High Riders - Himalayan Story 2018

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1528
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: Sylwek »

Nareszcie! :thumbsup:
magyar
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 384
Rejestracja: 15.12.2009, 20:26
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: magyar »

Nasza trasa byłą pętlą zaczynającą i kończąca się w Leh. Rozsądniej dla aklimatyzacji byłoby pojechać w przeciwnym kierunku do wskazówek zegara i zostawić najwyższe przełęcze na koniec, jednak obawiając się, że może na nie zabraknąć czasu już pierwszego dnia wjechaliśmy na Khardung La 5359 m n.p.m. ( Do niedawna uważaną za najwyższą na świecie przełęcz dopuszczoną do ruchu kołowego, wysokość podawana była jako 5602 m n.p.m.)
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Od strony Leh do przełęczy podjazd jest ciekawy, ale po drugiej stronie przełęczy, to już raj dla oczu między innymi przez wyżłobione spływającą wodą wąwozy. Zjechaliśmy do pięknej doliny Nubry i pojechaliśmy do miejscowości Hunder, przy której jest piaszczysta pustynia, rozczarowała nas wszystkich, szkoda na nią czasu. Odwiedziliśmy najstarszy i największy klasztor Diskit w dolinie Nubry. Znajduje się przy nim 32 metrowy posąg Buddy.

Obrazek

Obrazek

Następnego dnia pojechaliśmy doliną w kierunku wschodnim do miejscowości Agham, a z niej na naszym zdaniem najciekawszą z odwiedzonych przełęczy Wari 5247 m n.p.m. Droga na przełęcz jest dość trudna przez strome podjazdy po kamienistej nawierzchni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W miejscowości Sakti skręciliśmy w lewo, aby wjechać na drugą najwyższa przełęcz dla ruchu kołowego Chang 5360 m n.p.m. Drogę widzieliśmy gdzieś nad nami i wydawało się, że kiedy tam dojedziemy do przełęczy będzie już blisko, ale kiedy dojeżdżałiśmy w to miejsce kolejne odcinki trasy widzieliśmy znów ponad głowami. Tu pierwszy raz poczuliśmy skutki zbyt szybkiego wjechania na dużą wysokość -szybkie męczenie się i osłabienie. Na nocleg pojechaliśmy nad jezioro Bangong, które częściowo leży na chińskim terytorium. Zdziwiliśmy się dużą ilością miejsc noclegowych, głównie dużych namiotów. Wybraliśmy nocleg w pokojach ponieważ trzech z nas odczuwało przeziębienie, a jak się okazało po zbadaniu ilości tlenu w organizmie, czwarty z nas -Sub miał objawy choroby wysokościowej. Jak w wielu miejscach prąd był jedynie wieczorem przez kilka godzin, a ciepła woda do mycia z wiaderka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnego dnia nasza droga częściowo pokrywała się z drogą z poprzedniego dnia, drugi raz przejechaliśmy przez przełęcz Chang i na nocleg zatrzymaliśmy się w miejscowości Karu. Rano szukaliśmy apteki aby kupić coś na przeziębienie. W mieście był jedynie wojskowy szpital, do którego pojechaliśmy. Następnym celem naszej podróży było jezioro Moriri. Prawie cała droga tego dnia prowadziła jasnym brązowo-pomarańczowym kanionem rzeki Indus.

Obrazek

Obrazek

W miejscowości Sumdo daliśmy dzieciom jedną z dmuchanych piłek które mieliśmy na prezenty. Matka dzieci zaprosiła nas do swojego skromnego domu, poczęstowała herbatą i czymś co smakowało jak kukurydziana mąką z pokruszonym białym serem.

Obrazek

Obrazek

Na nocleg zatrzymaliśmy się kilka kilometrów dalej. We wsi było kilkanaście budynków i punkt medyczny, z którego skorzystał Sub wieczorem i rano aby się dotlenić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

https://www.google.pl/maps/dir/Leh/Hund ... !3e0?hl=pl
Awatar użytkownika
herni74
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1431
Rejestracja: 19.08.2008, 20:11
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Stalowa Wola/Mielec

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: herni74 »

magyar
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 384
Rejestracja: 15.12.2009, 20:26
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: magyar »

Rano wyruszyliśmy w kierunku jeziora, pogoda zrobiła się deszczowa i ochłodziło się.

Obrazek

Obrazek

Przy wjeździe do Korzok kolejny raz i nie ostatni pokazywaliśmy dokumenty na wojskowym punkcie kontrolnym. Minęliśmy miejscowość i na śniadanie zatrzymaliśmy się w nieczynnym barze na wzgórzu nad jeziorem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę powrotną. Trasa prowadziła „szybkimi szutrami” i można było odkręcić manetkę gazu. Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie, mieliśmy słońce, deszcz i grad.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Debring dojechaliśmy do trasy Manali-Leh w jednym z namioto-barów zatrzymaliśmy się na herbatę. Mieliśmy sporo przejechane od stacji benzynowej, a do najbliższe było jeszcze daleko, dlatego musieliśmy dokupić paliwo z kanistrów, paliwo odmierzaliśmy litrowymi butelkami spuszczając je wężem z kanistra.

Obrazek

Z tego miejsca było blisko do kolejnej jednej z najwyższych przełęczy świata Tanglang -nie była po drodze, ale szkoda byłoby odpuścić okazje wjechania na nią. Przeczekaliśmy w namiocie deszcz pijąc herbatę, a kiedy się wypogodziło ruszyliśmy w górę. Tego dnia brakowało tylko śniegu, kiedy podjeżdżaliśmy na przełęcz zaatakowała nas śnieżyca, palcem zgarniałem śnieg z okularów aby móc widzieć drogę, a kiedy dojechaliśmy na Tanglang wypogodziło się i odsłoniły się góry.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na nocleg dojechaliśmy do Pang, to mała miejscowość z kilkunastoma namiotami i budynkami oraz koszarami, których jest wiele w tej części Indii ze względu na napięte stosunki z Chinami, a zwłaszcza z Pakistanem. Gdyby oceniać miejsce, gdzie spaliśmy musielibyśmy dać „ujemne” gwiazdki :wink: Sub spał w ubraniu motocyklowym, a ja położyłem się na kurtce i we własnym śpiworze. Rano z Subem wróciliśmy kilkanaście kilometrów przed Pang, aby zobaczyć kanion, a właściwie dwa łączące się kaniony o pomarańczowych odcieniach, które widzieliśmy wieczorem poprzedniego dnia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przejeżdżając przez kolejne przełęcze (Lachulung 5035 m n.p.m., Nakee 4904 m n.p.m) dojechaliśmy do Keylong, gdzie zatrzymaliśmy się na dwie noce, aby odpocząć i wyleczyć przeziębienie. W miasteczku było do wyboru kilka hosteli. Generalnie w tej części Indii, w Himalajach, nie ma problemu z dostępnością noclegów. Czasem bywa gorzej z ich standardem, a ceny noclegu na osobę wahały się od 8 zł do około 50 zł z śniadaniem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Znaleźliśmy pierwszy sklep z alkoholem i wieczór zakończyliśmy przy butelce Old Monk. W Leh, z którego rozpoczęliśmy motocyklową podroż, również był sklep z alkoholem, ale jako mieszkańcy kraju z wieloma sklepami "24h" nie zrobiliśmy zapasów. Rum był stosunkowo tani, a butelka zwykłego piwa kosztowała 8 zł.
Awatar użytkownika
herni74
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1431
Rejestracja: 19.08.2008, 20:11
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Stalowa Wola/Mielec

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: herni74 »

Awatar użytkownika
Dalti
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 512
Rejestracja: 12.05.2013, 18:16
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Przemyśl
Kontakt:

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: Dalti »

Hern74i klimaty mega ,wszystko w rozmiarze xxl. foty super .poz :thumbsup:
Jak trzeba to oddam 0RhD+
50,rs125,dt,cbf600,XL600V,TT600R,530EXC,EXC250 2T...
magyar
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 384
Rejestracja: 15.12.2009, 20:26
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: magyar »

W 2014 roku jechałem z Hernim i Jokerem przez Tadżykistan "Autostradą Pamirską". O zachodzie słońca wjechaliśmy na przełęcz Khaburobad (Sagirdast) 3252 m n.p.m., droga z przełęczy w dół wiodła pólkami skalnymi, a w oddali było widać wysokie wodospady. Jednak przez pogarszającą się widoczność, musieliśmy patrzeć pod koła zamiast podziwiać widoki.
Obrazek
Chcieliśmy zostać u góry, bo żal było przejeżdżać, tak atrakcyjnie widokową trasę w nocy, jednak najlepszym miejscem na nocleg było kamieniste wypłaszczenie znajdujące się przy łuku serpentyny. Dużo dalej i niżej dojechaliśmy do wojskowego punktu kontrolnego, gdzie rozbiliśmy namioty. Zwykle, kiedy gdzieś jeżdżę i sam planuje trasę, to chcąc nie chcąc oglądam zdjęcia z google lub innych podróżujących osób i kiedy dojeżdżam do zaplanowanej atrakcji lub trasy, to "widzę ją kolejny raz", ta wycieczka miała być pełna niespodzianek. Rano namawiałem chłopaków, aby wrócić w górę na serpentyny, wtedy Herni powiedział pamiętne słowa "Takich dróg będzie jeszcze wiele" i co? i nie było. Herni, to dobry kolega, ale od tej pory kiedy gdzieś jeździmy wszystko sprawdzam i planuje sam :)


Tam były przełęcze, a tu są półki.
Z Keylong do Kishtwar prowadzi droga nazywana „Drogą śmierci”, wiedzie ona nad korytem rzeki Ćanab, często półkami wykutymi w skale. Pionowe ściany skał pod nami i ponad nami miały czasem po kilkadziesiąt metrów wysokości, spływały po nich wodospady na drogę i na nas kiedy przejeżdżaliśmy pod nimi. Widoki były oszałamiające, zdjęcia właściwie można by robić co kilkadziesiąt przejechanych metrów. Cała trasę między Keylong do Kishtwar która ma niespełna 250 km jechaliśmy przez dwa dni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Kishtwar, gdzie zostaliśmy na noc zaczęliśmy się wspinać w stronę przełęczy Sinthan 3748 m n.pm. W tym rejonie, nie było tak surowo jak przy najwyższych przełęczach z pierwszych dni podróży, jechaliśmy przez lasy składające się z potężnych iglastych drzew, według Gila wiele z nich mogło mieć po kilkaset lat. Nim dojechaliśmy na przełęcz mieliśmy sprawdzane dokumenty w dwóch punktach kontrolnych, na jednym z nich żołnierze poczęstowali nas kawą słodką jak syrop, tam wszyscy piją przesłodzoną kawę i herbatę. Droga była równa i utwardzona tłuczniem, można było sprawdzić jak radzi sobie Royal Enfield Himalayan 400 w sportowym zdobywaniu przełęczy. Jeśli przymkniemy oko, to pracę zawieszenia możemy zaakceptować, jednak mocy brakuje wyraźnie. Wytrzymałe są za to obręcze i szprychy, wiele razy każdy z nas uderzył na tyle mocno o kamień, że był pewny uszkodzenia koła, a one przetrwały całą trasę bez szwanku.

Obrazek

Obrazek

Finalny wjazd na przełęcz jak i droga w dół były drogą pokrytą asfaltem.
Awatar użytkownika
kulfon
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 120
Rejestracja: 30.05.2017, 14:24
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Jelcz Laskowice

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: kulfon »

Przepiękne widoki :resp:
magyar
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 384
Rejestracja: 15.12.2009, 20:26
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: magyar »

Z Keylong do Kishtwar prowadzi droga nazywana „Drogą śmierci”, wiedzie ona nad korytem rzeki Ćanab, często półkami wykutymi w skale. Pionowe ściany skał pod nami i ponad nami miały czasem po kilkadziesiąt metrów wysokości, spływały po nich wodospady na drogę i na nas kiedy przejeżdżaliśmy pod nimi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Kishtwar, gdzie zostaliśmy na noc zaczęliśmy się wspinać w stronę przełęczy Sinthan 3748 m n.pm. W tym rejonie, nie było tak surowo jak przy najwyższych przełęczach z pierwszych dni podróży, jechaliśmy przez lasy składające się z potężnych iglastych drzew, według Gila wiele z nich mogło mieć po kilkaset lat. Nim dojechaliśmy na przełęcz mieliśmy sprawdzane dokumenty w dwóch punktach kontrolnych, na jednym z nich żołnierze poczęstowali nas kawą słodką jak syrop, tam wszyscy piją przesłodzoną kawę i herbatę. Droga była równa i utwardzona tłuczniem, można było sprawdzić jak radzi sobie Royal Enfield Himalayan 400 w sportowym zdobywaniu przełęczy. Jeśli przymkniemy oko, to pracę zawieszenia możemy zaakceptować, jednak mocy brakuje wyraźnie. Wytrzymałe są za to obręcze i szprychy, wiele razy każdy z nas uderzył na tyle mocno o kamień, że był pewny uszkodzenia koła, a one przetrwały całą trasę bez szwanku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Finalny wjazd na przełęcz jak i droga w dół były drogą pokrytą asfaltem. Wjechaliśmy na równinny teren i najgęściej zaludniony na naszej trasie. W tamtejszych miastach podział jezdni na pasy nie ma żadnego znaczenia, podobnie jak znaki drogowe i sygnalizacja świetlna. Najważniejszym w poruszaniu się drogami jest klakson. Szybko wtopiliśmy w tamtejszą stylistykę jazdy, przepychając się na skrzyżowaniach, wyprzedzaliśmy raz z prawej, raz z lewej czując się jak w kultowej grze „River Raid”.
Srinagar, to miasto o populacji 1,2 mln mieszkańców, wpisując nazwę w wyszukiwarkę Google znajdujemy ładne zdjęcia z jeziorem i bajkowymi łodziami, jednak Srinagar, jak pozostałe miasta, które widzieliśmy wygląda według naszej oceny na zaniedbane i pełne architekturalnego bałaganu.
Zaplanowaliśmy w nim wymienić dolary na rupie. Jadąc do banku znalezionego na nawigacji rozdzieliliśmy się, próbując przeciskać się przez miasto. Ja zostałem z Gilem, a Sub z Hernim. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu, bo nasze karty GSM, nie łączyły się z lokalną siecią, rozwiązaniem byłby zakup lokalnej sieci -chyba wojskowej. Dlatego nawet nie próbowaliśmy się szukać i założyliśmy, że znajdziemy się gdzieś za miastem przy barze z kawą lub miejscu na nocleg. W pierwszym banku jakim byłem usłyszałem, że nie zajmują się wymianą walut i odesłano mnie do innego. Pod trzecim bankiem zaczepił mnie mężczyzna na skuterze i zapytał czego szukamy. Kiedy odpowiedziałem na jego pytanie powiedział, że może nam wymienić dolary na rupie. Po ustaleniu ilości i kursu pojechaliśmy za nim. W wąskiej uliczce pełnej jednośladów, zaparkowaliśmy motocykle, Gilu został przy nich Przez mały skwerek poszedłem za mężczyzna na łódź stojącą na brzegu rzeki. Na łodzi mężczyzna z którym miałem dokonać transakcji, zapytał o nominały. Powiedział, że za banknot studolarowy może dać mi ustalone wcześniej 70 rupi za jednego dolara, ale w banknotach pięciodolarowych jedynie 65 rupi. Powiedziałem, że w takim razie wymienimy jedynie 100 dolarów, a resztę zabieram ze sobą, wtedy zgodził się dać za całość po 70 rupi za dolara, jednak przy wymianie zaokrąglił sumę do 10 tyś. rupi obcinając końcówkę 150 rupi na co machnąłem już ręką.

Jako, że nasza wymiana zajęła sporo czasu, założyłem że Sub i Herni są gdzieś przed nami dlatego jadąc dalszą część zaplanowanej trasy rozglądaliśmy się za zaparkowanymi motocyklami naszych kompanów. Przed turystyczną miejscowością Sonamarg, zatrzymał nas człowiek chcący opłaty za przejazd, słyszeliśmy o tym wcześniej i założyliśmy, że nie będziemy płacić, jednak ten mężczyzna sam, bez pytania powiedział, że około 30 min wcześniej przejeżdżało dwóch mężczyzn na takich samych motocyklach, uznaliśmy z Gilem, że możemy „zapłacić za informację”. Parę kilometrów dalej złapałem gumę w tylnym kole, jako że byliśmy blisko miasteczka, Gilu powiedział, że pojedzie się rozejrzeć, a ja siadając na zbiorniku i odciążając tył, pojechałem powoli za nim. Po chwili wrócił z informacją, że znalazł chłopaków przy hotelu, podjechałem na tamtejszy parking i zaraz po rozpakowaniu motocykli zająłem się naprawą. Od przechodnia dowiedziałem się, że w miasteczku jest mężczyzna zajmujący się serwisem, dlatego ściągnąłem koło i razem z Subem pojechałem jego motocyklem z moim kołem w ręce. Choć był późny wieczór, był to dobry pomysł, aby nie odkładać naprawy, ponieważ już w nocy zaczął padać deszcz i nie przestawał kiedy pakowaliśmy się do wyjazdu. Kiedy podjeżdżaliśmy na przełęcz Zoji 3528 m n.p.m. po błotnistej drodze deszcze zamienił się w śnieg. Wjechaliśmy na białą przełęcz z której wiele nie widzieliśmy przez nisko leżące chmury, byliśmy zmarznięci przez między innymi przemoczone rękawiczki w wcześniejszym deszczu. Zatrzymaliśmy się w jednym z namioto-barów. Zjedliśmy popularną maggy -„chińska zupka” z wkrojoną zieloną cebulą i papryką oraz napiliśmy się gorącej herbaty. Na kolejną rozgrzewającą herbatę zatrzymaliśmy się w Dras, w mieście widniała tabliczka, że jest to drugie najzimniejsze zamieszkałe miejsce na ziemi. Miasto to podobnie jak zachodnia część Dżammu i Kaszmir, zamieszkałe jest głównie przez muzułmanów, prawie każdy mężczyzna nosi tam brodę, a wiele kobiet ma twarze przysłonięte burkami.
Przed Kargil napotkaliśmy drugą bramkę z rzekomymi opłatami za przejazd, choć mężczyźni próbowali nas zatrzymać minęliśmy ich z rozpędu wykrzykując co komu przyszło do głowy. Dzięki poprawie pogody Kargil, który miał być celem dwunastego dnia podróży, stał się jedynie miastem gdzie uzupełniliśmy paliwo przed wjazdem do dolin Suru i Zanskar ponieważ do najbliższe stacji paliw mieliśmy około 230 km.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tego dnia dojechaliśmy do Rangdum i zostaliśmy na nocleg w Guest House na wysokości 4010 m n.p.m. W żadnym z miejsc gdzie spaliśmy nie widzieliśmy kaloryferów, a szyby w oknach zawsze było pojedyncze. Kiedy zapytaliśmy co z ogrzewaniem w zimie usłyszeliśmy, że po prostu zamykają na okres zimowy. Rano gdy na zewnątrz temperatura była poniżej zera w pokoju mieliśmy kilka stopni, kolejny raz przydały się ciepłe puchowe śpiwory. Rano pojechaliśmy dalej na południe w stronę przełęczy Penzi 4494 m n.p.m. Zaraz za nią zatrzymaliśmy się przy drodze skąd był wspaniały widok na lodowiec Drang-Drung, największy lodowiec w krainie Ladakh.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Za przełęczą wjechaliśmy w drugą malowniczą dolinę -Zanskaru. Na nocleg zatrzymaliśmy się w jej stolicy w Padum. Wieczorem kiedy siedzieliśmy przy butelce rumu, przyjechali do hostelu trzej indyjscy motocykliści, rozmawialiśmy z nimi chwilę o motocyklach, naszych trasach. Byli pod wrażeniem długości naszej trasy w liczbie dni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

O pięknie obu tych dolin słyszeliśmy przed przyjazdem i faktycznie nie były przereklamowane. Rano ruszyliśmy w drogę powrotną obiema dolinami, jako że wszystko szło zgodnie z planem mogliśmy nadal realizować punkty z planu naszej podróży, nie wybierając najszybszej i najkrótszej drogi do Leh. Przez ostatnie dwa dni motocyklowej przygody w Himalajach nie spieszyliśmy się rano z pakowaniem i wyjazdem Pojechaliśmy przez przełęcz Hambuting 4024 m n.p.m., a za nią kolejny raz lecz w innym miejscu kanionem rzeki Indus.

Obrazek

Obrazek

Ostatni poranek na takie spędziliśmy pijąc spokojnie kawę i jedząc śniadanie w przydrożnym sklepie-barze. Obserwowaliśmy lokalnych kierowców, którzy zatrzymywali się na herbatę lub posiłek.

Obrazek

Na naszej trasie była ostatnia przełęcz leżąca powyżej 4000 m n.p.m. Fatula, tuż przed nią na jednym z zakrętów, prawdopodobnie z rozluźnienia spowodowanego bliskością końca trasy, Sub położył motocykl, na szczęście po za drobnymi otarciami na motocyklu nic się nie stało.

Obrazek

Kilkanaście kilometrów za przełęczą zatrzymaliśmy się w klasztorze Lamayuru, najstarszy budynek kompleksu pochodzi z około 1000 roku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do Leh wjechaliśmy w godzinach popołudniowych, pojechaliśmy do hostelu w którym nocowaliśmy po przylocie, wypakowaliśmy się i zawieźliśmy motocykle do zwrotu.
W ostatni dzień przed wylotem zaplanowaliśmy zwiedzanie Leh i zakup „suwenirów”. Przypadkiem trafiliśmy na obchody święta Aszura, obchodzonego dziesiątego dnia muharram -pierwszy miesiąc kalendarza muzułmańskiego. Cześć uczestników samobiczuje się pejczami zakończonymi małymi nożami lub uderza rytmicznie w głowę jakimś przedmiotem krwawiący przy tym obficie i często tracąc przytomność.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pełni wrażeń opuściliśmy Himalaje o wschodzie słońca.

Obrazek

Obrazek
whiter
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 256
Rejestracja: 28.01.2017, 19:17
Mój motocykl: XL650V

Re: High Riders - Himalayan Story 2018

Post autor: whiter »

Wyjazd na prawdę na "wysokim poziomie" ;)
Czekałem na dalszy ciąg. Dzięki!
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 1 gość