Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy :)
- Chili
- szorujący kolanami
- Posty: 1649
- Rejestracja: 12.10.2010, 18:45
- Mój motocykl: mam inne moto...
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
„Na listonosza” to zygzakiem jest, czy jak?
T.A.Suka rządzi! (cyt.falco)
jeśli czegoś nie wolno, ale bardzo się chce... to można ;)
jeśli czegoś nie wolno, ale bardzo się chce... to można ;)
-
- młody podróżnik
- Posty: 2269
- Rejestracja: 28.08.2009, 11:16
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Kielce
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Na listonosza, czyli jedziesz max 10 km/h z nogami szeroko, od czasu do czasu się podpierając
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5548
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Ad vocem dnia trzeciego.
Mijaliśmy ciekawe miejscowości: * Mirkowi coś się do łba przyczepiło. Dopiero solidna gleba zdjęła...
Na powyższym zdjęciu widać również i mnie. A w zasadzie ryj mojego kasku
Wspomniana rozmowa z Damą pod sklepem lokalnym (tam gdzie koleś od zomo, roweru i powtarzanej frazy).
Podchodzi Pewna Dama do mnie. Z wyglądu mocno potrzebująca paliwa płynnego. Zeszło z niej po kilku dniach uniesień więc i mocniej telepie. Wiem, że zapyta mnie o wsparcie finansowe jej stypendium. A ja z zasady nie wspieram takich potrzeb, więc widząc jej wzrok na swojej skromnej osobie już w naprędce obmyślałem grzeczną, acz ciętą (zniechęcającą) odpowiedź…
- Panie - rzecze Ona. - Da Pan dwa złote na piwo? -
zapada milczenie (ja cały czas myślę). Wreszcie:
- Nie mam. Płaciłem kartą i nie mam monet… - odpowiadam ja całkiem dumny ze swojej przebiegłości.
Ona patrzy na mnie z niechęcią i odchodzi w kierunku lokalnych dżentelmenów lat około dwudziestu w sportowych strojach i krótkich fryzurach. Widać, że mogą mieć to co ona potrzebuje bo swe kroki kierują do sklepu niosąc puste butelki po piwie i (zapewne) dążąc do ich wymiany na napełnione (zapomniałem nadmienić, że sytuacja miała miejsce dość wczesną godziną).
- Ej, chłopaki - mówi Ona. - Dacie dwa piwo? -
Ja z zainteresowaniem oczekuję na ich odpowiedź… Pewnie mnie przebiją. Rzucą coś znacznie skuteczniejszego, ale pewnie i dżentelmeńskiego.
- Spierdalaj stara kurwo! Idź spać do domu - odpowiedział jeden z nich.
Zadziałało… Ona nawet nie spojrzała na nich z wyrzutem i oddaliła się w trybie przyspieszonym.
Rozmowa nie napawa nas radością. Kurczę - podwójnie smutna wegetacja. Nie będzie to ostatni tego typu dialog jaki usłyszymy podczas tego wyjazdu… Ale o tym później.
Dodam również, że szukając miejsca pod nocleg podjechaliśmy pod inny sklep i pytamy o miejsce nad wodą. Już wiemy, że nie ma co mówić "by się wykąpać" (bo wtedy nie mają zbyt wielu pomysłów), ale by pytać o "dobre miejsce do wędkowania". Pan twierdzi, że najbliższe za …. 40 minut. Nie nastraja nas to zbyt optymistycznie. Nieco nas rozwesela ścigacz który wjeżdża dziurawą drogą, którą przed chwilą my się tłukliśmy. Z tyłu siedzi kolejna Dama i dzielnie się wpija w Dzielnego Kierownika. Kurka wodna - to jednak jesteśmy miękkie faje. My na swych ęduro marudziliśmy że trzęsie jak jajami strażaka OSP co jedzie przez pole gasić wypalanie traw. A oni bez cienia zmęczenia zgrabnie ścinają zakręt i lecą dalej…
Co do opisywanego przez Mirka cmentarza to garść kolejnych zdjęć:
Tutaj nieco widać jakimi drogami latamy. Co ciekawe - legalne. Zdjęcia z noclegu:
Mijaliśmy ciekawe miejscowości: * Mirkowi coś się do łba przyczepiło. Dopiero solidna gleba zdjęła...
Na powyższym zdjęciu widać również i mnie. A w zasadzie ryj mojego kasku
Wspomniana rozmowa z Damą pod sklepem lokalnym (tam gdzie koleś od zomo, roweru i powtarzanej frazy).
Podchodzi Pewna Dama do mnie. Z wyglądu mocno potrzebująca paliwa płynnego. Zeszło z niej po kilku dniach uniesień więc i mocniej telepie. Wiem, że zapyta mnie o wsparcie finansowe jej stypendium. A ja z zasady nie wspieram takich potrzeb, więc widząc jej wzrok na swojej skromnej osobie już w naprędce obmyślałem grzeczną, acz ciętą (zniechęcającą) odpowiedź…
- Panie - rzecze Ona. - Da Pan dwa złote na piwo? -
zapada milczenie (ja cały czas myślę). Wreszcie:
- Nie mam. Płaciłem kartą i nie mam monet… - odpowiadam ja całkiem dumny ze swojej przebiegłości.
Ona patrzy na mnie z niechęcią i odchodzi w kierunku lokalnych dżentelmenów lat około dwudziestu w sportowych strojach i krótkich fryzurach. Widać, że mogą mieć to co ona potrzebuje bo swe kroki kierują do sklepu niosąc puste butelki po piwie i (zapewne) dążąc do ich wymiany na napełnione (zapomniałem nadmienić, że sytuacja miała miejsce dość wczesną godziną).
- Ej, chłopaki - mówi Ona. - Dacie dwa piwo? -
Ja z zainteresowaniem oczekuję na ich odpowiedź… Pewnie mnie przebiją. Rzucą coś znacznie skuteczniejszego, ale pewnie i dżentelmeńskiego.
- Spierdalaj stara kurwo! Idź spać do domu - odpowiedział jeden z nich.
Zadziałało… Ona nawet nie spojrzała na nich z wyrzutem i oddaliła się w trybie przyspieszonym.
Rozmowa nie napawa nas radością. Kurczę - podwójnie smutna wegetacja. Nie będzie to ostatni tego typu dialog jaki usłyszymy podczas tego wyjazdu… Ale o tym później.
Dodam również, że szukając miejsca pod nocleg podjechaliśmy pod inny sklep i pytamy o miejsce nad wodą. Już wiemy, że nie ma co mówić "by się wykąpać" (bo wtedy nie mają zbyt wielu pomysłów), ale by pytać o "dobre miejsce do wędkowania". Pan twierdzi, że najbliższe za …. 40 minut. Nie nastraja nas to zbyt optymistycznie. Nieco nas rozwesela ścigacz który wjeżdża dziurawą drogą, którą przed chwilą my się tłukliśmy. Z tyłu siedzi kolejna Dama i dzielnie się wpija w Dzielnego Kierownika. Kurka wodna - to jednak jesteśmy miękkie faje. My na swych ęduro marudziliśmy że trzęsie jak jajami strażaka OSP co jedzie przez pole gasić wypalanie traw. A oni bez cienia zmęczenia zgrabnie ścinają zakręt i lecą dalej…
Co do opisywanego przez Mirka cmentarza to garść kolejnych zdjęć:
Tutaj nieco widać jakimi drogami latamy. Co ciekawe - legalne. Zdjęcia z noclegu:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 29.07.2014, 14:41 przez wojtekk, łącznie zmieniany 2 razy.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5548
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
A tu zdjęcia z noclegu (ten z krowami ). Zaczynam jako nowy post bo mi poprzedni nie przyjmuje takiej liczby załączników.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5548
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
A droga polecona przez ekipę ze stacji benzynowej wyglądała tak (po niej zniszczeni siedzieliśmy pod sklepem i wyżej opisane doialogi miały miejsce):
A tutaj film z przejazdu Mirka:Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 26.07.2014, 15:49 przez wojtekk, łącznie zmieniany 8 razy.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
- tomekpe
- młody podróżnik
- Posty: 2476
- Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Milanówek
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Wojtku, jak możesz to popraw linki, bo tylko część zdjęć jest widoczna, i youtube nie działa.
Transalp '02 od '10
2011 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=8361
2012 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=10940
2013 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=15543
2011 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=8361
2012 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=10940
2013 - http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=42&t=15543
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5548
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Tak - pracuję nad tym.tomekpe pisze:Wojtku, jak możesz to popraw linki, bo tylko część zdjęć jest widoczna, i youtube nie działa.
Zdjęcia - nie wiem dlaczego tak jest. Wszystkie ładuję w ten sam sposób i tylko część jest widoczna. Ale po pewnym czasie same stają się widoczne…
A z filmem -poprawione
Dzięki za info!
****
Dzień czwarty. Ambitny!
Pobudka. Twarda męska pobudka. A więc kawa plus fajki (Miruś….). O twardej 4:30. Przed 6 jesteśmy już gotowi do drogi, gdy… z krzaków jeszcze większe niż nasze wyjeżdża Straż Graniczna na quadach. Kontrola nieco szybsza dzięki uprzedniemy zgłaszaniu się (i powołaniu się na chorążego XY - zawsze warto poprosić osobę u której się zgłaszaliście by się przedstawiła. Podczas kontroli to pomaga).
Pogranicznicy: - Spaliście tu? -
My - Nie -
znaczące długie spojrzenie na worek śmieci. Wielki worek śmieci
Pogranicznyc: - A co tu robicie?
chwila konsternacji…. My - Zjechaliśmy na kawkę. Poranną. Z komarami -
z ich strny znaczący uśmiech. Bo wiecie - nie można spać w terenie przygranicznym
Tradycyjnie kierujemy swe koła na pobliską stację. Kawka. Dotankowanie (nie do pełna ale by na dzień starczyło i mozna było unikać asfaltów), mycie, serwis.
Ruszamy dalej na północ. Na szczęście mój GPS ożył. A szczęście polega na tym, że mam wgraną genialną mapę topo, która pokazuje dobre szlaki. Czasem są to polne drogi, więc dla nas przejezdne. A gdzieś sensownie mogą prowadzić, więc nimi zaczynamy się kierować.
Kilka poglądowych zdjęć:
Trasa wiedzie pięknymi łąkami.
Czasem zjazdy, podjazdy. Lekko gorąco się robi, gdy podjeżdżamy blisko granicy. Gorąco z racji tego, że obeicaliśmy nie podjeżdżać. Więc w trybie przyspieszonym się oddalamy by nie naginać gościnności pograniczników. Tak dojeżdżamy do Dorohuska. Tutaj meldujemy się osobiście na strażnicy. By wyjść na ludzi idę ja, a Miruś zostaje przed bramą. Jara -bo cóżby innego Alkoholu jeszcze nie ma . Miła Pani Pogranicznik wszystko skrzętnie notuje:
Jan Maha - mnotocykl
Hąda - kosiarka. Widać, że zna się dziewczyna…
Szybko znów uciekamy poza asfalt. Pięknie sobie kluczymy. Słoneczko świeci. Drogi nas prowadzą mniej więcej w pożądanym przez nas kierunku, więc przyjemnie się jedzie. Z czasem drogi robią coraz mniej uczęszczane. Na jednym z zakrętów mijamy grupę rolników. Czujemy na plecach wzrok podziwu. Długo to uczucie się utrzymuje. Może to nie podziw?
Kluczymy radośnie dalej, aż dojeżdżamy drogą na polankę. Trawy do wysokości motocykla. Droga na GPS wyraźna jak maszt radiowy w Raszynie. Ufamy GPS i przeprawiamy się przez błota. U mnie nieco potu na czoło wystąpiło wspominając topienie Jana, ale daję radę się przeprawić. Za chwilę Kryśka zażywa kąpieli błotnej (staje). Dumni stoimy na drugiej stronie ok 50 metrowego terenu. z czterdzieści minut nam to zajęło. Szlugi, woda i gotowi do dalszej drogi… Mówiąc o drodze, to ona się nam skończyła. Nieparlamentarne słowa padają spod kasków gdy próbujemy zawrócić i wreszcie przeprawiamy się w drugą stronę. Tym razem oba motocykle zagrzebują się. Kolejne dziesiątki minut pokonujemy. Szlugi i narada. Wracamy na asfalt. Kończą się szlugi i woda. Trzeba się doładować. Znów mijamy rolników. Tym razem to chyba nie pełne podziwu spojrzenia. Czuję, że pod wąsem niczym Wałęsa czai się uśmieszek. Oj tak… pokonała nas Twoja łąka
Po wyjechaniu pod sklep przypomniały mi się słowa Mirka sprzed dwóch dni:
- Wojtas. Zdejmij se tempomat. W teren nie ma on sensu.
- Ale go zgubię. Niech będzie.
Teren sam sobie zdjął Trawy go zabrały.
Pod sklepem stajemy nieco dalej bo wali od nas błotem. Od Mirka szlugami
Mirek wchodzi na zakupy:
Pani sprzedawczyni:
- Proszę Pana! A skąd Pan wraca? Z nart??? -
Mirek: - Hmmm. Nie dlaczego? -
Pani - Bo te Pana buty - (ęduro).
Mirek odwróciwszy się na pięcie wymaszerował przed sklep szukając poklasku u znających się na rzeczy. Znajdujemy takiego, który podjeżdża BMW (auto) i opowiada nam o trasach jakie tu zjeżdża na quadzie. Odradza nam latanie tu z racji na bliskość kontroli.
Ja mam przyjemność oglądania równouprawnienia. Zajeżdża autko. Wysiada elegancja dama. Zrobiwszy zakupy nosi je do bagażnika. Ja ochoczo pomagam. Całe zakupy to dwie skrzyneczki piwka dla Jej Partnera. Tak na wieczorek. Ech…. Już mieliśmy się wpraszać, gdyby nie ten towarzysz (choć pewnie Miruś by musiał ze dwie jeszcze dokupić…. Tożto ledwo po zębiskach by się Mirusiowi rozlało ).
Jesteśmy znużeni jak Szarik po pogoni za zajęcem a nadchodząca burza nas skłania do zagęszczania ruchów, więc zaczynamy szukać miejsca na nocleg. Wygląda obiecująco bo widać wiele działek nad Bugiem. Ale nie udaje nam się znaleźć dogodnego miejsca. Pomni doświadczeń jedziemy pod sklep co by uzupełnić zapasy na wieczór i zasięgnąć języka. Kilku lokalnych dżentelmenów wskazuje nam dwie miejscówki:
1) ksiądz
2) leśniczy.
Zajeżdżamy do leśniczego. Dzwonimy. Nikt nie otwiera. Okazuje się, że pomyliliśmy "końce" wsi, więc szukamy dalej. Znajdujemy znów chałupę i dzwonimy. Okazuje się, że i tu nikogo nie ma. Po szybkiej naradzie odkrywamy, że tabliczka "nadleśnictwo" znajduje się w domu obok. Poprawiwszy berety na głowach i potargane kaskami brwi dzwonimy. Wychodzi Pan Leśniczy w szortach. Grzecznie pytamy o radę by wskazał nam miejsce na nocleg. Usłyszawszy to otwiera bramę i każe wjeżdżać. Myślimy, że na naradę nad mapą, a on natychmiast wskazuje miejsce na jego podwórku. Proponuje wolny pokój na górze. Uprząta garaż byśmy mieli gdzie maszyny wstawić…
Jesteśmy zakłopotani gościnnością. Pogłębia się ona za obecnością żony - okazuje się aktywna motocyklistka. Przybijamy piątki. Odmawiamy pokoju i rozbijamy się. W ostatniej chwili - zaczyna się potężna burza z piorunami (pierwszza jak się potem okazało). Wyłażę z namiotu i okazuje się, że w międzyczasie dostaliśmy miskę do mycia. Wskazano nam kran do korzystania. Wystawiono nam krzesła ogrodowe do garażu byśmy się rozlokowali…
Wieczorem postanawiam testowo odpalić kuchenkę - multifuel. Garaż duży i bezpieczny, więc dobre miejsce na testy. Szczególnie, że kuchenka Mirka zakończyła swą działalność (a Miruś bez kawy wieczorkiem…. to sobie wyobraźcie!!! Bobry z promieniu 5 km włażą pod wodę i ze strachem odgryzają sobie ogony by ukoić gniew tego boga….). Biegiem skręciłem (bo co to za filozofia…. Po co czytać instrukcję, nie?), odkręciłem zawór, podstawiłem zapalniczkę i…. Zamieniłem się w Statuę Wolności. Tyle, że mój płomień był żywy Dach garażu okazał się niepokojąco niski. Miska się przydała - szybka akcja Mirka zgasiła ogień i uratowała resztki brwi (by było co czesać następnym razem).
Kolejne podejście. Instrukcja. Leśniczy (okazał się NadLeśniczym). Piwko i zagdała
Wieczór upłynął na rozmowach. Niesamowite opowieści co można zobaczyć w okolicy. O problemach leśników. O lokalnej lundości. Zapadły mi dwie kwiestie:
1) Że nie ma komu kraść drewna z lasu… Młodzi wyjechali….
2) Że są wioski, że nikt nie uprawia roli. Trzy chałupy i wszystkich z miasta (w tym jeden właściciel burdelu).
Opowiadają nam o zarośniętych jeziorach tak silnie, że na wodzie rosną…. drzewa! (postanawiamy tam zajechać jutro). O kapplicy Świętego Mikołaja - gdzie jest postać wilczycy i ludzie przynoszą intencje. Kurczę - a staliśmy pod tablicą z kierunkiem do tego miejsce i nie chciało nam się zjechać… Wilczyca jest ciekawa, bo to prasłowiańskie wierzenia obszyte wiarą katolicką - lokalna specyfika...
Dowiadujemy się, że wyrolowano leśników. Kiedyś obiecywano, że dom leśnika przechodzi na jego używanie do jego śmierci (a już emerytury). NIedawno te przepisy zmieniono. I tak setki ludzi pracujących od dziesiątek lat dowiaduje się, że jednak nie będą mieli mieszkania na starość…
Rozmawiamy również o księdzu. Okazuje się również motocyklistą. Poza tym uczy lokalną młodzież krav-magi. Dodatkowo jest strażakiem.
Opowiada nam o problemie nie tyle z ędurowcami, czy crossami, ale 4 x 4. Problemem nie jest nawet to, że wjeżdżają do lasu. Ale to, że nie szanują pracy leśników. Oni remontują drogi. I kiedy spadnie dużo deszczy to wjeżdżają ciężkim sprzętem kolesie, co im to ryją. To oni od nowa remontują. Mówi, że kolosalne pieniądze na to idą.
Dokarmiamy kolejny trylion komarów. Tego dnia ujechaliśmy 130 km. A spalanie jak dla 250. Ja robię kolejny serwis motocykla.
Padamy na ryje spać. Budziki na 5:30.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 28.07.2014, 10:25 przez wojtekk, łącznie zmieniany 2 razy.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
-
- młody podróżnik
- Posty: 2269
- Rejestracja: 28.08.2009, 11:16
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Kielce
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
"Do dnia czwartego od mirkoslawskiego"
Na początek parę moich fotek
Serwis na stacji - nie pamiętam, co musiałem dokręcać ale generalnie nic poważnego się nie działo z motocyklami
Fajka i kawa pod "dachem" podczas deszczu
Dbam o Kobiety - Kryśka dostała maseczkę błotną
A teraz do opisu Wojtasa chcę dodać coś od siebie
Drogi rzeczywiście fantastyczne, momentami na horyzoncie nie było widać "cywilizacji".
U Państwa Nadleśniczych Wojtas nie wspomniał o tym co zrobił - dokonywał toalety (mył się znaczy ) na dworze, w misce...podczas burzy z piorunami jaki sens ma mysie się w misce skoro z nieba miskami leją?
I moja refleksja.
Ci ludzie nie dość, że wzięli nas pod swój dach to jeszcze zostawili klucze dla nas a sami pojechali do pracy! I powiem szczerze, że takiego zaufania, jakie nam okazali jeszcze chyba nie zaznałem. To niesamowite! I wcale nie trzeba jechać na kraniec Syberii, aby spotkać BEZINTERESOWNĄ pomoc. Zastanawiam się, co było, gdyby pod mój dom podjechało dwóch ubłoconych motocyklistów w podobnej sytuacji i co ja bym zrobił i nie mam pewności...a Ty się zastanawiasz? Co byś zrobił?
Było też pierwsze tarcie pomiędzy Wojtkiem a mną...podczas zatrzymania się w celu ustalenia pozycji na GPS, Wojtas podjechał do mnie i...zawadził o mnie sakwami! Na szczęście sakwy ma miękkie (i nie tylko sakwy ) bo bym się położył a to nie był ostatni raz, gdy gabaryty naszych motórów nas zaskoczyły
Refleksja/wniosek II.
Ta droga, a właściwie jej brak i walka z mastodontami po środku niczego nas wykończyły i zaskoczyły, bo droga na GPS była. Wniosek dla mnie (być może oczywisty):
1) nawet w Polsce zapas wody (jak się lata offem) i niezbędnych rzeczy (fajek na ten przykład)
2) GPS nawet Garminy za ciężkie piniądze się guzik znają
3) bez linek holowniczych zeszło by nam zdecydowanie dłużej
No dobra, na dzisiaj weny brak.
Na początek parę moich fotek
Serwis na stacji - nie pamiętam, co musiałem dokręcać ale generalnie nic poważnego się nie działo z motocyklami
Fajka i kawa pod "dachem" podczas deszczu
Dbam o Kobiety - Kryśka dostała maseczkę błotną
A teraz do opisu Wojtasa chcę dodać coś od siebie
Drogi rzeczywiście fantastyczne, momentami na horyzoncie nie było widać "cywilizacji".
U Państwa Nadleśniczych Wojtas nie wspomniał o tym co zrobił - dokonywał toalety (mył się znaczy ) na dworze, w misce...podczas burzy z piorunami jaki sens ma mysie się w misce skoro z nieba miskami leją?
I moja refleksja.
Ci ludzie nie dość, że wzięli nas pod swój dach to jeszcze zostawili klucze dla nas a sami pojechali do pracy! I powiem szczerze, że takiego zaufania, jakie nam okazali jeszcze chyba nie zaznałem. To niesamowite! I wcale nie trzeba jechać na kraniec Syberii, aby spotkać BEZINTERESOWNĄ pomoc. Zastanawiam się, co było, gdyby pod mój dom podjechało dwóch ubłoconych motocyklistów w podobnej sytuacji i co ja bym zrobił i nie mam pewności...a Ty się zastanawiasz? Co byś zrobił?
Było też pierwsze tarcie pomiędzy Wojtkiem a mną...podczas zatrzymania się w celu ustalenia pozycji na GPS, Wojtas podjechał do mnie i...zawadził o mnie sakwami! Na szczęście sakwy ma miękkie (i nie tylko sakwy ) bo bym się położył a to nie był ostatni raz, gdy gabaryty naszych motórów nas zaskoczyły
Refleksja/wniosek II.
Ta droga, a właściwie jej brak i walka z mastodontami po środku niczego nas wykończyły i zaskoczyły, bo droga na GPS była. Wniosek dla mnie (być może oczywisty):
1) nawet w Polsce zapas wody (jak się lata offem) i niezbędnych rzeczy (fajek na ten przykład)
2) GPS nawet Garminy za ciężkie piniądze się guzik znają
3) bez linek holowniczych zeszło by nam zdecydowanie dłużej
No dobra, na dzisiaj weny brak.
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5548
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Ad vocem
1) GPS warto mieć dwa. Po pierwsze mój padał. Po drugie z dwoma różnymi mapami - fajnie jest porównać różnicę, ale przede wszystkim lepiej zaplanować trasę
2) Ciężkie (z bagażem) motocykle w offa można pchać Jest zabawa!. Serio!
3) Linka holownicza przydaje się dłuższa. Nie tylko do wyciągania, ale właśnie do holowania. Ja skróciłem splotem łańcuchowym i nie sprawiała problemów.
Z ciekawych miejsc to mijaliśmy takie:
1) GPS warto mieć dwa. Po pierwsze mój padał. Po drugie z dwoma różnymi mapami - fajnie jest porównać różnicę, ale przede wszystkim lepiej zaplanować trasę
2) Ciężkie (z bagażem) motocykle w offa można pchać Jest zabawa!. Serio!
3) Linka holownicza przydaje się dłuższa. Nie tylko do wyciągania, ale właśnie do holowania. Ja skróciłem splotem łańcuchowym i nie sprawiała problemów.
Z ciekawych miejsc to mijaliśmy takie:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 28.07.2014, 10:22 przez wojtekk, łącznie zmieniany 1 raz.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
- miroslaw123
- oktany w żyłach
- Posty: 3622
- Rejestracja: 14.06.2009, 13:28
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Kraków
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
jak 90% młodych osób, nie tylko leśnikówwojtekk pisze: Dowiadujemy się, że wyrolowano leśników. Kiedyś obiecywano, że dom leśnika przechodzi na jego używanie do jego śmierci (a już emerytury). NIedawno te przepisy zmieniono. I tak setki ludzi pracujących od dziesiątek lat dowiaduje się, że jednak nie będą mieli mieszkania na starość…
się czeka, na ciąg dalszymirkoslawski pisze: W każdym razie na razie szczęśliwie, bez awarii i większych strat jedziemy a dalej się zobaczy
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5548
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Piąty dzień (potem napiszę pierwszy - z mojej perspektywy ).
Pobudka zgodnie z planem. Czyli 5:30. Ale marnie to wygląda. Leje równo i jest dość zimno. Suchy garaż nie zachęca do jego opuszczania. Z racji, że kolejne kawki lecą (multifuel działa bez podpalania podpalacza oraz garażu), krzesełka mamy - nieprędko nachodzi nas ochota na wymarsz. O 9:30 w końcu ruszamy. Szczęścia sporo, bo po pewnym czasie przestało lać.
Zdjęcia z lokalnych dróg:
Bardzo nas poruszył SMS od naszych gospodarzy, którzy pojechali przed 7 do pracy (a zostawili nas z otwartym garażem, na podwórku), że bardzo nas przepraszają, iż zapomnieli nam dać klucze do domu, gdzie wygodnie mogliśmy sobie posiedzieć… W ramach "przeprosin" dają nam darmowy dostęp do sieci.
Lecimy na miejscowość wskazana przez gospodarzy jako wielka atrakcja (sosny rosną na tafli jeziora). Po ok 30 km dowiadujemy sie ze to za … 50 kolejnych i do tego asfaltami. Odpuszczamy.
Dalsza trasa schodzi nam na szukaniu stacji (tradycyjne tankowanie, kawka) i szukanie strażnicy (nie chcieli nas przyjąć - byli "za mali"). Co ciekawe, włącznie z Terespolem nie chcieli nas zanotować A po spotkaniu z quadami nie chcemy jechać bez.
Gdzieś po drodze:
Po drodze mamy sposobność widzieć drugą smutną konwersację. Nieco w niej uczestniczymy.
Lecimy szuterkami, offem. Wypadamy z lasu do jakiejś mikro-wsi. Kilka ładnych domów. Nagle Mirek ostro hamuje. Dojeżdżam do niego i widzę leżącego człowieka na drodze. Obok rower. Nie rusza się. Na wszelki wypadek Kryśka blokuje z tyłu ruch a Jan idzie na przód. Podchodzimy do człowieka kiedy pojawia się pies, który broni swojego właściciela. Próbujemy się dogadać - wygląda na to, że jest tak pijany, że nie może usiąść. Nie ma szans ściągnąć do z drogi. Podchodzę do gospodarza obok:
- Dzień dobry. -
- Dzień dobry -
- Zna Pan tego Pana? - pytam ja.
- Znam. ch** mu w dupę - on.
??????
- Niech leży. Będzie mu i nam lżej jak go coś przejedzie… -
Od Terespola jedziemy sporo czerwonym szlakiem do Janowa Podlaskiego. Pod lokalnym sklepem kolejne przyjaźnie i kolejne rozmowy. Spotykam miejscowego proboszcza z okolicznej miejscowości, która miała w nazwie "wielka". Jest to o tyle ważne, że ten leciwy Pan zaprosił nas na odpust… 2 sierpnia. Mówię, że my nie damy radę jeździć w okolicy kolejnego miesiąca. Bardzo prosił by zaprosić innych motocyklistów - co niniejszym czynię. Niestety kolejne wertepy skutecznie wybiły mi z głowy pełną nazwę tej miejscowości…
Pobudka zgodnie z planem. Czyli 5:30. Ale marnie to wygląda. Leje równo i jest dość zimno. Suchy garaż nie zachęca do jego opuszczania. Z racji, że kolejne kawki lecą (multifuel działa bez podpalania podpalacza oraz garażu), krzesełka mamy - nieprędko nachodzi nas ochota na wymarsz. O 9:30 w końcu ruszamy. Szczęścia sporo, bo po pewnym czasie przestało lać.
Zdjęcia z lokalnych dróg:
Bardzo nas poruszył SMS od naszych gospodarzy, którzy pojechali przed 7 do pracy (a zostawili nas z otwartym garażem, na podwórku), że bardzo nas przepraszają, iż zapomnieli nam dać klucze do domu, gdzie wygodnie mogliśmy sobie posiedzieć… W ramach "przeprosin" dają nam darmowy dostęp do sieci.
Lecimy na miejscowość wskazana przez gospodarzy jako wielka atrakcja (sosny rosną na tafli jeziora). Po ok 30 km dowiadujemy sie ze to za … 50 kolejnych i do tego asfaltami. Odpuszczamy.
Dalsza trasa schodzi nam na szukaniu stacji (tradycyjne tankowanie, kawka) i szukanie strażnicy (nie chcieli nas przyjąć - byli "za mali"). Co ciekawe, włącznie z Terespolem nie chcieli nas zanotować A po spotkaniu z quadami nie chcemy jechać bez.
Gdzieś po drodze:
Po drodze mamy sposobność widzieć drugą smutną konwersację. Nieco w niej uczestniczymy.
Lecimy szuterkami, offem. Wypadamy z lasu do jakiejś mikro-wsi. Kilka ładnych domów. Nagle Mirek ostro hamuje. Dojeżdżam do niego i widzę leżącego człowieka na drodze. Obok rower. Nie rusza się. Na wszelki wypadek Kryśka blokuje z tyłu ruch a Jan idzie na przód. Podchodzimy do człowieka kiedy pojawia się pies, który broni swojego właściciela. Próbujemy się dogadać - wygląda na to, że jest tak pijany, że nie może usiąść. Nie ma szans ściągnąć do z drogi. Podchodzę do gospodarza obok:
- Dzień dobry. -
- Dzień dobry -
- Zna Pan tego Pana? - pytam ja.
- Znam. ch** mu w dupę - on.
??????
- Niech leży. Będzie mu i nam lżej jak go coś przejedzie… -
Od Terespola jedziemy sporo czerwonym szlakiem do Janowa Podlaskiego. Pod lokalnym sklepem kolejne przyjaźnie i kolejne rozmowy. Spotykam miejscowego proboszcza z okolicznej miejscowości, która miała w nazwie "wielka". Jest to o tyle ważne, że ten leciwy Pan zaprosił nas na odpust… 2 sierpnia. Mówię, że my nie damy radę jeździć w okolicy kolejnego miesiąca. Bardzo prosił by zaprosić innych motocyklistów - co niniejszym czynię. Niestety kolejne wertepy skutecznie wybiły mi z głowy pełną nazwę tej miejscowości…
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 28.07.2014, 10:20 przez wojtekk, łącznie zmieniany 4 razy.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5548
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Tu muska nas potężna burza i po godzinie ruszamy dalej do miejscowości Gnojno gdzie w jej okolicach łapiemy nocleg nad samym Bugiem koło stanicy harcerzy. Spotkamy wędkarzy którym wręczamy piwo w ramach uprzejmości a otrzymujemy w eleganckich szklankach wódki i zakwasu. Dzięki temu poznajemy miejscowego bonza który mówi ze jak przyjedzie straż leśna to jego wołać. Podpowiada nam rownież trasę na prom. Smaku dodaje to, że jest offem i dodatkowo będzie do pokonania rów. Alkohol skutecznie budzi w nas supermanów i mamy już cel na następny dzień. O 21:30 padamy spać w dźwięku quadów i crossów po drugiej stronie rzeki (Bug - ale to już nie jest rejon nadgraniczny).
Kilka fotek:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
-
- młody podróżnik
- Posty: 2269
- Rejestracja: 28.08.2009, 11:16
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Kielce
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Piąty dzień według mirkoslawskiego
O Państwie Nadleśniczych już pisaliśmy - to naprawdę niesamowite spotkanie z niezwykle życzliwymi i ciekawymi ludźmi.
O deszczu i kawach już Wojtas pisał...a to, że było mokro, będzie dla mnie później miało duże znaczenie, niestety nieprzyjemne konsekwencje - ale to dnia szóstego
Dzisiejszy dzień był niesamowity - pierwszy raz widziałem siatkę dróg z oznakowaniem i skrzyżowaniami...w polach i to w promieniu kilkunastu/kilkudziesięciu kilometrów
Znak "Uwaga dziury bobrowe" dotarł do nas, jak lecieliśmy drogą polną z wysepką z trawy pośrodku, na liczniku jakieś 40 - 50 km/h i nagle jakieś 10 metrów przed sobą widzę wyrwę w ziemi szerokości jakiegoś metra i podobnej głębokości...na szczęście na drugiej koleinie ale już widziałem oczami wyobraźni, jak wpadam w nią a Wojtas na mnie uważajcie na siebie i jeśli nie znacie drogi albo nie widzicie, co jest przed Wami, uważajcie "potrójnie"
Były też leśne autostrady, łączące wioski i wioseczki z bajecznymi widokami i niesamowitym zapachem (jak się stanie oczywiście i zdejmie kask )
A nocleg nad Bugiem dostarczył niesamowitych wrażeń estetycznych - zrobiłem jedne z najlepszych zdjęć w życiu (oczywiście okiem znafcy mirkoslawskiego i to tylko moja opinia )
I muszę to wstawić dzisiaj bo nie wytrzymam - najpiękniejszy wschód słońca, jaki widziałem (godz. 4.20)
Szkoda, że zdjęcia nie oddadzą zapachów...ech
A co do Panów Bosów Wędkarzy - to Wojtasowi nie daruję mieli tyle wódki i chętnie nas gościli a tu wypiłem szklaneczkę a Wojtas mówi "Dobranoc, my już idziemy" NOŻ KUŹWA! Jakie idziemy???!!!! Tyle wódy a u nich tylko dwóch pije
No i jako iż tym razem wódki niet, po tym jak skończyło się piwko, poszli my w objęcia Morfeuszki
Refleksje:
Ten park z pomnikiem Żołnierza Armii Radzieckiej dostarczył mi czegoś, co trochę odmieniło moje życie. A mianowicie siedząc na ławeczce w cieniu (Wojtas dzwonił i załatwiał sobie klocki i serwis na Mazurach) zobaczyłem taką oto scenę: Na dwóch rowerach do parku przyjechała matka ze swoim, może 10 letnim, synem. I niby nic w tym nadzwyczajnego...ale zostawili rowery, poszli do pobliskiego sklepu (a była to "większa wieś"), kupili po lodzie i usiedli na ławce obok mojej - też nic niezwykłego... I śmiejąc się, rozmawiając i jedząc lody, siedzieli tak 15 minut po czym nieśpiesznie wsiedli na rowery, zabrali zakupy i pojechali dalej. Byli szczęśliwi! Ta scena, pełna najczystszej miłości, kwintesencją życia z rodziną się dla mnie stała...zdałem sobie sprawę, ile czasu "przelewam przez palce" zamiast poświęcać rodzinie, mojemu synowi...i łzy stanęły mi w oczach. To niesamowite jak każdy widzi ważne dla niego rzeczy tam, gdzie inni ich nie widzą. Dla mnie ten obrazek pozostanie przed oczami długo a ja dziękuję tej Mamie i jej Synkowi, którzy zupełnie nieświadomie i niechcący , zmienili (troszkę) moje życie Uświadomili mi, że rzeczy "ważne" do tej pory ("fakty", fora, tv i internet, bycie "online") zabierają mi wspomnienia, zabierają mi chwilę szczęścia z życia - chwile z moimi najbliższymi. To się zmieniło i zmieni
Czemu to piszę? Czemu dzielę się z Wami tak osobistymi refleksjami?
Bo chcę
O Państwie Nadleśniczych już pisaliśmy - to naprawdę niesamowite spotkanie z niezwykle życzliwymi i ciekawymi ludźmi.
O deszczu i kawach już Wojtas pisał...a to, że było mokro, będzie dla mnie później miało duże znaczenie, niestety nieprzyjemne konsekwencje - ale to dnia szóstego
Dzisiejszy dzień był niesamowity - pierwszy raz widziałem siatkę dróg z oznakowaniem i skrzyżowaniami...w polach i to w promieniu kilkunastu/kilkudziesięciu kilometrów
Znak "Uwaga dziury bobrowe" dotarł do nas, jak lecieliśmy drogą polną z wysepką z trawy pośrodku, na liczniku jakieś 40 - 50 km/h i nagle jakieś 10 metrów przed sobą widzę wyrwę w ziemi szerokości jakiegoś metra i podobnej głębokości...na szczęście na drugiej koleinie ale już widziałem oczami wyobraźni, jak wpadam w nią a Wojtas na mnie uważajcie na siebie i jeśli nie znacie drogi albo nie widzicie, co jest przed Wami, uważajcie "potrójnie"
Były też leśne autostrady, łączące wioski i wioseczki z bajecznymi widokami i niesamowitym zapachem (jak się stanie oczywiście i zdejmie kask )
A nocleg nad Bugiem dostarczył niesamowitych wrażeń estetycznych - zrobiłem jedne z najlepszych zdjęć w życiu (oczywiście okiem znafcy mirkoslawskiego i to tylko moja opinia )
I muszę to wstawić dzisiaj bo nie wytrzymam - najpiękniejszy wschód słońca, jaki widziałem (godz. 4.20)
Szkoda, że zdjęcia nie oddadzą zapachów...ech
A co do Panów Bosów Wędkarzy - to Wojtasowi nie daruję mieli tyle wódki i chętnie nas gościli a tu wypiłem szklaneczkę a Wojtas mówi "Dobranoc, my już idziemy" NOŻ KUŹWA! Jakie idziemy???!!!! Tyle wódy a u nich tylko dwóch pije
No i jako iż tym razem wódki niet, po tym jak skończyło się piwko, poszli my w objęcia Morfeuszki
Refleksje:
Ten park z pomnikiem Żołnierza Armii Radzieckiej dostarczył mi czegoś, co trochę odmieniło moje życie. A mianowicie siedząc na ławeczce w cieniu (Wojtas dzwonił i załatwiał sobie klocki i serwis na Mazurach) zobaczyłem taką oto scenę: Na dwóch rowerach do parku przyjechała matka ze swoim, może 10 letnim, synem. I niby nic w tym nadzwyczajnego...ale zostawili rowery, poszli do pobliskiego sklepu (a była to "większa wieś"), kupili po lodzie i usiedli na ławce obok mojej - też nic niezwykłego... I śmiejąc się, rozmawiając i jedząc lody, siedzieli tak 15 minut po czym nieśpiesznie wsiedli na rowery, zabrali zakupy i pojechali dalej. Byli szczęśliwi! Ta scena, pełna najczystszej miłości, kwintesencją życia z rodziną się dla mnie stała...zdałem sobie sprawę, ile czasu "przelewam przez palce" zamiast poświęcać rodzinie, mojemu synowi...i łzy stanęły mi w oczach. To niesamowite jak każdy widzi ważne dla niego rzeczy tam, gdzie inni ich nie widzą. Dla mnie ten obrazek pozostanie przed oczami długo a ja dziękuję tej Mamie i jej Synkowi, którzy zupełnie nieświadomie i niechcący , zmienili (troszkę) moje życie Uświadomili mi, że rzeczy "ważne" do tej pory ("fakty", fora, tv i internet, bycie "online") zabierają mi wspomnienia, zabierają mi chwilę szczęścia z życia - chwile z moimi najbliższymi. To się zmieniło i zmieni
Czemu to piszę? Czemu dzielę się z Wami tak osobistymi refleksjami?
Bo chcę
- Chili
- szorujący kolanami
- Posty: 1649
- Rejestracja: 12.10.2010, 18:45
- Mój motocykl: mam inne moto...
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Echhh, podoba mi się ta Wasza relacja Nie dość, że fajna przygoda, to jeszcze nie do przecenienia wartość dodana w postaci paru ważnych spostrzeżeń i przemyśleń Nie od parady się mówi, że podróże kształcą
T.A.Suka rządzi! (cyt.falco)
jeśli czegoś nie wolno, ale bardzo się chce... to można ;)
jeśli czegoś nie wolno, ale bardzo się chce... to można ;)
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5548
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Dzień szósty i siódmy to się mało zapisały w pamięci, wiec coś tam mogę kręcić… Ale od początku.
Szóstego dnia lecieliśmy sobie (najpierw szutrami a potem chyba raczej asfaltami z racji na park) całkiem solidnie. A było przepięknie. Zmienił się las i drogi. Z lekkich, pisaskowych czy glinianych na ciężkie, wilgotne
Około południa (a jak zwykle zaczęliśmy wcześnie) wpadliśmy na szatański pomysł zjechania do miasta. Napatoczył się tam Ełk słynący z gniazda trampkarzy (bez trampków). Zajechaliśmy do zaprzyjaźnionego gabinetu, gdzie zrzuciliśmy to i owo (jeszcze nie ciuchy - bagaże) i na lekko ruszyliśmy do Gołdapii reanimować moją tylną pompę i klocki (dzięki Gajos!). Na miejscu wszystko czekało jak było zaplanowane:
- zamówione klocki
- warsztat
- właściciel i mechanik w jednym.
W bardzo krótkim czasie diagnoza - mam dziwnie zjechane klocki (to już wiem, Mirek też).Ale dlaczego? Pełna reanimacja pompy już była kilka dni wcześniej… Rozłożenie zacisku pozwala stwierdzić, że wszyscy trzej się mylilismy - klocki ok. Ale pompa nie. Po dalszym dłubaniu i wspólnych naradach jest diagnoza - zreanimowana pompa wyzionęła ducha. Dla poprawy nastroju (by mieć jakiś sukces) powiginaliśmy faję Jankowi (czterech chłopa już debatowało jak to zrobić). I po godzinie ruszyliśmy w drogę powrotną. Jednakże z racji na duże wcześniejsze deszcze drogi okazały się nadal gliniaste. Ale już nie zaschnięte, ale paciaja jedna wielka. Zjechawszy na asfalt skutecznie wróciliśmy do Ełku.
Warto nadmienić złośliwość losu, albo głupotę jeźdźców. Zrzuciwszy bety w gabinecie (by polatać na lekko) zostawiliśmy - szpeje na deszcz i dokumenty (ja). Jadąc do Gołdapii udało się prześlizgnąć między dwiema burzami. Już przed miejscem docelowym niestey nas zlało. Mirka mocniej - bo był w bluzie ęduro.
Po powrocie. No cóż. Miasto - prysznic. Jedzonko. Soczek jakiś i tak dalej…. Zjechał kolejny trampek bez trampka. I tak sobie siedziały: Suka, BeęWu, Afryka, Super Tenera, Citroę. Zlot Trampka psiamiać….
Szóstego dnia lecieliśmy sobie (najpierw szutrami a potem chyba raczej asfaltami z racji na park) całkiem solidnie. A było przepięknie. Zmienił się las i drogi. Z lekkich, pisaskowych czy glinianych na ciężkie, wilgotne
Około południa (a jak zwykle zaczęliśmy wcześnie) wpadliśmy na szatański pomysł zjechania do miasta. Napatoczył się tam Ełk słynący z gniazda trampkarzy (bez trampków). Zajechaliśmy do zaprzyjaźnionego gabinetu, gdzie zrzuciliśmy to i owo (jeszcze nie ciuchy - bagaże) i na lekko ruszyliśmy do Gołdapii reanimować moją tylną pompę i klocki (dzięki Gajos!). Na miejscu wszystko czekało jak było zaplanowane:
- zamówione klocki
- warsztat
- właściciel i mechanik w jednym.
W bardzo krótkim czasie diagnoza - mam dziwnie zjechane klocki (to już wiem, Mirek też).Ale dlaczego? Pełna reanimacja pompy już była kilka dni wcześniej… Rozłożenie zacisku pozwala stwierdzić, że wszyscy trzej się mylilismy - klocki ok. Ale pompa nie. Po dalszym dłubaniu i wspólnych naradach jest diagnoza - zreanimowana pompa wyzionęła ducha. Dla poprawy nastroju (by mieć jakiś sukces) powiginaliśmy faję Jankowi (czterech chłopa już debatowało jak to zrobić). I po godzinie ruszyliśmy w drogę powrotną. Jednakże z racji na duże wcześniejsze deszcze drogi okazały się nadal gliniaste. Ale już nie zaschnięte, ale paciaja jedna wielka. Zjechawszy na asfalt skutecznie wróciliśmy do Ełku.
Warto nadmienić złośliwość losu, albo głupotę jeźdźców. Zrzuciwszy bety w gabinecie (by polatać na lekko) zostawiliśmy - szpeje na deszcz i dokumenty (ja). Jadąc do Gołdapii udało się prześlizgnąć między dwiema burzami. Już przed miejscem docelowym niestey nas zlało. Mirka mocniej - bo był w bluzie ęduro.
Po powrocie. No cóż. Miasto - prysznic. Jedzonko. Soczek jakiś i tak dalej…. Zjechał kolejny trampek bez trampka. I tak sobie siedziały: Suka, BeęWu, Afryka, Super Tenera, Citroę. Zlot Trampka psiamiać….
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
- Chili
- szorujący kolanami
- Posty: 1649
- Rejestracja: 12.10.2010, 18:45
- Mój motocykl: mam inne moto...
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Wojtekk, toż to wszystko Trampiszcza jak się patrzy! A że takie więcej zróżnicowane? To chyba nawet lepiej
T.A.Suka rządzi! (cyt.falco)
jeśli czegoś nie wolno, ale bardzo się chce... to można ;)
jeśli czegoś nie wolno, ale bardzo się chce... to można ;)
- wilczek
- szorujący kolanami
- Posty: 1831
- Rejestracja: 05.03.2012, 13:45
- Mój motocykl: inne endurowate moto
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Panowie- super się czyta/gląda podziwiam, że dajecie radę ...abstynent z moczy**** na jednej wyprawie...i do tego te godziny "wstawanego" co to ich na moim zegarku nie ma...
- Chili
- szorujący kolanami
- Posty: 1649
- Rejestracja: 12.10.2010, 18:45
- Mój motocykl: mam inne moto...
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
Taaaaa, Wojtek to w ogóle cos ma z tą 4:30
Kfila, czekaj! Absty...co?!
Kfila, czekaj! Absty...co?!
T.A.Suka rządzi! (cyt.falco)
jeśli czegoś nie wolno, ale bardzo się chce... to można ;)
jeśli czegoś nie wolno, ale bardzo się chce... to można ;)
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5548
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy
dzięki!wilczek pisze:Panowie- super się czyta/gląda
Wiesz, wilku… Jeżeli ja ten abstynent to… W zasadzie tak. W roku szkolnym, bo "Pani Dyrektor nas złapie". Ale wpadłem w złe sidła Kryśki… Jemu też tłumaczyłem, że ja alkoholu do ust nie biorę… Nawet był taki dialog (przez letefon):wilczek pisze: abstynent z moczy**** na jednej wyprawie...
- Mirek. Ale ustalmy jedno. Ja nie piję, ok? - mówię ja.
- Spoko. Nie będziemy pić. - mówi On. - Tylko połóweczkę, co? .
- Mirek. To mnie zabije… 0.25 to maks, ok - ja.
- No właśnie. - odpowiada Mistrz Ciętej Riposty - Toż to ja właśnie mówię. Po 0.25 na głowę
Cel był taki co by ujechać najwięcejwilczek pisze: te godziny "wstawanego" co to ich na moim zegarku nie ma...
Ej Ruda… No wiesz…. Do kobiety jechałem… Mus to mus… A że inną musiałem porzucić i aż trzy wstały żegnać mnie??? Toż to sama słodyczChili pisze:Taaaaa, Wojtek to w ogóle cos ma z tą 4:30
Ciiii - bo żona się dowie. A w każdym razie będą pytania: "skąd ona tak dobrze CIebie zna????"
A poza tym alkoholu i seksu kobietom nie odmawiam przecież!
Ja alkoholu do ust nie biorę… Mirko na to ma ciętą odpowiedź, ale mu nieco ustąpię miejsca….Chili pisze:
Kfila, czekaj! Absty...co?!
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość