Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Czas na zaległości. Nie będzie to relacja jak poprzednie. Nie dla tego, że mam jakiś świetny plan na nowy sposób prezentacji ale dlatego, że po roku z mojej pamięci uciekło co nie co. Z uwagi na permanentny brak czasu odcinki będą wpadały w miarę możliwości moich. Lećmy.

Byłem, odbyłem sobie w roku Pańskim 2014 przemiłą przejażdżkę po Gruzji i Armenii. Akcja niniejsza ma miejsce w sierpniu. Bardzo cieplutki miesiąc, zwłaszcza w Gruzji.
Jako wyrobnik dysponujący jedynie króciutkim urlopikiem w roku, miałem do dyspozycji jedyne dwa tygodnie. Za mało by zrobić to na kołach, ale wystarczająco gdy moto za sprawą szparaga może samo dojechać na miejsce. Stąd pojeżdżawka a nie podróż. Cynciu jak na staruszka przystało poleciał sobie do siamolotem do Kutaisi. Lot samolotem z grupą podobnych do mnie oszołomów ma swój czar. Czar spowodował, że na pokładzie brakło zaopatrzenia. Na szczęście lot był króciutki.

Obrazek

Po wylądowaniu, z jakichś względów humory wszystkim bardzo dopisywały. Mamy zabukowy hostel w Kutaisi ale jakoś trzeba się tam dostać. To kilkanaście kilometrów. Po wyjściu z lotniska atakują na taryfiarze. Podejmujemy długą i żmudną negocjację ceny. Nie mamy pojęcia ile to może kosztować ale ostro negocjujemy. W końcu ustalamy cenę na 10 Lari od łebka. (Łebków jest dziewięciu). Jesteśmy dumni z naszych umiejętności negocjacyjnych. Na miejscu dowiadujemy się od naszej gospodyni, że kurs z lotniska powinien kosztować około 10 lari. Od samochodu! Pierwsze frycowe zapłacone :)

Coś o naszym lokum, bo warto je polecić. KOLGA https://www.facebook.com/pages/Hostel-K ... 89?fref=ts
Świetne miejsce, i wspaniali ludzie. Nina, David i Beka. Beka jeździ na motocyklu. Nina, Gruzinaka mówiąca świetnie po polsku jest duszą tego domu. Beka też mówi po polsku, David po angielsku. Warunki bardzo dobre, basen na podwórku ratuje życie w upały. W sąsiedztwie dwa sklepiki spożywcze. 500 metrów do knajpy z fajnym żarciem i czaczą.

Knajpka przy hostelu:
Obrazek

Przed hostelem rośnie takie coś. To obok co nie rośnie to moja córka Anna. Jeszcze nie wspomniałem, że będę jeździł z plecakiem.
Obrazek

Niedaleko hostelu można zwiedzić katedrę Bagrati
Obrazek

Mamy trochę luzu przed motocyklowaniem, więc zwiedzamy Batumi. Jest tam fontanna w której płynie czacza, wieczorne spektakle tańczących fontann i kamieniste plaże morza Czarnego. Żeby nie truć wrzucę kilka fotek:
Obrazek

Obrazek

Chaczapuri. Być w Gruzji i tego nie zjeść to tak jakby nie być w Gruzji
Obrazek
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
henry
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3092
Rejestracja: 12.06.2008, 23:12
Lokalizacja: INOWŁÓDZ

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: henry »

Czaczapuri, dobre jest :thumbsup:
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
Awatar użytkownika
Dłubacz
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 481
Rejestracja: 08.11.2009, 18:33
Mój motocykl: XL600V
Kontakt:

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Dłubacz »

Dawaj dalej Cynciu, fajnie się zaczyna :smile: ... chaczapuri :wub: ... i lark w ciągłym użyciu :thumbsup:.
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Lark jest niezniszczalny :) Zabrałem go do samolotu testowo, chciałem zobaczyć jak polecimy. Agresja na Ukrainie i fruwające "grady" miały wpływ na nasze latanie. W samolocie jednak lark nie chciał ze mną gadać. W dodatku przez moje zabawy rozkalibrował się GPS i w Gruzji miałem zabawę zanim do mnie przemówił. Później jak zwykle działał bez zarzutu.

Wspomnę jeszcze o drodze z lotniska do naszej bazy, bo jest to przygoda sama w sobie. Po zakończeniu negocjacji cenowych pakujemy się do taryfy. Nie pamiętam już czy to była łada czy ferrari. Pamiętam jednak, że kierownica była po stronie pasażera. Bez sensu. Droga do Kutaisi city jest dość wąska (tak nam się wydawało) i ruchliwa. Kierowca miał zacięcie sportowe jak każdy Gruzin. A że nam się trochę z czupryny kurzyło przejęliśmy funkcję pilota. Jako, że kierowca siedział na miejscu gdzie zwykle u nas siedzi pasażer, jego pole widzenia przy wyprzedzaniu było dość ograniczone. Opierał się więc na naszych komendach:
- Dawaj, dawaj.
Następowała redukcja, gwałtowna zmiana pasa i
- Nie, nie teraz. Uff.
- Nu dawaj,...
Ryk silnika zagłuszył myśli na chwilę.
- Nie, kur,... jeszcze nie!
Za późno, srebrna strzała wystrzeliła na spotkanie z przeznaczeniem. Auta rozjechały się i ..., żyjemy.
- Teraz, dawaj, albo nie.
Zabawa przednia trwała i trwała, polecam na podniesienie adrenaliny:)

Wracamy do rzeczy. Nie napisałem jak dostaliśmy się do Batumi.
Mam nieco znajomych podróżujących pieszo z plecakami i sporo od nich słyszałem o marszrutkach. Busikach, którymi można tanio podróżować po całym kraju. To był nasz środek transportu. Dotarliśmy do miejsca zbiórki marszrutek. Królował tam Mercedes Sprinter. Łatwo było je rozpoznać bo miały wiele naklejek mocy. Rekordzista miał naklejone osiem mercedesów i czternaście sprinterów. Naklejki były na wszystkich wolnych przestrzeniach z szybami włącznie. Ten najmocniejszy niestety nie jechał do Batumi.
Jeszcze jeden wynalazek przykuł mój wzrok. Drewniany klocek przecięty wzdłuż i nałożony na uchyloną szybę boczną od strony kierowcy. Ułatwia on posiadanie tzw. zimnego łokcia. Co niektóre nakładki były nawet rzeźbione. Wypas.

To było gorące lato. Nawet Nina, nasza gospodyni stwierdziła, że nie pamięta tak ciepłego lata. Co ciekawe, pomimo temperatur oscylujących w granicach 40stC wszyscy jeżdżą z pootwieranymi szybami. Nikt nie włącza klimy. Wiatr we włosach, to nas łączy.

Wracamy do marszrutki. Stoją dwa takowe sprintery. Jeden prawie pełny, drugi prawie pusty. Pytamy pierwszego kiedy odjeżdża.
- za chwilę.
Pytamy drugiego
- za chwilę.
No to co, my elita nie będziemy się przecież gnieździć jak barany, idziemy do drugiego i czekamy. Pierwszy odjechał po pięciu minutach, my stoimy. Dochodzą kolejni pasażerowie, mija pół godziny, my stoimy. Kiedy odjazd pytamy
- za chwilę.
Po kolejnej pół godziny bus jest prawie pełny, stoimy. Na zapełnienie ostatniego miejsca czekamy kolejne pół godziny. Dopiero wówczas pilot zebrał kasę i ruszyliśmy, stłoczeni jak barany. Kolejne frycowe za nami. Marszrutka odjeżdża jak jest pełna.

Batumi warto zobaczyć, na piechotę, z siodła niewiele widać. I nie da się skosztować tradycyjnych dań:
Obrazek

Dzięki uprzejmości miejscowych, powrót do Kutaisi mieliśmy okraszony atrakcjami. Jedną z nich był spływ pontonami urokliwym wąwozem. Nie pamiętam nazwy ale było to niedaleko od Kutaisi.

Obrazek

Obrazek

W Kutaisi jeszcze spacerek

Obrazek

i oczywiście targ. Tu się muszę zatrzymać na chwilę. Przed każdym posiłkiem prosiliśmy o sałatkę "pomidorcy, ogurce", jeszcze z jakąś przyprawą której nazwy nie pamiętam. Obowiązkowe danie. Przed wyjazdem do Gruzji myślałem, że wiem jak smakują pomidory. Myślałem, bo nie wiedziałem. Smak gruzińskich pomidorów mnie urzekł. Były fantastyczne i polecam każdemu kto się tam wybierze. Bajka.

Obrazek

Jeszcze fotka z naszymi gospodarzami w bazie. Na zdjęciu Nida iDavid, ten w żółtej koszulce.

Obrazek

Dalej będzie już tylko na moto, cobyście nie myśleli, że to jakieś wczasy dla mięczaków.
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Dosiadamy naszych rumaków. W końcu to motowycieczka.

Jest taka droga. Na gruzińskiej mapie zaznaczona grubą czerwoną kreską. Wiedzie na południe od Kutaisi i jest pokręcona jak dziadowski bicz. Tam się kierujemy. Dojeżdżamy do górek i tu dzielimy się na dwie grupy. Tradycyjnie się rozdzielamy. Jedna grupa pod wodzą mr. Szparaga wali na krechę przez góry. Druga ze mną trzyma się trasy. Suniemy asfaltem a droga zaczyna powoli kręcić.
Za którymś z zakrętów pojawia coś ala schronisko czy hotel za którym szlaban przecina drogę. Naszą trasę. Podjeżdżamy pod szlaban i stajemy zastanawiając się co dalej. Zastanawianie nie było zbyt intensywne gdyż po chwili podchodzi do nas jakiś gość.
- chcecie jechać dalej?
- a cha.
- Podajcie nazwiska.
Spisał nas i podniósł szlaban. Po kilkunastu metrach znika asfalt i pojawia się piękny szuterek.

Obrazek

Obrazek

Tak jak zniknął asfalt, tak zanika po jakimś czasie szuterek. Pojawiają się kamolce, głazy, koleiny i takie tam różne urozmaicenia. Wjeżdżamy coraz wyżej i wyżej. Droga kręci coraz bardziej a widoki powalają. Fotki robione są przez Anię w czasie jazdy. To jeden z wielkich plusów jazdy z plecaczkiem, Z każdego wyjazdu mam mrowie fajnych zdjęć. Jak jadę sam z fotkami jest gorzej. W najfajniejszych miejscach myśli się tylko o jeździe. Jedzie się tak fajnie, że żal się zatrzymywać. Dopiero po powrocie żałuję, że nie uwieczniłem sobie takich widoków.
Kilka fotek z trasy na zachętę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Moja przejażdżka na Kacie Milenki. Fajny skuterek, mógłbym się przyzwyczaić.

Obrazek

Obrazek

Po drodze mija nas w przeciwnym kierunku tylko jeden pojazd. Francuzki podróżnik na BMW. Poza nim nie widzieliśmy nikogo prócz pasterzy. Cudowna cisza i spokój. Przyroda niczym nie zmącona. Pogoda bajkowa do jazdy. Do postojów nie za bałdzo. Frajda z jazdy jest do opisania. Późnym popołudniem dojeżdżamy do podobnego miejsca jak przy wjeździe na szlak. Tak samo szybko pojawia się gość.
- Nazwiska
Wszystko jasne. Puszczają na szlak, ale chcą być pewni, że nikomu nic się nie stało. Super.
Dziękujemy i ruszamy dalej. Trza by coś wrzamać. Stajemy po sklepem po fajury i słyszymy z oddali przyjemny warkot. Po chwili podjeżdżają trzy maszyny na polskich blachach. Krótkie spotkanie, fajka, pogawędka i rozjeżdżamy się. Oni teraz wjeżdżają tam skąd my wyjechaliśmy. My szukamy szamania.

Obrazek

Pierwsze miasteczko na drodze i zapach tlącego się grilla zmusza do postoju. Na początek oczywiście pomidorce ogórce. Potem wjeżdża to

Obrazek

Mięcho było rewelacyjne. Po powrocie do kraju, szabelki na szaszłyki były moim pierwszym zakupem.
Wypoczęci i z pełnymi brzuchami ruszamy dalej. Chcemy dojechać pod granicę z Armenią i tam szukać spania. Dzień ucieka a do celu jeszcze kawałek. Droga ucieka jednak szybko. Trzeba uważać tylko bo za zakrętem może pojawić się gruzińska niespodzianka.

Obrazek

Zatrzymujemy się w ostatniej wiosce przed granicą. Pomimo, że jesteśmy w Gruzji, mieszkają tu sami Ormianie. Powoli zaczyna zmierzchać a ekipy drugiej ani widu ani słychu. Organizujemy spanie wysyłamy koordynaty szparagowi i relaksik. Jutro kolejny dzień.
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Herflik
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 407
Rejestracja: 20.06.2008, 19:35
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Wrocław

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Herflik »

no pięknie, od tej pory masz już dwa plecaki bo fajnie się z Tobą "jeździ" - lećmy dalej :)
... na drzewie to każdy bażant potrafi.....
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Herfliku, i mnie miło, że ktoś czyta. W sierpniu jadę ponownie, tym razem z żoną na plecach. Dołączysz w realu ze swoją panią?
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Ekipa pod wodzą Szparaga przyjeżdża już po ciemku. Są zakurzeni, spoceni, zmęczeni ale uśmiechnięci. Pod prysznicem robi się kolejka, druga przy barze po piwo. Wymieniamy się wrażeniami z tego dnia i padamy w kimono.
Rankiem pierwsze zadanie to znaleźć spawacza. W kacie Dźwignia zmiany biegów powiedziała dość i sobie pękła na pół. Poszukiwanie spawacza na wschodnich rubieżach jest tak proste, jak u nas trafić na McDonalda. Po pięciu minutach znaleźliśmy fachowca który w technologii rejli stworzył nową dźwignię. Oczywista rzecz, że okoliczni mieszkańcy, zwłaszcza ci najmłodsi przybyli pooglądać dziwaków z polski.

Obrazek

Oględziny
Obrazek

Nasz ormiański mistrz od dźwigni.
Obrazek

Sesja
Obrazek

Ruszamy w stronę granicy z Armenią
Obrazek

Po drodze mijamy widoki znane już z Kirgistanu
Obrazek

Granicę przelatujemy szybko, potem jednak stajemy pod budkami z ubezpieczeniem które musimy wykupić, a cenę najpierw wynegocjować. Schodzi nam około godzinki. Oczywiście dobra cena wymaga okazania całkowitego braku pośpiechu. Szparag negocjuje my sobie gaworzymy z miejscowymi. Otwieram mapę i pokazuje gościowi naszą w skrócie naszą trasę która w znacznej części wiedzie wzdłuż granicy z Azerbejdżanem.
- Tam nie nada. Tam strielaju.
- Kto strzela, wojsko?
- Niet, bandyty strielaju. Tan nie jedźcie.
Rozmowa po chwili schodzi na inne tematy.
- Macie super urlop, tak na motorach też bym pojeździł.
- A ty kiedy masz urlop?
- Już za miesiąc.
- Z rodziną w domu?
- Nie, jadę na granicę, postrzelać do Azerów.
- Dlaczego?
- Nie lubię ich.
- Ale dlaczego ich nie lubisz?
-m….., (dłuższa pauza na zastanowienie),… no nie lubię ich i już.

Obrazek

Rady bierzemy sobie do serca ale ruszamy dalej. Napród!
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu odkryłem do czego służy kaczy dziób w GS-ie. Nawiasem mówiąc, arbuz wyborny. To drugi smak po pomidorach który zakodowałem jako „gruzińska słodycz” W upalne dni często gasił pragnienie i dawał kopa.
Obrazek

Ormiańskie autobusy mają w sonie coś. Np. butle gazowe na dachu.
Obrazek

Milena idzie jak zła po winklach.
Obrazek

Takie to w Armenii jeszcze nie zabytek. Poniżej 800 lat się nie liczy.
Obrazek

Jakaś przełęcz. Wszystko dokładnie opisane.
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Dzień w Armenii zbliża się ku końcowi. Pora poszukać jedzenia i spania. Jedzonko skromniejsze niż w Gruzji, jednak świeże i smaczne. Do tego co widać dojechały jeszcze jakieś szaszłyki.

Obrazek
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Dziś naszym pierwszym celem jest jezioro SEVAN położone 1900 metrów nad poziomem morza. Spory zbiornik o obwodzie 260km. Chcemy dotrzeć do miasta o tej samej nazwie i słynnego klasztoru położonego na cyplu wychodzącym na jezioro. Do jeziora pomykamy asfaltami. (oczywiście nie wszyscy) Nudno nie jest. Droga choć równa, wije się jak świński ogon. Dość szybko docieramy do Sevan i wjeżdżamy na cypel, na którego szczycie widać słynny klasztor Sevanavank. Miejsce bardzo turystyczne, mrowie ludzi, a do klasztoru trzeba dreptać jeszcze niezły kawałek na piechotę. Nie uśmiecha nam się wspinaczka w rynsztunku motocyklowym, przy blisko 40stC, i tłumie luda. Zgodnie oświadczamy, że odpuszczamy. Wystarczy widok z dołu.

Obrazek

Obrazek

Zawijamy na wschód I objeżdżamy kawałek jeziora. Tu znów się rozdzielamy. Ja chcę pozwiedzać, katy chcą się pobrudzić. Odbijamy od jeziora i pięknymi bocznymi dróżkami kierujemy się do Gosh.

Obrazek

Po drodze kilkakrotnie mijamy stare chaczkary. To typowo ormiańskie zabytki z których pierwsze pochodzą z IV wieku.

Obrazek

Obrazek

Bardzo młoda Ormianka.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcu docieramy do Gosh I XIII wiecznego klasztoru Goshavank który chciałem zobaczyć. Tu jest zdecydowanie mniej tłoczno. Kupujemy tutaj też trochę ręcznie robionych pamiątek i prezentów które pojadą z nami do polski.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pod klasztorem jest knajpka gdzie pijemy kawę I jedziemy na poszukiwanie drugiej części ekipy.
Juto moja trasa ma się ciągnąć wzdłuż granicy z Azerbejdżanem. Budu strielat ili niet? Pasmatrim.
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Skoro nikt nie czyta, to zapodam kolejny odcinek.

Dziś jedziemy całą grupą. Nie rozdzielamy się. W końcu mamy jechać wytyczoną trasą wzdłuż granicy z Azerbejdżanem, a tam ponoć bandyty strielaju. Gonimy więc asfaltem w stronę granicy, po wytyczonej ścieżce.

Obrazek

Drogi ubywa, życie wokół toczy się normalnie chociaż wiosek jakby mniej. Gdy docieramy w bezpośrednią bliskość pasa granicznego, moja trasa wskazuje zjazd z asfaltu w dróżkę biegnącą przy samej granicy. Ruszam z dwoma kolegami polną drogą na zwiad. Trzeba luknąć co jest dalej. Nie jesteśmy pewni jak to dalej wygląda.
Po kilkuset metrach na brzegu drogi widzimy poprzewracane wraki samochodów. Są pełne dziur, niektóre są po kulach. Jestem lekko zdeprymowany ale jeszcze chcę zajrzeć dalej. Jadę. Dojeżdżam do rozwidlenia i staję. Z prawej widzę zasieki z drutu kolczastego, droga w lewo biegnie wzdłuż granicy, zgodnie z moim grafikiem.
To chyba nie był dobry pomysł aby tu się pchać, choć w sumie wszystko wygląda dobrze. Cisza, spokój, nie widać żywego ducha.
W tym momencie widzę Andriu który miał czekać na nas przy asfalcie. Pędzi w naszą stronę jak wicher. Dojeżdża do nas, zawraca i niemal nie zwalniając. Spod kasku słyszę:
- Zawracajcie i spierdalamy.
- co jest?
- potem Ci powiem.
Nie dyskutuję dalej. Chwilę później jesteśmy przy asfalcie z resztą grupy.
- Gdy tylko odjechaliście, zatrzymał się przy nas pierwszy nadjeżdżający samochód. Gość otwarł okno i wrzasną „ Tam nie nada”. W tym samym momencie złożył ręce jakby trzymał karabin snajperski. „Trach! Tam nie nada”. Po tym odjechał. Po chwili podjechał drugi samochód i sytuacja powtarza się. Wówczas ruszyłem za wami aby was zawrócić.
- Ok. Spróbujmy to objechać.

Samochodowe stanowiska strzelnicze. To pewnie tu nasz znajomy od ubezpieczeń spędza urlop.
Obrazek

Za tym zakrętem były zasieki pasa granicznego. Tam nie było czasu na fotki. Tam był stres.
Obrazek

Ruszamy lecimy dalej asfaltem szukając innych ścieżek. Droga znów zaczyna się wić.

Szparag
Obrazek

Tam jest dróżka, ale lepiej tam nie być. Za blisko granicy.
Obrazek

Ale fajnie jest
Obrazek

Nagle droga na wprost jest jakby lekko zamknięta. Jest co prawda odbicie w lewo ale my chcieliśmy tam. Stajemy na naradę. Zignorować i jechać czy znów objeżdżać. Podjeżdża osobówka jadąca z naprzeciwka. Gość już z daleka macha rękami.
- Tam nie nada, strielaju. Wyciąga rękę, tym razem z gestem jakby ściskał kolta, BAM! Nie nada, Jedźcie w lewo.
- Ok dziękujemy.
Żartów kurna nie ma. Postanawiamy nie szukać już w tej okolicy dróżek. Drogi asfaltowe są oznaczone - kuda nie nada. Dróżki raczej nie. Lepiej nie kusić losu. Jedziemy jak bozia przykazała, asfaltem, nie lekceważąc takich blokad.

Zablokowana droga
Obrazek

Gonimy dalej asfaltem
Obrazek

Raz lepszym, raz gorszym.
Obrazek

Mila i Szparag
Obrazek

Ostatni Ormianin z polskim mentosem.
Obrazek

Dla wyjaśnienia. Nie mam zamiaru nikogo zniechęcać do odwiedzania Armenii. To piękny i w pełni bezpieczny kraj. Ludzie przesympatyczni choć biedni. Są jednak miejsca w które lepiej nie wjeżdżać. Miejscowi jak widzieliście byli bardzo pomocni informując nieroztropnych Polaków co nie nada. Nikt nie przejechał obojętnie. Jedźta bo warto.

Wjeżdżamy nazad do Gruzji, jest bardzo ciepło.
Obrazek

Tu już można jeździć wszędzie. Pełna wolność. (Tak mi się zdwało)
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Wujek
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 281
Rejestracja: 19.06.2008, 20:23
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Wujek »

Cynciu pisze: przez Cynciu » 25 Lut 2015 21:48
Skoro nikt nie czyta, to zapodam kolejny odcinek.
Jak to nikt - wszyscy.

ps. w sierpniu jadę z Wami
Wujek.
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Wujek pisze:... ps. w sierpniu jadę z Wami
Rewelacja :ok:
W planie jest znacznie szersze penetrowanie Armenii. Będzie bajkowo.
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Jest taki most, zwany „Czerwonym mostem” . Na gruzińskiej mapie zaznaczony jako atrakcja turystyczna. Wybudowany rzez Rzymian, ma więc trochę lat i stwierdzam, że warto go zobaczyć. Most łączy dwa brzegi rzeki i dwa Państwa Gruzję i Azerbejdżan. Udało mi się zaciekawić wszystkich więc jedziemy. Zrobiło się nieco płasko, odkręcamy manetki a droga ucieka. Zwłaszcza, że w taki upał pęd powietrza daje uczucie ulgi i postoje nie są oczekiwane przez ekipę.
Pomykamy bokami, aż wreszcie dojeżdżamy do głównej drogi prowadzącej do przejścia z Azerbejdżanem. Przejście nie jest ciekawe więc przecinamy asfalt i już widzę szutrówkę prowadzącą do celu. Niestety droga przecięta jest szlabanem a zakaz wjazdu wyraźnie nie chce nas przepuścić. Wokół nikogo nie ma. Udajemy, że znak nie mówi do nas, omijamy szlaban i jedziemy w stronę „czerwonego mostu”. Podjeżdżam dokąd tylko się da, zsiadam i z rozkoszą zapalam fajeczkę. Mój spokój burzy dźwięk samochodu terenowego, który na pełnym gazie jedzie w nasza stronę. Staje nagle blokując wyjazd a ze środka wychodzi mundurowy, trzymając ostentacyjnie dłoń na kaburze pistoletu.
- A wy kto, szlabanu nie widzieli, znaku nie widzieli.
W odpowiedzi posyłamy serdeczne uśmiechy
- My turysty, z Polski. Tu na Waszej mapie pisze, że ten most to zabytek, że warto zobaczyć, zdjęcie zrobić,…
- To teren przejścia granicznego, nie wolno tu przebywać. Macie paszporty?
- Zapalimy?
Wyciągam fajki w jego stronę.
- Macie piękny kraj, chcemy wszystko zobaczyć.
On uśmiecha się, bierze fajkę.
- Zróbcie te zdjęcia i uciekajcie.

Skończyło się na dwóch czy trzech fajkach. Opowiedział nam jeszcze o moście który jeszcze niedawno był przejściem granicznym, teraz nieczynnym. O pomniku który stał w pobliżu. Ogólnie bardzo sympatycznie. Odpoczelim, fotki porobilim, pożegnalim się i w zgodzie pojechalim dalej.

Czerwony most. Fajny, ale na kolana nie rzuca.
Obrazek

Pomnik przy czerwonym moście. Za cholerę nie pamiętam o co z nim chodziło mundurowemu.
Obrazek

Uśmiech który rozbroił naszego Pana w mundurze.
Obrazek

Odbijamy na północ w kierunku Rustawi by przejechać rzekę i zawrócić na południe, pustkowiami, wzdłuż granicy z Azerbejdżanem. Kierujemy się w stronę parku narodowego Vashlovani, gdzie czekają na nas góry i stare monastery.

Obrazek

Gdy tylko pojawiają się szutry, dzikom włącza się ADHD. Już nie myślą o zwiedzaniu, po prostu zapierdalają. Tracimy ich z oczu.
Droga jest wymarzona dla mojego trampiszona. Cieszymy się jazdą i mkniemy. Mamy jeszcze dziś kawał drogi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Robi się znów płasko. Można pogonić szybciej, zwłaszcza, że jedziemy jakby stepem. Droga jest wszędzie naokoło. Na jednym z takich wypłaszczeń widzimy stojące motocykle. Podjeżdżamy bliżej i widzimy jak Piotr, w palącym słońcu walczy z kapciem w swojej królowej. Jest lampa niemiłosierna i żadnego podmuchu wiatru.

Tam na dole koła chyba nie masz powietrza.
Obrazek

Córka Anna, obecnie studentka UW. W tle pisarz.
Obrazek

A to ja nieskromnie.
Obrazek
Czas nam ucieka a jesteśmy w czarnej, marnej. Całą drogą pustka, ani jednej wioski, Kilka dziwnych barako bunkrów w pasie granicznym i nic ponadto. Dojeżdżamy do ostatniej wsi w tym zakątku Gruzji. Wieś nazywa się Udabno i wygląda na opuszczoną w znacznej części. Dojeżdżamy do drogi prawie asfaltowej i widzimy, że na rozstaju jest coś na kształt knajpki, przed której wejściem wisi Polska flaga.

Obrazek


Obrazek

Stajemy. Pić się chce okrutnie a firmowym drinkiem jest swojska cytroneta. Swojska bo Polska.
Knajpę prowadzi para polskich studentów, którzy zagospodarowali opuszczony budynek na mały biznesik. Miejsce znaleźli idealne gdyż stąd odchodzi ścieżka do naszego celu. Jest nim monaster Goriaczi (David Gareja, VI w.). Kto chce zwiedzać jedzie na monastyr oddalony kilkanaście kilometrów dalej, w parku narodowym. W okolicy zabytkowych monasterów jest kilkanaście. Ten jednak jest wyjątkowy i koniecznie trzeba go zobaczyć. Kilku zmęczonych lub niezainteresowanych zostaje w urokliwej knajpce przy browarku. Sama droga do monasteru jest szybkim szuterkiem z fajnymi widokami.

Jedziemy tam, gdzie wystaje ten cypelek. To jest nasz cel i tylko tyle widać z drogi
Obrazek

Pod monasterem. Jest nadal bardzo ciepło.
Obrazek

Widok spod bramy klasztoru
Obrazek

Cele klasztorne są wydłubane w skale
Obrazek

Dziedziniec
Obrazek

Klasztor cały czas funkcjonuje. Kaplica skromna ale piękna w swej prostocie. Mnisi kręcą się a u podnóża można i mnich kupić różaniec, wino, pamiątki, co komu potrzeba.

Uciekamy. Musimy zebrać ekipę wydostać się w stronę cywilizacji.
Obrazek
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: coreball »

Żeby nie było, że nikt nie czyta. Super relacja. Wybieram się tam w maju. Cały czas weryfikuje / rozbudowuje swoja trasę.
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Opuszczamy Kachetię i gonimy na północ do Shatili. To jedno z miejsc których ominąć nie wolno. Wieś odcięta od świata przez okres zimy. Góry, przełęcze, widoki, offik i wszystko o czym marzą turystyczne enduraki. Oczywiście jak zwykle dzielimy się, na tych którym jest zawsze za mało offa i na turystów – których prowadzę.

A co robią Ci, co ich z nami nie ma?
Obrazek

Walczą
Obrazek

Obrazek

Obrazek

My spokojnie jak na turystów przystało. Mijamy Akhmeta, Tianeti. Po drodze spotykamy takie ustrojstwo.
Pytanie w konkursie bez nagród: Gdzie to to ma silnik?
Obrazek

Dojeżdżamy do jeziora Zhinwali. Jest z tym zbiornikiem związana ciekawa historia. Sztuczny zbiornik powstał za czasów świetności ZSRR. Zalano wiele gospodarstw co Gruzini musieli zaakceptować. Nad brzegiem zbiornika stoi do dziś bardzo ważna dla historii Gruzji twierdza Ananuri, XVI-XVII w. Ktoś mądry na górze w Moskwie stwierdził, że dobrze by było podnieść jeszcze znacznie stan wody co spowodowało by zalanie i zniszczenie twierdzy. Tego Gruzinom było za dużo. W czasach głębokiej komuny, restrykcji, strachu, zebrali się tłumnie aby bronić swojej historii. Udało się. Pomysł zarzucono a twierdza została obroniona.
Był to w owych czasach jedyny taki zryw społeczeństwa, który zakończył się bezkrwawo i w dodatku zwycięsko.
Zbiornik ma ksztaut litery V. jej zachodnim brzegiem wiedzie słynna droga wojenna, (tam jest twierdza Ananuri). My jedziemy jej wschodnim brzegiem do Shatili. Prosto w otchłań Narodowego Parku Kazbegi.

Jezioro Zhinvali
Obrazek

Mila musi na nas czekać. Jesteśmy chyba za wolni :crossy:
Obrazek

Obrazek

Chmury zwiastują, że całkiem sucho nie będzie.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajnie się kręci dróżka.
Obrazek

Częsty widok. Gorszym jest biegnący na nas pies pasterski który z oddali wielkością bardziej przypomina byka. Jeszcze gorzej, gdy pasterz który może go przywołać jest daleko.
Obrazek

Chmurki coraz bliżej, i bliżej, …
Obrazek

Piotr na nieśmiertelnej królowej
Obrazek

Niezniszczalny LARK
Obrazek

Dojeżdżamy do celu. Shatili. Wieś przy granicy z Czeczenią. Wieś historyczna, ciągle zamieszkała. Wieś twierdza. Złożona z wielu przylegających do siebie średniowiecznych wież. Widok jest niesamowity. Pomiędzy blankami suszy się pranie, ze ściany wystaje kibelek jak w Malborku, toczy się życie. Wszystko to jest wkomponowane w góry Kałkazu. Bajka. :thumbsup:

Informacyjnie przed wyjazdem zatankujcie do pełna. Na całej trasie nie ma możliwości tankowania. Na miejscu jest mały sklepik i jeden hostel. Zimą i wczesną wiosną nie ma możliwości dojazdu. W lecie ulewy niszczą drogę ale stacjonujące na miejscu buldożery od razu ją „naprawiają”.

Shatili
Obrazek

Wystający sracz na pierwszym planie
Obrazek

Jutro powrót tą samą drogą. Dla nas innej nie ma. Dla harpaganów jest inna ścieżka ale możliwość przejazdu bardzo zależy od pogody. Pojechała nią nasza druga grupa i przez deszcz nie udało im się do nas dojechać.
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
Dłubacz
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 481
Rejestracja: 08.11.2009, 18:33
Mój motocykl: XL600V
Kontakt:

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Dłubacz »

Z racji tego, że jak zwykle nie czytałem :tongue: , pewna rzecz wydała mi się znajoma...
Obrazek
... jakby z Libuchory prosto przyjechało.


Co do gustownej toalety...
Obrazek
... to musi mieć fenomenalną wentylację... no i rury się nie zapychają :grin: .

A może doczekam się filmu? :wink:
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

Eeee, filmu to chyba nie będzie. Mało materiału i mało czasu. Ale jadę ponownie w sierpniu i mam w planie zakup kamerki więc może ...

Lecim dalej.

Wpakowaliśmy się do czegoś w rodzaju agroturystyki. Domek właściciele odstąpili turystom, sami ulokowali się w szopie. Prócz nas w domku była jeszcze para włóczykijów którzy dojechali tam dwa dni wcześniej terenówką. Knajpy żadnej w okolicy nie ma, w sklepiku tylko ciastka i zapojka. Gospodyni jednak widząc naszą mizerotę zaprasza nas do szopy na kolację. Gospodarz kończył właśnie ze swoim znajomym butelkę czaczy więc widząc nas, zaczął od podania kieliszków. Co za wyborny smak, po całym dniu jazdy. Bajka. Po drugim sznapsie gospodyni podała „pomidorcy, ogórcy”, chleb i kawę. Po chwili wjechały odsmażane kartofelki i mleko. Ależ mi to smakowało! Po kolejnej kolejce i zaczęła się żywa konwersacja i kolejne kolejki. Byłem bardzo ukontentowany.

Rankiem poszedłem grzecznie do gospodyni pożegnać się jak kulturalny Polak. Powitała mnie uśmiechem. Kilka słów pożegnania i widząc wszechobecną biedę życzę:
- i zdrowia, i szczęścia, i.. pieniędzy.
Tu jej uśmiech spadł z twarzy. Spojrzała na mnie surowo.
- pieniędzy to nam nie trzeba. To Wam, turystom są potrzebne. Nam nie tzeba, zdrowia i szczęścia wystarczy.
Jak by mnie ktoś w morde strzelił. Głupi ja, głupi.
Nie zwlekając pożyczyłem jeszcze raz zdrowia, szczęścia i uśmiech na jej twarz powrócił.
To zderzenie (tak, zderzenie nie zdarzenie) z tutejszą rzeczywistością i mentalnością daje do myślenia. Gonitwa nasza za wyimaginowanymi potrzebami, marzeniami wykreowanymi przez innych jest k***a bez sensu. Całkiem bez sensu.

Jak wspomniałem, ekipa szparaga tego dnia nie dojechała do nas. Zatrzymała ich burza która nas tylko lekko zmoczyła. Ruszamy tą samą trasą z powrotem. Nie żałuję. Ta sama droga od drugiej mańki wygląda zupełnie inaczej. Tym bardziej, że dziś jedziemy w pełnym słońcu
Obrazek

Czyż trampek nie jest piękny?
Obrazek

Ania też jest zadowolona
Obrazek

Pozwalam sobie odkręcić nieco. Pogoda i droga zachęca. Winkle same wjeżdżają pod koła. Góra, dół, w lewo, w prawo i w pewnym momencie orientuję się, że jadę sam. Dobry moment na postój i fajkę. Po drugiej fajce jestem dalej sam i zaczynam się niepokoić. Wracał bym ale jadę na oparach a do stacji jeszcze daleko. Po kolejnych 10 minutach, wracam. Okazało się, że mila złapała kapcia i już kończą klejenie. Kamień z serca.
Obrazek

Po kilku dalszych kilometrach cosik zaczyna nagle okrutnie łomotać w moim motocyklu. Gaszę silnik i staję. Po krótkich oględzinach okazuje się, że kamień ściął śrubę zabezpieczającą oś centralki. Sprężyna pękła, ośka wysunęła się i centralka opadła łomocąc i klekocąc. Zdemontowałem oś i włożyłem ją do tankbagu. (piszę o tym, bo będzie z nią jeszcze przygoda). Centralka ląduje pod pająkiem na bagażu. Jestem zadowolony bo zwiększyłem prześwit. Teraz to mogę zapylać.
Nadal jest pięknie.
Obrazek

To ja :grin:
Obrazek

Mostek
Obrazek

Tego dnia dojeżdżamy do Gori. Generalnie nie polecam. Noclegi drogie, miasto takie sobie. Muzeum Stalina odpuszczamy. Znajdujemy nocleg i lokujemy się na browarki. Do stolika obok instalują się motocykliści z Rosji. Zamawiają butelkę domowego wina. 25 litrową butelkę! Oczywista po pięciu minutach wszyscy siedzimy przy jednym stoliku, przyłączając się do ich buteleczki. Ten wieczór był dość długi.
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5555
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: wojtekk »

Cynciu. Czytam z wielka przyjemnością. Pokazujesz klasę!
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cynciu »

:blush:

No dobra, będzie kolejny odcinek :wink:
Dziękuję
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
Cocio
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 263
Rejestracja: 19.01.2013, 20:22
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Małogoszcz

Re: Gruzja, Armenia 2014 po Cynciowemu

Post autor: Cocio »

I ja też czytam :grin: i nie mogę się doczekać kolejnych historii, zdjęć ...
W perspektywie wyjazd tylko, że ... puszką :ysz:
Może gdzieś - na trasie - się spotkamy w sierpniu :cool:
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości