy ochotę opuszczać chłodne wnętrza hotelowe, kiedy temperatura na zewnątrz przekracza 40 stopni, a po pewnym czasie dochodzi do 43 stopni. Po opuszczeniu hotelu, gorące powietrze zatyka i parzy w gardło, nie ma czym oddychać, czujesz się tak, jakbyś wszedł do gorącego piekarnika. Cóż jednak mamy robić ? Trzeba jechać dalej, bo przed nami jeszcze szmat drogi.
Jechać … jakie to proste, wsiąść na motor i jechać. Okazuje się jednak, że dla mnie nie jest to tak oczywiste. Czemu ?
Raczej nie będę tego dokładnie tłumaczył, powiem tylko, że najgorzej jest ze znalezieniem właściwej pozycji na siedzeniu, usadowienie się tak, żeby nie bolało. Potem tylko jechać, jechać nie wiercąc się za bardzo na siedzeniu.
A ja nie wziąłem mojej baranicy, było by trochę przyjemniej.
Lecimy więc … nic się nie dzieje … lecimy … temperatura 43*
Jednak, nie jest ze mną tak dobrze, jak myślałem rano. W żołądku cały czas armagedon. Strach puścić bączka … nie wiesz czy już się zes...eś, czy jeszcze nie. Dobrze, że co jakiś czas przy trasie widzimy parkingi z kibelkiem … odwiedzamy wszystkie.
Moje elektrolity w butelce mają paskudny smak i temperaturę znacznie wyższą niż zalecana, ale muszę być twardy, popijam przy każdej okazji, nawet w czasie jazdy.
Stacja … tankujemy … wewnątrz przyjemny chłód od pracujących klimatyzatorów. Wprawdzie nie możemy tam zanocować, ale godzinna drzemka pod ścianą dobrze mi robi.
Lecimy …
Dzisiaj dużo kilometrów nie zrobimy. Powoli robi się ciemno, jesteśmy w okolicach Shieli, więc widząc duży budynek z napisem „gostinica”, zjeżdżamy bez wahania.
Hotel, raczej nie jest często odwiedzany, wygląda raczej na opuszczony, ale wcale nam to nie przeszkadza, ważne, że w pokoju jest sprawny klimatyzator. Włączamy go natychmiast, żeby wystudzić temperaturę w pokoju przed spaniem, a sami idziemy na kolację do lokalu obok.
Ja zamawiam rosół z baraniny i dwa jajka na twardo, a potem kąpiel i do łóżeczka.
Dystans 270 km. Temperatura 43 *
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
-
- miejski lanser
- Posty: 384
- Rejestracja: 15.12.2009, 20:26
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Tarnów
- Kontakt:
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
My Joker byliśmy skąpi, ale dzięki temu zwykle wystarczyło pokazanie pustych portfeli i ściemnianie, że płacimy kartami.joker pisze:Gdzieś przed Szymkentem … kolejny zonk, policja nie wiemy za co ...
Max idzie negocjować i po chwili wraca … możemy jechać.
Max załatwił sprawę całkiem niekonwencjonalnie, ale niech sam opowie jak to zrobił.
To opowiedz jak to zrobiłeś ?? ?
-
- zgłębiacz wskaźników
- Posty: 45
- Rejestracja: 27.11.2016, 17:07
- Mój motocykl: XL700V
- Lokalizacja: Zgierz
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Świetna relacja ,szacunek dla Was za odwagę i chęc podzielenia się przeżyciami. Takie opowieści mobilizują ludzi do działania.
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Pisz Henry bo fajnie się czyta i czytać sie chce
WSK125-X2,WSK175,JAWA typ23 JAWA typ20-X2, ROMET KADET-X2, ROMET OGAR-X2, KOMAR-X2, MOTORYNKA.
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Gdybym wiedział, że tak będziecie to odbierać, to chyba bym nie pisał tej relacji Jakie "mobilizują" ... ja nie chcę nikogo mobilizować, wręcz przeciwnie.Robert Linde pisze:Świetna relacja ,szacunek dla Was za odwagę i chęc podzielenia się przeżyciami. Takie opowieści mobilizują ludzi do działania.
Myślicie, że to wszystko jest zmyślone czy co ? Ale nie, wy myślicie, siedząc sobie wygodnie przed monitorem, że to wspaniała przygoda i wszyscy zazdroszczą bo chcieli by coś takiego przeżyć. Zaręczam, ze sraczką w czterdziestostopniowym upale na stepie, nie będzie Wam tak wesoło
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 0 gości