Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3403
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Qter »

to zrób plany....

W zeszłym roku (2018) planowany wyjazd do Albani nie wyszedł z wielu róznych przyczyn....

W tym roku ekipa zebrała się już w zimie po to żeby zrealizować te plany z 2018r

Spotkaliśmy się, omówiliśmy przygotowane rok wcześniej trasy, zmodyfikowane delikatnie bo "zimna była za długa" i przygotowaliśmy motongi...

Jak to w życiu bywa nic nie jest pewne dlatego też finalnie do Albani ruszyłem ja czyli Qter na DRZ-400, Dasio na WR-480 (Big Bore) oraz Marek na rowerze...

Ta relacja będzie głównie zdjęciowa - więc jak macie jakieś pytania to śmiało zapraszam!

Dzień zerowy upłynął nam na jeździe na "strzała" z Warki w okolice Pogradecu

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
henry
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3091
Rejestracja: 12.06.2008, 23:12
Lokalizacja: INOWŁÓDZ

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: henry »

No . . . wreszcie ktoś, gdzieś jedzie, bo ostatnio mało tych relacji było :thumbsup:
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
Awatar użytkownika
Rysiek_81
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 801
Rejestracja: 31.01.2016, 17:59
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Wiocha za Piaseczusets

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Rysiek_81 »

Dawaj Qter dawaj .... Czekam z niecierpliwością żeby zobaczyć co mnie ominęło.... :grin:

Pozdrawiam Rysiek
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3403
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Qter »

Rysiek_81 - mówisz masz :smile:



Droga busem upłynęła nam sprawnie aż do samego Skopie, gdzie obiecaliśmy załatwić pewną honorową sprawę niecierpiącą zwłoki.
Zdziwienie macedończyka, którego obudziliśmy o 5 rano i wcisnęliśmy mu plik drobnych banknotów euro trudno opisać.
Dopiero po chwili , posiłkując się dawno nie używanym rosyjskim udaje nam się wytłumaczyć skąd to zamieszanie.
Dług z Booking-u uregulowany!

Skopie, przynajmniej z perspektywy busa w którym już długo podróżowaliśmy nie zrobiło na nas dobrego wrażenia.
Ot, kolejne post-jugosłowiańskie miasto gdzie się budowało bez ładu i składu z odrobiną porządku południowców.

Kierujemy się na Ohryd, który mijamy bokiem i lecimy wprost do Albani. Sam Ohryd polecam odwiedzić tym co jeszcze nie byli (zamek, port, wąskie uliczki starego miasta).

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Do Pogradecu docieramy koło południa. Wymieniamy kasę, robimy niewielkie zakupy i ruszamy do polecanego na forum hotelu Lyhnidas.

W hotelu bierzemy domek (standart bardzo dobry) po czym udajemy się na "konsumpcję" bo to pora obiadowa.

Obrazek

Ustalamy z szefem otelu, że na jaego parkingu zostawimy busa na czas naszej objazdówki. Podobno jest bezpiecznie i nie ma się czym przejmować.

Obrazek


Hotel jest położony nad brzegiem jeziora Orhydzkiego, więc robimy sobie krótki spacerek. Po powrocie spawdzamy czy alkohol przywieziony z Polski nie zepsuł się w trakcie podróży. Ja zalegam spać i budzę się dopiero następnego dnia koło 7 rano na śniadanie ale chłopaki jeszcze poszli zobaczyć co jest "za górką". Niestety górka ich pokonała (a może i dobrze się stało bo miała prawie 1000 m). Z innych "ciekawostek" nie jest za "ciepło" i od czasu do czasu popaduje - czasem mocniej a czasem ciut słabiej. Prognozy na kolejne dni też nie są zachęcające a mamy początek czerwca....

Obrazek

Obrazek

C.D.N.


PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3403
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Qter »

henry pisze:No . . . wreszcie ktoś, gdzieś jedzie, bo ostatnio mało tych relacji było :thumbsup:
Henry!

Dzięki, długo się zastanawiałem czy opisywać ten wyjazd... Mam nadzieję, że kogoś on natchnie do podróży lub napisania własnej historii...

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
BeX
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 181
Rejestracja: 13.03.2017, 08:54
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Warka

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: BeX »

Bardzo fajne, zdjęcia :smile: Tak na nie patrze, tablice znajome, busa widuje praktycznie codziennie, ale twarzy Wareckiej to na fotach nie rozpoznaje :grin:
Jak już nabędę nowy sprzęt to w przyszłym sezonie muszę się poprawić i więcej jeździć z grupą Warszawską :wink:
whiter
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 256
Rejestracja: 28.01.2017, 19:17
Mój motocykl: XL650V

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: whiter »

Czyta się! Super!
marek79
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 464
Rejestracja: 29.06.2010, 11:05
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: marek79 »

Qter wielkie dzięki za udział w wyprawie
ORAZ że zabrałeś się za robienie relacji.
QTER
NIEMA TEGO ZŁEGO CO BY NA DOBRE NIE WYSZŁO
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3403
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Qter »

marek79 pisze:Qter wielkie dzięki za udział w wyprawie
ORAZ że zabrałeś się za robienie relacji.
QTER
NIEMA TEGO ZŁEGO CO BY NA DOBRE NIE WYSZŁO
Marek - THX i zapraszam do współtworzenia relacji :smile: :zabawa:

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3403
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Qter »

Wstajemy skoro świt i ruszamy na hotelowe śniadanie. Dostajemy bodajże jajka oraz jakieś mięso, chleb, kawę i wodę. Wystarczy.
Nieststy pogoda nie sprzyja - cały czas pada. Korzystając z hotelowego WiFi sprawdzamy prognozy - po dziewiątej ma się przejaśniać ale i tak ma padać mniej więcej non stop przez kilka kolejnych dni.
Sprawdzamy jak wygląda pogoda "za górką" i tam też nie ma rewelacji. Po śniadaniu wyciągamy motocykle i rower z busa i rozpoczynamy nieśpieszne pakowanie na nie gratów.

Marek ma plan jeszcze chwilę zostać w hotelu i ruszyć na swoim rowerem w kierunku Ohrydu. Ja z Dasiem chcemy obrać trasę przez góry i zakończyć dzisiejszy dzień w Gramsh.

O tak mniej więcej taka trasa

Obrazek

Zakładamy to co mieliśmy przeciwdeszczowego i ruszamy chwilę prze ósmą rano

Obrazek

Pierwsze kilka kilometrów to jazda asfaltem w kierunku Pogradeca. Po drodze tankujemy motocykle na full bo w górach różnie bywa.
W Pogradecu zjeżdżamy w "pierwszą w prawo" i zaczynamy wbijać się w góry. Deszcz raz napier...la mocniej a raz prawie całkiem ustaje.
Gogle parują od środka. Jedziemy z mocno ograniczoną nawigacją - mój telefon nie jest wodoodporny więc zawijam go w torebkę strunową i mocuje w uchwycie motocyklowym na kierownicy - jest wyłączony.
Tylko w miejscach gdzie droga wydaje się nie oczywista sprawdzamy rozjazdy. Nie mamy ochoty stawać na dłużej robić fotki. Droga którą początkowo jedziemy kieruje nas na dno doliny aby po chwili wspiąć się ostro serpentynami na pierwszą przełęcz. Po wąskiej, górskiej drodze poruszają się duże ciężarówki oraz marszrutki dowożące ludzi i towary do wyżej położonych wsi. Na drodze mamy dużo błota. Po chwili droga znów opada i teraz już wiemy skąd ten ruch. Sąsiednia dolina niebawem zostanie zamknięta tamą i trwa budowa kolejnej elektrowni wodnej, których w Albanii nie brakuje. Wysokość, na której się poruszamy to około 1200 m n.p.m co czuć wraz z obniżającą się temperaturą powietrza.

Obrazek


Obrazek


Obrazek


Po niecałych 70km od startu docieramy do Slabinjë. Chyba podświadomie, jednocześnie podejmujemy decyzję o krótkim postoju. Zatrzymujemy się w pierwszym sklepie przy drodze, który też pełni rolę lokalnej kawiarni. Pada...
Na zewnątrz, w deszczu, młody chłopak miesza cement w starej, skrzypiącej betoniarce. Kawiarnia jest przesiąknięta wilgocią, zimnem i zapachem dymu papierosowego. Ściągamy przeciwdeszczówki powodując małą powódź. W sklepo-kawiarni obsługuje młoda dziewczyna - zapewne żona chłopaka od betonu. Jesteśmy sami. Nie ma prądu ale udaje się zamówić kawę. Mamy skostniałe ręce, bo kto w czerwcu do Albanii zabiera grube rękawiczki? Oczywiście buty krosowe już dawno są mokre lecz zimno w dolnych częściach ciała przestaje być odczuwalne i zamienia się w stan permanentnego braku czucia... Wypijamy kawę i chwilę siedzimy. Pocieszamy się z Dasiem, że za tą góra musi być lepsza pogoda. Zastanawiamy się też jak radzi sobie Marek na swoim bicyklu.... Obaj twierdzimy, że jak na panujące warunki mamy całkiem dobry czas i że nie jest tak źle - jesteśmy mniej więcej w połowie trasy wytyczonej na dzisiaj. Pocieszamy się i cieszymy jednocześnie. Powoli zbieramy się do dalszej jazdy - pani ekspedientko-kelnerka nie chce przyjąć od nas pieniędzy za wypitą kawę.... Na siłę wciskamy jej drobne Albańskie monety... wciąż pada....

C.D.N.

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: tomekpe »

Qter pisz szybciej :P
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3403
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Qter »

Ruszamy. Jest trochę po 10 rano. Droga zaczyna być bardziej kamienista ale tempo mamy dobre.
Po pewnym czasie zgodnie z wyznaczonym trakiem odbija w prawo pod górę w odnogę która wydaje się nie używana...
Kawałek dalej przez drogę przebiega mały strumień. Jadę pierwszy.
Podjeżdżam do niego i widzę, że wyjazd ze strumienia ogranicza dość wysoki próg skalny.
Nie chcę ryzykować upadku na śliskich kamieniach i przeprowadzam moto.
Za mną Dasio chce go przejechać - on ma ku temy warunki - duży, silny - kawał chłopa. Niestety prędkość za mała i zamiast pokonać próg przednie koło się na nim blokuje i Dasio zalicza chyba jedyną glebę na całym wyjeżdzie i to w strumieniu. Moto podrywa w 3 sekundy jak by nic nie ważyło i wychodzi z opresji ... robimy fotki...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Filmik jak to było:



Oczywiście wciąż popaduje. Ruszam powoli do przodu. Dasio kawałek za mną. Droga pnie się lekko do góry. W pewnym momencie czuję że coś jest nie tak jak należy.
Widzę otchłań. Odruchowo wciskam oba hamulce, silnik gaśnie zdławiony a ja poślizgiem kładę moto na lewym boku. Dasio, który jedzie za mną nie wie co się dzieje.
Pierwsza jego myśl to, to że zaliczyłem paciaka na jakimś śliskim kamieniu. Ja w klęczkach przy motocyklu widzę że przednie koło DRZ-ty jest na skraju wyrwy w drodze.
Było blisko...

Jakoś szybko chyba bez słów odciągamy moje moto znad "przepaści" i pionujemy. Fuck. Nie jest dobrze.

Przechodzę wąską gliniastą ścieżką na skraju zbocza na drugą stronę. Ta ścieżka jest zbyt śliska aby próbować przeprowadzić nią motocykle. Nawet nie poruszamy takiej możliwości.

Obrazek

Obrazek

Strach ma wielkie oczy....

Obrazek

Po drugiej stronie załamu droga nie wygląda tak źle...

Obrazek

Wracam do Dasia i ustalamy, że szukamy możliwości objazdu. Znów pokonujemy strumień i docieramy do rozstaju. Tym razem wybieramy drogę która wydaje się bardziej uczęszczana. Jedziemy nią kawałek ale nie wygląda na to żeby prowadziła w jakieś konkretne miejsce. Wzdłuż drogi co pewien czas widzimy pozostawione jakieś stalowe rury średnicy około 70 cm. Droga ta zaczyna robić się coraz bardziej offowa. Pojawiają się głębokie koleiny wyrzeźbione przez spływającą wodę oraz lepiące, czerwone błoto. Stajemy.

Obrazek

Biorę do ręki telefon i włączam nawigację. Dasio zadaje pytanie w stylu:

- Qter, gdzie jesteśmy?

Ja patrzę na nawigację i odpowiadam zgodnie z prawdą:

- Nigdzie....

Dookoła punktu w którym się znajdujemy nawigacja pokazuje tylko biel ekranu. Żadnej drogi, nic. Dopiero po sporym oddaleniu mapy widać, że znajdujemy się pośrodku niczego na wysokości około 1300 m n.p.m. Otaczające nasz szczyty mają około 1500 m n.p.m a poziomice są dość gęsto. Znów pada. Zawracamy.

Obrazek

Jesteśmy na krzyżówce. Tym razem obieramy kurs na drogę z której przyjechaliśmy z Pogradecu. Może gdzieś wcześniej jest jakaś droga nie zaznaczona na mapie która należy sprawdzić. Pomijamy drogę do miejscowości Jolle bo schodzi w dół a my chcemy mimo wszystko pokonać tą przełęcz. Krążymy tą drogą od krzyżówki w stronę Pogradecu kilkukrotnie. W końcu stwierdzamy, że może we wsi, którą mijaliśmy jest objazd. Wracamy do wioski Bishnice. Tam zamiast kierować się w stronę Pogradecu znów odbijamy w górę. Droga kończy się zabudowaniami. Znów nawrotka. W pewnym momencie widzę przy płocie mężczyznę, który chyba po usłyszeniu dźwięków motocykli wyszedł na zewnątrz pomimo wciąż padającego deszczu, zobaczyć co się dzieje. Stajemy obok niego, gaszę motocykl i schodzę z niego. Wyciągam dłoń i witamy się. Pytam się o Gramsh, kilkukrotnie wymieniając tą nazwę. Dasio niepewnie obserwuje całą sytuację. Oprócz nazwy miejscowości - Gramsh - do której chcemy dojechać w mój słowotok dorzucam magiczne słowo-wytrych, otwierające wiele zamkniętych drzwi "kafe". Zostajemy zaproszeni do niewielkiego budynku w którym znajdują się dwa stoły, palenisko oraz coś w rodzaju aneksu kuchennego. Przy większym stole siedzi pięciu Albańczyków, na swoim stole oprócz kawy w niewielkich kubkach dostrzegamy dość spore kieliszki i butelkę domowej rakiji. Część z nich pali zrzucając popiół niedbale byle gdzie a tylko gasząc niedopałek w starej popielniczce. Przy mniejszym stole pod oknem siedzi samotnie starszy mężczyzna również z butelką wódki...
Znów zdejmujemy część ciuchów i znów powodujemy niewielką powódź. Rozgrzewamy nad kominkiem skostniałe od zimna dłonie. Po chwili dostajemy kawę i zaczynamy dysputy z autochtonami. Nie mówią po angielsku ani rosyjsku. Jeden z nich mówi trochę po Włosku - jak duża grupa Albańczyków którzy za chlebem emigrowali do Italii po lepsze jutro... Próbujemy się dowiedzieć jak dotrzeć do Gramsh. Potwierdzają, że główna droga jest od dłuższego czasu nie przejezdna ale jest możliwość ominięcia feralnego odcinka. Próbują nam pomóc ale z tłumaczenia przy użyciu nawigacji nie wiele wynika. Zaczynamy jak mantrę powtarzać za nimi nazwy miejscowości na które mamy się kierować: Shpelle, Jolle, Kukur, Gramsh...
Shpelle, Jolle, Kukur, Gramsh... Shpelle, Jolle, Kukur, Gramsh... Shpelle, Jolle, Kukur, Gramsh...

Proponują nam "kielicha" ale zgodnie odmawiamy. Pytamy się czym się zajmują i wychodzi na to, że głównie wypasem owiec. Teraz oczywiście nie wypasają bo pada... Płacimy za kawę i ruszamy dalej. Pada a mimo wszystko Albańczycy z tej niby-świetlicy wychodzą na zewnątrz zobaczyć jak odjeżdżamy. Na mapie w nawigacji Shpelle jest po drodze do rozjazdu a Jolle poniżej - może mimo tego, że Jolle jest poniżej niego to może tam jest ten "tajny" objazd feralnego odcinka...
Droga do Jolle schodzi ostro w dół. Jest mocno błotnista i co pewien czas z tego błota wystają ostre kamienie. Po drodze mijamy kilka domostw. W końcu docieramy do jej końce - przechodzi ona niemal płynnie we wjazd do wiejskiej zagrody na której środku stoi niewielka koza. Staje przy wjeździe, brakuje mi podparcie dla nogi i zaliczam paciaka. Podnosząc się, kątem oka dostrzegam, że na tyłach domu, kawałek od zagrody, pod dachem jest jakaś rodzinka, która z zainteresowaniem nas obserwuje. Kobieta, widząc co się dzieje podrywa się na równe nogi i zaczyna biec w naszym kierunku. W tym samym czasie mężczyzna znika w głębi domostwa. Moja pierwsza myśl to: On poszedł po broń....

C.D.N.

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
marek79
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 464
Rejestracja: 29.06.2010, 11:05
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: marek79 »

PONIEDZIAŁEK 03 CZERWIEC 2019

No to rozjechaliśmy się.

Czeka mnie teraz 6 dni tułaczki rowerowej dookoła jeziora.

Szukając schronienia przed deszczem dojechałem do małej wioski LIN.

Niestety nie znalazłem tam żadnego baru.

Jadąc w stronę granicy z Macedonia znalazłem Hotel Camping Lin
gdzie przeczekałem poniedziałkowy deszcz i podziwiałem wielkie Jezioro Ochrydzkie.


Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Ostatnio zmieniony 10.01.2020, 20:42 przez marek79, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3403
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Qter »

TomekPe - staram się...

Marek79 - super że się dołączasz swoją opowieść!

Kontynujemy...


Po "3" sekundach dobiega do nas kobieta i... porywa kozę, która wciąż stoi na środku wjazdu do zagrody. Konsternacja. Podnosimy z mój motocykl i obracamy w kierunku wyjazdu. Podchodzi do nas mężczyzna który wcześniej zniknął w domu. Na szczęście bez broni, za to w polarze i ocieplanych kaloszach. Znów na migi "pytamy" się o Gramsh. Twierdzi, że dojazd jest i nam go pokaże, tylko żebyśmy go zabrali z sobą... WHAT? Długo się nie zastanawiając oddaje swój plecak Dasiowi, przesuwam rogala maksymalnie do tyłu i sprawdzam ile jest miejsca na kanapie pomiędzy mną a rogalem. Jest szansa że na kanapie się zmieścimy u ile usiądę mocniej na zbiorniku DRZ-ty. Oczywiście podnóżki dla pasażera mam pospinane trytkami i są zasłonięte przez rogala. Dasio asystuje przy procedurze wsiadania. Najpierw siadam ja, Dasio przytrzymuje DRZ-tę i wsiada Albańczyk. Delikatnie ruszamy po niepewnej nawierzchni. Nogi Albańczyka pewnie śmiesznie wyglądają w tych kaloszach dyndając po bokach mojego motocykla. Nie wiem jakim cudem udaje nam się dojechać cało z powrotem do krzyżówki. Nasz nowy kolega pokazuje nam aby jechać w kierunku rozpadliny - ale my kategorycznie odmawiamy, twierdząc że tam nie ma możliwości przejazdu. Wówczas chce abyśmy pojechali w kierunku wioski w której niedawno byliśmy. Ruszamy. Po chwili zatrzymuje nas i pokazuje wąską, ostrą ścieżkę do góry. Twierdzi, że spokojnie podjedziemy. Atakuje podjazd jako pierwszy przy asyście Dasia i naszego kolegi... Niestety, mokre liście, wystające korzenie oraz pieńki od niedawno ściętych krzaków uniemożliwiają mi wjazd. Leżę. Podbiega Dasio i Albańczyk. Stawiamy motocykl. Ja i Dasio ledwo oddychamy a nasz kolega się z nas śmieje. No jasne - jak byśmy jak on wypasali w górach owce całe życie to takie skakanie po górkach to była by również dla nas kaszka z mleczkiem. Dasio idzie z Albańczykiem kawałek dalej w górę zrobić rozeznanie cjak to dalej wygląda. Może mimo złej nawierzchni uda się we trzech wepchnąć motocykle. Ja w tym czasie mocuje z przodu taśmę do wciągania.

Obrazek

W momencie gdy zaczynam przygotowywać rogala do zdjęcia z dołu słyszę nawoływania Dasia.
Dasio dociera do mnie i mówi, że do góry to jeszcze dość daleko ale obok jest druga ścieżka która co prawda jest stromsza ale krótsza o połowę i może tan należy spróbować.

Obrazek


Razem sprowadzamy mój motocykl. Na dole biorę rozpęd i atakuje drugi podjazd. Czuję, jak na jakimś pieńku podbija mi mocno kierownice. Na szczęście nie wyrwało mi jej z ręki ale przednie koło się skręciło przez co kierunek ruchu został lekko zaburzony. Zaczynam tracić przyczepność. Na szczęście w połowie podjazdu stoi pomoc która, widząc co się dzieje pomaga wrócić na właściwy tor jazdy.

Obrazek

Obrazek

Ufff. Udało się. Stawiam motocykl cały szczęśliwy i schodzę w kierunku podjazdu zobaczyć jak poradzi sobie Dasio. Dasio podjeżdża bez takich problemów jak ja. Później mi mówił, że czuł jak podrywało mu przednie koło i musiał mocno pochylać się do przodu. Za chwilę na górze pojawia się "nasz" Albańczyk. Jesteśmy uratowani! Albańczykowi chcemy jakoś podziękować. Proponujemy pieniądze za pomoc ale odmawia. Przypominam sobie o polskiej wódce której kilka małpek mamy jeszcze w zapasie. Wciskamy mu dwie. Żegnamy się. On ma do domu jakieś 5 km pieszo a my do Gramsh jeszcze pewnie ze 50... Jest już przed 3PM.

Tu wrzucam zbliżenie traka - jak widać tą "kozią" ścieżkę w górę mijaliśmy kilkukrotnie szukając objazdu. Zrobiłem też przeliczenie nachylenia stoku - bazując na poziomicach z map topo, Zdjęcia nie oddają rzeczywistości. Pokonaliśmy odległość około 150 a różnica wysokości wynosiła około 50m - dało to nam w przybliżeniu około 35% nachylenia (dla informacji narciarskie trasy czarne w PL mają nachylenie pomiędzy 29 a 40 %)

Obrazek

Cały czas popaduje ale w sumie zaczynamy już mieć na to wyjeb.....

Obrazek


Drogi zamieniają się w strumienie

Obrazek


Gdy nie pada może być pięknie

Obrazek


Jesteśmy na wysokościach około 1500-1600m. Czuję się trochę jak na Ukraińskich połoninach. Droga jest offowa ale po ostatnich przygodach poziom endorfin znacznie się u mnie podwyższył.
Po pewnym czasie zaczynamy zjeżdżać delikatnie w dół i dostrzegamy jakieś domostwa. Z jakiejś szopy wybiega kobieta i krzyczy za nami kafe, kafe ale my nie zatrzymujemy się... Jedziemy do naszego celu.

Zmienia się też krajobraz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazki ruchome:




Jak widać urwiska są dość wysokie.




Obrazek

Co pewien czas przed drogę przelewa się strumyk.

Obrazek

Obrazek

Szkoda, że pada, popaduje i niebo zasnute jest chmurami

Obrazek

W końcu mijamy coraz większe wioski, marszrutki a nawet pojedyncze samochody. Przed ciasnymi zakrętami zaczynamy używać klaksonu - nigdy nie wiadomo co się czai za zakrętem.

Docieramy do asfaltu i prawie mamy ochotę go ucałować. Przestaje padać.

Obrazek

Robimy fotki. Z boku dostrzegam grupkę dzieciaków wypasających kozy.
Przyłażą do nas a ja przypominam sobie o jakiś drobnych gadźetach dla dzieciaków które mam w kieszeni plecaka - jakieś smycze, breloczki itp.,
które zbieram przy okazji różnych zawodowych spotkań.
Dzieciaki wymienią je miedzy sobą chyba dyskutując zawzięcie która jest najładniejsza czy też najlepsza.

Obrazek

Dojeżdżając do Gramsh koło 17.00 zauważamy restaurację i od razu stajemy.

Obrazek

Zdjęcie Dasia w stylu - nie wiem Qter gdzie ty mnie zabrałeś ....

Obrazek

Właścicielem restauracji "Colloselo" jest Albańczyk, który pół życia spędził we Włoszech.
Tam zarobił pieniądze i po powrocie otworzył "na stare lata" restauracje.
Jedzenie naprawdę na poziomie a ceny bardzo przystępne (duży talerz mięsa na 2 osoby, 2 sałatki, 2 piwa i 2 kawy na koniec - z napiwkiem - w okolicach 45 PLN całość).
Szef restauracji wskazuje nam najbliższy hotel.

Najedzeni, na parkingu restauracji opłukujemy trochę motocykle i lecimy do hotelu Latifi.

Hotel jest położony kawałek od centrum Gramsh - ale dla nas to nawet lepiej.

Hotel jest budowany wieloetapowo - na parterze, na poziomie ulicy jest salon meblowy, należący do właścicieli hotelu.
Całe pierwsze piętro jest nie wykończone - brak ścian wewnętrznych jak i zewnętrznych ale jest za to duży kominek.


Obrazek


Kolejne piętra zajmuje już właściwy hotel. My dostajemy całkiem sympatyczny pokój z łazienką, tarasem i widokiem na... góry :)


Obrazek

Obrazek


Właścicielka nie mówi w żadnym obcym języku ale za to jej córka Adela świetnie posługuje się angielskim i to z nią załatwiamy wszystkie formalność.
Od strony podwórza znajduje się parking, gdzie zostawiamy motocykle. Jest tam również pracownia kamieniarska męża właścicielki hotelu. Z boku stoją wielki slaby marmuru.

Dość sprawnie się ogarniamy - czyli kąpiel, pranie i suszenie rzeczy itp i wychodzimy w "miasto".

Obrazek

Obrazek

Samo centrum dość ładne i czyste. Sporo ludzi na spacerach. Miło.

Obrazek

Obrazek

Po spacerze znajdujemy knajpę na kolację i browar

Obrazek

a w niej tradycyjna narciarska toaleta

Obrazek

Wracamy do hotelu około 21.00, wysyłamy SMS-a do Marka i praktycznie od razu zasypiamy.

Dzisiejsza trasa miaa wygląda w zamierzeniu tak:

Obrazek


C.D.N.


PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
marek79
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 464
Rejestracja: 29.06.2010, 11:05
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: marek79 »

Po wjechaniu do Macedonii chciałem jechać wzdłuż Jeziora Ochrydzkiego.

Przestało padać ale do bałkańskiej pogody było jeszcze daleko.

Pierwszym zabytkiem do którego zajechałem był Klasztor Kaliszta.

Pokręciłem się po miasteczku Kalishta i Struga zastanawiając się gdzie spędzę noc.

Znalazłem miejsce Camping Site AS gdzie były domki a pod wiatami stały przyczepy kempingowe tam rozbiłem swój namiot.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
Tatq_kelob
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 164
Rejestracja: 13.11.2017, 20:30
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Głowaczów

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Tatq_kelob »

Bardzo ładnie
:witch:
Nieważne dokąd jadę, grunt że wiem gdzie byłem.
- Złomek
Awatar użytkownika
henry
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3091
Rejestracja: 12.06.2008, 23:12
Lokalizacja: INOWŁÓDZ

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: henry »

Nie ma to jak jazda po górach … w deszczu … i po błocie … sama przyjemność :ok:
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
Awatar użytkownika
henry
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3091
Rejestracja: 12.06.2008, 23:12
Lokalizacja: INOWŁÓDZ

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: henry »

No i jeszcze SZACUN za sprawę z Booking w Skopie … tak trzymać :ok:
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
Awatar użytkownika
wojtekk
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5534
Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: wojtekk »

Kobieta biegnie zabrać stojącą wolno kozę i czyni to na widok motocyklistów. Maras tam czasem nie jechał ???:)
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3403
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Gdy chcesz rozśmieszyć Boga.... Albania Interior 2019

Post autor: Qter »

Dzień 3

Śpimy jak zwykle szybko. Wstajemy rano i idziemy na śniadanie do restauracji Colloseo, ponieważ nasz hotel nie ma restauracji (tej, gdzie poprzedniego wieczora zajechaliśmy prosto z gór). Od progu wita nas szef i usadza na tarasie, skąd można podziwiać widok na górę Tomor - 2417 metrów nad poziomem morza. Ta góra wybija się spośród innych swoją wielkością. Jej szczyt jest w chmurach i tylko chwilami widzimy jej ośnieżony czubek. Budzi respekt.

Obrazek

W korycie rzeki można dostrzec wędrowców. Rozmawiamy nawet z Dasiem, że fajnie było by spróbować kawałek przejechać się tym korytem jeśli starczy nam czasu i sił.

Obrazek

Obrazek

Po 9 wracamy do hotelu i rozpoczynamy akcję pakowania się na motki. Ubrani, z zamontowanymi rogalami siadamy i....

i mój motocykl nie odpala...

Tzn. kręci ale nie zaskakuje.
Kręcimy go jeszcze trochę aż aku zaczyna słabnąć.
Robimy próbę z odpaleniem na pych ale nic to nie daje.
Sprawdzamy paliwo, iskrę i kombinujemy ale bez pomysłu.
Próbujemy znów na pych i znów nic.

Nic.

W końcu zatrzymujemy się pchając moto po ulicy koło jakiejś hurtowni nawozów rolniczych.
Tam prawdopodobnie właściciel widząc, że mamy problem próbuje nam pomóc i na jego polecenie jego pracownica przynosi wielki stary akumulator.
Jak zobaczyłem, co ona dźwiga to zdębiałem.

Nic.

Próbujemy też odpalić od starej ciężarówki.

Nic.

Okazuje się, że prawie vis-a-vis naszego hotelu jest mechanik który zajmuje się lokalnymi pojazdami dwukołowymi produkcji w większości chińskiej lub włoskiej.

Tam kierujemy swoje kroki prowadzeni przez szefa hurtowni nawozów. Chłopaka wyciągamy praktycznie z domu ze śniadania.
Próbujemy wytłumaczyć w czym rzecz na migi ponieważ chłopak nie mówi w żadnym innym języku niż ojczysty Albański.
Po chwili nasz mechanik otwiera warsztat (szare drzwi na zdjęciu) i podłącza mój akumulator do ładowania.

Obrazek

Gadamy z Dasiem, że może to gaźnik i chwile się zejdzie z naładowaniem aku i sprawdzeniem moto i szkoda tracić dzień. Ustalamy, że Dasio jedzie zobaczyć wodospady, które i tak mieliśmy w planie zobaczyć i w zależności od rozwoju sytuacji skontaktujemy/spotkamy się po południu w Gramsh lub Berat, który jest naszym kolejnym celem podróży. W razie "w" zostawia mi kluczyki i dokumenty do busa a ja jemu daje zapasową dętkę oraz łyżki (każdy z nas miał część narzędzi oraz części zapasowych).

W tzw. międzyczasie proszę mechanika o pomoc przy wyciągnięciu gaźnika i sprawdzeniu ale on to robi za mnie i to tak sprawnie że nie mogę się do dziś nadziwić. Gaźnik czyścimy, przedmuchujemy kompresorem, sprawdzamy na wszystkie strony ale wszystko wygląda OK.

Dasio pojechał nad wodospady a ja walczę...

Obrazek

Obrazek

Droga jak zwykle nie była łatwa.

Obrazek

Obrazek

Po drodze były też brody.

Obrazek

Obrazek

W końcu są!

Obrazek

Z tego co mówił, do samych wodospadów ciężko dojść - zwłaszcza w butach motocyklowych - ale jest to jak najbardziej możliwe o ile ma się siłę i chęć na górską wspinaczkę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jak ktoś by chciał jechać to wodospady są tu: https://goo.gl/maps/TwFnpYcb9PXLS6269

Gdzieś po drodze, w jakiejś wiosce udaje mu się nawet zjeść drugie śniadanie - Byrek – coś w stylu ciasta francuskiego z nadziewaniem - najczęściej szpinakiem, pomidorami, z twarogiem na słono, z mięsem mielonym i cebulą lub z np. dynią. Polecam spróbować.


Ja tym czasem dalej walczę ze swoim motocyklem. Wkładamy z powrotem gaźnik i akumulator i... dupa.
Mechanik ma auto więc przez kolejne pół godziny próbujemy odpalić ciągając moto za samochodem ale nie przynosi to żadnego rezultatu.
Wracam do hotelu i korzystając z dobrodziejstwa WiFi kontaktuje się z polskim mechanikiem.
Przy okazji odkrywam że google translator wspiera Albański. Tłumaczenie pokazuje mechanikowi a ten udostępnia mi swoje WiFi i komunikacja przebiega znacznie sprawniej.
Podejrzenie pada na świece albo zawory (były regulowane przed wyjazdem). Świeca, którą mam w zapasie nie zmienia obecnego stanu rzeczy a w warsztacie chłopak nie ma szczelinomierza, więc zdejmowanie czapki zaworów jest bez sensu... Mówi, że w Elbasan jest jakiś dobry mechanik albo trzeba szukać w Tiranie.

Podejmuje decyzję o ściągnięciu busa do Gramsh który zostawiliśmy pod hotelem koło Pogradecu.... Wysyłam info SMS-em do Dasia, że spotykamy się znów w Gramsh. Wracam do hotelu, wynajmuję pokój który zdaliśmy i proszę Aldonę o pomoc w dotarciu do Pogradecu. Aldona angażuje w to swojego ojca a ten swojego znajomego który może mnie przetransportować do Pogradecu. Po godzinie siedzę w starym mercedesie słuchając najnowszych Albańskich przebojów - youtube wyciszył mi taki utwór z filmu poniżej

.

Oczywiście nie jedziemy sami. Kierowcy by się to nie opłacało więc zabieramy jeszcze jednego faceta.

Obrazek





Cała trasa starym mercem kosztowała mnie 50 Eur i wyglądała mnie więcej tak:

Obrazek

Do Hotelu Lyhnidas docieram koło 15. W hotelowej restauracji jem pyszną rybkę z jeziora Ohrydzkiego i ruszam do Pogradecu. Mam plan poszukać świecy do moto i kupić coś na drogę powrotną. Świecy do moto nie znajduje więc kupuje wodę i coś do chrupania i ruszam. Żeby nie jechać tą samą drogą wybieram dojazd do Gramsh drogą SH71 ale od strony SH3. Na początku wspinam się na przełęcz za Pogradecem a potem już nudno SH3 do rozjazdu na Maliq. Ten kawałek trasy znam z poprzedniej naszej wizyty w Albanii.

Obrazek

SH71 jest prawie cała wyasfaltowana i prowadzi doliną wzdłuż strumienia. Mniej więcej do Lozhan i Ri jest dziurawy asfalt. Potem Na kilka kilometrów zamienia się on w dziurawy szuter/asfalt by za chwile przeistoczyć się w zupełnie nową drogę. Na tym kawałku szutrowym spotykam dwóch motocyklistów z Czech na jakiś szosowych maszynach, którzy też jadą tą trasą. Zamieniamy kilka słów i się rozstajemy. W busie jestem szybszy niż oni. Okazuje się, że stara droga jest już nie przejezdna (mapy googla jeszcze ją pokazują a nowa nie jest na nie naniesiona) ponieważ kawałek dalej na strumieniu trwa budowa nowoczesnej hydroelektrowni https://goo.gl/maps/zuMcqTwpuwsXrmFK8 i starą drogę po prostu zalano. Aby zapewnić przejazd droga więc wija się pięknymi serpentynami w górę by za chwile gwałtownie zjechać na poziom nowego zbiornika.


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Po zjechaniu na poziom wody jedzie się chwilami wąskim wąwozem gdzie ostre ściany wspinają się wysoko do nieba...

Obrazek

Obrazek

Gdzieś przy samej elektrowni zabieram na stopa jej pracownika, który wysiada gdzieś po drodze w miejscu gdzie dla mnie nic nie ma.

Jedna z moich ulubionych fotek z tego wyjazdu

Obrazek

Cała moja trasa busem wyglądała mniej więcej tak:

Obrazek


W tak zwanym międzyczasie dostaje info od Dasia, że wrócił z wodospadów i jedzie zobaczyć jakiś kanion który poleciła mu Adela z hotelu w Gramsh. Ja zdaje mu relację, że widzimy się na kolacji w Colosseo :).

Dasio jedzie tu: "Kanioni i Holtes" https://goo.gl/maps/4HRy2x6QYLoR2zgG9

Po drodze gdzieś tam źle skręca i chwile krąży zanim dociera do atrakcji "Kanioni i Holtes".

Obrazek

Obrazek

Kanion jest dość ciekawy. Ze "szpary" w górze wypływa regularna rzeka. Po ostatnich opadach poziom jej wydaje się wysoki a nurt szybki (jak to górski potok).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trasa Dasia z tego dnia wyglądała mniej więcej tak:

Obrazek

Finalnie, spotykamy się na kolacji, dyskutujemy o wrażeniach, ustalamy plan na dalsze dni i idziemy spać.

C.D.N.

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości