Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ęduro

poza dwoma kółkami
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ęduro

Post autor: wojtekk »

Dumałem, dumałem i wydumałem.

Chciałem zacząć latać z dziećmi. Na moto wykluczone (dzieci 10 i 12). Chciałem jednak razem z najbliższymi zakosztować włóczęgi i wolności. Udało się. Spisaliśmy mały poradnik DYI - Zrób To Sam. Może kogoś natchnie aby ruszyć razem ze swoimi bliskimi?

https://drive.google.com/drive/folders/ ... sp=sharing

Komentarze, zmiany mile widziane :)
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
kewis
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 364
Rejestracja: 09.10.2010, 23:26
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Topolin

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: kewis »

Wojtek, kawał dobrej roboty.
Super, że Ci się chciało. Bardzo fajnie, luźno spisane, bez zbędnego teoretyzowania.
PS
Uwagi via priv.
Każdą podróż pokonuje się głową a nie mięśniami
Awatar użytkownika
poss'ter
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 931
Rejestracja: 02.01.2013, 18:10
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: poss'ter »

Przeczytane. Good job.
Mamy w podobnym wieku dzieciaki i podobnie wakacjujemy.
Zdrówka :)
P.
"NIE ŁAM SIĘ" - Wajdek
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Dwie osoby poprosiły o wklejenie opisów (załącznika nie zmieszczę do emaila, bo ma sporo mega) bo nie mają konta na gmail.

Jak zacząć?
Najtrudniej jest zacząć. Często nie zaczynamy, bo nie mamy wiedzy, czasu, pieniędzy, znajomych, z którymi można jechać, samochodu, urlopu, dojazdu. Wydaje się nam, że to poważne przeszkody. Poniższy subiektywny poradnik pomaga zacząć.

Dlaczego warto?
Wyjazd uzmysławia, że nie musisz mieć wiele, aby podróżować. Uczy otwartości na świat. Pokazuje świat, który powoli odchodzi.
Zebranych tu kilka podpowiedzi tyczy się wyjazdów czterema kółkami. Oczywiście ktoś może się nie zgadzać, wiedzieć inaczej, lepiej itp. Nie narzucamy i nie zakładamy, że wiemy wszystko najlepiej.

Pożyczaj
Nie musisz mieć wszystkiego. Zacznij, spróbuj, czy Ci to odpowiada. Bo może zupełnie nie? Może dzieci/żonę/teściową (jak ktoś lubi) szlag trafi? Popytaj znajomych, ile mogą Ci pożyczyć (jeden warunek: przed wyjazdem sprawdź działanie; Czy umiesz rozbić namiot? Czy wiesz, jak podłączyć lodówkę w samochodzie/na kempingu? Jak działa kuchenka?).

Travelling light: podróżuj „na lekko”
Nie pakuj mieszkania. Jeżeli jedziesz w ciepłe kraje nie musisz mieć kaloszy, dwóch polarów. Planując zatrzymywanie na droższych kempingach (polecam), nie musisz brać wielu ubrań, gdyż je upierzesz. Nie musisz zabierać filmów, gdyż wiele z nich dostępnych jest on-line.

Planujcie razem albo oddeleguj planowanie
Moje dzieci planują podróże. Ja zapewniam „back office” (organizuję, opłacam, czasem sprawdzam). To ich wyjazdy, a ja jestem szczęśliwy, gdy one są szczęśliwe.

Skąd wziąć sprzęt gdy chcesz mieć swój?
Mam dwa źródła: prezenty i „używki”.
Prezenty: przez lata prosiłem bliskich na urodziny, pod choinkę, o prezenty (rzeczy) związane z wyjazdami: saperka, siekierka, czołówka, namiot. Po latach (minus włamanie) mam komplet.
„Używki”: ustawiłem sobie „alerty” na portalach aukcyjnych, w których zaznaczałem, że poszukuję używanych rzeczy. W ten sposób kupiłem „wypasiony” śpiwór, fantastyczne karimaty dla dzieci. Po latach (minus włamanie) mam komplet.
Rada: jestem za biedny, aby kupować tanio. Wolę wypasioną „używkę” w cenie słabej „nówki”. Uczę tego dzieci.

Co blokuje przed spróbowaniem?
Nie wiem, nie umiem, boję się. Boimy się tego, czego nie znamy. Spróbuj. Przecież nic złego się nie stanie. Co najwyżej będą jakieś nieoczekiwane przygody (zalanie namiotu, zepsuty samochód), czego nie doświadczysz na wakacjach all-inclusive. Ale... co pamiętasz po wakacjach all-inclusive? Dobre jedzenie, darmowe drinki i fajny basen? Drinki i jedzenie możesz możesz kupić, na basen możesz pójść, a przygody nie da się kupić. To o niej będziecie rozmawiali w zimowe wieczory. To ich będziesz szukać.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Kuchnia
Co gotować, co zabrać, gdzie robić zakupy?

Kuchnia to ważny element, przez który można się pokłócić, na którym można poważnie zaoszczędzić, przez który można „położyć” wyjazd.

Na czym gotować?
Są cztery podstawowe metody gotowania: na prąd, na gaz, na paliwa płynne i ... zastane. Każde z nich ma swoje plusy i minusy.
Na prąd: kuchenka elektryczna. Wielkim jej plusem jest podłączenie do prądu i ... masz kuchnię. Kolejnym plusem jest wielopalnikowość (w kuchni elektrycznej - jeżeli już bierzemy - jeden palnik nie ma sensu). Minusem jest powolne gotowanie (chyba, że kupimy bardzo wydajną, a więc nieco droższą kuchenkę) i konieczność podpięcia do prądu, co jest dodatkowo płatne (około 2 - 3 euro za dzień). Ewentualnie można „nosić do kontaktu” i gotować stawiając kuchenkę przy pralce (lepiej zapytać o zgodę właściciela/kierownika). Konsekwencją „wybrania prądu” jest gotowanie tylko wtedy, gdy jest prąd. Oznacza to niemożność gotowania na postoju.
Jest też wersja pośrednia: czajnik/grzałka. Rozwiązania te są bardzo korzystne, bo bezkosztowe (prawie każdy ma w domu czajnik na prąd). Minusem jest zawężenie potraw, które możemy ugotować (np. makaron sojowy, kuskus, jajka na twardo, choć można rozszczelnić czajnik...).
Na gaz: czyli mamy cartridge/naboje i łączymy je z palnikiem. Część łączy się przez skręcenie (co pozwala demontować na czas podróży i oszczędza miejsce), a inne nabijając szpikulec kuchenki (po nabiciu na „nabój” palnik ma tam pozostać do wyczerpania gazu).
Plusem jest stosunkowo łatwa dostępność do paliwa, gdy nam się skończy. Minusem jest to, że w danym kraju może nie być dostępu do tego rodzaju nabojów (co warto wcześniej sprawdzić albo zaopatrzyć się w zapas [co zabiera miejsce]).
Kolejnym plusem jest brak kosztu podłączenia do prądu. Ale to koszt pozorny, gdyż czasem „musimy” (o oczym więcej w rozdziale „Elektrownia) i tak kupić prąd (np. aby podładować kamerkę/tablet).
Ostatnim plusem jest stosunkowo niski koszt nabycia kompletu palnika i naboju. Palnik jest w zasadzie niezniszczalny, więc nie trzeba ponawiać zakupów.
Na paliwa płynne (najlepiej wielopaliwowe): starsza część Czytelników może pamiętać to rozwiązanie z wyjazdów z rodzicami. Podobnie jak w paliwie gazowym jest tutaj palnik. Paliwem jest jednak płyn: benzyna (rafinowana, samochodowa), denaturat, alkohol itd. Wielkim minusem takich kuchenek była konieczność częstego ich serwisu. Dysza się zatykała i trzeba było mieć nie lada cierpliwość do jej odetkania. Obecne kuchenki są pod tym względem o wiele mniej obsługowe. Jak działają? Łącząc dyszę z butelką, pompuje się/spręża paliwo i opary zasilają palnik. Po zakończeniu gotowania całość można (ale nie trzeba) rozkręcić.
Największym plusem tego rozwiązania są niskie koszty paliwa, a paliwo kupimy wszędzie. Polecam jednak jak najczystsze droższe paliwo kupić przed wyjazdem. Rafinowana benzyna podczas gotowania jest bezzapachowa, nie zatyka dysz, jest łatwa i bezpieczna do przewożenia. Dzięki temu oszczędzamy sobie konieczności poszukiwania benzyny w kurorcie (a trzeba mieć szczęście, aby je znaleźć, chyba, że umiesz spuścić paliwo z samochodu).
Największym minusem tej kuchenki jest wysoka cena zakupu. Tanie rozwiązania są często złej jakości i ich nie polecam. Polecam chińskiej produkcji z pomarańczową butelką aluminiową.
Zastane: bezkosztowe gotowanie na kuchence, która należy do kempingu. Plusy są oczywiste: nie trzeba niczego kupować, przewozić, rozkręcać itd. Minus: nie wszystkie kempingi mają takie kuchenki (a te słowa piszę właśnie na takim kempingu, więc wiem co piszę :) ).

Co gotować?
Jadąc w kilka osób warto mieć wspólne gusta kulinarne, podobny sposób jedzenia, tempo, styl... Jest to proste w przypadku najbliższej rodziny (rodzice + dzieci). Jeżeli jedziecie większą grupą składającą się z kilku rodzin to raczej nastawcie się na to, że gotujecie osobno, a nie wszystko uzgadniacie (również zakupy).
Warto gotować „na winie”, czyli na tym, co się nawinie. Makaron z pesto (nietrudno jest zrobić samemu), fasolka na ciepło, różne odmiany spaghetti, omlet (Hania i Pola: Pychota!), sałatki, kanapki, gotowana kukurydza, miksowane mrożone owoce z jogurtem i płatkami, naleśniki. pancakes, makaron z pesto.... itd. Proste, szybkie rzeczy niż skomplikowane (czas i narzędzia są tutaj kluczowe). Podpowiedzą może być internetowa książka kucharska, która pozwala wybrać dwie opcje: łatwość (zaznaczamy: łatwy) i czas (szybki/do 30 minut). Ja korzystam z kuchni Lidla. Powody są dwa: dobre przepisy i znakomitą większość koniecznych produktów kupię w Lidlu (mają rozbudowaną sieć sklepów w całej Europie).Gdzie kupować jedzenie?
Ja kupuję w Lidlu: podobny rozkład sklepów i etykiety pozwalają na szybkie zakupy.
Sklepów szukam poprzez nawigację (darmowe wyszukiwanie, a nie jak w internecie: płatne [chyba, że złapaliśmy WiFi, ale na tym nie polecam polegać]). Wpisuję nazwę sklepu i wyszukuję (blisko miejsca zamieszkania albo trasy przejazdu).
Warto kupować lokalnie - poznasz smaki, na które nie wpadniesz w sklepie: bazary, przydrożne stoiska.

Co zabrać z wyposażenia kuchni?
Blender z ostrzem oraz ubijaczką. Plastikowe, wysokie opakowanie - do mieszania (naleśniki, omlet, owoce), odmierzania mąki, mleka, wody itp. (widoczne na zdjęciu po prawej). Warto wziąć pojemnik Tupperware przeznaczony do gotowania i zalewać wrzątkiem. Korzystamy jako obciekacza do sałaty i salaterki (a do środka wiele można zmieścić). Jeżeli nie masz kempingowych garnków (a da się bez nich żyć) weź jeden średni garnek (3 litry). Ugotujesz w nim makaron, wymieszasz sałatkę, usmażysz piersi kurczaka, zalejesz sosem słodko-kwaśnym i podgrzejesz całość. Miej duży kubek emaliowany. Posłuży Ci do gotowania wody, ale też jako kubek do picia :) Dwa trzy lekkie kubki (plastikowe do mycia zębów). Można rozważyć zabranie termosu albo kubków termicznych (ciepła kawa zrobiona na kempingu jest tańsza niż na stacji; możesz wlać domową lemoniadę, której specjalistką w naszym teamie jest Pola).

Jak przewozić jedzenie?
Po pierwsze w lodówce turystycznej. Nie polecam dużych, a standardowe. Dlaczego? Przede wszystkim zabierają dużo miejsca. Polecam kuchenki bez wkładów (żele, które schładzamy w zamrażarkach), gdyż możemy nie mieć możliwości ich schłodzić. Innymi słowy powinny mieć w sobie wbudowane chłodziwo (a nie tylko wiatraczek)
Po drugie łatwiej zepsuć w nich jedzenie (bo się „nie dokopaliśmy” do starych zapasów). Po trzecie w opakowaniach hermetycznych (coś zostało z posiłku albo szykujemy na drogę), których zwykle zabieram dwa większe. W środku przewożę przyprawy, cukier itp., tak więc nie jest to „chłonne w tak cenną przestrzeń”. Po trzecie w skrzyneczkach (o czym więcej w rozdziale „Jak się pakować”). Generalna zasada: kupować często i wozić mało.

Zapasy?
Nie rób. Kupuj na 1 dzień wprzód. Dzięki temu nie wozisz masy rzeczy, a po drugie „dajesz sobie szansę” na zakup lokalnych produktów. Bez częstych zakupów po tygodniu nadal będziesz miał polską konserwę turystyczną, rezygnując ze zjedzenia pysznych gruzińskich placków.



Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Elektrownia
Gdzie i jak się ładować, co mieć, czy kupować dostęp do prądu?

Ten rozdział będzie nieco chaotyczny, gdyż jest to zbiór wielu różnych uwag i pomysłów

Ładowanie przed wyjazdem
Hm... po prostu naładować wszystko przed wyjazdem. Kamery, krótkofalówki, powerbanki, telefony. Awaria w trasie: masz naładowaną czołówkę. Masz z czego zadzwonić po pomoc, czy do hotelu.

Ładowanie podczas jazdy
Nasz samochód ma 20 lat, więc ma tylko jedno wyjście „na zapalniczkę”. Nowocześniejsze samochodymają dwa, co nadal jest stanowczo za mało. Warto kupić drogi rozgałęziacz z wyjściem na zapalniczkę i USB.
Co podraża koszty? Po pierwsze „prąd ładowania” - warto aby był wysoki. Po prostu szybciej naładujemy urządzenia. Po drugie aby miał wiele wyjść. Nasz ma trzy wyjścia na zapalniczki (korzystamy z dwóch: nawigacja i lodówka) i cztery wyjścia USB (a mamy sporo do ładowania: trzy komórki, kamera, powerbank, paluszki. Myślę, że to rozsądne minimum. Po trzecie musi mieć miernik napięcia. Pozwala on sprawdzić, czy instalacja samochodowa nie ma zbyt niskiego napięcia (zbyt dużo podłączyliśmy lub awaria regulatora, co szybko doprowadzi do zatrzymania samochodu) albo zbyt dużego (sygnalizacja, że regulator napięcia w naszym samochodzie wyzionął ducha). Jeżeli nie jesteśmy mechanikiem (mechaniczką?), to po prostu wiemy, aby zjechać gdzieś po pomoc.

Ładowanie na kempingu
Jeżeli wykupiliśmy prąd to odpowiedź jest prosta: ładujemy „u siebie”. Jeżeli nie wykupiliśmy - pozostaje ładowanie w ogólnodostępnych miejscach. Pojawia się wtedy problem kradzieży (nigdy mi się nie zdarzyło). Ja robię tak: ładuję powerbanki, a następnie korzystając z nich już w namiocie, ładuję drogie urządzenia (telefony, kamery). To rozwiązanie wyklucza ładowanie komputerów.
Użycie powerbanka pozwala zmniejszyć ryzyko kradzieży drogiego urządzenia (kamery, telefonu komórkowego). Jeżeli ktoś postanowi nam ukraść, tracimy około 100 PLN. Piechotą nie chodzi, ale zawsze mniej niż kamera za 1000 czy telefon za 3000.

Jaki powerbank?
Najlepiej darmowy. Można je dostać w „giftach”. Mają one małą pojemność, ale często wystarczają do naładowania telefonu. Jeżeli chcemy kupować, kupmy o większej pojemności. Ja mam 10400 pojemności, co pozwala kilka razy ładować telefony i kamerę. Koszt? Około 100 PLN. Producent: Xiaomi (może być jakikolwiek, byle dobry w myśl zasady, że jesteśmy za biedni, aby kupować tanio).

Jakie latarki?
Latarki się gubią. Nie polecam więc inwestować w „mercedesy” typu Petzl (mi akurat ukradli). Kupuję tanie czołówki na tradycyjne baterie (AAA) oraz trzy małe ledowe latarki, które można podwiesić w namiocie (o wyborze namiotu piszę w rozdziale „Jazda z mieszkaniem”), użyć jako oświetlenia na rowerze.

Akumulatorki
Są drogie, ale szybko się zwracają i nie polecam kupować najtańszych. Chcąc zmniejszać liczbę sprzętu, który wozisz, kup jedną ładowarkę na paluszki (AA) lub mini paluszki (AAA).

Transport
Wszystkie „cuda techniki” przewożę w jednej skrzyneczce. Łatwiej odnaleźć, wydać dzieciom, schować.

Co zabrać?
Kilka kostek z wyjściem na USB. Jeżeli mamy wykupiony dostęp do prądu, to może być konieczność naładowania kilku urządzeń.
Rozgałęziacz przeciwprzepięciowy z krótkim kablem. Czasem ładuję drogi sprzęt i wolę się zabezpieczyć. Biorę z domu, więc nie mam dodatkowego kosztu.
Przejściówka do wykupionego prądu. Na wielu kempingach nie podłączymy się z tradycyjną końcówką. Konieczna jest trójbolcowa (i nie chodzi tu o uziemienie). Taniej jest kupić przed wyjazdem. Dostaniemy na wielu kempingach.
Kilka kabli mini usb. Wiele urządzeń ma teraz takie zakończenie. Kabel do GoPro (ma inną końcówkę).
Można kupić rozgałęziacz z USB na wyjście na wiele popularnych końcówek. Minusem tego rozwiązania jest „niski prąd ładowania”, czyli długo będziemy ładować. Drugim minusem jest to, że często kabel zasilający jest bardzo krótki i w „publicznych” miejscach nie będziemy mieć gdzie ich podłączyć (bo nasze urządzenie będzie „wisiało”, co prowadzi do ryzyka wypięcia i upadku na ziemię lub po prostu nie będzie dało się go podłączyć).
Można kupić kable, które wtyka w siebie dają przejściówki. Polecam również z tego powodu, że mają różne kolory. W skrzyneczce kabli łatwo odnaleźć ten właściwy pośród oceanu czarnych i białych :)
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Sytuacje awaryjne.
Gdyby człowiek wiedział, kiedy wydarzy się wypadek, to by ich nie miał. Zaniedbanie to całkowicie inna sprawa - tego należy się wystrzegać.
— Marcin B.B.

Wstawiony wyżej cytat można sparafrazować w ten sposób, że głupotą jest pakowanie się w kłopoty. Wieczorową porą nie wchodzisz z dziećmi do baru w dzielnicy, która wydaje Ci się podejrzana. Zapinasz pasy jadąc samochodem. Nagła awaria, zgubienie drogi może się zdarzyć. Eliminuj głupie błędy.

Stosuję niewiele zabezpieczeń. Wykupuję bardzo dobre ubezpieczenie zdrowotne (nawet w Unii Europejskiej). Gdy dziecko zachoruje wolę szybko dać mu ulgę i wiedzieć co dalej, niż pół nocy spędzić w publicznym szpitalu. Przykładowy koszt na dwa tygodnie? Dobry obiad dla trzech osób w Słowenii. Z wyprzedzeniem możesz załatwić sobie EKUZ.
Naucz dzieci co robić, gdy się zgubią. Po pierwsze, możesz im na ręku wypisać markerem telefon do siebie (pamiętaj o podaniu kierunkowego: +48). Dorosły człowiek a co dopiero dziecko w stresie może nie pamiętać numeru. W obecnych czasach w ogóle nie pamiętamy numerów, bo te wpisane są w książkę telefoniczną. Po drugie naucz, że szukając pomocy, mają podchodzić do ludzi, którzy przypominają służby (mundury, kamizelki odblaskowe: pani w muzeum, sprzątacza, ochroniarz, strażnik miejski) albo do osób z dziećmi (szansa, że z dzieckiem jest ktoś, kto krzywdzi dzieci jest znikoma). Po trzecie, jeżeli nie ma kogo prosić o pomoc, to albo ma zostać na miejscu, albo wysiąść na najbliższym przystanku. Po czwarte, jeżeli dzieje się coś niebezpiecznego zawsze ma mocno krzyczeć (złoczyńcom zależy na ciszy).
Kolejną kwestią jest zabezpieczenie mienia. Generalnie: nie zostawiaj rzeczy na wierzchu. Nie kuś złodzieja. Gdzie jest najwięcej złodziei? Odpowiedź poznałem pośrodku Uralu: tam, gdzie są duże miasta. Rada sprawdziła się na kilku kontynentach. Namiot możesz zabezpieczyć przenośnym alarmem zasilanym na baterię. Działa on w ten sposób, że jeżeli ktoś wejdzie w przenośną czujkę, to „drze ryja”. Miałem. Nigdy nie użyłem. Ukradli z piwnicy.

Ważne jest zabezpieczenie transportu. Przed wyjazdem zawsze serwisuję samochód, nie oszczędzając na tanich rozwiązaniach. Poproś mechanika (omijając sieciówki), aby sprawdził samochód przed długą trasą. Wycieki, stany łożysk, odgrzybianie klimatyzacji, wymiana oleju i filtrów. Przygotuj się do awarii. Wykupuję dobry assistance. Holowanie bez limitu kilometrów, hotel, samochód zastępczy celem kontynuowania podróży, wpięte foteliki dla dzieci, a nawet kierowca gdybym poczuł się zmęczony. Koszt? Półtora obiadu.

Warto zwrócić uwagę na sprawdzenie miejscowych regulacji w zakresie tego, co musisz mieć w samochodzie. Kamizelki, gaśnice, pachołki - to wszystko może się różnić w zależności od kraju. Po prostu miej. Jeżeli kontrola wskaże braki, często oznacza to brak możliwości kontynuowania podróży. I musisz pośrodku autostrady kupić kamizelkę w kolorze pomarańczowym. Proste? Niekoniecznie.
Weź kilka podstawowych narzędzi, kombinerki, trytki (plastikowe opaski zaciskowe), bezpieczniki. Mały pakunek a się przydaje. Na tytułowym zdjęciu tego rozdziału ma miejsce klejenie namiotu. Możesz naprawić kuchenkę itd... Nie bierz oleju (zawsze możesz kupić na stacji benzynowej, holownik może dowieźć), płynów, filtrów. Chyba, że wiesz o jakieś nieusuniętej awarii, ale wówczas głupotą jest jechać. Masz mieć przygotowany sprzęt, a nie pchać się w kłopoty (zerknij na cytat).

Stosuj foteliki samochodowe
Tyle w temacie

Woda, góry, rower
Nie chojrakuj. Bohater i odważny człowiek to ten, któremu się udało. Idiotę różni tylko tyle, że jemu się akurat nie udało. Musisz być bohaterem?
Idąc w góry, pakujesz plecak, zabierając zapas jedzenia, wody, ubrań, naładowane telefony.
Pływacie na łódkach? Wszyscy mają kapoki. Nie pijesz alkoholu na wodzie.
Rower = kaski. Dorosła czaszka nie dość, że pęka tak samo jak dziecięca, to owa czaszka ma jeszcze dowieść dziecięcą nie tylko do domu, ale i do dorosłości.
Sprawdzasz prognozę pogody i pytasz „lokalesów” o trudność trasy, wymagania i nie ignorujesz ich, wyznając zasadę, że „Polak to na drzwiach od stodoły poleci”.
Zawsze miej zapas wody i jedzenia. Zawsze. Awaria na autostradzie, wypadek, korek i brak sklepu = Kłopoty.

Leki
Nie bierz pudła leków. Popularne zawsze dokupisz na miejscu. Najlepiej w internecie sprawdzić skład (po łacinie) i pokazać farmaceucie. Dobierze to, czego potrzeba.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Jazda z mieszkaniem
Czym jechać i w czym mieszkać?

Od wielu lat choruję na VW Transportera Multivana z podnoszonym dachem... Koszt? Minimum 20 000 PLN. Ale - jak zauważył mój dobry przyjaciel - czy brak samochodu jest barierą? Chyba nie. Zacznijmy jeździć tym, co mamy (lub możemy pożyczyć).

Czym jechać?
Samochodem. Tym, który masz. Nowego nie kupuj...

W czym mieszkać?
Spróbuj od czegoś, co jest tanie, czyli od namiotu. Przyczepy, kampery to drogi sport. Minusem kampera jest to, że mieszkasz w najbrzydszej części kempingu :) Postoje dla kamperów wyglądają jak parking przed sklepem :/ Stawianie przyczepy zajmuje wieczność. Jazda kamperem/z przyczepą jest powolna. Czasem na autostradach możesz spotkać wyższe opłaty dlatego, że ciągniesz przyczepę/jedziesz kamperem. Dużym samochodem/przyczepą nie wszędzie wjedziesz (do centrów miast [zakazy, ciasno]; górskie podjazdy wykluczają długi powóz). Tańszym rozwiązaniem jest zakup przyczepy, ale o nią musisz dbać przez cały rok, trzymać pod dachem i płacić opłaty administracyjne. Kamperem możesz jeździć na codzień, ale jest droższy w zakupie i utrzymaniu. Samochód + namiot = wysuszenie namiotu i koniec dbania.

Jaki namiot?
Najlepszy, na jaki Cię stać. Nie oszczędzaj jeżeli włóczęga Cię wciągnęła. Co wpływa na cenę? Jakość wykonania (ma starczyć na lata a nie miesiące), waga (im lżejszy, tym lepiej), rozmiar po spakowaniu (im mniej, tym lepiej), czas stawiania/składania (im niższy na OBIE czynności, tym lepiej), odporność na deszcz (głównie podłoga). Dwa wejścia (przewiew w gorącym klimacie).
Uważam, że namiot musi mieć dwie warstwy. Pierwszą, zewnętrzną, która chroni przed deszczem i wiatrem oraz odprowadza skroploną wodę. Druga musi mieć moskitierę. Tanie jednowarstwowe namioty odprowadzają skroploną wodę na podłogę naszego mieszkania, co może doprowadzić do zamoczenia śpiworów i leżącego na podłodze sprzętu (komórki).
Niektórzy uważają, że namiot powinien mieć „wbudowany” tropik. Oznacza to, że stawiając namiot stawiamy dwa elementy na raz: dach i moskitierę. Umotywowaniem tego rozwiązania jest stawianie namiotu w deszczu - nie moknie nam „mieszkanie”. Moja odpowiedź: ile razy stawialiście namiot w deszczu? Ja z rodziną: 0. Minusem zintegrowanego tropiku jest to, że w bardzo gorącym klimacie, gdzie prawie nie występują opady (albo możemy sprawdzić, że ryzyko jest bardzo niskie), nie warto stawiać „dachu”, zapewniając sobie doskonałą wentylację. Plusem osobno stawianych warstw jest możliwość spania pod samą moskitierą (gorący klimat).
Ostatnia kwestia do rozważenia. Jeżeli jedziesz w gorący klimat, to nie stawiasz przeciwdeszczowej warstwy, zostawiając samą moskitierę. Dzięki temu masz przyjemny chłód. Niestety namioty rodzinne (duże, wysokie, z dużym przedsionkiem) raczej są „zintegrowane”, wtedy koniecznie stosuj otwarcie drzwi, aby mieć przeciąg.

Co w namiocie? Jakie śpiwory i karimaty?
Minimaliści polecą Ci puchowe śpiwory: ultra lekkie i małe dające maksimum ciepła. Skutek? Wysoka cena. Proponuję tzw. syntetyczne. Tanie. Będą znacznie większe, ale za dużo mniejszą kwotę. Jeżeli jedziesz w „zimniejszy” klimat, weź ze sobą ciepłe kalesony i polar/bluzę (które przecież masz).
Minusem puchowych śpiworów jest trudność w suszeniu. Syntetyczne śpiwory nie mają tego feleru. Wydaje się to abstrakcyjne? Kilka razy zalałem namiot (niegroźnie: dwa razy przeżyliśmy oberwanie chmury i uderzające krople „wskakiwały” przez bariery, dwa razy przeciekał namiot, raz dziecko zasiusiało). Po godzinie suszenia śpiwór był gotowy do użycia.
Kupuj raczej „jesienne” śpiwory niż „letnie”. Namioty mają podany zakres temperatur, w których jest komfort. Letnie śpiwory będą mniejsze objętościowo, a jesienne większe - po prostu różni je ile „ociepliny” mają w sobie. W bardzo ciepłym klimacie rozpinasz śpiwór i traktujesz go jako kołdrę - jeżeli będzie Ci za ciepło, to się odkryjesz. Gdy jest zimniejsza noc, idziesz spać w „mumii”, czyli zapinasz śpiwór oraz kaptur. Bardzo zimna noc? Zakładasz ubranie na siebie. Z tego powodu na liście do pakowania umieściłem ciepłą zimową czapkę. Baaaardzo się przydaje w chłodniejsze dni i noce.
Nie traktuj wskazań producenta zakresu temperatur jako prawdy objawionej. Różnimy się percepcją ciepła/zimna, a producent nie buduje promu kosmicznego, aby prowadzić szczegółowe testy śpiwora za kilkadziesiąt PLN. Absolutnie nie przywiązuj się do podanej temperatury minimalnej. Ona oznacza, że nie masz odmrożeń, a nie, że jest ciepło.
Ostatnia „śpiworowa” rada. Idąc spać powinno Ci być ciepło, będąc ubranym w to, w czym zwykle śpisz. Miej komfort śpiąc. Ja rozumiem, że można założyć spodnie motocyklowe, kask i przykryć się matą ogrodową, ale...
Karimaty. Kupno piankowych karimat to grosze. Zajmują więcej miejsca niż tzw. samopompujące, ale są skuteczne. Zacznij od taniego rozwiązania (najlepiej pożyczając). Jeżeli się wciągniesz w „trampingowanie”, kup używane wysokiej klasy. Oszczędzisz miejsce i zyskasz wygodę porównywalną do piankowych karimat do spania w kolebach.
Poduszki. Warto kupić dmuchane poduszki. Ale... za poduszkę świetnie „robi” ubranie, które zdejmuje się/zakłada rano. Plusem tego rozwiązania jest ratunek, gdy jest zimna noc - pod ręką masz ubranie, które możesz założyć (ale tracisz poduszkę).

Gaz? Benzyna? ON?
Jedź tym, co masz. Masz benzynę i myślisz o przerobieniu na gaz „aby było taniej”? Ile zapłacisz za instalację? Po jakim czasie Ci się zwróci? Daj sobie spokój. Jedź tym, co masz. „Więcej” za paliwo oznacza np. 500 PLN. Daj spokój... więcej zapłacisz za bilety wstępu... Spodoba Ci się włóczęga? Wtedy sobie przerób, zmień samochód z wymarzonym zasilaniem.

Mieszkalne boksy
Rzecz, bardzo, u nas mało popularna: mieszkalne boksy na dachu. Podróżowanie w ten sposób polega na tym, że na dachu samochodu masz boks, który rozkładasz kilkoma ruchami korbką (złożone i rozłożone boksy zobaczysz na zdjęciach na poprzedniej stronie).

Jakie kempingi?
Nasz ideał: „luksusowe”, niezatłoczone i zacienione. Pisząc luksusowe nie mamy na myśli wodotrysków, ogrodzonych poletek. Chodzi o to, aby były „fajne”, czyste i bezpieczne. Kemping, który jest deptakiem i wiele osób z zewnątrz po nim chodzi, nie spełnia kryterium bezpieczeństwa. Mieszkanie w namiocie, przed którym w odległości 2 metrów (powoli) jeżdżą kampery, nie daje komfortu. Brudne prysznice zabierają przyjemność z pryszniców. Kemping może mieć lodówkę, pralki, ogromną wolną przestrzeń, w której „każdy” znajdzie coś dla siebie.
Na razie nie nocujemy przy drodze, na polu. Takie atrakcje robię sobie sam, gdy jeżdżę offroad (nie, nie Greenem).

Kindersztuba
Twoje dzieci nie biegają pomiędzy namiotami krzyczą. Nie imprezujecie głośno. Rano wstając nie budzicie sąsiadów. Nie zostawiasz śmieci. Prosisz o pomoc (na przykład - czy może Pani zerknąć na rzeczy, gdy idę pod prysznic?) i nie odmawiasz pomocy. Dzień dobry, cześć, dziękuję - to miłe słowa a nie oznaka słabości.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Przewodniki, literatura, planowanie, nawigowanie.

Mapy papierowe
Można, warto mieć. Czasem prąd i internet wysiadają. Łatwiej dogadać się z „lokalesami”, błądząc palcem po mapie a nie ekranie.

Nawigacje
Mam dwie niezależne, a w zasadzie trzy. Druga i trzecia jest w telefonie (Google Maps oraz Yanosik). Korzystam z nich równolegle. Google Maps pomaga sprawdzić korki a Yanosik kontrole. Minusem obu jest dostęp do internetu. Pewnym obejściem tego feleru jest wyznaczenie trasy (na przykład rano na kempingu), mając dostęp do WiFi. Sprawdza się to doskonale pod warunkiem, że nie zmienimy trasy albo nie zawiesi się nam telefon, wymagając restartu. Wyjściem jest skorzystanie z roamingu (więcej o dostępie do internetu w rozdziale „Komunikacja”), ale czasem to niepotrzebnie podnosi koszty. Plusem obu programów jest to, że mamy je za darmo.
Za darmo korzystam również z nawigacji Garmina. Ów brak kosztu jest jednak pozorny - na początku trzeba wyłożyć sporo gotówki, kupując sprzęt. Polecam jednak wykupić droższą wersję z bezpłatną aktualizacją map. Zwraca się po kilku latach korzystania w stosunku do tańszych nawigacji samochodowych, w których słono należy płacić za aktualizację. Są również dostępne bezpłatne mapy, ale nigdy nie miałem głowy do nakłądania na siebie, walki z zawieszaniem, „niepasowaniem”. Mapy offline: mapsme. Mapy online: mapy.cz
Plusem Garmina jest nawigowanie bez internetu. Odszukuję Lidla, pobliskie kempingi, McDonaldsy, apteki a nawet toalety. Na koniec: nie musisz mieć nawigacji, aby jechać!

Przewodniki
Droga sprawa i przy dzieciach mało przydatna. Jeżeli się upierasz, aby je mieć pomyśl o wypożyczeniu z Centralnej Wypożyczalni PTTK (Stare Miasto Warszawie). Musisz być co prawda członkiem PTTK, ale nie dość, że to zacne towarzystwo, to opłata członkowska jest niższa niż zakupy w Empiku. Kolejną korzyścią jest dostęp do niedostępnych już przewodników. Zdarzało mi się wyczytać ciekawostki (które odwiedziłem) w socjalistycznych przewodnikach, które nieobecne były w zachodnich.
Świetnym rozwiązaniem jest TripAdvisor i po prostu internet. Korzystamy z tych aplikacji na telefonach i iPadzie (kolejne zastosowanie po oglądaniu filmów). Odfiltrowujesz najciekawsze, masz zdjęcia, recenzje, są przyjazne dla dzieci.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Foto-video
Czym filmować, „focić”? Kiedy robić zdjęcia? Jakie zdarzenia filmować?

Dobry kolega zapytany o to, jak było podczas porodu wykrzyknął: „wszystko nagrałem”. Hołduję zasadzie, że wyjazd jest dla ludzi, a nie ludzie dla ładnych fotek. Jeżeli jednak już je robimy, „kręcimy film” to, ... jak? Czym? Co zrobić z „materiałem”?
Na postawione pytanie odpowiem: nie wiem :) Nie jestem specjalistą od filmów. Oskara za zdjęcia nie dostałem. Word Press Photo również do mnie nie należy. Ale... odnalazłem swój Święty Grall... Mam zestaw, który „daje mi” wszystko czego potrzebuję. Poniżej go pokrótce opisuję.

Kamera
Proponuję tańszy, chiński odpowiednik kamery GoPro4 Black Edition (do kupienia bezpośrednio na popularnym chińskim portalu) wraz z: dwoma zapasowymi bateriami (długo się ładują, szybko wyładowują - kamera ma duży pobór prądu), hermetyczną obudową (większa, na kamerę oraz dodatkową baterię), której w ogóle nie zdejmuję (chronię obiektyw), pilot, kilka przyssawek, elementów pozwalających montować do samochodu, kasku itp. Odpowiednik jest lepszy niż oryginał. Serio.
Rób krótkie ujęcia. Po kilka-kilkanaście sekund. Chyba, że coś naprawdę wymaga długiego ujęcia. Nagranie posiłku musi trwać minutę? Nagranie jazdy samochodem też? Przypomnij sobie jakie to uczucie oglądać pamiątkowe nagranie 1:1 z komunii chrześniaka, cioci Jadzi...

Aparat
Canon seria G7. Droga zabawka. Ale zaczynałem od używanego Kodaka za 120 PLN.
Dlaczego nie lustrzanka? Bo lustrzanka to obiektywy. Bo tania lustrzanka to kiepska lustrzanka. Bo lustrzanka to duży obiekt do noszenia. Dla mnie aparat - podobnie jak kamera - ma być szybki do użycia. Strzelam i idę dalej. Czasem fotografuję jadąc/idąc. Czasem dyskretnie z ręki. Duży, drogi aparat niepotrzebnie skupia uwagę. Również złodziei. Lustrzanka to większa wrażliwość na pył.

Obróbka
Pracuję na komputerach Apple. Mam na nich darmowy program do obróbki filmów i zdjęć. W zupełności wystarczają. Oczywiście fachowcy zaprzeczą, ale... czy moim celem są zdjęcia na poziomie National Geographic? Jeżeli tak, to nie biorę dzieci, które nie zniosą 6 minutowego ustawiania statywu, kadrowania itd. Film? Miłe wspomnienie, ale nie dzieło sztuki filmowej. Oskara się nie spodziewam.
Krótko mówiąc: ma być tanio. Jest tanio i jak rzadko kiedy - wystarczająco dobrze.
Filmy i zdjęcia obrabiaj na bieżąco. Nie zostawiaj na później. Ja pierwszą selekcję zdjęć robię jeszcze na aparacie codziennie pod wieczór. Po przyjeździe zgrywam całość, kolejna selekcja, sortowanie do katalogów. Podobnie z montażem filmu. Od razu do tego przystępuję. Po pewnym czasie nie pamiętam co było nagrane, jaki był charakter zdarzenia, jakie byłyby odpowiednie podpisy.
Wywołuj zdjęcia. Jest ryzyko, że Twoje dzieci będą miały mniej zdjęć niż Ty „z czasów komuny”. Umrzesz, ukradną komputer i tracisz cały dorobek. Poza tym milej się wraca do papieru niż ekranu. Jeżeli nie chcesz drukować, zawsze rób kopie bezpieczeństwa. Ja moje wykonuję już podczas jazdy - kopiuję na komputer.
Do zgrywania zdjęć przydają się przejściówki, a nie korzystanie ze zgrywania bezpośrednio z urządzenia. Dlaczego? Szybciej trwa. Czasem warto oddać obróbkę fachowcom. Lepiej mieć piękne zdjęcia „na już” niż tysiące średnich „na nigdy”.

Szkolenia
Każdy Polak zna się na skokach narciarskich, piłce nożnej i zdrowiu. A! I na bieganiu maratonów! Na fotografii i filmowaniu też. Bierzesz w łapę naciskasz guzik i masz!
Niekoniecznie. Dobre ujęcie wymaga myślenia. Nie chcę powiedzieć, że nie myślimy. Chodzi mi o myślenie o obrazie, przekazie, kompozycji itd. Idź na szkolenie.

Drony
Każdy wyjazd musi mieć drona. Czyżby? Przeżyjesz bez. Chyba, że masz i umiesz użyć. Ale żeby wypożyczać, bo koledzy filmują? Proszę Cię...
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Z kim jechać (a z kim nie)?
Czyli rzecz o tym, że najlepszy przyjaciel może się stać największym wrogiem (na wakacjach)

Lubienie nie jest predyktorem dobrego towarzysza podróży. Brak lubienia nie jest predyktorem złego towarzysza (choć lepszym).
Gdy szukamy towarzysza(y) podróży, warto mieć swój miesiąc miodowy .... przed wyjazdem/ślubem. Wyjedźcie gdzieś razem. Przegadajcie kilka wieczorów o tym, jak lubicie podróżować/żyć. Co sądzisz o bałaganie? Lubisz późno wstawać? Musi być wszystko zaplanowane od A do Z, czy lubisz freestyle i planowanie w samochodzie? Codzienne golenie, czy systematyczne zarastanie? Jazda 10 h dziennie „aby do celu”, czy mały dystans i do tego z częstymi przerwami? Zatrzymywanie się na zdjęcia i pozowanie do nich, czy absolutnie nie? Jak jemy (restauracje, Lidl)? Jakie tempo jazdy? O której wstawanie i kładzenie się spać? Dzielimy się sprzętem (i rozwód w trasie wykluczony), czy wszyscy biorą wszystko? Toczymy się razem, czy rozdzielamy się? To przykładowe pytania, które warto poruszyć. A jest ich o wiele więcej i - co gorsza - ich dogłębne omówienie wcale nie gwarantuje sukcesu w postaci dobrego towarzysza podróży.
Zdarzało mi się wyjeżdżać z człowiekiem, z którym się nie znosiliśmy, ale byliśmy super teamem wyprawowym. Zdarzyło mi się planować wyjazd z bardzo podobną do mnie osobą, którą znam całe życie i do owego wyjazdu nie doszło. Byłem świadkiem wyjazdów najlepszych przyjaciół i (samotnych) powrotów największych wrogów.

Jak zatem się dogadać? Moim zdaniem nie ma reguły. I żadna reguła nie zagwarantuje sukcesu. Ale... przegadajcie. Zawsze to lepiej niż rzucać się w ramiona radosnego chaosu, którego negatywne skutki mogą dotknąć zbyt wiele osób.

Nie budujcie zbyt dużej grupy jeżeli nie macie za sobą wspólnych wyjazdów. Docierajcie się „dokładając” nowe elementy społecznej układanki.
Kolejne elementy towarzystwa dobierajcie w ten sposób, że ktoś ręczy za „element napływowy”. Nie gwarantuje to sukcesu, ale łapanka „na forum”/Facebook to najgorszy pomysł.
Im więcej dzieci (które się wzajemnie lubią), tym lepiej (dla nich i dorosłej tkanki społecznej).
Docierajcie się blisko domu. Awantura tysiące kilometrów od domu to słaby pomysł.
Ostatnia myśl: planując wspólny wyjazd planujcie rozstanie. To trochę tak, jak przy zaręczynach. Radzi się aby, w tym magicznym momencie zastanowić się, czy to będzie dobry partner do rozwodu. Tak samo zrób planując - czy będziecie potrafić się rozjechać? Powiedzieć sobie w twarz, że „nie jest ok”?
P.S. Można też jechać samemu. W jedną rodzinę. Piszę te słowa na brzegu Adriatyku będąc sam z dziećmi.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Zabijanie czasu
Jak zająć dzieci i się nie pozabijać?

Audiobooki
Są dwa źródła: (1) wymiana biletów NBP oraz (2) wypożyczenia. Polecam drugą ścieżkę. Pójdź do lokalnej biblioteki i wypożycz na drogę płyty. Ja dodatkowo zgrywam na komputer audiobooki i potem umieszczam na przenośnych odtwarzaczach muzyki. Plusem tego rozwiązania jest oszczędność miejsca: nie musisz wozić pudła płyt. Kolejną korzyścią jest to, że „player” możesz podłączyć do samochodowego odtwarzacza i wszyscy możecie słuchać „bajek”.
Filmy
Baaaardzo rzadko oglądamy filmy na komputerze. Ale... co szkodzi wziąć kilka płyt? Komputer i tak mam, aby (awaryjnie) wgrywać „bajki” albo książki na czytnik.
Czasem oglądamy filmy w podróży. Ale nie korzystam z odtwarzaczy samochodowych. Są dość drogie i mają wąskie zastosowanie. Rozwiązaniem jest stelaż na iPada. Ów stelaż rozpina iPada pomiędzy przednimi siedzeniami. Można na nim oglądać filmy „on-line” (przenosząc dźwięk na słuchawki lub do radia; zasilanie z „rozgałęziacza”; iPada i tak mamy: szukanie informacji w „necie”).
Gry
Trochę gier bierzemy. Najlepiej takie, które mało zajmują miejsca. Lepiej pożycz od znajomych, niż kupuj (są dość drogie). Kości, karty, małe pudełeczka - to, co mało zajmuje miejsca. Wybór jest ogromny. Karty można przepakować do mniejszych woreczków i zmniejszamy tym samym objętość pudełek (bo z nich rezygnujemy).
Książki
Dużo. Kupionych, wypożyczonych. Minus: zabierają sporo miejsca. Pewnym rozwiązaniem jest czytnik.
Kreda i farby
Tanie, łatwe w przewożeniu. Szczególnie dla małych dzieci.
Sprzęt sportowy
Bierz mało i do tego małego. Rakietki, piłeczki, bule - ok. Zestaw do siatkówki - niekoniecznie. Jeżeli naprawdę Was przyciśnie - kupicie na miejscu.


Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Jak się pakować?
W co się pakować? Jak pakować samochód?

W co się pakować?
Stosuję dwa rozwiązania w zależności do tego, czy pakuję osobiste rzeczy (ubrania), czy „gospodarcze”.
Osobiste. Każdy z „podróżników” ma swoją torbę. Miękką, gdyż ułatwia wykorzystywanie miejsca w samochodzie. Unikam walizek. Są ładnie zapakowane tylko w dniu wyjazdu. Szukanie klapek, skarpetki skutecznie i trwale niweluje ów porządek. Walizki słabo pozwalają wykorzystywać zakamarki w samochodzie (które często są obłe, przestrzeń jest w skosach). Tanim i doskonałym rozwiązaniem są torby Ikei. Kosztują grosze. Łatwo się otwierają i zamykają. Jedna torba na kurtki przeciwdeszczowe i jedna na buty.
Rzeczy gospodarcze (elektrownia, zastawa) lądują w skrzyneczkach. Skrzyneczki można dostać za darmo w „warzywniakach” (Klaudiuszu, dziękuję). Chodzi o małe skrzynki, a nie duże. Są dość płytkie i pozwalają stawiać na sobie kolejne piętro (pomocne w ustawieniu na fotelu lub przedsionku namiotu). Skrzyneczki są doskonałe jako „ociekacze” do zmytych sprzętów kuchennych. Skrzynkę można postawić na dachu, wrzucić do samochodu i ... jazda. Nie trzeba suszyć ściereczką.
Wożę jeszcze boks na dachu. Postawiłem na używany, wyższej klasy (duża ładowność) i wąski. Dlaczego taki? Mam jeszcze miejsce na dachu postawić rzeczy (pamiętaj o zabraniu przed ruszeniem!!!) lub ustawić rowery (rekord to dwa rowery na dachy a trzy na tylnej klapie). Do 70 km/h przyspieszał... potem się toczył... Ale nie o tym...
Unikaj pierdółek. Małe torebeczki, plecaczki..., umrzesz nosząc...

„Zarządzanie przestrzenią”
Do boksu na dachu ładuję rzeczy konieczne do stawiania obozowiska. Karimaty, śpiwory, namiot, przedłużacz i rozgałęziacz. Otwieram/zamykam bardzo rzadko. Podejście nie jest super wygodne, więc lepiej tam nie umieszczać rzeczy, których często potrzebujemy.
Na podłodze bagażnika umieszczam skrzyneczki. Na nich lądują miękkie torby. Jeżeli podczas jazdy coś potrzebuję, to kilka ruchów (wyrzucenie toreb na trotuar) daje dostęp do całości. Gdy dojadę na miejsce obozowiska, to torby każdego z podróżników lądują na miejscu, na którym siedział. Dzięki temu nie trzeba wszystkiego ładować do namiotu. Jest również łatwy dostęp do skrzyneczek.

Lista rzeczy do zabrania
Poniżej znajduje się lista rzeczy, które zabieram na wyjazdy. Jest to „maksymalna” lista i nie oznacza ona, że biorę wszystko. Korzystam z niej, bo czasem w miejscowości, w której jestem „akurat tej jednej rzeczy” nie ma. Przykład? Zapomniałem obcinarki do paznokci i mi się złamał paznokieć. Udało mi się pożyczyć pilnik do metalu i w ten sposób sobie poradziłem. Ale to przykre doświadczenie nauczyło mnie pamiętać o obcinaczce do czasu.... kolejnego zapomnienia. Moje dłonie reagują na zmianę diety na podróżniczą tym, że pękają mi skórki. Mając cążki szybko mogę sobie pomóc. Gdy nie mam to każde włożenie dłoni do kieszeni skutkowało sporym bólem. Zdarzyło mi się kiedyś zapomnieć paska do spodni. Problemem były nie tylko spadające spodnie, ale i to, że nie mogłem do nich przymocować opakowania z aparatem i kamerą. Byłem kiedyś w górach i zapomniałem papieru toaletowego. Kiedyś nie wziąłem szmatki do okularów wraz z płynem do ich czyszczenia i kupienie w obcym kraju nie należało do najłatwiejszych. Kiedyś zapomniałem butów narciarskich (ok... to już nie tramping). Tak powstała ta lista.
Ubrania:
Majtki
Skarpetki
T-Shirty
Koszule
Koszulka na ramiączkach
Polo
Adidasy
Kalosze
Klapki
Sandały
Polar / sweter
Kurtka przeciwdeszczowa
Spodnie długie
Spodnie krótkie
Piżama
Kąpielówki + okularki
Czapka z daszkiem
Czapka wełniana
Szalik
Rękawiczki
Spodnie narciarskie
Buty narciarskie
Kalesony
Ciepłe skarpety
Pasek do spodni
Ubrania do biegania

Inne:
Aparat
Ładowarka do telefonów
Ładowarka do akumulatorków
Ładowarka do kindle
Akumulatorki
Kapoki
Karimata
Śpiwór
Leki:
Ibuprofen
Plastry do cięcia + nożyczki
Woda utleniona
Termometr
Coś na ugryzienia
Książeczki zdrowia
Multitool Victorinox
Coś na komary „przed”
Adresy do wysyłania kartek pocztowych
Internet
Moskitiera na okna
Lep na muchy
Wyciskacz do czosnku
Perkolator / ekspres ciśnieniowy
Kawa
Filiżanki do espresso
Czepek
Okulary do pływania
Kosmetyczka
Mydło / żel do kąpania
Szampon
Odżywka do włosów
Szczotka
Pasta
Dezodorat / woda kolońska
Obcinarka do paznokci
Grzebień / szczotka do włosów
Zestaw do manicure
Krem do opalania
Golarka
Żel do golenia
Balsam po goleniu
Krem do rąk
Zestaw do szycia
Gazety do czytania
Książki do czytania
Długopisy, notatniki
Laptop + ładowarka
Okulary słoneczne
Okulary optyczne + zapasowe dla dzieci
Mapy, przewodniki
Dokumenty samochodowe
Dokumenty osobiste (dow. osobisty, prawo jazdy)
Karty płatnicze i kredytowe
Chusteczki do nosa
Papier toaletowy
Ręczniki papierowe
Zabawki dla dzieci
Proszek do prania
Miska do prania
Sznur do rozwieszania prania + klipsy
Sztućce, talerze, serwetki, szmatki kuchenne
Latarka
Powerbank
Scyzoryk
Korkociąg do wina
Sól i cukier
Torby na brudy i śmieci
Termos
Suszarka
Czajnik elektryczny
Saszetka na dokumenty
KapciePakowanie samochodu
Zwróć uwagę, aby zabezpieczyć bagaż. Czy ciężkie walizki nie polecą do przodu w przypadku ostrego hamowania?
Jeżeli masz samochód kombi, to koniecznie stosuj siatkę ochronną oddzielającą przestrzeń bagażową od pasażerskiej. Twój bagaż może zabić podczas gdy zdarzenie drogowe wcale nie musi być poważne.
Gdy jadę sam z dziećmi, to na miejscu obok mnie jest kilka lekkich skrzyneczek. Podręczne jedzenie. Płyty do słuchania. Woda w małych butelkach. Aparat.



Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Komunikacja
Telefony, komórki, krótkofalówki, telefony satelitarne, dostęp do internetu, SPOTy.

Telefony komórkowe
Wyjeżdżając biorę dwa telefony. W jednym jest karta SIM z moim numerem telefonu. Trzymam go z dala od siebie. Nie zaglądam często. Do drugiego wkładam kartę SIM z internetem. Dlaczego takie rozgraniczenie? Oprócz samoograniczenia, chodzi o redukcję nieprzyjemnego zaskoczenia rachunkiem :). Roaming danych czasem sporo kosztuje (np. USA).
Telefoniczna karta SIM dobrze, aby była prepaidem. Dzięki temu unikniesz wysokiego miesięcznego rozliczenia, które poznasz dopiero po powrocie. Wcześniej Ci się skończą środki na koncie i „wiesz, że coś jest nie tak”, bo dostajesz SMS o braku środków. W takim wypadku prosisz kogoś, aby doładował Ci telefon, masz czas na wyłączenie drogich usług i korzystasz z zapasowych komórek (wcześniej doładowanych - np. dzieci).
Dwa telefony przydają się również w wypadku kradzieży, zamoczenia (zalało nam namiot).
Krótkofalówki
To jest gadżet. Spokojnie da się jechać bez niego, ale ma swoje plusy.
Swego czasu kupiłem markowe PMR: kolorowe (ważne, gdy dziecko wrzuci w trawę, bryzgoszczelne, z dobrymi bateriami i zasięgiem, oczywiście używane). Nie przydają się często. Ale jeżeli już, to do: zabawy dla dzieci, na stoku narciarskim (pomiary czasów na bramkach i po prostu, aby się odnaleźć w tłumie), komunikacja między samochodami, zabijanie nudy w samochodzie (dzieci gadają).
Internet
Stosujemy dwie metody. Pierwsza, tania, polega na korzystaniu z WiFi na noclegach/w MacDonaldsach/Starbucksach itp. Ściągasz pocztę, wysyłasz zdjęcia, ustawiasz trasę, szukasz kempingu, atrakcji. Wystarcza.
Jeżeli chcesz/musisz mieć internet cały czas (wielkim minusem będzie to, że będziesz sporo „w” nim siedzieć; podobnie, jak reszta ekipy) to mimo roamingu proponuję wykupić dostęp w danym kraju. Taką kartę SIM przekładam do osobnego telefonu i z niego obsługuję internet (oraz udostępniam chętnym - funkcja lokalnego hotspotu). Taniej. Czasem szybciej. Ważna uwaga: poprosić w sklepie o konfigurację. Czasem istnieją jakieś lokalne uwarunkowania, które ciężko szybko zrozumieć. „Lokales” załatwia sprawę szybko i skutecznie. Karty SIM z internetem dostaniesz w centrach handlowych i na dworcach/lotniskach. Często w kioskach.
SPOT
SPOT to takie urządzenie, które wykupują (wypożyczając lub kupując urządzenie z abonamentem) ludzie jeżdżący po świecie. Urządzenie to podaje aktualną lokalizację, którą można śledzić na stronie internetowej. Potrzebujesz tego? Serio? A do czego? Włącz w telefonie lokalizację i wyślij komuś zdjęcie. Zobaczy ładny obrazek i odczyta te same dane. Wrzuć na FB itd... Nie zakładaj, że gadżet (a w zasadzie jego brak) stoi Ci na drodze do wyjazdu...
Poważny minus SPOTu: on-line widać, gdzie jesteś. Co w tym złego? Teściowa, żona, mąż, szef, pani od podlewania kwiatków, będą dzwonić umierając ze strachu: „DLACZEGO NIE JEDZIECIE?????!!!!”. Stanie w miejscu to normalna sprawa, ale nie dla widzów. Czemu? Nie wiem. Trochę jak człowiek, który zemdleje. Od razu się go podnosi...
SKYPE
Jeżeli już musisz mieć stały kontakt z krajem/pracą/rodziną, a chcesz uniknąć dużych kosztów (np. USA) z tytułu roamingu warto zainstalować Skype, wykupić polski numer stacjonarny, wpłacić nieco na konto i na telefonie komórkowym nagrać informację, pod jakim numerem można Cię zastać.
Skutek jest taki, że osoba z Polski dzwoni do Ciebie, płacąc jak za połączenie lokalne, Ty odbierasz za darmo (pod warunkiem, że masz dostęp do internetu, ale możesz go sobie zapewnić wykupując lokalny pakiet internetowy) na „drugim” telefonie.
Telefon satelitarny
Serio? Proszę Cię...
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Resztki Czyli wszystko to, co nie pasuje do innych działów

Ile to kosztuje?
Sky is the limit. Możesz podróżować naprawdę drogo. Ale i tanio. Jeżeli dużo gotujemy, to jedzenia nie liczę jako kosztu, gdyż jeść trzeba i w domu. Jeżeli już, to liczę „różnicę”. Więcej kosztują przejazdy (dużo kilometrów), trochę mieszkanie (ale taniej niż w hotelach, czy pensjonatach). Średnio liczę 3500 PLN na trzy osoby na tydzień. W to wliczone „wszystko”. Może być taniej. Może być drożej.

Dla kogo jest tramping?
Kto jeździ na kempingi? Młodzi na Woodstock, a kiedyś do Jarocina. W Polsce pola namiotowe okupowane są przez bezdzietnych młodych. Takie poglądy, często głęboko zagnieżdżone w naszych umysłach, skutecznie zniechęcając do włóczenia się. „To nie dla nas: nie mamy 20 lat, mamy dzieci; nie wypada”. To myślenie jest błędne. Szczególnie na polach namiotowych zachodniej Europy królują emeryci. U nich nie ma tego stereotypu, który blokuje przed podróżowaniem „za jeden uśmiech” (w sensie: nie trzeba wiele gotówki, a uśmiechu będzie wiele).

A może zmieniać samochód pod wyjazdy? Kupić przyczepę?
Najpierw sprawdź co lubisz. Kupić zawsze zdążysz. Myśląc, że musisz kupić będziesz czekać kilka kolejnych lat. Barierą stojącą przed brakiem Twoich wyjazdów nie jest samochód, który aktualnie masz, a który chcesz mieć.

Jaka kosmetyczka?
Taka, którą można powiesić. Dlaczego? Po pierwsze, gdy stawiasz kosmetyczkę na ziemi/półce, mogą być one mokre (i masz mokrą kosmetyczkę). Po drugie, gdy już zamoczysz łatwiej jest wysuszyć (obcieka). Z tego powodu zwróć uwagę, aby kosmetyczka miała dolną kieszeń „siateczkową” (i tam chowasz mokre rzeczy: golarkę, szczoteczkę). Po trzecie, warto mieć kosmetyczkę, którą można „zrollować”. Czyli zwija się ją i rozwija dając dostęp do kilku kieszeni. Kilka mniejszych kieszeni porządkuje zawartość. Nie musisz wyciągnąć wszystkiego, aby dojść do „obcinarki do paznokci”.

Dlaczego podróżować w stylu „trampingowym”?
Hotele zamykają nas na komunikację z innymi ludźmi „spoza grupy”. Nie zdarza się często, że siadasz przy stole z obcymi ludźmi i rozmawiasz. Na kempingu jest to o wiele prostsze. W miastach gubisz się i szukasz drogi: pytasz obcych. Czyli pierwszą korzyścią jest większy dostęp do ludzi. W zamykającej się Europie jest to nieoceniona korzyść. Po drugie uczy nie spieszyć się, planować ad hoc. W hotelu większość rzeczy jest „na godzinę”. Wycieczka, posiłek, dyskoteka i zabawa w basenie. W „trampingowaniu” uczysz się włóczęgi. Skręcenia w boczną uliczkę. Zostania jeden dzień dłużej albo wyjechania jeden dzień wcześniej. Uczysz też, że starsi też są aktywni. Można z nimi usiąść i pogadać. Ich nie ma w hotelach.

Pranie i suszenie
Kupuję płyn do prania. Preferuję pranie w pralce (ma większość kempingów) wtedy, gdy mam w danym miejscu minimum dwa noclegi. Zabieram ze sobą sznur oraz dużo klipsów do wieszania prania. Czasem problemem jest miejsce na rozpięcie sznura. Rozwiązaniem jest choćby jedno drzewo, słup latarni czy płotu. Rozwieszam linę i ... zawsze wisi za nisko. Rozwiązaniem jest przywiązanie drugiego końca liny do samochodu i ...naciągnięcie samochodem (przetoczenie). Płyn się nie marnuje, bo wykorzystuję potem w domu. Dlaczego nie zabieram z domu? Mniej noszenia :) Dlaczego płyn a nie proszek? Łatwiej się rozpuszcza (ważne przy ręcznej przepierce). Polecam pakowanie dla wszystkich ubrań o podobnym kolorze. Na przykład czarne i białe. Mniej prań. Niższe koszty (płaci się za wsad).

Dokumenty i klucze
Zrób xero wszystkich dokumentów. Zrób im zdjęcia i miej w telefonie. Pieniądze i karty podziel na pół (nie krojąc a dublując :) ) i jeden portfel schowaj w innym miejscu. Rozwiązaniem na kradzież jest również wyrobienie karty do konta, na którym jest „0” PLN. Skradziono Ci kartę? Nie musisz czekać na inną. Wysyłasz SMS do kraju, aby przelano Ci pieniądze na kolejną kartę. Drugą parę kluczyków do samochodu schowaj w samochodzie. Jeżeli zgubiłeś i konieczne awaryjne otwarcie (bez wyłamywania zamków) ratuje sytuację. Jeżeli rozładował Ci się pilot od alarmu, to nie musisz szukać baterii (nie warto kupować na zapas). Otwierasz samochód z „kluczyka”, alarm wyje i po chwili go wyłączasz zapasowym pilotem.

Jakie jest najlepsze miejsce do rozbicia?
Szukam takiego miejsca, które da cień o poranku (szczególnie ważne w słonecznych krajach) i jest gdzieś jakiś słupek/drzewo (rozwieszanie prania). Szukam miejsca z dala od „skupisk”. Ludzie czasem podróżują ze znajomymi. Można zakładać, że będą „późne Polaków rozmowy”.
W znalezieniu wschodu pomaga kompas, który jest w wielu komórkach.

Prognoza pogody oraz wysokościomierz
Warto zainstalować sobie minimum dwie aplikacje pogodowe. Ja używam Accuweather i ICM (czasem Pogodynki). Warto sprawdzić pogodę planując atrakcje (zwiedzanie, odkryty basen, a może jednak kino/muzeum pod dachem?). Mam jeden gadżet, który absolutnie NIE jest konieczny, ale... jest fajny :) Zaspokaja moje potrzeby gadżeciarza: zegarek z barometrem i wyskościomierzem. Po pierwsze przydaje się do pogody, a po drugie w górach (na przykład w Wielkim Kanionie - ocena, czy biec przed burzą na szczyt do samochodu, czy też chować się po drodze).

Mandaty, CB-Radio
Jeżeli chcesz wiedzieć, czy po drodze masz kontrole to możesz korzystać z Cb-radia. Ale... to kolejne koszty. Yanosik na telefonie daje te same możliwości, a jest za darmo.
Zdarzyło mi się dostać za granicą mandat. Płacę ASAP. Dlaczego? Windykacja jest znacznie droższa.

Czy brać rowery?
Jadąc blisko: tak. Daleko: nie. Rowery mają swój urok. Ale ich zabezpieczenie przed kradzieżą, montowanie, blokowanie dostępu do tylnej klapy (chyba, że kupi się bardzo drogi uchylny bagażnik na hak, ale wtedy trzeba montować hak...), spowolnienie jazdy (duże opory powietrza) zniechęcają. Nie jest problemem wypożyczyć na miejscu.

Muszę mieć wszystko!
Pokusą jest mieć wszystko. Zabrać dom. Pełen zestaw leków. Dwa koła zapasowe. Parawan. Robot kuchenny. Telewizję. Spróbuj wziąć mniej. Wszędzie, gdzie jest asfalt jest cywilizacja. Prędzej lub później wszystko kupisz, jeżeli naprawdę „Cię przypili”.

Jak zwiedzać z dziećmi?
Zadaj sobie pytanie: czy ta atrakcja, to miejsce, ten plan sprawiłby mi przyjemność jako dziecku? Jeżeli odpowiedź jest negatywna, to zrezygnuj z tego czegoś. A najlepiej: daj planować dzieciom. Miasta, muzea, kościoły są nudne również dla dorosłych. Dziecko naprawdę nie musi „zaliczyć” opery w Wiedniu, czy Watykanu. Rozumiem, że sąsiadka się oburzy, że „tam byliście, a TEGO nie widzieliście!!!”. Ale to Twoje dzieci jadą, a nie sąsiadka.

Hulajnogi
Jeżeli planujecie zwiedzanie miast, to weźcie hulajnogi. Małe, składane nie zabierają dużo miejsca (z pewnością mniej niż rowery). Pamiętajcie o jakimś zapięciu, aby przypiąć przed muzeum, kościołem, sklepem. Sprawdź, czy hulajnogi mają jakiś zaczep, który można przypiąć blokadę (na przykład dziura w kole, ramie).

Zdjęcia (w tym poradniku)
Wszystkie są naszą własnością. Dlaczego ich tak dużo? Chcieliśmy pokazać, jak wiele chwil, pamiątek możesz przywieźć ze swojej włóczęgi.

Co to ten tytułowy Green?
Nasz samochód. Nazwany od bohatera filmu „Timothy Green” (na marginesie: polecamy; również w podróży). Samochód ma 20 lat. Na podjazdach w górach jedzie na jedynce bo ma mały silnik. Na autostradzie nie przekraczamy licznikowych 120 km. Jest ciasny. Ale własny.

Śmieci w podróży?
Wszyscy rzucają śmieci (niecieknące, nierozdeptywalne: papierki, chusteczki i zawinięte w nie gumy, plastikowe butelki) pod nogi. Na każdym postoju producent śmieci po sobie sprząta. Jeżeli tego nie robi wysprzątanie samochodu po kilku godzinach podróży wygląda tak:
(P.S. Piwo wypite podczas sprzątania).

Total low-cost
Jestem przeciwnikiem oszczędzania na wszystkim. To ma być wyjazd, a nie wspomnienie szprotek w oleju. Uczę dzieci, że to, co oszczędzamy na kempingu, wydajemy na przyjemności. Myślę, że ważna i warta wprowadzania nauka wartości pieniądza. Rezultat jest codziennie i namacalny.

Jakie dystanse
Polegam na nawigacji. Długi przejazd to 3 godziny. Często wydłuża nam się do 6. Dlatego 3 :) Nie uznajemy „niestawanie na siku”. Gdy nam coś się podoba, to stajemy, a nie „jedziemy, bo musimy”. Celem jest wyjazd a nie jazda (na czas).

Jak często zmieniamy miejsce postoju?
Gdy chcemy. To nie jest slalom, którego bramki musimy zaliczyć. Sami przestawiamy bramki i ustawiamy tor. Czasem odwołujemy zawody, bo nam się nie chce jechać. I to „niechcenie” też jest bramką, w którą z rozkoszą wjeżdżamy.

Demobil
Warto czasem wchodzić do sklepów (ja najczęściej on-line) ze sprzętem wojskowym. Taniej można kupić ciekawe rozwiązania (np. szwedzkie składane kubki z demobilu, składane miski doskonale sprawdzające się w praniu). Ale pamiętaj, że nie musisz kupować całego sklepu. Raczej zobacz, czy nie kupisz tam czegoś, czego akurat szukasz. Uważaj na efekt klikania po stronie i odkrywaniu rzeczy, które KONIECZNIE MUSISZ KUPIĆ (zdrowy objaw, przerabiałem; warto się z niego leczyć).

Check!
Kiedyś zdarzyło mi się ruszyć z otwartą klapą. Na kolejnych światłach pewien miły Pan zapytał, czy to tak specjalnie... Oczywiście, że nie. Przejazd ta samą trasa (już z zamkniętą klapą) uspokoił, że niczego nie zgubiliśmy. Znam przypadki zostawienia na dachu portfela. Zasada: przed ruszeniem każdorazowo obchodzę samochód. Dzieci mogły odłożyć komórkę na chodniku. Zostały śmieci itd.

Survival
Niektórzy podchodzą do wyjazdów w perspektywie survivalu. Ma być siermiężnie, groźnie, ultra-lekko, moro itd. Spokojnie... Nieco więcej napiszę w kolejnym punkcie, ale tu tylko podpowiem, że to wyjazd ma być dla Was, a nie Wy dla wyjazdu. Tu nie chodzi o to, aby poobcinać szczoteczkom rączki zyskując 8 gramów (przerabiałem), albo szukać zestawu sztuców oszczędzając kolejne 32 g... Ale... szukajcie inspiracji na tych forach. Czasem ciekawe rozwiązania można podpatrzeć albo choćby pomyśleć o innym stylu podróżowania.

A może namiot dachowy?
Serio? Proszę Cię... Ty pojedź z czymkolwiek sprawdzając, czy lubisz. Potem kupisz zabawki. To rozwiązanie ma wiele wad (np. koszt, trudno „zacienić”), kilka plusów (czas stawiania), ale to nie są dywagacje na początek...

Czym wyjazd z dziećmi różni się od czasów „kawalerskich”?
Powagą:) Kilka rzeczy zacznie być niebezpiecznych (picie do rana). Kilka niewygodnych (16 godzin w samochodzie). Cel nieco inny (dzieci, a nie Wy i Wasze plany). Poza tym - niczym. Szerokości!
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Szykując samochód, dzieci, siebie i bagaże do kolejnej podróży (4 tygodnie pod hasłem "właściwa strona Adriatyku") wrzuciłem update. Może się komuś przyda.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
trud
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 611
Rejestracja: 09.02.2014, 19:35
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: trud »

Wspomniane miękkie torby na ciuchy, my używamy mniejsze niebieskie z Ikei. Na podróż jeszcze polecam chusteczki nawilżane, bardzo przydatne. Jednorazowe nakładki sedesowe, różnie bywa z czystością w kiblach. Jeżeli mamy wybór między polami namiotowymi, wybieramy to pole, gdzie nie wpuszcza się psów. Pod namiotem szczekanie i kupy potrafią być uciążliwe. Jak na razie najlepszym rozwiązaniem według nas, jest auto osobowe i namiot, bo po rozbiciu obozu, wciąż jesteśmy mobilni.
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Pełna zgoda. Też mam torby Ikei. Ale biorę duże. Łatwiej w nich grzebać. Dzięki za podpowiedzi ! Skorzystam !
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
Gandalf
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 129
Rejestracja: 21.05.2017, 21:08
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Dziki Zachód/ FSW

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: Gandalf »

Poradnik super. Pierwsza klasa. My w tym roku tez zaczynamy. Citroen Evasion(prawie kamper), namiot dwójka, i dosyc duzy tarp. Malzonka, ja, Oliwier(5) i Zuzanka(3). Taka mala rada dla wszystkich z tak malymi dziecmi(jezeli mozna sie podczepic).
Jezeli ktos ma podwórko to warto rozstawic taki "obóz" przed domem i zrobic jedna nocke na probe. Duzo daje. Idzie skorygowac i przemyslec blisko od domu :grin:, a nie na drugim koncu Polski czy europy.
MTB kradnie mój czas skuteczniej niźli motocykl
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5506
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Rodzinne Enduro - czyli jak z dziećmi latać z duchem ędu

Post autor: wojtekk »

Dzięki za miłe słowa :)

Oj testy wskazane. Wyskoczyć na weekend pod dom.

Niedługo napiszę z relacje z wyjazdu , z którego wracamy. 4 tygodnie Bałkanów 20 letnia toyota corolla :)
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości