PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
- wilczek
- szorujący kolanami
- Posty: 1831
- Rejestracja: 05.03.2012, 13:45
- Mój motocykl: inne endurowate moto
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Henio, zacząłeś jeść ( seta- rosołek) jak człowiek , to i du.a doceniła gest i się uspokoiła było od razu tak słyszałeś żeby Mirkosławski miał kiedyś sraczkę? Wszzyysstko tylko nie to ! Fajna opowieść . Przypominaj sobie więcej i pisz , bo zaczynam tęsknić do tych 30*
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
No nie wierze,tyle sie najezdził,taki doswiadczony podróżnik i nie wie,ze gdyby tą setką zapijał po każdym morderczym ,czy też przyjemnym dniu podróżowania,nie byłoby sraczki?henry pisze:
Do rosołu setkę czystej.
Nauka na przyszłosć,seta dla zdrowotnosci CODZIENNIE
A tak wogóle podziwiam
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
O la la, forhend ... fajnie, że jesteś, stary druhuforhend pisze:No nie wierze,tyle sie najezdził,taki doswiadczony podróżnik i nie wie,ze gdyby tą setką zapijał po każdym morderczym ,czy też przyjemnym dniu podróżowania,nie byłoby sraczki?henry pisze:
Do rosołu setkę czystej.
Nauka na przyszłosć,seta dla zdrowotnosci CODZIENNIE
A tak wogóle podziwiam
Nie pomyślałem, nie przypuszczałem, nie podejrzewałem, że tak to się może skończyć ... mój błąd ale nauka nie pójdzie w las
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Dzień 23 Sobota 20.08.2016
Wstajemy wcześnie, wyspani i wypoczęci. Śniadanko zjadamy z wielkim apetytem i o 7.00 startujemy.
Dzisiaj chcemy dobić do naszej bazy, pod Charkowem na Ukrainie. Da się to zrobić, pod warunkiem, że nie będzie żadnych niespodzianek, chyba, że jakieś przyjemne.
Wołga to spora rzeka jest.
Lecimy … i to nawet całkiem sprawnie. Tankowanie, jakiś napój, lód, kawa i lecimy dalej. Temperatura idealna – 28 *
Droga E38, ładna, równa, można grzać.
Kalininsk … Bałaszow ...Borisoglebsk … dobrze nam idzie.
Anna … Woroneż … idzie nam bardzo dobrze, na tyle dobrze, że wjeżdżamy w miasto w poszukiwaniu … MacDonalda, a co już od dawna tęsknimy za „normalnym” jedzeniem. Krążymy dosyć długo, ale w końcu, gdzieś bliżej centrum, widzimy znajomy znak. Na parkingu komplet, a i w środku ciasno i jak dla mnie to dziwna sytuacja jest. Myślałem sobie, że „towarzysze radzieccy” nie będą wspierać wrogiego, amerykańskiego kapitału i nie będą objadać się niezdrowym, zachodnim jadłem. A tu nie … jedzą i to z wielką ochotą. Dziwny jest ten świat.
My też nie mamy żadnych zastrzeżeń do imperialistycznego jadła, dlatego objadamy się do syta i lecimy dalej.
Gdzieś po drodze zatrzymujemy się „na siku” i Max pokazuje mi czerwoną i spuchniętą rękę. „Coś” w czasie jazdy dostało mu się pod rękaw i upierdzieliło go w lewy nadgarstek.
Parnyj … Gubkin … tempo trochę spadło, ale do Biełgorodu wjeżdżamy jeszcze przed nocą, a potem to już tylko dojazd do granicy.
Na stacji benzynowej przy granicy jesteśmy o 20.00, a to całkiem dobry wynik.
Wydajemy ostatnie ruble i wjeżdżamy na dobrze znajome nam przejście.
Stanowisk dużo, ale na każdym po kilka samochodów, więc ustawiamy się gdzieś w środku. Idzie wolno, ale powoli do przodu. Jak dobrze pójdzie, to za godzinę będziemy spać w swoim hotelu przy naszym Audi. WRESZCIE !!!
Kiedy mamy jeszcze trzy samochody do odprawy, podchodzi do nas celnik i prosi dokumenty. Jest dobrze, może nawet będziemy odprawieni poza kolejką ?
Celnik bierze nasze papiery i gdzieś idzie. Wraca po jakimś czasie i pyta co to jest za wpis we „wremiennym wwozie”. A cholera wie.
„Wremiennyj wwoz” pisany był na Kirgiskiej granicy i to tamten celnik coś tam wypisywał i nawet się podpisał, więc co my mamy do tego ? Każe przestawić nasze motory na bok i czekać, a sam zabiera papiery i znowu znika. Widzimy, że krąży z naszymi papierami od budki do budki. Czekamy długo. Kiedy w końcu do nas wraca, mówi, że jest problem i że musimy iść do naczelnika. Idziemy za nim do budynku głównego, korytarze, korytarze w końcu pokój naczelnika. Celnik wchodzi, my mamy poczekać. Czekamy … czekamy … czekamy, siadam se na podłodze … czekamy. W końcu celnik wychodzi, mamy iść za nim. Wracamy do motorów, mamy czekać, a on idzie do budki. Znowu chodzi od budki do budki z naszymi papierami. Czekamy … czekamy …
W końcu, gdzieś po trzech godzinach, bez słowa oddaje nasze papiery, możemy jechać. To znaczy, możemy włączyć się w kolejkę do celnika. Teraz poszło już szybko i jedziemy na przejście Ukraińskie.
Jak zwykle kolejka do odprawy i jak zwykle bałagan. Pojazdy stoją w różnych miejscach, a ludzie pchają się do okienka, tymczasem człowiek i pojazd powinni być pod okienkiem, żeby celnik je widział.
W końcu, jesteśmy pod okienkiem, ale motory dwa samochody z tyłu.
Max pierwszy. Celnik bierze papiery, ogląda, patrzy w komputer i pyta.
- A gdzie maszina i priczepka ? !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
SZOK ….... jaka priczepka kużwa.
- Ja mam tylko motocykl, samochodu i przyczepki nie ma.
Ale w komputerze jest napisane, że jest motor, maszina i priczepka.
Nie, jest tylko motor, maszina i priczepka zostały przecież na Ukrainie.
Jak to na Ukrainie, powinny być z nami.
Nie, zostały na Ukrainie.
Celnik wychodzi ze swojego kantorka i karze pokazać nasze pojazdy.
No tak, nie ma, łapie się za głowę. Wraca do kantorka, siada do komputera, to gdzie jest maszina i priczepka ?
Max tłumaczy wszystko po kolei, ludzie stoją, patrzą, słuchają …
Trwa to wszystko dosyć długo, celnik się miota, nie wie co z tym zrobić.
W końcu gdzieś dzwoni. Przychodzi jego kolega, razem patrzą w komputer, patrzą na nas, na nasze motory i dalej nic nie rozumieją.
Celnik znowu gdzieś dzwoni, jest wyrażnie zdenerwowany. Potem wychodzi na zewnątrz i mówi że mamy podjechać pod budynek w głębi do naczalnika.
Jedziemy więc. Wchodzimy do budynku, długi korytarz, pod drzwiami naczalnika mała kolejka, stajemy na końcu.
Z pokoju wychodzi celnik w mundurze i … zaprasza nas do środka.
Wchodzimy, a wewnątrz za biurkiem siedzi naczalnik, tzn. pani naczalnik i to w dodatku, młoda, a nawet bardzo młoda pani naczalnik.
Max zaczyna tłumaczyć po rusku, a pani naczalnik … dobra, dobra, możemy mówić po polsku. Łołł, miła niespodzianka w tym całym bałaganie.
Max z grubsza mówi jak jest sytuacja, ale pani naczalnik wiele nie trzeba tłumaczyć. Patrzy w komputer, prosi o nasze paszporty, pieczątka i mówi, możemy jechać, powodzenia. Jeszcze przy nas dzwoni do celnika który nas odprawiał i ostro go opier..... Dziękujemy i spokojnie się ulatniamy.
Jesteśmy mocno zmęczeni tym całym koszmarnym zamieszanie na jednej i drugiej granicy. Miało być szybko i sprawnie – przynajmniej tak nam się wydawało - mieliśmy już dawno odpoczywać w hotelowym łóżeczku, a tu masz – cztery godziny na granicy.
No ale, nic to, przecież na wschodzie musi być jakaś przygoda i to nie jedna, a najlepiej cała seria przygód. Liczyliśmy jednak na to, że limit przygód już nam się wyczerpał, że teraz to już tylko szybkie „chop” i będziemy w domu … na ale, nic to.
Wsiadamy na nasze „osiołki” i spokojnie kulamy się dziesięć kilometrów do motelu „Oczag” gdzie stoi nasza maszina.
Na miejsce docieramy trzydzieści minut po północy. Jesteśmy tak zmęczeni, że nie mamy sił i ochoty nawet na kąpiel.
Pakujemy się do naszego pokoiku na piętrze i padamy na pysk do łóżek.
Koniec … na dzisiaj wystarczy.
Dystans 860 km Temperatura 28 *
Wstajemy wcześnie, wyspani i wypoczęci. Śniadanko zjadamy z wielkim apetytem i o 7.00 startujemy.
Dzisiaj chcemy dobić do naszej bazy, pod Charkowem na Ukrainie. Da się to zrobić, pod warunkiem, że nie będzie żadnych niespodzianek, chyba, że jakieś przyjemne.
Wołga to spora rzeka jest.
Lecimy … i to nawet całkiem sprawnie. Tankowanie, jakiś napój, lód, kawa i lecimy dalej. Temperatura idealna – 28 *
Droga E38, ładna, równa, można grzać.
Kalininsk … Bałaszow ...Borisoglebsk … dobrze nam idzie.
Anna … Woroneż … idzie nam bardzo dobrze, na tyle dobrze, że wjeżdżamy w miasto w poszukiwaniu … MacDonalda, a co już od dawna tęsknimy za „normalnym” jedzeniem. Krążymy dosyć długo, ale w końcu, gdzieś bliżej centrum, widzimy znajomy znak. Na parkingu komplet, a i w środku ciasno i jak dla mnie to dziwna sytuacja jest. Myślałem sobie, że „towarzysze radzieccy” nie będą wspierać wrogiego, amerykańskiego kapitału i nie będą objadać się niezdrowym, zachodnim jadłem. A tu nie … jedzą i to z wielką ochotą. Dziwny jest ten świat.
My też nie mamy żadnych zastrzeżeń do imperialistycznego jadła, dlatego objadamy się do syta i lecimy dalej.
Gdzieś po drodze zatrzymujemy się „na siku” i Max pokazuje mi czerwoną i spuchniętą rękę. „Coś” w czasie jazdy dostało mu się pod rękaw i upierdzieliło go w lewy nadgarstek.
Parnyj … Gubkin … tempo trochę spadło, ale do Biełgorodu wjeżdżamy jeszcze przed nocą, a potem to już tylko dojazd do granicy.
Na stacji benzynowej przy granicy jesteśmy o 20.00, a to całkiem dobry wynik.
Wydajemy ostatnie ruble i wjeżdżamy na dobrze znajome nam przejście.
Stanowisk dużo, ale na każdym po kilka samochodów, więc ustawiamy się gdzieś w środku. Idzie wolno, ale powoli do przodu. Jak dobrze pójdzie, to za godzinę będziemy spać w swoim hotelu przy naszym Audi. WRESZCIE !!!
Kiedy mamy jeszcze trzy samochody do odprawy, podchodzi do nas celnik i prosi dokumenty. Jest dobrze, może nawet będziemy odprawieni poza kolejką ?
Celnik bierze nasze papiery i gdzieś idzie. Wraca po jakimś czasie i pyta co to jest za wpis we „wremiennym wwozie”. A cholera wie.
„Wremiennyj wwoz” pisany był na Kirgiskiej granicy i to tamten celnik coś tam wypisywał i nawet się podpisał, więc co my mamy do tego ? Każe przestawić nasze motory na bok i czekać, a sam zabiera papiery i znowu znika. Widzimy, że krąży z naszymi papierami od budki do budki. Czekamy długo. Kiedy w końcu do nas wraca, mówi, że jest problem i że musimy iść do naczelnika. Idziemy za nim do budynku głównego, korytarze, korytarze w końcu pokój naczelnika. Celnik wchodzi, my mamy poczekać. Czekamy … czekamy … czekamy, siadam se na podłodze … czekamy. W końcu celnik wychodzi, mamy iść za nim. Wracamy do motorów, mamy czekać, a on idzie do budki. Znowu chodzi od budki do budki z naszymi papierami. Czekamy … czekamy …
W końcu, gdzieś po trzech godzinach, bez słowa oddaje nasze papiery, możemy jechać. To znaczy, możemy włączyć się w kolejkę do celnika. Teraz poszło już szybko i jedziemy na przejście Ukraińskie.
Jak zwykle kolejka do odprawy i jak zwykle bałagan. Pojazdy stoją w różnych miejscach, a ludzie pchają się do okienka, tymczasem człowiek i pojazd powinni być pod okienkiem, żeby celnik je widział.
W końcu, jesteśmy pod okienkiem, ale motory dwa samochody z tyłu.
Max pierwszy. Celnik bierze papiery, ogląda, patrzy w komputer i pyta.
- A gdzie maszina i priczepka ? !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
SZOK ….... jaka priczepka kużwa.
- Ja mam tylko motocykl, samochodu i przyczepki nie ma.
Ale w komputerze jest napisane, że jest motor, maszina i priczepka.
Nie, jest tylko motor, maszina i priczepka zostały przecież na Ukrainie.
Jak to na Ukrainie, powinny być z nami.
Nie, zostały na Ukrainie.
Celnik wychodzi ze swojego kantorka i karze pokazać nasze pojazdy.
No tak, nie ma, łapie się za głowę. Wraca do kantorka, siada do komputera, to gdzie jest maszina i priczepka ?
Max tłumaczy wszystko po kolei, ludzie stoją, patrzą, słuchają …
Trwa to wszystko dosyć długo, celnik się miota, nie wie co z tym zrobić.
W końcu gdzieś dzwoni. Przychodzi jego kolega, razem patrzą w komputer, patrzą na nas, na nasze motory i dalej nic nie rozumieją.
Celnik znowu gdzieś dzwoni, jest wyrażnie zdenerwowany. Potem wychodzi na zewnątrz i mówi że mamy podjechać pod budynek w głębi do naczalnika.
Jedziemy więc. Wchodzimy do budynku, długi korytarz, pod drzwiami naczalnika mała kolejka, stajemy na końcu.
Z pokoju wychodzi celnik w mundurze i … zaprasza nas do środka.
Wchodzimy, a wewnątrz za biurkiem siedzi naczalnik, tzn. pani naczalnik i to w dodatku, młoda, a nawet bardzo młoda pani naczalnik.
Max zaczyna tłumaczyć po rusku, a pani naczalnik … dobra, dobra, możemy mówić po polsku. Łołł, miła niespodzianka w tym całym bałaganie.
Max z grubsza mówi jak jest sytuacja, ale pani naczalnik wiele nie trzeba tłumaczyć. Patrzy w komputer, prosi o nasze paszporty, pieczątka i mówi, możemy jechać, powodzenia. Jeszcze przy nas dzwoni do celnika który nas odprawiał i ostro go opier..... Dziękujemy i spokojnie się ulatniamy.
Jesteśmy mocno zmęczeni tym całym koszmarnym zamieszanie na jednej i drugiej granicy. Miało być szybko i sprawnie – przynajmniej tak nam się wydawało - mieliśmy już dawno odpoczywać w hotelowym łóżeczku, a tu masz – cztery godziny na granicy.
No ale, nic to, przecież na wschodzie musi być jakaś przygoda i to nie jedna, a najlepiej cała seria przygód. Liczyliśmy jednak na to, że limit przygód już nam się wyczerpał, że teraz to już tylko szybkie „chop” i będziemy w domu … na ale, nic to.
Wsiadamy na nasze „osiołki” i spokojnie kulamy się dziesięć kilometrów do motelu „Oczag” gdzie stoi nasza maszina.
Na miejsce docieramy trzydzieści minut po północy. Jesteśmy tak zmęczeni, że nie mamy sił i ochoty nawet na kąpiel.
Pakujemy się do naszego pokoiku na piętrze i padamy na pysk do łóżek.
Koniec … na dzisiaj wystarczy.
Dystans 860 km Temperatura 28 *
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
No nieźle.
Spodziewałem się ze napiszesz, że Mąż nie był w stanie jechać z tą ręką, na granicy was nie przepuszczą a po podjechaniu pod hotel nie będzie maszyny i priczepki:) -tak do kompletu
A ta naczelniczka to Polka była, czy tylko po naszemu gadala?
Spodziewałem się ze napiszesz, że Mąż nie był w stanie jechać z tą ręką, na granicy was nie przepuszczą a po podjechaniu pod hotel nie będzie maszyny i priczepki:) -tak do kompletu
A ta naczelniczka to Polka była, czy tylko po naszemu gadala?
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Nie mąż tylko Max (sorki słownik mi sam tak poprawia)amerigo pisze:No nieźle.
Spodziewałem się ze napiszesz, że Mąż nie był w stanie jechać z tą ręką, na granicy was nie przepuszczą a po podjechaniu pod hotel nie będzie maszyny i priczepki:) -tak do kompletu
A ta naczelniczka to Polka była, czy tylko po naszemu gadala?
- Slawol74
- pyrkający w orzeszku
- Posty: 240
- Rejestracja: 10.10.2015, 17:29
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Poznań
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Mąż !!!! hihihi wiedziałem że na sam koniec chłopaki nas zaskoczą ale ślub no to przegięli lekko oglądam relacje od początku kurcze wątek ślubu mi uciekł
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Biorąc pod uwagę przejścia(graniczne również) mogło zakwitnąć między nimi jakieś uczucie. Ale mówiąc poważnie to wyjazd na wschód może nauczyć człowieka pokory.
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Naczalniczka Ukrainka była, ale po naszemu, całkiem całkiem
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- HarryLey4x4
- łamacz szprych
- Posty: 712
- Rejestracja: 29.01.2015, 22:45
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: spod Poznania
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Henry ,przyznaj się ,że z zemsty nasłałeś tego szerszenia na Maxa ? Żeby mu nie było za lekko ...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Tak ... on na mnie sraczkę, to ja na niego szerszeniaHarryLey4x4 pisze:Henry ,przyznaj się ,że z zemsty nasłałeś tego szerszenia na Maxa ? Żeby mu nie było za lekko ...
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- Qter
- swobodny rider
- Posty: 3403
- Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Reguły
- Kontakt:
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
w waszej relacji zwrot
twarde dupska
nabiera zupełnie nowego znaczenia....
PZDR
Qter
twarde dupska
nabiera zupełnie nowego znaczenia....
PZDR
Qter
Geniusz tkwi w prostocie...
we don't cry very hard
we don't cry very hard
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1524
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Hmm,brzmi to całkiem sympatycznie... .henry pisze:Naczalniczka Ukrainka była, ale po naszemu, całkiem całkiem
Heniu,w Twoich opowieściach,to nawet powroty nie muszą być do dupy .
- HarryLey4x4
- łamacz szprych
- Posty: 712
- Rejestracja: 29.01.2015, 22:45
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: spod Poznania
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Przypomnij sobie dokładnie, kto namówił Cię na ten mleczny koktailik ...henry pisze:Tak ... on na mnie sraczkę, to ja na niego szerszeniaHarryLey4x4 pisze:Henry ,przyznaj się ,że z zemsty nasłałeś tego szerszenia na Maxa ? Żeby mu nie było za lekko ...
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
I znowu dupa Ale przecież zawsze twierdziłem, że na wschodzie musi być jakaś przygodaSylwek pisze:Hmm,brzmi to całkiem sympatycznie... .henry pisze:Naczalniczka Ukrainka była, ale po naszemu, całkiem całkiem
Heniu,w Twoich opowieściach,to nawet powroty nie muszą być do dupy .
HarryLey4x4 pisze:Przypomnij sobie dokładnie, kto namówił Cię na ten mleczny koktailik ...henry pisze:Tak ... on na mnie sraczkę, to ja na niego szerszeniaHarryLey4x4 pisze:Henry ,przyznaj się ,że z zemsty nasłałeś tego szerszenia na Maxa ? Żeby mu nie było za lekko ...
No w sumie, to było nas dwóch tylko
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- Leopold
- miejski lanser
- Posty: 393
- Rejestracja: 22.03.2013, 21:59
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Wrocław
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Tylko skąd go wypuściłeś?henry pisze:Tak ... on na mnie sraczkę, to ja na niego szerszeniaHarryLey4x4 pisze:Henry ,przyznaj się ,że z zemsty nasłałeś tego szerszenia na Maxa ? Żeby mu nie było za lekko ...
Super relacja.
Kiedy jedziesz ponownie?
- Qter
- swobodny rider
- Posty: 3403
- Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Reguły
- Kontakt:
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Heniu,
Dziś środa więc pora na kolejną część waszej opowieści
PZDR
Qter
Dziś środa więc pora na kolejną część waszej opowieści
PZDR
Qter
Geniusz tkwi w prostocie...
we don't cry very hard
we don't cry very hard
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Najmocniej przepraszam, ale nie zdążyłem przygotować kolejnego odcinka
Mam nadzieję, że znajdę trochę czasu i w tym tygodniu wrzucę ostatni już odcinek
Mam nadzieję, że znajdę trochę czasu i w tym tygodniu wrzucę ostatni już odcinek
GMOLE DO XL 600 i XL 700 i Afryki ... robię
504894578
504894578
- Slawol74
- pyrkający w orzeszku
- Posty: 240
- Rejestracja: 10.10.2015, 17:29
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Poznań
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
Ostatni !!! aaa ostatni pierwszej serii tak Henry ? to spoko czekamy na kolejne odcinki drugiej serii
Re: PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU
No szkoda, ale mam nadzieję że po tylu odcinkach w końcu będz
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości