PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
- Wiki
- emzeciarz agroturysta
- Posty: 307
- Rejestracja: 27.07.2015, 19:35
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Dukla
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
No Henry, czekamy ...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzień 3 Niedziela 31.07.2016
Wyspani i wypoczęci wstajemy o 5.30
Niebo zachmurzone, grzmi, trochę pada, ale to dla nas nie problem, jedziemy przecież samochodem.
Śniadanko i na granicy jesteśmy o 6.50. Kolejka dosyć długa, ale idzie dosyć sprawnie i o 8.10 jesteśmy na przejściu ruskim.
Przejście duże, chyba ze sześć pasów w jedną i sześć w drugą stronę i wszystkie pełne samochodów.
Dziwne to wszystko, przynajmniej dla mnie. Ukraina z Rosją są w stanie wojny, a tu jakby nigdy nic, osobówki, autokary pełne
ludzi jadą w jedną i drugą stronę. Ludzie jeżdżą turystycznie, w odwiedziny do bliskich i znajomych, do pracy, na zakupy.
Spotkany na przejściu chłopak, Ukrainiec, na przerobionym na czopera Dnieprze, jedzie do Biełgorodu odwiedzić mieszkających
tam rodziców. On sam mieszka i pracuje w Charkowie. A wojna ? Wzrusza ramionami.
Ustawiamy się na jednym z sześciu pasów w długiej kolejce. Przechodzący co jakiś czas mundurowi, dziwnie na nas potrzą,
może dlatego, że widzą polską rejestrację ? Pomaleńku posuwamy się do przodu i w końcu o 10.00 jesteśmy pod budką pograniczników.
Miła pani pyta skąd, dokąd i wbija pieczątkę w paszport. Jeszcze celnik i droga wolna.
Podchodzi celnik, bierze nasze dokumenty i pyta
- A trzeci człowiek gdzie ? .
- Jaki trzeci człowiek, przecież jest nas dwóch.
- Ale u nas jest zakon, że musi być jeden człowiek - jeden pojazd, a my mamy samochód i dwa motocykle.
Wyjaśniamy, że pytaliśmy o to konsula w ambasadzie, że mamy zgłoszone wszystkie pojazdy, że konsul mówił że można !!!
Konsul celników nie interesuje, może nie wiedział co mówi, może się nie zna, czy mamy to na piśmie ?
Ja pier..le, masakra jakaś !!!
- Ale my musimy jechać takim zestawem, jedziemy przecież do Tadżykistanu !!!
Mamy czekać. Celnik poszedł, a my zjeżdżamy pomiędzy pasy.
Wraca gdzieś po pół godzinie. No niestety, nie możemy jechać.
- Ale my musimy, musi być jakieś wyjście !!!
- Możemy wziąć z sobą trzeciego człowieka np. z Ukrainy, wtedy wjedziemy.
- Ale, jak to wjedziemy ? A wyjechać z Rosji, a potem powrót, też mysi z nami być ?
- No tak !
- To jaki to ma sens ?
- Inaczej się nie da !!!
- Niemożliwe !!! Chcemy rozmawiać z naczelnikiem.
Dobrze. Poszedł. Gdzieś po pół godzinie przychodzi do nas dwóch celników i naczelnik.
Spokojnie i kulturalnie tłumaczą nam to samo, a my swoje, że musimy, że konsul przecież ...
Szukamy jakiegoś rozwiązania. Widać, że się starają, że chcieli by nam pomóc, ale ...
Po jakimś czasie odchodzą do biura, a z nimi Max dalej negocjować.
Trwa to dosyć długo. W tym czasie, ślad SPOta rysuje zygzaki na mapie jak szalony, a rodziny w Polsce są zdezorientowani,
nie wiedząc co się dzieje.
Wraca Max z naczelnikiem, ale z daleka widzę, że minę na nietęgą.
Żadne dolary nie wchodzą w grę, ponieważ kamery wszystko nagrywają, a i współpracownicy zaraz by donieśli gdzie trzeba,
więc naczelnik nie będzie ryzykował.
W tej sytuacji mamy dwa wyjścia;
- znależć trzeciego do zabawy
- zostawić maszyne i priczepke na Ukrainie i dalej jechać motocyklami.
Ale przecież mamy już wbite w paszporty ruskie pieczątki, jeżeli teraz wrócimy na Ukrainę, będziemy mieć sześć przekroczeń
granicy, a wiza jest na cztery. Naczelnik mówi, że jeżeli wrócimy na jego zmianie, czyli do 18.00 to nas załatwią bez kolejki, a
pieczątki w paszportach anulują. W tej sytuacji, raczej nie mamy innego wyjścia, wracamy.
Pieczęć przy wizie zostaje anulowana, otwierają nam wolny przejazd i wracamy na przejście ukraińskie, gdzie bez żadnych problemów
zostajemy przepuszczeni. Czasu nie mamy zbyt wiele, bo jest już grubo po południu, więc szybko wracamy do naszego motelu " Oczag".
Uzgadniamy z właścicielką, że za 50 $ zostawimy maszinu i priczepku na trzy tygodnie.
Jemy obiad a potem ściągamy nasze osiołki i bierzemy się za pakowanie. W założeniu mieliśmy, że jedziemy na lekko, więc wszystko
mieści się w jednej torbie. Ja dodatkowo mam dwa kanistry i małą sakwę w której mamy olej na dolewki, dętki, łatki, smar do łańcucha
regulator napięcia i moduł.
Lecimy szybko na granicę, Na ukraińskiej omijamy kolejkę, nikt nic nie mówi. Kolejna odprawa i lecimy dalej.
Przejście ruskie, jedziemy na ostatni, prawy skrajny pas, prosto pod budki celników.
Jesteśmy przed 18.00, więc jeszcze na "naszej" zmianie. Za chwilę przychodzi "znajomy" celnik z dokumentami i po kolei pokazuje
co i gdzie mamy pisać. Wszystko trwa bardzo szybko, papiery wypełnione, pieczątki w paszportach i możemy jechać.
Dzisiaj niestety daleko nie dojedziemy, jedynie do Biełgorodu, a to tylko 40 km od granicy.
Założenia były całkiem inne: 1000 km dziennie, samochód, klima, a tu już na początku zostajemy posadzeni dupą na 2oo.
Teraz to już będzie całkiem inna podróż, a i nasze plany musimy lekko zweryfikować, co oznacza, że już nie mamy potrzeby jechać do Biszkeku.
Przelatujemy przez miasto Biełgorod i zatrzymujemy się w hotelu "Cabka" na wylocie w kierunku na Gubkin, Woroneż.
Po drodze tankujemy i wtedy okazuje się, że Max nie zabrał karty do bankomatu, tankujemy więc z mojej karty.
Pokój w hotelu kosztuje nas 1100 RUB. czyli 70 PLN.
W budynku jest również piękna sala "Rus" na imprezy okolicznościowe i resteuracja w której jemy kolację.
Dzień 3, pełen wrażeń dobiega końca. Jeszcze kąpiel i spać, a przed nami droga ... droga ... droga ...
Niby to tak niewiele, mała zmiana, zamiast samochodu motory, a przecież całkowicie zmieni styl naszej podróży,
przeżyjemy całkiem inne przygody niż te które były nam pisane i inny będzie nasz odbiór tego wszystkiego co się wydarzy.
Jedna (nie)istotna zmiana i twoje życie się zmienia.
Dystans 60 km
Wyspani i wypoczęci wstajemy o 5.30
Niebo zachmurzone, grzmi, trochę pada, ale to dla nas nie problem, jedziemy przecież samochodem.
Śniadanko i na granicy jesteśmy o 6.50. Kolejka dosyć długa, ale idzie dosyć sprawnie i o 8.10 jesteśmy na przejściu ruskim.
Przejście duże, chyba ze sześć pasów w jedną i sześć w drugą stronę i wszystkie pełne samochodów.
Dziwne to wszystko, przynajmniej dla mnie. Ukraina z Rosją są w stanie wojny, a tu jakby nigdy nic, osobówki, autokary pełne
ludzi jadą w jedną i drugą stronę. Ludzie jeżdżą turystycznie, w odwiedziny do bliskich i znajomych, do pracy, na zakupy.
Spotkany na przejściu chłopak, Ukrainiec, na przerobionym na czopera Dnieprze, jedzie do Biełgorodu odwiedzić mieszkających
tam rodziców. On sam mieszka i pracuje w Charkowie. A wojna ? Wzrusza ramionami.
Ustawiamy się na jednym z sześciu pasów w długiej kolejce. Przechodzący co jakiś czas mundurowi, dziwnie na nas potrzą,
może dlatego, że widzą polską rejestrację ? Pomaleńku posuwamy się do przodu i w końcu o 10.00 jesteśmy pod budką pograniczników.
Miła pani pyta skąd, dokąd i wbija pieczątkę w paszport. Jeszcze celnik i droga wolna.
Podchodzi celnik, bierze nasze dokumenty i pyta
- A trzeci człowiek gdzie ? .
- Jaki trzeci człowiek, przecież jest nas dwóch.
- Ale u nas jest zakon, że musi być jeden człowiek - jeden pojazd, a my mamy samochód i dwa motocykle.
Wyjaśniamy, że pytaliśmy o to konsula w ambasadzie, że mamy zgłoszone wszystkie pojazdy, że konsul mówił że można !!!
Konsul celników nie interesuje, może nie wiedział co mówi, może się nie zna, czy mamy to na piśmie ?
Ja pier..le, masakra jakaś !!!
- Ale my musimy jechać takim zestawem, jedziemy przecież do Tadżykistanu !!!
Mamy czekać. Celnik poszedł, a my zjeżdżamy pomiędzy pasy.
Wraca gdzieś po pół godzinie. No niestety, nie możemy jechać.
- Ale my musimy, musi być jakieś wyjście !!!
- Możemy wziąć z sobą trzeciego człowieka np. z Ukrainy, wtedy wjedziemy.
- Ale, jak to wjedziemy ? A wyjechać z Rosji, a potem powrót, też mysi z nami być ?
- No tak !
- To jaki to ma sens ?
- Inaczej się nie da !!!
- Niemożliwe !!! Chcemy rozmawiać z naczelnikiem.
Dobrze. Poszedł. Gdzieś po pół godzinie przychodzi do nas dwóch celników i naczelnik.
Spokojnie i kulturalnie tłumaczą nam to samo, a my swoje, że musimy, że konsul przecież ...
Szukamy jakiegoś rozwiązania. Widać, że się starają, że chcieli by nam pomóc, ale ...
Po jakimś czasie odchodzą do biura, a z nimi Max dalej negocjować.
Trwa to dosyć długo. W tym czasie, ślad SPOta rysuje zygzaki na mapie jak szalony, a rodziny w Polsce są zdezorientowani,
nie wiedząc co się dzieje.
Wraca Max z naczelnikiem, ale z daleka widzę, że minę na nietęgą.
Żadne dolary nie wchodzą w grę, ponieważ kamery wszystko nagrywają, a i współpracownicy zaraz by donieśli gdzie trzeba,
więc naczelnik nie będzie ryzykował.
W tej sytuacji mamy dwa wyjścia;
- znależć trzeciego do zabawy
- zostawić maszyne i priczepke na Ukrainie i dalej jechać motocyklami.
Ale przecież mamy już wbite w paszporty ruskie pieczątki, jeżeli teraz wrócimy na Ukrainę, będziemy mieć sześć przekroczeń
granicy, a wiza jest na cztery. Naczelnik mówi, że jeżeli wrócimy na jego zmianie, czyli do 18.00 to nas załatwią bez kolejki, a
pieczątki w paszportach anulują. W tej sytuacji, raczej nie mamy innego wyjścia, wracamy.
Pieczęć przy wizie zostaje anulowana, otwierają nam wolny przejazd i wracamy na przejście ukraińskie, gdzie bez żadnych problemów
zostajemy przepuszczeni. Czasu nie mamy zbyt wiele, bo jest już grubo po południu, więc szybko wracamy do naszego motelu " Oczag".
Uzgadniamy z właścicielką, że za 50 $ zostawimy maszinu i priczepku na trzy tygodnie.
Jemy obiad a potem ściągamy nasze osiołki i bierzemy się za pakowanie. W założeniu mieliśmy, że jedziemy na lekko, więc wszystko
mieści się w jednej torbie. Ja dodatkowo mam dwa kanistry i małą sakwę w której mamy olej na dolewki, dętki, łatki, smar do łańcucha
regulator napięcia i moduł.
Lecimy szybko na granicę, Na ukraińskiej omijamy kolejkę, nikt nic nie mówi. Kolejna odprawa i lecimy dalej.
Przejście ruskie, jedziemy na ostatni, prawy skrajny pas, prosto pod budki celników.
Jesteśmy przed 18.00, więc jeszcze na "naszej" zmianie. Za chwilę przychodzi "znajomy" celnik z dokumentami i po kolei pokazuje
co i gdzie mamy pisać. Wszystko trwa bardzo szybko, papiery wypełnione, pieczątki w paszportach i możemy jechać.
Dzisiaj niestety daleko nie dojedziemy, jedynie do Biełgorodu, a to tylko 40 km od granicy.
Założenia były całkiem inne: 1000 km dziennie, samochód, klima, a tu już na początku zostajemy posadzeni dupą na 2oo.
Teraz to już będzie całkiem inna podróż, a i nasze plany musimy lekko zweryfikować, co oznacza, że już nie mamy potrzeby jechać do Biszkeku.
Przelatujemy przez miasto Biełgorod i zatrzymujemy się w hotelu "Cabka" na wylocie w kierunku na Gubkin, Woroneż.
Po drodze tankujemy i wtedy okazuje się, że Max nie zabrał karty do bankomatu, tankujemy więc z mojej karty.
Pokój w hotelu kosztuje nas 1100 RUB. czyli 70 PLN.
W budynku jest również piękna sala "Rus" na imprezy okolicznościowe i resteuracja w której jemy kolację.
Dzień 3, pełen wrażeń dobiega końca. Jeszcze kąpiel i spać, a przed nami droga ... droga ... droga ...
Niby to tak niewiele, mała zmiana, zamiast samochodu motory, a przecież całkowicie zmieni styl naszej podróży,
przeżyjemy całkiem inne przygody niż te które były nam pisane i inny będzie nasz odbiór tego wszystkiego co się wydarzy.
Jedna (nie)istotna zmiana i twoje życie się zmienia.
Dystans 60 km
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- Nadol
- swobodny rider
- Posty: 3272
- Rejestracja: 11.07.2011, 09:18
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Marki
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Czyli jeszcze musi się coś pop.... Nieustająca przygoda.
Nadol aka n4d01
srebrna 650, srebrny lub biały kask, WH....
Romet Ogar 200 -> MZ ETZ 150 -> ......... -> Honda XL 650 V
"Samochodem przemieszczasz ciało, motocyklem podróżuje dusza"
srebrna 650, srebrny lub biały kask, WH....
Romet Ogar 200 -> MZ ETZ 150 -> ......... -> Honda XL 650 V
"Samochodem przemieszczasz ciało, motocyklem podróżuje dusza"
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ot, to to właśnienadol pisze:Czyli jeszcze musi się coś pop.... Nieustająca przygoda.
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- Adam_M
- pogłębiacz bieżnika
- Posty: 790
- Rejestracja: 26.02.2014, 12:19
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Warszawa-Targówek/Wesoła
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Henry umiesz dawkować emocje! Czekam n ciąg dalszy!
Tapnięte z Huawei P7
Tapnięte z Huawei P7
XJ600N 94'->TA600V 96'
- Dalti
- czyściciel nagaru
- Posty: 512
- Rejestracja: 12.05.2013, 18:16
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Przemyśl
- Kontakt:
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Hennry widzę ze ty jesteś więcej w drodze niż w domu mi po głowie chodzi Iran .nie koniecznie motocyklem.
Jak trzeba to oddam 0RhD+
50,rs125,dt,cbf600,XL600V,TT600R,530EXC,EXC250 2T...
50,rs125,dt,cbf600,XL600V,TT600R,530EXC,EXC250 2T...
- Dłubacz
- rozmawiający z silnikiem
- Posty: 481
- Rejestracja: 08.11.2009, 18:33
- Mój motocykl: XL600V
- Kontakt:
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Mało, mało, jeszcze, jeszcze !
- joker
- dwusuwowy rider
- Posty: 189
- Rejestracja: 10.08.2008, 15:59
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wrocław, Radwanice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
To faktycznie kawał drogi zrobiliście samochodem troszkę ponad tysiąc km , to jest wschód , konsul gada co innego a co innego jest faktycznie
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ale, dzięki temu mamy "przygodę''joker pisze:To faktycznie kawał drogi zrobiliście samochodem troszkę ponad tysiąc km , to jest wschód , konsul gada co innego a co innego jest faktycznie
Dzień 4 Poniedziałek 1.8.2016
Wstajemy o 5.15, startujemy o 6.30
Po drodze śniadanie w jakimś barze i co więcej ? Nic ... tylko droga ... droga ... no, może jeszcze nieznośny upał - 35*
Anna, zjeżdżamy gdzieś za budynki w centrum w poszukiwaniu cienia. Musimy odpocząć, wyprostować kości, napić się kawy,
zjeść ciastko i naprawić prąd w ładowarce Maxa.
W czasie postojów, najważniejszą rzeczą było ... właśnie znalezienie cienia, chociaż i tam było nieznośnie gorąco, ale zawsze
kilka stopni mniej niż na słońcu.
Z bankomatu przy dworcu wyciągam 5 tys RUB dla Maxa, ja kupiłem ruble w kantorze na Ukrainie.
Droga, nic tylko droga.
Przed nocą, zjeżdżamy na nocleg w jakieś krzaki. Niby nad rzeką, niby woda jest, ale nie jest łatwo znależć fajne miejsce na biwak.
Po drodze, w sklepie kupiliśmy coś na kolację i kiełbaski na ognisko, ale co to była za kiełbasa ... syf po prostu, nawet z ogniska
nie dało się zjeść. U nas, byle jaka, najbardziej podła, jest sto razy lepsza. Już tęsknimy za naszą kiełbaską.
Ruskie, nawet zwykłej kiełbasy nie potrafią zrobić.
Dystans 690 Temperatura 35*
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- joker
- dwusuwowy rider
- Posty: 189
- Rejestracja: 10.08.2008, 15:59
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wrocław, Radwanice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
W matuszce Rosyji kiełbasy to jest jakiś dramat , takie dziadostwo że nasza za 12 zł jest dużo lepsza niz tam za 35 zł , ponadto tam niestety jest wszystko dość drogie jeśli chodzi o jedzenie. Na Ukrainie jeszczej jest ok ale Rosja to dramat z żarciem , lepiej pasztet z biedry za 1 zł jeść niz ich kiełbasę czy konserwy mięsne A co do cienia to ciekawe jak było w Kazachstanie czy Uzbekistanie
- tomekpe
- młody podróżnik
- Posty: 2477
- Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Milanówek
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Noo, to ja proszę grzecznie, żeby był jeden odcinek dziennie, no !
Transalp '02 od '10
2011 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=8361
2012 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=10940
2013 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=15543
2011 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=8361
2012 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=10940
2013 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=15543
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
W Kazachstanie jest po prostu dramat, cień trzeba wozić ze sobą. W Uzbekistanie jest bez porównania lepiej. Bardziej zielono, i temperatura o wiele niższa.joker pisze:W matuszce Rosyji kiełbasy to jest jakiś dramat , takie dziadostwo że nasza za 12 zł jest dużo lepsza niz tam za 35 zł , ponadto tam niestety jest wszystko dość drogie jeśli chodzi o jedzenie. Na Ukrainie jeszczej jest ok ale Rosja to dramat z żarciem , lepiej pasztet z biedry za 1 zł jeść niz ich kiełbasę czy konserwy mięsne A co do cienia to ciekawe jak było w Kazachstanie czy Uzbekistanie
Rozumiem, że grzecznie, ale, tak się nie datomekpe pisze:Noo, to ja proszę grzecznie, żeby był jeden odcinek dziennie, no !
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5564
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Kazachstan fantastycznie jest robić wrześniem. W nocy na stepie chłodno, ale jeszcze nie mroźno. W dzień akurat na kurtkę i spodnie motocyklowe. Z cieniem na stepie faktycznie trudno
Co do jedzenia w Kazachstanie. Nadziałem się na paskudne, i pyszne. Prosta zasada, która działa i u nas. Można trafić na syf i super jedzonko. Ja jadałem tam, gdzie "szoferzy". Było pysznie, tanio i lokalnie. Połowy dań nie znałem nawet z nazwy.
Ot takie tylko wtrącanie dla potomnych
Co do jedzenia w Kazachstanie. Nadziałem się na paskudne, i pyszne. Prosta zasada, która działa i u nas. Można trafić na syf i super jedzonko. Ja jadałem tam, gdzie "szoferzy". Było pysznie, tanio i lokalnie. Połowy dań nie znałem nawet z nazwy.
Ot takie tylko wtrącanie dla potomnych
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
- herni74
- pałujący w lesie
- Posty: 1430
- Rejestracja: 19.08.2008, 20:11
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Stalowa Wola/Mielec
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
joker pisze:W matuszce Rosyji kiełbasy to jest jakiś dramat , takie dziadostwo że nasza za 12 zł jest dużo lepsza niz tam za 35 zł , ponadto tam niestety jest wszystko dość drogie jeśli chodzi o jedzenie. Na Ukrainie jeszczej jest ok ale Rosja to dramat z żarciem , lepiej pasztet z biedry za 1 zł jeść niz ich kiełbasę czy konserwy mięsne A co do cienia to ciekawe jak było w Kazachstanie czy Uzbekistanie
Przecież Ty wiesz Jokerku najlepiej , ze w Rosji to się je tylko solianke albo ichniejsze pirogi no i oczywiście sardyny ale trza przepić gorzałką ... ale to i tak nic nie przebije gruzińskich konserw. To jest dopiero ku..wa syf
Ducati Multistrada ,Cagiva Elefant 750,TA650, Cagiva GranCanyon 900
http://www.facebook.com/pages/Project-P ... 6340945760
https://www.facebook.com/himalaje2018/
https://www.facebook.com/PAKVENTURE2020/
http://www.facebook.com/pages/Project-P ... 6340945760
https://www.facebook.com/himalaje2018/
https://www.facebook.com/PAKVENTURE2020/
-
- miejski lanser
- Posty: 384
- Rejestracja: 15.12.2009, 20:26
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Tarnów
- Kontakt:
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Inaczej zapamiętałem Uzbekistan, zieleni nie było zbyt wiele, cień był od motocykli a z kufra "gotowany" pasztet.henry pisze:W Kazachstanie jest po prostu dramat, cień trzeba wozić ze sobą. W Uzbekistanie jest bez porównania lepiej. Bardziej zielono, i temperatura o wiele niższa.joker pisze:W matuszce Rosyji kiełbasy to jest jakiś dramat , takie dziadostwo że nasza za 12 zł jest dużo lepsza niz tam za 35 zł , ponadto tam niestety jest wszystko dość drogie jeśli chodzi o jedzenie. Na Ukrainie jeszczej jest ok ale Rosja to dramat z żarciem , lepiej pasztet z biedry za 1 zł jeść niz ich kiełbasę czy konserwy mięsne A co do cienia to ciekawe jak było w Kazachstanie czy Uzbekistanie
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ale my, wracaliśmy trasą południową; Samarkanda, Buchara, Chiwa i tam było całkiem przyjemniemagyar pisze:Inaczej zapamiętałem Uzbekistan, zieleni nie było zbyt wiele, cień był od motocykli a z kufra "gotowany" pasztet.henry pisze:W Kazachstanie jest po prostu dramat, cień trzeba wozić ze sobą. W Uzbekistanie jest bez porównania lepiej. Bardziej zielono, i temperatura o wiele niższa.joker pisze:W matuszce Rosyji kiełbasy to jest jakiś dramat , takie dziadostwo że nasza za 12 zł jest dużo lepsza niz tam za 35 zł , ponadto tam niestety jest wszystko dość drogie jeśli chodzi o jedzenie. Na Ukrainie jeszczej jest ok ale Rosja to dramat z żarciem , lepiej pasztet z biedry za 1 zł jeść niz ich kiełbasę czy konserwy mięsne A co do cienia to ciekawe jak było w Kazachstanie czy Uzbekistanie
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzień 5 Wtorek 2.08.2016
Wstajemy o 5.00. Temperatura szybko rośnie, ledwo wyszło słońce i już jest 30*.
Lecimy.
Chyba to było w Saratowie. Jedziemy przez miasto i nagle Max woła w interkomie, że widział Donalda, tzn. MacDonalda. Zawracamy ? Oczywiście, że zawracamy. Zamawiamy jakieś burgery, frytki, lody. Wreszcie jakieś znajome smaki. W pewnym momencie do baru wchodzi para młodych ludzi, podchodzą do nas i dziewczyna radosnym głosem, raczej twierdzi niż pyta - to wy z Polski przyjechali - Tak z Polski - To ona strasznie się cieszy, że ludzie z Polski przyjeżdżają do Rosji – Nam też jest miło.
W Engels, wyciągam kolejne 5 tys RUB dla Maxa.
Od Saratowa przez Engels, aż do samej granicy, asfalt podłej jakości, gdybyśmy jechali naszym zestawem, było by koszmarnie, ale to marne pocieszenie.
Gdzieś po drodze zjeżdżamy na tankowanie i przy okazji kolejną naprawę prądu w ładowarce.
Lecimy.
Czas na obiad w drodze, a przy okazji kilka słów do notatnika.
Lecimy dalej.
O 14.30 jesteśmy na granicy. Ruska szybko i sprawnie, dajemy tylko paszport i dowód rejestracyjny.
Małą karteczkę zostawiamy, dużą (wremiennyj wwoz) zabieramy z sobą.
Przejście kazachskie w stepie. Gorąco, nigdzie kawałka cienia. Na małym druczku wpisujemy podstawowe dane i stajemy w małej kolejce do okienka. Kolejka krótka, ale pot leje się po plecach.
Urzędniczka w okienku wpisuje dane z karteczki w komputer i pyta o miejsce zamieszkania.
Mówię jak jest, czyli Inowłódz. Urzędniczka się zawiesiła na chwilę. Inowlod ? Inowol ?
„A może być Warszawa ?” - pyta. Mnie tam wszystko jedno, byle uciec wreszcie z tego słońca.
Od granicy droga jeszcze gorsza. Pierwsze miasteczko po 30 km. Tankujemy na kartę i w budce ze „strachowkami” wymieniamy walutę. 100$ = 34.500 Tenga.
Droga do Uralska jest w budowie, więc ruch odbywa się poboczami w tumanach kurzu.
W Uralsku chcemy rozbić się nad wodą, więc zjeżdżamy przed mostem na rzece Ural w prawo.
Znajdujemy nawet jakiś ośrodek wypoczynkowy z czasów głębokiej komuny, ale skośnooka azjatka mówi, że ośrodek jest zamknięty, ona go pilnuje i nie może nas przyjąć.
Szukamy innego miejsca, ale nie jest łatwo, wszystko mocno zarośnięte, nawet wody nie widać.
Wracamy w kierunku Uralska. Znajdujemy w końcu ścieżkę pod mostem prowadzącą do rzeki.
Jedziemy brzegiem rzeki, po pochyłej skarpie, jest ślisko i niebezpiecznie. W końcu, spotykamy kazachskie małżeństwo i oni, na zarośniętym wale przeciwpowodziowym pokazują nam kawałek równej i odkrytej przestrzeni. Rozmawiamy oczywiście o tym skąd i dokąd jedziemy.
Dziwią się, że nam się chce jechać tak daleko od domu i że się nie boimy.
Pytają, co mamy na kolację, a kiedy pokazujemy im nasze zapasy, natychmiast oferują, że zaraz coś przywiozą z domu. Wsiadają na chiński skuterek i odjeżdżają, a my tymczasem przygotowujemy nasze obozowisko. Po pewnym czasie, słyszymy odgłos zbliżającego się skuterka.
Przyjechali we dwoje i przywieżli nam produkty na wielką ucztę; piwo, słoninę, chleb, gotowane na twardo jajka, jabłka, ogórki, pomidory i baniak czystej wody. Jesteśmy niezmiernie wdzięczni i dziękujemy serdecznie za dary. Rozmawiamy jeszcze jakiś czas i kazachowie odjeżdżają swoim skuterkiem, a my spożywamy oferowane produkty, potem bierzemy kąpiel – ja w rzece a Max pod prysznicem i na koniec zanurzamy się w naszych śpiworkach.
Dystans - 510 km Temperatura - 35*
Wstajemy o 5.00. Temperatura szybko rośnie, ledwo wyszło słońce i już jest 30*.
Lecimy.
Chyba to było w Saratowie. Jedziemy przez miasto i nagle Max woła w interkomie, że widział Donalda, tzn. MacDonalda. Zawracamy ? Oczywiście, że zawracamy. Zamawiamy jakieś burgery, frytki, lody. Wreszcie jakieś znajome smaki. W pewnym momencie do baru wchodzi para młodych ludzi, podchodzą do nas i dziewczyna radosnym głosem, raczej twierdzi niż pyta - to wy z Polski przyjechali - Tak z Polski - To ona strasznie się cieszy, że ludzie z Polski przyjeżdżają do Rosji – Nam też jest miło.
W Engels, wyciągam kolejne 5 tys RUB dla Maxa.
Od Saratowa przez Engels, aż do samej granicy, asfalt podłej jakości, gdybyśmy jechali naszym zestawem, było by koszmarnie, ale to marne pocieszenie.
Gdzieś po drodze zjeżdżamy na tankowanie i przy okazji kolejną naprawę prądu w ładowarce.
Lecimy.
Czas na obiad w drodze, a przy okazji kilka słów do notatnika.
Lecimy dalej.
O 14.30 jesteśmy na granicy. Ruska szybko i sprawnie, dajemy tylko paszport i dowód rejestracyjny.
Małą karteczkę zostawiamy, dużą (wremiennyj wwoz) zabieramy z sobą.
Przejście kazachskie w stepie. Gorąco, nigdzie kawałka cienia. Na małym druczku wpisujemy podstawowe dane i stajemy w małej kolejce do okienka. Kolejka krótka, ale pot leje się po plecach.
Urzędniczka w okienku wpisuje dane z karteczki w komputer i pyta o miejsce zamieszkania.
Mówię jak jest, czyli Inowłódz. Urzędniczka się zawiesiła na chwilę. Inowlod ? Inowol ?
„A może być Warszawa ?” - pyta. Mnie tam wszystko jedno, byle uciec wreszcie z tego słońca.
Od granicy droga jeszcze gorsza. Pierwsze miasteczko po 30 km. Tankujemy na kartę i w budce ze „strachowkami” wymieniamy walutę. 100$ = 34.500 Tenga.
Droga do Uralska jest w budowie, więc ruch odbywa się poboczami w tumanach kurzu.
W Uralsku chcemy rozbić się nad wodą, więc zjeżdżamy przed mostem na rzece Ural w prawo.
Znajdujemy nawet jakiś ośrodek wypoczynkowy z czasów głębokiej komuny, ale skośnooka azjatka mówi, że ośrodek jest zamknięty, ona go pilnuje i nie może nas przyjąć.
Szukamy innego miejsca, ale nie jest łatwo, wszystko mocno zarośnięte, nawet wody nie widać.
Wracamy w kierunku Uralska. Znajdujemy w końcu ścieżkę pod mostem prowadzącą do rzeki.
Jedziemy brzegiem rzeki, po pochyłej skarpie, jest ślisko i niebezpiecznie. W końcu, spotykamy kazachskie małżeństwo i oni, na zarośniętym wale przeciwpowodziowym pokazują nam kawałek równej i odkrytej przestrzeni. Rozmawiamy oczywiście o tym skąd i dokąd jedziemy.
Dziwią się, że nam się chce jechać tak daleko od domu i że się nie boimy.
Pytają, co mamy na kolację, a kiedy pokazujemy im nasze zapasy, natychmiast oferują, że zaraz coś przywiozą z domu. Wsiadają na chiński skuterek i odjeżdżają, a my tymczasem przygotowujemy nasze obozowisko. Po pewnym czasie, słyszymy odgłos zbliżającego się skuterka.
Przyjechali we dwoje i przywieżli nam produkty na wielką ucztę; piwo, słoninę, chleb, gotowane na twardo jajka, jabłka, ogórki, pomidory i baniak czystej wody. Jesteśmy niezmiernie wdzięczni i dziękujemy serdecznie za dary. Rozmawiamy jeszcze jakiś czas i kazachowie odjeżdżają swoim skuterkiem, a my spożywamy oferowane produkty, potem bierzemy kąpiel – ja w rzece a Max pod prysznicem i na koniec zanurzamy się w naszych śpiworkach.
Dystans - 510 km Temperatura - 35*
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- Adam_M
- pogłębiacz bieżnika
- Posty: 790
- Rejestracja: 26.02.2014, 12:19
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Warszawa-Targówek/Wesoła
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Cos czuje, że z tym miastem zamieszkania będzie jeszcze cyrk!
Tapnięte z Huawei P7
Tapnięte z Huawei P7
XJ600N 94'->TA600V 96'
- mmax
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 13.08.2009, 21:56
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Łódź, Ujazd, Tomaszów...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Wieczorem ogarnę w końcu to wklejanie fotek i muszę, no muszę coś od siebie dorzucić.
...wymiana wałków zdawczych i wszystkie inne niewykonalne naprawy...
- wilczek
- szorujący kolanami
- Posty: 1831
- Rejestracja: 05.03.2012, 13:45
- Mój motocykl: inne endurowate moto
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Się pytam , gdzie jest baran , na którym zawsze jeździł Henryk
? Tłumaczcie się
? Tłumaczcie się
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Ahrefs [Bot] i 0 gości