Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
pete17
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 556
Rejestracja: 23.08.2016, 08:18
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Pabianice

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: pete17 »

Pięknie...Sylwek te foty z drogi to z drona jakiegoś czy z balona?? :haha:
Lubię motory...wszystkie.
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1528
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Sylwek »

Raviking pisze:Myślałem,że z fitnes wybiegnie stado nimfomanek :grin:
A za nimi, Dave Grohl z pałeczką :tongue: .
Raviking pisze:Chętnie pooglądałbym montaż skrzynek amu do stelaża.
A to już z Wichurrem gadaj.
pete17 pisze:Sylwek te foty z drogi to z drona jakiegoś czy z balona??
Nie, wspiąłem się na palcach :cool: .
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1528
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Sylwek »

Macie ochotę poczytać co było dalej? Nawet jeśli nie, to i tak napiszę :grin: .

Kolejnego dnia, pomknęliśmy do siedziby Gazpromu. Henry wymyślił, znacznie wcześniej zresztą, że nie zaszkodziłoby, a może i wręcz pomogło, oficjalne błogosławieństwo na przejazd drogami technicznymi, należącymi do tej firmy. Zresztą jak by nie patrzeć, od Peczory do Workuty tylko takowe istnieją, a i to fragmentami- przy większych miejscowościach, których na tym odcinku jest dosłownie kilka.

Więc jesteśmy w siedzibie niedźwiedzia,
3256

tzn. Henry i ja; Wiesiek i Wichur pozostali przy Trampkach.
Całkiem nowoczesna to gawra, ze stadem ochroniarzy, bramkami i kartami wstępu. Jeden z panów z ochrony przez chwilę słucha o co nam chodzi, następnie prowadzi do wnętrza. Chwilę czekamy, dowiadujemy się oczywiście, że się nie da, że oni nic nie mogą, ale możemy pojechać do kolejnej siedziby, jeszcze ważniejszej i tam na pewno będzie więcej konkretów.
Mkniemy wobec tego do gawry nr dwa. Na negocjacje znów wchodzę z Heńkiem. Znów ochrona, ale bardziej militarna, bramki, itd. Nie mamy kart wstępu, nie wejdziemy na rozmowę z dyrektorem. Jemu z kolei nie wypada w takiej sprawie schodzić do portierni. Na szczęście pojawił się konkretny i rzeczowy inżynier, który oczywiście łapie się za głowę, po co my tam chcemy jechać, przecież tam dróg nie ma? Ale gość stara się jak może, obdzwania kilka osób i próbuje choć trochę pomóc. Ostatecznie stąd również wychodzimy z kwitkiem, jedyne, co udaje się dowiedzieć to to, że mamy atakować jednostkę Gazpromu w Peczorze, bo to ich teren i na pewno coś załatwimy. No cóż, jedziemy, nie mamy żadnego papierka, ale za to odnieśliśmy moralne zwycięstwo: w siedzibie nr 1., zostaliśmy nazwani panami (z Zapadu).

Przed nami kawałek drogi no i zimnik, a godzina już mocno przedpołudniowa. Jeszcze w mieście spotykamy Olega na CRF 1000, chwila rozmów, wymiana tel., wspólne zdjęcie.
3257

Tankujemy na wylocie i w drogę.
3259
3258

Asfalt nie najgorszy, ale przed Iraelem kończy się dobre i zaczyna szuter. Ruch drogowy coraz mniejszy, znikomy raczej; jedziemy w dużych odstępach. Przyglądam się krajobrazom, bagienkom i zielonym trzęsawiskom.
3267

Coraz bardziej rachityczne drzewka, coraz bardziej szare od oplatających je wszechobecnych mchów. Definitywnie skończyły się pojedyncze zabudowania przy drodze, zjazd w bok zresztą skończyłby się za poboczem- zapadnięciem w roślinny kożuch i zimne torfowisko. Na wzniesieniach rozciągają się lasy, często zdewastowane zarówno przez siły przyrody jak i działalność człowieka. Trochę to smutne, że w tak dziewiczym wydawałoby się miejscu, można napotkać plamę, bajoro rozlanej ropy czy mazutu.
3268

Oglądaliśmy zresztą, porzuconą na poboczu przewróconą ciężarówkę, którą nikt się nie interesował.
3269


Znów kawałek asfaltu, nawet całkiem świeżego. Za nim, roboty drogowe, zjeżdżamy w starą drogę. Po chwili twarda nawierzchnia kończy się, zaczyna piach.
3260

i znów dojeżdżamy do robót drogowych. Okazuje się, że przez rok, Rosjanie zamienili dość sympatyczny kawałek zimnika na całkiem fajny asfalt. Może nie całkiem równy, już lekko pofalowany, ale jest. Przemknęliśmy nie oddaną jeszcze oficjalnie drogą kilka km i to był definitywny koniec zasuwania z jakąś przyzwoitą średnią.

Zimnik. Henry i Dafi mieli w roku poprzednim mokry i deszczowy. My suchy, ale nie wiem czy przez to dużo lepszy. No może dlatego, że na łeb nie kapie. Jedyny kontakt z wodą, pojawił się przy przejeździe przez bajoro, w którym można zassać go trochę do filtra no i oczywiście, hektolitry potu.
Rzeczoną kałużę próbował sforsować pan w osobówce, ale poległ na środku. Z pourywanych zderzaków i innych części karoserii, można wysnuć wniosek, że nie on pierwszy i ostatni.

Lecimy. Początkowo, droga to wyjeżdżone dukty w lesie, rozchodzące się w różnych kierunkach i znów schodzące-zapewne z góry, wyglądałyby na nieco bezładnie wytyczone. Później to zasadniczo jeden trakt, nawet posiadający znaki drogowe.
3271


Jechałem najczęściej pierwszy, sporo przed chłopakami, więc nie miałem za bardzo okazji widzieć ich harców,
3270
3261

jedynie, gdy na postojach nadjechali. Przyjąłem taktykę częstego studzenia Trampka, tzn. dzida na ile się da, kilka włączeń wentylatora i postój na wychłodzenie. Podczas jednego z nich, obadałem nasyp kolejowy pod kątem potencjalnego wciągnięcia moto na torowisko. Przyznam, marnie to wyglądało. Nasyp wysoki i wąski, kamienie z podbudowy, osuwały się pod nogami. Zobaczymy dalej.

Tymczasem dotarliśmy do prawie opuszczonej wsi.
3262

Dłuższy odpoczynek obok wszędobylskich porzuconych opon. Także częściowo zakopanych lin, które, wraz ze stalowymi prętami, wystają dosłownie wszędzie z drogi i bardzo trzeba uważać na to cholerstwo podczas jazdy. Kawałek dalej, spotkaliśmy dzieciaki, które zajmowały się ujeżdżaniem Urala z wózkiem, tzn. jeden kierował, reszta pchała niesprawnego grata. Heniek nawet dosiadł się jako pasażer ;-)
3263


Po dalszych, ciężkich bojach z piachem na drodze (właściwie nie wiem co to do końca jest; pył, ił, kurz? ), dotarliśmy w końcu do miejscowości Kadżerom. Najgorsze za nami, teraz to już szuter i stary asfalt. W Czikszino, podczas odpoczynku na moście,
3264


Henry i ja, poszliśmy obadać most kolejowy czyli możliwości przejazdu po nim. Jakaś kładka jest, więc może i dalej tak będzie. Zobaczymy.
Jeszcze chwila na scenki rodzajowe, z życia rosyjskiej prowincji w rytm przeboju: "Nas nie dogoniat"
3272
3273
3274

i gnamy, bo czas goni. Pogoda zresztą również, czasem ma ochotę popadać, potem lekko przejaśnia się, ale generalnie szare chmury. Jak na złość, najwięcej słońca mieliśmy w lesie, podczas harców na zimniku. Ostatni odcinek wlokę się na końcu, dolewam resztę paliwa, bo mój Trampolot zaczął coś dziwnie dużo popijać.
3265

Wieczorem lądujemy w Korzwie, w znajomym już hotelu u Sirgieja. O mieście następnym razem, napiszę tylko, że zaraz po wstępnym rozpakowaniu, pognaliśmy do sklepu. Mina Wieśka mówi po co :grin: .
3266

Dystans oszałamiający: niecałe 300 km :grin: . Szaleństwo, ale będzie jeszcze lepiej :lol: .
Awatar użytkownika
Troll
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 19
Rejestracja: 24.03.2018, 06:32
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Siedlce (okolice)

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Troll »

Szaleństwo, ale będzie jeszcze lepiej :lol: .

tylko kiedy???
Awatar użytkownika
Troll
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 19
Rejestracja: 24.03.2018, 06:32
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Siedlce (okolice)

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Troll »

Szaleństwo, ale będzie jeszcze lepiej :lol: .

tylko kiedy???
Pawel
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 506
Rejestracja: 05.11.2017, 09:44
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Orzesze

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Pawel »

Piszta chłopy dalej, bo to interesujące jest.
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1528
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Sylwek »

Wróciliśmy, w dobrym stylu, ze spotkania oszołomów w Narolu, więc opowieści z mchu i paproci ciąg dalszy.

W tym odcinku, będziemy rasowymi turystami. Wstaliśmy już około 10.00, a ponieważ pogodę mieliśmy fantastyczną, tzn. całkowite zachmurzenie i temp. kilkunastu stopni, po śniadaniu poszliśmy zwiedzać miasto i wraz z przyległościami. Wspominam o aurze nie z kronikarskiego obowiązku, a raczej skromnych przemyśleń, po spotkaniu m.in. Marka „Marco” i jego opowieściach o jeździe wysłużoną XL zimą do Moskwy. Tam również było kilkanaście (kilkadziesiąt) stopni, z małą różnicą -znaczka minus na termometrze.

Wracamy do Korzwy.
Atrakcji co niemiara. Na początek centrum handlowe
3294

i zwierzyna na tzw. wolnym wybiegu.
3298

Następnie bungalowy, czekające na bogatych turystów.
3297

Chwilowe przerwy w dopływie wody,
3296

ogarnia się samoorganizacją społeczną. Po zaangażowaniu mieszkańców i wydatnej pomocy Henry’ego, widać, że ma ona długie tradycje.
3304


Po tych doświadczeniach, oglądamy cmentarz i pola uprawne, solidnie ogrodzone. Dlaczego takie zasieki występują na ostatnich, pozostawiam indywidualnej interpretacji.
3299

Do kompletu, nie mogło zabraknąć rasowej miejscówki na idealne zdjęcia wszelkich trackerów, bobberów i innych stworów dla nowobogackich hipsterów, albo chociaż na łyk taniego wina, w uroczych okolicznościach, niedokończonej inwestycji. Że kolejny cud socjalizmu nie udał się, to już inna sprawa, znów pewnie winni ci przebrzydli imperialiści.
3300


Zapomniałbym na amen o pijalni, również odbiegającej od naszych wyobrażeń. Kupujesz plastikową butelkę lub kufel i zabierasz zawartość do domu lub na zewnątrz. W tym lokalu, nikt nie spożywał na miejscu. A może było za ciasno?
3295



Pora na port. Rasowy, pełnorzeczny, z doskonale rozwiniętą infrastrukturą na nabrzeżu.
3301


Chwilowe (oczywiście ;-) ) braki, nadrabia się, jak zwykle w tej części świata, w czynie społecznym. Duże brawa dla kierowcy holowanej ciężarówki, który dzięki swoim zdolnościom i opanowaniu, nie położył zestawu. To, jak ktoś go załadował, to inny temat. Oklasków dla kapitana jednostki pływającej nie przewiduję, było sporo miejsca na lepsze dobicie do brzegu. Sztormu, utrudniającego prawidłowe manewry nie zaobserwowałem, winę zrzuciłbym głównie na sztormowe zawirowania w płynnym menu tegoż zawodnika.
3302


Ponieważ dla nas stanowczo już zbyt dużo wrażeń, idziemy grzecznie do hotelu. Na drina w towarzystwie nowo poznanych przybyszów z Tatarstanu i Baszkirii
3303

oraz podkurowanie pewnych tkanek kostnych, a konkretnie kolana Wichura i mojego kręgosłupa, który dostał w kość dnia poprzedniego- taka proza początkujących podróżników :grin: . Swoją drogą: kolano i kręgosłup dostały w kość- lllubię gierki słowne. Także pracę językiem; nie wiecie, ile i dlaczego w ciągu ostatnich kilku dni, namieliłem się jęzorem… :tongue:
Wspomnę jeszcze o dystansach. Motocyklowe żadne, nożne- nieustalone. Spalaliśmy jedynie kalorie.

Miłych snów, pojawię się niebawem.
Awatar użytkownika
Troll
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 19
Rejestracja: 24.03.2018, 06:32
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Siedlce (okolice)

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Troll »

Sylwek, zmobilizuj sie i pisz chłopie dalej...
Awatar użytkownika
Elwood
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 130
Rejestracja: 25.02.2009, 13:33

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Elwood »

No...:)
Nawet ja czytam:D
mirkoslawski
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2269
Rejestracja: 28.08.2009, 11:16
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Kielce

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: mirkoslawski »

Jest klimat. Jak zawsze z Wami zresztą (no i "tam") :thumbsup: :thumbsup:

Uprasza się o kontynuowanie!
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1528
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Sylwek »

Jeszcze chwila cierpliwości.
Nie lubię pisać na szybko; przeredagowanie treści i wklejenie kilku zdjęć trochę trwa, a wieczorami zasypiam na stojąco.
Nadmiar zajęć i małe komplikacje w życiu, otoczeniu, zazwyczaj nie są pożądane :smile: .
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1528
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Sylwek »

Koniec zwiedzania, dziś wkraczamy w puszczę. Rasową, syberyjską, z chrobotkiem reniferowym i dzikim zwierzem. Ale najpierw przeprawa promowa do Peczory.

3314

Po zjeździe na stały ląd, pierwsza zagadka.
Teoretycznie mamy mapy. Prawdziwe, papierowe. Drukowane z najlepszych wzorców, zbliżenia, ujęcia, kolorystyka i …nic. Pierwszy problem- jak wyjechać z miasta? Dróg kilka, robię rundkę po obrzeżach, ale poza zwiedzeniem lokalnych peryferii i poużeraniu ze stadkiem agresywnych psów, nie wnoszę nic nowego. Miejscowi, pod dużym sklepem, niewiele wiedzą lub powiedzieć nie chcą. Po raz kolejny odnoszę wrażenie, że duża część mieszkających tu, traktuje miejsce jak np. Peczorę jako swoiste zesłanie. Zarobić pieniądz, przeczekać kontrakt, dać nogę do stolicy lub Petersburga. Albo doczekać emerytury i jakoś to będzie.
Niemniej trafia się groźny biker na chińskiej 125, który wnosi trochę światła w nasze czarne myśli. Naprowadza na właściwy trop- drogę wzdłuż torów, choć na bardziej szczegółowe pytania odpowiedział: zadzwońcie do Putina, on wie wszystko. Henry poprosił więc o nr telefonu i rozmowa skończyła się:-D

Jedziemy w krzaki na zwiady.
Początkowo szlak jest nieźle wyjeżdżony, choć pojawiają się pierwsze rozjazdy i boczne ścieżki. Kierujemy się tym najbardziej uczęszczanym i w konsekwencji lądujemy na podmiejskim wysypisku śmieci.

3313

Nikogo w zasięgu wzroku, chwila na zdjęcia i wracamy szukać właściwego tropu.
Na marginesie. Przejeżdżałem kilka razy w Rosji obok dużych wysypisk i duża część z nich płonęła żywym ogniem- nikt tym się nie interesował. Utylizacja w starym stylu, tylko nie jestem pewien, czy chciałbym się okadzić w dymie takowym. Mam dzikie wrażenie, że ten, wydobywający się z ogni świętych na cześć Peruna czy Swarożyca, był bardziej drewniany niż współczesny, benzo.. coś tam.
Dobra, wracamy do rzeczywistości, bo tu się, niechcący, poemat dygresyjny składa :-D
Zarzucamy kierunek do Inty, a przynajmniej, tak nam się wydaje. Kilka km za Peczorą, spotykamy quada na holu za terenówką. Panowie kierownicy bardzo tajemniczy i po kilku zdaniach nt. dalszej drogi, jakoś dali nogę. Dziwne to. Im dalej w interior, tym naród mniej rozmowny. Może tam jakaś kopalnia bursztynu ukryta albo inny przekop mierzei się kroi?
Tymczasem dojeżdżamy do skrzyżowania. Najlepsza droga okazuje się być tą zamkniętą. Dziwne, wszak to zimnik. Okazuje się, że przejazd nim jest legal owszem, ale zimą. Czyli logika działa, szkoda tylko, że nie ma letnika.

3315

Zapuszczamy się w kierunku Karera.

3316

Droga wygląda na mało uczęszczaną i jeszcze mniej przyjazną. Jej główny składnik to bajora o nieznanej głębokości i dużej ilości na km bieżący. Pierwsze, to raczej mała rzeczka. Idę na zwiady, a przy okazji sprawdzam szczelność butów na zanurzenie.

3317

Jest ok., droga wytyczona, zapieprzam po kamlotach. Po mnie Wichur i Henry, po czym wracam z buta, po Trampka Wieśka i dawaj w wodę. A dlaczego tak?
Mr Dafik, kilka tygodni przed wyjazdem, mało sympatycznie wyglebił na bocznej drodze i pojechał z niedoleczoną kontuzją, której zresztą nie ogarnął do dzisiaj. Póki mknął twardą drogą było ok., problem pojawiał się w tzw. terenie. Mieliśmy więc komplet: niesprawny nadgarstek, wygięte w bok podczas drogi kolano, poskładany do kupy kilka lat wcześniej kręgosłup i jednego emeryta, który niedawno zapragnął być Latającym Heńkiem . Wypisz wymaluj, sami survivalowcy: piach w zębach, implanty w plecach i śrubki w biodrze.
Atakujemy interior. Czy ja już wspominałem o bajorach?

3318

Zapewne tak, ale słowem nie zająknąłem się o naszych kumplach, którzy są nierozerwalnie związani z tymiż bagienkami. Komary i bąki. Tak, to są głowni towarzysze zwyczajowych ekskursji północnorosyjskich. Żadna wódka i niedźwiedzie, choć zapewne te ostatnie gdzieś są. Ale o tym dalej. Choć na ostatnim wypadzie, nie były zbyt natarczywe. Może nie podchodziły im nasze zmarnowane kosteczki?
Więc nieśpiesznie zagłębiamy się w chrobotkowo- rajską dżunglę, myślami będąc przy tych miszach i wilkach złych, okropnych i całkiem dużych. Sytuacji nie ułatwiał karłowaty drzewostan, który dosłownie wdzierał się na trakt, a jednocześnie skutecznie zasłaniał widok z jakiegokolwiek pagórka. Szkoda, że nie dotarliśmy do bezkresu tundry, byłaby większa szansa na zasięgnięcie okiem dalszej drogi, choćby tylko po horyzont.
Tymczasem wracamy. Zwiad dokonany, czas na hotel i inne przyjemności. Znów bajora, znów piach i inne ciekawostki. O np. taka:

3319
3320

Już wiem, że na potencjalną sprzedaż Trampka na forum szans nie mam. Choćby ze względu, że nie był ujeżdżany w niedzielę do kościoła, a raczej systematycznie w różne dziwne miejsca. Małą pociechą będzie fakt, że właściciel niepalący, a przez ostatnie ca 100 tys. km, regulator ciągle ten sam  .

Dobrze, wieczór się zbliża, czekamy cierpliwie na nabrzeżu na prom ostatni.

3321

Przypomniałem sobie w międzyczasie, drogę powrotną bliżej miasta. Jechaliśmy z Wichurem daleko z przodu, Heniek i Wiesiek daleko z tyłu, a pomiędzy nami mało przyjazna ekipa wojskowych. Co Rosjanie mają zadekowane w tamtych stronach, że ich wylewność zmniejszyła się do poziomu przeciętnego Szkota?
Aaa, w barze w Peczorze, dowiedzieliśmy się, że kotlet po francusku, to po prostu schabowy, od dzisiaj polskij schabowyj ;-) Jednakoż, my wracamy na rybkę i na małe co nieco.
Straszna buba była, nocne Polaków i Rosjan rozmowy.

3322

Toczone do świtu, a raczej flaszki ostatniej. Przy pianiu pitucha i jajecznicy z kiełbasą podawaną z patelni; Henry i Wichur, nie wiecie, co straciliście. Już około 5., gdy słońce wesoło hasało po niebie, poszedłem z Dafim spać. Co ten okołobiegunowy klimat robi..
Awatar użytkownika
Elwood
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 130
Rejestracja: 25.02.2009, 13:33

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Elwood »

Widzę, że w stosunku do zeszłorocznej wycieczki Henry`ego wykonaliście krok milowy.
te rejony byly od zawsze "zmilitaryzowane". Ludzie są mocno wycofani. Podobna sytuacja jest na północnym Uralu, gdzie absolutnie nie ma klimatu "Syberyjskiego" czy Dalekiego Wschodu. Trudno o informację i trzeba się postarać, by się człek otworzył. Zresztą w pewnym momencie przestaje ci na tym zależeć. Wypełniasz pustkę sobą, kumplami...
maniek75
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 15.04.2017, 20:05
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Przeworsk

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: maniek75 »

Jak czytam to sobie przypomniałem ze zdjęć fajną wyprawę, którą też czytałem z przejęciem "Kirgistan na SHL M06 T". Autor chyba tych opowieści ten sam.
Zazdroszczę takich wypraw i pozdrawiam wszystkich uczestników.
Awatar użytkownika
Lucky
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 38
Rejestracja: 05.08.2018, 23:12
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Lucky »

Udało się dotrzeć do Workuty? Będzie ciąg dalszy opowieści? ;)
Motocross Fabryka Adrenaliny
Awatar użytkownika
magneto
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 838
Rejestracja: 28.07.2013, 21:03
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Olsztyn

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: magneto »

Lucky pisze:Udało się dotrzeć do Workuty? Będzie ciąg dalszy opowieści? ;)
Lucky, poniżej masz linka do wątku pisanego w czasie wyprawy. Do Workuty - chyba tylko pociągiem, albo rosyjskim śmigłowcem... :sad:
http://forum.transalpclub.pl/viewtopic.php?f=3&t=25191
(Linki do spota już nie banglają)
Tak więc - ciąg dalszy.... już był.
Psy szczekają, a motocykl jedzie dalej...
RUSSIAN GO HOME !
Awatar użytkownika
Lucky
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 38
Rejestracja: 05.08.2018, 23:12
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Lucky »

Ok, już wszystko jasne ;) dzięki za rozwianie wszelkich wątpliwości. Faktycznie do samej Workuty dojechać na moto to pewnie byłoby niezłe przedsięwzięcie, więc właśnie się zastanawiałem jak Oni tego dokonali :D Pozdrawiam :)
Motocross Fabryka Adrenaliny
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1528
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Sylwek »

Szanowni.
Dużo wody upłynęło. Wypadałoby dokończyć opowieść o wyjeździe.
Chciałbym dorzucić, przedstawić w ten smutek virusowy, balladę o niezłomnych :smile: .
Albo prawie niezłomnych, prawie, bo niewiele zabrakło..

Nocne, przeciągające się do pełnego świtu rozmowy, nie sprokurowały w nas, tzn. Wieśka i mnie, jakich specjalnych reperkusji, może tylko byliśmy z lekka niewyspani :grin: . Ponieważ tamtejsze rejony nie obfitują w mnogość służb tzw. porządkowych, już bardzo wczesnym przedpołudniem, pomknęliśmy wespół w zespół do Korzwy. Tajemny plan zakładał podstępne wydobycie pozwoleń na przejazd drogami nieoficjalnymi od kolejnego punktu Gazpromu.
Niestety, mimo wysokości erudycji Heńka, jego daru przekonywania i mojej ogolonej, świeżej i zupełnie wypoczętej facjaty :grin: , mimo zagryzania paznokci:

3482

nie dopięliśmy celu. Ściślej, nie dostaliśmy błogosławieństwa na przejazd letnikami ( zimnikami). Co robić?
Z jednej strony, byliśmy bardzo blisko; blisko w rozumieniu proporcji przebytego dystansu do pozostałego, blisko w rozumieniu nas, zamieszkujących na co dzień tereny bardzo zurbanizowane. Z drugiej, świadomość fajnej, ciekawej wycieczki, której dróżki zawiodły nas tutaj, trzecia zaś to ww kontuzje uczestników.
400- 500 km tam, jest nieporównywalne z tymi w naszym wyobrażeniu.

Zawijamy. Zwiedzamy Korzwę:
3483

Jak zauważyliście, tam również zawitała wojenka. A że nieco później? Taki wschodni rys historyczny :lol: .
Posiedzieliśmy u Siergieja, pogadaliśmy o niczym i pomknęliśmy do bazy.

Na promie spotkaliśmy pana ujeżdżającego Urala w zaprzęgu,
3484
który żywo był zainteresowany wehikułami z Yewropy. Po przybiciu do brzegu, pomagałem jegomości uruchomić i wypchnąć grata na brzeg. Stan techniczny Urala był, no, słaby. Benzyna kapiąca na lewy cylinder, brak jakiejkolwiek współpracy startera nożnego i brak możliwości zapięcia któregokolwiek biegu, nie nastrajały za dobrze. Zepchnęliśmy dziada na plażę :egh: .

Jak mógł się ten dzień zakończyć? Ano tradycyjnie optymistycznie:
3485

pobudką na kolejnego :grin:
3486

Wrócę niebawem :grin: .
Awatar użytkownika
henry
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3091
Rejestracja: 12.06.2008, 23:12
Lokalizacja: INOWŁÓDZ

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: henry »

Oj Sylwuś, wybacz że zwątpiłem w Ciebie . . . tzn. nie w Ciebie, tylko w to, że ujrzymy jeszcze cdn. A tu masz . . . czy to dzięki korono . . . ?
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1528
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: Workuta 2018- krótki wypad w okolice.

Post autor: Sylwek »

Taki, Heniu, impuls mnie dopadł. Mam na to koronnych świadków :lol: .

Więc wracamy.

Trochę smutno, tak niewiele, tak blisko, a jednak. Po zatankowaniu, koniecznie chciałem do bazy metanolu,
3283

ale chłopaki byli nieugięci. Dziwne, prawda :grin: ? Chyba marzyli o sielance na zimniku, wprost nie mogli się doczekać ;-). A tam, te same atrakcje. Znów kopny piach, druty i linki w drodze. Znów kilka, prawie opuszczonych, wiosek.
Podczas jednego z postojów, Heniek i ja, obadaliśmy drogę alternatywną, wzdłuż torowiska. Początkowo była bardzo sympatyczna, dużo lepsza niż piaszczysty zimnik.
3500
3502

Ale dobre skończyło się wkrótce, znów pruliśmy na przełaj, przez las, do „głównej” drogi. Gdzieś też, w tej rajskiej dżungli, chwilę zajęła nam jakaś pierdoła techniczna, sprężyna od centralki bodajże. Podczas postoju, oglądaliśmy baaardzo sympatyczne tropy i zapewniam, że nie pozostawił ich wilk okrutny. Coś miśkopodobnego raczej i niemałego zresztą :wink: .
Jeszcze standardowe przeprawianie się przez bajoro, które zresztą przybrało nieco na wodowskazie (czyt. dolocie powietrza do filtra), kilka kichnięć, prychnięć TA i już znajomy piach. Później z górki, tzn. trochę nowym asfaltem, nie do końca oddanym do użytku, trochę zdziwionych chłopaków , którzy lekko nudzili się, pilnując rogatek budowy. Karnacje różne, widać zbieraninę z wielu stron Rosji. Żałuję nieco, że nie zrobiłem zdjęć czegoś buro-białego, które to spore bryły, pracowicie wydobywał z rowu, pan w koparce. Były to solidne kawałki wiecznej zmarzliny, pomieszanej z torfem. Już późnym popołudniem, dotarliśmy do bardziej ludnych rejonów. Jakiś niezbyt wystawny obiad w stajance, drobne zakupy w sklepie obok i w drogę, w kierunku Uchty.

Przestrzeń.
Każdy z nas inaczej postrzega i definiuje. Dla wielu, zbyt wielu, często to abstrakt, zuchwały akt, którego wielkość przeraża. Przestrzeń, zbyt perspektywiczna, rozległa, niejednokrotnie powoduje powrót ,do utartych kanonów. Wtedy rządzi Ananke z jej bezwzględną mocą, niekoniecznie rozwoju, bardziej trwania czy oczekiwania, nieuchronności. Na drugim biegunie, możemy postawić na piedestale Nike, a raczej wyluzowaną Libertas. Nieprzypadkowo Ananke, jest zaliczana do bogiń pierwotnych ;-).

Ile może znaczyć kilka, wydawałoby się, zwykłych zdjęć?
3499
3498

Dla mnie są skromnym zapisem wielkiej przestrzeni. Wolności. Dającej wytchnienie, powrót do wspomnień, tak prozaicznie zderzających się z rzeczywistością. Zapachu łąki, rozlewiska, poczucia chłodu wieczora i tymczasowości naszego istnienia. Są jak oczy dziewczyny, w których widzisz bezkres stepu kazachskiego czy tajgi, niezmierzoność Gobi i głębię oceanu. Są emanacją drogi. Każdej drogi, w mojej przestrzeni. Choć wieki temu, musiała wystarczyć dobra pamięć, ewentualnie płótno czy papirus.

Będąc w miejscach, w których chce się przebywać, samemu je wybierasz i nikt Cię do tego nie zmusza, możesz czuć się szczęśliwy. Gdy bonusem jest grupa kumpli, osób którym ufasz, powinieneś być w siódmym niebie. A jednak czasem, chcesz być sam. Ja poczułem taki zew, do okiełznania zresztą; niemniej, zakiełkował. Niewątpliwie dobrym podłożem mojej zuchwałości, była również duża dawka tolerancji współtowarzyszy oraz faktem jest, ze wspomniałem o moich potencjalnych planach przed wypadem. Przejechaliśmy najtrudniejszy odcinek drogi razem i nadszedł czas rozstania.
Chciałem być sam. Tak po prostu, jechać po swojemu. Zawijać w dziwne miejsca, buszować chwilę po zdziczałej łące, zatrzymywać pod wpływem impulsu. Aby mieć jasność: na wypadzie nie było wojskowego drylu, żaden z chłopaków nie był autorytarnym wodzem; niejeden osobnik chciałby jechać w tej grupie :smile: . Zresztą do dziś gadamy, pijemy piwo.

Chłopaki zaparkowali pod znajomym już hotelem, z Walerią ;-). Ja przejechałem jeszcze z dwieście km pustawą drogą.
3501

Górki, pagórki, niezmierzone lasy po horyzont, nieznane to zjawisko w zatłoczonej Europie. Postawiłem mikronamiot gdzieś pod lasem, w okolicy Emwy, poużerałem z komarami i kulturalnie zasnąłem.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość