Kirgistan 2012 GSC

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Sylwek »

Cynciu,coraz lepsze,ciekawsze,coraz bardziej klimatyczne zdjęcia tu wrzucasz.A te błękitne góry!
Jak możesz :grin: :grin: Normalnie trzeba by tam jechać.

A prywatnie-zazdroszczę Ci lekkiego pióra :tongue:.
Siwy Koń
Czytacz
Czytacz
Posty: 6
Rejestracja: 05.02.2013, 15:54
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Podkowa Leśna

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Siwy Koń »

Cynciu pisze:Strzała,
Jeśli mapa i nasze rady się do czegoś przydały, to bardzo się cieszę.
Fajnie było by zobaczyć i wasze fotki lub relację. Jest to możliwe?
Nasza relacja powstanie po pewnym czasie, ponieważ głównym celem byli Polacy masowych przesiedleń z Kresów. Przesiedleń które miały miejsce w latach 1935-1938 (likwidacja polskich regionów autonomicznych: Marchlewszczyzny i Dzierżowszczyzny) oraz podczas drugiej akcji deportacyjnej w latach 1940-1941. Ale to inna bajka, więc czekamy na dalszą relację.
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Cynciu »

Droga daleka + piękne widoki = spore opóźnienie.
Jak Wspominałem, naszym celem na dziś jest Jalala Bad. W górach łapie nas noc i mocno zwalniamy tempo. Zatrzymujemy się pod jakimś sklepem
ze 40km przed miastem na zakupy i wykonujemy SMS-a do przyjaciela, w sprawie lokalizacji jakiegoś lokum. Przychodzi odpowiedź:
- Szukajcie w Jalala Bad księdza Krzysztofa.
No to fajnie. Trzeba znaleźć kościół. Wracam do sklepu i pytam sprzedawcy, czy wie gdzie jest w Jalala Bad kościół, pokazując paluchami krzyż.
Sprzedawca mówi, że nie wie, bo on jest z tych. Tu łapie się za uszy i wali pokłony prawie uderzając czołem w ladę. Po chwili obaj wybuchamy śmiechem.
Jedziemy, w Jalala Bad jesteśmy przed północą. Krążymy po mieście które tętni życiem w poszukiwaniu kościoła. Znajdujemy kościół ale prawosławny
i od dawna nieczynny, jeśli można tak to ująć. Jest koło pierwszej darujemy sobie księdza i ruszamy w poszukiwaniu jakiegokolwiek łóżka. Grzela znajduje
po chwili. Na środku głównej ulicy, nad drzwiami budynku przypominającego nasz komunistyczny hotel robotniczy, wisi dumnie napis: GASTINICA.
Grzela robi rekonesans i już wiemy. Są wolne pokoje, cena przystępna. Bierzemy. Parkingu niet ale mila Pani pozwala wjechać na recepcję gdzie będzie całą
noc kiblować. Do drzwi prowadzi z dziesięć schodów lecz mamy przeca motocykle ędurro. Szparag pierwszy odkręca i na pełnym gazie wjeżdża pod samą ladę.
Po krótkiej chwili wszystkie trzy mustangi prężą się w recepcji. Podchodzimy do Pani a ta zadaje nieco dziwne, jak na okoliczności pytanie:
- Czy jesteśmy pewni, że chcemy tu spać?
- Tak kurna, jest po pierwszej a my jesteśmy lekko wykończeni.
Płacimy i dostajemy trzy klucze. Jakieś śmieszne. Takie małe jak do kłódki walizkowej.
Bierzemy i kierujemy się na pięterko. Pokonujemy ciemne, kręte, schody i wychodzimy na długi korytarz. Tu wali już komuną na całego. Obskurne ściany
poprzetykane są z lewej i prawej drzwiami wątpliwej urody. Odnajdujemy swoje drzwi. Są zamknięte na skobel i kłódkę. Jak drzwi od chlewika. Z drugiej
strony korytarza skrzypnęły drzwi i wysunęła się z nich bardzo młoda i ładna niewiasta chińskiej urody. Z torebką w jednej i butelką plastikową w drugiej
ręce kieruje się (chyba) w stronę toalety. Uśmiech – uśmiech i znika. Otwieramy kłódkę, lekkie pchnięcie drzwi i otwierają się z głuchym jękiem obnażając
wnętrze naszego lokum. Pokój jest duży, przestronny a całe umeblowanie stanowi duże łoże małżeńskie, stojące na środku dłuższej ściany. Resztę
umeblowania stanowi rząd gwoździ wbity w drzwi od strony wewnętrznej. Te gwoździe to pewnie jest garderoba. Korytarzem przemyka kolejna urodziwa dziewoja.

k***a! (w tym mejscu to właściwe słowo) Jesteśmy w burdelu! Domu uciech!

Otwieramy kolejne pokoje i wszystkie są identyczne. Trzeba wyskoczyć po jakieś piwko lub inny zobojętniacz warunków. Na misję zakupową ruszą Grzela i Szparag.
Ja mam chęć się wykąpać. Zrzucamy graty. Grzela na środku podłogi zostawia kask, gasi światło i wychodzą. Ja (po zamknięciu kłódki) zabieram ręcznik,
przybory toaletowe i idę szukać łazienki. Już w połowie korytarza mój węch potwierdził, że idę we właściwym kierunku. Z każdym krokiem coraz mniej pragnę
kąpieli.
Są drzwi. Toaleta koedukacyjna ale panienki już gdzieś wsiąkły. Dotarłem do źródła zapachu. Rozglądam się. Dziura w podłodze wiadomego przeznaczenia,
obok ze ściany wystaje kawałek rury. To prysznic, pod którym za nic bym nie stanął. Na drugiej ścianie jest umywalka ale mydła bym na niej nie położył.
OK. Już wiem. Dziś będzie dzień dziecka. Zresztą po co się myć skoro jutro znów się pobrudzę. No dobra. Zraszam ręce i twarz. To wystarczy, i tak ryzyko było duże. Wychodzę na korytarz i kieruje się w stronę pokoju. Z drugiego końca zmierza w moją stronę Chińczyk. Ubrany jest w klapki i slipki, które już dawno zapomniały,
że była w nich gumka. Spod slipek radośnie wygląda gęsta czupryna. Kolo wali centralnie do mnie i z uśmiechem na twarzy zagaduje.
- Cześć, ja Kola, jak masz na imię?
- Artur. Odpowiadam, szukając wzrokiem drogi ewentualnej ewakuacji.
- Jak Ci się podoba Twój pokój? U mnie jest wypas. Jak chcesz możesz do mnie się przenieść.
- No nie, dziękuję ale jestem zmęczony, zresztą nie jestem sam.
Kąciki jego ust wędrują ku górze, a ja już wiem, że ten uśmieszek wcale mi się nie podoba. Bardzo uprzejmie i szybciutko żegnam mojego nowego „przyjaciela”
i spierdzielam do swojego pokoju. Nie wiedziałem, że w butach crossowych można tak szybko chodzić. Zamykam się na cztery spusty, a właściwie na mały suwak
i haczyk. Mój pokój, moja oaza, mój bezpieczny azyl. Jaki on teraz piękny.

Dżisus. Miałem branie! W dodatku byłem brany przez krótkiego Chińczyka w majtkach bez gumki. Jak ja to opowiem w domu. Czemu to chociaż nie była „Ona”
tylko „On” i to taki.

Po chwili wracają z zakupów Grzela i Szparag. Wychodzę i otwieramy pokój Grzeli. Coś jednak nie jest tak jak przed chwilą. Kask zostawiony na podłodze zdaje
się, żyć własnym życiem. Jakby chciał wyjść z mrocznego pokoju. Zapalamy światło a spod kasku ewakuują się dziesiątki karaluchów. OK. Dziękujemy, idziemy
do pokoju Szparaga. Tu wszystko jest tak jak zostawiliśmy. Otwieramy winko, a ja już chyba mam dość butów krosowych. Na boso się nie odważę a klapki są na
dole przy motocyklu.
-Idę po klapki.
I ruszam. Najpierw korytarz, klatka schodowa. Im niżej, tym ciemniej. Na dole, wprost schodów jest pomieszczenie, puste, bez drzwi, z dużym oknem wychodzącym
na ulicę. Zaglądam do środka ale jest za ciemno, nie wiele widać. Zapalam latarkę. Jej światło pada bezpośrednio na twarz kobiety śpiącej na betonowej posadzce i
przykrytej jakąś derką.
- Spierdalaj. Warknęła.
Tak naprawdę nie wiem co powiedziała ale w wolnym tłumaczeniu było to na pewno spierdalaj. Światło latarki zgasło zanim zdążyłem dotknąć wyłącznika.
Powoli wycofałem się i za moment już w klapeczkach degustowaliśmy wino marki Wino. Nie ma szans, nie śpimy tu! Przebidujemy do rana i spadamy.
- Jak chcecie. Ja idę się przespać. Padam z nóg. Jutro mamy kawał drogi.
Oświadcza stanowczo Grzela. Szparag przeciągną wzrokiem po naszym przyjacielu i rzekł:
- W takim razie Grzela, KARALUCHY POD PODUCHY.
Umarłem ze śmiechu. To się nazywa dobrać tekst do miejsca i czasu. Karaluchy pod poduchy.
Ze Szparagiem poszliśmy w miasto, sprawdzić czy inne wina są równie wyborne. Nocnych sklepów nie brakowało.
Na męskich rozmowach w mieście troszkę nam zeszło i do hotelu dotarliśmy gdzieś 6-7 nad ranem. Grzela jeszcze spał. Zaleliśmy na chwilę na wyrku, aby dać
nieco luzu zmęczonym kończynom.
- Trzeba obudzić Grze...
Resztę usłyszał tylko Morfeusz który wyrwał mnie z rzeczywistości.

O godzinie 10 rano zameldowaliśmy się przy motocyklach. Powitała nas uśmiechem pani recepcjonistka i pani trafiona światłem mojej latarki. Krótkie pożegnanie i jazda, walimy dalej, na południe.
Ale o tem, potem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Na koniec filmik. Oglądać tylko z dźwiękiem !
Ostatnio zmieniony 09.02.2013, 22:35 przez Cynciu, łącznie zmieniany 1 raz.
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
Trol
wypruwacz wydechów
wypruwacz wydechów
Posty: 965
Rejestracja: 12.09.2012, 20:32
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Poland

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Trol »

O ja pierdole :mouthshut:
Filmik u mnie nie rabotaet
Jestem Trolem poprawnym .Staram się .Nierzadko .
Awatar użytkownika
dan_one
wiejski tuningowiec
wiejski tuningowiec
Posty: 93
Rejestracja: 11.08.2011, 15:54
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: SY

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: dan_one »

filmik nie śmiga
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Cynciu »

Pracuje nad tym :swieczki:
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
henry
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3092
Rejestracja: 12.06.2008, 23:12
Lokalizacja: INOWŁÓDZ

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: henry »

O la boga ... trzeba będzie pojechać i jeszcze raz nakręcić :grin:
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
Awatar użytkownika
Trol
wypruwacz wydechów
wypruwacz wydechów
Posty: 965
Rejestracja: 12.09.2012, 20:32
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Poland

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Trol »

jest coś w tym (a może powinno być w Tym , kumacie różnicę ?)
Jestem Trolem poprawnym .Staram się .Nierzadko .
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Cynciu »

Filmik działa
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Cynciu »

Dziś dzień asfaltowy. Wyjeżdżamy z Jalala Badu i kierujemy się na Sary-Tash. To ma być nasza baza wypadowa pod Pik Lenina. Góry, serpentyny, droga leci szybko. Tylko ta pieprzona czarna chmura która nas osacza. Raz jest z lewej, raz z prawej, raz przed nami. Wreszcie idzie na czołówkę. Przed samym uderzeniem chowamy się na przystanku. Chyba jedynym, jaki widziałem po drodze. Chwilę później leje jak z cebra w kraju, w którym niby nie pada w lecie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Burza trwała 15-20minut a po chwili wesoło zamrugało słoneczko ale zrobiło się znacznie chłodniej. Widoki powalające. Co chwilę zatrzymujemy się na fotki. Wg Bajrasza ten idealny asfalt, jeszcze dwa lata temu był zajebistą szutrówką. Co tam. Teraz też jest gitarra

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Aby poprowadzić Was dalej muszę cofnąć się kilka dni, do historyjki którą w pośpiechu pominąłem.
Grzejemy więc offikiem, krowimi ścieżkami. Ja dyndam sobie na końcu. W pewnym momencie przed nami wyrasta strome wzniesienie. Szparag dał ognia i już go nie było. Grzela poszedł drugi. Teraz kolej na mnie. Jedyna i oooooogień. W połowie wzniesienia tracę moc i moto gaśnie. Co jest! Kopie gada (bo starter mam w kopniaku). Jedynka gaz ooogieńń a X-tuś Beee, e, e e, zgasł. Przesuwam się pół metra pod górę. Kopniak, jedynka, gaz i ............... . to samo. Jestem w połowie wzniesienia. Kopię, jedynka ....... i tak pięć czy sześć razy. Jestem spocony i zasapany od tego kopania, ruszania i to wszystko na sporej pochyłości. Widzę jak z góry stacza stacza się do mnie Szparag, Widać zaniepokoił go brak Cyncia. Podjeżdża i patrzy z politowaniem.
- To to nie chce wjechać pod górę. Nia ma mocy.
Aby udowodnić odpalam, jedyna gaz do dechy, dzidaaaa, a a, zdechł. A ona dalej patrzy z politowaniem.
- Kurtka, w łańcuch ci się wkręciła.
Spoglądam na koło i łzy napływają mi do oczu. Nie wiem czy ze złości na siebie czy z żalu po kurtce. Wykręcam kurtkę nawiniętą na zębatkę i wpycham pod ekspandery, gdzie jej miejsce. Na górę oczywiście wyjeżdżam bez problemu. Po kilkunastu kilometrach orientuję się, że już nie mam kurtki. Teraz pewnie jeździ w niej jakiś Kirgiz na koniu. W kurtce Modeka z membraną i wzmacnianymi szwami.
Mało tego zgubiłem też polarową koszulę, gdzieś, nie wiem gdzie.
Czemu o tym piszę?
Bo jak wspomniałem, po deszczu ochłodziło się. Gdy zbliżaliśmy się do najwyższych szczytów zaczęło się ściemniać i zrobiło się naprawdę zimno. Z ust leciała para i nie wiedzieliśmy czy to pod kołami, to mokry asfalt czy lód. Zatrzymaliśmy się. Fajka na rozgrzwkę i trzeba cos włożyć. Szparag zakładał ciepłe skarpety na lekkie krosowe rękawiczki. Mnie owiną ręcznikami na które wcisnąłem koszulki. Tak opatuleni dotarliśmy do Sary-Tash, naszego celu.
- Zmarzłem jak czort.
Powiadamiam Szparaga.
- To czemu nie włączyłeś grzanych manetek?
W tym dniu, nie miałem siły już Go zabić.

Obrazek

Obrazek
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
voycor
naciągacz linek
naciągacz linek
Posty: 62
Rejestracja: 02.11.2012, 11:37
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Mława

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: voycor »

Ostatnio oglądałem film, "Czarnobyl: reaktor strachu", głupi, nakręcony przez amerykanów. Wasz "hotel" nadał by mu wiele w temacie :grin: Wyprawa fantastyczna :thumbsup:
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Cynciu »

Na naszej kwaterze spotykamy grupe rumuńskich motocyklistów. Ich jutrzejszy plan dotarcia do base camp,pod Pikiem Lenina jest zbieżny z naszym. Rozważamy dalszą wspólną jazdę, łącząc rozważania z integracją do późnych godzin.

Rankiem tankowanie, tym razem jednak z dystrybutora. Małe zakupy i w drogę. Pierwsza część trasy przebiega szybkim asfaltem i ta część drogi weryfikuje możliwości i przyjemności wspólnej jazdy tak różnymi motocyklami. Rumuni jadą bowiem Tenerkami i GS 800. Mój Xtuś nie osiąga takich prędkości przelotowych i po krótkiej chwili zostaję sam. Pędzę ile fabryka dala Xtusiowi ale to niestety za mało. Droga jest prosta jak strzała a po kilkudziesięciu kilometrach odbija w lewo i przecinając rzekę przechodzi w offa. Tam za zjazdem czekali na mnie Szparag z Grzelą. Prawo Murphiego jednak zadziałało i nie zauważając kompanów pomknąłem dalej asfaltem. W pogoń rzucił się Szparag. Ja jednak goniłem (jak mi się wydawało) Szparaga, więc i mnie dogonić Szparagowi nie było łatwo.
Po kilkudziesięciu minutach jesteśmy już wszyscy razem i kierujemy się pięknym offikiem w stronę base campu. Ścieżka jest fantastyczna i radość z jazdy psuje jedynie kapeć którego łapię po kilkunastu kilometrach. Wyobraźcie sobie. Jedziemy suchym korytem rzeki, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, wokół pustka. I właśnie w tych okolicznościach łapię w tylne koło......................................wkręta do karton gipsu. Mamy jednak łatki, łyżki i Samborowy kompresorek który okazał się znów bardzo przydatny.
Grzebiemy sobie spokojnie przy kółeczku a z dala dochodzi do nas znany i przyjemny klekot. Chwilę później, zatrzymuje się przy nas DR-ka z której schodzi przesympatyczny starszy, Amerykanin. Przyleciał samolotem i przemierza Kirgistan samotnie na pożyczonym motocyklu. DR-kę pożyczył od naszego kolegi Sambora. Ależ ten świat jest mały.
Dotarliśmy pod base camp, a nawet dalej. Spod base camp-u pojechałem w stronę Piku Lenina najdalej, jak tylko można nożna było to zrobić na kołach.
W tym miejscu mogę już jedynie pokazać fotki:

Sary-Tash rankiem
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W oddali szczyty Pamiru
Obrazek

Tu miałem zjechać z asfaltu
Obrazek

Tu czekali na mnie koledzy
Obrazek

Obrazek

Wkręt, sprawca zamieszania.
Obrazek

Kapeć i sympatyczny Amerykanin
Obrazek

Obrazek

Ta ścieżka prowadzi do base campu
Obrazek

Obrazek

W oddali base camp
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Cynciu »

Konkurs noworoczny dla planujących wypad w tamte strony.
Nagrodą jest satysfakcja.

Co to za kopczyki przed zabudowaniami?

Obrazek
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
Dłubacz
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 481
Rejestracja: 08.11.2009, 18:33
Mój motocykl: XL600V
Kontakt:

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Dłubacz »

Wygląda jak suszenie gu...... opału na zimę :grin: .
Awatar użytkownika
wilq.bb
Kontroler
Kontroler
Posty: 2673
Rejestracja: 27.08.2012, 08:41
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Kontakt:

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: wilq.bb »

jak to co - przecież widać... to kupa :) czyli kupa takich dużych futrzatych zwierzów zwanych...jak... no właśnie jak:) suszona jako opał. mogę w nagrodę poklepać się po ramieniu?
"Logowanie się na forum jest jak wchodzenie do knajpy za rogiem - zawsze te same mordy przy barze, barman rzuci drwiną a kiblu trochę śmierdzi... Jednak się przychodzi." by Matjas
Jako dżentelmen upijam się po 18-stej.
Awatar użytkownika
Roland
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 271
Rejestracja: 30.08.2011, 12:12
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Warszawa

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Roland »

Cynciu pisze:Konkurs noworoczny dla planujących wypad w tamte strony.
Nagrodą jest satysfakcja.
Co to za kopczyki przed zabudowaniami?
Zapewne suszą krowie "placki" żeby później mieć czym ogrzewać :-)
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Cynciu »

Jak zwykle macie rację.


Tak, tak. To opał.
A gdzie kopalnia?
Pokażę wam. Najpierw należy wyprodukować. Tak wyglądają producenci:

Obrazek

Później do akcji wchodzą wykwalifikowani zbieracze

Obrazek

Następnie, to co zebrane, zostaje uformowane i wstępnie przesuszone

Obrazek

Dalszy proces polega na właściwym suszeniu.

Obrazek

Wysuszony opał należy zmagazynować

Obrazek

Spaliśmy w pobliżu takiego magazynu. Jedliśmy posiłki przyrządzane na kuchni opalanej niniejszym opałem i zapewniam, że jest niemal bezwonny a jednocześnie bardzo kaloryczny.

Jak widzieliście na fotkach, drzew tam jak na lekarstwo a pogoda w górach kapryśna. Trzeba się przy czymś ogrzać i strawę przyrządzić.
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Cynciu »

Spod base campu wracamy do Sary –Tash na znany nam już nocleg. Tu spotykamy parę młodych Niemców z nieco innym sposobem podróżowania. Przylecieli samolotem do Biszkeku, wynajęli busa z kierowcą i przewodnikiem. Tym sposobem zwiedzają kirgistan.
Jest też młoda japonka pokonująca samotnie Azję na rowerze. Szczęki nam opadły rankiem gdy ujrzeliśmy jak objuczyła swój rowerek. Bagażu miała zdecydowanie więcej niż my w trójkę razem wzięci. Objuczony rowerek był chyba cięższy od mojego XT-ka. A ona wsiadła i normalnie pojechała.

Dla nas od tej chwili zaczynał się niestety już odwrót. Obieramy kierunek północny i przebijamy się przez góry w kierunku Osh. Na miejsce docieramy po południu. Bierzemy hotel, tym razem prawdziwy. Z łazienką, ciepłą wodą, prysznicem i całym tym wypasem. Motki parkujemy na zapleczu i idziemy w miasto. Zjadamy normalne żarcie i walimy na targ w poszukiwaniu prezentów. Targowisko do najmniejszych raczej nie należy. Z kilometr idziemy wzdłuż mięsiw różnego typu i gatunku. Dalej ogóry, pomidory i takie tam. Nie tego szukamy. Idziemy wzdłuż dywanów, kapci, trampek, skarpetek i zaczynamy się lekko irytować. Od momentu opuszczenia straganów z żarciem, wszystko naokoło jest chińskie! Mija druga godzina spaceru pomiędzy straganami: Adidasy, koszulki, telefony, elektronika, tysiące pierdół i wszystko chińskie. Gdy nogi miały już dość, poddaliśmy się, nie znajdując nic tradycyjnego i godnego uwagi. Niestety nie obeszliśmy całości, a szkoda. Teraz wiem, że ominęliśmy to, czego tak naprawdę było nam trzeba. Wracam do hotelu. Wreszcie gorąca kąpiel i pranie. W mieście było gorąco jak w piekarniku więc wszystko schnie w oczach. Wieczorkiem wychodne na piwko i inne rozluźniacze.

Tym busem podróżowali Niemieccy podróżnicy.

Obrazek

Owcopies – owieczka która bawiła się i zachowywała jak piesek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pani zrobiła Pawłowi lodzika
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Rankiem znów na północ, tego dnia chcemy dojechać do jeziora Toktogul.
Droga jak droga. Tym razem jednak jechaliśmy przez góry J
Po drodze jedzonko. Można na siedząco, można na leżąco. Jak kto sobie życzy.

Obrazek

Gonimy asfaltami i kilometry szybko uciekają. Jest tak ciepło, że nie bardzo chce nam się zatrzymywać. Tylko w czasie jazdy pęd powietrza pozwala na utrzymanie optymalnej temperatury ciała. Przejeżdżając przez kolejną wioskę, mijamy winkiel i widzę zatrzymującą się mini ciężarówkę, wypakowaną arbuzami. Z drugiej strony drogi patrzy na mnie lufa radaru ichniejszej drogówki. Lizak w górę i już stoimy za arbuzowozem. Kierowca arbuzowozu jak tylko się zatrzymał, bez komendy wskakuje na pakę, zdejmuje okazałego arbuza i wrzuca na tylne siedzenie radiowozu. Po tym manewrze staje na baczność i czeka na wyrok. Tymczasem oficery podchodzą do nas zaczynając standardową wymianę uprzejmości. Jak imię? A skąd? A dokąd? A jak wam się podoba u nas? Itd. W tym czasie pan od arbuzów stoi cały czas na baczność. Podchodzimy do Radiowozu i pada dziwne pytanie:
- Macie nóż?
Tu mała konsternacja. Szparag ma kosę przy sobie ale za takie kosy od razu wsadzają do Paki. Wyczuwamy (jak zwykle) przyjazne wibrację więc pokazujemy nóż. Oficyjer bierze kosę, chwilę się przygląda po czym odwraca się do gościa od arbuzów.
- Ty. Pokroisz Polakom arbuza i możesz jechać.
Tym sposobem, pojedli my arbuza z policjantami, odzyskali nóż, i z życzeniami „szerokiej drogi” pojechali dalej.
No była jeszcze okazjonalna fotka.

W przydrożnym rowie arbuz się chłodzi.
Obrazek

Obrazek

Nad południowy brzeg Toktogul dojeżdżamy gdy już się zmierzcha. Nocleg znajdujemy już po ciemku i ruszamy w poszukiwaniu żarcia i piwka. W pobliżu znajdujemy sklep i knajpkę. W knajpce błyskają światełka i dudni muza. Chwila zastanowienia i walimy na kirgiską dyskotekę. Żarcie jest, piwo jest, jest ok. Gdy tylko pojawiamy się w lokalu, dostajemy z mety stolik przy DJ-u. Zamawiamy po piwku i już za moment mamy przy stoliku przyjaciela. To Naczialnik w delegacji. Naczialnik ma pomagiera który w lot dostaje polecenie przyniesienia kolejki dla Naczialnika i jego gości (czyli nas). Zamawiamy żarcie i gadając z naczialnikiem błądzimy wzrokiem po sali. Sala ma około 8 na 15metrów więc nie jest to potęga. DJ przy którym siedzimy jest kobietą około 60-cio letnią i puszcza z komputera muzę typu Modern Talking. Na sali jest 25-30 osób w wieku od 20 do 65lat. Siedzimy więc i szukamy wzrokiem obiektu na którym można by z przyjemnością zawiesić oko na dłużej.
Jest. Jedna jedyna sztuka. Naprawdę ciekawa. Wszystkim nam wpada w oko. Lat jakieś 20, 22. Kręci się po parkiecie aż miło. Życie nam jeszcze miłe więc początkowo dyskretnie zerkamy i oceniamy. Tymczasem do naszego stolika podchodzi co chwilę ktoś inny. Ten chce zagadać, ten się z nami napić a inny nam poprzyglądać. Naczialnik też jakaś szycha i działa magnetycznie. Nim się zorientowaliśmy, przy naszym stoliku już nie było miejsc siedzących a sam stolik uginał się od żarcia i trunków, Na stole znalazło się nawet wiadro kumysu.
Przyjaciół przybywało. Zwłaszcza jeden zdał się nad wyraz sympatyczny. Gadał i pił z nami aż w końcu przyniósł kumys. Gość był znacznie od nas starszy. Tak na oko dobrze po pięćdziesiątce. Po którymś toaście gość wstał i mówi:
- Ja Wam muszę jeszcze moją żonę przedstawić.
Rusza na drugi koniec sali, łapie babę za rękę i przyprowadza do naszego stolika.
Szczęki nam opadły na blat stołu aż zadzwoniło. Przyprowadził właśnie tą laskę która nam wszystkim wpadła w oko. Teraz poszliśmy w tany i można było oficjalnie powywijać przy żonie naszego nowego kolegi. Było zajefajnie. Niestety zrobiło się tak późno, że obsługa poprosiła wszystkich żeby poszli grzecznie spać. Tak też i my uczyniliśmy. Rano znów trzeba ruszać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zapomniał bym o najważniejszym.
Po tańcach zrobiło się na tyle przyjacielsko, że odważyliśmy się zapytać.
- Stary, jak ty to zrobiłeś, że masz taką młodą, fajną żonę.
Gość wypiął pierś i pełnym dumy głosem odparł.
- Ja mam 100 łoszadów.

I wszystko jasne.
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Pablo
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 284
Rejestracja: 13.06.2008, 11:34
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Gród Kraka

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Pablo »

" Ja mam 100 łoszadów." Jakie to... ponadczasowe ;)
Cycniu, wielkie dzięki za spisanie relacji - choć pewnie do Kirgistanu nie zawitam przez najbliższe lata, dałeś choć małe wyobrażenie tego kraju.
Awatar użytkownika
Trol
wypruwacz wydechów
wypruwacz wydechów
Posty: 965
Rejestracja: 12.09.2012, 20:32
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Poland

Re: Kirgistan 2012 GSC

Post autor: Trol »

U mnie tylko 50 - mechanicznych .
Jestem Trolem poprawnym .Staram się .Nierzadko .
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Ahrefs [Bot] i 3 gości