Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Doodek »

Grecja 2018 - Dzień 10 – Rodopy
04 czerwca 2018 - poniedziałek


Poranek jest ciepły i słoneczny, ale na zacienionym campingu jest bardzo przyjemnie. W dodatku nad Olimpem nie ma chmur, i można pocykać kilka fotek zepsutym aparatem...

Po śniadaniu Wojtek zgarnia Andreasa z "centrum" i jadą ogarniać akumulator do Oliviera. Ja w tym czasie zwijam bazę i planuję trasę, bo wymagane są coraz większe modyfikacje. Czasu mam dużo, bo chłopaków nie ma i nie ma, ale w końcu przyjeżdża Wojtek (Andreas wrócił do swoich spraw) i mogę cieszyć się nową bateryjką. Montuje ją w motocyklu, przekręcam kluczyk, wciskam starter i następuje chwila prawdy - motek bez ociągania budzi się do życia. Załatwione. Choć naprawdę mogłam sobie tego oszczędzić i wymienić aku prze wyjazdem, zgodnie z pierwotnym zamierzeniem...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeszcze tylko "kupa mięci" dokumentuję fantastyczne rozwiązanie azjatycko-europejskie t toalecie i jadymy!

Obrazek

W Grecji niewiele nam już zostało do odwiedzenia, w zasadzie nic, więc kierujemy się do Bułgarii. Autostradami, więc jest ciepło i nudno. W końcu musimy zatankować, a najbliższa stacja jest na bocznej drodze omijającej autostradowy tunel. Ciekawe rozwiązanie. Tankowanie, woda, lodzik, a jego pół wcina lokalny kot ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Granicę z Bułgarią pokonujemy nadzwyczaj sprawnie, spodziewałam się spędzić tam więcej czasu.

Zmiana kraju powoduje zmianę w krajobrazie, jakości dróg i w ogóle w jeździe. Snujemy się chwilę po wiejskich drogach, których niewątpliwą zaletą jest znikomy ruch, a wadą kiepska jakość dróg i piasek na zakrętach, a tych jest sporo i chciałoby się po nich pojechać jak należy. Zwłaszcza, że wjeżdżamy teren Parku Narodowego Pirin.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W najbliższym "sensownym" miasteczku (Goce Dełczew) zatrzymujemy się na jedzenie. Wypłacam kasę z bankomatu, a Wojtek zajmuje się tematem zdobycia pożywienia, i jest zdziwiony, że tu nikt nie mówi po rosyjsku. W końcu jemy pizzę w jakimś barze "na rynku". Od razu da się zauważyć, że jest tu wyraźnie taniej niż w Grecji. I Polsce.

Posileni jedziemy w kierunku gór - tym razem przed nami Rodopy. Jest pięknie, choć na horyzoncie majaczą ciemne burzowe chmury. Może zdążymy...

Obrazek

Obrazek

Nie zdążyliśmy. Zaczyna padać, i zarządzam postój. Nie od razu, bo nie ma za bardzo gdzie... ale co jakiś czas są takie altanki piknikowe na poboczach, więc poluję na jedną z nich. W samą porę. Zeskakujemy z motków, chronimy się pod dachem i wtedy zaczyna się ulewa. Z gradem. I piorunami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Uzbrajam się w membranę pod moje moto-ciuchy. Wojtek nie dokonuje żadnych modyfikacji swojego stroju, nawet nie wyciąga przeciwdeszczówki. Czekamy, aż ulewa przejdzie. Nie tylko ze względu na wodę z nieba, ale przede wszystkim ze względu na wodę zalegającą na drodze - opony w Afryce to lekko przechodzone kostki, więc na mokry asfalt niekoniecznie najbezpieczniejsze.

W końcu ulewa przechodzi w lekką mżawkę, więc ruszamy. Jest też odczuwalnie chłodniej, tylko 12 stopni! Nie ma to tamto, w ruch idą grzane manetki. Na szczęście temperatura się podnosi i wychodzi nawet słońce, choć czuć , ze jest już późne popołudnie, bo tak nie grzeje.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dojeżdżamy do "głównej" drogi i jedziemy na Płowdiw, ale w pewnym momencie skręcamy w lewo, w dróżki na których ciężko się minąć z czymkolwiek innym niż jednoślad. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do celu - Chudnite Mostove czyli Cudowne Mosty. Dzisiaj już nie pozwiedzamy, więc trzeba znaleźć nocleg. Nie powinno być to trudne, bo są tu co najmniej dwa miejsca, gdzie można przenocować, poza własnym namiotem. Do jednego z nich prowadzi drogowskaz - więc pniemy się jeszcze kilka kilometrów drogą, która coraz bardziej przypomina szlak turystyczny. Podjeżdżamy na parking pod "dom wczasowy z poprzedniej epoki" (nie zrobiłam fotki, ale można sobie wygooglać (Hut "Rocky Bridges"). Nie ma tam nic oprócz bandy skserowanych szczeniaków i kartki z numerem telefonu na zamkniętych na klucz drzwiach.

Wracamy na parking kilka km niżej, gdzie było kilka straganów i wg moich informacji musi tam też być jeszcze jedno miejsce z noclegiem. Taka kwaterka prywatna / agroturystyka. I generalnie jest tam domek, ale nie ma jak dojechać, bo prowadzą tylko schody. Ale nie może tak być, musi być tam dojazd. Sprawdzamy kilka leśnych ścieżek - bezskutecznie. Wojtek idzie tam z buta zapytać o możliwość noclegu i dojazd. Wraca po chwili z dwoma dobrymi informacjami. Tak - można przenocować. I tak, można dojechać ścieżką przez las. Wojtek jedzie pierwszy, potem ma wrócić i pomóc mi wjechać tam na moich szosowych oponkach, co by nie było zbyt wielu strat. Ale z drugiej strony - jak nie ja, to kto? Ostrożnie wbijam się w ścieżkę, wiodącą przez trawę, kawałek lasu z liśćmi, korzeniami i podmokłym od ulewy gruntem. Udaje się bez problemu, choć jak w nocy popada (a zapowiada się), to już tak łatwo z wyjazdem nie będzie.

Obrazek

Obrazek

Miejscówka jest bardzo specyficzna, ale klimatyczna, jak u ciocio-babci na wsi. Skrzypiąca podłoga, staromodne szafy, portrety rodzinne, niedomykające się drzwi i staroświecki kibelek. Oprócz nas nocują tam jacyś czescy i słowaccy turyści górscy (takie prawdziwe łaziki).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zamawiamy kolację i piwo. Dostaje nam się jeszcze po "szklance" rakiji, bo gospodarze coś opijają i wznoszą toast za toastem, a więc my (a raczej Wojtek, bo ja nie za bardzo bimber lubię) razem z nimi.

Obrazek

Potem zapada już zmrok i zaczyna burza. Oj, rano będzie wesoło...


Przejechane: 398 km

Obrazek


Macna:
Niezmiennie podoba mi się funkcja "night eye" :)

Light off:

Obrazek


Light on:

Obrazek
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Doodek »

Qter pisze:Ano fajnie tylko gdzie są fotki z przejazdu na kanałem korynckim?
Ni ma ;)
mariusz1970
wiejski tuningowiec
wiejski tuningowiec
Posty: 106
Rejestracja: 15.10.2017, 08:32
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Tarnobrzeg

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: mariusz1970 »

Super wyprawa! :ok: :ok: :ok:
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Doodek »

Grecja 2018 - Dzień 11 - Cudownymi Mostami do Montany
05 czerwca 2018 - wtorek


Dzień zaczynamy od zwiedzania Cudownych Mostów. Olbrzymie formacje skalne robią wrażenie, ale przyznam, że spodziewałam się, że będzie tego więcej... Niemniej jednak warto odwiedzić to miejsce i pójść nieco dalej niż tylko do pierwszych barierek. W nocy padało, więc ścieżki są śliskie - przez błoto i mokre kamienie, a roślinność ociera się o buty i nogawki i je całkowicie moczy. Z lokalnych atrakcji można przejechać się tyrolką, którą wjeżdża się pod jeden z mostów. Mieliśmy okazję sprawdzić fachowe mocowanie stalowej liny na feldze bliżej niezidentyfikowanego samochodu ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po rozgrzewce zamawiamy śniadanie, regulujemy rachunki i kupujemy kilka słoiczków z przetworami.

Obrazek

Obrazek

Pogoda jest taka bliżej nieokreślona, więc na wszelki wypadek wpinam membrany do moich ciuchów. Wojtek wyprowadza mi moto po błotnistej ścieżce na parking, ja korzystam z kilkudziesięciu schodów. Zjeżdżamy do głównej drogi i kontynuujemy jazdę na północ. Po kilkudziesięciu kilometrach zjeżdżamy w bok, do Twierdzy Asena. Tam na parkingu spotykamy motocyklistę z USA, który na jakiejś małolitrażowej popierdółce "robi Europę". Życzymy sobie wzajemnie powodzenia. On odjeżdża, a my idziemy pozwiedzać. Kupujemy bilety, wypinam membrany, bo zrobiło się ze trzydzieści stopni i się gotuję i wspinamy się zarówno na kupki kamyków z replikami maszyn oblężniczych, a także zwiedzamy klasztor, który jako jedyna budowla ma się tam naprawdę dobrze. Nawet krzesełka ma z unijnych dotacji...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy do motocykli i jedziemy do Płowdiwu, bo bardzo chcę tam zobaczyć teatr rzymski. Droga dojazdowa do miasta jest w remoncie, więc pokonanie tego odcinka nie jest przyjemne. Samo miasto jest ładniejsze niż myślałam. W poszukiwaniu dojazdu do starej części miasta wbijamy się w wąskie brukowane uliczki, z wyślizganym kamieniem, a na dodatek za jednym z ostrych zakrętów trafiamy na remont. Ja powinnam z pomocą Wojtka przejechać, ale Afryka jest za szeroka. Wojtek ma powyżej uszu. Jest gorąco, ja mam ciśnienie, że chcę zobaczyć centrum, bo inaczej bez sensu w ogóle było tu wjeżdżać, więc mamy kolejne spięcie. Niestety jestem na słabszej pozycji, więc niechętnie odpuszczam.

Obrazek

Porzucamy więc miejskie tereny i zmierzamy w kierunku Parku Narodowego Bałkanów Środkowych. Drogi stają się coraz bardziej lokalne, a im bliżej tym dookoła więcej pól z lawendą. Zakrętasami wjeżdżamy na przełęcz Trojan, ale nie decydujemy się na podjazd pod nieco wyżej leżący pomnik wolności, bo przegapiamy wjazd na odpowiednią drogę...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Za przełęczą i serpentynami z piaskiem zatrzymujemy się w knajpie na jedzenie, bo pora jest mocno obiadowa. Czas mamy idealny, bo zaczyna padać. Przestaje akurat jak kończymy jeść, więc jedziemy. zjeżdżamy z gór i mocno lokalnymi drogami kierujemy się na północny wschód. W miejscowości Roman najbardziej odczuwam na własnych łokciach problemy z widelcem Oliviera, bo całe miasteczko to jedna wielka dziurawa kostka brukowa... Okolica jest coraz mniej atrakcyjna, zwłaszcza jak wjeżdżamy na coraz bardziej cywilizowane drogi. Ciekawe są parkingi dla kierowców ciężarówek, na które TIRowcy z Turcji mają absolutny zakaz wjazdu, co wyraźnie obwieszczają rzucające się w oczy znaki...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A my zmierzamy do Montany, w myśl cytatu "Zawsze jest jeszcze Montana..." (z jakiego filmu? pierwsza osoba, która odpowie dostanie bułgarską pamiątkę). Tam lokujemy się w hotelu Montana, wstawiamy motki za bramę podwórka/parkingu, płacimy za pokój w mieszanej walucie BGN+EUR i idziemy w miasto. Najpierw na piwko na czymś w rodzaju rynku, gdzie przede wszystkim obserwujemy ludzi. Chyba były jakieś występy lokalnych grup taneczno-wokalnych, bo jest mnóstwo dzieci i młodzieży w regionalnych strojach, Widzimy tez jak jedna dziewczynka zawzięcie ćwiczy stójki na lekko za dużym rowerze górskim - sama, bo chłopcy z chyba tej samej ekipy ćwiczą w swoim gronie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolację robimy sobie we własnym zakresie, czyli odwiedzamy Billę i kupujemy przygotowaną rybkę, pieczone ziemniaki i grillowane warzywa (i wino). Są jeszcze krewetki, ale paskudnie niesmaczne. Widać nie jest to bułgarska potrawa narodowa :)


Przejechane: 362 km

Obrazek
Awatar użytkownika
Artek
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2512
Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: ZMY

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Artek »

Nie wiem z jakiego to filmu... :dupa:
Ale czyta się :tongue:
Dominator.
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3396
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Qter »

człowiek z blizną

jeśli miałem rację to nagrody się zrzekam ale pisz koniecznie dalej :smile:

PZDR

Qter
Ostatnio zmieniony 03.09.2018, 23:08 przez Qter, łącznie zmieniany 2 razy.
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
ryben
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 477
Rejestracja: 19.10.2008, 17:17
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: wrocław

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: ryben »

„Snajper” z Tomem Berengerem. W zasadzie kultowy film. Dwa razy ta fraza padła. W tzw. Międzyczasie i w finale :thumbsup: to było takie koło ratunkowe dla Becketta. Raz opowiada o tym Beckett a potem Miller (Billy zane) mówi do Becketta „jest jeszcze Montana”. Odskocznia symbol elysium ...
czas ucieka ... wieczność czeka ...
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Doodek »

ryben pisze:„Snajper” z Tomem Berengerem. W zasadzie kultowy film. Dwa razy ta fraza padła. W tzw. Międzyczasie i w finale :thumbsup: to było takie koło ratunkowe dla Becketta. Raz opowiada o tym Beckett a potem Miller (Billy zane) mówi do Becketta „jest jeszcze Montana”. Odskocznia symbol elysium ...
No i zgadnięte, ale gdzie indziej było zgadnięte wcześniej :( więc ni ma nagrody... ale jest satysfakcja :) :thumbsup:
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Doodek »

Grecja 2018 - Dzień 12 - Przymusowa kąpiel w Dunaju
06 czerwca 2018 - środa



Śniadanie jemy w hotelowej restauracji, ale w sumie nie wiemy, czy jest w cenie noclegu, czy nie. Ciężko jest się też tego w jakikolwiek sposób dowiedzieć...

Urzekają nas opakowaniu cukru - w eurasy. Wojtek do swojej kawy dostał "więcej pieniążków" niż ja, ale wrzuciliśmy do wspólnej puli ;)

Po śniadaniu wychodzimy z restauracji i nikt się nie czepia, więc chyba było w cenie ;)

Obrazek

Obrazek

Jedziemy w kierunku granicy. W ruchu jest coraz więcej TIRów. Tuż przed granicą ciężarówki zaczynają tworzyć wielokilometrowy korek. Powodem jest przejście graniczne zlokalizowane na moście na Dunaju (Widyń - Calafat) i wjazd ciężarówek jest tam tylko w określonych godzinach.

Jedziemy wzdłuż Dunaju - chcę Wojtkowi pokazać "mordy". Drogi w Rumunii są lepsze nieco o d tych w Bułgarii, ale jest na nich sporo większy ruch i więcej ciężarówek.

W jednym z miasteczek stajemy w przydrożnej knajpie, na mici, tutejszą wersję czevapi czy innych mielonych podłużnych grillowanych mięsiw.

Obrazek

Jest niemiłosiernie gorąco. Podjeżdżamy pod pomnik Decebala. Nomad w ogóle nie widzi po co tam zajechaliśmy. Wjeżdżamy w szutrową odnogę od głównej drogi. Cykam fotki, a Wojtek dalej nie widzi wykutej w skale twarzy. Dopiero muszę mu ją pokazać. A myślałam, że jest widoczna?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Robimy chwilkę przerwy. Postanawiam przeparkować motocykl, zęby stał w cieniu. Kast nakładam na czubek głowy. I to jest wielki błąd. Wielbłąd. Motek, już przy parkowaniu, przechyla się i pociąga mnie za sobą. Kask spada mi z głowy, motek się kładzie. Pech chce, że akurat na stronę, gdzie jest pionowe urwisko prowadzące wprost do wody. Kilkanaście cm w bok i motek poleciałby w dół. tymczasem w dół, odbijając się od kolejnych kamieni spad mój kask. Gdzieś odpada kamerka, a kask z pluskiem ląduje w rzece... Niewiele myśląc rzucam się w pościg, zjeżdżając w stylu rozpaczliwym po pionowych skałach. Wojtek chce mnie zatrzymać, ale w ogóle na niego nie reaguję. Nad samą wodą zabieram się za zdejmowanie ciuchów, żeby wskoczyć po kask, ale Wojtek w końcu przebija się do mojej świadomości i twierdzi, że on się tym zajmie. Na szczęście w tej odnodze rzeki nie ma mocnego prądu, a kask wpadł tak, że nie napełnił się wodą i nie zaczął tonąć.

Misja ratowania kasku kończy się sukcesem - okupiona kilkoma krwiakami na mojej nodze i otarciami na ciele Wojtka. W dodatku znajduję gdzieś między kamieniami kamerę, która nawet nie ucierpiała, kask ma kilka rys, ale generalnie jest cały interkom też jest na miejscu, więc będę mogła jechać dalej. Jak tylko trochę podeschnie.

Chwilę jeszcze siedzimy na miejscu, przywracając poziom adrenaliny do wyjściowego, potem zakładam mokry kask na głowę (przynajmniej będzie mi chłodniej) i jedziemy.

Obrazek

Jedziemy jeszcze kawałek wzdłuż Dunaju, robimy fotkę Twierdzy Golubac (to ta od Zawiszy Czarnego), która znajduje się na drugim brzegu, po serbskiej stronie i w końcu wbijamy się w bardziej uczęszczane drogi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W jednym z miasteczek przyhamowujemy na znaku STOP, ale się nie do końca zatrzymujemy. Pech chce, że za chwilę zatrzymuje nas policja (ale wygląda to na jakąś "zorganizowaną akcję", bo na odcinku stu metrów jest jeszcze wóz żandarmerii i kogoś tam jeszcze). Pan policjant jednym tchem wygłasza jakąś formułkę, na co odpowiadam (po Polsku) że poproszę jeszcze raz, wolniej i w zrozumiałym języku. W odpowiedzi dostaję zdziwiony wyraz twarzy, że po rumuńsku nie rozumiem, ale potem pada słowo "dokument" i już wiadomo o co chodzi (nie żeby od razu nie było ;)) Pan pokazuje na datę badania technicznego w dowodzie rejestracyjnym i mówi, że "pirat" bo badanie techniczne jest nieważne. Pokazuję mu, że w tej samej rubryczce jest też wpisana druga data, wskazująca na 2019 rok, więc wszystko jest OK i że "nie pirat". No jak OK, to OK i możemy jechać dalej. Więc nie o stop chodziło :)

Powoli myślimy o noclegu, ale nic po drodze się nie pojawia. W miejscowości Deta jest hotel, ale w remoncie. Gdy kręcimy się przed nim, chłopaczek z knajpy pyta czy w czymś pomóc. Owszem - jakiś nocleg? Mamy poczekać. Po pół godzinie pojawia się pyzaty okularnik z miękkimi nadgarstkami, wdaje się w krótką burzliwą wymianę zdań z chłopakiem z knajpy, a potem mówi, że ma nocleg i że mamy pojechać za jego białym BMW. No to jedziemy. Nocleg okazuje się jakąś kwaterą dla robotników, którzy dziwnie się na mnie patrzą znad puszek z piwem, kiedy sprawdzam pokój. Motki miałyby stać na ulicy, niby pod okiem kamer ale okolica jakaś taka szemrana, więc biorąc pod uwagę całokształt - rezygnujemy. Chłopak odjeżdża, a my dalej jesteśmy w punkcie wyjścia, tylko 40 minut później.

Obrazek

Postanawiamy dojechać do Timosoary, znajduję tam jakieś B&B i za cenę tego samego co w Decie mamy przyjemne lokum z przemiłą właścicielką i fajnym psiakiem o imieniu Pufi, który natychmiast oznacza Oliviera sikiem prostym...

Obrazek

Idę do bankomatu, żeby wypłacić kasę za nocleg, ale niestety nie mogę - odmowa z banku. Płacę więc w euro, dostając resztę w lejach. Znowu zgrzyta między mną a Wojtkiem, tym razem w kwestii organizacji i planowania przejazdu i noclegów, bo czuję się w tym zostawiona sama sobie, więc nigdzie nie wychodzimy i wieczór spędzamy na oglądaniu Top Gear Vietnam Special.


Przejechane: 507 km

Obrazek


Informacje praktyczne
- Most Widyń-Calafat jest dla motocykli bezpłatny. Za samochody osobowe opłata wynosi 6 E. Można płacić kartą, w euro i w walucie lokalnej.
- Po stronie rumuńskiej, ale w pobliżu Serbii, lepiej jest wyłączyć roaming transferu danych w telefonie - Serbia nie jest w UE i może przyjść za to słono zapłacić ;)


Macna
Przy zjeździe na tyłku po skale materiał spodni wytrzymał (myślałam, że na ostrych kamieniach będą tu jakieś straty), ale nabiłam sobie solidnego siniaka bo w tym miejscu nie ma żadnych ochraniaczy (spokojnie, w innych spodniach tez w tym miejscu nic nie ma, więc nie jest to absolutnie żadna wada).
Awatar użytkownika
radebe
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 47
Rejestracja: 22.02.2016, 13:52
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Nowy Targ

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: radebe »

Doodek pisze:
- Po stronie rumuńskiej, ale w pobliżu Serbii, lepiej jest wyłączyć roaming transferu danych w telefonie - Serbia nie jest w UE i może przyjść za to słono zapłacić ;)
właśnie niedawno robiłem przełom Dunaju stroną serbską, miałem ustawione ręczne wybieranie sieci na sieć rumuńską, ale w międzyczasie telefon zgubił sieć i zapytał czy połączyć z poprzednia, czy szukać nowych sieci. Myślałem, że jak wybiorę szukać nowych sieci to za chwilę wywali listę sieci i sobie wybiorę nową rumuńską...
Niestety tel postanowił się od razu połączyć z serbską - efekt - 7 MB ściągniętych - 266 zł:)
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3396
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Qter »

Czołem,

Przygodę z kaskiem miałem bardzo podobną - skończyło się na pływaniu w rozlewisku kanionu rzeki Piva w Czarnogórze... :grin:

Golubac skończyli remontować?

Timisoare wspominam bez żalu - wieczorem na głównym palcu czasem coś się dzieje a w starych fortach całkiem sensowne knajpy są a tak to dziura...

Widzę że powoli zmierzacie w stronę PL i czekam na c.d. Aha i jak na 12 dni do tej pory to chyba całkiem całkiem wam ta jazda idzie....

Co do dogadywania się to bezpieczniej jeździ się w 3-kę - albo w parach gdzie już tarcia dawno minęły - taki urok ale to przecież wiesz....

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Doodek »

Grecja 2018 - Dzień 13 i kolejne - Cel: Polska
07 czerwca 2018 - czwartek
08 czerwca 2018 - piątek
09 czerwca 2018 - sobota
10 czerwca 2018 - niedziela


Jakoś tak się dziwnie składa, że im bliżej do powrotu, tym mniej fotek się robi w trasie. Może dlatego, że wszystko co najfajniejsze już "za nami"? Jedziemy do Oradei, a następnie kierujemy się na Węgry. Tam, omijając wszelkie płatne drogi, jedziemy do Tokaja. Docieramy na miejsce względnie wcześnie, więc mamy czas na pozwiedzanie piwniczek i degustacje wina. Zaczynamy jednak od zakwaterowania, wypłacenia kasy i obiadu. I butelki wina.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widać, że jest przed sezonem i tak naprawdę większość piwniczek jest zamknięta. Trafiamy do jakiejś jednej, mało reprezentacyjnej, ale kieliszek wina za 100 forintów wszystko wynagradza, zwłaszcza, że jest wyśmienite. W dodatku bardzo dobrze wchodzi więc zamawiamy kolejne i kolejne.
W końcu postanawiamy skoczyć do sklepu po coś na kolację i może jakąś butelkę wina. Niestety to wypite daje znać o sobie i muszę zahaczyć o toaletę. Jest taka automatyczna, za 200 forintów, ale niestety nie przyjmuje monet 200-forintowych, tylko setki. Z toalety korzystam więc w knajpie, ale żeby nie iść tylko na siku, zamawiamy po kieliszku wina - jest gorsze i 8 razy droższe. Ale kibelek jest wart tego dodatkowego wydatku ;)

Obrazek

Wieczorem znowu oglądamy Top Gear Special.


Przejechane: 315 km

Obrazek



Piątek oznacza dzień powrotu do Polski. Pakujemy się na motki i zajeżdżamy jeszcze na główny plac, porobić sobie pamiątkowe fotki i zanabyć wino - to wczorajsze sklepowe okazało się wyborne i w świetnej cenie.

Obrazek

Parkujemy motki jak najbliżej placu i idziemy po zakupy. I tu następuje ciekawe spotkanie z polskimi motocyklistami, których akurat znam :) Świat jest mały! Chwilę gadamy, a potem Wojtek i ja robimy odpowiednie zakupy.

Obrazek

Wracając do motocykli zauważamy, że jedna z piwniczek jest otwarta, więc pakujemy się do niej. Okazuje się, że jest tam jakieś "indywidualne zwiedzanie" dla gościa z UK, ale jak już wleźliśmy, to jesteśmy podjęci pysznym winem i na nic zdają się tłumaczenia, że zaraz wsiadamy na motki i jedziemy w trasę. Właściciel piwniczki mówi, ze jak nas zgarnie policja, to mamy do niego zadzwonić i on im wszystko wytłumaczy. A jak nam nie smakuje, to możemy wylać na ściany i "podlać" w ten sposób pleśń, która nadaje tokajskiemu winu charakterystyczny aromat. Co to to nie! wypijamy więc lampkę wina "za bezpieczny weekend". W pleśń na suficie wbijamy monety, żeby tradycji stało się zadość i kupujemy butelkę wina, które właśnie piliśmy, bo jest genialne. Lekkim krokiem wychodzimy na światło dzienne i zmierzamy do motków.

Obrazek

Obrazek

Na odchodne robimy sobie jeszcze fotki wjeżdżając na plac, pod fontannę i potem kierujemy się w stronę Słowacji.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze dokupujemy jeszcze kilka butelek wina. Powinno wystarczyć na jakiś czas...

Obrazek

Przejazd przez Słowację trochę się dłuży, ale w końcu jesteśmy w Polsce!

Obrazek

Obrazek

Tam zahaczamy jeszcze o Bieszczadzką Kolejkę Leśną i jedziemy do Stężnicy, prosto na zlot "mojego" forum motocyklowego f650gs.pl Czas na odpoczynek po podróży!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Przejechane: 239 km

Obrazek



W sobotę odpoczywam - nic nie robię. Tzn nie jeżdżę na moto. Za to miło spędzam czas na zlocie. Wojtek też korzysta z "wolnego dnia" - na przykład testując "salonowego" KTMa, którego niestety przewraca na pierwszym zakręcie (i chyba już więcej nie potestuje). Wieczorem jest forumowe rozdanie nagród "Włóczykij 2017", w którym zgarniam dwie nagrody: statuetkę z włóczki i kija za pierwsze miejsce w kategorii relacji z wypraw zagranicznych oraz nalewkę adminowej roboty w kategorii wypraw kobiecych. Dobrze, że nie było nagród w kategorii "najdłuższa droga na zlot", bo obawiam się, że miałabym tu pewne szanse ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


W Niedzielę trzeba niestety wracać do rzeczywistości, do Krakowa. Od poniedziałku znowu w korporacyjny kierat...

Przejechane: 282 km

Obrazek
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3396
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Qter »

Brawo WY!

Jak możesz podaj orientacyjne koszty takiej wycieczki no i finalnie jaki dystans nakręciliście. Super wyjazd.

PZDR

Qter

P.S.
Już czekam na twoją kolejną opowieść...
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Doodek »

Kosztów nie liczyłam.
A dystans jest w pierwszym poście ;) (5639 km)

http://www.dwakolkaispolka.pl
marcopolo
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 212
Rejestracja: 07.04.2017, 08:01
Mój motocykl: XL700V

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: marcopolo »

Doodek pisze:
Ale kibelek jest wart tego dodatkowego wydatku ;)

Obrazek


Ciekawy kibelek. Tandem, czy też może jeden z nich to swego rodzaju bidet ze spłuczką?

Fajna wycieczka :thumbsup:
...jak nie teraz to kiedy?
Awatar użytkownika
Sal
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 135
Rejestracja: 05.11.2016, 18:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Sal »

Doodek pisze:W miejscowości Roman najbardziej odczuwam na własnych łokciach problemy z widelcem Oliviera, bo całe miasteczko to jedna wielka dziurawa kostka brukowa...
Jakie masz problemy z zawieszeniem, że aż łokcie bolą?
Pytam, bo szukam rozwiązania, sprzętu, który będzie płynął po asfalcie i jego odmianach. Póki co najprzyjemniej dziury wybierała Aprilla Caponord Rally Raid.
I dzięki za opisanie wycieczki, jak zwykle fajne zdjęcia i opis, aż się chce wyjść z chałupy i ruszyć w trasę.
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Kalamata w Kalamacie czyli Grecja 2018

Post autor: Doodek »

Sal pisze:
Doodek pisze:W miejscowości Roman najbardziej odczuwam na własnych łokciach problemy z widelcem Oliviera, bo całe miasteczko to jedna wielka dziurawa kostka brukowa...
Jakie masz problemy z zawieszeniem, że aż łokcie bolą?
Pytam, bo szukam rozwiązania, sprzętu, który będzie płynął po asfalcie i jego odmianach. Póki co najprzyjemniej dziury wybierała Aprilla Caponord Rally Raid.
I dzięki za opisanie wycieczki, jak zwykle fajne zdjęcia i opis, aż się chce wyjść z chałupy i ruszyć w trasę.
Problem był taki, że ASO wlało za dużo oleju w lagi, więc nie pracowały jak należy. Normalnie to po kostce się jezdzi miodzio...

www.dwakolkaispolka.pl
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości