Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: JanuszCh. »

Za oknem śnieg i mróz więc tym przyjemniej wspomina się takie chwile jak wakacyjny wyjazd :smile:
Postanowiłem podzielić się tą radością z tymi którzy lubią oglądać fotki i mają na to ochotę.
Krótko o wyprawie w liczbach :
- 13 dni - wyjazd 26.06.2010;
- 10 krajów - Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Turcja, Macedonia, Albania, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja;
- 5060 km
- 11 dni w deszczu , było oczywiście i słońce i upał :smile:
- 3 maszyny - mój trampek , afri szwagra i kumpel na wulkanie :lol:
Były nieprzewidziane awarie ,naprawy i inne manewry :impreza:
Reszta na fotkach.
http://picasaweb.google.com/chrusja/Wyp ... gryRumunia#
http://picasaweb.google.com/chrusja/Wyp ... djo6aWayQE#
http://picasaweb.google.com/chrusja/Wyp ... N7e3_b89AE#
http://picasaweb.google.com/chrusja/Wyp ... ZO7staygAE#
Ostatnio zmieniony 08.03.2011, 20:13 przez JanuszCh., łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Dłubacz
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 479
Rejestracja: 08.11.2009, 18:33
Mój motocykl: XL600V
Kontakt:

Re: Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010

Post autor: Dłubacz »

Gratuluję wyprawy :smile: i jak zwykle czekam na relację!

Ehhhh... jak patrzę na Twoje zdjęcia ze Stambułu to wracają wspomnienia :roll: ... i Silivri zaliczyliście :ok: .
Zastanawia mnie co to za gustowne urządzenie, które miałeś przykręcone za szybą czachy?

hej :resp:
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010

Post autor: JanuszCh. »

To" gustowne urządzenie" to obudowa nawigacji :grin: taki własny patent.
Awatar użytkownika
robii23
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 804
Rejestracja: 02.11.2010, 22:42
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Re: Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010

Post autor: robii23 »

A co tam kurcze robi Dany Glover?
Był z Wami umówiony na wyjazd? :cool:

Super wyprawa, gratulacje.
Awatar użytkownika
Dłubacz
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 479
Rejestracja: 08.11.2009, 18:33
Mój motocykl: XL600V
Kontakt:

Re: Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010

Post autor: Dłubacz »

JanuszCh. pisze:To" gustowne urządzenie" to obudowa nawigacji :grin: taki własny patent.
Zatem dodatkowo czekam na nowy temat w dziale "zrób to sam" :wink: .
Awatar użytkownika
Pingwin
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 561
Rejestracja: 06.12.2008, 00:10
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Nysa/Reykjavik

Re: Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010

Post autor: Pingwin »

Pogoda to Cię Jasiu nie rozpieszczała ale klimat wyprawy pierwsza klasa! Piękne te "nasze "Bałkany :thumbsup:
Dawniej gdziala
Awatar użytkownika
tomasz
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 544
Rejestracja: 23.07.2009, 16:21
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle
Kontakt:

Re: Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010

Post autor: tomasz »

i ja pogratuluję wyprawy :ok: :resp:
świetna sprawa i super fotki :thumbsup:
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
— Paulo Coelho
Alchemik
miód jest dla mięczaków! prawdziwi twardziele żują pszczoły...
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 - RELACJA

Post autor: JanuszCh. »

W roku 2009 byłem w Rumunii. Gdy jechałem trasą 7c, spotkałem dwóch kolegów na transalpach wracających z Albanii. Od tej pory wiedziałem, że następny wyjazd będzie gdzieś dalej. Albania, Bałkany… brzmiało to dość egzotycznie i ciekawie. Już po powrocie zaczęło się planowanie… Najpierw myślałem o Chorwacji, w której byłem już kilkakrotnie, ale autem z rodzinką. Jednak to nie to, tam już byłem. I tak zaczęła kiełkować myśl o Turcji, Stambule i kebabie. Wieczory spędzałem coraz częściej przed kompem, czytając relacje wypraw na Bałkany i planując swą trasę. Do wstępnego wyznaczania trasy używałem docelu.pl. Po długich rozważaniach trasa zostaje wyznaczona - Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Turcja, Macedonia, Albania, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Węgry, Słowacja. Zakup map, przewodników… Krystalizuje się także skład ekipy. Szwagier miał już jechać ze mną do Rumunii, ale nie udało mu się, tym razem jedzie na 100%. Miało jechać jeszcze dwóch znajomych, ale jak to często bywa – jechali, jak było daleko do wyjazdu, a potem lipa. Na krótko przed wyjazdem decyduje się kumpel, który wcześniej nie miał jechać. W ten oto sposób skład ekipy ostatecznie zatwierdzony. Wojtaszek – śfagier na afri, Piłsudski z Gośką na wulkanie, no ja z plecakiem Rafałem na trampeczku. Kilka dni przed godziną „W” spotkanie w celu ustalenia, co kto zabiera, aby każdy nie wiózł spawarki i kompresora, bo po co nam 3 spawarki…?
Nadchodzi wreszcie długo oczekiwany dzień, piątek 25 czerwca, po południu zaczyna się pakowanie, napięcie rośnie, żeby czegoś nie zapomnieć. Wydrukowałem listę gratów do zabrania wg Podosa z forum Afrykańskiego, łatwiej to wszystko ogarnąć. W ten oto sposób zamieniam trampka w jucznego osiołka, a nawet może w małą ciężarówkę. Późnym wieczorem nasz pojazd gotowy, na koniec jeszcze przytwierdzony biało - czerwony sztandar przy kufrze, można iść spać. Emocje coraz większe, spać się nie chce, koło północy jeszcze zaglądam na forum, ale w końcu trzeba się położyć, bo rano to ani kawa nie pomoże.

Dzień 1.

Sobota 26 czerwca. Pobudka 5.30. Tuż po 6 odpalamy maszyny. Jest dość wcześnie i dość chłodno, ale nastroje wspaniałe. Przed nami wyprawa marzenie. Kierujemy się w stronę Barwinka. Do Słowacji docieramy dość szybko, nad nami coraz więcej chmur, a słońca jakoś nie widać. W końcu robi się zimno i ponuro, zatrzymujemy się, ubieramy przeciwdeszczowce. W końcu pierwszy deszcz, ale nie robi na nas większego wrażenia. Zanim dotrzemy do granicy węgierskiej pada kilkakrotnie, ale co tam. W końcu Węgry – tankowanie, kawa, prostowanie kości, masaż :dupa: i ogień dalej. Pada… Leje… chyba dzisiaj nie będzie już inaczej. W końcu pierwsza awaria w wulkanie - odpada lewe lusterko. Zatrzymujemy się na przystanku autobusowym, który służy nam jako warsztat, stołówka i schronienie przed deszczem jednocześnie. Za pomocą szerokiej zbrojonej taśmy wulkan odzyskuje lustro i można ciąć dalej. Docieramy w końcu do granicy rumuńskiej, Oradea zostaje z boku, jedziemy na obwodnicę. Po dotarciu do Baile Felix zaczynamy szukać noclegu, znajdujemy jakiś kemping, cena masakra, jedziemy dalej, są jakieś hoteliki, ale ceny takie sobie, jedziemy dalej, w końcu znajdujemy nocleg, jakieś pokoje prywatne – CEZARE - cena nam odpowiada, więc zostajemy. Zaczynamy rozpakowywać maszyny, znowu leje. Wojtek przestawia afri i zauważa jakieś dziwne pukanie w tylnym kole, jakby mały luz, pewnie łożysko, może da radę. W mieszkaniu gospodyni pokazuje pokoje nawet spoko. Udziela nam także dokładnych instrukcji, jak korzystać z wanny i kibla, czyli w wannie siadać, aby nie nachlapać i w czasie oddawania moczu też siadać, by nie nachlapać. Tak to przynajmniej zrozumieliśmy. Chyba, że w języku rumuńsko – polsko – migowym znaczyło to coś innego. Niemniej śmiechu było przy tym po pachy. A i jeszcze były dwa kolory gąbek do mycia - jedna męska, a druga damska, kolorów nie pamiętam. Zresztą wolałem ich nie używać… Po kolacji spacer po lokalne piwko. Po powrocie oglądamy jeszcze rumuńskie wiadomości w TV, okazuje się, że wszędzie powodzie. W Rumunii podtopienia i Węgry też zalewa. Gdzie my się pchamy w taką pogodę? Spożywamy napoje uspokajające i kładziemy się spać z nadzieją na słoneczną pogodę jutro. Zasypiamy, a za oknem leje…… Dystans dnia – 463 km.

Dzień 2.

Pobudka o 7.00 Najważniejsze, nie pada, jest dość pochmurno, ale nie pada. Szybkie śniadanie i pakowanie. W czasie, gdy pakujemy graty, znowu zaczyna lać. Ubieramy więc przeciwdeszczowce i ruszamy. Wkrótce przejaśnia się, pokazuje się słońce, robi się nawet upalnie. Wreszcie można chłonąć piękne krajobrazy. To szczęście nie trwa jednak zbyt długo, bo deszcz pojawia się jeszcze kilkakrotnie. Docieramy w końcu do zamku w Hunedoarze. http://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_w_Hunedoarze Obrazek Trochę fotek, zwiedzanie, papu i gnamy dalej. Pogoda się poprawia i robi się dość ciepło. Za Sibiu widoki coraz piękniejsze, coraz lepiej widać góry, ale i chmury otulające ich szczyty. W końcu docieramy do długo wyczekiwanej drogi 7c. Tankujemy na stacji koło skrzyżowania, robimy zakupy w sklepie obok i ruszamy w kierunku Gór Fogarskich. Mijamy ostatnią miejscowość przed górami i zaczynamy się rozglądać za jakimś miejscem na nocleg. Były jakieś wiaty po lewej, ale to za blisko zabudowań. Oczywiście nie szukamy hotelu tylko jakiegoś miejsca, gdzie da się wjechać, bo wszędzie bardzo mokro i grząsko. Jeszcze jest słonecznie, ale cały czas jedziemy w kierunku coraz ciemniejszych i nisko wiszących jak jakieś ciężkie zasłony chmur. Wyraźnie widać, że w górach nieźle leje. Sytuacja ta daje nam okazję do zrobienia wyjątkowych fotek, bo oto naszym oczom ukazała się piękna tęcza. My staliśmy w słońcu, a kilkaset metrów dalej ściana deszczu.ObrazekW poprzednim roku obczaiłem miejsce po lewej stronie nad strumieniem, gdzie można rozbić namioty. Co chwila mijamy miejsca, gdzie już ktoś biwakowa - sterty śmieci na to wskazują. W końcu decydujemy się, zjeżdżamy nad strumień i zabieramy się szybko za rozbijanie namiotów tak, by zdążyć przed zmrokiem. Toalet w strumieniu. Kolacja, płyny poprawiające samopoczucie i rozluźniające po dniu pełnym wrażeń i deszczu, małe ognisko i trzeba iść spać. Odgłos mocno szumiącego strumienia i ciemności działał jak muzyka relaksacyjna…. Jutro czeka na nas Transfogarska.
Dystans dnia – 399 km

Dzień 3.

Pobudka ok. 7 lokalnego czasu. Dzień wita nas promieniami słońca, które przeciskają się przez poranne mgły. Poranna toaleta w mega zimnym górskim strumieniu przywraca nas do życia, śniadanie i poranna kawa w takich warunkach smakuje wyśmienicie. Dla takich chwil warto żyć. Powoli zwijamy obóz i pakujemy jeszcze mokre z porannej rosy namioty. Ruszamy. Pokonujemy kolejne zakręty, chłonąc wszystkimi zmysłami piękno przyrody. Z każdym zakrętem robi się chłodniej i mgła coraz więcej zasłania.Obrazek Gdy wyjeżdżamy ponad granicę lasu, na poboczach coraz więcej śniegu, widoki zapierają dech w piersi i żadne słowa nie są w stanie wyrazić tego, co widzimy. Po prostu jest pięknie. Zakręty teraz pokonujemy dość wolno tak, by nie uronić nic z tego, co nas otacza.Obrazek Co chwila aparaty idą w ruch. Szkoda, że zdjęcia nie potrafią oddać do końca rzeczywistości, ale ta zostaje zapisana gdzieś głęboko w sercu. Jedynie mgła nie pozwala nam zobaczyć wszystkiego, myślę, że celowo, aby można było tam jeszcze raz przyjechać i zobaczyć więcej. Docieramy w końcu do tunelu, pamiątkowa fotka i ruszamy w ciemne czeluścia, mając nadzieję, że Vlad Dracula nie zaczaił się gdzieś w środku. Po chwili widać światełko w tunelu i jesteśmy po drugiej stronie.Obrazek Tu widoki równie piękne, powoli zjeżdżamy, napawając się pięknem gór.Obrazek Pstrykanie fotek nie ma końca.Obrazek A fotografować jest co. Wszystko, co piękne, kiedyś się kończy i nasza słoneczna pogoda na dziś też się skończyła wraz z wjechaniem w leśną część trans fogarskiej trasy. Znowu zaczyna padać, ubieranie przeciwdeszczowców idzie już nam coraz szybciej.Obrazek Docieramy do zapory, przestaje padać, parę fotek i jedziemy dalej. Ponieważ dziś mamy dotrzeć do Bułgarii, darujemy sobie zwiedzanie ruin zamku Vlada (ja byłem tam w ubiegłym roku). Pierwsza miejscowość poniżej zapory wita nas potężną ulewą, droga zamienia się chwilami w rwącą rzekę , ale to nie robi na nas większego wrażenia. Przecież tak intensywnie nie może padać długo. Już w Curtea de Arges wita nas piękne słońce, ale niestety nie na długo. Stąd kierujemy się na Pitesti i na przejście graniczne z przeprawą promową Zimnicea –Svishtov. W Pitesti pakujemy się na jakąś niby obwodnicę, masakra, u nas leśne drogi są w lepszym stanie, a do tego jeszcze brak oznaczeń. W końcu docieramy do miasteczka Zimnicea, ale niestety brak jakichkolwiek oznaczeń, jak dojechać do przejścia granicznego, trochę błądzimy pytając, każdy pokazuje co innego. Po dłuższym szukaniu w końcu docieramy niby do celu, ale tu się okazuje, że tu nie ma żadnego przejścia i żadne promy tu nie pływają. Rozmawiamy ze strażnikiem jakiegoś zakładu, który twierdzi, że przejście jest, ale nie bardzo potrafi nam wytłumaczyć, jak dojechać do niego, rozmawiamy potem z innym, a ten twierdzi, że przejścia nie ma. K..MAĆ, dość tego szukania, podejmujemy decyzję, że jedziemy na przejście Giurgiu – Ruse mamy ok 70 km. Ogień i jedziemy. Po drodze kolejna ulewa. Czy to jakaś kraina deszczowców, czy jak? Do przejścia spora kolejka, ale okazuje się, że to dla tirów, my gnamy do przodu. Bułgaria, wita nas niezbyt miły celnik, olać go. W Ruse kierujemy się na Veliko Turnovo. Tu niespodzianka - vulcan Piłsudskiego zdycha, coś z prądem nie tak. No to przymusowy postój na stacji benzynowej. Piłsudski próbuje wskrzesić sprzęta, w międzyczasie robimy kolację. Przez ten mój pomysł na przeprawę promową jesteśmy trochę w plecy z czasem, ale wszystkiego przewidzieć się nie da. Na stacji pojawiają się rodacy jadący gdzieś nad Morze Czarne, pożyczamy od nich trochę prądu i wulkan się obudził. Jest już koło północy. Za Ruse ma być kemping i do niego postanawiamy dojechać. Oczywiście pada. Vulcan jeszcze parę razy gaśnie. Wreszcie docieramy na miejsce, bierzemy przyczepy kempingowe, szybki prysznic i spać, spać...
Dystans dnia – 432 km

Dzień 4.

Pobudka około 7 czasu lokalnego. ObrazekWita nas słońce nieśmiało wyglądające zza chmur i porannych mgieł. Postanawiamy ruszać bez śniadania, by nadrobić trochę stracony czas wczorajszego dnia. Śniadanie zjadamy gdzieś na jakiejś stacji benzynowej. Robi się dość ciepło, a nawet upalnie, ale to jest podstęp dzisiejszego dnia, bo nad horyzontem pojawia się coraz więcej ciężkich ołowianych chmur i zaczyna padać i tak na przemian - trochę słońca i dużo, dużo deszczu. ObrazekChwilami są to ulewy uniemożliwiające jazdę, więc czekamy na stacji benzynowej. Dzisiaj mamy dotrzeć do Silivri w Turcji, taki był plan. Oznakowanie dróg w tej części Bułgarii takie sobie, nawigacja też wariuje i pokazuje bzdury. W końcu po wielkich bojach z naturą docieramy do granicy tureckiej. Pomimo tego, że jest około 18 – tej temperatura wysoka, parno, a wokoło czarne chmury. Na granicy kolejka spora, ale przesuwamy się dość dosyć sprawnie do pierwszej bramki. Tu okazuje się, że Piłsudski nie ma zielonej karty i musi wykupić ubezpieczenie. Kupujemy wizy i podjeżdżamy do kolejnych bramek, których razem było chyba ze 6. W jednym z okienek mam problem, pani doszukała się nieścisłości w moich papierach. W paszporcie nazwisko Chruścicki, a w dowodzie rejestracyjnym Starost, no i teraz wytłumacz Turczynce, że starosta wydał dowód rejestracyjny, a ja to ja. Za pomocą wszystkich możliwych języków włącznie z migowym udaje się to wyjaśnić. Po przekroczeniu którejś tam bramki ustawiamy motory i robimy sobie małą sesję zdjęciową z potężną flagą turecką w tle.Obrazek Czujne oko pograniczników tureckich dostrzega nas, wybiega z budynku i z daleka macha i krzyczy, że nie wolno fotografować, ale przecież my tylko fotkę pstrykamy, nikt tu żadnych zdjęć nie robi. Spadamy więc szybko. Jesteśmy w Turcji.Obrazek Zaraz po przekroczeniu ostatnich bramek pierwsze meczety. Po kilku pokonanych kilometrach Turcja wita nas potężną ulewą. W takich warunkach do Silivri nie dojedziemy dzisiaj, to jeszcze około 180 km, a jest po 19 – tej. Na parkingu przy autostradzie smarowanie łańcuchów. Wojtek stwierdza, że jego łańcuch trzeba podciągnąć, ale już prawie jest podciągnięty na maxa, może być problem. Robimy jeszcze kolację i jedziemy dalej, bo nie pada. Zaczyna się robić ciemno, postanawiamy więc szukać miejsca na nocleg. Jest jakaś duża stacja benzynowa, może zapytamy o jakieś miejsce pod namioty? Piłsudski rozmawia z chłopakiem ze stacji i okazuje się, że możemy rozbić namioty na trawniku koło stacji. Nie tracąc czasu rozbijamy obóz obok agregatu prądotwórczego, przed którego hałasem ostrzega nas pracownik stacji, włączył się ponoć nad ranem, ale ja nie słyszałem. Namioty rozbite, coś by jeszcze pasowało spożyć dla spokojności i odstresowania, ale okazuje się, że w sklepie na stacji nie ma nawet piwa bezalkoholowego, jest jeszcze obok jakiś bar, może tam?? Niestety, okazuje się, że tu podają tylko czaj… Cóż, pozostaje tylko stragan z owocami, gdzie kupujemy ogromnego arbuza. Zasiadamy przy stolikach na trawniku obok baru i przystępujemy do spożycia. Zauważamy, że już od dłuższej chwili przygląda nam się policjant, który wraz z kolegą popijał herbatkę obok baru. W momencie, gdy Rafał wyjął scyzoryk. aby pokroić arbuza. ruszył do nas policjant. Pomyślałem, że pewno nóż mu się nie spodobał. Okazało się, że chce nam pokazać, jak poprawnie pokroić arbuza. Wziął więc nóż od Rafała i bardzo wprawnymi ruchami kroił kolejne kawałki i podawał nam. Sytuacja ta rozbawiła nas bardzo. Wypytał nas jeszcze łamaną angielszczyzną , skąd i dokąd jedziemy i czym się zajmujemy na co dzień. Bardzo miły człowiek. Zanim położyliśmy się spać koło naszych motorów zaparkował wojskowy samochód, z którego wysiedli uzbrojeni żołnierze, żartowaliśmy sobie, że przyjechali pilnować naszych maszyn. Zasypiamy dość długo, bo obok na trawniku jest jeszcze plac zabaw dla dzieci, a te hałasują do późna w nocy.
Dystans dnia - 403 km.

CDN..
Ostatnio zmieniony 11.03.2011, 09:47 przez JanuszCh., łącznie zmieniany 8 razy.
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: JanuszCh. »

Ciąg dalszy :crossy:
Dzień 5.
Budzimy się około 6.30 W nocy nie padało. Nasze motory stoją, żołnierze obok nich, czyli były dobrze pilnowane. Śniadanie, pakowanie i ogień. Dzisiaj wjedziemy do Azji. Naszą radość psuje oczywiście deszcz, kilkakrotnie leje i to bardzo, ale po tych kilku dniach w deszczu nawet to już tak bardzo nie przeszkadza. W strugach ulewy wjeżdżamy do Stambułu. Miasto jest potężne i piękne, robi wrażenie. Oznakowania nawet dobre. Docieramy w końcu w pobliże Hagia Sophia.Obrazek Zostajemy skierowani na parking przy jakimś hotelu, parkujemy maszyny, przebieramy się trochę, bo upał niemiłosierny i ruszamy na zwiedzanie.Obrazek Z pobliskich minaretów dobiegają donośne śpiewy muezinów, które nas trochę bawią. Dochodzimy do meczetu i wchodzimy na wewnętrzny dziedziniec, tłumy zwiedzających czekają wokoło, jedni pogrążeni w modlitwach, inni odpoczywają. ObrazekOkazuje się, że musimy poczekać około 20 minut, bo trwają chyba jakieś modlitwy. Tu spotykamy parę Polaków. Starsi państwo przylecieli do Stambułu, a rowerami mają wracać do kraju. W tym momencie stwierdzam, że są jeszcze bardziej pogięci jak my. Zanim wejdziemy do meczetu, postanawiamy przejść na bazar w celu zakupu pamiątek.Obrazek Handel z Turkiem okazuje się ciekawym doświadczeniem, oj, targować to oni się lubią. Zaczyna się kolejna ulewa i w strugach deszczu wracamy do meczetu. Z butami w reklamówkach wchodzimy do wnętrza . Tam krótka sesja zdjęciowa z Danym Gloverem .Obrazek Obrazek Obrazek Idziemy jeszcze do Pałacu Sułtana.Obrazek Obrazek Okazuje się, że bilety są dość drogie, więc odpuszczamy sobie zwiedzanie. Wracamy na parking i ruszamy w kierunku azjatyckiej części miasta. Ruch bardzo duży, więc trzeba mieć oczy dookoła głowy. Docieramy w końcu do mostu łączącego Europę i Azję.Obrazek Most okazuje się płatny. W planach był odpoczynek gdzieś nad wodą, skręcamy więc na zjazd z mostu i okazuje się, że po przejechaniu paru ślimaczków znowu jesteśmy na moście. Jedziemy więc dalej. Dzisiaj postanawiamy dotrzeć do Silivri. Wyjazd ze Stambułu trochę trwa, chociaż oznakowanie dróg jest dobre. Wpadamy w końcu na autostradę. Po paru kilometrach Piłsudski sygnalizuje, że musi zatankować, jedziemy więc, wypatrując stacji benzynowej. W końcu jest stacja, ale po drugiej stronie, musimy więc zjechać z autostrady. Pierwszy zjazd i jedziemy, na bramce wyjazdowej chcą nas skasować. Piłsudski tłumaczy gościowi, że tylko do stacji zatankować i jedziemy dalej, ale ten coś tam po turecku, no nijak się dogadać. Gość coś krzyczy, a Piłsudski tłumaczy, że po turecku nie rozumie. Facet dalej tłumaczy, żeby zdjął kask to będzie go lepiej słyszał. W końcu płacimy i lecimy dalej. Dojeżdżamy do Silivri, gdzie mieliśmy nocować na kempingu.Obrazek Obrazek Okazuje się, że kemping jest gdzieś dalej i jakiś zagadnięty przez nas człowiek nas zaprowadzi. Jedziemy więc za autem. Po kilku kilometrach jest kemping. Wynajmujemy domek. Jesteśmy nad morzem Marmara.Obrazek Obrazek Jest nawet bar, w którym jest piwo. Po wieczornym spacerze kładziemy się spać.
Dystans dnia 312 km

CDN...
Ostatnio zmieniony 11.03.2011, 10:24 przez JanuszCh., łącznie zmieniany 3 razy.
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: JanuszCh. »

:crossy:
Dzień 6.
Pobudka o 6 – tej. Dzisiaj wyruszamy dość wcześnie. Dzień zapowiada się pogodnie. Śniadanie zaliczamy gdzieś na trasie, przy stacji benzynowej. Kolejny raz przekonujemy się, że Turcy są mili i gościnni. Gość ze stacji wynosi dla nas stolik i krzesła. Proponuje nawet herbatę, ale z obawy przed ewentualnymi problemami dziękujemy i robimy kawę z wody butelkowanej. W bardzo miłej atmosferze jemy śniadanie, gość się przysiada, wypytuje nas, gdzie jedziemy. Czas jednak zbierać się w dalszą drogę. Drogi w Turcji dość dobre, ceny paliwa niestety wysokie. Około południa wjeżdżamy znowu do Bułgarii. ObrazekPrzejeżdżamy obok bardzo długiej kolejki tirów, odprawa idzie dość sprawnie. Obrazek Kierujemy się na Plowdiw, tutaj tankujemy oraz robimy zakupy w markecie. Późnym popołudniem docieramy nad jezioro Batak, gdzie zaplanowaliśmy nocleg.Obrazek Jezioro jest pęknie położone pośród wzgórz, bardzo ładne miejsce na nocleg. Obrazek Obrazek Niestety dojście do jeziora utrudnione, kilka metrów od wody było już grząskie błotko. Żeby dzień był udany, musi jeszcze popadać - tego nam dziś brakowało. Wraz ze zmierzchem nadciąga burza z piorunami i pięknymi błyskawicami. Po spożyciu lokalnego browarka nawet nocna burza nie przeszkadza bardzo.
Dystans dnia 417 km
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: JanuszCh. »

Taki mały retusz by wygodniej można było czytać :blush:
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: JanuszCh. »

Dzień 7.
Pobudka jak zwykle wcześnie. Wokoło bardzo mokro - w nocy mocno popadało. Na śniadanie zatrzymujemy się na stacji benzynowej.Obrazek Pogoda niezbyt pewna, chociaż przed południem słonecznie.Obrazek W Wojtka Afryce łańcuch wykazuje wyraźnie nadmierne zużycie. Z kolei moja przednia opona coraz mocniej się ząbkuje, a na tylnej znowu pokazują się pęknięcia ( Mitas E08 - nigdy więcej! ). Mam nadzieję, że wytrzymają do domu. Koło południa znowu zaczyna padać, ale jest bardzo ciepło. ObrazekUbrania przeciwdeszczowe wyciskają z nas siódme poty. Około 14 – tej wjeżdżamy do Macedonii.Obrazek Obrazek Ruchu na drodze praktycznie żadnego. Piłsudskiego kroją na 50 euro za zieloną kartę na Macedonię, co oczywiście nie zachwyca go, tym bardziej, że jeszcze czeka nas przejazd przez Albanię, Czarnogórę i kawałek Bośni. Nasze zielone karty są normalnie akceptowane. Pojawia się pomysł, aby zadzwonić do ubezpieczyciela w Polsce, załatwić zieloną kartę i jakoś przesłać faksem albo mailem. W pierwszym większym miasteczku szukamy jakiejś kafejki i Piłsudski próbuje załatwić ubezpieczenie. Reszta ekipy ma przymusowy odpoczynek, trochę to trwało. W planie mieliśmy przejazd przez Skopje, ale w związku z opóźnieniem postanawiamy jechać najkrótszą trasą w kierunku Jeziora Ochrydzkiego. Pogoda niestety nam nie sprzyja i chwilami pada dość mocno. Na nocleg zatrzymujemy się przy jakiejś stacji benzynowej. Właściciel prowadzi nas na tył stacji, gdzie kiedyś pewno był jakiś bar. Obok jest zadaszony taras, na którym można rozłożyć namioty, ale poprzestajemy na samych śpiworach. Na stacji jest prysznic, z którego właściciel pozwala nam skorzystać. Przy piwku długo jeszcze rozmawiamy z naszym gospodarzem, który wcześniej pracował w firmie transportowej i zna nasze tereny, bo jeździł do Rzeszowa i Krakowa. Ze sporym sentymentem wspominał czasy Jugosławii. Jutro trzeba zastanowić się, co zrobić z łańcuchem Wojtka.
Dystans dnia 348 km
Awatar użytkownika
Dłubacz
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 479
Rejestracja: 08.11.2009, 18:33
Mój motocykl: XL600V
Kontakt:

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: Dłubacz »

Wspaniałe :smile:!

Janusz, jaką masz metodę na zapamiętywanie tylu szczegółów wyprawy z każdego dnia? Dobra pamięć, czy regularne wpisy w notatniku? Jak gdzieś jadę to chłonę jak gąbka wszelkie doznania, ale po powrocie ciężko mi odtworzyć chronologicznie wszystkie szczegóły :wacko: .

Czekam na dalszy ciąg :ok: !
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: JanuszCh. »

Dłubacz pisze:Wspaniałe :smile:!

Janusz, jaką masz metodę na zapamiętywanie tylu szczegółów wyprawy z każdego dnia? Dobra pamięć, czy regularne wpisy w notatniku? Jak gdzieś jadę to chłonę jak gąbka wszelkie doznania, ale po powrocie ciężko mi odtworzyć chronologicznie wszystkie szczegóły :wacko: .

Czekam na dalszy ciąg :ok: !
Rafał robił małe zapiski, chociaż po dwa zdania plus dystans dnia zapisywał. Ja teraz pisząc czytam te notatki i przeglądam zdjęcia i film mi się przypomina :grin:
Awatar użytkownika
ural2
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 428
Rejestracja: 16.06.2010, 21:32
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: ural2 »

Świetna wyprawa. W tym roku jak pojadę z Wami to zabiorę lepsza pogodę :thumbsup:
Był "Król"- teraz jest "Królowa"
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: JanuszCh. »

Dzień 8.
Budzimy się dość wcześnie, bo już o 6 rano. W Macedonii obowiązuje ten sam czas, co u nas. Postanawiamy podjąć ryzykowny krok skrócenia łańcucha w Afryce. Pierwszą rzeczą na dziś jest znalezienie jakiegoś warsztatu. Dzionek zapowiada się piękny, sporo błękitu nad nami i piękne słońce. Aż trudno to pojąć, że może nie padać. Trasa w kierunku Ohridu jest malowniczo położona, coraz więcej górskich widoków. Przed miastem Prilep widzimy jakąś bazę transportową, spory plac z autami ciężarowymi, muszą mieć tutaj jakiś warsztat. Wjeżdżamy na plac, szukamy szefa i okazuje się, że mamy do dyspozycji wszystko, co w warsztacie mają. Potrzebna jest nam szlifierka kątowa … i zabieramy się za operację. Obrazek Obrazek Zabieg się udał, pacjent przeżył.Obrazek W międzyczasie jemy śniadanie. Wojtek robi jazdę próbną, rewelacji nie ma, ale łańcuch już na pewno nie spadnie. Ruszamy w dalszą drogę.ObrazekObrazekObrazek Okolice Jeziora Ohrydzkiego są naprawdę piękne. Góry coraz wyższe, do tego piękna słoneczna pogoda, jest po prostu zaje….. W Ohridzie postój, Piłsudski znowu próbuje wydrukować zielona kartę, tym razem ze skutkiem pozytywnym. Na zielonym papierze i to jeszcze w takim formacie jak oryginał. Za kilkadziesiąt kilometrów będzie możliwość sprawdzenia, czy dokument jest oryginalny. Docieramy do granicy Albańskiej. Odprawa dość sprawna, Piłsudskiego zielona karta jest OK. Tutaj nie mieliśmy odwagi wyciągnąć aparatów i pstrykać fotek. Wraz z przekroczeniem granicy widać wszechobecne bunkry oraz coraz piękniejsze góry.Obrazek Albania jest naprawdę piękna.ObrazekObrazek Niestety my dzisiaj mamy w planie dojechać do Ulcinja w Czarnogórze, Albanię zostawić trzeba sobie na osobny wyjazd. Teraz kierujemy się na Tiranę.Obrazek Przejazd przez Tiranę to spore przeżycie, mamy wrażenie, że nie obowiązują tu żadne zasady ruchu. Na wylocie z miasta wpadamy na drogę, która przypomina autostradę, ale raczej taką w budowie, chociaż maszyn budowlanych nie widać. Tutaj pierwszeństwo mają ci, którzy potrafią rozwinąć największą prędkość. W pewnym momencie widzimy, że jakiś pojazd jedzie naszym lewym pasem, ale jedzie nie w tym kierunku, co my, tylko w przeciwnym - takie lokalne urozmaicenie. Co jakiś czas pojawiają się jeszcze jakieś poprzeczne progi czy uskoki. Ostra jazda. Całe szczęście jazda tą drogą nie trwa długo, zjeżdżamy w kierunku Jeziora Shkoderskiego. Widoki powalają.ObrazekObrazekObrazekObrazek Do Shkoderu dojeżdżamy już prawie o zmroku, co utrudnia odnalezienie drogi do przejścia granicznego. Brak jakichkolwiek oznaczeń utwierdza nas w przekonaniu, że sąsiadujące ze sobą kraje nie pałają zbyt wielką miłością do siebie. Górską drogą docieramy w końcu do niewielkiego przejścia granicznego. Do celu pozostaje około 40 km górskiej, krętej drogi. To był odcinek specjalny dzisiejszej trasy. Moja przednia opona ma się coraz gorzej, zaczynam odczuwać drgania kierownicy, powoduje to spory dyskomfort. Późnym wieczorem docieramy do kempingu w Ulcinj. Piłsudski rozbija namiot, ja, Rafał i Wojtek rozkładamy tylko śpiwory. Szybki prysznic i spanko.
Dystans dnia 449 km
Awatar użytkownika
jacoo
szorujący kolanami
szorujący kolanami
Posty: 1891
Rejestracja: 16.09.2009, 18:11
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Kraków/Zakopane

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: jacoo »

Nooooo super relacja :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:

nic tylko czytać/oglądać.....no i pojechać!!!!
rystakpa.

Jazda na motocyklu jest najprzyjemniejszą rzeczą jaką można robić w ubraniu.
xl600v -->DL650-->XT660Z-->
Obecnie: XL700 VA
Awatar użytkownika
JanuszCh.
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 401
Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Dubiecko

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: JanuszCh. »

Dzień 9.
Dzisiaj śpimy dłużej, pobudka o 7.30 :grin: .Obrazek Robimy śniadanie. Płacimy za kemping i zabieramy się za pakowanie. Bezchmurne niebo nastraja nas pozytywnie. Wyruszamy w kierunku Dubrownika.Obrazek Mając w pamięci widoki ostatnich dni wydawało mi się, że to, co najpiękniejsze, już widzieliśmy.Obrazek Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdzamy, że to, co najpiękniejsze, było jeszcze przed nami.Obrazek W Chorwacji byłem siedmiokrotnie wcześniej, ale z całą pewnością można stwierdzić, że Czarnogóra jest równie piękna, a nawet piękniejsza.Obrazek Obrazek A sama zatoka kotorska to widoki jak z baśni.Obrazek Obrazek Obrazek Przejazd wokół zatoki zajmuje trochę czasu, ale naprawdę warto. ObrazekMiejscami jest bardzo wąsko, aby wyminąć auto trzeba się nawet zatrzymywać, bo trampek z kuframi zajmuje trochę miejsca. Jedziemy dość wolno, ciesząc oczy i duszę tym, co nas otacza.Obrazek Chciałoby się tu pobyć dłużej, ale musimy dotrzeć do Chorwacji w okolice Makarskiej, chociaż Czarnogóra jest kolejnym krajem, do którego trzeba jeszcze wrócić i poświęcić mu trochę czasu.Obrazek Dzisiejszy dzień jest jednym z niewielu, gdy nie pada, a wręcz jest upalnie. Rezygnujemy z jazdy w kurtkach. Docieramy w końcu do granicy, którą przekraczamy niepostrzeżenie. Jesteśmy w Chorwacji. Widoki powalają. Docieramy w okolice Dubrownika, tu obowiązkowy postój i krótka sesja zdjęciowa.ObrazekObrazekObrazek Przejazd przez odcinek Bośni też dość sprawny. Od Gradaca zaczynamy się rozglądać za jakimś kempingiem, odwiedzamy nawet kilka. Okazuje się, że warunki takie sobie, czyli daleko od wody i raczej słoneczne kwatery, a ceny wysokie. Postanawiamy szukać jakiegoś apartmana. Dojeżdżamy do Drvenika, zjeżdżamy z magistrali adriatyckiej i udajemy się na poszukiwanie kwatery. Pa kilkudziesięciu minutach parkujemy już maszyny za domem naszych gospodarzy. Ponieważ mamy do dyspozycji łazienkę, a pogoda jest piękna, robimy większe pranie. Zapada decyzja, że zostajemy na dwa dni tutaj. Na dzień jutrzejszy planujemy wjazd na szczyt Sv. Jure, no i oczywiście trzeba trochę pomoczyć :dupa: w Adriatyku. Po rozmowie z naszymi gospodarzami okazuje się, że i tutaj pogoda przez ostatnich kilka dni była zła, padało i było zimno, jak na tę porę roku. Po kolacji na tarasie i degustacji :drinking: lokalnych specjałów udajemy się na spoczynek.
Dystans dnia 331 km.
czar132
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 137
Rejestracja: 26.11.2009, 22:56
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Rzeszów

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: czar132 »

JanuszCH super relacja z wyprawy. W tym roku planuję wakacyjny wyjazd do Chorwacji lub Włoch. Jeszcze nie sprecyzowane. Jednak czytając Twoje opowieści i oglądając zdjęcia w myślach przejeżdżam tą trasę. Do zobaczenia na trasie
Awatar użytkownika
andrzej_tr
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 170
Rejestracja: 01.11.2008, 14:06
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Lubaczów

Re: Relacja - Wyprawa na Bałkany- A.D. 2010 -

Post autor: andrzej_tr »

piękna wyprawa pogratulować.
W podobnym czasie byłem w Chorawcji, wyjechaliśmy 28.06.2010 w makarskiej byliśmy 1.07 - do 8.
Na Biokowo wjechaliśmy 4.07, może się gdzieś spotkaliśmy?
złoty XL700, żółty fazer, niebieski bandit i czarna virago.

Jak byście jechali na jakiś krótki wypad np. bieszczady; to wyślij informację na prv. może bedzie okazja się spotkać?
Mieszkamy w zasadzie nie daleko.
Ja notomiast zapraszam na roztocze -boczne dróżki są piękne.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość