Będzie się coś działoamerigo pisze:No szkoda, ale mam nadzieję że po tylu odcinkach w końcu będz
PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
- joker
- dwusuwowy rider
- Posty: 189
- Rejestracja: 10.08.2008, 15:59
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wrocław, Radwanice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ja szczerze myślałem że będzie 34 dzień sraczki a bez sraczki to już nie ma tych rzadkich emocji Super Panowie wyjazd , super relacja myśle że Henry zamiast gmole robić powinien bajki pisać lepiej by zarobił , ja nie miałem sraczki ale miałem dwa razy w kazachstanie taki kryzys i bolała mnie cała lewa strona ciała dosłownie od stopy po zęby i nigdy nic takiego w życiu nie miałem a tam raz w pierwszą stronę i wracając , tak że nie miałem siły jechać , nałykałem się tabletek i jakoś poszło.
- Madman
- czyściciel nagaru
- Posty: 540
- Rejestracja: 10.06.2011, 20:33
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Suchedniów
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Henry niedługo będziemy sponsorowali Ci wyjazdy żebyś później je opisywał i cieszył nas porywającymi historiami o okresie zimowym
"What’s being said, What’s in your head, What’s in the words that we believe,
Bop to the sound, Drop what you got, Cause it’s a song inside of me,
Bop to the sound, Drop what you got, Cause it’s a song inside of me,
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Druga seria ? Czemu nie, ale najpierw muszę gdzieś pojechaćSlawol74 pisze:Ostatni !!! aaa ostatni pierwszej serii tak Henry ? to spoko czekamy na kolejne odcinki drugiej serii
Powiem Ci, że ten pomysł bardzo mi się podobaMadman pisze:Henry niedługo będziemy sponsorowali Ci wyjazdy żebyś później je opisywał i cieszył nas porywającymi historiami o okresie zimowym
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- Slawol74
- pyrkający w orzeszku
- Posty: 240
- Rejestracja: 10.10.2015, 17:29
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Poznań
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
5100 użytkowników na forum x 2 złote i Henry jedzie hihihi
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
W takiej wersji, mogę jechać na Magadan, przez Mongolię i Chiny ludoweSlawol74 pisze:5100 użytkowników na forum x 2 złote i Henry jedzie hihihi
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- meny72
- osiedlowy kaskader
- Posty: 117
- Rejestracja: 10.04.2016, 08:59
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Barczewo
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Wy tu gadu gadu a zakończenia jak nie było tak niema
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1528
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
A za Chiny ludowe tyż ?henry pisze:mogę jechać przez Chiny ludowe
A tak się zarzekałeś po podróży,że to koniec,nigdzie,no ew. na Ukrainę .henry pisze: Madman napisał(a):
Henry niedługo będziemy sponsorowali Ci wyjazdy żebyś później je opisywał i cieszył nas porywającymi historiami o okresie zimowym
Powiem Ci, że ten pomysł bardzo mi się podoba
To jak? Chiny niezbadane?
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Sylwek nie widziałeś ? 2 złote od użytkownika ... to nie będzie wyprawa, to będzie delegacjaSylwek pisze:A za Chiny ludowe tyż ?henry pisze:mogę jechać przez Chiny ludowe
A tak się zarzekałeś po podróży,że to koniec,nigdzie,no ew. na Ukrainę .henry pisze: Madman napisał(a):
Henry niedługo będziemy sponsorowali Ci wyjazdy żebyś później je opisywał i cieszył nas porywającymi historiami o okresie zimowym
Powiem Ci, że ten pomysł bardzo mi się podoba
To jak? Chiny niezbadane?
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1528
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
A zabierzesz mnie? Zawory wyreguluję,membrany pokleję .henry pisze:Sylwek nie widziałeś ? 2 złote od użytkownika ... to nie będzie wyprawa, to będzie delegacja
No dobra,chociaż na jeden etap .
- Leopold
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 22.03.2013, 21:59
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Wrocław
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Może z taką delegacją załóż daleko wschodni TCP
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1528
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
TCC.Leopold pisze:Może z taką delegacją załóż daleko wschodni TCP
Transalp China Chapter .
- toper
- miejski lanser
- Posty: 377
- Rejestracja: 16.09.2012, 18:47
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Dębica
- Kontakt:
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
A to mógłby być dobry pomysł... taka Fundacja TCP, raz do roku można by losować osobę spośród pewnie wielu chętnych z najciekawszym pomysłem na podróż... normalni 2 zł. a cwaniak daje piątakaSlawol74 pisze:5100 użytkowników na forum x 2 złote i Henry jedzie hihihi
- rwasyl
- wiejski tuningowiec
- Posty: 84
- Rejestracja: 21.03.2015, 16:41
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Sulechów
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Niezła myśl, a losowanie mogłoby się odbywać na wiosennym zlocietoper pisze:A to mógłby być dobry pomysł... taka Fundacja TCP, raz do roku można by losować osobę spośród pewnie wielu chętnych z najciekawszym pomysłem na podróż... normalni 2 zł. a cwaniak daje piątakaSlawol74 pisze:5100 użytkowników na forum x 2 złote i Henry jedzie hihihi
- wilczek
- szorujący kolanami
- Posty: 1831
- Rejestracja: 05.03.2012, 13:45
- Mój motocykl: inne endurowate moto
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Budowanie piramidy finansowej, niezależnie od kwot, jest nielegalne i dość dotkliwie karane ... to tak na marginesie, bo prezes i jego wierni poddani są czujni
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Sylwek, Ciebie zabiorę nawet bez tej składki forumowejSylwek pisze:A zabierzesz mnie? Zawory wyreguluję,membrany pokleję .henry pisze:Sylwek nie widziałeś ? 2 złote od użytkownika ... to nie będzie wyprawa, to będzie delegacja
No dobra,chociaż na jeden etap .
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzień 24 Niedziela 21.08.2016
Wstaję wcześnie, bo o szóstej. Max śpi jeszcze smacznie, ja tymczasem biorę kąpiel i idę do samochodu, przygotować nasze bagaże i motory do zapakowania. Max wstaje trochę później, ale jego nadgarstek nie wygląda najlepiej, jest czerwony, nabrzmiały i twardy.
Do domu zostało nam 1300 km, samochodem machniemy to szybko na jeden raz i jutro ręka znajdzie się u lekarza. Do jutra Max i jego ręka wytrzyma jakoś.
Pakujemy motory na priczepku, manele do Audi i udajemy się na śniadanie.
Na śniadanie zamawiamy jajecznicę, ale, ponieważ wszędzie gdzie zamawialiśmy jajecznicę, podawano nam jajka sadzone, idę do kuchni powiedzieć paniom, co to jest jajecznica i jak się ją robi.
Pani mówi, że rozumie, wie o co chodzi i tak zrobi.
Przez drzwi słyszymy, że rzeczywiście, rozbija jajka które potem roztrzepuje. Będzie dobrze, chyba wie o co chodziło.
Kiedy przynosi nam do stolika … no tak, jednak nie rozumie i nie wie co to jest polska jajecznica.
Zjadamy jednak tego niby omleta, nie będziemy grymasić.
Startujemy o 9.00.
Dalej, to już tylko droga … droga … Kijów … droga …
i obiad gdzieś w drodze. Ważne, że mam apetyt, że chce mi się jeść i nabieram sił. Po obiadku, nagle ... zachciało mi się do kibelka …
Szok … szkoda tylko, że nie zrobiłem fotki … po trzech dobach … wreszcie normalna kupa … wołam Maxa, ale jakoś nie chciał popatrzeć, to spuściłem wodę. No … wreszcie wszystko wraca do normy.
Lecimy dalej … wszystko idzie dobrze, gdzieś koło północy pewnie będziemy w domu. Jednak samochód to jest to: komfort, luz, swoboda.
Lecimy … do granicy dojeżdżamy o godzinie 20.00.
Przelecimy granicę, prześpimy się w jakimś hotelu i jutro, spokojnie dojedziemy do domu. Takie były założenia.
Stajemy na końcu kolejki do odprawy, dosyć długiej kolejki, ale przy wjeżdzie z tamtej strony też była długa kolejka, a udało się zjechać w cztery godziny.
Stoimy … dwa metry do przodu … stoimy … stoimy … trzy metry do przodu … stoimy … jedna godzina … kilka metrów do przodu … stoimy … dwie godziny … Max pojeżdża do przodu, a ja idę do baru coś zjeść.
Teraz zmiana, ja pojeżdżam a Max idzie pokuszać.
Dwudziesta trzecia … spać się chce … ktoś puka w szybę, pajechali … trochę do przodu … stoimy … przy drodze po prawej, lasek. Panowie chodzą tam pojedynczo, a panie grupkami. Lepiej chyba nie myśleć, jak wygląda runo w tym lasku.
Jeden z nas drzemie, drugi pojeżdża … potem zmiana …
Pierwsza po północy … bez zmian … końca nie widać … znowu ktoś puka w szybę … pięć metrów do przodu … czwarta nad ranem … robi się widno …
to noc w hotelu mamy z głowy … jesteśmy padnięci … ale ile zaoszczędzimy ? trochę do przodu … czy akumulator to wytrzyma ? … trochę do przodu …
Ta pani sprząta … pety wyrzuca się po prostu przez okno.
6.30 JUŻ jesteśmy pierwsi przed szlabanem. Takiego burdelu jak na przejściu ukraińskim nie widziałem na żadnej granicy.
Pomiędzy przejściem ukraińskim i polskim, również kolejka, ale tutaj już funkcjonuje UE pas, który jest pusty. Nie wiemy czemu, bo w kolejce widzimy przecież polskie tablice.
Walimy na UE pas omijając całą kolejką i wjeżdżamy prosto pod budkę celników.
Polski celnik w czasie odprawy pyta gdzie byli i czy warto było. Wtedy odpowiedziałem z przekonaniem, że nie warto.
Z granicy zjeżdżamy o 9.00, czyli po 13 godzinach. Nie tego się spodziewaliśmy, nie tak to miało wyglądać, plany były całkiem inne.
Los chyba nie oszczędził nam niczego na tej wyprawie, nie mieliśmy ani czasu, ani możliwości poczuć nudę, ale czy to nie za dużo na jeden wyjazd ? Przecież tymi „przygodami” spokojnie można by obdzielić kilka wypraw. Czym sobie na to zasłużyliśmy ? I czy możemy traktować to jak łaskę, przywilej, czy raczej przekleństwo ? A może jedno i drugie ?
No cóż, wszystko już za nami, pozostało tylko dojechać do domu i zamknąć ten rozdział.
Po NASZEJ stronie granicy świat wygląda całkiem inaczej: weselej jakoś, radośniej, piękniej. Wszystko jest ładniejsze: i drogi i domy i pola i drzewa i nawet chmury są ładniejsze. Ładniejsze, bo Nasze, bo jesteśmy u siebie, jesteśmy w domu. Polska, to piękny kraj jest, ale czy my o tym wiemy ? Czy zdajemy sobie sprawę w jakim pięknym kraju żyjemy ?
Lublin, Puławy, Radom … INOWŁÓDZ, ja już jestem w domu, Max musi dojechać jeszcze do siebie, czyli do Łodzi, ale to już tylko maleńki kroczek. Tymczasem, żegnamy się serdecznie, dziękując sobie za wszystko. Szczególnie oczywiście ja mam za co dziękować i jeszcze raz dziękuję, bo takiego towarzysza podróży jak Max, życzę każdemu.
I to by było kur.. na tyle. Tak wtedy pomyślałem i napisałem. A miało to znaczyć ni mniej ni więcej, tylko tyle …
to jest koniec, mam dość wypraw motocyklowych.
Dosyć twardej dupy, srania po krzakach, spania w namiotach, nie mycia się przez tydzień, jedzenia byle czego, niebezpiecznych przygód, nieprzewidywalnych granic, jazdy przez tysiące kilometrów w morderczym upale żeby zobaczyć jakiś głupi kamień, a potem jeszcze wracać przez te tysiące kilometrów.
Tak wtedy myślałem i myślę, że miałem do tego prawo, ale … człowiek nie świnia ( bez urazy) i zdanie może zmienić, więc niczego nie wykluczam.
Dystans 1300 km Temperatura 20 – 24 *
Podsumowując:
25 dni z czego 24 dni w drodze.
12210 - przejechane km.
6000 PLN – koszty z czego:
2600 – 650 $
1500 – wizy
1520 – płatności kartą (paliwo)
210 – ubezpieczenie
170 – SPOT
Wstaję wcześnie, bo o szóstej. Max śpi jeszcze smacznie, ja tymczasem biorę kąpiel i idę do samochodu, przygotować nasze bagaże i motory do zapakowania. Max wstaje trochę później, ale jego nadgarstek nie wygląda najlepiej, jest czerwony, nabrzmiały i twardy.
Do domu zostało nam 1300 km, samochodem machniemy to szybko na jeden raz i jutro ręka znajdzie się u lekarza. Do jutra Max i jego ręka wytrzyma jakoś.
Pakujemy motory na priczepku, manele do Audi i udajemy się na śniadanie.
Na śniadanie zamawiamy jajecznicę, ale, ponieważ wszędzie gdzie zamawialiśmy jajecznicę, podawano nam jajka sadzone, idę do kuchni powiedzieć paniom, co to jest jajecznica i jak się ją robi.
Pani mówi, że rozumie, wie o co chodzi i tak zrobi.
Przez drzwi słyszymy, że rzeczywiście, rozbija jajka które potem roztrzepuje. Będzie dobrze, chyba wie o co chodziło.
Kiedy przynosi nam do stolika … no tak, jednak nie rozumie i nie wie co to jest polska jajecznica.
Zjadamy jednak tego niby omleta, nie będziemy grymasić.
Startujemy o 9.00.
Dalej, to już tylko droga … droga … Kijów … droga …
i obiad gdzieś w drodze. Ważne, że mam apetyt, że chce mi się jeść i nabieram sił. Po obiadku, nagle ... zachciało mi się do kibelka …
Szok … szkoda tylko, że nie zrobiłem fotki … po trzech dobach … wreszcie normalna kupa … wołam Maxa, ale jakoś nie chciał popatrzeć, to spuściłem wodę. No … wreszcie wszystko wraca do normy.
Lecimy dalej … wszystko idzie dobrze, gdzieś koło północy pewnie będziemy w domu. Jednak samochód to jest to: komfort, luz, swoboda.
Lecimy … do granicy dojeżdżamy o godzinie 20.00.
Przelecimy granicę, prześpimy się w jakimś hotelu i jutro, spokojnie dojedziemy do domu. Takie były założenia.
Stajemy na końcu kolejki do odprawy, dosyć długiej kolejki, ale przy wjeżdzie z tamtej strony też była długa kolejka, a udało się zjechać w cztery godziny.
Stoimy … dwa metry do przodu … stoimy … stoimy … trzy metry do przodu … stoimy … jedna godzina … kilka metrów do przodu … stoimy … dwie godziny … Max pojeżdża do przodu, a ja idę do baru coś zjeść.
Teraz zmiana, ja pojeżdżam a Max idzie pokuszać.
Dwudziesta trzecia … spać się chce … ktoś puka w szybę, pajechali … trochę do przodu … stoimy … przy drodze po prawej, lasek. Panowie chodzą tam pojedynczo, a panie grupkami. Lepiej chyba nie myśleć, jak wygląda runo w tym lasku.
Jeden z nas drzemie, drugi pojeżdża … potem zmiana …
Pierwsza po północy … bez zmian … końca nie widać … znowu ktoś puka w szybę … pięć metrów do przodu … czwarta nad ranem … robi się widno …
to noc w hotelu mamy z głowy … jesteśmy padnięci … ale ile zaoszczędzimy ? trochę do przodu … czy akumulator to wytrzyma ? … trochę do przodu …
Ta pani sprząta … pety wyrzuca się po prostu przez okno.
6.30 JUŻ jesteśmy pierwsi przed szlabanem. Takiego burdelu jak na przejściu ukraińskim nie widziałem na żadnej granicy.
Pomiędzy przejściem ukraińskim i polskim, również kolejka, ale tutaj już funkcjonuje UE pas, który jest pusty. Nie wiemy czemu, bo w kolejce widzimy przecież polskie tablice.
Walimy na UE pas omijając całą kolejką i wjeżdżamy prosto pod budkę celników.
Polski celnik w czasie odprawy pyta gdzie byli i czy warto było. Wtedy odpowiedziałem z przekonaniem, że nie warto.
Z granicy zjeżdżamy o 9.00, czyli po 13 godzinach. Nie tego się spodziewaliśmy, nie tak to miało wyglądać, plany były całkiem inne.
Los chyba nie oszczędził nam niczego na tej wyprawie, nie mieliśmy ani czasu, ani możliwości poczuć nudę, ale czy to nie za dużo na jeden wyjazd ? Przecież tymi „przygodami” spokojnie można by obdzielić kilka wypraw. Czym sobie na to zasłużyliśmy ? I czy możemy traktować to jak łaskę, przywilej, czy raczej przekleństwo ? A może jedno i drugie ?
No cóż, wszystko już za nami, pozostało tylko dojechać do domu i zamknąć ten rozdział.
Po NASZEJ stronie granicy świat wygląda całkiem inaczej: weselej jakoś, radośniej, piękniej. Wszystko jest ładniejsze: i drogi i domy i pola i drzewa i nawet chmury są ładniejsze. Ładniejsze, bo Nasze, bo jesteśmy u siebie, jesteśmy w domu. Polska, to piękny kraj jest, ale czy my o tym wiemy ? Czy zdajemy sobie sprawę w jakim pięknym kraju żyjemy ?
Lublin, Puławy, Radom … INOWŁÓDZ, ja już jestem w domu, Max musi dojechać jeszcze do siebie, czyli do Łodzi, ale to już tylko maleńki kroczek. Tymczasem, żegnamy się serdecznie, dziękując sobie za wszystko. Szczególnie oczywiście ja mam za co dziękować i jeszcze raz dziękuję, bo takiego towarzysza podróży jak Max, życzę każdemu.
I to by było kur.. na tyle. Tak wtedy pomyślałem i napisałem. A miało to znaczyć ni mniej ni więcej, tylko tyle …
to jest koniec, mam dość wypraw motocyklowych.
Dosyć twardej dupy, srania po krzakach, spania w namiotach, nie mycia się przez tydzień, jedzenia byle czego, niebezpiecznych przygód, nieprzewidywalnych granic, jazdy przez tysiące kilometrów w morderczym upale żeby zobaczyć jakiś głupi kamień, a potem jeszcze wracać przez te tysiące kilometrów.
Tak wtedy myślałem i myślę, że miałem do tego prawo, ale … człowiek nie świnia ( bez urazy) i zdanie może zmienić, więc niczego nie wykluczam.
Dystans 1300 km Temperatura 20 – 24 *
Podsumowując:
25 dni z czego 24 dni w drodze.
12210 - przejechane km.
6000 PLN – koszty z czego:
2600 – 650 $
1500 – wizy
1520 – płatności kartą (paliwo)
210 – ubezpieczenie
170 – SPOT
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- coreball
- miejski lanser
- Posty: 374
- Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Koziegłowy
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzięki za fajna relacje. Teraz już wiosna musiała by się zacząć, bo nie będzie co czytać:)
-
- czyściciel nagaru
- Posty: 556
- Rejestracja: 23.08.2016, 08:18
- Mój motocykl: XL700V
- Lokalizacja: Pabianice
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ciekaw jestem ilu ludzi czytając się że tak powiem NTCHNĘŁO! Pomimo "przygód" tych mniej przyjemnych myślę kilkoro już układa traskę i termin hehe
Lubię motory...wszystkie.
-
- miejski lanser
- Posty: 335
- Rejestracja: 25.04.2016, 20:38
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Medyka
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Bardzo fajna relacja . Na każdy odcinek czekałem z niecierpliwością, szkoda że to już ostatni, a do rozpoczęcia jeszcze troszkę wody upłynie. I co tu teraz czytać
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości