Gruzja dla początkujących 2012

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
OAdamo
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 42
Rejestracja: 07.10.2012, 18:20
Mój motocykl: mam inne moto...

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: OAdamo »

super wyprawa i bardzo ciekawa relacja :ok:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

CD.

20.07.2012 - Piątek

Dżwari, Tbilisi i Kachetia

Rano na spokojnie zrobiliśmy zakupy, próbowaliśmy też kupić jogurt. Ośmieleni nietypowymi warunkami chyba zapomnieliśmy, ze nadal jesteśmy w Gruzji. Jogurt był dopiero w 3 sklepie, ale najmłodszy z dostępnych kilku butelek miał raptem miesiąc po terminie. Nici ze śniadanka :( Dokończyliśmy zatem zwiedzanie.

Obrazek
Kolejna fotka katedry w Mccheta.

Obrazek
To drugi z monastyrów w Mccheta. Nie będę przytaczał historii z przewodnika, ale dość ciekawe miejsce.
Obrazek
To podobno zabytek z 4 wieku, zachowany prawie w oryginale. Jak bardzo "prawie", tego już nie wiem :)

Obrazek
Obrazek
Kosmici :)
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Nasza kwatera.

Kolejny cel to monastyr Dżwari - górujący nad okolicą po drugiej stronie rzeki. Starszy od katedry i przepięknie położony - jeden z punktów obowiązkowych. Na parkingu spotkaliśmy kolejną polską ekipę - 6 osób dużym busem, zwiedzali Gruzję. W poprzednim roku zaliczyli Iran i bardzo ten kraj polecali.

Obrazek
Obrazek
Widok katedry w Mccheta z Dżwari.

Obrazek
Obrazek
Obrazek


Sam monastyr.. Co tu dużo pisać. Naprawdę monastyry są podobne w Gruzji. Ten był świetnie zachowany i robił "stare" wrażenie. Ruszyliśmy w kierunku Tbilisi. To raptem kilka kilometrów, ale wjazd do miasta dłużył się strasznie. Mieliśmy wyznaczoną trasę "szybką", ale w kluczowym momencie ciężarówka zasłoniła mi zjazd i żeby się nie zgubić z Eweliną, pojechałem prosto. Tak oto zwiedziliśmy Tbilisi. Oczywiście bez zsiadania z moto, ale przynajmniej byliśmy w centrum. Miasto - rzeczywiście duże, wyglądało na fajne, nie było takie smutno-szare jak inne w Gruzji. Najlepiej byłoby tam zanocować i na spokojnie pochodzić - no ale to już innym razem. Ruch spory, kierowcy jak zwykle szaleni, ale chyba dawali nam jak turystom pewne szanse :grin: . Fotek - brak.

Przebiwszy się na drugą stronę w całości, ruszyliśmy na wschód aby po pewnym czasie odbić na Dawid Garedża. Nie byliśmy pewni drogi dojazdowej, na mapie były same "niespodzianki", czyli białe drogi, ale system oznakowania nie zawiódł i w pewnym momencie pojawiła się brązowa tablica.
Od tego momentu zmieniał się krajobraz. Z niskich pagórków zaczęła się robić pustynia. Najpierw dłuższy czas trawiasta, potem taka szutrowo-ruda. Bardzo fajne wrażenia! Sam dojazd od głównej drogi to całkiem sporo kilometrów, ostatnich kilka prowadziło szutrem, ale stopień trudności bliski zera. Byliśmy już lekko przeczuleni na takie formy rozrywki :)

Obrazek
Obrazek

Sam monastyr - na żywo wygląda ... dokładnie jak na zdjęciach. Dużą zaletą jest to, że wreszcie jest niepodobny do innych ;) . Za to nieco irytują znudzone wycieczki (nawet autokarowe). Na miejscu nie ma zbyt wiele do zwiedzania, i raczej chodzi o wrażenia estetyczno-krajobrazowe. Aktualnie znów mieszkają tam mnisi, klasztor ma bogatą i niestety tragiczną historię. Szczyt jego świetności wypadał 7 wieków temu. Od tego czasu parokrotnie zdarzyły się najazdy zakończone wymordowaniem wszystkich mieszkańców. Śmieszne wrażenie zrobiły pocztówki ze zdjęciami pełnymi .. śniegu. W środku lata można zapomnieć, że tam kiedykolwiek jest zima.

Obrazek
Obrazek
Widać dokładnie wulkaniczne pochodzenie miejscowego krajobrazu.
Obrazek
Obrazek

Obrazek
Domki z wielkiej płyty :) władza komunistyczna próbowała przesiedlać Swanów z gór na tutejszą pustynię, dając im domy za darmo. Kolejny utopijny projekt, teraz ta wioska jest prawie pusta, a domy stoją porzucone..


Po zwiedzaniu wracając uratowaliśmy .. żółwia. Niezbyt to imponująca przygoda, ale to był najbardziej efektowny "orientalny" okaz fauny, jaki udało nam się zobaczyć. Podczas całej drogi nie widzieliśmy żadnych innych nietypowych owadów, gadów czy zwierzaków. W sumie to dobrze, bo Ewelina zdecydowanie nie jest fanką węży.

Obrazek
Najdziksza gruzińska bestia.

Po południu dojechaliśmy do Signaghi, reklamowanego w przewodniku jako miasto zakochanych. Nazwa dobra jak każda inna :) ale miejsce jest kompleksowo odrestaurowane i naprawdę bardzo przyjemne. Oczywiście co za tym idzie - raczej skomercjalizowane. Mieliśmy sporo czasu na poszukanie noclegu, zaliczyliśmy parę prób negocjacji z miejscowymi, ale warunki były co najwyżej średnie, za to ceny wysokie. Jedna z pań nie ustawała w przypominaniu, że jej kwatera jest wymieniona w przewodniku (chyba lonely planet). Może i była kiedyś wymieniona.. ale u niej warunki nie zachęcały. W końcu okazało się, że kosztem 20 lari więcej możemy mieć hotel, w hotelu dwójkę z własną łazienką i telewizorem, do tego śniadanie. Same luksusy, słowem kwatery w Signaghi nie warto brać.
Potem była część rozrywkowo-kulturalna. Dla nas to był pożądany i przyjemny odpoczynek, jak poprzedniego dnia w Mccheta, ale ogólnie .. to jest tam po prostu miło i spokojnie. Niezbyt przygodowo :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Miasto jest na sporej górze i porządnie obwarowane.
Obrazek
Obrazek

Następnego dnia mieliśmy już w planach Gruzińską Drogę Wojenną, co także zwiastowało bliski koniec zwiedzania Gruzji :(

Obrazek
Poranne pakowanie. Motocykle spędziły kolejną noc w Gruzji zaparkowane na ulicy bez żadnych przygód.

Trasa - zróżnicowana, zrobione może z 250 kilometrów. Od wyjazdu z PL będzie pewnie około 5 tysięcy.
Ostatnio zmieniony 04.12.2012, 00:46 przez tomekpe, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
FSO
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 260
Rejestracja: 04.05.2011, 18:55
Mój motocykl: nie mam jeszcze TA
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: FSO »

Kolejny ciekawy odcinek :thumbsup:
Awatar użytkownika
wilq.bb
Kontroler
Kontroler
Posty: 2674
Rejestracja: 27.08.2012, 08:41
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: wilq.bb »

Tutaj są same ciekawe odcinki - a Gruzja ciągnie, ale realnie patrząć dopiero 2014 rok będzie dla możliwy, żeby tam dotrzeć - chyba, że jakis cud się stanie (nie obraziłbym się) :grin:
"Logowanie się na forum jest jak wchodzenie do knajpy za rogiem - zawsze te same mordy przy barze, barman rzuci drwiną a kiblu trochę śmierdzi... Jednak się przychodzi." by Matjas
Jako dżentelmen upijam się po 18-stej.
dziewczynape
romeciarz
romeciarz
Posty: 26
Rejestracja: 04.06.2012, 22:39
Mój motocykl: XL600V

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: dziewczynape »

Autora relacji poproszę o uwzględnienie mojego pasażera na gapę...który z wiatrem we włosach (czyt. czułkach) próbował wydostać się z Gruzji..przejechał parę km po czym stwierdził, że z "babą" jeździć nie będzie i odfrunął :smile: obok żółwia była to kolejna dzika bestia, którą spotkaliśmy na tej wyprawie...obiecałam, że mój pasażer będzie sławny ..zatem proszę o jego zdjęcia na "ogólnopolskim" forum motocyklowym :tongue: ..kolejne dzikie bestie będą w odcinku z Kazbegi..strach się bać :tongue: tyle od współtowarzysza.. :grin:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

21.07.2012
Sobota
Signaghi - Gudauri

Rano przywitała nas piękna pogoda, spokojnie zjedliśmy śniadanie (szczerze to nic specjalnego nam nie podali, kolejny dowód na niski rozwój zorganizowanej turystyki w Gruzji) i wytargaliśmy wszystkie graty z hotelu z powrotem na motocykl.
Te kufry, kanister itp to tylko tak fajnie wyglądają. Jak się nie śpi w namiocie przy motocyklach to jest istne przekleństwo :)

Na specjalne życzenie - pasażer na gapę.
Obrazek
W drogę ruszył z nami .. świersz. To ta bestia, która chciała zostać sławna. Skubany usadowił się tak, że wiatr go nie zdmuchiwał, podróżował z nami kilkadziesiąt kilometrów, w pewnym momencie po cichu znikł. Co sobie pojeździł Trampkiem, to jego :)

Zjechaliśmy z góry, na której położone jest Signaghi i zaczęła się zwykła droga - po równinie, gęsto, ciasno, jakoś tak brudno. W pierwszych wsiach było mnóstwo owoców na sprzedaż, mieliśmy się skusić, ale jak to zwykle bywa, ja nie mogłem się zdecydować i bez interkomu decyzja nie zapadła. Stopniowo zrobiło się brzydko. Zrozumieliśmy o co chodzi dopiero jak zobaczyliśmy najpierw kolejki w każdej wsi, a potem drzewa pozbawione liści i konary leżące na poboczach. Kawałek dalej było już wojsko i policja, cięli na kawałki duże drzewa wyrwane z korzeniami, oraz porządkowali otoczenie. Do tego dochodził krajobraz zupełnie inny niż poprzedniego dnia. Po lewej stronie zalesione wzgórza z bardzo szerokimi korytami rzek (musi tam nieźle padać wiosną), po prawej przestrzenna dolina z górami na horyzoncie. W chmurach zapewne kryły się szczyty Kaukazu. Ale mimo wszystko - nie było malowniczo, czegoś brakowało. Może brakowało widoczności, w każdym razie był to kolejny typ krajobrazu w Gruzji, nie urzekał tak, jak poprzednie.

Obrazek

Dojechaliśmy do Telavi, mając w głowie chęć zakupu wina, no bo gdzie jak nie w Kachetii. Było parę drogowskazów na winnice, ale nam bardziej zależało na zwykłym sklepie. I tak oto nie kupiliśmy wina. W trasie zwiedziliśmy jeszcze monastyr Ikalto - podobno ważne miejsce dla gruzińskiej historii. Do zwiedzania - dość niepozorne.

Obrazek
Obrazek
Grób założyciela klasztoru. 4 wiek, jeden z tzw "ojców syryjskich", misjonarzy, którzy szerzyli chrześcijaństwo w Gruzji.
Obrazek
Mimo gruntownej renowacji kilka lat temu widać kiepski stan zabytku. Było tam i trzęsienie ziemi.
Obrazek
Wykopaliska cały czas trwają.
Obrazek
Wina mieli niezłe zapasy.
Obrazek
Kolejna wersja ufo.


Było też parę fajny drogowskazów na zabytki, ale daliśmy sobie spokój ze zwiedzaniem - nie po drodze, a i jakość trasy nie zachęcała. OFF nie był w planach. Po prawej stronie gdzieś w dali kryła się Tuszetia i górskie miejscowości (np. Omalo) które zdecydowałem zostawić na inną okazję. Nie na nasze skromne siły i małą ilość czasu... Gdybyśmy jak biali ludzie przywieźli motocykle lawetą, byłby czas na wszystko. Ale chcieliśmy honorowo na kołach, to mamy... odciski na tyłkach. Omineliśmy katedrę Aldawerdi (szkoda) i monastyr Bodbe (nie wiemy, czy szkoda, ale za to obok monastyru miało być cudowne źródło :( ).

W planach był przejazd na wprost przez jak się wydawało niewielkie góry do GDW, z pominięciem Tbilisi. Jak to w Gruzji bywa, asfalt zaczął się szybko kończyć za jedną z miejscowości. Po paru chwilach na grubym, nierównym szutrze bez wahania zatrzymałem jadący z naprzeciwka samochód. Zapytałem o drogę dalej. "Haraszo, haraszo". No tak... I tu dokonałem wiekopomnego odkrycia lingwistycznego (przypominam, że to już któryś dzień nauki rosyjskiego :) ).
"A asfalt budiet?" - zapytałem. "Niet". Hhmm. To już dużo wiem, tam nie pojedziemy. Udało mi się też dopytać gdzie ten asfalt będzie, zawróciliśmy z 15 km i naprawdę fajną, nową drogą przez góry przebiliśmy się do Tbilisi. Droga była nawet widokowa i pozwala skrócić trasę, polecam, trzeba kierować się na miejscowość Gombori. Ta pierwotnie planowana - została na następny wypad, kiedy spakujemy się na lekko :)
Po drodze znów spotkaliśmy prezydenta. Jak się wieczorem okazało (w TV), jechał właśnie do Telavi, zobaczyć na własne oczy efekty naszej nie-ulubionej burzy. Tu narozrabiała znacznie bardziej. Nie wyobrażam sobie tu nocować w namiocie. Pewnie nawet wybrałbym miejsce pod drzewem... Bo cień przecież jest ważny z rana :)

Obrazek
Obrazek
Widok z okolic przełęczy. Nieco nie widać, ale naprawdę ładna okolica. Około 1700 mnpm.

Na trasie niejako przy okazji udało nam się zaliczyć twierdzę Udżarme. Biedaczka ledwo wystawała z krzaków, ale nic dziwnego, w końcu ma ponad 1500 lat. Starożytna stolica królestwa Kachetii. Po wdrapaniu się na szczyt wzgórza można było poczuć magię wieków płynącą ze starych kamieni. Miejsce niepozorne, ale klimatyczne. Wielkość twierdzy dobrze oddaje dopiero plakat pokazujący jej wygląd w czasach świetności. Do tego chodząc po murach było wyraźnie widać pod nogami zasypane kolejne kondygnacje (sklepienia tuneli, tajemnicze otwory w skałach itp). Ja lubię takie zabytki. Ewelina romansowała z panem parkingowym na dole... wyłudzając gruszki :D

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Do teraz zachowała się jedynie górna część i to w kawałkach.
Obrazek
Jedyne pomieszczenia w twierdzy.
Minęliśmy Tbilisi "obwodnicą". Zgadnijcie jaka nawierzchnia. Szuter, jak w Bukareszcie, aż się boje czekać na obwodnicę Warszawy. Ale droga pusta - poza tirami, kto chciałby jeździć dziurawym szutrem?
Obejrzeliśmy Tbilisi z góry - nic ciekawego, i ruszyliśmy w kierunku Gruzińskiej Drogi Wojennej, czyli na północ. Jednocześnie wiedzieliśmy, że zaczynamy opuszczać Gruzję, było żal..
Na "pocieszyny" zatrzymaliśmy się w miejscowym fast-fudzie. Co oznaczało lokalne bułki z różnorodnym nadzieniem, bardzo fajne. Jeszcze fajniej, że w Gruzji nie ma hamburgerów, hotdogów i innego gówna... Do bułek była nasza ulubiona gruzińska lemoniada. W sumie to dwie ulubione, jedna z gruszek, a druga z takim zielonym ziółkiem. Była pyszna, dopóki nie odkryłem, że to anyżek.. natychmiast przestała mi smakować, mimo, że piłem ją już kilka dni.
Obrazek

Początek trasy na północ - nic ciekawego. Góry pojawiają się bardzo stopniowo i do zapory nie ma nic specjalnego. Zapora - jak to zapora, ta w Swanetii fajniejsza. Twierdza Ananuri - jak to twierdza. Marudzę, ale nastawialiśmy się na coś więcej. Szczyty były w chmurach, pogoda się powoli psuła, a my tak sobie brnęliśmy do przodu, z nadzieją na nocleg w Gudauri. To jest prawdziwy gruziński kurort narciarski, wedle przewodnika 20 km tras oraz jedyna w Europie szansa na panoramę Kaukazu nad głową. W lecie była szansa na wolne miejsca :), ciekaw byłem tylko cen pokoi.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zwiedziliśmy twierdzę, w sumie nie była taka zła - fajnie utrzymana i dość malownicza. Niemniej mam wrażenie, że ciekawiej byłoby dotrzeć do tych wszystkich twierdz, które mijaliśmy po drodze, a które były zawieszone hen na skałach i niewymienione w przewodniku. Ewelina tradycyjnie już pauzowała. Nie lubi twierdz, czy jak?



Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Wejście do krypty. Tam na pewno straszyło :)

Obrazek
Fajny widok z tarasu.

Obrazek
Tradycyjne malutkie drzwi. Akurat trafiłem na ślub. Widoczny był olbrzymi szacunek dla kościoła ze strony nowożeńców i gości.

Powoli zaczynało kropić, a my byliśmy w czarnej dupie, tj. jakieś kilkadziesiąt kilometrów od noclegu. Na szczęście deszcz się nie śpieszył, a my tak. Droga była bardzo dobra, szeroka, fajnie wyprofilowane zakręty, dość bezludnie. Przed samym Gudauri były serpentyny. Robią wrażenie, szczególnie, jak już robi się ciemno i jest brzydka pogoda włącznie z silnym wiatrem. W sumie wspinaliśmy się ponad 500 metrów, jak nie więcej. Przepaści nie widziałem, bo wolałem się nie rozglądać na kolejnych zakrętach o 180 stopni. Na szczęście na górze było bardziej płasko, nie było nawet widać, skąd przyjechaliśmy, a na wjeździe do miejscowości trafiliśmy bardzo fajny ( w sensie warunków) hotel z mega przytulną dwójką za 50 lari. Tanio, jak na Gruzję. Kwadrans po dojechaniu na miejsce zaczęło lać, a w górach leniwie grzmiało. Znów mieliśmy szczęście..

Obrazek

Podczas kolacji dowiedzieliśmy się na migi o tym, ile narozrabiała "nasza" burza. Gruzińskie wiadomości pokazywały zniszczone rejony i prezydenta w roli "dobrego wujka". Udało się też zakosztować fajnego dania, coś w rodzaju pieczonej fasoli, ni to zupa, ni to gulasz. Niezłe.

Obrazek
Czarna kreska to niedoszły skrót, wygodniej pojechać jak my naokoło. Ciekawiej - na wprost. Znaki zapytania zostały nam na kolejny raz.

Trasa - standardowo. Coś bliżej 350 km pewnie. Stan licznika przy starcie w Polsce – około 29800. Aktualny, jeśli nie pomyliłem notatek, wynosił 34745.
Ostatnio zmieniony 06.12.2012, 16:39 przez tomekpe, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Bonus z Wikipedii. Gdyby trampek umiał latać, mielibyśmy takie widoki dojeżdżając w okolice Gudauri. Strasznie mi się spodobało, pokazuje ogrom tych gór znacznie lepiej niż moje biedne, niepozorne fotki.

Kolejny odcinek będzie ostatnim w Gruzji.. i będzie nie tylko na Trampku ;)

Obrazek
Awatar użytkownika
FSO
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 260
Rejestracja: 04.05.2011, 18:55
Mój motocykl: nie mam jeszcze TA
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: FSO »

Kolejna bardzo skrupulatnie napisana część relacji. Bardzo fajnie podróżujecie, bez wyścigu z czasem, za to dużo zwiedzając :thumbsup:
Awatar użytkownika
Klepka
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 114
Rejestracja: 02.10.2011, 12:25
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Zielona Góra

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: Klepka »

Monastyrów i zamków to się nazwiedzałeś :thumbsup: . A wina nie kupił. Pisz dalej, jest ciekawie.
dziewczynape
romeciarz
romeciarz
Posty: 26
Rejestracja: 04.06.2012, 22:39
Mój motocykl: XL600V

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: dziewczynape »

Wino gruzińskie kupiliśmy, a jakże :tongue: ..co prawda dopiero na Ukrainie ale jest, dojrzewa i czeka na okazję by je wypić..poza tym.. wiecie Panowie jak to jest z miejscem w kufrach, gdy kobieta jedzie na wakacje :tongue:
Awatar użytkownika
Klepka
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 114
Rejestracja: 02.10.2011, 12:25
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Zielona Góra

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: Klepka »

Jak widać kufry przy motorze u kobiety były spore, ale na zdjęciach ani razu nie była w sukni i szpilach. Ciekawe co tam spakowała? :smile:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Klepka pisze:Jak widać kufry przy motorze u kobiety były spore, ale na zdjęciach ani razu nie była w sukni i szpilach. Ciekawe co tam spakowała? :smile:

Tego to nikt nie wie :D ja w swoich też miałem mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Trzeba się chyba pakować inaczej...ale to miała być nasza Daleka Wyprawa.
dziewczynape
romeciarz
romeciarz
Posty: 26
Rejestracja: 04.06.2012, 22:39
Mój motocykl: XL600V

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: dziewczynape »

tomekpe pisze:
Klepka pisze:Jak widać kufry przy motorze u kobiety były spore, ale na zdjęciach ani razu nie była w sukni i szpilach. Ciekawe co tam spakowała? :smile:

Tego to nikt nie wie :D ja w swoich też miałem mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Trzeba się chyba pakować inaczej...ale to miała być nasza Daleka Wyprawa.
na pewno nie miałam wina gruzińskiego (to już ustaliliśmy) :tongue:
A tak na poważnie, wzięliśmy za dużo jedzenia, za dużo ubrań.
Dwie bluzki, dwie pary spodni i bielizna na zmianę w zupełności by wystarczyły. Podstawa to dobry śpiwór i wygodna mata :tongue:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Inna sprawa, że ja 3 tygodnie jechałem w krótkich spodniach motocyklowych i letniej kurtce. Wziąłem drugi komplet ubrań na wypadek gorszej pogody i to już jest pół kufra. Dętki, jakieś narzędzia, kompresor, nieco ubrań i bielizny, kosmetyki/ręcznik, klapki... Oj nietrudno jest napchać 3 kufry takimi drobiazgami. Szczególnie, że w centralce trzeba zostawić miejsca na bieżące zakupy.

Gdybyśmy mieli inną pogodę i jechali w większym składzie (noclegi w terenie) - to od razu większe byłoby wykorzystanie rzeczy z kufrów.

Sztuka mądrego pakowania nie jest łatwa. Po ostatnim wyjeździe zauważyłem, że większość rzeczy, o których myślałem przy pakowaniu, że mogą się przydać - nie przydała się w ogóle. Naprawdę nie jest łatwo przewidzieć, co uratuje tyłek w środku niczego :)
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

CD.

22.07.2012, Niedziela
Gudauri -> Nalczik (Rosja)

Rano powitała nas brzydka pogoda, na szczęście nie padało. Chmury wisiało sobie nisko, no może nie tak nisko bo spaliśmy na wysokości 2200 metrów. Ale na panoramę szczytów Kaukazu nie było co liczyć. Zamocowałem graty na Trampki i ruszyliśmy w drogę, w kierunku Przełęczy Krzyżowej (najwyższy punkt GDW, około 2400 metrów npm).

Obrazek
Obrazek
Wszyscy fotografują to miejsce z bliska, to ja zrobiłem z daleka :)
Obrazek
Obrazek
Kolejne znane miejsce.




Trasa - w ładny dzień musiała robić wrażenie, a tak sobie jechaliśmy, zaliczając kolejne miejsca już znane nam z innych relacji. Przy najwyższym odcinku trasy oczywiście skończył się asfalt, kilkanaście kilometrów tłukliśmy się po dziurach i dziurkach. A razem z nami tiry, busy i osobówki, bo ruch był duży. Jedynym ciekawszym przerywnikiem był korek wywołany przez stado owiec. Całkiem pokaźne, gnało sobie droga jakieś 10 minut, zanim w końcu zdecydowało się oddać drogę jej prawowitym właścicielom. Na tym odcinku droga przypominała dolinę - było szeroko, dość płasko, po bokach góry. Jedynie brak roślinności i nawigacja pozwalały pamiętać, że jesteśmy na wysokości około 2000 metrów.

Obrazek
Obrazek

Dotoczyliśmy się do Stepantsmindy (rosyjska nazwa to Kazbegi), ostatniego miasteczka przed granicą rosyjską, oraz jednocześnie naszego ostatniego postoju w Gruzji. Na górze obok znajduje się jedna z największych świętości Gruzji, klasztor Cminda Sameba, który jest punktem obowiązkowym większości wypraw. Prowadzi do niego dość stroma i raczej nierówna trasa, w sam raz dla auta terenowego albo dla Trampka. Ale i dużego busa VW (na polskich numerach) widzieliśmy po drodze, jestem naprawdę ciekaw, jak daleko dojechali.

Obrazek

W miasteczku jest coś w rodzaju rynku, gdzie kręci się mnóstwo turystów, atmosfera jak w Kuźnicach w Tatrach. Śledząc miejscowych znaleźliśmy piekarnię ze świeżym chlebem, pyszności! W międzyczasie drogą przemknęli nasi znajomi motocykliści z Czech :) Pomachaliśmy sobie i po małej kawie nadeszła pora na realizację planu. Jako, że nie byłem pewien, czy chcemy wjechać i zjechać do klasztoru na motocyklach, spodziewałem się trudności, to w zanadrzu miałem plan alternatywny :)

Obrazek

Dość szybko znaleźliśmy agencję turystyczną, gdzie dopytałem się o możliwość wynajęcia koni. Można było też wynająć auto, ale cóż to za atrakcja podróżować ładą niwą. Cena była nieco kosmiczna, no ale chyba należy się jakaś nagroda i pamiątka ze zwiedzania? Kilka telefonów, konie się znajdą, sprawa załatwiona. W międzyczasie wydało się, że nasza znajomość jazdy konnej jest nieco znikoma, dodatkowo Ewelina bała się takiej samodzielnej wyprawy.. I okazało się, że będziemy jechać na sznurku, prowadzeni przez przewodnika. Dobre i to. Może mało prestiżowo, ale przynajmniej nie będę szukał manetki gazu w prawym końskim uchu :D
Konie dotarły, ruszyliśmy. Pogoda poprawiała się nieustannie, jadąc na górę mieliśmy już piękną panoramę szczytów naprzeciw, do tego niezły upał. Tylko najwyższe szczyty kryły się w mlecznych chmurkach, i tak niestety zostało już do końca. W dodatku mój konik okazał się być, jakby to powiedzieć, mało okazały. Jakbym się oparł stopami o ziemię to prawie byłby w stanie wybiec spode mnie. Cóż....




Obrazek
Obrazek

Obrazek


Obrazek
Polsko-gruziński Sancho Pansa. Ewelina to zdjęcie wywołała w A4 i powiesiła na ścianie...

Obrazek
Mój poprzednik :)

Sam klasztor - kolejny gruziński zabytek, nie ma co opowiadać :). Pochodzi z XIV wieku i robi wrażenie, warto go zobaczyć, ale zdecydowanie chodzi tu o jego otoczenie, nie o zwiedzanie wnętrza. Mniej przeładowanym polecam również dojazd na górze - przy suchej drodze stopień trudności jest co najwyżej średnio, ale są spore kamienie i jest miejscami stromo.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Na parkingu ... :D

Obrazek
Obrazek
Kawałek Kazbeku

Obrazek
Obrazek




Ewelina postanowiła dać wolne swojemu konikowi, nie lubi zjazdów. Tylko ja byłem bez serca. Zjechaliśmy na dół, przy okazji zapoznaliśmy się z miejscowymi gzami. Wyglądało to na połączenie gza z szerszeniem (nawet nieco większy). Wydawały się ładne i kolorowe, dopóki nie zobaczyłem, że nasi przewodnicy zabijają pieczołowicie każdą sztukę, jednocześnie unikając dotknięcia tego świństwa. Od tamtej pory zacząłem sam pilnować swojego konika i siebie, mając wizję galopu po ukąszeniu, przez pola i lasy, hen, aż do Tbilisi.

Na dole podziękowaliśmy, zabraliśmy motocykle z terenu agencji, gdzie były pilnowane przez właścicielkę, i uwaga.. tadaa-am. Kupiłem nareszcie wino w sklepie, za posiadane ostatnie lari. Szkoda, że dopiero tam, ale jednak w udało się w Gruzji :) Ruszyliśmy na przejście, droga robiła się coraz ciekawsza. Sama nawierzchnia w idealnym stanie, ale nasza dolina zamieniała się w olbrzymi wąwóz, ściany skalne były naprawdę potężne. Gruzińskie przejście było super nowoczesne, odprawa zajęła nam może 15 minut, wszystko miło i przyjemnie. Do tego obowiązkowe pytania, jak nam się podobało w Gruzji. To naprawdę gościnny naród!

Obrazek
Obrazek



Żegnaj, Gruzjo, i do zobaczenia!


Po paru kilometrach pojawiło się rosyjskie przejście, a raczej jego zapowiedź - duża kolejka samochodów. Nie chcąc jechać na pewniaka pod szlaban, ustawiliśmy się na końcu kolejki i czekaliśmy.. nic się nie ruszało. Z auta przed nami dostaliśmy brzoskwinki, z tira obok radę, aby jednak jechać dalej. Ruszyliśmy zatem (ja z duszą na ramieniu :) ), problemem była ograniczona widoczność i ściśle zapchany pas bez możliwości powrotu. Parę razy minęliśmy się z autami z naprzeciwka, w końcu zobaczyliśmy przejście, a droga zwęziła się na tyle mocno, że zadecydowałem o przystanku. Nawiązaliśmy miłą pogawędkę, co prawda pan z busa obok nie był nami zachwycony, za to Azer w ładzie poczęstował nas .. gruszeczkami i dał nam swoją flagę narodową z auta. Flaga zdobi nasz pokój :)
Pojechaliśmy dalej, przed samym przejściem okazało się, że po lewej stoi już kolejka aut chętnych do wbicia się bokiem, a kolejka poprawnie stojących każdy centymetr luzu wykorzystuje do podjechania naprzód. Pasy dalej rozdzielały już betonowe bariery, ostatnie miejsce do wjechania. Niewesoło. W takiej sytuacji trzeba wysłać Ewelinę pod szlaban, niech zapyta :) W końcu dziewczynie nie odmówią, szczególnie gdy nie zna języka :D
No i bez problemu, żołnierze pozwolili dojechać bokiem, ale wyłącznie prawym poboczem. Najwyraźniej tylko w Krościenku mają takie brzydkie maniery, nawet na Kaukazie motocykle przejeżdżają bez kolejki. Pozostało namówić kogoś w kolejce na migi, żeby nas wpuścił :) Nie było łatwo, ale w końcu jeden z miejscowych zatrzymał się metr od bariery i nas wpuścił. Za nami już szykowały do wciśnięcia się auta, prawie wjeżdżając w kufry, ale dla nich nie było już miejsca. Normalnie strefa wojny :)

Oj były wrażenia, były. Zwykłe przekroczenie granicy, a tyle emocji. Podświadomie baliśmy się kłopotów z wizami, innej mentalności, ale poza kupą papierków wszyscy byli dla nas mili, nie było problemu ani zbędnych pytań, czy nawet dokładniejszej kontroli. Po półgodzinie byliśmy na terenie Federacji Rosyjskiej, oboje po raz pierwszy. Nie da się ukryć, że za wiele się nie zmieniło. Góry szybko rozchodziły się na boki, robiło się płasko i w sumie tyle. Pierwsza mijana policja nie dość, że nie strzelała, to całkiem nas olała :)

Po chyba 30 kilometrach był Władykaukaz - duże miasto, zbudowane z sowieckim rozmachem. Wypłaciliśmy pierwsze ruble (bankomat), zaliczyliśmy pierwsze tankowanie w nowym stylu. Tj. trzeba powiedzieć ile się tankuje, zapłacić, a dopiero potem dostaje się paliwo. Niezbyt to wygodne, ale co zrobić. Potem tankowaliśmy gotówką, było już łatwiej, wystarczy zostawić kasę i odebrać resztę po tankowaniu.

Kolejna ciekawostka czekała na nas na wjeździe na trasę federalną, paręnaście kilometrów za Władykaukazem. Słyszeliśmy o obowiązkowych kontrolach, ale żołnierz z kałasznikowem blokujący drogę i tak nas zaskoczył. A bunkier z siatką maskującą na poboczu jeszcze bardziej. Trzeba było dać wszystkie dokumenty, podać cel podróży i czekać.
Za rondem był kolejny bunkier, kolejna kontrola i już byliśmy na trasie. Wojsko raczej zaciekawione niż bojowo nastawione, no ale dziwne wrażenie pozostało. Szczególnie miły był żołnierz na zjeździe z trasy, wypytując nas o trasę i o drogę, martwił się, co my zrobimy w razie deszczu, a jednocześnie puszczał kolejne auta bez kontroli. Za to na wjeździe podczas rozmowy padło pytanie, czy byliśmy "u nich" w Suchumi, w Abchazji. I co takiemu powiedzieć? Że to okupowany gruziński teren i nie można przekroczyć granicy, bo potem nie wpuszczą do Gruzji? Że nie chcieliśmy tam jechać ? Niby miło, przyjaźnie, a jednak niesmak pozostaje.

Na samej trasie kilometry leciały szybko, była bardzo dobra droga. W pewnym momencie na horyzoncie w wieczornym świetle pojawiły się szczyty Kaukazu, niesamowite wrażenie, bo odległość mogła sięgać 100 kilometrów.

Obrazek
Ledwo widać to na zdjęciu, ale dokładnie na środku obrazu są niewyraźnie zarysowane szczyty kaukazu obsypane wiecznym śniegiem.

Celem naszej podróży był Nalczik, i chyba nieco przesadziłem z tym planem. Dojechaliśmy po ciemku, żadnego hotelu po drodze nie było. A może i były, ale przecież nasza znajomość cyrylicy kulała. Podróżnicy za dychę ... ;) Na szczęście w nawigacji miałem jakieś adresy POI, ponad 10, zatem coś musiało się znaleźć.

W Nalcziku poszukiwania zaczęliśmy od pytania na stacji benzynowej. Dostaliśmy rysunkową mapę, przejechaliśmy z nią chyba pół miasta (było bardzo rozległe), jednocześnie niestety oddalając się od hoteli zaznaczonych w nawigacji. Po dłuższym poszukiwaniu i pomocy miejscowych zobaczyliśmy w końcu neon. Nie wiedzieliśmy tylko, jak tam dotrzeć z ulicy. W końcu dojechaliśmy, lawirując między blokami. Hotel był ohydny, stary i zaniedbany blok. Pusty, podejrzewam, że nie mieli tam żadnego gościa, a parking dla motocykli nie istniał. Cena też oszałamiała - negatywnie. Mimo późnej pory ruszyliśmy dalej, już wedle nawigacji, zakładając, że nic gorszego nie znajdziemy.

Sama podróż przez miasto także była przygodą, ruch nadal rządził się azjatyckimi zasadami, do tego sporo luksusowych aut z ciemnymi szybami dawało nieprzyjemne uczucie zagrożenia. Ot, nocne życie w stolicy Kabardyno-Bałkarii. W końcu dojechaliśmy do dość bogatej części miasta, bardzo daleko od pierwszego hotelu, nasza nawigacja kazała szukać tam hoteli. Po sprawdzeniu dwóch adresów okazało się, że to są głównie .. sanatoria. Lipa! W końcu natrafiliśmy na jeden hotel, wielogwiazdkowy hotel-spa z ochroną i fontannami. W środku dwie recepcjonistki mówiące płynnym angielskim, bar hotelowy, 4 windy. Cóż, jak się szuka w ten sposób, to czego się spodziewać ?
Ochroniarz chyba chciał nas przegonić, ale nie daliśmy się. Za równowartość 100 litrów paliwa( w Rosji) dostaliśmy pokój i bezpieczny parking dla motocykli. Najdroższy nocleg na naszej trasie, ale w tamtym momencie wcale nie czuliśmy potrzeby oszczędzania. Poczucie bezpieczeństwa znane z Gruzji gdzieś zaginęło, zresztą w dużych miastach i tak zazwyczaj jest mniej bezpiecznie.

Pokój był nieco mniej "spa", niż podjazd i hol hotelowy. Ewidentnie swój szczyt formy miał w latach 80tych. Łazienka do lekkiego remontu, meble podniszczone. Podejrzewam, że widząc nas i nasze brudne sprzęty dali nam najgorszy możliwy pokój :D

Przebieg w Nalcziku 34940, a rano 34745. Około dwieście kilometrów w Rosji i w Gruzji, chociaż miałem wrażenie, że przejechaliśmy dużo więcej.

Obrazek
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Poprzedni post z grubsza zamyka naszą wyprawę do Gruzji. Postaram się jeszcze opisać powrót, ale na pewno nie tak szczegółowo, zapewne w jednym poście - bo i wiele się nie działo. Dzięki szczęśliwemu przypadkowi udało nam się przejechać Rosję bezpiecznie.. i w doborowym towarzystwie. Od Nalczika już nie mieliśmy większych przygód.

Przejazd nizinnej części Rosji był nieziemsko nudny, podobnie było na Ukrainie. Odpuściliśmy sobie ekspresowe zwiedzanie Krymu, obawiając się zamieszania przy kolejce na prom. Jadąc już cały czas lądem (przez Rostow nad Donem) dojechaliśmy do Lubartowa w czwartek po południu. Zero mandatów, zero awarii, nieco dolanego oleju. Rosja pozostawiła mieszane wrażenia, Ukraina lepsze. Dojazd tą trasą jest nieporównywalnie łatwiejszy i nudniejszy, niż przez Turcję. Jest też dużo bliżej.

Stan licznika na zakończenie wyprawy wynosił około 7 700 km. Sporo, szczególnie jak na nasze małe doświadczenie. Szczególne brawa dla Eweliny, dla której to była PIERWSZA dalsza wyprawa .. i która mimo to nadal lubi i chce jeździć motocyklem :) :resp:

Na koniec tradycyjnie.. :dupa:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Obrazek

Trasa naszego powrotu w kolejnych dniach.

Około 2250 kilometrów, od poniedziałku 23.07.2012 do czwartku 26.07.2012.
Awatar użytkownika
pezet
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 117
Rejestracja: 22.08.2011, 23:05
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: pezet »

Super wyprawa! Dzięki za relację!
Awatar użytkownika
FSO
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 260
Rejestracja: 04.05.2011, 18:55
Mój motocykl: nie mam jeszcze TA
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: FSO »

Szkoda, że to już koniec.
Awatar użytkownika
Klepka
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 114
Rejestracja: 02.10.2011, 12:25
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Zielona Góra

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: Klepka »

No no na koniu prezętujesz się nieźle :thumbsup: daliście radę z tym podjazdem. :crossy:
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości