Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Krótsze lub dłuższe wyjazdy.
Awatar użytkownika
JL79
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 239
Rejestracja: 08.06.2015, 13:14
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: wAw/ sokołów podlaski

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: JL79 »

No to jest dobre :ok: Tylko dlaczego tak nagle koniec?! No i więcej zdjęć by się przydało :smile:
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3404
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: Qter »

Nienawidzić was to za mało :p

Pzdr

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5554
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: wojtekk »

Zajechaliśmy na kwaterę. Odłożyliśmy na bok zbroje i w milczeniu usiedliśmy nad płynnym ostrzem co tnie więzi, wycina pamięć, rozpuszcza bariery, poprawia styki na synapsach. Było tego 0.7.

Z 0.7 mamy złe doświadczenia. Był jeden taki zlot, gdy jeden z nas miał to ostrze schowane za pazuchą. Ostrze niczym nóż samuraja. Pradawna kielecka recepta na zagięcie ostrza aby mocniej cięło. Gdy drugi ów dojechał na tenże zlot toporek został wyciągnięty i poszedł w ruch. Bez szkła. Bez zapojki. Bez zsiadania z motocykla jak kirgijski bojownik pod Wiedniem oczekując na naszą husarię... Jeden z nas, ten na motocyklu przeżył to starcie. Toporek pękł pusty. Ale niestety nie obyło się bez strat. Kirgiz powlókł się niewiele później na spoczynek do jurty. "Pazuchownik" słynny z licznych bojów kontynuował walkę, ale nie o tym ta opowieść...

Jako dorośli mężczyźni, którzy wyciągają wnioski z poprzednich błędów, usiedliśmy nad toporkiem. Tym razem tak szybko nie może nas sponiewierać, bo... to nie ma sensu. Tym razem pełna kultura. Dwie szklanki cocacola do jednej pepsi. Jeden kieliszek, który mężnie znosił napełnianie. Co pewien czas ciszę rozrywało: "nie lej mi tyle". Albo szurnięcie kieliszkiem po stole, aby przekazać tę fajkę pokoju drugiemu weteranowi.

Pamiętając poprzednie bitwy - jeden z nas wyrzekł prorocze słowa: "pijemy pół. Drugie pół po jedzeniu. Aby się nie zwalić od razu". No widać, że wykształcony jegomość! Tak postanowiono i wykonano. Kiedy zostało nam po jednym kieliszku do rozlania zadecydowaliśmy, że to jest to mniejsze pół i plan trzeba wykonać. Czyli nie popełnilismy błedu z kieleckiego i nie wypiliśmy wszystkiego od razu. Niestety - jak się potem okazało - popełniliśmy drugi błąd z kieleckiego i poszło nam to dość szybko, ale do tego wątku wrócę za chwilę. Udaliśmy się przygotować posiłek znany nie tylko nam, ale również pięknym mazurskim pannom i dziewicom: dwie fasolki po bretońsku zasmażane z boczusiem.

No i jakoś potem powrócił ten kirgiz i jeden ranny padł. Wiedział, że ciało po bitwie musi odpocząć, niczym wilk zawlókł je do nory. Wskaźnikiem obrażeń było to, że nie mógł znaleźć wielkiej kanapy, która była mu przydzielona. Klęcząc (pion był wykluczony), trzęsącymi rękoma rozwiązał tobołek zdjęty z kirgiskiego konia, wydobył kirgiską prastartą karimatę pompującą, nadął ją swymi wyziewami (i jak na balonik przystało - zmienił kolor wskazując na 2.33 promila). Resztkami sił i świadomości podjął walkę z słynącym ze złośliwości i kąśliwości sznurkiem od śpiwora... "O cholera" - pomyślał. "To najcięższy off w życiu". Pokonawszy sznurek, rozwinąwszy śpiwór, łącząc ów śpiwór z karimatą ułożył swe strudzone bitwą ciało ...

Jeden z nas odpadł szybciej. Był tak zmęczony przeżyciami dnia, poruszony rozmowami, w głowie kotłowały się tysiące myśli cierpiących na brak odpowiedzi. Na przykład: czy trójkąt bermudzki istnieje? Tak, czy nie? Idąc i rozmyślając czas było przyszykować posłanie. Zaaferownie i rozmowy spowodowały pewnie pewne rozkojarzenie i ów obywatel nie zauważył wielkiej kanapy, na której miał spocząć i ułożyć studzone po walce ciało wojownika przed kolejną bitwą. Resztką sił nadmuchał karimatę samopompującą (sic!) która jak na złość kurczyła się co i raz od oparów. Jeszcze śpiwór. Ale jak go wyciągnąć z woreczka? Zaczęło być groźnie. Znów pot i łzy. Już miał się logować na foruma transalpa z pytaniem o zdalną pomoc. Już miał prosić o kartę Assistance z foruma BiEmDablju. Udało się. Sen.

Drugi zawodnik nie był tak ciężko sponiewierany. Słynny jest ze swej wytrzymałości jak niemiecka taksówka budyń w Berlinie. Musiał odpierać ataki kolejnej półlitrówki. Nie mógł przecież obciążać tym rannego towarzysza.

[towarzysz spał, więc nagranie nieco się zatrzymuje. A gdy się wznawia:]

Słyszy ów zawodnik:
1) ktoś rozmawia po angielsku
2) na temat wiary
wniosek: nie jest dobrze. Idę spać dalej.

Znów wraca świadomość. Jest ciemno. Ale słychać głos towarzysza, który walczył do końca:
- Ty! Gdzie ja jestem? -
- Pod Łodzią -
- Aha... -


Za pewien czas ów zawodnik zwlókł poszarpane ukąszeniami alkoholu ciało i udał się do WC. Po wyjściu opanowała go ta sama choroba co pierwszego. Znacie ślepotę na pustyni od słońca?To jest nasz odpowiednik: Łódzka ślepota kanapowa. Nagle z ciemności wydobył się płaczliwy głos pytającego o drogę:
- T [hip-czkawka]! A gdzie ja [hip-czkawka] śpię? Gdzie [hip-czkawka] jest moje łóżko??? -
Dramat. Kolejnemy uciekła kanapa. To już druga. Udało się ją jednak ujarzmić, przywiązać do podłogi tak, że ani drgnęła i wyłączono nagranie do następnego poranka.

Zasypiając pojawiła się myśl. To jednak najcięższa wyprawa w życiu. Jest jak Neno obiecał: krew, pot i łzy. Już już wyłączano nagranie gdy pojawiła się jeszcze jedna... "No to było pojeżdżone. Jak ja do domu wrócę?".

P.S. Tracki GPS z wieczornego sponiewierania gdzieś mamy, więc chętnym możemy udostępnić. Generalnie: Lewiatan na ryneczku a potem to już łatwo!
Ostatnio zmieniony 14.10.2016, 12:16 przez wojtekk, łącznie zmieniany 1 raz.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
ostry
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 3966
Rejestracja: 12.06.2008, 21:52
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Kraśnik
Kontakt:

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: ostry »

wajdek pisze:Nie wiem co bierzesz ale kopsnij fona do dilera :grin: :lol:
To i ja poproszę :grin: .
PD 06,RD 01,PD 06,PD 06,RD 04,PD 06,PD 10,RD 10,RD 13,PD 06,T7 ...
Awatar użytkownika
pawlus
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 195
Rejestracja: 18.09.2015, 09:23
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Mikołów ( SMI )

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: pawlus »

Wojtekk. Twoja literatura mnie sponiewierała jak... Nieeee. Tego nie da się z niczym porównać. Dużo Zdrowia dla całej ekipy.

Wysłane z mojego SM-G530FZ przy użyciu Tapatalka
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5554
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: wojtekk »

2412

2411

2410

2409

2408

2407

2406
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
jacoo
szorujący kolanami
szorujący kolanami
Posty: 1891
Rejestracja: 16.09.2009, 18:11
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Kraków/Zakopane

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: jacoo »

Wuwuwu.podpbamisiejakcholera.pl

:thumbsup:
rystakpa.

Jazda na motocyklu jest najprzyjemniejszą rzeczą jaką można robić w ubraniu.
xl600v -->DL650-->XT660Z-->
Obecnie: XL700 VA
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5554
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: wojtekk »

Drugi dzień był pyszny. Nie ma za wiele co pisać. Wspaniałe tereny. Łódzkie jest kompletnie niedoceniane. Mają termy. Prywatne zoo. Ośrodek przygotowań olimpijskich. Piękne rzeki. Szok: mają 2000 szlaku końskiego! Mnóstwo szutrów, legalnych dróg przez lasy, które zjeździliśmy tego drugiego dnia. Zimno w pierun. Po pojeżdżeniu powrót do domków, gorący prysznic aby zmyć z siebie upodlenie kilkudziesięciu wcześniejszych godzin. Mirko - jak zwykle gorące podziękowania za superancki wyjazd!
ostry pisze:
wajdek pisze:Nie wiem co bierzesz ale kopsnij fona do dilera :grin: :lol:
To i ja poproszę :grin: .
No przecież podałem. Lewiatan na ryneczku. Biała Żołądkowa. 1.5 litra pepsi. Termos - jak wlewasz trzyma. A co potem mirko zamówił to nie wiem - było to pół litra, ale mnie już wysiadł dekoder i miałem rozmazany obraz. Jego trzeba pytać.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
mirkoslawski
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2269
Rejestracja: 28.08.2009, 11:16
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Kielce

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: mirkoslawski »

Moja wizja trochę inna...a wygląda tak...

Zobaczyliśmy się na ryneczku, niemalże "Ryneczku Lidla" a nic na to nie wskazywało, żeby nam się miało udać...po krótkich aczkolwiek wylewnych czułościach powitalnych pojechaliśmy...do stajni :grin: Oczywiście z prowiantem, bo Wojtuś zakupy poczynił.

I około 18:53 byliśmy i po lataniu, i po rozpakowaniu. Poznałem Izę - przesympatyczną osobę, która nas pod dach przygarnęła tyle, że nie pozwoliła spać z końmi...biorę to za komplement :grin:

Około 19:18 byliśmy po 3/4 a właściwie po 4/5 flaszki o pojemności 3/4 litra...i gadało się świetnie - poszliśmy więc przygotować wspólną kolację (pisał o niej Wojtek)...

Dla mnie i kolacji i wódki było mało więc zamówiłem Pizze z 0/5 litra Żołądkowej Białej :grin: Ale jak się okazało - musiałem pić sam...Morfeusz złapał Wojtka, ja złapałem Węgra, który nie pił ale z którym "trochę" pogadałem po angielsku (choć nie umiem zbyt dużo :lol: ) a wyglądało to mniej więcej tak:

Ja: Sooorrry, maj inglisz is not wery łell...
Brat Węgier: blablabla po angielsku (trochę z tego blablabla rozumiałem a trochę mi tłumaczyła nasza "tłumaczka" :thumbsup: )
Ja: Yes, ju noł - maj inglisz is rili not god...
Brat Węgier: God... (i wtedy obudził się na chwilę Wojtek, który myślał, że o ważnych sprawach rozmawiamy :pob: :haha: )
itd. po czym nastąpiło:
ciemność...
.
.
.
.
.
.
.
.
Wstałem rano a właściwie się otwarły jak klapa Rudego me oczy...oj głośno się otwarły...po czym minęło 15 minut i zaczęło być miło...SDP (Syndrom Dnia Poprzedniego) uciekł jak Wojtek od wódki i byłem uleczony! A więc na kóń! Na koniach...znaczy na motocyklach...znaczy na motocyklu i disco-rowerze polataliśmy trochę po łąkach i polach - było świetnie. To był jeden z bardziej udanych wyjazdów - umknęło mi tylko parę godzin :grin:

PS. Jak poczytałem to, co i JAK Wojtek napisałem to już wiem, że ja jestem ten przystojny z motocyklem a Wojtek to ten rehabilitowany doktór :wacko: :smile6:

Dziękuję za uwagę.

Wojtas - ja również Ci dziękuję za świetny czas, towarzystwo i super latanie (i to po wódzie i to na motocyklu)! Pomyśl tylko, jak będzie świetnie, jak będziesz miał PRAWDZIWY motocykl!


:haha:
Awatar użytkownika
LUK76
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 617
Rejestracja: 13.04.2012, 19:14
Mój motocykl: nie mam motocykla
Lokalizacja: Warszawa

Re: Wypad w niedoceniany rejon Polski w stylu jak zwykle

Post autor: LUK76 »

Takich trzech, jak Was Dwóch, to nie ma ani jednego...No i to łódzkie...pięknie ;-)
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości