Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Relacja z Afrykańskiego forum, ale jako trampkarz (na xt660:)) postanowiłem relacje, pisaną przez Emka prowodyra wyjazdu, wrzucić też tutaj.
No to zaczynamy

Pomysł wyjazdu w Pamir zrodził się w mojej głowie w połowie zeszłego roku. Na tamten czas był absurdalny bowiem ani nie miałem odpowiedniego do takiej podróży motocykla jak również doświadczenia w dalekich wyprawach. Mimo że trochę świata objechałem to terenówką ale o wyprawach motocyklowych jedynie czytałem jarając się relacjami Sambora, Piasta, Herniego i innych.

No ale niestety albo stety już tak mam że jak coś zaplanuję to brnę do celu więc zacząłem od wrzucenia info na forach o moim planie w celu znalezienia towarzyszy podróży. Motocykl do wyjazdu miałem wstępnie pożyczyć ale okazało się że pojawiła się nowa Afryka i zapadła szybka decyzja o zamówieniu motka.

Po mojej zajawce na forach motocyklowych dość szybko zgłosił się Michał, który nastawiony był na wyjazd na 100% uzależniając go wyłącznie od otrzymania urlopu w robocie. Jakiś czas potem odezwał się Nynek również zainteresowany wyjazdem. W taki sposób drużyna została wyłoniona. Zaczęliśmy pomału ogarniać wizy, planowaliśmy trasę i ogarnialiśmy wszystkie pozostałe formalności.
Ustaliliśmy że ruszamy 10 czerwca a plan zakładał wyjazd z kraju przez Białoruś, Rosję, Kazachstan, Kirgistan do Tadżykistanu. No ale do rzeczy.

Proszę nie rechotać gdyż doświadczenia w pisaniu relacji z wyjazdów mi brak więc będzie jak będzie.

Dzień 1
10 czerwca 2016

Postanowiliśmy spotkać się w gospodarstwie agroturystycznym w miejscowości Neple położonej niedaleko przejścia granicznego w Terespolu tak aby bez konieczności dojazdu z samego rana wjechać na Białoruś i do wieczora dotrzeć do granicy rosyjskiej na nocleg gdyż ruskie wizy mamy ważne dopiero od 12 czerwca. Jako że mam najbliżej na miejsce docieram pierwszy mijając po drodze wielokilometrową kolejkę tirów. Loguję się na bazę i w oczekiwaniu na chłopaków gotuję pomidorówkę z torebki. Czas mija i po 2 godzinach słyszę jak podjeżdża Michał Tenerką. Jest dobrze.W międzyczasie dzwoni Nynek z informacją, że w Kielcach dopadło go oberwanie chmury i będzie za kilka godzin bo musi trochę przeczekać.

Jedziemy z Michałem zatankować i po drodze zajeżdżamy pod pałacyk z restauracją. Oczywiście zamknięte jednak dzwonię domofonem i brama się otwiera. Miłe Panie informują nas że szykują się do wesela, które ma mieć miejsce jutro i możemy do jedzenia dostać "tylko" kaczkę z kaszą i warzywami z czego oczywiście korzystamy. Po posiłku walimy do pobliskiego Janowa zatankować, zaczyna dość mocno padać i wieje porywisty wiatr jednak po chwili wszystko się uspokaja i dojeżdżamy na miejsce. Tankujemy i robimy zakupy na kolację i jutrzejsze śniadanie. Wracamy do agro, w którym się zatrzymaliśmy.

Nynek w końcu dojeżdża cały przemoknięty więc suszenie, kolacja, piwko i walimy w kimę coby z rana zaatakować granicę białoruską.
Tak więc ruszamy w składzie:
Emek - AT
Nynek - Viadro
Michał - Tenerka
Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Dzień 2
11.06

Terespol - Granica białorusko - rosyjska

Wstajemy o 6.00, wrzucamy coś na śniadanie i o 8 meldujemy się na granicy. Po naszej stronie szybkie formalności, przekraczamy most na Bugu i zaczyna się walka z białoruską granicą.
Obrazek
Najpierw dostajemy jakieś kwity i kartę migracyjną. Wypełniamy kwity i podjeżdżamy na kontrolę celną. Nikomu się nie spieszy a dziś mamy zamiar dojechać do granicy z Rosją i tam spędzić noc nad Dnieprem gdyż wizy rosyjskie mamy dopiero od jutra. W końcu po jakimś czasie pojawia się celnik i każe nam załatwić formalności w budynku.

Tam milutka Pani wypełnia nam kwity (wriemiennyj wwoz) za co kasują nas bodaj 10 dolców od łba. Z kwitami wracamy do celnika, który każe nam otwierać bagaże. Atmosfera miła i przyjazna choć dostajemy kota bo wszystko strasznie się wlecze. W końcu już mamy ruszać jak Białorusin dostrzega opony przyczepione na gmolach Nynkowego wiaderka. Pyta czy nowe. Nynek bez namysłu wypala że stare na co celnik, że w takim razie musi je zostawić gdyż starych opon na Białoruś wwozić nie wolno.

Długo tłumaczymy i przekonujemy że opony jednak są nowe na co w końcu Białorusin przymyka oko i możemy gonić dalej. Sukces.



Omijamy Mińsk i na kolejnej stacji spotykamy białoruskiego motocyklistę (trampki, dżiny) na FZ6. Życzy nam powodzenia i zachęca do odwiedzenia Mińska. Niestety nasz plan tego nie przewiduje a mimo że mamy do zrobienia tylko 600 km idzie opornie głównie z powodu pogody.

Nieco później pogoda się klaruje i pod ruską granicą jesteśmy ok 18.00 a warunki znacznie się poprawiły. Średnia prędność przez Białoruś wychodzi nam ponad 100 km/h więc jest nieźle.

Kupujemy żarcie i browarki na Łukoilu i uderzamy nad Dniepr na biwak.

Obrazek
Obrazek

Biwak jest koło cmentarza i małego jeziorka. Po drodze Nynkowi w kufrze wybucha browar, który kupiliśmy robiąc sporo bałaganu w betach ale w końcu jesteśmy na miejscu.

Obrazek


Michałowi zaczyna szwankować ładowanie w Tenerce i zabiera się za demontaż reglera. Rozbijamy namioty, uruchamiamy ognisko i przy piwku i herbacie bierzemy się za kolację. Jest chłodno i wilgotno a chmury nad nami nie wróżą nic dobrego.

Walimy w kimę z planem coby jutro dojechać do Władmira jakieś 150 km za Moskwą.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Zrobione 600 km.
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Dzień 3

Granica białorusko - rosyjska - Włodzimierz

Wstajemy rano. Jest mokro, zimno i wiszą nad nami czarne chmury. Wpinam membrany dodatkowo wciskając się.w kalesony bo temperatura spadła do 8 stopni. Szybkie śniadanie i w drogę. Okazuje się że plan przejazdu przez Białoruś się.sprawdza bowiem granicy z Rosją w zasadzie nie ma. Tylko tiry przechodzą kontrolę a cała reszta po prostu jedzie dalej, żadnej kontroli.
Zaczyna padać i to dość mocno. Postanawiamy się zatrzymać i wrzucić drugie śniadanie a w zasadzie to głównie się.ogrzać bo pada i to mocno. Wrzucamy solankę i śledzika i poprawiamy naleśnikami.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nie mamy zbytniej ochoty opuszczać cieplutkiego lokalu ale czas w drogę.
Deszcz ciągle pada i jest cholernie zimno. Zatrzymujemy się na jak się wydawało opuszczonej stacji benzynowej aby napić się ciepłej kawy. Odpalamy kuchenkę tuż przy dystrybutorze a jak się okazuje stacja działa i w środku siedzi kobieta, na której nasze gotowanie nie zrobiło najmniejszego wrażenia. Okazuje się też że Nynkowe obuwie nie sprawdza się w takich warunkach i należy je szybko reanimować. czynimy to niezastąpionym w takich sytuacjach Powertapem.

Obrazek
Obrazek

Jest dobrze ale przeprawa przez Moskwę dopiero przed nami. Kilkadziesiąt kilometrów przed Moskwą ruch mocno gęstnieje są światła i coraz więcej aut. Chcemy dojechać do MKADu i wylecieć na Niżny Nowogrod. Oczywiście gubimy drogę. Zatrzymuję się zapytać lokalesów o drogę i z tego wszystkiego zapominam rozłożyć stopkę. Afra wali się na mnie ale Nynek stojący obok przytomnie chwyta za gmole i udaje się utrzymać Afrykę w pionie. W końcu udaje nam się wjechać na MKAD z tym że navi głupieje.
Stajemy na stacji i pytamy tubylców w którą stronę tym MKADem mamy walić. Rosjanin odpowiada że w zasadze nie ma to znaczenia gdyż wylatujemy na Niżny a to prawie tyle samo w obie strony więc jak nam pasuje to w lewo a jak nie to w prawo. Na jedno wyjdzie. Lecimy w prawo.
Gonimy ale MKAD to masakra pasów tyle ile potrzeba 6,8,10,12 w zależności od fantazji kierowców. Choć jest bardzo gęsto to ruch jest w miarę płynny ale nie mam odwagi jechać pomiędzy autami cały czas ktoś zmienia pasy a tutaj niezbyt się zwraca uwagę na motocyklistów choć lolakes na ścigu poszedł pomiędzy samochodami pełnym ogniem.
W końcu udaje nam się wyjechać na właściwą drogę na Niżny więc zatrzymujemy się w McDonaldsie na żarcie coby nie tracić zbyt dużo czasu na posiłek. Po chwili znów jesteśmy w drodze i opuszczamy stolicę Rosji.
Po drodze dostaję jeszcze zjebę na stacji za tankowanie motocykla siedząc na nim. Przepisy tego zabraniają (Shell). Dodam że na Shellu w Rosji można najpierw zatankować a potem zapłacić - to jeden z nielicznych wyjątków.

Obrazek

Na przemian pada deszcz i wychodzi trochę słońca. Przejazd przez Moskwę dał nam w dupę i czujemy się mocno zmęczeni. Do tego ciuchy mokre. Po drodze zauważyłem reklamę hotelu we Włodzimierzu „Russkaja Dieriewnia”. No fajnie by było się wysuszyć i odpocząć na wyrku.
Robi się szaro i dość wolno zbliżamy się do Władimira. Docieramy szarówką. Szukając noclegu najpierw nacinamy się na hotel robotniczy a że jesteśmy przemoczeni, zmoknięci i głodni a obiekt nie ma parkingu, nie ma żarcia a łazienka gdzieś niby jest. Ciut dalej po drugiej stronie ulicy jest kolejny obiekt. To właśnie hotel, którego reklamę widziałem.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Idę zagadać do recepcji. Cena kosmiczna 120 pln od łba. Bierzemy, w cenie śniadanie i strzeżony parking. Dostajemy wielki apartament z wanną. Można się.w końcu zagrzać bo aura spuściła nam wpierdol straszny dzisiejszego dnia. Szybka kąpiel i ruszamy na drugą stronę ulicy do ormiańskiej knajpy na kolację i piwko.

Obrazek

Żarcie zajebiste, piwko równie dobre.
Obrazek

Ok 10 lądujemy w łóżkach. Jutro ciężki dzień, planujemy dojechać do Kazania. Zasypiamy niemal natychmiast. Najechaliśmy 680 km.
Ostatnio zmieniony 10.10.2016, 18:20 przez coreball, łącznie zmieniany 1 raz.
Neo
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 155
Rejestracja: 17.10.2015, 22:20
Mój motocykl: nie mam motocykla

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: Neo »

Konto zamknięte na stałe.
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Dzień czwarty

Włodzimierz - Kazań

Pobudka o 6.00. Spokojnie ubieramy się i walimy na wliczone w cenę pobytu śniadanie. Wybór dań spory, wszystko smaczne i świeże. Czas ruszać. Szybko ładujemy się na motki i ruszamy w kierunku Kazania. Rano jedzie się znakomicie. Nie pada, temperatura optymalna więc nawijamy kilometry. Typowy dzień drogi. Zatrzymujemy się.na tankowanie i małe co nieco.
Po drodze mijamy masę fotoradarów, którymi na szczęście nie musimy się zbytnio przejmować.
W Rosji chyba policja nie zajmuje się łapaniem kierowców na radar. Radary są ustawiane przy drogach przez ludzi, którzy kimają gdzieś w krzakach w aucie a sprzęt robi robotę.
Rosyjscy kierowcy ostrzegają przed takimi sytuacjami migając światłami.
Ogólnie miałem całkiem inny (raczej negatywny) obraz ruchu na rosyjskich drogach bazujący na youtube. Tymczasem rosyjscy kierowcy jeżdżą moim zdaniem świetnie. Ruch jest płynny a prawie na każdym skrzyżowaniu włączający się do ruchu pojazd ma własny pas więc nie zajeżdża drogi tylko płynnie włącza się do ruchu.
Jakieś 150 km od Kazania droga zrobiła się mało przyjemna, po drodze był wypadek, który ominęliśmy jednak jazda nie była już tak płynna ale w miarę szybko posuwaliśmy się do przodu. Jakieś 100 km przed Kazaniem stwierdziliśmy, że zrobimy zakupy i przegnamy za Kazań gdyż omija do obwodnica. Zatrzymaliśmy się przy trasie. Chłopaki zostały przy motocyklach a ja pognałem przejściem podziemnym na drugą stronę.ulicy do sklepu po prowiant. Po powrocie już z daleka widzę że chłopaki coś podejrzanie pochylają się nad przednim kołem Viaderka. Okazuje się że lewa laga wyrzygała olej, który cieknie po zacisku i oponie. Nie jest dobrze. Jest już późno więc decydujemy się na poszukanie miejsca na biwak w okolicy Kazania coby od rana rozpocząć poszukiwania warsztatu, który pomoże nam ogarnąć zawias w Nynkowym Viaderku. Dojeżdżając do Kazania wiem, że nie będzie łatwo.
To ogromny gorod położony nad Wołgą, grubo ponad milion ludzi.
Wołga jest piękna i ogromna.
Zjeżdżamy z obwodnicy w kierunku lasu, który dostrzegamy po lewej stronie. Michał na swojej navi widzi jakąś rzeczkę i postanawiamy dotrzeć do wody i rozbić namioty. Droga przez las ciągnie się kilka kilometrów. W końcu wyjeżdżamy z lasu i skręcamy w polną ścieżkę, jedziemy z 2 kilometry i docieramy do „rzeki” która okazuje się wyschniętym strumieniem. Trudno, wody nie ma ale miejsce spokojne i urokliwe z tym że komary nie dadzą nam spokoju o czym przekonujemy się ledwie zdjęliśmy kaski. Ale nie jest źle. Wysyłam wiadomość do PL coby ogarnąć jakiś warsztat w mieście. Dostaję namiar na serwis Hondy, co prawda samochodowy ale może uda się tam czegoś dowiedzieć. Ewentualnie złapiemy lokalesa na moto coby wskazał odpowiednią ścieżkę do serwisu motocyklowego. Taki przynajmniej był plan.

Siedząc wieczorem przy ognisku zauważyliśmy że tempem, które mamy nie uda nam się dostać do Kanionu Szaryńskiego w zakładane 7 dni. Nasze dzienne przebiegi są za małe. Powodem jest zmiana czasu czy też inaczej jadąc na wschód słońce spada wcześniej. Uznaliśmy że jedyną opcją jest wstawać o świcie a nie o konkretnej godzinie bowiem brakuje nam dnia. Jutro ostatni raz wstajemy o 6.00 a od kolejnego pobudka o 4.00
Po setce wiśniówki z Nynkowych zapasów zagryzionej suszoną wołowiną i spać.
Jutro zapowiada się ciężki dzień.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zrobione ok 650 km
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Jedziemy dalej
Dzień 5


Słońce wygania mnie z namiotu ok 4.00. Wychodzę się odlać i widzę że ok 100 m od naszego obozu stoi samochód i koleś paląc fajkę przygląda się naszemu biwakowi. Mam lekkiego nerwa ale po chwili gościu odjeżdża. Kręcę się.trochę.po okolicy i w końcu budzę chłopaków bo dzień krótki a roboty pewnie będziemy mieć sporo. Szybkie śniadanko i w drogę. Wjeżdżamy na stację coby w szynomontażu podpytać o serwis motocyklowy. Oczywiście nikt nic nie wie więc wjeżdżamy do Kazania i kierujemy się na serwis Hondy. Kazań to duże miasto, naprawdę duże. W końcu wbijamy się na główną ulicę gdzie widzę po drugiej stronie ulicy salon motocyklowy. Cholera nie ma gdzie i jak zawrócić ale jedziemy dalej i znajdujemy nawrotkę. Wbijam się do serwisu ale okazuje się, że chłopaki golą kosiarki.
Co prawda motocykle też sprzedają ale serwisu tutaj nie ma. Kierują nas 300 metrów dalej - tam jest serwis. Idę z buta bo nie ma jak zawrócić a jak się okaże że tam lipa to znów trzeba będzie krążyć. Po drodze mija mnie koleś na rowerze, który wcześniej rozmawiał z chłopakami i proponuje że mnie zaprowadzi do serwisu. Zachodzę na miejsce i okazuje się że serwis jest ale mechanik będzie dopiero o 9.00. Podjeżdżajcie. Wracam do chłopaków. Jest przed 9.00 a słońce napierdala tak że pot płynie ze mnie potokiem. Znów jazda kilka kilometrów coby nawrócić mimo że w linii prostej mamy na miejsce 200-300 metrów. Jesteśmy na miejscu. Spotykamy motocyklistę, który też czeka na otwarcie i mówi że jak tu nie da rady to chętnie pokaże nam drugi serwis który specjalizuje się w motocyklach bo w tym jest wszystko - skutery, quady, motocykle. W końcu wychodzi szef serwisu i zaprasza nas na tyły do warsztatu z którego wychodzi chłopiec (mechanik). Mlaska, pali fajkę , ogląda i już wiem że ten gość nam nie pomoże skoro naprawa uszczelniacza to według niego cały dzień roboty a i tak samego uszczelniacza nie mają. Mimo wszystko chłopaki bardzo chcą nam pomóc wykonują wiele telefonów i w końcu kierują nas do warsztatu Moto-Region, który po wyjaśnieniach telefonicznych zapewnia że jak podjedziemy to przyjmie nas bez kolejki i motocykl naprawi. Jedziemy.
Trochę kluczymy ale w końcu w otwartych drzwiach warsztatu wita nas uśmiechnięty Andriej. Wbijamy do środka jest przyjemnie chłodno, kawa, herbata co chcecie.
Gościmy się a Andriej zabiera się za robotę

Obrazek
Obrazek
Nynek dostał szału bo ponoć motocykl miał być dopieszczony na wyjazd. Olej w lagach wymieniony…
Ale chyba nie był.
Obrazek
Obrazek

Nynek zostaje a my z Michałem gonimy wymienić kasę i kupić coś do żarcia. Po powrocie okazuje się że przy okazji Andriej wymieni również Anaki na Mitasy w Viaderku coby później nie tracić już czasu na szynomontażu.

Diagnoza Andrieja jest prosta - uszczelniacz jest ok to lagi są krzywe ale zrobi się tak żebyście objechali. Spędzamy w warsztacie następnych kilka godzin. Niezły folklor tam panuje bo oprócz warsztatu chłopaki sprzedają też motocykle, głównie Harleye i co chwila odpalają każdego z nich i wyprowadzają na krótką przejażdżkę po mieście. Hałas jaki generują motocykle jest taki że włączają się alarmy w zaparkowanych w pobliżu samochodach.
Do warsztatu co chwila ktoś podjeżdża. Chłopaki gadają, oglądają maszyny, wizyty w większości towarzyskie.

Zdziwienie nasze budzi koleś który przyprowadza nowiuśką Jawę 350.
Obrazek
Andriej ma ciekawe motto w swoim warsztacie.

Obrazek

W końcu laga na miejscu i jej dokręcenie Andriej zleca młodemu chłopakowi (chyba praktykant) co okazuje się nieszczęśliwym pomysłem o czym dowiemy się na biwaku.
Wyjeżdżamy z Kazania. Szybki obiad i gonimy dalej chcąc uratować choć trochę z i tak straconego dnia. Zaczyna się ściemniać więc szybko szukamy miejscówki na nocleg. Zjeżdżamy z głównej drogi bo widzę rzekę na GPS, która okazuje się ściekiem z wydeptanymi śladami krów i mnóstwem komarów. Spadamy stąd i jakiś kilometr za wsią Stiepanowka znajdujemy kępę krzewów jakieś 50 metrów od drogi. Nie mamy ani czasu ani ochoty szukać dalej. Zostajemy.
Na miejscu komary mordercy i wysokie trawy. Rozpalamy ognisko i walimy piwko debatując nad dzisiejszym dniem. Postanawiamy wyruszyć max o 6.00 w dalszą drogę. Michał, któremu wszystko wpada w oko dostrzega że laga w Viaderku wystaje z mocowań o dobre 10 cm. k***a gówniarz nie dokręcił i laga na wybojach poszła do góry i oparła się o kierę. Znowu jutro w pierwszej kolejności musimy zająć się motkiem Nynka. Ognisko, piwko i kima. Jutro musimy nadgonić.a jeszcze czeka nas naprawa lagi.

Obrazek
Obrazek

Zrobione 330 km.
Awatar użytkownika
bartekk
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1450
Rejestracja: 28.10.2011, 07:54
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: wrocław - radwanice

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: bartekk »

Nu dawaj, dawaj tawariść. Bystriej.
W życiu są rzeczy ważne i .... ważniejsze.
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Wstajemy o 4.00 i jak zwykle śniadanie i ok 6.00 jesteśmy już na szlaku. Dziś.ambitny plan zakłada dotarcie do Troiska i nocleg na granicy z Kazachstanem. Mamy do zrobienia ok 750 km ale w pierwszej kolejności musimy załatwić sprawę wystającej lagi w Nynkowym Viaderku. Stajemy przy pierwszym szynomontażu ale coś kolesia nie ma a i do pomocy jakoś niezbyt skłonny był jak już się.pojawił. Stawiamy viadro na pniaku i Nynek w kilka minut załatwia problem wystającej lagi. Możemy gonić dalej. Podczas tankowania Ufie zapytany o czas policjant mówi że jest 12.30 choć minęło zaledwie kilka godzin odkąd ruszyliśmy.
Tankujemy i odpoczywany na stacji benzynowej w Ufie.
Obrazek

Lecimy przedgórzem Uralu i krajobraz mocno się.zmienia. Pojawiają się.pagórki i droga staje się mocno kręta. Sporo też robót drogowych z mijankami, które sprawnie omijamy poboczem. W końcu zatrzymujemy się.przy drodze na mały popas ale knajpa nie budzi zaufania i postanawiamy wrzucić jedynie zupę a na większą szamę zatrzymać się dalej. W barze przypałętuje się.lekko podchmielony tubylec i czas mija na pogadankach o niczym. Lecimy dalej. W końcu zmęczenie daje znać o sobie i zaczynam powoli wypatrywać miejsca na posiłek i dłuższy odpoczynek. Michał jedzie pierwszy i mija dość spory parking po prawej stronie. Ja z Nynkiem zatrzymujemy się.i okazuje się.że to znane z wielu fotografii miejsce ze znakiem gdzie zaczyna się Azja.

Obrazek
Obrazek

Michał zawraca i wkrótce do nas dołącza. Robimy foty i pakujemy się.do knajpy na obiad. Chłopaki wrzucają żarkoje a ja pierogi. Odpoczywamy przed knajpą zbierając siły przed ostatnim etapem czyli granicą.kazachską. Późnym wieczorem dojeżdżamy do Troiska. Wpadamy do pierwszego lokalu po drodze do Kustanai i okazuje się.że jest to gostinica z popasem i strzeżonym parkingiem dla TIRów. Pytam o nocleg i jest tylko dwójka, którą bierzemy jako trójkę.

Obrazek

Prysznic jest, kibel jest. Jest OK. Jest nawet Wi-Fi i szansa pogadać z rodziną przez interniety. Spotykamy też polskich kierowców, którzy dają nam dobre rady odnośnie Kazachstanu. Gdzie po drodze dobrze zjeść i gdzie wymienić kasę. Przestrzegają przez policją która lubi tam czychać na turystów. Słowa te okazują.się.prorocze o czym przekonaliśmy się.w kolejnych dniach. Na kolacje mamy piwko i bułeczki z nadzieniem. Robimy szybkie pranie i walimy w kimę. Nynek na ochotnika przytula glebę.
Jutro Kazachstan. Zjechaliśmy jakieś 750 km

Uzupełniając informacje odnośnie Rosji bo zaraz wjeżdżamy do Kazachstanu dodam tylko że w Rosji bez większych problemów na stacjach paliw można płacić kartami. Oczywiście poza nielicznymi wyjątkami należy najpierw zapłacić a następnie zatankować. Przy płatności kartą i "niedotankowaniu" zakładanej ilości na kartę zwracają różnicę. Tak samo jest jak płacimy gotówką.
Ponadto regulaminy części stacji paliw wymagają aby motocyklem do dystrybutora podjeżdżać na wyłączonym silniku a odjeżdżając odprowadzić motocykl przed odpaleniem 15 metrów od dystrybutora. Nie wolno tez tankować siedząc na motocyklu (na części stacji).
To tak informacyjnie bo zjebę kilka razy dostaliśmy.
W Rosji wymiana walut odbywa się wyłącznie w bankach.
Wjeżdżając na teren ruskiego sojuza wypełniamy wriemiennyj wwoz. Dokument ten jest bardzo ważny i zgubienie go może skutkować problemami. Wriemiennyj wwoz wydaje się czasowo. Z reguły na okres trwania wizy ale bez problemu wystawiają na dłuższe okresy. Należy o to poprosić.
Serwis motocyklowy to rodzynek. W takim Kazaniu były 2 w tym 1 który miał pojęcie. Szynomontaże czyli nasza wulkanizacja jest wszędzie.
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Dzień 7
Troisk - zadupie w polach

Wstajemy wcześnie ale tym razem nie zrywamy się o świcie bo około 8.00 chcemy zaatakować granicę. Spokojnie spożywamy śniadanie, pakujemy cały bałagan na motocykle i ruszamy w kierunku Kazachstanu. Podjeżdżamy do granicy, strona rosyjska kulturalnie, miło i szybko, gorzej z kazachską dostajemy jakieś kwity i kartę migracyjną. Dalej na cło. Nynek idzie na wystawkę (kufry zdecydowanie łatwiej się otwiera moje i Michała bagaże musimy potem mozolnie troczyć co motocykli) i otwiera kufry a nas z Michałem już lecą bardzo pobieżnie. Jesteśmy w Kazachstanie. Stajemy tuż za granicą wykupić strachowki i znowu spotykamy kolegów w Tirach poznanych w hotelu. Razem ubezpieczamy pojazdy i gonimy dalej. Michałowi cały czas coś szwankuje z ładowaniem. Raz jest prawidłowo a za chwilę już niezbyt. Winnego namierzyliśmy już dawno (styki we wtyczce) ale mimo prób nie udało się załatwić sprawy definitywnie.
Dojeżdżamy do Karabałyk gdzie wymieniamy kasę i gonimy do polecanej przez chłopaków knajpy w miejscowości Fiodorowka. Nie zawiedliśmy się płow przepyszny, generalnie najlepszy jaki jedliśmy na całej wyprawie.

Po posiłku Michał zwów próbuje reanimować styki w reglerze.
Obrazek

Sporo robactwa lata po Kazachstanie.
Obrazek

Podjeżdża kazachski motocyklista z wielką chęcią niesienia pomocy ale dziękujemy i wymieniamy uprzejmości. Swoją drogą gość na ścigu w japonkach i krótkich spodenkach. Motki ogarnięte więc ruszamy dalej. Oczywiście zaraz za Kustanai pierwszy zonk z policją 90,70,50,30 i krzyżówka. Jadę pierwszy i zwalniam jak tylko się.da bo widzę już.policję. Zatrzymują nas. Okazuje się, że jechałem 43 na 30. k***a chłopie nic tu nie ma. Gadka szmatka, pytam czy sztraf będzie. Nie będzie. Wypełniają 30 stron papierów każą nam złożyć 25 podpisów po kilka na każdej stronie i możemy jechać dalej. Fajnie tylko na wypełnienie tych papierów przy 3 motocyklach tracimy godzinę.

Obrazek

Później jeszcze kolejną na kolejnej kontroli jak próbujemy zatankować a że stacja nieczynna z powodu braku prądu nawijam z powrotem i daję trochę.w palnik 84 na 60. k***a. Akcja taka sama protokoły miła atmosfera i bez mandatów.
Nie jest źle ale straty czasu na spotkania z Policją są ogromne.Droga robi się coraz gorsza żeby nie powiedzieć dramatyczna. Dziury jak leje po bombach, poprzeczne wycinki, szuter , odcinki bez czarnego, do tego wiatr i upał. Jedzie się kiepsko. Lecimy dalej i w końcu poddajemy się. Widzę rzekę i zjeżdżamy na łąkę nad rzeczką. Właściwie to biwakujemy przy wodopoju przy małym rozlewisku. Jest ładnie komary atakują ale nie tak zajadle jak w Rosji. Postanawiamy zmienić taktykę i jechać dłużej bez przerw bo obawiamy się, że nasze tempo jest zbyt słabe. Postanawiamy zerwać się rano i przelecieć ile się da.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Przejechane 530 km.
Na tym noclegu pozaginałem resztki nadpalonego styku i problem z ładowaniem został definitywnie rozwiązany :smile:
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Jedziemy dalej.

Zgodne z wczorajszymi ustaleniami zrywamy się.o świcie i o 6.00 jesteśmy już w drodze. Idzie nam znakomicie. Jedzie się.świetnie i o 8.30 stajemy zatankować po przejechaniu 250 km. Fajka, siku i ogień dalej. Kolejny etap to powtórka z rana ale już nie idzie nam tak znakomicie bo słońce pali niemiłosiernie a do tego mocno wieje. Mijamy znaną z relacji kolegów knajpę piramida. Lecimy wzdłuż.jeziora i pojawiają się.stragany z wędzonymi i suszonymi rybami. Kupujemy 2 sztuki zażarcie zbijając cenę. Przystanek na sikanie i z niepokojem zauważam że jestem mocno odwodniony, mocz ma intensywnie żółty kolor zbliżony do mojej torby Ortleba. Fuck, trzeba coś z tym zrobić. Szybka decyzja, zatrzymujemy się.w cieniu i wlewamy w siebie elektrolity zabrane w saszetkach z PL, do tego słona jak cholera ryba zakupiona u przydrożnego handlarza, uzupełnienie płynów i wszystko wraca do normy. Z nieba leje się.taki żar że nie da się oddychać. Każdy skrawek cienia jest na wagę złota. Tego obawiałem się.najbardziej. Upał daje w kość. Wbrew pozorom najgorszym wariantem jest się rozebrać. Zdecydowanie lepiej jechać w pełnym rynsztunku gdyż pot chłodzi nas podczas jazdy. Jadąc w samej zbroi skóra jest sucha i organizm momentalnie się odwadnia.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Podczas postoju podjeżdżają do nas lokalesi na Uralu.
Obrazek

Jak się.okazuje to rybacy, Kazach i Rosjanin, który mieszka od dziecka w tych rejonach. Oglądają z zaciekawieniem nasze motocykle i sprzęt. Ruski chce zakupić ode mnie rękawice ale tłumaczę mu że nie ma takiej opcji bo mam je jako rezerwę i gdyby się porwały to muszę mieć.w czym jechać. Ruski niestety nie ma pojęcia co to jest i gdzie leży Polska, trochę.mnie zaskoczył bo dotychczas wszyscy byli w miarę.ogarnięci.W końcu wspólne fotki i odjeżdżają. My także ruszamy. Jesteśmy już.zmęczeni, droga zaczyna nas nużyć więc zjeżdżamy na obiad do przydrożnej knajpy. Okazuje się że nie mamy dość kasy na posiłek więc próbuję się.dogadać coby może nam kasę wymienili. Cwana właścicielka proponuje 25000 Tenge za 100 dolarów więc mówię że chyba słońce jej rozum odebrało ale jest nieugięta. Zostawiam chłopaków i jadę na znajdującą się w pobliżu stację.paliw. Tam dogaduję się.z właścicielem sam proponując 30000 Tenge za 100$ co jest 10% niższym kursem niż normalnie. Gość się zgadza i wypłaca pieniądze. OK w końcu możemy udać się.na posiłek. Jemy przepyszne szaszłyki u cwaniary. Po posiłku już mamy opanowane, że musimy porządnie odpocząć coby sen nas nie dopadł na tej nużącej drodze.

Obrazek

Gonimy dalej jest popołudnia i mamy już.za sobą 750 km.
Po drodze mijamy najbrzydsze miasto świata - Karaganda. No może to lekka przesada ale widok wjeżdżając do miasta przeraża. Klimat jak z Madmaxa. Samo miasto już w miarę OK. Rzuca się w oczy ogromny smog jaki wisi nad miastami w Kazachstanie. Te wszystkie stare dymiące auta + przemysł wydobywczy i hutnictwo powodują że smog w Krakowie to pikuś. Pan pikuś.

Obrazek

Przejeżdżamy miasto i walimy dalej w kierunku na Almaty drogą M36.
Kolejne tankowanie i oczywiście zbiera się tłum. Rozmawiam z najważniejszą osobą na stacji - ochroniarzem, pytam czy po drodze uda nam się ustrzelić jakieś miejsce na nocleg z odrobiną wody coby można zmęczone ciało odmoczyć. Oczywiście że jest piękne jezioro. Daleko pytam bo nie widzę na mapie nic w pobliżu. Ciut, ciut Bałchasz za jedyne 250 km. k***a chłopie weź się.ogarnij 250 km to 3 godziny drogi a jest ok 17.00. Dacie radę.odpowiada i stanowczym ruchem odsuwa mnie na bok, kopiąc z buta żmiję, która miała czelność zapuścić się do jego królestwa. Poprawia kamieniem i gad już wie że ten teren jest dla niego mało przyjazny.

Obrazek

Szybka narada z chłopakami bo wszyscy już.mocno zmęczeni. Postanawiamy spróbować dojechać nad Bałchasz co będzie znaczyło przebieg dzienny ponad 1000 km. O dziwo po odpoczynku na stacji jedzie się.nieźle i parę minut po 20.00 docieramy nad jezioro. Po drodze kupujemy chłodne piwko (a jakże). Trochę szukamy drogi prowadzącej bezpośrednio nad wodę i w końcu się.udaje. Jest zajebiście. Szybko rozstawiamy namioty i w końcu możemy się.wykąpać. Woda jest super, wokół kilka namiotów i kamper. Ludzie łowią ryby, klimacik przyjemny a od wody wali miła chłodna bryza, tak że musimy w końcu założyć ciepłe ciuchy. Plan na jutro podobny nawalić kilometrów i dotrzeć do szaryńskiego. To daleko, Będzie ciężko ale po dzisiejszym przelocie mamy nadzieję że jest to możliwe i uda się.dotrzeć na biwak w kanionie.
Jezioro Bałchasz
Obrazek
Obrazek
Jak widać Kazachowie niezbyt przejmują się.ekologią. Śmieci są.wszędzie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Najechaliśmy 1020 km, to największy przebieg na całej naszej wyprawie.
To był dobry dzień.

Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Naginamy.

Ruszamy o 6.00 . Przed wyjazdem przychodzi no nas sąsiad biwakujący z kamperze dopytuje o nową afrę bo sam zamówił starą z Japonii i właśnie czeka na dostawę. Miło się gaworzy ale czas ruszać.
Startujemy, ledwo ruszyliśmy i od razu zonk. Z naprzeciwka mija nas policja, jadę pierwszy i już wiem że za szybko. Z nadzieją patrzę w lusterko czy może pojadą.dalej.
Niestety nie, zawracają. k***a mać, będzie przejebane. 114 km można 100. Chłopie nie wygłupiaj się załatwimy temat. Co proponujesz? Przypominam sobie że mam w camelbaku skitrane scyzoryki kupione w Rossmanie. Żeby nie było to szwajcarski Victorionox. Wrzucam policjantom, którzy długo kontemplują czy aby nie kitajskie więc tłumaczę że tu napisane switzerland że oryginalne i że sam mam taki, wyciągam z kieszeni i pokazuję.
Już widzę że się dogadamy ale kasa, kasa, kasa. Chłopie kasy nie mamy , płacimy kartami, nie mamy gotówki itp. Nie mogę się z dziadami dogadać i idę.porozmawiać z chłopakami. Jednocześnie przypominam sobie rady naszych tirowców coby dać 1000 Tenge w razie draki. Mamy tylko 2000 , szlag, niech będzie.
Podchodzę na cwaniaka daję 2000 Tenge i mówię że to wszystko i odjeżdżamy. Przeszło, możemy jechać dalej ale już.sporo czasu stracone choć.dopiero mamy się.przekonać ile czasu jeszcze stracimy na spotkania z policjantami i ile jeszcze kasy będzie nas to kosztować.
Gonimy dalej. Idzie w miarę gładko do czasu. Znów spotkanie z policją i znów prędkość. Tym razem przekonuję policjantów że my druzja i żeby nas puścili że od tygodnia w drodze itp. Udaje się. Stoimy i zakładamy kaski. W końcu jeden na nas patrzy i dopytuje czy padarak jakiś mamy dla nich. No żesz k***a, Nynek ma jeszcze 2 setki wiśniówki, biorę i daję w prezencie. Lecimy dalej, ujechaliśmy może z 5 kilometrów, ciągła linia, zakaz wyprzedzania a przede mną.TIR.
Nerwa mam bo już mnóstwo czasu stracone na użeranie się z policją.więc biorę.go pod górę. Za górką stop, policja i to tajniacy z kamerami. Ja pierdolę, nie mam już siły.

Sprawa jest trudna a policjanci sztywni jakby kołek połknęli. Mandat w abstrakcyjnej kwocie i zabranie prawa jazdy na rok. W końcu po pół godzinie targów, wkurwieni na maxa załatwiamy sprawę ale niestety nie bezkosztowo.

Nie mam ochoty już prowadzić i proszę chłopaków niech ktoś mnie zmieni na przedzie bo mam pecha. Dojeżdżamy w końcu do Almaty. Stajemy przy sklepie i zaczepiają nas kazachscy podróżnicy plecakowi jadący autostopem. Mówią że widzieli nas wczoraj w Astanie i zastanawiali się.dokąd jedziemy. Szczęka mi opada jak to w Astanie to ponad 1200 km, jak wam się udało tu dotrzeć? Jechali całą noc stopem i spotkaliśmy się.w Almatach. Pomagają mi dogadać się w sklepie bo goście coś.po rusku nie kumają. Pijemy razem wodę i życzymy sobie szczęścia w dalszej podróży. Jesteśmy w Almatach i mamy dotrzeć do kanionu Szaryńskiego, celu naszej dojazdówki. najpierw jeszcze trzeba się.przebić przez miasto, które jest koszmarnie zakorkowane, a temperatura powietrza sięga 40 stopni, asfaltu chyba z 80. Gotujemy się, jest dramatycznie, należy pamiętać że tu nikt miejsca motocykliście nie zrobi , nie są przyzwyczajeni a nie chcemy na chama się.wpychać.Trochę to niebezpieczne a dużo aut zjeżdża na pobocze bowiem w Kazachstanie dość powszechny jest system wzajemnych podwózek. Trudno to nazwać autostopem bowiem ludzie po prostu stoją przy jedni i co chwila ktoś zjeżdża aby zapytać dokąd chcą jechać. Samo miasto jest przepięknie położone, górują nad nim ośnieżone szczyty. Widok jest niesamowity.

Jesteśmy na wylotówce więc zatrzymuję się przy busie z arbuzami. muszę uspokoić nerwy po spotkaniach z policją i mieć świadomość że wieczorem wrzucę arbuza. Takie moje zboczenie. Trzymamy się.przepisów w zabudowanym 60 poza 100 z tym że cały czas zabudowany. Idzie jak po grudzie. Robi się.ciemno. Nie wiemy czy zjechać w krzaki czy pogonić dalej. Mamy już ponad 700 km zrobione a do celu jeszcze ok 100. Decydujemy się.jechać. Jazda po ciemku a Kazachstanie to niezbyt dobry pomysł. Nie polecam. Ostatnie 70 km robimy już w ciemnościach. Michał odjeżdża a ja jadę jak emeryt. Po ciemku źle widzę i zdecydowanie lepiej jedzie mi się.jak mam kogoś bezpośrednio przed sobą. W końcu Michał zwalnia i proszę go aby „miał na mnie oko” i nie odjeżdżał daleko.
Wszyscy są wykończeni ale nie ma gdzie się zatrzymać. W końcu znajdujemy zjazd, widzę łąkę a na niej konie. Stajemy i rozbijamy się. Jesteśmy u wlotu do kanionu. Pachnie kosmicznie w oddali widać szalejącą burzę ale nas omija. Walą.pioruny jest chłodnawo ale na szczęście sucho. Jesteśmy wykończeni zrobiliśmy ok 850 km. Szybko wrzucamy posiłek do tego arbuz i idziemy spać. Udało się.osiągnąć zakładany cel. Od jutra już nie gnamy, mamy zamiar zwiedzić rano kanion i wjechać do Kirgistanu przejściem w okolicach Karkary. To jakieś 130 km i kolejne 200 do miejscówki nad Issyk Kul gdzie zaplanowany mamy całodzienny biwak i regenerację sił po wyczerpującej dojazdówce. Zakładamy że wczesnym popołudniem uda nam się w dniu jutrzejszym leniuchować nad kirgiskim "morzem".

Obrazek
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Kanion Szaryński - Issyk Kul

Wstajemy rano, jest zimno i wieje choć słonecznie. Wstaję o 4.30 choć dziś już nie musimy nigdzie gonić ale z przyzwyczajenia. Budzę chłopaków, nie mamy co jeść więc postanawiamy zwiedzić szaryński i udać się na śniadanie do jakiegoś kafe. Chłopaki wstają ale nadciągają czarne chmury i zrywa się wiatr. Będzie burza to pewne więc szczęście że nie złożyliśmy namiotów bo na tej patelni nie mielibyśmy schronienia. Chowamy się do namiotów aby przeczekać burzę. Trwa może z 10 minut i jest bardzo intensywna po czym wszystko się uspokaja i wychodzi słońce. Pakujemy się i jedziemy w kierunku kanionu. To jakieś kilka kilometrów od naszego obozu. Dojeżdżamy do szlabanu, wpisujemy się w knigę, płacimy za wjazd i wyrażamy akceptację zasad panujących w kanionie. Sam kanion jest piękny ale niestety nie mamy czasu aby zejść na dół. Objeżdżamy go na motocyklach, zatrzymując się i robiąc pamiątkowe zdjęcia. Spędzamy tam koło godziny i ruszamy dalej w kierunku granicy.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek



Droga jest ciekawa i to miłe urozmaicenie po pustkowiach stepu. Jedzie się bardzo przyjemnie jest chłodnawo ale nie zimno.

Obrazek
Zatrzymujemy się w ostatniej wiosce przed granicą, jemy lody i się.nawadniamy. Jest zielono i jakoś tak inaczej. Zaraz Kirgistan. No nie takie zaraz trzeba jeszcze przebić się krętą drogą przez przełęcz a potem trochę kilometrów szutrówką. Spotykamy Niemca na GSie jadącego w przeciwnym kierunku. Widać już przejście graniczne. Rozmawiamy chwilę wymieniając doświadczenia. Gość jedzie sam a na wyposażeniu beemy cały katalog touratecha. Widać.że gość jest doświadczonym podróżnikiem. W zeszłym roku był w Pamirze w tym tylko Kirgistan miał zaplanowany. Właśnie wraca.
Jedziemy dalej, lokalesi lecą tą wyrypą osiemdziesiątką , masakra. Po chwili spotykamy rowerzystów z Francji laska z kolesiem podróżują od pół roku (skąd ludzie mają na to czas i pieniądze). Pytamy o warunki w Pamirze i dowiadujemy się że oni byli tam w kwietniu i śniegu już nie było. Nie ma problemów z paliwem a droga jest przejezdna. To dobre wiadomości. Przy okazji wymieniamy się.kasą dajemy im kazachskie Tenge a oni nam kirgiskie somy oraz 2 karty telefoniczne.
Podrzucają nam fajną traskę od Song Kul do Jalabadu. Wspominają że jest prawie w całości szutrowa z zajebistymi widokami i super przełęczami. Zaznaczamy ślad na mapie coby nie zapomnieć o tej drodze.

Obrazek
Miło się gada ale pora w drogę bo chcemy dojechać nad Issyk Kul i rozbić.tam naszą bazę na jutro. Planujemy jutrzejszy dzień poświęcić na ogarnięcie i przejrzenie sprzętu oraz luzowanie nad jeziorkiem. Granica przebiega wyjątkowo sprawnie. Kazachowie jeszcze jakieś formalności przeprowadzają a Kirgizi na zupełnym luzie sprawdzają paszporty i każą jechać. Lecimy dalej.
Granica od strony Kirgiskiej
Obrazek
Nagle jakby świat się zmienił. Z księżyca trafiliśmy do raju. Jest cudowanie zielono, świeci słonko, płyną rzeczki i potoki. Jest pięknie. Mamy jakieś 40 kilometrów szutrem do asfaltówki wokół Issyk Kul. Po kilkunastu kilosach spotykamy wesołą bandę motocyklistów kazachskich wracających ze zlotu motocyklowego w Biszkeku. Fajne chłopaki, pogadaliśmy chwilę, wspólne fotki i lecimy dalej.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dojeżdżamy do czarnego, droga zajebista, lecimy sobie spokojnie bez napinki do Karakuł.
W tyle masyw Tien Szan.
Obrazek
Zatrzymujemy się.po drodze i wymieniamy kasę aby w końcu porządnie się najeść. Zamawiamy żarło i w oczekiwaniu gadam z chłopakami którzy zlecieli się oglądać motocykle. Po chwili dociera do knajpy laska no rowerze. Ma obłęd w oczach i niespokojnie się.rozgląda. Prosi aby zamówić jej coś do jedzenia bo nie ogarnia menu. To Węgierka która łamaną angielszczyzną tłumaczy skąd się tu wzięła i dokąd zmierza. Nic nie mam do rowerzystów ale z tą coś było nie tak. Chyba za długa izolacja połączona z barierą językową. Mam dla niej duży szacunek że bez znajomości języka porwała się.na taki wypad. Dojeżdżamy do Karakuł, wymieniamy więcej kasy bo w Kirgistanie płatność kartą jest możliwa gdzieniegdzie ale z reguły terminal ma problem z połączeniem z siecią więc bezpieczniej będzie mieć cash. Zbliżamy się.do jeziora, jest wielkie i przepięknie położone pomiędzy dwoma łańcuchami górskimi. W końcu jesteśmy na tyle blisko że zjeżdżamy z czarnego i szukamy miejsca na nocleg. Za pierwszym podejściem udaje się.znaleść dogodne miejsce na biwak. Rozpakowujemy się i nagle jak z pod ziemi wyrasta dwóch Kirgizów. Witają się pytają skąd i dokąd jedziemy, życzą powodzenia, miłego wypoczynku i odchodzą. Spoko. Dziś pijemy wódkę, trzeba oblać dotarcie do Kirgistanu. Na każdego przypada litrowy browar oraz flaszka na spółę. Wystarczy, jesteśmy tak zmęczeni że więcej alkoholu mogłoby nas zabić. Postanawiamy jutro poleniuchować , nie wstajemy skoro świt, w końcu dzień luzu.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Nasze "ognisko"
Obrazek
I "jeziorko"
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Gonimy dalej.

Wstajemy rano, śniadanko na spokojnie. Nynek coś gmera przy Viaderku bo coś.z ładowaniem znów nie halo. My z Michałem wsiadamy na Tenerkę i walimy na shopping. Kupujemy owoce, lepioszki i podstawowe produkty spożywczy + wodę.
Oczywiście kupujemy również charakterystyczne kirgiskie nakrycie głowy - kołpak.
Wracamy , kąpiemy się w ISSYK KUL. No woda jest rześka a słońce pali niemiłosiernie. Prędko zakładam koszulkę.po wyjściu z wody, niestety bez rękawów co skutkuje czerwoną opalenizną rednecka. Nynek też się spalił. Niestety nasza niespokojna natura daje znać o sobie i ok 14 postanawiamy zwinąć obóz i przejechać.na spokojnie te 250 km jakie mamy do Song Kul. Po drodze mijamy jakieś mauzoleum czy coś takiego. Z góry na obiekt patrzy jakoś posąg.

Obrazek
Obrazek

Lecimy, droga jest zajebista równiuteńki asfalt. Gonimy bez napinki i dojeżdżamy do szutrówki, która prowadzi już bezpośrednio do jeziora. Jest późne popołudnie a tu kurczę ponad 60 km szutru. Myślę 2 godziny na bidę a nie wiemy co po drodze. Przebijamy się przez przełęcz jest już szarówka. Przełęcz ma ponad 3000 m jest zimno. Droga ogólnie jest dobra, tubylcy śmigają osobówkami.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Droga dojazdowa do jeziora.

W końcu zjeżdżamy na drugą stronę niestety jeziora nie widać już zbyt dobrze. Szukamy dojazdu do wody i podjeżdżamy do pobliskiej jurty. Pani mówi że prosto nie przejedziemy do jeziora bo tam jest błoto i musimy kierować się na prawo. Którędy? Przez rzekę. Co? Jest ciemno i nie wiemy jaką głębokość ma potok ale mały Kirgiz z pewnością wieloletniego przewodnika staje przy brzegu i pokazuje mi drogę w poprzek brodu. Jak mnie wypuszczasz i utonę.gówniarzu to znajdę cię i zabiję. Jadę , rady małego doskonałe przejeżdżam bez zamoczenia butów. Chłopaki gonią za mną. Jedziemy już w zasadzie po ciemku, zostało niewiele światła a droga biegnie wzdłuż jeziora i jakoś nie ma w planach się do niego zbliżyć. Chcieliśmy rozbić namioty nad jeziorem ale na chłodno oceniam że będzie to problematyczne , brzeg jest pofałdowany jakby zaorany a w przypadku załatwienia potrzeb fizjologicznych mamy problem bo jesteśmy wystawieni na widok wszystkich wokół a jurt jest tam mnóstwo. W końcu podjeżdżam do jednej z nich chcąc zapytać czy można się rozbić obok jurty bo widzę że mają kibel i będzie bardziej komfortowo. Od razu dostaję pytanie od młodej dziewczyny która wyszła się przywitać czy nie chcemy spać w jurcie.

Pytam chłopaków choć widzę że niepotrzebnie jest chyba z 5 stopni jesteśmy zmarznięci i głodni. 700 somów od łba w tym kolacja i śniadanie czyli jakieś 10$. Nigdy nie spaliśmy w jurcie bierzemy. Ojciec Asel (tak miała na imię nasza gospodyni) odpala piec w jurcie, będziemy mieć ciepło, generator dostarcza prądu , jemy kolację w jurcie gospodarzy robimy zdjęcia i rozmawiamy. Asiel rozkłada nam materace i szykujemy się do snu. Przed snem po kielonku wódeczki i do wyrek.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
JL79
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 239
Rejestracja: 08.06.2015, 13:14
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: wAw/ sokołów podlaski

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: JL79 »

A ja już wszystko przeczytałem na forum Afry :tongue:
Ale że nie mogę tam pisać ( coś się wykrzaczyło z moim profilem ) to napiszę tu, że mega wyjazd i super się czytało przez ostatnie dni :ok:
Awatar użytkownika
Slawol74
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 240
Rejestracja: 10.10.2015, 17:29
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Poznań

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: Slawol74 »

cytat: Proszę nie rechotać gdyż doświadczenia w pisaniu relacji z wyjazdów mi brak więc będzie jak będzie. :lol: Ale się czytało szacun ziom .
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: Sylwek »

Zdjęcie Afry i Tenery na tle widoków z Szaryńskiego,godne najlepszych folderów reklamowych.
Zapewne najlepsze jeszcze na nas czeka.

Normalnie,wypadałoby kiedyś wyskoczyć w tamte strony :thumbsup: .
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5549
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: wojtekk »

Tak super się czyta że zapomniałem napisać: genialnie się czyta :) Pisz dalej. To co lubię. Kierunek. Opis. Zdjęcia. Klimaty.



Szacun za Waszą wytrzymałość!!! 700 - 1000 km dziennie. Wczesne wstawanie. Czas na zdjęcia i pisanie relacji. Pogaduchy - ogromna dyscyplina!
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
Ifko
naciągacz linek
naciągacz linek
Posty: 66
Rejestracja: 20.06.2015, 23:10
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Gliwice

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: Ifko »

Pięknie się czyta:) Gratuluję wyprawy i czekam na ciąg dalszy :ok:
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Kirgistan, kolejny dzień podróży.

Spałem źle, w zasadzie prawie wcale. Chyba z powodu wysokości. Wstałem jak połamany, zapuchnięty i zmęczony bardziej niż przed położeniem się.do wyra. Wstaje dzień, nasi gospodarze już się kręcą a ja walę w kierunku jeziora aby zobaczyć ten cud natury z bliska. Song Kul jest przereklamowane. Woda mętna jak w sadzawce a spodziewałem się.pięknej lazurowej wody i cudownego krajobrazu dokoła. Nic z tych rzeczy. Jezioro wygląda jak wielkie bagno położone na gigantycznej zielonej łące. Wokół góry ale ani widok ani woda nie oszałamia. Może przy lepszym świetle, może z góry no nie wiem, nie jestem zachwycony a właściwie mocno zawiedziony tym miejscem. Dodatkowo moje zniechęcenie potęguje fakt że pół nocy nie spałem. Czuję się.podle. Chłopaki pomału wstają i daję cynę naszym gospodarzom że możemy pomału szykować się do śniadania. Siadamy wspólnie do śniadanka. Tym razem towarzyszy nam babcia Asel, która ciągle dopytuje czy komuś nie brakuje herbaty a jak zobaczy pustą miskę natychmiast dolewa do pełna. Na śniadanie mamy miskę ryżu z mlekiem, lepioszki z pysznymi konfiturami. Podczas śniadania postanawiamy że objedziemy jezioro wokół i dalej puścimy się drogą którą polecali nam wcześniej Francuzi w kierunku Jalalabad. Ruszamy po śniadaniu pożegnawszy się.z gospodarzami. Asel prosi żebym koniecznie wysłał jej meila ze zdjęciem, które zrobiłem wczoraj jej i jej ojcu. Obiecuję.że tak się.stanie i gonimy dalej. Wracamy tą samą drogą aż do brodu, który pokazywał nam młody Kirgiz. Dziś jakiś taki głębszy się wydaje ale pokonujemy go bez problemów i jeszcze kolejne dalej. Jedziemy szutrem wokół jeziora.

Obrazek
Obrazek
Wkoło pełno tablic zapraszających do zjazdu i noclegu w jurtach. Gonimy w górę.na przełęcz. Wspinamy się.pomału pod górę serpentynami. U góry robi się.zimno i zalega mgła.
Obrazek
Nynek jedzie pierwszy potem ja i Michał. W pewnym momencie tracę.z oczu Michała. Zatrzymuję się.aby na niego poczekać ale nie nadciąga. Zawracam pod górę, ale nie mam siły, brakuje nogi i gleba. W tym momencie nadjeżdża Michał, który robił foty u góry oraz Nynek, który jak stracił mnie z oczu postanowił zawrócić. Po nieprzespanej nocy nie mam siły. Nie jestem w stanie podnieść motocykla. Chłopaki pomagają a Nynek szyderca oczywiście dokumentuje moją glebę.
Obrazek
Obrazek
Zjeżdżamy na dół, robi się pogodniej, mgła ustępuje i widoki są świetne.
Obrazek
Obrazek
Na dole też jest ładnie.
Obrazek
Obrazek
Jedziemy dalej w zasadzie głównie szutrem, trochę.asfaltu.
Trochę się gubimy wjeżdżając do wioski ale szybko tubylcy kierują nas na właściwe tory. Znów robi się gorąco.
Obrazek
Po drodze zatrzymujemy się na posiłek i tankowanie w malej wiosce.
Obrazek
Dzieciaki chętnie pozują do fotek.
Obrazek
Dalej w drogę. Znów przełęcz ok 3000 metrów, droga praktycznie pusta. Na przełęczy wieje okrutnie ale widoki są przecudowne, fantastyczne kolory i dziwne formacje skalne jakby z błota.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Wiele nie najechaliśmy a dzień już się kończy. Jesteśmy zmęczeni i szukamy miejsca na nocleg. Widzimy rzekę i postanawiamy do niej zjechać.
Obrazek
Niestety rzeka jest rwąca i nie zachęca do kąpieli w dolinie w oddali szaleje burza i coś czuję, że nas też dopadnie. Brak snu i wysokość nad Song Kul dała mi w palnik. Nie mam siły jeszcze chwilę siedzimy przy ognisku, włażę do namiotu i urywa mi się.film. Śpię jak zabity.
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów"

Post autor: coreball »

Wstaję jak zwykle pierwszy i już widzę.że dziś.mamy przejebane. Całe niebo zasłaniają czarne chmury i już zaczyna siąpić. Budzę chłopaków ale aura nie zachęca do wyjścia z namiotu, zaczyna padać. Chowamy się.w namiotach. Chłopaki jeszcze drzemią a ja w namiocie jem śniadanie z braku lepszego zajęcia ponadto na zewnątrz to niemożliwe. W końcu na chwilę.przestaje padać w prędko zwijamy biwak, pakujemy się.na motki i gonimy dalej. Wpinam membranę w kurtkę ale zapominam o spodniach. Może przestanie zaraz i wyjdzie słonko. Oj nie. Niestety nie. Chłopaki nic nie jadły ja wciągnąłem konserwę więc zatrzymujemy się przy sklepie. Zamknięte. Na szczęście jest dzwonek i po chwili Kirgiz z bananem na twarzy dopytuje czego nam trzeba. Kupujemy lepioszki, ser i batony, które zjadamy pod zadaszeniem sklepu. Pada coraz gorzej. Cóż trzeba jechać. Wsiadamy i gonimy dalej nieświadomi gdzie się pchamy. Droga jest fatalna. Mokro, błoto, kamienie, ślisko jak cholera i pniemy się pod górę. Patrzę na GPS i już widzę serię serpentyn więc czeka nas przełęcz. Jak się.okazuje to Kaldamo pass ma ponad 3000 metrów, ale ponad 1700 metrów przewyższenia na kilkunastu kilometrach. Masakra, deszcz już nie pada lecz leje, droga jest błotnista i śliska poprzecinana brodami, wielkimi kałużami, pasami błota. Dramat. Jedziemy 1-2, trójki nie ma szans wrzucić na zjazdach tylko jedynka. Słabo widzę dotarcie dziś.do Dżalalabadu ale pomału posuwamy się do przodu. Ja prowadzę a za mną Michał i Nynek. W pewnym momencie zatrzymuję się i podjeżdża do mnie Nynek ale niestety nie widzę Michała. Co jest k***a chłopaki tasują.się.na podjeździe w takich warunkach Zatrzymuję.się.i czekam na Nynka, jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. Brak membrany w butach spowodował że to co przesiąkło mam w butach. Pytam gdzie Michał? Nynek odpowiada że Michał zwolnił więc pojechał przodem. Czekamy razem ale jest tak zimno że telepiemy się mimo woli. Wszystko na nas mokre. W końcu dojeżdża i jest ledwo żywy. Brak śniadania i wysokość wyssały z niego życie. Nie ma siły a jesteśmy w tragicznym położeniu, jest 4 stopnie wieje porywisty wiatr i pada śnieg, deszcz, no wszystko naraz. Wyciągam czekoladę z plecaka Michała i chłopaki wciągają.po połówce. Mamy dreszcze jest przeraźiwie zimno. Michał po chwili łapie trochę energii po zjedzeniu czekolady i decydujemy się.jechać dalej. Tu nie możemy zostać pogoda nas wykończy i zmarzniemy na kość. Zjeżdżamy pomalutku na dół często jedynka bez gazu, jest ślisko i ciągle głębokie kałuże lub potoki rwącej wody przecinające drogę. W końcu jak nam się.wydaje jesteśmy na dole ale to jeszcze nie koniec, tylko złudne wrażenie, droga znów wije się.pod górę ale to już końcówka przełęczy. Myślę żeby podjechać do obozu tubylców i poprosić o coś ciepłego do picia ale jakoś się.nie składa bo gonią nas ujadające bydlęta i boję się.że jak się zatrzymamy to psy mogą nas zaatakować. Decydujemy się.zjechać do wioski i tam poszukać schronienia i ciepłej strawy. Kończy się.paliwo. Na GPS widzę po drodze większą wioskę i pomału się do niej zbliżamy. W końcu jest stacja benzynowa. jesteśmy wykończeni, przemoknięci i głodni. Rozmawiam z chłopakami na stacji czy mogą dać nam herbaty lub poratować choćby gorącą wodą. To dla nich jak obelga zapraszają do środka, woda już się grzeje na kuchence, podgrzewają.też manty (rodzaj pierogów z różnorakim nadzieniem) i wysyłają jednego młodego po lepioszki. Jesteśmy uratowani, rozmawiamy wcinając manty i zapijając herbatą jest dużo lepiej choć woda w butach chlupie i jestem przemoknięty do suchej nitki.
Nasi wybawcy
Obrazek
Obrazek
Nie mam materiału foto z tego etapu. Zachowała się jedynie krótka relacja z Gopro jak zjeżdżaliśmy.
Filmy wyjęte z kamerki więc bez żadnej obróbki. Sorki za jakość.

Krótkie streszczenie przejazdu przez przełęcz na dole u chłopaków ze stacji paliw.

Pytamy jak dalej droga wygląda i dowiadujemy się że jeszcze z 20 km i będzie asfalt. Radość. Planujemy dojechać do Dżalalabadu i tam zostać na noc w hotelu coby wysuszyć ciuchy, namioty też mokre więc nocleg w nich nie budzi w nas entuzjazmu. Po drodze spotykamy włoską parę emerytów na Tenerce, którzy wybierają się.na przełęcz. Patrzę na nich z politowaniem, mają chyba pożyczony motocykl, jakieś orzechy na głowie i półbuty. STanowczo odradzamy drogę na przełęcz dopóki pogoda się.nie poprawi. Ocena naszego stanu chyba podziałała bo decydują się.poczekać dzień lub da na poprawę pogody. Lecimy drogą.na Dżalalabad do którego w końcu udaje nam się.dotrzeć ale pobieżny ogląd tego miasteczka każe nam jechać do Osh, to tylko kilkadziesiąt kilometrów a stamtąd będziemy mieć znacznie lepszą bazę wypadową do zaatakowania Tadżykistanu.
Gonimy więc dalej mijając po drodze pola ryżowe przy jeziorze i piękne widoki wokół. Oczywiście wszyscy machają.i pozdrawiają nas jakbyśmy conajmniej jechali papamobilem. Spodnie już wyschły ale w butach dalej syf, marzymy o ciepłym prysznicu. Po drodze mijamy wioskę w której odbywa się.bazar. Masakra, policja kieruje ruchem, cały czas korek i objazdy. W końcu późnym popołudniem docieramy do celu -Osh. Osh przy Dżalalabadzie wygląda jak metropolia. Dość spory ruch na ulicach tłoczno, mnóstwo busów i samochodów. Navi pokazuje mi hotel Pekin do którego zmierzamy i już go nawet widzę gdy rzucam okiem w prawo i dostrzegam bramę a za nią.dumny napis Holet Deluxe.
Obrazek
Zjeżdżamy bo wygląda solidnie a zamykana brama i podwórko budzą zaufanie. Wbijam do środka i miła dziewczynka informuje mnie o dostępnych opcjach trójka z łazienką i śniadaniem za 3000 somów lub 2 i 1 ale bez lazienki i śniadania za 2400. Idę zobaczyć.jak wyglądają apartamenty i wybieram 3 za 3000, jest ogromna ma łazienkę z normalną toaletą, TV, Wi-Fi - po tylu dniach tułaczki to dla nas kosmiczne luksusy. Zostajemy. Nynkowi szwankuje ładowanie i decyduje że albo naprawiamy tu albo będzie musiał zastanowić się.nad dalszą jazdą bo jak coś nawali dalej to problem będzie większy. Le najpierw zdejmujemy mokre ciuchy i buty i rozpoczynamy osuszanie. Po kąpieli czas na paszę bo jesteśmy wygłodniali. Idziemy na szaszłyki i zupę. Sałatka z ogórka i pomidora kosztuje więcej niż 2 szaszłyki. Hmm.niech będzie to i tak grosze. Wracamy na bazę i zabieramy się za analizę problemów z Viaderkiem. WInny okazuje się regler, który Nynek ma na zapasie i wymiana załatwia sprawę.
Obrazek
Jeszcze mały rekonesans po mieście ale Osh to spora wiocha i tak naprawdę.nic tam nie ma. Studiując przewodnik warto zobaczyć góra (widzimy ją z okna hotelu - zaliczone) i piętrowa jurta - odpuszczamy. Robimy kółko po mieście i wracamy na bazę. Idziemy do pokoju a Nynek do sklepu po browary. Michał nie dotrwał a my z Nynkiem walnęliśmy po browarku oglądając mecz Węrgów z Portugalcami, wcale niezły zresztą. Dzisiejszy dzień dał nam nieźle w kość. Zasypiam jak zabity. Jutro czeka nas droga omijająca uzbeckie enklawy z Osh do Isfary w Tadżykistanie.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość