Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
- Tatq_kelob
- dwusuwowy rider
- Posty: 164
- Rejestracja: 13.11.2017, 20:30
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Głowaczów
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
To oczekiwanie mnie zabija.
Nieważne dokąd jadę, grunt że wiem gdzie byłem.
- Złomek
- Złomek
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Coś niecoś ode mnie, bo mieć kogoś na sumieniu.. Sen miałbym niespokojny .Tatq_kelob pisze:To oczekiwanie mnie zabija.
Więc jak już wspomniałem, jadę. Znakomita większość do końca nie była pewna, czy na pewno Elką, może sobie robi jaja, a poleci Trampkiem.
Spakowałem mój skromny dobytek, zobaczyłem kilka mocno powątpiewających par oczu i dzida na wschód. Wyjechałem przed południem; pierwsze kilometry to oswajanie się z obciążonym motocyklem, a przede wszystkim z myślą, że to jednak kilka tys. km przede mną. Gdzieś po drodze obiad i tankowanie. Właśnie. Dawno temu, w erze Emzetozoiku, do perfekcji miałem opanowane szybkie przeliczanie ilości oleju do mieszanki, teraz przypomniałem sobie te wesołe czasy, biorąc oczywiście poprawkę na fakt, że SHL jest jeszcze na dotarciu. Z tej radości, że maszyna idzie jak burza, na oparach zjechałem w Puławach na stację.
Wieczorem pojawiłem się u Maja w Dorohusku, a chwilę wcześniej miałem taką oto z nim rozmowę tel.:
-Cześć, jestem pod Biedronką.
Majo: -cześć, będę na parkingu pod kościołem, tylko jeszcze kupię piwo.
-Ale ja mam.
-Ja wiem, że ty masz .
Zajechałem, pogadaliśmy o wypadach, motocyklach i nie tylko. Dzięki chłopie za nocleg, jeden z niewielu pod dachem.
Kolejnego dnia wstałem wcześnie, obudziłem Maja, znalazł śrubkę, przykręciliśmy siedzenie i pognałem na granicę. Dziś w planie Kijów, albo i dalej.
Granica poszła mi w miarę sprawnie, znana droga na Ukrainie spokojna. Elka idzie jak szatan, odkręcam coraz bardziej, napięcie spada.
Podziwiam sztukę naskalną
Tankuję:
Czasem zjem:
Przed wieczorem przejeżdżam zapchany Kijów, oczywiście mylę drogę i jadę z drugiej strony, mijam wjazd do Zamoka (chłopaki, pamiętacie Andrieja?) i szukam jakiegoś miejsca na nocleg w okolicy Desny.
Trafiły się sympatyczne krzakulce:
Za mną pędziła burza, w nocy trochę zastanawiałem się, czy rozbijanie namiotu pod dużym dębem, to był dobry pomysł.
-
- osiedlowy kaskader
- Posty: 123
- Rejestracja: 11.12.2017, 22:49
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Świebodzin
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Jak narazie bez niespodzianek.....
Na pierwszym miejscu
Na pierwszym miejscu
Jadę tam gdzie nie byłem...........
Zobaczyć to czego nie widziałem......
Zobaczyć to czego nie widziałem......
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
To był nudny wyjazd. Nikt na mnie nie chciał napaść, a nawet obrabować . O innych atrakcjach nie wspomnę .Krop pisze:Jak narazie bez niespodzianek.....
Elka też nie kaprysiła, nawet powietrze przywiozłem to samo, nasze najlepsze, z nizin wielkopolskich .
Nie wiem za co, ale dziękuję .Krop pisze:Na pierwszym miejscu
-
- wiejski tuningowiec
- Posty: 106
- Rejestracja: 15.10.2017, 08:32
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Tarnobrzeg
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Ale dawkujesz
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Miałem takie cudo (SHL) jako dziecko, a było to w zamierzchłych komunistycznych czasach kiedy jeszcze nawet dokładnie nie wiedziałem gdzie znajduje się Socjalistyczna Republika Kirgistanu. Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że na takim czymś można tam dojechać to bym go po prostu zabił śmiechem. RESPEKT!
...jak nie teraz to kiedy?
- grad74
- swobodny rider
- Posty: 2689
- Rejestracja: 23.06.2012, 07:09
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Siechnice
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Sylwek, co tak dzielisz na działeczki, co Ty masz rodzinę w Poznaniu?
Honda TransalpPD10-99r, Honda Revere RC33-96r, Honda Nx125-99r, SHL M11-62r, WSK Garbuska-68r,Skuterek Motobi 50 z Hondowskim silniczkiem ;).
Gdyby Transalp kardan miał, ideałem by się zwał :)
Gdyby Transalp kardan miał, ideałem by się zwał :)
- tomek12
- wiejski tuningowiec
- Posty: 108
- Rejestracja: 02.07.2017, 21:01
- Mój motocykl: mam inne moto...
- Lokalizacja: Szczejkowice / SRB
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Przepraszam że tu,ale widzę że tu może kogoś zainteresuje
np, http://mnich777.blogspot.com/2010/05/ro ... yjazd.html
a ogólnie jak ktoś chce niech wygogluje " zapiski mnicha " i poczyta jak wyjazdy kolegi z MZ KLUBU.
np, http://mnich777.blogspot.com/2010/05/ro ... yjazd.html
a ogólnie jak ktoś chce niech wygogluje " zapiski mnicha " i poczyta jak wyjazdy kolegi z MZ KLUBU.
W garażu dodatkowo shadow 750 2004 r. i MZ ES 250 1966 r.
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
W Poznaniu nie, ale we Wrocławiu całkiem pokaźne stadko .grad74 pisze:Sylwek, co tak dzielisz na działeczki, co Ty masz rodzinę w Poznaniu?
Eee, dawkuje to Henry.mariusz1970 pisze:Ale dawkujesz
Rozpiska co do dnia, gazylion zdjęć, przebieg i temperatura. A u mnie nawet licznik nie działał . Wiedziałem tylko, że gdy mnie wyprzedzają ciężarówki, to znaczy że, jadę około 75-80km/godz., a gdy powoli mnie doganiają pod górki, to znaczy, że muszę schować się za owiewką .
Dobrze. Jedziemy dalej.
Po nocnej burzy, wstałem względnie wyspany. Fajną miałem miejscówkę, prawda?
Mała dygresja. Gdy zdarzy mi się samotnie nocować gdzieś w sympatycznych krzakulcach, mam w zwyczaju objechać najpierw i obczaić z grubsza miejsce noclegowe. Tu chwilę pokrążyłem, ale ostatecznie, (bo to ranne zdjęcia), miejsce okazało się zacne. Z perspektywy czasu, coraz bardziej doceniam takie chwile. W nocy burza, a rankiem rewelacja.
Ale was zapewne interesuje droga, a nie moje dywagacje.
Po małym śniadaniu, na koń i do granicy. Objechałem jednostkę wojskową w Desnej, znalazłem jakąś boczną drogę do Kipti i dalej do przejścia UA/RUS.
Z tego odcinka zapamiętałem tłukącą się gdzieś w głowie, przeraźliwą pustkę północno-wschodniej Ukrainy, bezkres pól obsianych słonecznikiem.
Dopiero gdy dojechałem do Królewca, poczułem się swobodniej.
Zakąsiłem obiad:
A, wcześniej, na jednej ze stacji paliw, poznałem Piotrka z Olsztyna. Pędził swoim Mercedesem W.. ileś tam, do Uzbekistanu i Tadżykistanu. Wymieniliśmy grzeczności, nie sądząc, że jeszcze nasze drogi się spotkają. Świetny gość. Ja popędziłem dalej, w kierunku Głuchowa i koszmarną drogą do przejścia granicznego. Po ukraińskiej stronie rewelacja; wszyscy byli moimi kumplami, a śliczna dziewczyna na końcowym posterunku, sama obleciała resztę papierologii. Za to po rosyjskiej... brrr. Wjechałem około południa, a wyjeżdżałem z Piotrem przed wieczorem. Zatwardzenie urzędnicze, to mało powiedziane.
Wiedziałem, że do Kurska nie dojadę, ale za to Piotrek sprawdził moje vmax. Z gps wyszło ponad 110. Szaleństwo normalnie. Małe zakupy w magazinie i już montuję nocleg w spokojnym miejscu.
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Jak dobrze pamiętam to niedawno ktoś Komarem dojechałkrzysiek_honda pisze:Czytałem o gościu który na ETZ 150 dojechał do Maroka, sam oczywiście. Moszna? Moszna. ☺☺
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Cześć.
Dziś na główne danie Rosja.
Jedni byli, inni bywali, znakomita większość ludności zna ją głównie z mediów. Stan umysłu, pijaństwo, beznadzieja, smutek, nadmierne rozpolitykowanie, apatia, a, z drugiej strony, duża nieoczekiwana gościnność, ciekawość opinii przybyszów, wielkie przestrzenie. Ludzkie historie, niejednokrotnie złączone z zaplątaną i tragiczną historią tego wielkiego kraju, opowiadane po czasie, już nie tak bolesne, ale ślad zostawiające. Jednakowoż myślę, że niedługo będę miał okazję pobyć dłużej w tamtych stronach .
Ja, po raz kolejny, przejechałem tranzytem, myślami byłem gdzieś w Pamirze. Po części miała na to wpływ słaba pogoda.
Do konkretów.
Jak wspomniałem, z przejścia zjechałem późno, i zanocowałem gdzieś pod Kurskiem.
Z rana pogoda i temperatura nie najgorsza, ale już na obwodnicy Kurska, zaczęło kropić. Później na zmianę, lekki deszcz, mżawka, chłodnawo. Spory ruch na drodze, tradycyjnie łykam Kamazy, Krazy i Gazy, a reszta mnie . Górki, pagórki, roboty drogowe, mgła, nic interesującego. Zatkany Woroneż, na skrzyżowaniach, podczas tankowania, tradycyjne kuda?, atkuda?, co to za maszyna? Po drodze miejscowość Anna, trzy lata temu przemknęliśmy, a teraz krótki postój.
Pognałem raźno dalej, wyprzedziłem deszcz (chyba Komarkiem jechał ) i gdzieś, pod Balaszowem w szczerym polu, zarzuciłem kotwicę. Zrobiło się nawet nieco cieplej, niestety, chmury z zachodu powoli, ale dotarły i do mnie. Od wschodu z kolei nadciągał jakiś front z nieciekawymi błyskami. Siedziałem sobie pośrodku tego wielkiego nic, nade mną ścierały się chmury wschód-zachód; ja sam, jak ta wołowa i zastanawiałem się, co ja tu robię. Za towarzystwo miałem tylko wilki złe, które wyły gdzieś w oddali (no dobra, bardziej psy to były ), w krzakach czaiło się okropne mzimu (pod postacią dzików) i czasem coś przemknęło obok namiotu. Nic, tylko spać snem kamiennym .
A , zapomniałbym- dystans około 650 km, czyli taki mój standard wypadowy eshaelkowy.
Jak widzicie, rankiem miałem mały off-road, w końcu najlepsze na świecie dualowe Mitasy, zobowiązują. Niestety, pogoda nie poprawiła się, a nawet gorzej, zaczęła się robić zimno. Gdzieś po drodze, na stacji paliw dowiedziałem się, że jest około 10-11 st. C i wrzuciłem na siebie wszystkie wdzianka, które wiozłem ze sobą. Podjechałem pod knajpę, aby napić się gorącej herbaty, zjeść coś kalorycznego.
Przysiadłem się do wycieczki Rosjan, pogadaliśmy, dowiedziałem się, że jestem maładiec . Koniak i wódkę proponowali na rozgrzewkę, ale nie skorzystałem, było jeszcze przed 13.00. Może i lepiej bo na obwodnicy Saratowa...
Znów w drogę, tankowanie, kuda?, atkuda? co to za maszina? Na następny raz, za radą Maja, chyba wydrukuję odpowiedzi i nakleję na motocykl .
Znów roboty drogowe, górki, pagórki, ale jeszcze przed południem, pojawiło się coś.. Przed Saratowem, wytworzyły się przerwy w chmurach, później zrobiło się całkiem słonecznie, za chwilę ciepło, a nast. gorąco. Jak rankiem zakładałem wszystko co możliwe, tak teraz wyskakiwałem z polarów i pancergatek.
Morale w górę, na obwodnicy Saratowa, zanotowałem w pamięci zakład z tokarką, frezarką i innymi cudeńkami, które mogą przydać się w podróży zabytkową substancją. Zjadłem jeszcze obiad w knajpce gruzińskiej:
Tam też dowiedziałem się z telewizorni, że źli Polacy spowodowali katastrofę humanitarną, a dzielni Rosjanie, bohatersko bronili Syryjczyków przed tymi złymi Lachami, działającymi wespół z okrutnymi Hamerykańcami . Ciekawa sytuacja bo spora część przebywających w lokalu wiedziała, że jestem z Polski, a jakoś nie zaobserwowałem wrogości, czy choćby niechęci. Wot propaganda.
Gnamy dalej. Będąc jeszcze na rzeczonej obwodnicy (a wielka ona, jak wszystko w Rosji, około 70 km długości) myślę sobie, że jeszcze nie miałem kontroli policji, a za mną już ze dwa tyś km. I masz; kilka km dalej, drogówka. Pierwszy raz na wschodzie, policjant poprosił o dowód rejestracyjny, a nie o paszport. Zobaczył przy okazji wystającą z kieszeni rogala flaszę samogonu, wyraził troskę, czy aby nie jestem dziabnięty i życzył powodzenia. Swoją drogą, myślę, że spodziewał się jakiegoś miejscowego bikera na Iżu czy innym Mińsku. Na stacji paliw spotkałem sympatycznego Rosjanina z obsługi, o korzeniach białorusko-litewsko-polskich. Zaplątane bywają losy niektórych..
Do tej pory droga szła mi całkiem dobrze, patrząc na mapę, wykoncypowałem sobie, że w tym tempie, to dziś dojadę pod Uralsk. O święta naiwności... Ale o tym następnym razem. Dodam tylko, że od Saratowa mogłem jechać komfortowo, bo miałem mapę,nb. obejmującą całą Azję Centralną. Wcześniej jechałem z pamięci i miałem w zapasie aparatu foto o, np. takie coś:
Dziś na główne danie Rosja.
Jedni byli, inni bywali, znakomita większość ludności zna ją głównie z mediów. Stan umysłu, pijaństwo, beznadzieja, smutek, nadmierne rozpolitykowanie, apatia, a, z drugiej strony, duża nieoczekiwana gościnność, ciekawość opinii przybyszów, wielkie przestrzenie. Ludzkie historie, niejednokrotnie złączone z zaplątaną i tragiczną historią tego wielkiego kraju, opowiadane po czasie, już nie tak bolesne, ale ślad zostawiające. Jednakowoż myślę, że niedługo będę miał okazję pobyć dłużej w tamtych stronach .
Ja, po raz kolejny, przejechałem tranzytem, myślami byłem gdzieś w Pamirze. Po części miała na to wpływ słaba pogoda.
Do konkretów.
Jak wspomniałem, z przejścia zjechałem późno, i zanocowałem gdzieś pod Kurskiem.
Z rana pogoda i temperatura nie najgorsza, ale już na obwodnicy Kurska, zaczęło kropić. Później na zmianę, lekki deszcz, mżawka, chłodnawo. Spory ruch na drodze, tradycyjnie łykam Kamazy, Krazy i Gazy, a reszta mnie . Górki, pagórki, roboty drogowe, mgła, nic interesującego. Zatkany Woroneż, na skrzyżowaniach, podczas tankowania, tradycyjne kuda?, atkuda?, co to za maszyna? Po drodze miejscowość Anna, trzy lata temu przemknęliśmy, a teraz krótki postój.
Pognałem raźno dalej, wyprzedziłem deszcz (chyba Komarkiem jechał ) i gdzieś, pod Balaszowem w szczerym polu, zarzuciłem kotwicę. Zrobiło się nawet nieco cieplej, niestety, chmury z zachodu powoli, ale dotarły i do mnie. Od wschodu z kolei nadciągał jakiś front z nieciekawymi błyskami. Siedziałem sobie pośrodku tego wielkiego nic, nade mną ścierały się chmury wschód-zachód; ja sam, jak ta wołowa i zastanawiałem się, co ja tu robię. Za towarzystwo miałem tylko wilki złe, które wyły gdzieś w oddali (no dobra, bardziej psy to były ), w krzakach czaiło się okropne mzimu (pod postacią dzików) i czasem coś przemknęło obok namiotu. Nic, tylko spać snem kamiennym .
A , zapomniałbym- dystans około 650 km, czyli taki mój standard wypadowy eshaelkowy.
Jak widzicie, rankiem miałem mały off-road, w końcu najlepsze na świecie dualowe Mitasy, zobowiązują. Niestety, pogoda nie poprawiła się, a nawet gorzej, zaczęła się robić zimno. Gdzieś po drodze, na stacji paliw dowiedziałem się, że jest około 10-11 st. C i wrzuciłem na siebie wszystkie wdzianka, które wiozłem ze sobą. Podjechałem pod knajpę, aby napić się gorącej herbaty, zjeść coś kalorycznego.
Przysiadłem się do wycieczki Rosjan, pogadaliśmy, dowiedziałem się, że jestem maładiec . Koniak i wódkę proponowali na rozgrzewkę, ale nie skorzystałem, było jeszcze przed 13.00. Może i lepiej bo na obwodnicy Saratowa...
Znów w drogę, tankowanie, kuda?, atkuda? co to za maszina? Na następny raz, za radą Maja, chyba wydrukuję odpowiedzi i nakleję na motocykl .
Znów roboty drogowe, górki, pagórki, ale jeszcze przed południem, pojawiło się coś.. Przed Saratowem, wytworzyły się przerwy w chmurach, później zrobiło się całkiem słonecznie, za chwilę ciepło, a nast. gorąco. Jak rankiem zakładałem wszystko co możliwe, tak teraz wyskakiwałem z polarów i pancergatek.
Morale w górę, na obwodnicy Saratowa, zanotowałem w pamięci zakład z tokarką, frezarką i innymi cudeńkami, które mogą przydać się w podróży zabytkową substancją. Zjadłem jeszcze obiad w knajpce gruzińskiej:
Tam też dowiedziałem się z telewizorni, że źli Polacy spowodowali katastrofę humanitarną, a dzielni Rosjanie, bohatersko bronili Syryjczyków przed tymi złymi Lachami, działającymi wespół z okrutnymi Hamerykańcami . Ciekawa sytuacja bo spora część przebywających w lokalu wiedziała, że jestem z Polski, a jakoś nie zaobserwowałem wrogości, czy choćby niechęci. Wot propaganda.
Gnamy dalej. Będąc jeszcze na rzeczonej obwodnicy (a wielka ona, jak wszystko w Rosji, około 70 km długości) myślę sobie, że jeszcze nie miałem kontroli policji, a za mną już ze dwa tyś km. I masz; kilka km dalej, drogówka. Pierwszy raz na wschodzie, policjant poprosił o dowód rejestracyjny, a nie o paszport. Zobaczył przy okazji wystającą z kieszeni rogala flaszę samogonu, wyraził troskę, czy aby nie jestem dziabnięty i życzył powodzenia. Swoją drogą, myślę, że spodziewał się jakiegoś miejscowego bikera na Iżu czy innym Mińsku. Na stacji paliw spotkałem sympatycznego Rosjanina z obsługi, o korzeniach białorusko-litewsko-polskich. Zaplątane bywają losy niektórych..
Do tej pory droga szła mi całkiem dobrze, patrząc na mapę, wykoncypowałem sobie, że w tym tempie, to dziś dojadę pod Uralsk. O święta naiwności... Ale o tym następnym razem. Dodam tylko, że od Saratowa mogłem jechać komfortowo, bo miałem mapę,nb. obejmującą całą Azję Centralną. Wcześniej jechałem z pamięci i miałem w zapasie aparatu foto o, np. takie coś:
-
- miejski lanser
- Posty: 335
- Rejestracja: 25.04.2016, 20:38
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Medyka
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Zaczyna się dziać
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Takie relacje to ja lubię! Czekam na kolejny odcinek
-
- emzeciarz agroturysta
- Posty: 310
- Rejestracja: 04.07.2009, 10:46
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: Poznań
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
No nieżle. Mam SHL M11 z 1961 roku po kompletnej renowacji i nawet do głowy mi nie przyszło że można by się nią wybrać dalej niż 30-50 km od Poznania. Szacun. Po lekturze tej wyprawy może wybiorę się SHL-ką trochę dalej.
RD07
SHL M11
SHL M11
- Qter
- swobodny rider
- Posty: 3404
- Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Reguły
- Kontakt:
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Sylwek... jedziesz dalej!
Wiem ze nuda i nic się nie działo ale nie dla nas ... czytających
Pzdr
Qter
piję bro i palę sziszę
Wiem ze nuda i nic się nie działo ale nie dla nas ... czytających
Pzdr
Qter
piję bro i palę sziszę
Geniusz tkwi w prostocie...
we don't cry very hard
we don't cry very hard
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Niedoczekanie Twoje . Dla ułatwienia dodam: to smutne, ale nic się nie działo .Qter pisze:Sylwek... jedziesz dalej!
Wiem ze nuda i nic się nie działo ale nie dla nas ... czytających
Nie było pościgów prawych szeryfów za deprawatorem cnotliwych panienek, ani przemytnikiem zakazanych towarów.
Nawet wszystkie wizy miałem na swoim miejscu.
Natenczas przygotowałem motocykl tak, że nic, tylko kilometry, tankowanie i coś na ząb. Ale cierpliwości, może jeszcze popsuje się jakiś detal ?
Spokojnie, dasz radę. Wiesz, ile jeszcze przed nami? To tylko głowa jest ograniczeniem.jarson pisze: nawet do głowy mi nie przyszło że można by się nią wybrać dalej niż 30-50 km od Poznania
- Mazak
- pyrkający w orzeszku
- Posty: 248
- Rejestracja: 08.12.2011, 00:57
- Mój motocykl: XL700V
- Lokalizacja: Spalding/Warszawa
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
rewelacja w taka trase czarem PRLu masz big cojones
czekam na wiecej
czekam na wiecej
- trud
- czyściciel nagaru
- Posty: 611
- Rejestracja: 09.02.2014, 19:35
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Wrocław
- Kontakt:
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Sylwek, wielki podziw za odwagę i minimalizm sprzętowy
- grad74
- swobodny rider
- Posty: 2689
- Rejestracja: 23.06.2012, 07:09
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Siechnice
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Nooo, Sylwester, ale z tą zbyt szczegółową mapą z cyfrówki to przesadziłeś , Myślałem że bedzie coś bardziej hardcorowego, typu odczytanie orientacji i położenia z ruchu mrówek na przydrożnym parkingu . Dawaj dalej, bo jak Bozię kocham, tak Cię najadę w twym miejscu zamieszkania i po uprzednim zniewoleniu ahoholowym zwydobedę przeddruk opowieściSylwek pisze:Niedoczekanie Twoje . Dla ułatwienia dodam: to smutne, ale nic się nie działo .Qter pisze:Sylwek... jedziesz dalej!
Wiem ze nuda i nic się nie działo ale nie dla nas ... czytających
Honda TransalpPD10-99r, Honda Revere RC33-96r, Honda Nx125-99r, SHL M11-62r, WSK Garbuska-68r,Skuterek Motobi 50 z Hondowskim silniczkiem ;).
Gdyby Transalp kardan miał, ideałem by się zwał :)
Gdyby Transalp kardan miał, ideałem by się zwał :)
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Kirgistan na SHL M06 T (2017 r.).
Tak łatwo nie wyzwolicie się od mojej pisaniny. Już jestem .
Dziękuję wszystkim za czytanie,
Więc gdzie my to ostatnio byliśmy? Aa, jeszcze w Rosji.
O to, to, to. Dorwałem się w końcu do mapy. Prawdziwej, papierowej. Żadne mrówki na parkingu i mchem północnym zarośnięty drzewostan.
Więc z tej karty jasno wynikało, że do granicy to sekund pięć, 300 km z hakiem po stronie radzieckiej, dobra stówka po kazachskiej i już jestem w Uralsku (nie napiszę nazwy rdzennej, bo mi się źle kojarzy ). Myliłem się. Droga od Engelsa do przejścia granicznego, to asfaltowe kopce kreta, wyeby i koszmar drogowca.
SHL nie jest szybka, ale ten odcinek przejeżdżałem często dwójką, jedynką, poboczem i rowem, w desperacji trójką, skacząc po grzbietach nierówności.
Na osłodę widoki. Diametralnie zmienił się krajobraz; zaczęły dominować wpierw rozległe połacie pól uprawnych (i zasiewów niekoniecznie zebranych ), które stopniowo przechodziły w step. Ogromne przestrzenie, niezbyt często przecięte ludzkimi osadami czy większymi miejscowościami. Minąłem Erschow, i już wiedziałem, że z planu kilometrowego nici. Mknąc dalej, oglądałem pożar stepu.
Już wieczorem dojechałem pod granicę, zjechałem z głównej do Ozino, aby wyhaczyć jakieś lokum. Niestety, słabo mi szło, więc odwiedziłem jedyny spożywczy i tradycyjnie zakupiłem produkty na kolację i kolejne śniadanie. Czyli tuszonka, jakaś inna ryba, chleb, browar w plastiku. Pogawędziłem chwilę pod magazinem z miejscowymi i pognałem dalej- pod granicę. Za radą tychże miejscowych, podjechałem do knajpki przygranicznej, zakąsiłem obiadokolację i zaległem pod transformatorem. Elka miała lokum pod dachem .
Niespecjalnie przepadam za przygranicznymi miejscówkami, ale tu, po początkowych niejasnościach, zrobiło się całkiem przyjemnie. Długo w noc, rozmawiałem z Rosjanami, Kazachami, Uzbekami i innymi, którzy pędzili w swoim kierunku. Dysputa o wszystkim, bez napinki, pełen luz. Pytania, kuda, atkuda?, przestały być irytujące. Z perspektywy czasu stwierdzam, że jeszcze nie raz tam zawitam. A co!
Ps.
Szanowni. Gdy zasiadałem do pisania tych słów, plan był na relację również kolejnego dnia- granica i droga do Aktobe. Niestety, oczy mi się kleją; to już w kolejnym odcinku. Wybaczycie?
A tak w ogóle, to pisząc i, po raz kolejny przeglądając zdjęcia, już mam ochotę na kolejną taką wyrypę . SHL pewnie też .
Dziękuję wszystkim za czytanie,
trud pisze:
i, oczywiście, respektuję wszelkie respekty .Mazak pisze:
Schowaj Waść szabelkę, bo mam jakieś dziwne przeczucie, że najprędzej to spotkamy się na CIPI-e .grad74 pisze:tak Cię najadę w twym miejscu zamieszkania i po uprzednim zniewoleniu ahoholowym zwydobedę przeddruk opowieści
Więc gdzie my to ostatnio byliśmy? Aa, jeszcze w Rosji.
O to, to, to. Dorwałem się w końcu do mapy. Prawdziwej, papierowej. Żadne mrówki na parkingu i mchem północnym zarośnięty drzewostan.
Więc z tej karty jasno wynikało, że do granicy to sekund pięć, 300 km z hakiem po stronie radzieckiej, dobra stówka po kazachskiej i już jestem w Uralsku (nie napiszę nazwy rdzennej, bo mi się źle kojarzy ). Myliłem się. Droga od Engelsa do przejścia granicznego, to asfaltowe kopce kreta, wyeby i koszmar drogowca.
SHL nie jest szybka, ale ten odcinek przejeżdżałem często dwójką, jedynką, poboczem i rowem, w desperacji trójką, skacząc po grzbietach nierówności.
Na osłodę widoki. Diametralnie zmienił się krajobraz; zaczęły dominować wpierw rozległe połacie pól uprawnych (i zasiewów niekoniecznie zebranych ), które stopniowo przechodziły w step. Ogromne przestrzenie, niezbyt często przecięte ludzkimi osadami czy większymi miejscowościami. Minąłem Erschow, i już wiedziałem, że z planu kilometrowego nici. Mknąc dalej, oglądałem pożar stepu.
Już wieczorem dojechałem pod granicę, zjechałem z głównej do Ozino, aby wyhaczyć jakieś lokum. Niestety, słabo mi szło, więc odwiedziłem jedyny spożywczy i tradycyjnie zakupiłem produkty na kolację i kolejne śniadanie. Czyli tuszonka, jakaś inna ryba, chleb, browar w plastiku. Pogawędziłem chwilę pod magazinem z miejscowymi i pognałem dalej- pod granicę. Za radą tychże miejscowych, podjechałem do knajpki przygranicznej, zakąsiłem obiadokolację i zaległem pod transformatorem. Elka miała lokum pod dachem .
Niespecjalnie przepadam za przygranicznymi miejscówkami, ale tu, po początkowych niejasnościach, zrobiło się całkiem przyjemnie. Długo w noc, rozmawiałem z Rosjanami, Kazachami, Uzbekami i innymi, którzy pędzili w swoim kierunku. Dysputa o wszystkim, bez napinki, pełen luz. Pytania, kuda, atkuda?, przestały być irytujące. Z perspektywy czasu stwierdzam, że jeszcze nie raz tam zawitam. A co!
Ps.
Szanowni. Gdy zasiadałem do pisania tych słów, plan był na relację również kolejnego dnia- granica i droga do Aktobe. Niestety, oczy mi się kleją; to już w kolejnym odcinku. Wybaczycie?
A tak w ogóle, to pisząc i, po raz kolejny przeglądając zdjęcia, już mam ochotę na kolejną taką wyrypę . SHL pewnie też .
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości