Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Z Pamiętnika znalezionego w koszu.
Nigdy nie byłem fizycznym orłem. Natura sprawiedliwie osadziła mnie wśród przeciętniaków z lekką przewagą włókien wolnych w tkance mięśniowej. Nie każdy być może o tym wie, kiedy się na coś porywa, że jednym z glownych determinantów skuteczności w określonym działaniu jest zwykóła fizyka jego mięśni. Greg Louganis (dwukrotny złoty medalista olimpijski w skokach do wody) czy bardziej znany Carl Lewis mieli (badanie biopcją) 80% włókien szybkich (mamy w strukturze mięśni oba typy).
Więc choćbym się ja np. zesrał na dębowo, brał sterydy i niewiadomo co jeszcze, to tych fenomenów fizjologicznych bym nie przeskoczył. Zawsze zostaniesz w ich cieniu. Adekwatnie jest w drugą mańkę. Te fenomeny z dominacją włókien wolnych celują w biegach długodystansowych i tu również nie ma przypadku.
Rywalizacja sportowa z czasem eliminuje średniaków i zostają "na rynku" tylko ci właściwie procentowi. Na ich poziomie, nie dostępym dla średniaka decydują o zwycięstwie (poza specjalistycznym treningiem i wspomaganiem) cechy mentalne.
Dlaczego o tym piszę...?
Nie po to, by dołować średniaków jeszcze bardziej. Piszę, bo nie ważne na jakim poziomie fizjologicznego rozwoju jesteś. Ważne jest, na co cie na tym poziomie stać. Jednym zdaniem: każdy ma swój Mont Evererst. Dochodzisz w osobistym treningu w końcu do poziomu mentalnego. Możesz mieć dwie nogi i "nie umieć chodzić". Możesz tych nóg nie mieć i iść przez życie pewnym krokiem.
Obecny system edukacji produkuje mentalne kaleki. Te w wieku "dorosłym" stawiają sobie absurdalne cele. Zaczynają dominować grupy z marginesu Pareto ale nie te, które w toku ewolucji były przez nią wspierane. Dominują przez nią wypierane. Dlaczego feministki, to z reguły brzydkie baby...?
Kumpel mi mówi, ciesz się zatem, że nie jesteś np. pedałem, z podtekstem, że wtedy zmieniłbym zdanie. Na pewno. Ale to byłby mój indywidualny problem. Indywidualny problem dla mojej rodziny itd.
Skoro tak, to dlaczego mamy izolować chorych psychicznie? Jak równość, to równość!! Czy może jednak nie...? Tylko tak trochę, bo przecież ja...
Tak. Jestem wariatem. Z psychiką jest jak z tymi włóknami mięśniowymi, tylko trochę gorzej... Psychologia definiuje dzisiaj kilkanaście osobowości łączonych indywidualnie w kilku grupach. Ten sam kumpel, ma dwójkę synów. Kompletnie rożne apsztyfikanty ale kochać MUSI/POWINIEN po równo, bo jest ich rodzicem. Ja się lepiej dogadam tylko z jednym z nich.
Jak dobieracie się w towarzyskie grupy...? Jak leci, czy jest jakaś selekcja? Oczywiście, że jest.
Mnie z moimi kolegami/przyjaciółmi łączy pasja. Zaś co drugi, to lider. I teraz się zastanówcie np. nad doborem ekipy na słynne zimowe K2... Albo spójrzcie np. na zespół... Realu Madryt. To nie jest zabawa dla leszczy mentalych. Ale nie o tym.
Kto przeczytał tekst Klimasa (dzięki Karpiu, że zwróciłeś mi nań uwagę) a chciałby pójść jego drogą przez życie, zaczynając przygodę od zera, to powinien właśnie od tego punktu zacząć. Zrozumieć, że to nie jest bajka, tylko ciężki zapierdol, do tego niebezpieczny. Od tego momentu możemy zacząć nad sobą pracować.
Gdzieś w lutym usłyszałem hasło: na cholerę te szkolenia... Nie szkoda na nie czasu? Przecież możemy sie przeszkolić po drodze.
Do wyjazdu jeszcze 6 m-cy więc takie głupoty przychodziły do głowy...
Powiedziałem BASTA!
Warunkiem uczestnictwa SINE QUA NON w wyrypie jest zaliczenie szkolenia z technik lodowcowych i autoratownictwa!
Autor pomysłu ze szkoleniem "po drodze" mityguje się pierwszy. Wcześniej chciał się od szkolenia wymigać, ale sam znalazł film z zajęć takowych na lodowcu. Ćwiczyła grupa Czechów. Ani jednemu nie udało się wyhamować kolegi wpadającego w szczelinę i mimo stosowania technik odpowiednich wpadali do szczeliny jak śliwki w kompot jeden po drugim. Gdyby nie stała asekuracja, to wszyscy by w tej szczelinie tkwili, nie wiadomo w jakim stanie.
Tak, że ten. Pierwszy (sam na siebie ) wkurwił się Karpiu - Kierownik Sportowy i w try miga zorganizował sszkolenie prowadzone przez Maćka Stańczaka. Nie chodziło mi o "zdanie" tego szkolenia. Chodziło mi o zrozumienie swojego statusu, poziomu umiejętności i ile ewentualnie pracy czeka nas przed sobą.
Umiejętności, to jedno. Drugie, to przygotowanie fizyczne. Bez tego drugiego, znajomość technik autoasekuracji ci nie pomoże. Musisz potrafić fizycznie się z amabarasu wyczłapać. Wspiąć po linie, bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz, bo możesz być ostatnim żywym...
W Dzienniku ekspedycji Bronisław Grąbczewski o przełęczy Gardani Kaftar (blisko 3800m) pisał:
"...Podejście na przełęcz jest bardzo trudne, ponieważ nie tylko sama przełęcz, ale i wszystkie podejścia do niej zawalone są głębokim śniegiem. Niemało też śniegu nasypało w ciągu nocy; na całe szczęście zanocowałem u podnoża przełęczy; bardzo łatwo w czasie burzy śnieżnej tutaj o śmierć.
Poruszanie się po śniegu jest trudne, a kiedy jeszcze śnieg nie utrzymuje konia i ten co minutę zapada się – to jest klęska. W większości przypadków na przełęczy śnieg leży pod nieprawdopodobnym odchyleniem. Nie patrząc na przyzwyczajenia, nie możesz się nadziwić, jak koń może przejść pod takim kątem. Ja nigdy nie ryzykuję, aby iść pieszo, i w ogóle wszyscy ludzie również.
Przed przełęczą Gardani-Kaftar (gołębia szyja), na południe od drogi – potężny lodowiec, dający początek rzece Surch-Ob. Podejścia do przełęczy zasypane są więcej niż na 3 wiorsty przez śnieg. Przez te 3 wiorsty wspinaliśmy się 1,5 godziny, ponieważ stromość i rozrzedzone powietrze zmuszały, by co 10 krokow dać koniom odetchnąć.
W połowie podejścia powitał nas wiatr wzmagający się w miarę wspinaczki. Na grzbiecie przekształcił się on w wichurę. W obliczu wiatru nie można było ani stać, ani oddychać. Wodę do hipsometru zagotowaliśmy z wielkim trudem, męcząc się z tym ponad pół godziny.
Zejście z przełęczy jest bardzo strome na odcinku pierwszych 3 wiorst..."
Cdn.
Nigdy nie byłem fizycznym orłem. Natura sprawiedliwie osadziła mnie wśród przeciętniaków z lekką przewagą włókien wolnych w tkance mięśniowej. Nie każdy być może o tym wie, kiedy się na coś porywa, że jednym z glownych determinantów skuteczności w określonym działaniu jest zwykóła fizyka jego mięśni. Greg Louganis (dwukrotny złoty medalista olimpijski w skokach do wody) czy bardziej znany Carl Lewis mieli (badanie biopcją) 80% włókien szybkich (mamy w strukturze mięśni oba typy).
Więc choćbym się ja np. zesrał na dębowo, brał sterydy i niewiadomo co jeszcze, to tych fenomenów fizjologicznych bym nie przeskoczył. Zawsze zostaniesz w ich cieniu. Adekwatnie jest w drugą mańkę. Te fenomeny z dominacją włókien wolnych celują w biegach długodystansowych i tu również nie ma przypadku.
Rywalizacja sportowa z czasem eliminuje średniaków i zostają "na rynku" tylko ci właściwie procentowi. Na ich poziomie, nie dostępym dla średniaka decydują o zwycięstwie (poza specjalistycznym treningiem i wspomaganiem) cechy mentalne.
Dlaczego o tym piszę...?
Nie po to, by dołować średniaków jeszcze bardziej. Piszę, bo nie ważne na jakim poziomie fizjologicznego rozwoju jesteś. Ważne jest, na co cie na tym poziomie stać. Jednym zdaniem: każdy ma swój Mont Evererst. Dochodzisz w osobistym treningu w końcu do poziomu mentalnego. Możesz mieć dwie nogi i "nie umieć chodzić". Możesz tych nóg nie mieć i iść przez życie pewnym krokiem.
Obecny system edukacji produkuje mentalne kaleki. Te w wieku "dorosłym" stawiają sobie absurdalne cele. Zaczynają dominować grupy z marginesu Pareto ale nie te, które w toku ewolucji były przez nią wspierane. Dominują przez nią wypierane. Dlaczego feministki, to z reguły brzydkie baby...?
Kumpel mi mówi, ciesz się zatem, że nie jesteś np. pedałem, z podtekstem, że wtedy zmieniłbym zdanie. Na pewno. Ale to byłby mój indywidualny problem. Indywidualny problem dla mojej rodziny itd.
Skoro tak, to dlaczego mamy izolować chorych psychicznie? Jak równość, to równość!! Czy może jednak nie...? Tylko tak trochę, bo przecież ja...
Tak. Jestem wariatem. Z psychiką jest jak z tymi włóknami mięśniowymi, tylko trochę gorzej... Psychologia definiuje dzisiaj kilkanaście osobowości łączonych indywidualnie w kilku grupach. Ten sam kumpel, ma dwójkę synów. Kompletnie rożne apsztyfikanty ale kochać MUSI/POWINIEN po równo, bo jest ich rodzicem. Ja się lepiej dogadam tylko z jednym z nich.
Jak dobieracie się w towarzyskie grupy...? Jak leci, czy jest jakaś selekcja? Oczywiście, że jest.
Mnie z moimi kolegami/przyjaciółmi łączy pasja. Zaś co drugi, to lider. I teraz się zastanówcie np. nad doborem ekipy na słynne zimowe K2... Albo spójrzcie np. na zespół... Realu Madryt. To nie jest zabawa dla leszczy mentalych. Ale nie o tym.
Kto przeczytał tekst Klimasa (dzięki Karpiu, że zwróciłeś mi nań uwagę) a chciałby pójść jego drogą przez życie, zaczynając przygodę od zera, to powinien właśnie od tego punktu zacząć. Zrozumieć, że to nie jest bajka, tylko ciężki zapierdol, do tego niebezpieczny. Od tego momentu możemy zacząć nad sobą pracować.
Gdzieś w lutym usłyszałem hasło: na cholerę te szkolenia... Nie szkoda na nie czasu? Przecież możemy sie przeszkolić po drodze.
Do wyjazdu jeszcze 6 m-cy więc takie głupoty przychodziły do głowy...
Powiedziałem BASTA!
Warunkiem uczestnictwa SINE QUA NON w wyrypie jest zaliczenie szkolenia z technik lodowcowych i autoratownictwa!
Autor pomysłu ze szkoleniem "po drodze" mityguje się pierwszy. Wcześniej chciał się od szkolenia wymigać, ale sam znalazł film z zajęć takowych na lodowcu. Ćwiczyła grupa Czechów. Ani jednemu nie udało się wyhamować kolegi wpadającego w szczelinę i mimo stosowania technik odpowiednich wpadali do szczeliny jak śliwki w kompot jeden po drugim. Gdyby nie stała asekuracja, to wszyscy by w tej szczelinie tkwili, nie wiadomo w jakim stanie.
Tak, że ten. Pierwszy (sam na siebie ) wkurwił się Karpiu - Kierownik Sportowy i w try miga zorganizował sszkolenie prowadzone przez Maćka Stańczaka. Nie chodziło mi o "zdanie" tego szkolenia. Chodziło mi o zrozumienie swojego statusu, poziomu umiejętności i ile ewentualnie pracy czeka nas przed sobą.
Umiejętności, to jedno. Drugie, to przygotowanie fizyczne. Bez tego drugiego, znajomość technik autoasekuracji ci nie pomoże. Musisz potrafić fizycznie się z amabarasu wyczłapać. Wspiąć po linie, bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz, bo możesz być ostatnim żywym...
W Dzienniku ekspedycji Bronisław Grąbczewski o przełęczy Gardani Kaftar (blisko 3800m) pisał:
"...Podejście na przełęcz jest bardzo trudne, ponieważ nie tylko sama przełęcz, ale i wszystkie podejścia do niej zawalone są głębokim śniegiem. Niemało też śniegu nasypało w ciągu nocy; na całe szczęście zanocowałem u podnoża przełęczy; bardzo łatwo w czasie burzy śnieżnej tutaj o śmierć.
Poruszanie się po śniegu jest trudne, a kiedy jeszcze śnieg nie utrzymuje konia i ten co minutę zapada się – to jest klęska. W większości przypadków na przełęczy śnieg leży pod nieprawdopodobnym odchyleniem. Nie patrząc na przyzwyczajenia, nie możesz się nadziwić, jak koń może przejść pod takim kątem. Ja nigdy nie ryzykuję, aby iść pieszo, i w ogóle wszyscy ludzie również.
Przed przełęczą Gardani-Kaftar (gołębia szyja), na południe od drogi – potężny lodowiec, dający początek rzece Surch-Ob. Podejścia do przełęczy zasypane są więcej niż na 3 wiorsty przez śnieg. Przez te 3 wiorsty wspinaliśmy się 1,5 godziny, ponieważ stromość i rozrzedzone powietrze zmuszały, by co 10 krokow dać koniom odetchnąć.
W połowie podejścia powitał nas wiatr wzmagający się w miarę wspinaczki. Na grzbiecie przekształcił się on w wichurę. W obliczu wiatru nie można było ani stać, ani oddychać. Wodę do hipsometru zagotowaliśmy z wielkim trudem, męcząc się z tym ponad pół godziny.
Zejście z przełęczy jest bardzo strome na odcinku pierwszych 3 wiorst..."
Cdn.
- Kasjer
- zgłębiacz wskaźników
- Posty: 37
- Rejestracja: 08.01.2018, 22:58
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: GŁOWACZÓW
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Wydarzenia z 30.01.2019 dobrze opisuje kronika TOPR-u.
kilka urywków
"2 taterników wybrała się na Rysy w celu wspinaczki fragmentem Grani Głównej Tatr. Za nimi podążyło 4 turystów. Będąc około 30m od Przełączki ( na wysokości 2400m) pierwsza grupa wyzwoliła lawinę "
"Żaden z uczestników zdarzenia nie posiadał lawinowego ABC, a doświadczeni taternicy kaski i czekany mieli w plecakach"
"Wszyscy , którzy zostali porwani przez lawinę, mimo odniesionych obrażeń mogą mówić o ogromnym szczęściu, że nie stracili życia".
Kiedyś podchodząc na przełęcz Krzyżne, turysta na moich oczach zjechał na dupie po śniegu 200 metrów. Zatrzymał się niedaleko mnie , wyciągnął telefon i powiedział " Mamo wygrałem życie". To był koniec jego wycieczki. Zawrócił do Zakopca.
kilka urywków
"2 taterników wybrała się na Rysy w celu wspinaczki fragmentem Grani Głównej Tatr. Za nimi podążyło 4 turystów. Będąc około 30m od Przełączki ( na wysokości 2400m) pierwsza grupa wyzwoliła lawinę "
"Żaden z uczestników zdarzenia nie posiadał lawinowego ABC, a doświadczeni taternicy kaski i czekany mieli w plecakach"
"Wszyscy , którzy zostali porwani przez lawinę, mimo odniesionych obrażeń mogą mówić o ogromnym szczęściu, że nie stracili życia".
Kiedyś podchodząc na przełęcz Krzyżne, turysta na moich oczach zjechał na dupie po śniegu 200 metrów. Zatrzymał się niedaleko mnie , wyciągnął telefon i powiedział " Mamo wygrałem życie". To był koniec jego wycieczki. Zawrócił do Zakopca.
3xl - > 87' 94' 01'
-
- rozmawiający z silnikiem
- Posty: 464
- Rejestracja: 29.06.2010, 11:05
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Bydgoszcz
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
http://www.topr.pl/organizacja-topr/archiwum?start=5
Masz gdzieś linka do tej informacji na stronie TOPR.
Masz gdzieś linka do tej informacji na stronie TOPR.
- Kasjer
- zgłębiacz wskaźników
- Posty: 37
- Rejestracja: 08.01.2018, 22:58
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: GŁOWACZÓW
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
3xl - > 87' 94' 01'
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Relację kolegi przytoczyłem świadomie.
Rutyna. Ona z jednej strony pozwala bytować w określonej przestrzeni na innym, stabilnym poziomie. Z drugiej - potrafi zabić.
Żeby nie było łatwo, zadajmy sobie teraz podstawowe pytanie.
Kiedy twoje dziecko/wnuk po raz pierwszy będzie się chciało wspiąć na drzewo, założysz mu kask na głowę?
Jest to indywidualna decyzja rodzica i nic mi do tego.
Dopóki decyzja jest dobrowolna, jest ok. Ale... dzisiaj wiele aspektów naszego życia reguluje prawo administracyjne. W sensie administracyjne decyzje. Bo tatuś, który nie dopilnował swojego dziecka sądzi, że tak będzie dla innych dzieci i ich rodziców lepiej. Normy wyksztalcone w danej społeczności przez setk/tysiące lat idą w kąt. Tak się produkuje chory naród.
Klimas jest doświadczonym alpinistą.
Tyle, że najbardziej doświadczonym jest stary alpinista. Klimas jest jeszcze młody. Wybrał taki sposób na życie i się realizuje. Realizuje w gąszczu mnożących się przepisów jak pantofelki.
Niedawno wprowadzono kolejny zakaz.
http://www.wiecznatulaczka.pl/rzecz-glu ... owniczych/
Rutyna. Ona z jednej strony pozwala bytować w określonej przestrzeni na innym, stabilnym poziomie. Z drugiej - potrafi zabić.
Żeby nie było łatwo, zadajmy sobie teraz podstawowe pytanie.
Kiedy twoje dziecko/wnuk po raz pierwszy będzie się chciało wspiąć na drzewo, założysz mu kask na głowę?
Jest to indywidualna decyzja rodzica i nic mi do tego.
Dopóki decyzja jest dobrowolna, jest ok. Ale... dzisiaj wiele aspektów naszego życia reguluje prawo administracyjne. W sensie administracyjne decyzje. Bo tatuś, który nie dopilnował swojego dziecka sądzi, że tak będzie dla innych dzieci i ich rodziców lepiej. Normy wyksztalcone w danej społeczności przez setk/tysiące lat idą w kąt. Tak się produkuje chory naród.
Klimas jest doświadczonym alpinistą.
Tyle, że najbardziej doświadczonym jest stary alpinista. Klimas jest jeszcze młody. Wybrał taki sposób na życie i się realizuje. Realizuje w gąszczu mnożących się przepisów jak pantofelki.
Niedawno wprowadzono kolejny zakaz.
http://www.wiecznatulaczka.pl/rzecz-glu ... owniczych/
-
- rozmawiający z silnikiem
- Posty: 464
- Rejestracja: 29.06.2010, 11:05
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Bydgoszcz
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Zawsze sobie mówię że przyjeżdżam na Kolosy po raz ostatni
za dużo ludzi zdecydowanie
Elwood rozumiem że zajrzysz na któryś z trzech dni do Areny w Gdyni ?
za dużo ludzi zdecydowanie
Elwood rozumiem że zajrzysz na któryś z trzech dni do Areny w Gdyni ?
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Długo mnie tu (na Kolosach) nie było...
Ale usatysfakcjonowały mnie dwie dzisiejsze wyrypy.
1. Szymka Kuczyńskiego - musialem z nim pogadać.
2. Gołębia - o K2 Bargiela.
Ta druga, to kosmiczna bajka. Poza zasięgiem percepcji.
Pierwsza, to mój dzisiejszy TOP. W sumie to przypadek, że ją obejrzałem. Coś pięknego... Zaraz po Szymku była równie ciekawa wyrypa - opłynięcie Antarktydy powyżej 60-tego równoleżnika. Szacunek dla kapitana i zespołu ale to nie moja bajka.
Liczy się dla mnie styl. Ten Szymona, to nasza bajka. Łódka za "grosze", zero komfortu, minimum funduszy... Nie znałem patentu: palnik + cegła szamotowa- jako kumulacja ciepła w kokpicie... To jest niezgodne z przepisami BHP. Fazik oszaloeje jak mu o tym powiem. A już mieliśmy do Lublina wstawiac kozę. Zresztą... Pewnie i tak ją wstawimy.
Ocena za prezentację i jakość wycieczki = celujący.
"Kolosowcy" dostają talon na posiłek w restauracji nieopodal.
- Co pan sobie życzy?
Chcę się w ramach talonu najeść.
Talon wykorzystałem, z Szymkiem pogadałem... Dzisiejszym dniem jestem usatysfakcjonowany. Rozdałem kilka autografów dzieciom.
Dostaliśmy najwięcfej braw dzisiejszego dnia (przypadek), pomimo tego, że zasadniczo dałem dupy. Mieliśmy pełną salę (przypadek), Bargiel wypełnił ją w 2/3-ich. Kolejek nie było.
To na bank mój ostatni występ na Kolosach. Na pewno nie chciałbym się natknać na Dobę czy jemu podobnych - np. Kamińskiego. Nie cierpię tego gatunku. Źle mi z nimi.
Dzięki Cichemu zaś skumalem, ze Grąbczewski to dwa oblicza i coś z tego wymodzę, cos bardzo konkretnego... Wolę pisać niż mówić. Usta ma się jedne... palców 10.
Ale usatysfakcjonowały mnie dwie dzisiejsze wyrypy.
1. Szymka Kuczyńskiego - musialem z nim pogadać.
2. Gołębia - o K2 Bargiela.
Ta druga, to kosmiczna bajka. Poza zasięgiem percepcji.
Pierwsza, to mój dzisiejszy TOP. W sumie to przypadek, że ją obejrzałem. Coś pięknego... Zaraz po Szymku była równie ciekawa wyrypa - opłynięcie Antarktydy powyżej 60-tego równoleżnika. Szacunek dla kapitana i zespołu ale to nie moja bajka.
Liczy się dla mnie styl. Ten Szymona, to nasza bajka. Łódka za "grosze", zero komfortu, minimum funduszy... Nie znałem patentu: palnik + cegła szamotowa- jako kumulacja ciepła w kokpicie... To jest niezgodne z przepisami BHP. Fazik oszaloeje jak mu o tym powiem. A już mieliśmy do Lublina wstawiac kozę. Zresztą... Pewnie i tak ją wstawimy.
Ocena za prezentację i jakość wycieczki = celujący.
"Kolosowcy" dostają talon na posiłek w restauracji nieopodal.
- Co pan sobie życzy?
Chcę się w ramach talonu najeść.
Talon wykorzystałem, z Szymkiem pogadałem... Dzisiejszym dniem jestem usatysfakcjonowany. Rozdałem kilka autografów dzieciom.
Dostaliśmy najwięcfej braw dzisiejszego dnia (przypadek), pomimo tego, że zasadniczo dałem dupy. Mieliśmy pełną salę (przypadek), Bargiel wypełnił ją w 2/3-ich. Kolejek nie było.
To na bank mój ostatni występ na Kolosach. Na pewno nie chciałbym się natknać na Dobę czy jemu podobnych - np. Kamińskiego. Nie cierpię tego gatunku. Źle mi z nimi.
Dzięki Cichemu zaś skumalem, ze Grąbczewski to dwa oblicza i coś z tego wymodzę, cos bardzo konkretnego... Wolę pisać niż mówić. Usta ma się jedne... palców 10.
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Alio Druzja.
Miło tu było z Wami pobyć chwilę.
Szukajcie info o Grąbczewskim. Pięne źródło inspiracji podróżniczych, dzisiaj dla ciut bardziej zaawansowanych. Będę kontynuił temat. Zostało parę zaległych do zrobienia. Za rok.
Miło tu było z Wami pobyć chwilę.
Szukajcie info o Grąbczewskim. Pięne źródło inspiracji podróżniczych, dzisiaj dla ciut bardziej zaawansowanych. Będę kontynuił temat. Zostało parę zaległych do zrobienia. Za rok.
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Bieg godzinny po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym i Wyścig na Pachołek.
To będzie pierwszy sprawdzian ekipy Szlaku Grąbczewskiego 2020, który odbędzie się latem tego roku.
Ano sprawdzian kondycyjny, bo czeka nas o niebo trudniejsze zadanie do zrealizowania.
Jednym zdaniem: ruszyły przygotowania do kolejnej wyrypy śladem naszego wielkiego podróżnika i wybitnego eksploratora Azji Centralnej.
Zepsuty rzucił alkohol w piź..., kupuje buty Meindla i zaczyna biegać... Tak jest... jak chcesz być kierowcą w ekipie:)
Zapraszam latem nad morze, do kibicowania/udziału na trasie biegu:)
Termin ustalimy niebawem.
To będzie pierwszy sprawdzian ekipy Szlaku Grąbczewskiego 2020, który odbędzie się latem tego roku.
Ano sprawdzian kondycyjny, bo czeka nas o niebo trudniejsze zadanie do zrealizowania.
Jednym zdaniem: ruszyły przygotowania do kolejnej wyrypy śladem naszego wielkiego podróżnika i wybitnego eksploratora Azji Centralnej.
Zepsuty rzucił alkohol w piź..., kupuje buty Meindla i zaczyna biegać... Tak jest... jak chcesz być kierowcą w ekipie:)
Zapraszam latem nad morze, do kibicowania/udziału na trasie biegu:)
Termin ustalimy niebawem.
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
A jednak zmiana planów. Projekt Grąbczewskiego odkładamy na półkę. Robimy sobie wakacje.
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Wiza mongolska 60€, ruska podwójna tranzytowa 37. Ubezpieczenie do 6000m 250zł.
Do Ałtaju wjedziemy przez KAZ z tankowaniem po korek w dwa zbiorniki, w drodze powrotnej podobnie z kawałkiem wschodniego Kazachstanu. Może wyjdzie z 1600zł na głowę? No chyba, że pojedziemy na dłużej, to dojdzie koszt biznesowej ruskiej. Zapewne tak zrobimy. Uzbierała się reprezentacja piłkarska. Możliwa Nysa jako drugie auto. Będzie ciekawiej.
A może wezmę Strażnika Domowego i pojadę Golfem? Też możliwe i całkiem realne.
Po Chujtenie porzuciłbym kolegów i ruszył z połowicą w swoją drogę. Np. nad Yssyk Kul.
Wczoraj po rozmowie z kuzynem Bartka odeszła mnie ochota na kontynue przygody z Grąbczewskim. Swoje zrobiłem. Zadbałem o wszystko, co możliwe, by wypromować tego wielkiego, polskiego (w służbie carskiej) podróżnika szerzej.
Wspaniałą robotę wykonał Adam Pleskaczyński. Na pewno będzie ja kontynuował. To znakomity publicysta, historyk, popularyzator "polskości", że się tak wyrażę. Jego wsparcie w naszych przygotowaniach było nieocenione. Możliwość "zabawy" z nigdy dotąd niepublikowanymi mapami, to wspaniała przygoda na początek. W finale, niestety zabrakło mi pomysłu na "sprzedaż" Grąbczewskiego na Kolosach.
Ale ch** z tym... będzie Chujten. Zresztą będzie, co będzie.
W ciagu kilku tygodni złożę swój film z wyrypy. Odsłonię trochę tych prawdziwych kulis, podzielę emocjami itp.
Do Ałtaju wjedziemy przez KAZ z tankowaniem po korek w dwa zbiorniki, w drodze powrotnej podobnie z kawałkiem wschodniego Kazachstanu. Może wyjdzie z 1600zł na głowę? No chyba, że pojedziemy na dłużej, to dojdzie koszt biznesowej ruskiej. Zapewne tak zrobimy. Uzbierała się reprezentacja piłkarska. Możliwa Nysa jako drugie auto. Będzie ciekawiej.
A może wezmę Strażnika Domowego i pojadę Golfem? Też możliwe i całkiem realne.
Po Chujtenie porzuciłbym kolegów i ruszył z połowicą w swoją drogę. Np. nad Yssyk Kul.
Wczoraj po rozmowie z kuzynem Bartka odeszła mnie ochota na kontynue przygody z Grąbczewskim. Swoje zrobiłem. Zadbałem o wszystko, co możliwe, by wypromować tego wielkiego, polskiego (w służbie carskiej) podróżnika szerzej.
Wspaniałą robotę wykonał Adam Pleskaczyński. Na pewno będzie ja kontynuował. To znakomity publicysta, historyk, popularyzator "polskości", że się tak wyrażę. Jego wsparcie w naszych przygotowaniach było nieocenione. Możliwość "zabawy" z nigdy dotąd niepublikowanymi mapami, to wspaniała przygoda na początek. W finale, niestety zabrakło mi pomysłu na "sprzedaż" Grąbczewskiego na Kolosach.
Ale ch** z tym... będzie Chujten. Zresztą będzie, co będzie.
W ciagu kilku tygodni złożę swój film z wyrypy. Odsłonię trochę tych prawdziwych kulis, podzielę emocjami itp.
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Z Pamiętnika znalezionego w koszu.
Oczekiwano długo tego ode mnie, więc na pożegnanie ze Szlakiem Grąbczewskiego 1889-2018 dorzucę coś od siebie. Taka refleksja podszyta emocjami.
Na początek napiszę jedno.
W moim wydaniu kontynuacji "niedokończonej roboty" nie będzie. Były takie plany ale po Kolosach i "konsultacjach" z Aleksandrem Grąbczewskim nie mam już na tę zabawy ochoty.
Literalnie skupię się na Szlaku nr 1. Z tej prostej przyczyny, że tylko on był zrobiony od A do Z. Animację tego szlaku mogliście sobie obejrzeć.
Do dzieła.
Szlak w istocie nie jest trudny ale potrzeba spełnienia kilku warunków, by się pod tym stwierdzeniem podpisać.
Pierwsze - pogoda. By być wolnym od niespodzianek, zdecydowanie polecam druga połowę sierpnia. Wczesnym latem na przełęczy mogą panować trudne lub bardzo trudne warunki. Jest wiecznie i można brnąć w zwałach śnieżnych.
Drugie - pogoda. Kluczowym punktem szlaku jest rzeka Zurazamin (Piekielna). Nie ma przez nią brodu. Mozna ja przejść mostem śnieżnym. W naszym przypadku przyroda splatała figla i w tym sezonie most ów na przejściu szlaku nie zafungował.
W ten oto sposób poziom trudności w pokonaniu skoczył o kilka punktów w skali 1-10.
Trzecie - przygotowanie fizyczne. To banał ale w przypadku kuzynostwa Grąbczewskich okazało się nieodrobionym zadaniem domowym.
W założeniu szlak ten miał być przetarciem przed drugim, będącym wyzwaniem w kategoriach sportowych.
To dlatego przygotowywałem się do tej roboty tak sumiennie przez bite 5 m-cy. Program przygotowań przerwałem 1 czerwca. Otóż wziąłem się za temat jeszcze trudniejszy. Remont mieszkania z 1906-tego roku, który prowadziłem (i prowadzę dalej) własnymi siłami i środkami. Wyprułem z tej charty wszystko, co się dało. Skułem tynki, zerwałem podłogi, stanąłem pod stropem, który mógł mi się zawalić na łeb...
Łóżkiem stały się dla mnie na wiele m-cy dwie palety. Zmieniłem trening na ćwiczenia funkcjonalne. Przeżyłem w tych warunkach zimę, w nieogrzewanym mieszkaniu walcząc z wilgocią (podłogi i tynki chłonęły setki litrów wody) w najprostszy sposób... Kiedy wilgotność względna spadała na zewnątrz poniżej wewnętrznej, wietrzyłem mieszkanie. Zima tej zimy była łagodna nad wyraz.
No, ale nie o tym. Tym niemniej wpływ na przygotowania (ostatnie dwa i pół m-ca) miało to niebagatelny...
Moja "zajebistość" polegała na tym, że przygotowałem wszystko od A do Z. Zaplanowałem przygotowania, trasy, logistykę, dobrałem ludzi... Podobnego podejścia - jak moje, oczekiwałem od zespołu. Poza kuzynostwem znałem wszystkich uczestników. Niewiadomą jeszcze pozostawał jeno Maurycy ale był on zmiennikiem - kierowcą. Fizycznie nie musiał się zbroić.
Pozostała część ekipy trekowej - "moi ludzie", byli przygotowani perfekcyjnie. Dość powiedzieć, że np. Słodki, który doleciał na Pik Majakowskiego wbiegł na przełęcz Chaburabot z Kałaikumb w tempie podjazdu Lublina na nią z przeciwpołożnej. Cichy, specjalista od biegów górskich za ostatni sprawdzian wziął sobie maraton Orlenu, który przebiegł w okolicach 3h.
Karpiu odstawił alkohol na długie m-ce... to wystarczyło.
Miejsce startu - Jezioro Jaszyl Kul odcięte przełęczą od doliny Karaszury towarzyszącej łańcuchowi Gór Piotra Wielkiego. Urokliwe miejsce.
Przy przełęczy, w siodle widać zaparkowanego Lublina i Golfa.
Pogoda nie dopisała. Widok na Pik Siewiercowa i Agasis ze wzniesienia nad Jaszyl Kulem. Poniżej Karaszura we mgle...
Oczekiwano długo tego ode mnie, więc na pożegnanie ze Szlakiem Grąbczewskiego 1889-2018 dorzucę coś od siebie. Taka refleksja podszyta emocjami.
Na początek napiszę jedno.
W moim wydaniu kontynuacji "niedokończonej roboty" nie będzie. Były takie plany ale po Kolosach i "konsultacjach" z Aleksandrem Grąbczewskim nie mam już na tę zabawy ochoty.
Literalnie skupię się na Szlaku nr 1. Z tej prostej przyczyny, że tylko on był zrobiony od A do Z. Animację tego szlaku mogliście sobie obejrzeć.
Do dzieła.
Szlak w istocie nie jest trudny ale potrzeba spełnienia kilku warunków, by się pod tym stwierdzeniem podpisać.
Pierwsze - pogoda. By być wolnym od niespodzianek, zdecydowanie polecam druga połowę sierpnia. Wczesnym latem na przełęczy mogą panować trudne lub bardzo trudne warunki. Jest wiecznie i można brnąć w zwałach śnieżnych.
Drugie - pogoda. Kluczowym punktem szlaku jest rzeka Zurazamin (Piekielna). Nie ma przez nią brodu. Mozna ja przejść mostem śnieżnym. W naszym przypadku przyroda splatała figla i w tym sezonie most ów na przejściu szlaku nie zafungował.
W ten oto sposób poziom trudności w pokonaniu skoczył o kilka punktów w skali 1-10.
Trzecie - przygotowanie fizyczne. To banał ale w przypadku kuzynostwa Grąbczewskich okazało się nieodrobionym zadaniem domowym.
W założeniu szlak ten miał być przetarciem przed drugim, będącym wyzwaniem w kategoriach sportowych.
To dlatego przygotowywałem się do tej roboty tak sumiennie przez bite 5 m-cy. Program przygotowań przerwałem 1 czerwca. Otóż wziąłem się za temat jeszcze trudniejszy. Remont mieszkania z 1906-tego roku, który prowadziłem (i prowadzę dalej) własnymi siłami i środkami. Wyprułem z tej charty wszystko, co się dało. Skułem tynki, zerwałem podłogi, stanąłem pod stropem, który mógł mi się zawalić na łeb...
Łóżkiem stały się dla mnie na wiele m-cy dwie palety. Zmieniłem trening na ćwiczenia funkcjonalne. Przeżyłem w tych warunkach zimę, w nieogrzewanym mieszkaniu walcząc z wilgocią (podłogi i tynki chłonęły setki litrów wody) w najprostszy sposób... Kiedy wilgotność względna spadała na zewnątrz poniżej wewnętrznej, wietrzyłem mieszkanie. Zima tej zimy była łagodna nad wyraz.
No, ale nie o tym. Tym niemniej wpływ na przygotowania (ostatnie dwa i pół m-ca) miało to niebagatelny...
Moja "zajebistość" polegała na tym, że przygotowałem wszystko od A do Z. Zaplanowałem przygotowania, trasy, logistykę, dobrałem ludzi... Podobnego podejścia - jak moje, oczekiwałem od zespołu. Poza kuzynostwem znałem wszystkich uczestników. Niewiadomą jeszcze pozostawał jeno Maurycy ale był on zmiennikiem - kierowcą. Fizycznie nie musiał się zbroić.
Pozostała część ekipy trekowej - "moi ludzie", byli przygotowani perfekcyjnie. Dość powiedzieć, że np. Słodki, który doleciał na Pik Majakowskiego wbiegł na przełęcz Chaburabot z Kałaikumb w tempie podjazdu Lublina na nią z przeciwpołożnej. Cichy, specjalista od biegów górskich za ostatni sprawdzian wziął sobie maraton Orlenu, który przebiegł w okolicach 3h.
Karpiu odstawił alkohol na długie m-ce... to wystarczyło.
Miejsce startu - Jezioro Jaszyl Kul odcięte przełęczą od doliny Karaszury towarzyszącej łańcuchowi Gór Piotra Wielkiego. Urokliwe miejsce.
Przy przełęczy, w siodle widać zaparkowanego Lublina i Golfa.
Pogoda nie dopisała. Widok na Pik Siewiercowa i Agasis ze wzniesienia nad Jaszyl Kulem. Poniżej Karaszura we mgle...
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Z Pamiętnika znalezionego w koszu.
No taka tradycja. Za dużo zdjęć twarzy, nie wszyscy chcą publikacji swojego wizerunku.
No taka prawda.
No taka tradycja. Za dużo zdjęć twarzy, nie wszyscy chcą publikacji swojego wizerunku.
No taka prawda.
Ostatnio zmieniony 19.03.2019, 08:30 przez Elwood, łącznie zmieniany 2 razy.
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1524
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Inspirująca motywacja.Elwood pisze:A`propos nici.
Kiedy Karpiu zobaczył Golfa w Płaskiej (zbiórka na kempingu Tolka w płn-wsch Polsce) skwitował kwaśno:
- Z tej wyrypy będą nici...
Z tych nici utkamy piękny sweter. Odpowiedział Fazik.
Pisz Waść. Część znam, niemniej miło znów poczytać, zwłaszcza tu.
Mam cichą nadzieję, na zmobilizowanie się do kontynuacji swej opowieści. Póki co, zmykam na testy drogowe Kawasaki.
Re: Szlakiem Grąbczewskiego 2018
Kto miał okazję przeczytać ten przeczytał. Powody usunięcia wyżej.
Tymczasem warto pochylić się raz jeszcze nad wspomnianą lawiną, w której skotłował się kumpel.
Tu chłodna analiza wypadków:
"...Analizę wypadku postanowiłem przeprowadzić w sposób klasyczny, biorąc pod lupę trzy czynniki, których niekorzystna wypadkowa może stanowić śmiertelne zagrożenie. Owe czynniki to: śnieg, teren i człowiek. Dlatego zacząć należy od przypomnienia warunków, w jakich działali koledzy i napotkana przez nich grupa turystów..."
https://plecakilawinowe.pl/boguslaw-kow ... 2019-roku/
Tymczasem warto pochylić się raz jeszcze nad wspomnianą lawiną, w której skotłował się kumpel.
Tu chłodna analiza wypadków:
"...Analizę wypadku postanowiłem przeprowadzić w sposób klasyczny, biorąc pod lupę trzy czynniki, których niekorzystna wypadkowa może stanowić śmiertelne zagrożenie. Owe czynniki to: śnieg, teren i człowiek. Dlatego zacząć należy od przypomnienia warunków, w jakich działali koledzy i napotkana przez nich grupa turystów..."
https://plecakilawinowe.pl/boguslaw-kow ... 2019-roku/
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Google [Bot] i 1 gość