KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
-
- czyściciel nagaru
- Posty: 506
- Rejestracja: 05.11.2017, 09:44
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Orzesze
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Wspaniałe przygody (dla ludzi o mocnych... głowach ), a nie tylko nabijanie kilometrów .
- ostry
- oktany w żyłach
- Posty: 3967
- Rejestracja: 12.06.2008, 21:52
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Kraśnik
- Kontakt:
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Niby spokojny wyjazd, niby leniwie, niby niespiesznie... a tu przygód a przygód! I ludzi można poznać, tak na prawdę poznać .
PD 06,RD 01,PD 06,PD 06,RD 04,PD 06,PD 10,RD 10,RD 13,PD 06,T7 ...
- toper
- miejski lanser
- Posty: 377
- Rejestracja: 16.09.2012, 18:47
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Dębica
- Kontakt:
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Nie najebią kilometrów to najebią się... wot przygodaPawel pisze:Wspaniałe przygody (dla ludzi o mocnych... głowach ), a nie tylko nabijanie kilometrów .
(obserwując jak wszystko się zmienia, coś czuję że Henry w Libuchorze zamieni obecną kwaterę na magazin,
a Pikuja zobaczycie... chyba w relacjach z poprzednich lat.)
Dystans 0.0 km.
- wujas
- rozmawiający z silnikiem
- Posty: 478
- Rejestracja: 01.08.2011, 23:51
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Przemyśl/Huwniki
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
No i elegancko Człowiek nie wielbłąd wypić musi Jest coraz ciekawiej....
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1526
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Heniu w fotelu, z kieliszkiem w ręku, Dafi z promiennym uśmiechem..
... chłopaki zaczynają się dobrze bawić
henry pisze:Dystans 0.0 km.
... chłopaki zaczynają się dobrze bawić
- rwasyl
- wiejski tuningowiec
- Posty: 84
- Rejestracja: 21.03.2015, 16:41
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Sulechów
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
To nie kieliszek, tam nie pija się z kieliszków
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Niezłe jaja się tam wyczyniają
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1526
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
To jest kieliszek. Rosyjski .rwasyl pisze:To nie kieliszek, tam nie pija się z kieliszków
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Dzień 12
26 sierpnia 2017 Środa
Nie było zbyt dużo czasu na sen i odpoczynek, bo telefon budzi nas o 0.00.
Wszystko mamy spakowane, wystarczy się ubrać i wychodzimy przed hotel.
Jest ciepło, niezwykle ciepło i niezwykle widno jak na północ. Czekamy kilkanaście minut na taksówkę, a w tym czasie opędzamy się intensywnie od atakujących i bardzo natrętnych (tym razem) meszek. Może to dziwne, ale za dnia ich nie było. Możliwe, że nie lubią wysokich temperatur.
Dwadzieścia minut po północy podjeżdża taksówka i za 110 Rubli jedziemy na dworzec.
Z początku, na peronie jesteśmy sami, ale po kilkunastu minutach, pojawiają się inni ludzie którzy tak jak my, będą jechać do, lub w kierunku Workuty.
Pociąg podjeżdża punktualnie, a że na dworcu w Korzwie stoi krótko, w pośpiechu szukamy naszego wagonu i pakujemy się do środka. Pani konduktor prowadzi nas do naszego przedziału w którym będziemy podróżować sami, więc mamy pełen luz i komfort.
Po chwili przynosi świeżą pościel i oczywiście oferuje firmową herbatkę w szklankach z dużymi, metalowymi uchwytami.
No to jedziemy … i przy tej okazji, nawiedziła mnie pewna refleksja.
Z moich wspomnień i wyliczeń wynika, że ostatnio w pociągu siedziałem (to znaczy stałem) 40 lat temu, kiedy to w 1977,wracałem z woja do domu.
W wojsku służyłem w dalekim Świnoujściu, a moja podróż odbywała się na trasie Świnoujście – Szczecin Dąbie. Tam przesiadka do pociągu Szczecin – Lublin, a ja wysiadałem w Łodzi. Jednak, w „tamtych” czasach, w „tamtym” świecie wszystko było inne i żyło się inaczej. Pociąg ze Szczecina do Lublina, w Szczecin Dąbiu jakimś cudem już był napełniony do granic możliwości i miejsce siedzące w przedziale było tylko marzeniem. Czasem, można było przykucnąć na rozkładanym siodełku na korytarzu, ale najczęściej cała podróż odbywała się na stojąco, 450 kilometrów na stojąco, aż do Łodzi. I tak było zawsze, przez trzy lata służby. Ludzie, jak my żeśmy kużwa wtedy żyli !!!
A teraz cały przedział nasz i można się zrelaksować.
Trochę drzemki, a potem obserwacja krajobrazu za oknem, którego oczywiście, nie można otworzyć, ani nawet uchylić.
Wiemy, że drogi jako takiej nie ma, ale odcinki, fragmenty dróg gruntowych są widoczne. Najczęściej są one w okolicach miejscowości leżących wzdłuż torów, lub przy firmach działających na tym terenie. Poza tym: tajga, rzeki, strumyki, mokradła.
Pociąg zatrzymuje się na każdej stacji. Ludzie wysiadają, wyładowują jakieś ładunki, worki, pudła, paczki.
Na niektórych stacjach wysiadają całe grupy mężczyzn na których czekają firmowe samochody.
Za miejscowością Kyk Szor, zaczyna się tundra.
Jun Jaga, a o 12.39 wjeżdżamy na dworzec w Workucie.
No dobra, rozumiem, że Workutę mamy zaliczoną i od teraz możemy myśleć o powrocie.
Na dwóch kołach się nie da, to chociaż pociągiem. Na szybko, na chwilę, ale jesteśmy w Workucie, czyli dotarliśmy do celu. Urra … urra … urra … no przynajmniej mamy kawałek satysfakcji.
Kawałek, bo czuję i wiem, że pełna satysfakcja będzie wtedy, kiedy ktoś dotrze TAM normalnie, czyli na dwóch kołach.
Tymczasem organizuję powrót do Korzwy i najlepiej odpowiada nam wyjazd z Workuty o 19.05, tak żeby w Korzwie być rano. Bilety załatwione, możemy iść obejrzeć miasto.
Na początek jemy posiłek w barze obok dworca, a następnie wsiadamy do marszrutki i jedziemy kilka kilometrów w głąb miasta. Tak w ogóle, to dworzec kolejowy znajduje się na zachodnich obrzeżach miasta i do centrum trzeba jechać, albo iść kilka kilometrów.
Mówię centrum, ale jak to w postsowieckich miastach bywa, tam nie ma żadnego centrum.
Jakaś ulica ważniejsza od innych, albo prospekt najpewniej Lenina i to jest niby centrum.
Jedziemy tą marszrutką, jedziemy i wszędzie tak samo. Ponure bloki, szaro-bure budynki podobne do siebie, nic ciekawego. Całość robi przygnębiające wrażenie. Może tylko na nas, bo miejscowi mają to na co dzień, nie znają innego życia i dla nich taka rzeczywistość jest całkiem normalna.
W końcu wysiadamy z marszrutki i na nogach wracamy w kierunku dworca.
Czy tutaj znajduje cię centrum Workuty ?
A to miejsce symboliczne dla Workuty, 67 równoleżnik. Ile trzeba przeżyć, żeby tu dotrzeć ?
Przed 19.00 jesteśmy na dworcu.
Tym razem nie będziemy podróżować sami, bo w przedziale mamy towarzysza podróży.
Widziałem go na dworcu, kiedy kupowałem bilety i już wtedy nie był trzeżwy.
Towarzysz mówi nam o sobie, że on jest „ruski” i ma na imię Denis. Denis … i to ruski ???
No dobra … trudno. Denis od razu wyciąga wojskową manierkę i … no, a jakże inaczej …
polewa samogonem. Dafik nie pije … dziwne, Dafik nie pije ??? … znowu wszystko na mojej głowie. No więc tak …
Denis jest inżynierem hutnikiem z Kirowa, a w Workucie załatwiał sprawę reklamacji ich wyrobów w którejś z kopalni. Denis jest synem lekarza i wnukiem lotnika z wojny ojczyżnianej, który strącił w walkach 12 niemieckich samolotów. I tak w ogóle … to czemu my jego nie lubimy, czemu nie lubimy ruskich ? Jak to ... ciebie, Denisa lubimy … wódkę pijemy … ciebie lubimy … ale ruskich za co mamy lubić ?
D - No jak to, przecież ruskie Hitlera ubili !!!
Ja - Hitlera i przy okazji milion Polaków.
D - Katyń ?
Ja - Katyń też.
D - A ilu ruskich zginęło w obozach w 20 roku ?
Ja - A co oni robili w Polsce, po co przyszli do Polski ?
Cisza …
D - No to się napijmy …
No i tak w kółko, gdzieś tak przez sto kilometrów … a ja przecież nie mam mocnej głowy.
Muszę się trzymać … to przecież sprawa międzynarodowa …
W końcu, Denis pyta dokąd jedziemy. Do Korzwy, mówię. Denis wyszedł z przedziału.
Wraca po pewnym czasie z informacją, że sprawa jest załatwiona, możemy spać spokojnie, bo konduktorka obudzi nas w odpowiednim czasie. Dzięki Denis …
Trudno się śpi w kołyszącym się i turkoczącym wagonie, kiedy na dodatek jest widno jak w dzień.
O 4.24 jesteśmy w Peczorze, a po kolejnych trzydziestu minutach w Korzwie.
Żegnamy się z Denisem, całkiem w przyjacielskich nastrojach.
Pora jest mocno wczesna, ale przed dworcem stoi kilka samochodów, bo ktoś kogoś przywiózł na pociąg. Podchodzę do pana w Nivie i … a jakże, za100 Rubli zawiezie nas pod hotel.
Po drodze dowiadujemy się, że pan Anton, ma ciotkę w Szczecinie i nawet raz u niej był. Fajnie.
Hotel jeszcze śpi, ale po chwili ktoś nam otwiera drzwi i wreszcie, po dwóch nieprzespanych nocach, możemy udać się na spoczynek.
26 sierpnia 2017 Środa
Nie było zbyt dużo czasu na sen i odpoczynek, bo telefon budzi nas o 0.00.
Wszystko mamy spakowane, wystarczy się ubrać i wychodzimy przed hotel.
Jest ciepło, niezwykle ciepło i niezwykle widno jak na północ. Czekamy kilkanaście minut na taksówkę, a w tym czasie opędzamy się intensywnie od atakujących i bardzo natrętnych (tym razem) meszek. Może to dziwne, ale za dnia ich nie było. Możliwe, że nie lubią wysokich temperatur.
Dwadzieścia minut po północy podjeżdża taksówka i za 110 Rubli jedziemy na dworzec.
Z początku, na peronie jesteśmy sami, ale po kilkunastu minutach, pojawiają się inni ludzie którzy tak jak my, będą jechać do, lub w kierunku Workuty.
Pociąg podjeżdża punktualnie, a że na dworcu w Korzwie stoi krótko, w pośpiechu szukamy naszego wagonu i pakujemy się do środka. Pani konduktor prowadzi nas do naszego przedziału w którym będziemy podróżować sami, więc mamy pełen luz i komfort.
Po chwili przynosi świeżą pościel i oczywiście oferuje firmową herbatkę w szklankach z dużymi, metalowymi uchwytami.
No to jedziemy … i przy tej okazji, nawiedziła mnie pewna refleksja.
Z moich wspomnień i wyliczeń wynika, że ostatnio w pociągu siedziałem (to znaczy stałem) 40 lat temu, kiedy to w 1977,wracałem z woja do domu.
W wojsku służyłem w dalekim Świnoujściu, a moja podróż odbywała się na trasie Świnoujście – Szczecin Dąbie. Tam przesiadka do pociągu Szczecin – Lublin, a ja wysiadałem w Łodzi. Jednak, w „tamtych” czasach, w „tamtym” świecie wszystko było inne i żyło się inaczej. Pociąg ze Szczecina do Lublina, w Szczecin Dąbiu jakimś cudem już był napełniony do granic możliwości i miejsce siedzące w przedziale było tylko marzeniem. Czasem, można było przykucnąć na rozkładanym siodełku na korytarzu, ale najczęściej cała podróż odbywała się na stojąco, 450 kilometrów na stojąco, aż do Łodzi. I tak było zawsze, przez trzy lata służby. Ludzie, jak my żeśmy kużwa wtedy żyli !!!
A teraz cały przedział nasz i można się zrelaksować.
Trochę drzemki, a potem obserwacja krajobrazu za oknem, którego oczywiście, nie można otworzyć, ani nawet uchylić.
Wiemy, że drogi jako takiej nie ma, ale odcinki, fragmenty dróg gruntowych są widoczne. Najczęściej są one w okolicach miejscowości leżących wzdłuż torów, lub przy firmach działających na tym terenie. Poza tym: tajga, rzeki, strumyki, mokradła.
Pociąg zatrzymuje się na każdej stacji. Ludzie wysiadają, wyładowują jakieś ładunki, worki, pudła, paczki.
Na niektórych stacjach wysiadają całe grupy mężczyzn na których czekają firmowe samochody.
Za miejscowością Kyk Szor, zaczyna się tundra.
Jun Jaga, a o 12.39 wjeżdżamy na dworzec w Workucie.
No dobra, rozumiem, że Workutę mamy zaliczoną i od teraz możemy myśleć o powrocie.
Na dwóch kołach się nie da, to chociaż pociągiem. Na szybko, na chwilę, ale jesteśmy w Workucie, czyli dotarliśmy do celu. Urra … urra … urra … no przynajmniej mamy kawałek satysfakcji.
Kawałek, bo czuję i wiem, że pełna satysfakcja będzie wtedy, kiedy ktoś dotrze TAM normalnie, czyli na dwóch kołach.
Tymczasem organizuję powrót do Korzwy i najlepiej odpowiada nam wyjazd z Workuty o 19.05, tak żeby w Korzwie być rano. Bilety załatwione, możemy iść obejrzeć miasto.
Na początek jemy posiłek w barze obok dworca, a następnie wsiadamy do marszrutki i jedziemy kilka kilometrów w głąb miasta. Tak w ogóle, to dworzec kolejowy znajduje się na zachodnich obrzeżach miasta i do centrum trzeba jechać, albo iść kilka kilometrów.
Mówię centrum, ale jak to w postsowieckich miastach bywa, tam nie ma żadnego centrum.
Jakaś ulica ważniejsza od innych, albo prospekt najpewniej Lenina i to jest niby centrum.
Jedziemy tą marszrutką, jedziemy i wszędzie tak samo. Ponure bloki, szaro-bure budynki podobne do siebie, nic ciekawego. Całość robi przygnębiające wrażenie. Może tylko na nas, bo miejscowi mają to na co dzień, nie znają innego życia i dla nich taka rzeczywistość jest całkiem normalna.
W końcu wysiadamy z marszrutki i na nogach wracamy w kierunku dworca.
Czy tutaj znajduje cię centrum Workuty ?
A to miejsce symboliczne dla Workuty, 67 równoleżnik. Ile trzeba przeżyć, żeby tu dotrzeć ?
Przed 19.00 jesteśmy na dworcu.
Tym razem nie będziemy podróżować sami, bo w przedziale mamy towarzysza podróży.
Widziałem go na dworcu, kiedy kupowałem bilety i już wtedy nie był trzeżwy.
Towarzysz mówi nam o sobie, że on jest „ruski” i ma na imię Denis. Denis … i to ruski ???
No dobra … trudno. Denis od razu wyciąga wojskową manierkę i … no, a jakże inaczej …
polewa samogonem. Dafik nie pije … dziwne, Dafik nie pije ??? … znowu wszystko na mojej głowie. No więc tak …
Denis jest inżynierem hutnikiem z Kirowa, a w Workucie załatwiał sprawę reklamacji ich wyrobów w którejś z kopalni. Denis jest synem lekarza i wnukiem lotnika z wojny ojczyżnianej, który strącił w walkach 12 niemieckich samolotów. I tak w ogóle … to czemu my jego nie lubimy, czemu nie lubimy ruskich ? Jak to ... ciebie, Denisa lubimy … wódkę pijemy … ciebie lubimy … ale ruskich za co mamy lubić ?
D - No jak to, przecież ruskie Hitlera ubili !!!
Ja - Hitlera i przy okazji milion Polaków.
D - Katyń ?
Ja - Katyń też.
D - A ilu ruskich zginęło w obozach w 20 roku ?
Ja - A co oni robili w Polsce, po co przyszli do Polski ?
Cisza …
D - No to się napijmy …
No i tak w kółko, gdzieś tak przez sto kilometrów … a ja przecież nie mam mocnej głowy.
Muszę się trzymać … to przecież sprawa międzynarodowa …
W końcu, Denis pyta dokąd jedziemy. Do Korzwy, mówię. Denis wyszedł z przedziału.
Wraca po pewnym czasie z informacją, że sprawa jest załatwiona, możemy spać spokojnie, bo konduktorka obudzi nas w odpowiednim czasie. Dzięki Denis …
Trudno się śpi w kołyszącym się i turkoczącym wagonie, kiedy na dodatek jest widno jak w dzień.
O 4.24 jesteśmy w Peczorze, a po kolejnych trzydziestu minutach w Korzwie.
Żegnamy się z Denisem, całkiem w przyjacielskich nastrojach.
Pora jest mocno wczesna, ale przed dworcem stoi kilka samochodów, bo ktoś kogoś przywiózł na pociąg. Podchodzę do pana w Nivie i … a jakże, za100 Rubli zawiezie nas pod hotel.
Po drodze dowiadujemy się, że pan Anton, ma ciotkę w Szczecinie i nawet raz u niej był. Fajnie.
Hotel jeszcze śpi, ale po chwili ktoś nam otwiera drzwi i wreszcie, po dwóch nieprzespanych nocach, możemy udać się na spoczynek.
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- Marcinnn6
- czyściciel nagaru
- Posty: 549
- Rejestracja: 18.06.2016, 13:03
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Zgierz
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
kurde wszędzie te tematy polityczne to grząski teren na rozmowy
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Zgadza się, ale TAM, a szczególnie przy gorzałce, nie da się tego uniknąć i ja ich nie unikamMarcinnn6 pisze:kurde wszędzie te tematy polityczne to grząski teren na rozmowy
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- gruber
- Nowicjusz
- Posty: 13
- Rejestracja: 21.03.2012, 12:36
- Mój motocykl: mam inne moto...
- Lokalizacja: Olkusz
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Szacun Panowie,
wyjazd marzeń... może na emeryturze i ja ...
Czekam z niecierpliwością na dalszą relację.
wyjazd marzeń... może na emeryturze i ja ...
Czekam z niecierpliwością na dalszą relację.
-
- czyściciel nagaru
- Posty: 556
- Rejestracja: 23.08.2016, 08:18
- Mój motocykl: XL700V
- Lokalizacja: Pabianice
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Bardzo dobrze...czasami przyjaciół trzeba EDUKOWAC!!henry pisze:Zgadza się, ale TAM, a szczególnie przy gorzałce, nie da się tego uniknąć i ja ich nie unikamMarcinnn6 pisze:kurde wszędzie te tematy polityczne to grząski teren na rozmowy
Lubię motory...wszystkie.
- jacoo
- szorujący kolanami
- Posty: 1891
- Rejestracja: 16.09.2009, 18:11
- Mój motocykl: XL700V
- Lokalizacja: Kraków/Zakopane
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Heniu....urodziny niebawem:)
zdrowia!!!!
zdrowia!!!!
rystakpa.
Jazda na motocyklu jest najprzyjemniejszą rzeczą jaką można robić w ubraniu.
xl600v -->DL650-->XT660Z-->
Obecnie: XL700 VA
Jazda na motocyklu jest najprzyjemniejszą rzeczą jaką można robić w ubraniu.
xl600v -->DL650-->XT660Z-->
Obecnie: XL700 VA
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
DZięki Ale, skąd Ty znasz tą datę, w ogólejacoo pisze:Heniu....urodziny niebawem:)
zdrowia!!!!
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Henry , posmatri w biljet "MACIEJCZYK=HENRIK-IGNACY - 29011955/POL/M, a ten Denis to mi na ruskiego nie wygląda, jak tak wypytywał to może był ze służb?
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
A to spryciarzjajco pisze:Henry , posmatri w biljet "MACIEJCZYK=HENRIK-IGNACY - 29011955/POL/M, a ten Denis to mi na ruskiego nie wygląda, jak tak wypytywał to może był ze służb?
A Denis ... TAM wszystko jest możliwe
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- szprota
- wiejski tuningowiec
- Posty: 89
- Rejestracja: 27.09.2017, 17:04
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Rybnik
- Kontakt:
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Henry fantastyczna relacja, podróżuję z wami!
@jajco - sokole oko! uważaj żeby "TE" służby cię nie zwerbowały, tam takich trza (podobno) ;)
@jajco - sokole oko! uważaj żeby "TE" służby cię nie zwerbowały, tam takich trza (podobno) ;)
- mapol
- osiedlowy kaskader
- Posty: 129
- Rejestracja: 17.11.2014, 22:22
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Lublin
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
No ubiegł mnieHeniu....urodziny niebawem:)
Chciałem Heniowi w dniu urodzin laurkę przesłać znienacka, a tu klops, nici z zaskoczenia.
Re: KOMI Respublika przedsmak WORKUTY
Dzień 13
27 lipca 2017 Czwartek
Dzisiaj znowu będzie lajtowo, spokojnie, leniwie.
Jakąś najmniej przydatną część ciała dałbym sobie odciąć, że dosłownie przed chwilą przyłożyłem głowę do poduszki, a tu słyszę i nie wiem, sen to jeszcze czy jawa „ malcziki, jest u was goriłka ?”
O ja cię pierniczę, to jednak nie jest sen … nad głową stoi … no jak by inaczej … Siergiej we własnej osobie, a że niestety flaszkę mamy … święto trwa nadal.
Jeden … drugi … Siergiej dostaje od nas prezent, koszulkę i kołnierz PCP i od razu je ubiera.
Dobra, chwila przerwy, Siergiej idzie do siebie, a my znowu do łóżka.
Po południu budzi nas Nela (mama Siergieja) i zaprasza na obiad. A na obiad mamy do wyboru: pierogi z mięsem, rosół z takim grubym makaronem i kartoflami i kasze z sosem i kotleta.
Po prostu … UCZTA !!! Szkoda tylko, że nie możemy wszystkiego wchłonąć, bo przecież każdy żołądek ma ograniczoną rozciągliwość.
Przy okazji obiadku, pytam Nelę, ile jesteśmy winni, bo chcemy zapłacić za dotychczasowy pobyt i posiłki. I co słyszymy ? NIC !!! Ale przecież zajmujemy pokój chociaż byliśmy w Workucie, jemy posiłki i nic ?
- No dobrze, to zapłaćcie tylko za następną noc, czyli po 1000 Rubli i to będzie wszystko.
- Ale, my nie chcemy nadużywać waszej gościnności.
- Nie ma o czym mówić, dobrze jest, jesteście gośćmi.
Trudno nie przyznać, że bardzo jesteśmy zadowoleni i wdzięczni za takie nas potraktowania i tutaj nasunęło nam się takie pytanie: czy gdzieś na zachodzie, też moglibyśmy liczyć na takie potraktowanie ? No, ja akurat nie wiem, bo na zachód nie jeżdżę.
Do kuchni wpada Sasza i od progu zaczyna kokietować Dafika.
Widać, że się polubili. Dajemy Saszy kilka drobiazgów z mojego kufra, smycze, zawieszki, znaczki z Inowłodza. Od razu znalazły miejsce na jej szyi i nie zdejmowała ich nawet na chwilę.
Sasza z mamą Mariną, albo jak ktoś woli, Marina z córką Saszą.
A tutaj, to oczywiście, dom kultury w Workucie.
To jest Robert, pracuje u Siergieja. Robert jest Gruzinem i wszyscy mówią na niego „Gruzin”
A to kuzyn „Gruzina”, też oczywiście Gruzin i ma na imię Temuri.
Temuri buduje piec do wypieku gruzińskiego chleba, czyli w przyszłym roku, będziemy u Siergieja jeść lawasz, oczywiście jeżeli tam dojedziemy.
No dobra, Dafik będzie się lenił, a ja tymczasem wsiadam na osiołka i jadę najpierw zatankować, a potem poszukać tej nieszczęsnej przystani promowej. Nie jest to łatwe, bo żadne znaki nie naprowadzają, ale przestani trzeba szukać nad rzeką i w końcu udaje mi się ją namierzyć.
To jest nabrzeże promowe. Po prostu, brzeg wysypany kruszywem i to wystarcza żeby wypakować nawet ciężkie tiry.
Po powrocie, znowu mamy zaproszenie do kuchni, a tam … mniam mniam … moje ulubione placuszki do których mamy syrop i całkiem dobre mleko. Znowu uczta.
Na podwórku za hotelem, a tam Ural z napędem na wszystkie osie.
A potem znowu pojawia się Siergiej …
27 lipca 2017 Czwartek
Dzisiaj znowu będzie lajtowo, spokojnie, leniwie.
Jakąś najmniej przydatną część ciała dałbym sobie odciąć, że dosłownie przed chwilą przyłożyłem głowę do poduszki, a tu słyszę i nie wiem, sen to jeszcze czy jawa „ malcziki, jest u was goriłka ?”
O ja cię pierniczę, to jednak nie jest sen … nad głową stoi … no jak by inaczej … Siergiej we własnej osobie, a że niestety flaszkę mamy … święto trwa nadal.
Jeden … drugi … Siergiej dostaje od nas prezent, koszulkę i kołnierz PCP i od razu je ubiera.
Dobra, chwila przerwy, Siergiej idzie do siebie, a my znowu do łóżka.
Po południu budzi nas Nela (mama Siergieja) i zaprasza na obiad. A na obiad mamy do wyboru: pierogi z mięsem, rosół z takim grubym makaronem i kartoflami i kasze z sosem i kotleta.
Po prostu … UCZTA !!! Szkoda tylko, że nie możemy wszystkiego wchłonąć, bo przecież każdy żołądek ma ograniczoną rozciągliwość.
Przy okazji obiadku, pytam Nelę, ile jesteśmy winni, bo chcemy zapłacić za dotychczasowy pobyt i posiłki. I co słyszymy ? NIC !!! Ale przecież zajmujemy pokój chociaż byliśmy w Workucie, jemy posiłki i nic ?
- No dobrze, to zapłaćcie tylko za następną noc, czyli po 1000 Rubli i to będzie wszystko.
- Ale, my nie chcemy nadużywać waszej gościnności.
- Nie ma o czym mówić, dobrze jest, jesteście gośćmi.
Trudno nie przyznać, że bardzo jesteśmy zadowoleni i wdzięczni za takie nas potraktowania i tutaj nasunęło nam się takie pytanie: czy gdzieś na zachodzie, też moglibyśmy liczyć na takie potraktowanie ? No, ja akurat nie wiem, bo na zachód nie jeżdżę.
Do kuchni wpada Sasza i od progu zaczyna kokietować Dafika.
Widać, że się polubili. Dajemy Saszy kilka drobiazgów z mojego kufra, smycze, zawieszki, znaczki z Inowłodza. Od razu znalazły miejsce na jej szyi i nie zdejmowała ich nawet na chwilę.
Sasza z mamą Mariną, albo jak ktoś woli, Marina z córką Saszą.
A tutaj, to oczywiście, dom kultury w Workucie.
To jest Robert, pracuje u Siergieja. Robert jest Gruzinem i wszyscy mówią na niego „Gruzin”
A to kuzyn „Gruzina”, też oczywiście Gruzin i ma na imię Temuri.
Temuri buduje piec do wypieku gruzińskiego chleba, czyli w przyszłym roku, będziemy u Siergieja jeść lawasz, oczywiście jeżeli tam dojedziemy.
No dobra, Dafik będzie się lenił, a ja tymczasem wsiadam na osiołka i jadę najpierw zatankować, a potem poszukać tej nieszczęsnej przystani promowej. Nie jest to łatwe, bo żadne znaki nie naprowadzają, ale przestani trzeba szukać nad rzeką i w końcu udaje mi się ją namierzyć.
To jest nabrzeże promowe. Po prostu, brzeg wysypany kruszywem i to wystarcza żeby wypakować nawet ciężkie tiry.
Po powrocie, znowu mamy zaproszenie do kuchni, a tam … mniam mniam … moje ulubione placuszki do których mamy syrop i całkiem dobre mleko. Znowu uczta.
Na podwórku za hotelem, a tam Ural z napędem na wszystkie osie.
A potem znowu pojawia się Siergiej …
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości