RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
krzysimirn
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 778
Rejestracja: 03.05.2010, 11:05
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Wyszków

RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: krzysimirn »

https://picasaweb.google.com/1154408277 ... h8ruiZHcZw

ja się tylko pochwalę naszymi fotkami w niewielkim stopniu opisanymi. Na dłuższy opis wyjazdu nie mam nawet ochoty :-) Ważne że wyjazd zajebis..y a i towarzystwo było na najwyższym poziomie
A brali udział:
krzysimirn
nomad
domisia
tomekpe + dziewczynape
michal
graza

mam nadzieję ze zdjęć nie bezie za dużo i nie będą nudne, jak obejrzycie to komentujcie ;-)
Ostatnio zmieniony 28.10.2011, 14:33 przez krzysimirn, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: tomekpe »

pomekpe ... ? :lanie:
Awatar użytkownika
Kristobal
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1181
Rejestracja: 19.06.2011, 15:48
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: WKZ/WR
Kontakt:

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: Kristobal »

Fajna ekipa i wyprawa, drogi też widzę adekwatne do motongów. :ok:
Też się zbieram do choćby streszczenia eskapady po Karpatach, ale ciągle coś ważniejszego jest do roboty. Wspomnienia świeże, że zdjęć się nawet nie chce przejrzeć, może w zimę opublikuję co nie co. lewa.
Honda XL350R'85/ Yamaha XJR1200'95/ Kawasaki KLE650'09
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: tomekpe »

Drogi takie, bo na mapie wyszło że bliżej będzie ... droga miała być lepsza wedle mapy, nie posłuchaliśmy miejscowych :) 40 km jechaliśmy pół dnia.
Awatar użytkownika
Driverd2
szorujący kolanami
szorujący kolanami
Posty: 1673
Rejestracja: 16.12.2009, 17:30
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Żyrardów
Kontakt:

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: Driverd2 »

A ja się tak cieszyłem że byłem nad morzem czarnym :tongue: i wszystko było by pięknie a ty musiałeś to zepsuć :lanie: po co pisałeś że to jezioro było :swieczki:
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: wojtekk »

Może Czarne to w sumie takie jezioro. Większe. Każdy z Was może mieć rację :)
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
krzysimirn
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 778
Rejestracja: 03.05.2010, 11:05
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Wyszków

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: krzysimirn »

Driverd2 pisze:A ja się tak cieszyłem że byłem nad morzem czarnym :tongue: i wszystko było by pięknie a ty musiałeś to zepsuć :lanie: po co pisałeś że to jezioro było :swieczki:


wybacz :tongue:
Awatar użytkownika
Driverd2
szorujący kolanami
szorujący kolanami
Posty: 1673
Rejestracja: 16.12.2009, 17:30
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Żyrardów
Kontakt:

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: Driverd2 »

krzysimirn pisze:wybacz :tongue:
po tym co mi zrobiłeś? Hmm no nie wiem, pomyślę :tongue:

ps. fajne zdjęcia :thumbsup:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: tomekpe »

Niecałe pół roku po wyprawie, korzystając z przedłużonego L-4 i wymuszonego siedzenia na kanapie, zacząłem pisać relację z podróży. Ci co byli, proszę nie krytykować - żadna to egzotyka :P . Niemniej, może komuś taka relacja się przyda do zaplanowania podróży lub zabicia zimowego sezonu. Zaczynamy!
(będzie w odcinkach, bo zauważyłem, że to lepiej skupia uwagę na wątku ;) )
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: tomekpe »

Wstęp

Plan ogólny na wakacje jest taki – ruszamy na naszą pierwszą wyprawę do Rumunii. We dwójkę, na Trampku, może nie być lekko, ale udaje mi się przekonać plecaczka, że trzeba, i że to najlepszy pomysł na wakacje. W Rumunii mamy objechać kraj, kierując się stronę morza, a pomijając południe – taka duża pętla. Mamy zaproszenie od kolegi, jest kilka maszyn (część osób była już na wyprawie, część nie), i możemy dołączyć.

Nasza wyprawa jest poprzedzona tylko jednym weekendowym wyjazdem na Mazury – aby sprawdzić, czy się da, i czy umiemy się spakować w kufry. Da się, umiemy :) Do tego kilka spotkań w Warszawie w celu zaplanowania wszystkiego, oraz nerwowe przeszukiwanie forum w poszukiwaniu relacji tych, co w Rumunii już byli. Im bliżej terminu, tym bardziej ginie mi w pamięci, że to kierunek w sumie dla początkujących Trampkowiczów. Nie powinno być problemu, a jednak ekscytacja rośnie :) Trasa jest autorstwa kolegi Krzyśka, i dalej w relacji zamieszczam zaplanowaną trasę, a rzeczywiste przejazdy mogły się nieco różnić. Wszystko przemyślane, przygotowane, kupione, i wreszcie nadchodzi ten dzień.

pt.12.VIII – Start.

Od rana w pracy panuje poczucie bliskiego urlopu. Nie dość, że długi weekend, to dla nas początek dwóch tygodni na dwóch kółkach, i do tego we dwójkę. Ciężko się skoncentrować, a dodatkowo są obawy, wiadomo – jak to będzie. Czy decyzja o nie zabieraniu suszarki będzie słuszna i takie tam :)
Nic to, dochodzi 15.00, urywam się z pracy. Jadę po Ewelinę, która oczywiście tego dnia ma coś wyjątkowo pilnego do dokończenia. Odbieram ją przed 17.00 i ruszamy do domu, na pakowanie. Rzeczy na szczęście są przygotowane, ale tego dnia mamy dojechać pod Sandomierz, do Michała. Ma tam czekać również Krzysiek (krzysimirn) i Grażyna (graza).

Niestety by ruszyć, musimy zapakować maszynę. Wynosimy wszystkie przygotowane pakunki i pewne zaskoczenie – brakuje nam najwyraźniej przyczepki. Bagaże nie wyglądają, jakby miały się zmieścić na 3 Trampkach, a co dopiero na jednym z dwójką pasażerów. Na szczęście to tylko pierwsze wrażenie, zrobiłem pewne przymiarki wcześniej i nawet plecaczek może jechać wygodnie. Ruszamy.

Obrazek


O k...a jak ciężko się prowadzi. Masakra. 400 kilogramowy słoń. To na tylko pierwsze kilometry, powoli oswajam się ze statecznym prowadzeniem motocykla, uczę się płynniej wykonywać manewry i okazuje się, że Trampkowi żadne obciążenie niestraszne. Jedziemy ostrożnie, trasa jest szeroka, ale i ruch duży. Pod Radomiem pełen entuzjazmu nabytego na maszynie normalnie jeżdżącej bez kufrów przeciskam się między autami i klops. Dotykam błotnikiem jakiegoś małego Peugeota, na szczęście bez rys – po prostu się oparłem. Krótki zjazd na pobocze, przeprosiny, pod kaskiem już gorąco, na szczęście kierowca okazał się bardzo kulturalny, spojrzał na swój błotnik i bez żadnego problemu pojechał dalej.
Ruszamy znów, tym razem wolniej i już pokornie za autami. Ściemnia się. Kolejna niespodzianka, po załadowaniu trzeba było wyregulować światła. Tylko komu by to przyszło do głowy w pełnym słońcu. „Na pewno nie jest tak źle”, jedziemy dalej. Mijamy Zwoleń, jedziemy wzdłuż Wisły, jest coraz bliżej i coraz później. Zdarzają się pojedyncze mignięcia od aut z naprzeciwka. Chyba nie jest aż tak dobrze.
Nareszcie! Docieramy do Michała pod Sandomierz. Jesteśmy w umówionej miejscowości, dzwonimy do Krzyśka, bo metoda nasłuchu nic nie daje. Albo nie ma imprezy, albo świerszcze wszystko zagłuszyły. Panują egipskie ciemności i głusza cisza. Po chwili Krzysiek przyjeżdża i prowadzi nas na miejsce. Jest około 22, witamy się z pozostałymi uczestnikami. Zjadamy szybko cokolwiek z ogniska, chwilę rozmawiamy i niebotycznie zmęczeni szybko idziemy spać.


Sob. 13.VIII – Tokaj, baby!

Rano wita nas nieco gorsza pogoda, spore chmury szybko sunące po niebie zwiastują potencjalne problemy. Jak się później okazało, przez całe dwa tygodnie deszcz padał tylko raz. A i tak udało nam się przed nim w ostatniej chwili schować. Tego ranka kilka razy widzimy krople na szybach kasków, za Rzeszowem ostatecznie pogoda zmienia się na słoneczną i taka zostaje do końca dnia. Na granicy słowackiej postój – czekamy na Dominikę(domisia) i Maćka(nomad), którzy rano wyruszyli w naszą stronę. Dojeżdżają po godzinie, to i tak niezłe tempo. W międzyczasie, podczas obiadu Grażyna mówi nam, że nie możemy zjeżdżać z asfaltu, bo ona ma szosowe opony :) Już we wtorek miała całkiem zmienić zdanie...Nasza ekipa jest w komplecie, 6 motocykli, 7 osób.

Dalsza trasa to nic ciekawego – spory ruch, Słowacja jest mimo pięknej pogody biedna i często ponura. Domy odrapane, a przy drogach Cyganie sprzedają grzyby. Nie wygląda to zachęcająco, toteż mkniemy na Węgry bez zatrzymywania. Za granicą węgierską tankowanie i zakup naklejek na kufry (jedynych podczas całej wyprawy :) ). Kto znajdzie na zdjęciu poniżej Maćka (jest 5 osób w sumie)?

Obrazek


Krajobraz stopniowo się zmienia – czyli robi coraz bardziej płaski. Pojawiają się winnice. Dojeżdżamy do Tokaju, szukamy kempingu. W miejscowości jest jakiś festiwal muzyczny czy też zlot motocyklistów, a może jedno i drugie, z miejscami krucho. Wybieramy się na spacer do miasta, jedzenie ważniejsze niż nocleg :). Motocykle stawiamy niedaleko centrum, po prostu na chodniku, nieco obawiając się o bagaże. Pan z restauracji obok obiecuje opiekę i słowa dotrzymuje. Restauracja ma polską flagę przed wejściem, potem niejako w podziękowaniu kupiliśmy tam pyszne wino, polecamy. Spacer po centrum – jak to spacer, bardziej cieszy nas chłód i odpoczynek od siodeł motocyklowych. Posiłek także poprawia nastroje. Sam Tokaj jest bardzo ładny, ale .. niewielki. Jedna ulica, piękne, chociaż małe domy.

Obrazek

I jeszcze mniejsze pomniki..
Obrazek

Obrazek

Krzysiek robi zdjęcia, ja też.
Obrazek


Znajdujemy kemping po kolacji, już po ciemku. Pomimo zapowiadanych trudności miejsce jakość się znalazło, nawet na wszystkie nasze namioty. Jest niezłe błoto, ale da się spać. Rozbijamy nasz nowy namiot po raz pierwszy i do tego po ciemku.

Obrazek

Fjord Nannsen, model Korsyka III. Wybrany ze względu na przedsionek, w którym pewnie nawet motocykl by się zmieścił.

Namiot stoi – nie było źle. Okazuje się, że oszczędnościowa opcja, czyli wygodne materace pompowane z Tesco, ma jedną wadę – są za duże. Jakoś mieszczą się w namiocie, ale przez chwilę mamy przykrą wizję spania na ziemi. Przy okazji odkrywamy, jak istotna jest kolejność pakowania rzeczy do kufrów, kiedy są one wypchane po brzegi. Robimy z Trampka wielką przenośną garderobę, obwieszamy go rzeczami na każdym wystającym elemencie, co trochę pomaga :)
Mimo cywilizowanych warunków na kempingu, jesteśmy jak na końcu świata – to nic, że raptem dzień drogi od Polski, dla nas dwojga, początkujących podróżników, to i tak wielka radość. Pozostali pewnie mają to w nosie, ale co tam :) Pierwszy dzień prawdziwej podróży za nami, jutro Rumunia. Zasypiamy pełni wrażeń, bo rano trzeba ruszać dalej.

Obrazek

Obrazek

Trasa za dwa dni ma w sumie niecałe 600 km.
Obrazek

Niedziela 14.VIII – Pierwsza noc pod rumuńskim niebem.

[...]
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: tomekpe »

Niedziela 14.VIII – Pierwsza noc pod rumuńskim niebem.

Rano wita nas przepiękna pogoda. Pakujemy się, za resztkę forintów zjadamy co się da w kempingowym barze i ruszamy. O dziwo całe nasze miasteczko namiotowe zmieściło się z powrotem do kufrów i nic nie wystaje. System pakowania jednak działa!
Mamy 3 kufry, dwa worki kempingowe (żeglarskie) umocowane na bocznych kufrach, a z przodu tankbaga. Brak bocznych sakw i w sumie obciążenie dość wysoko rozłożone, a jednak maszyna prowadzi się sensownie. I dostojnie :)

Ruszamy przez Węgry, jest upał, droga biegnie prościutko, jak od linijki, po drodze zaliczamy tankowanie i docieramy do granicy. Przejazd bez przeszkód, zaraz za granicą pierwsze miasto Satu Mare.

Obrazek

W centrum znajdujemy bankomat, każdy zaopatruje się w niezbędną ilość gotówki. Podczas całej podróży korzystaliśmy tylko z bankomatów. W małych sklepikach zazwyczaj potrzebna jest gotówka, podobnie przy noclegu w prywatnym pensjonacie. Nie było potrzeby wymieniać waluty, a w większych miastach można zapłacić w Euro, kwestia jedynie opłacalności kursu. Architektura jest ciekawa, chociaż miasta są zaniedbane. Widać sporo zabytkowych budynków. Przejeżdżamy przez miasto i ruszamy w kierunku żelaznego punktu wycieczkowego – Sapanty.

Po drodze kupujemy arbuza. Krótki rzut oka na parking, gdzie są sprzedawane owoce, i ilość śmieci wręcz odrzuca nas stamtąd. Do tego kilka rachitycznych drzewek nie daje cienia, a na horyzoncie pierwsze wzniesienia. Po monotonii Węgier decyzja jest prosta, ruszamy dalej, a arbuza z trudem upychamy w bagażach. To nie takie proste :)


Obrazek
Parę kilometrów dalej znajdujemy postój w lesie, w cieniu, chłodzie i przyjemnie czystym miejscu, gdzie szukamy miejsca na potencjalny nocleg na mapie i robimy posiłek regeneracyjny. Arbuz rządzi!

W mijanych wsiach zaczynamy widywać zdobione bramy, to rumuńska specjalność, chociaż zależy to od regionu. Niektóre wsie mijane później miały naprawdę imponujące ozdoby.
W Sapancie zwiedzamy drugi do do wysokości w Rumunii (przewodnik twierdzi, że i na świecie) w całości drewniany monastyr. Na zdjęciach tego dobrze nie widać, ale jest naprawdę bardzo wysoki. Piękne otoczenie kusi do nocowania. Las jest dębowy, wszędzie zielono i o dziwo dosyć czysto. Jednak my nie byliśmy jeszcze oswojeni z możliwością spania prawie gdziekolwiek w Rumunii.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Tu Maciek i Domisia machają nam z okienka na piętrze.

Obrazek

Pora na wesoły cmentarz. Miejsce jest bardzo ludne, są stragany, dużo zwiedzających, prawie jak nasze Krupówki w Zakopanem :) Spędzamy tam jakieś pół godziny. Jedno z niewielu turystycznych miejsc, jakie znaleźliśmy w Rumunii. Cmentarz robi wrażenie, mimo że każde z nas dokładnie czytało o nim w przewodniku, to jednak zaskakuje. Podejście do śmierci, temat często i chętnie pomijany, tu pokazane jest prosto .. i inaczej.
Niestety monastyr jest w remoncie, ale to na szczęście mamy nadrobić następnego dnia.. I jeszcze następnego też :)

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=HRPQHi4WhxI[/youtube]

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Robi się najwyższa pora na szukanie sklepu (kolacja) i noclegu.
Sklep znajduje się stosunkowo szybko. Kupujemy standardowy posiłek naszej wyprawy, pomidory na sałatkę oraz kiełbasę i chleb na ognisko. W kuferku tłuką się 3 dzień moje flaczki w słoiku, które zabrałem nie wiadomo po co (dobra nauczka). Ruszamy dalej, przed siebie.
W miejscu oznaczonym na mapie jako koniec trasy stajemy na poboczu, bo robi się ciemno, a my nadal jesteśmy .. nigdzie. Oczywiście szukanie pensjonatu i spanie w cywilizowanych warunkach przez myśl nam nie przeszło. Po drodze mijaliśmy całkiem sporo „pensiunea”, niektóre wyglądały przyzwoicie, ale przecież nasza ekipa nie z takich. Nie po to mamy namioty.. a bardziej serio, to pogoda zachęcała do noclegu pod gołym niebem.
Część ekipy stoi na poboczu, dwie osoby jadą w przeciwne strony szukać polany czy lasu do nocowania. Czekamy 5 minut, 10, potem 15, jest półmrok. Po chwili nadjeżdża Maciek – nic nie ma, tylko jakieś miejsce przy szosie. Czekamy na Krzyśka – jest! Każe jechać za sobą, skręcamy w boczną drogę. Asfaltu brak, jest szuter i kamienie – nadal cywilizacja. Jedziemy, jedziemy – co on do cholery znalazł? Miejscowość się kończy, kilkaset metrów za ostatnim domem stajemy. Jest wjazd na .. halę.
Z wrażenia jest pierwsza gleba – tak obładowanego Trampka niełatwo utrzymać na nogach i po zatrzymaniu przewracamy się na bok. My – cali, moto – całe, kufry – dwie ryski. Dzięki Darkojak :)
Powolutku wtaczamy się na halę, a Maciek próbuje negocjować z pasterzem czy można tu spać. Okolica na nocleg – rewelacja. Mamy słownik rumuńskiego w telefonie i dużo par rąk do machania. Nic z tego, pasterz się tylko uśmiecha, chyba jest niedorozwinięty. Nic to, skoro nie zabrania, to zostajemy! Pół wieczoru oczekiwałem skrycie jakiejś Dacii z właścicielem pola w środku, który przyjedzie po zapłatę i z awanturą – ale tam to nikogo nie obchodzi, to nie Polska.. Nie ma problemu, nikomu nie przeszkadzamy.

Obrazek
Tam w tle jest Maciek na "rozmowie" z pasterzem. Wyżej Trampek odmówił wjazdu, było zbyt stromo, a trawa mokra.

Obrazek

Owce wyjadły trawę tak, że na kempingu nie byłoby lepiej. Wody bieżącej – brak, mamy tylko kilka litrów kupnej mineralnej. Drewna – brak. Najbliższy las jest 300 metrów dalej i 100 metrów wyżej. Przy zbieraniu drewna jest tak stromo, że można zlecieć – dosłownie. Jedną ręką wiszę trzymając za gałęzie drzewa, a drugą zbieram chrust, w końcu jest – mamy dość na ognisko.

Obrazek



Dzień się kończy długim siedzeniem przy ognisku, kupione na miejscu specjały są przepyszne. A może to my tak głodni? Trudno powiedzieć.. W każdym bądź razie jest super. Zasypiamy. W nocy jest pełnia, a namioty otula mgła, gęsta jak mleko. Sceneria jak z horroru, strach wyjść nawet do toalety :) Ale nic złego się nie dzieje.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Rano budzą nas owce...
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=3jT2rX8wwkw[/youtube]
Obrazek

Obrazek

Trasa wedle Targeo to niecałe 300 km, ale czujemy jakby było więcej.


Poniedziałek 15.VIII - lokalne monastyry

...
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: tomekpe »

Poniedziałek 15.VIII - lokalne monastyry

Rano wita nas piękna pogoda. Suszymy rosę z namiotów – jest jej sporo. Zbieramy klamoty, droga wzywa. Noc minęła bardzo spokojnie i klimatycznie – nie ma porównania do spania na kempingu. Są też minusy – nie ma żadnej rzeczki, studni, brak wody z rana to nieprzyjemna sprawa. Ale kto by się tym długo martwił... Ruszamy!
Na początek kontynuujemy jazdę boczną drogą, w którą skręciliśmy – był na niej jakiś kierunkowskaz do monastyru, a że kierunek z grubsza pasował, to uznaliśmy, że przecież nie może być ślepa. Była :)
Po jakichś 5 kilometrach dojechaliśmy do monastyru, w ładnej, całkowicie oddalonej od świata wsi. Zdobione bramy, cisza, spokój, trochę to przypomina nasze Bieszczady. Na końcu miejscowości droga się skończyła – dosłownie – w czyimś sadzie. Po drodze miła niespodzianka – jakiś miejscowy dobry człowiek obdarował nas jabłkami. Najwyraźniej z dobrego serca, bo nic nie chciał w zamian. Nie zrozumieliśmy się nawzajem, ale od czego jest machanie rękami :)
Monastyr był malutki i bardzo piękny – do tego cały czas czynny, trafiliśmy na nabożeństwo. Co ciekawe – kobiety nie mogły wchodzić do środka, wszystkie siedziały na zewnątrz. Druga ciekawostka – nawet łańcuch wiszący na bramie był w całości drewniany.

Obrazek
Typowa brama wiejska w tej okolicy. Najwyraźniej jest zabytkowa – dom stojący za nią jest nowy i ładny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ruszamy dalej – koniec drogi, chwilę wcześniej zaczęło się robić wąsko i stromo. Tędy nie pojedziemy, trzeba wracać. To były nasze pierwsze kilometry po szutrze (nie dla całej ekipy oczywiście) więc doświadczenie rośnie z każdym kilometrem. Jednak.. w pewnym momencie jest zakręt, zza zakrętu wyjeżdża auto jadące środkiem, krótkie hamowanie, nie da się ominąć i jedno z nas leży. Metr przed autem – nic się nie stało! Poza rysami na baku... Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, bo wyglądało groźnie. Kobieta prowadząca auto jest w lekkim szoku, pocieszamy ją – zagapiła się, co zrobić.. Dalej jedziemy ostrożniej, i już bezpiecznie docieramy do asfaltu. Spora ulga :) Ruszamy do kolejnego punktu w planie dnia. Znów monastyr :)

Jesteśmy na miejscu. Jest nawet coś w rodzaju miejscowego domu kultury, wygląda na centrum wsi. Pewnie gdzieś w pobliżu jest monastyr.. ale gdzie? Szukamy, patrzymy.. Staliśmy jakieś 30 metrów od niego, był schowany za drzewami. Piękny, zabytkowy (400 lat), wspaniałe kolory we wnętrzu. Na tyle zabytkowy, że dosłownie znikąd pojawia się pan, otwiera wnętrze, opowiada kilka słów o monastyrze - i inkasuje po 3 leje od głowy. Warto było, bez tego zobaczylibyśmy budynek tylko z zewnątrz.
Obrazek

Przedsionek monastyru to tzw. babiniec, bo mogły tam wchodzić kobiety. Dalsza część - tylko dla mężczyzn.
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wedle opowieści przewodnika, taki krzyż znaleźli wewnątrz rozłupanego pnia drzewa. Faktycznie, można było się dokładnie przyjrzeć, nie widać było żadnych śladów ingerencji.

Ruszamy dalej. Przed nami najwyższy (wedle przewodnika) drewniany obiekt sakralny na świecie. Tak jak poprzedni, drugi co do wielkości, robi wrażenie. Jest też bardzo podobny, toteż większość grupy podziwia go ..z parkingu. Upał naprawdę dawał się we znaki. Odjeżdżamy (zapewne była to Barsana).

Obrazek

Obrazek


Po drodze zaliczamy pierwsze większe góry. Natrafiamy na kilka dość zamożnych miejscowości, gdzie najwyraźniej są festyny – jest święto. Fajnie to wygląda, dużo ludzi się bawi, wszyscy odświętnie ubrani - trochę jak nasz odpust, ale na znacznie większą skalę. Są spore korki, w których musimy spędzić nieco czasu, Trampek zaczyna się gotować, działa wentylator, ciepłe powietrze na nogach w taki upał – masakra. Zdecydowanie warto mieć alternatywę do spodni motocyklowych na takie podróże! My nie mieliśmy. Zaliczamy jeden z nielicznych obiadów w restauracji - grill przy drodze, coś w rodzaju mielonych kotlecików z chlebem. Pyszności, mimo początkowych obaw jedzenie jest świeże i bardzo smaczne.

Góry pną się ..do góry :) Mijamy Borsę, lokalne szczyty trochę przypominają Czerwone Wierchy (wedle mapy do 2300 m) , w okolicy jest park narodowy, a każda droga to prawdziwa rozkosz dla motocyklistów. Wszędzie zakręty i serpentyny, do tego cudne widoki i nawet znośny asfalt. Na przełęczy mamy wysokość około 1400 m npm. Pierwsze tak wysokie szczyty na naszej trasie, a do tego bardzo blisko północnej granicy Rumunii – niewiele ponad 700 km w linii prostej z Polski. Jedziemy z wieloma postojami, co chwila zatrzymując się na zdjęcia i filmowanie naszej grupy.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zjeżdżamy z gór, planujemy zanocować gdzieś na trasie. Trasa idzie w dół, zaczynają się koszmarne dziury w asfalcie, na tyle dotkliwe, że auta stają na środku drogi, szukając bezpiecznego dla zawieszenia przejazdu. Trampkami jest sporo łatwiej – tylko jeden ślad, mimo to w przypadku wjechania w ubytek nawierzchni mocno trzęsie, przy większej prędkości jest to niebezpieczne.

Pojawiają się chmury – niewielkie, ale jednak. Zaczynamy się rozglądać za bocznymi drogami, w każdej jest niestety zakaz wjazdu. Jedziemy dość wąska doliną, wzdłuż rzeki, w końcu zatrzymujemy się przy jakimś gospodarstwie, sprawdzając mapę. Z domu wychodzi gospodarz i.. proponuje nocleg. Jest emerytowanym marynarzem, ucinamy sobie pogawędkę, ma sporo miejsca i można rozbić namioty. Po namyśle ruszamy dalej – trzeba zrobić nieco km. Mamy upatrzony skręt na boczną drogę w miejscowości Carlibaba. Droga jest wyraźnie zaznaczona na mapie, na pewno będzie znośnej jakości (tak nam się wydaje) i skrócimy sobie drogę. Dziurawy asfalt nie ułatwia podróży.

Docieramy, skręcamy. Po 2 km z asfaltu robi się szuter, ale bardzo dobrej jakości. Biały pył oblepia nas dokładnie, ale tempo jest dobre. Słońce powoli się chowa, szukamy miejsca na spanie. Mijamy 2 wsie, w jednej widzimy fajny teren, niestety w gospodarstwie (lub leśniczówce) jest tylko młody chłopak i nie wie, czy możemy tam spać. Okolica jest przepiękna - niskie góry, mało cywilizacji, drewniane domy, przepiękny las. Ruszamy dalej, tradycyjnie robi się ciemno, a my jesteśmy bez noclegu. Szukamy..

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=FBc79YMckY4[/youtube]

W końcu znajduje się fajne miejsce – dolinka z szeroką łąką wzdłuż drogi, przy strumieniu i do tego czysta. Biwak marzenie. Naokoło stoi jakaś wyprawa off-road, będzie bezpieczniej. 5 aut terenowych, biwakują jak i my. Znajdujemy miejsce, pytamy się off-roadowców czy nie ma problemu – nie, witają nas miło. Trafiliśmy na przewodnika grupy, małżeństwo Francuza i Holenderkę, którzy przyjeżdżają do Rumunii od wielu lat. Chwila miłej rozmowy i żegnają nas żartem „uważajcie na niedźwiedzie”. Z uśmiechem wracamy do namiotów, i dopiero tam zauważam, że auto ma boczne szyby zabezpieczone metalowymi belkami, a nasi znajomi śpią w namiocie na dachu samochodu. Troszkę nam to psuje humor.. ale co tam :)

Miejsce jest świetne – kąpiel w strumieniu, ognisko z zapasem rumuńskiego wina, standardowo kiełbasa + sałatka z pomidorów. Poezja. Rano, gdy wstajemy, nie ma już naszych sąsiadów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazek

Trasa około 200 km.
Start w miejscu oznaczonym szarą strzałką, finisz tam, gdzie na mapie już nie ma drogi – w miejscu, gdzie zaznaczone są dwa niebieskie punkty. Szuter – około 30 km.
Odcinek przed Carlibaba – nieziemsko dziurawy!

Wtorek 16.VIII „Mały off-roadzik”
krzysimirn
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 778
Rejestracja: 03.05.2010, 11:05
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Wyszków

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: krzysimirn »

Fajnie żeś się Tomku wziął za ten opis, mi by się nie chciało a miło poczytać i poprzypominać sobie ten wyjazd ;-)
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: tomekpe »

Mam nadzieję, że to ktoś w ogóle czyta ... ;) Ale fajnie się pisze, czuję się, jakbym tam z powrotem był. Bardzo dobre na zimę.
Awatar użytkownika
Pingwin
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 561
Rejestracja: 06.12.2008, 00:10
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Nysa/Reykjavik

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: Pingwin »

Czyta,czyta... :thumbsup:
Dawniej gdziala
Awatar użytkownika
Skorpionka
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 715
Rejestracja: 09.01.2011, 14:31
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Warszawa

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: Skorpionka »

tomekpe pisze:Mam nadzieję, że to ktoś w ogóle czyta ... ;) Ale fajnie się pisze, czuję się, jakbym tam z powrotem był. Bardzo dobre na zimę.
Czyta sie tez fajnie :) A sadze Tomku, ze macie calkiem spore grono czytelnikow - popatrz na ilosc odslon :)
Cynciu
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1285
Rejestracja: 07.03.2010, 20:01
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: Cynciu »

Czyta i czeka na cd :smile: :cup:

Pochwały będą na koniec :wink:
Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..
[ Julian Tuwim ]
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: wojtekk »

Czyta, czyta!

I to fajnie!

Ciekawie popatrzeć jak tam się przez te lata pozmieniało. Ale i jak wiele charakteru Rumunia zatrzymała!
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: tomekpe »

Ufff, skoro tak, to ruszam dalej z pisaniem, dziś będzie kolejny odcinek. Rzeczywiście jeden dzień to nawet do 2 godzin pracy, a nie wierzyłem, jak inni pisali relacje :niewiem:

Plan jest taki, żeby kolejni podróżnicy po Rumunii wiedzieli, co zwiedzać, jak zwiedzać, czego się spodziewać, i czemu zapakowanie całego kufra zapasowymi ciuchami to kiepski plan :)
Awatar użytkownika
Skorpionka
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 715
Rejestracja: 09.01.2011, 14:31
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Warszawa

Re: RUMUNIA 2011 - 5x Transalp i 1X FREEWIND

Post autor: Skorpionka »

tomekpe pisze:(...) i czemu zapakowanie całego kufra zapasowymi ciuchami to kiepski plan :)
Oj tam, oj tam, zaraz kiepski, widocznie kufer byl za maly ;) :D
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Google [Bot] i 1 gość