Gruzja dla początkujących 2012

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
Tomko
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 595
Rejestracja: 16.05.2010, 13:55
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Świętokrzyskie

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: Tomko »

Trzeba by to wrzucić na forum AT :grin:
Zbieram na fajny rower...
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Ja bym nie winił Afryki, tylko nas, mechaników. Chociaż w "prawdziwym" serwisie też usterkę znaleźli dopiero drugiego dnia. Winna była .. kostka elektryczna. Nawet nie wiem która, chyba coś przy zegarach, bo przy zasilaniu wszystkie kostki dla pewności rozpieliśmy i oczyściliśmy. Motocykl ma 20 lat i prawo się czasem zepsuć. Szkoda, że tak pechowo, bo z typowymi tematami pewnie byśmy dali radę, mając telefoniczne wsparcie.

W BMW - prosta sprawa. Kablem obeszli immo i poszła jak złoto. Niestety tego wszystkiego dowiedzieliśmy się dopiero w Gruzji, nasi towarzysze po stracie dwóch kolejnych dni nie gonili nas, wybrali się na Bałkany.

Podobno też było fajnie, a może nawet również napiszą relację ? :)
Awatar użytkownika
MADRAFi
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1382
Rejestracja: 27.07.2011, 19:06
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Warszawa (Ursus)

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: MADRAFi »

Moze bede mial z kim do tej gruzji dojechac :) Dlatego warto przed tak wazna wyprawa zrobic gruntowny serwis motocykla.
Babencja
Czytacz
Czytacz
Posty: 8
Rejestracja: 19.07.2011, 14:35
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Świdnica, Dolnośląskie

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: Babencja »

Witajcie, to ja od bemki :)w bemce tylko się przerwał kabelek na wiązsce na kierownicy :)i to mały bztet tak samo jak w afryce. Ja po naprawie chciałam gonić Tomka i Ewelinę, ale Afryka wymiękła:)Madrafi i nic Ci tu nie da pełen pełen przegląd przed wyprawa po prostu nie przewidzisz pecha, ale za rok tamte tereny nasze i proponuje wjazd od strony Ukrainy Rosji :)))
Awatar użytkownika
MADRAFi
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1382
Rejestracja: 27.07.2011, 19:06
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Warszawa (Ursus)

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: MADRAFi »

Cze Babancja :grin:
Majac na mysli przeglad myslalem o zajrzeniu w zakamarki gdzie sie nie zaglada. W 20 letnim motocyklu to jednak wypadaloby zrobic zeby nie bylo wtopy.
W twoim przypadku moglo byc tak ze pech ze sie jakos kabelek ulozyl lub tez od jakiegos czasu sie przecieral :)

Ja obstaje za Turcja. Bardzo chce ja zobaczyc z perspektywy motocykla.
Rosji sie boje, wleziesz gdziesz okaze sie ze kogos obraziles i wywioza cie do lagru :)
Awatar użytkownika
chankrymski
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 536
Rejestracja: 02.03.2010, 13:44
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Krosno

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: chankrymski »

MADRAFi pisze:
Ja obstaje za Turcja. Bardzo chce ja zobaczyc z perspektywy motocykla.
Rosji sie boje, wleziesz gdziesz okaze sie ze kogos obraziles i wywioza cie do lagru :)
Turcja to bardzo ciekawy i duży kraj. Jest gdzie pojeździć.Niebezpiecznie trochę na południowym wschodzie. Myślę, że nie mniej niż w Wielkiego Brata. Żałuję, że nie udało udało mi się z Komarami wjechać do Rosji w tamtym roku. Jakby ktoś dumał na następny sezon coś to wstępnie jestem chętny :grin: Ale może to nie w tym dziale.....
Awatar użytkownika
herni74
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1431
Rejestracja: 19.08.2008, 20:11
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Stalowa Wola/Mielec

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: herni74 »

MADRAFi pisze:Cze Babancja :grin:
Majac na mysli przeglad myslalem o zajrzeniu w zakamarki gdzie sie nie zaglada. W 20 letnim motocyklu to jednak wypadaloby zrobic zeby nie bylo wtopy.
W twoim przypadku moglo byc tak ze pech ze sie jakos kabelek ulozyl lub tez od jakiegos czasu sie przecieral :)

Ja obstaje za Turcja. Bardzo chce ja zobaczyc z perspektywy motocykla.
Rosji sie boje, wleziesz gdziesz okaze sie ze kogos obraziles i wywioza cie do lagru :)



NIE LĘKAJCIE SIĘ ROSJI !!!! ROSJA To jest zajebisty kraj z super klimatem i fajnymi ludźmi i śmiesznie tanim paliwem :yaho: :yaho: :yaho: . Do granicy z Gruzją przez Krym i Rosję jest około 3 tys km .
Uważam że do Gruzji to tylko przez Rosję :ok:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

herni74 pisze:



NIE LĘKAJCIE SIĘ ROSJI !!!! ROSJA To jest zajebisty kraj z super klimatem i fajnymi ludźmi i śmiesznie tanim paliwem :yaho: :yaho: :yaho: . Do granicy z Gruzją przez Krym i Rosję jest około 3 tys km .
Uważam że do Gruzji to tylko przez Rosję :ok:
Herni, my wracaliśmy przez Rosję. Miałem zupełnie inne wrażenia. Jedyny plus jazdy tamtędy to logistyka - krócej i taniej. Jechałeś przez Turcję ? :)

Nam wyszło nawet mniej, jakieś 2500 km, nie ma potrzeby jechać przez Krym - prościej było ominąć ( ze względu na prom na Kercz). Generalnie - nie śpieszy mi się do powrotu tam, mimo że nic złego się nie przydarzyło.
Awatar użytkownika
herni74
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1431
Rejestracja: 19.08.2008, 20:11
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Stalowa Wola/Mielec

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: herni74 »

tomekpe pisze:
herni74 pisze:



NIE LĘKAJCIE SIĘ ROSJI !!!! ROSJA To jest zajebisty kraj z super klimatem i fajnymi ludźmi i śmiesznie tanim paliwem :yaho: :yaho: :yaho: . Do granicy z Gruzją przez Krym i Rosję jest około 3 tys km .
Uważam że do Gruzji to tylko przez Rosję :ok:
Herni, my wracaliśmy przez Rosję. Miałem zupełnie inne wrażenia. Jedyny plus jazdy tamtędy to logistyka - krócej i taniej. Jechałeś przez Turcję ? :)

Nam wyszło nawet mniej, jakieś 2500 km, nie ma potrzeby jechać przez Krym - prościej było ominąć ( ze względu na prom na Kercz). Generalnie - nie śpieszy mi się do powrotu tam, mimo że nic złego się nie przydarzyło.

E tam!!!! Krym był zaplanowany celowo . No pewnie że łatwiej i prościej było ominąć tylko PO CO ?? Jeszce łatwiej jest wsiąść w samolot i lecieć do Tbilisi , i tam wypożyczyć motocykl http://www.facebook.com/caucasus.enduro ... ts&fref=ts ALE TO NIE O TO CHODZI!!!!!!!!!

Turcja jest bardzo fajna ,ale czy tranzyt autostradą przez nią jest ciekawy ?? Dla mnie NUDAAAA i NIC SIĘ NIE DZIEJE i zajeb...cie drogo. :sad:
A w Rosji zawsze się coś dzieje............ :lol: :lol:
Jak przygoda to przygoda !! :yaho:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Co dla jednego jest zaletą, dla innego jest wadą :) Dla mnie sama jazda przez Rosję była nudna. Setki kilometrów na wprost, równina, pola po horyzont. Nędza. Do tego ich nastawienie.. jakoś nie bardzo ich polubiłem (duch sowieckiego imperium nadal jest żywy), chociaż są i sympatyczni Rosjanie. Owszem, tak, przez Turcję tranzyt podobnie się dłużył, ale przynajmniej egzotyka była większa :) Oba kraje zasługują na oddzielną wyprawę. Jedyne, co mnie przekonuje, to krótszy czas jazdy i koszty. Niemniej, z perspektywy przejazdu obiema drogami, uważam, że chyba bym zwariował z nudów, jadąc przez Rosję w obie strony.

A co do tranzytu - owszem, następnym razem spróbuję skombinować lawetę. Mając ograniczony urlop takie zasuwanie przez parę dni non stop, nie mając realnej możliwości zwiedzania, to czysta strata czasu. Celem wyprawy dla nas była Gruzja, a nie snucie się po okolicy.

"Przygodowa" jazda owszem - jest fajna. Ale jak jest dużo czasu i nieco inny skład wyprawy. My polecieliśmy sami, we dwoje - do tego bez znajomości języka i z mizernym doświadczeniem podróżniczym. W takich warunkach ciężko o pełny luz i przygody.

Swoją relacje, uwzględniając w tym przemyślenia, piszę właśnie po to, aby ktoś następny mógł wybrać, co mu odpowiada - czy Kapadocja, czy Krym, czy tranzyt, co zwiedzić na miejscu, ile czasu potrzeba itp.
Awatar użytkownika
bankier
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 567
Rejestracja: 27.01.2009, 21:33
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: bankier »

Dokładnie, fajna refleksja, Transalp może słaby, lipne hamulce, itd ale cały czas jedzie gdzie inne sprzęty zawodzą i o to chodzi :ok:
Przyszedł czas na Varadero
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

[CD - TURCJA] 12 Lipca.

Dzień mija spokojnie, pogoda przepiękna, jest upalnie, ale da się żyć. Droga biegnie dość imponującymi tunelami (jak na nie-autostradę), większość wybudowana w ostatnim dziesięcioleciu. Jedynie ostatnie kilometry to dość nieprzyjemny remont. Nieprzyjemny, bo miejscowi nie znają pojęcia bezpiecznego odstępu, a przy ciągłych zjazdach na przeciwległe pasy po nierównej nawierzchni.. jest niebezpiecznie.

Dojeżdżamy do Samsun. Wedle skąpych informacji przygotowanych w Polsce tam można liczyć na kemping. Miasto nad morzem, prawie pół miliona mieszkańców. Na ostatnim tankowaniu przed miastem wbijam koordynaty w GPS.. i dupa, najwyraźniej źle zanotowałem. Wychodzi gdzieś w górach, przynajmniej kilkanaście kilometrów od miasta.
Jedziemy, nasza nawigacja ma wytyczoną trasę na zapas, od Samsun pojedziemy już wzdłuż morza.

Trasa pozostała do celu:
Obrazek
Prawie niedaleko :)

W Samsun trafiamy najpierw na super fajną obwodnicę - skala robi wrażenie, do tego miasto jest ciekawie położone - w górach nad morzem, zatem co niektórzy szczęśliwcy mają fajne widoki z okna bloku. Bo oczywiście większa część miasta jest zabudowana nowymi, klockowatymi apartamentowcami. Samo centrum to kamienice w mieszanym stylu - takim zaniedbano-zabytkowym. Przejazd przez samo centrum zaczyna się remontem - takim konkretnym, z pieszymi śmigającymi pomiędzy autami i lokalnym ruchem. Ale co tam - damy radę :) Już wyjeżdżając z miasta (od dłuższej chwili, cały czas wzdłuż morza) widzimy napis kemping, zatrzymujemy się na stacji. Niestety jest to bardziej parking dla kamperów, do tego przy bardzo ruchliwej trasie i po przeciwnej stronie drogi. Dopytujemy na stacji jak zwykle pomocnych Turków, przy użyciu naszej super-niedokładnej mapy ze stacji benzynowej przy granicy. Posiadana mapa Europy właśnie się kończy i już nie ma co jej wyciągać :ok:
Kemping ma być gdzieś za 60 km, w Terme. Dość zmęczeni jedziemy przed siebie. Droga idzie prosto przed siebie, szeroka i równa, prawie jak w Arizonie :) Po prawej - spore góry (powyżej 3000 m). Po lewej - morze. Fajnie jest.. tylko znów nie mamy gdzie spać.
Po kolejnej wizycie na stacji i ustawieniu podglądu na morze i boczne dróżki na nawigacji szukamy. Tym razem intensywnie. Ma być za 3-4 kilometry po lewej. "Cośtam" ma tam być i nasz kemping. Niestety nadal nie znamy tureckiego... Ale w końcu jest skrzyżowanie i coś jakby kempingowego :)
Zajeżdżamy, ale to tylko miejska plaża z laskiem. Brudno i dziwnie. Zagaduje nas miły gość z baru obok. Oczywiście na migi, ale tłumaczy że tam można jak najbardziej spać. U niego można zjeść, skorzystać z toalety i w ogóle jest świetnie. No dobra... Wyboru nie ma. Robię kółko dalej - kolejne 2-3 kilometry, innego kempingu nie ma. Trudno, będziemy tam spali.
Odgarniamy kawałek lasku ze śmieci - bo są wszędzie.. i rozbijamy namiot. Parkujemy sprzęt po bokach namiotu, to ma być taka niby osłona :) Może i przeżyjemy. W międzyczasie przechodzi obok tradycyjna rodzina turecka, kobieta w chuście zna nieco angielski, z ciekawością dopytują skąd my jesteśmy. Głowa rodziny pokazuje nam na migi, że tu mamy dobre miejsce do spania, po czym mówi "doktor, doktor" i pokazuje gest robienia zastrzyku. No to pięknie, zaczynamy się bać. Nie mamy pojęcia, o co chodzi. Przynajmniej do czasu :cool:
Przed kolacją w barze Ewelina namawia mnie usilnie, abym w sąsiednim ośrodku wczasowym (duży, różowy budynek) sprawdził czy można się wykąpać. W końcu mają napisane Terme. No to poszedłem. Dziwnie tam było. Jakoś mało plażowiczów, taras niewielki, mało przyjemnie. Nie znam tureckiego, więc prawie się zapytałem o możliwość kąpieli. Na szczęście zrozumiałem napis mówiący o dializach. Znalazłem szpital miejski w miejscowości Terme. :ysz: Wyjaśniło się o co chodziło z doktorem.

Dalej już było z górki. Miła kolacja, pogawędka z właścicielem baru, oczywiście prezentacja mapy Europy, mała toaleta i spać. W nocy na szczęście panował spokój. Rano mała pobudka na wschód słońca, potem jeszcze krótkie spanie i w drogę, bo upał męczy niemiłosiernie.

Przebieg - około 600 km.

Obrazek
Obrazek
Stosy śmieci, poza naszym wysprzątanym sektorem :)


13 lipca 2012, piątek
No i jedziemy..znów :swieczki:
Tego dnia trasa ma nas już doprowadzić do Gruzji. Droga jest znacznie piękniejsza, chociaż nadmorskie widoki się powtarzają.

Obrazek
Obrazek
Miejscowy ruch. Wszyscy jadą dość spokojnie, by niespodziewanie na światłach ustawić się np. w 5 aut obok siebie, po czym płynnie i bez wymuszania ruszyć naprzód.

Obrazek
I tak prawie cały dzień..
Obrazek

Obrazek
Znów mają tu tylko rozpuszczalną Nescafe..
Obrazek

Obrazek
Ale za to fajne widoki :)

Obrazek
Wreszcie jest kawa. Co prawda musieliśmy tam wjechać pod prąd, ale warto było. Zdecydowanie. Przepyszne żarcie, do tego pyszna kawa, prawdziwa turecka, czarna jak szatan, z kandyzowanym imbirem. Na koniec miły akcent. Szef lokalu(chyba) przy płaceniu oczywiście zapytał, skąd jedziemy, dokąd itp. Po usłyszeniu, skąd i jak daleko jesteśmy - napoje dostaliśmy gratis. Herbata to tradycyjny gratisowy poczęstunek w Turcji, ale kawa .. naprawdę miło nam się zrobiło. Kolejne pozytywne zaskoczenie. Najwyraźniej wiedzą, jak drogie mają paliwo :haha:

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Obrazek
Zwyczajne nadmorskie widoki :) Aż szkoda pomyśleć, co nas ominęło na górskich drogach tuż obok. Musi być niesamowicie!

Ostatnie tankowanie w Turcji koło Rize, do Gruzji mamy poniżej 200 km. Dotarcie na miejsce wreszcie staje się realne. W całej Turcji oczywiście nie ma naklejek na kufry, przynajmniej na stacjach. Albo mamy pecha. Na ostatniej stacji zamiast naklejek dostaliśmy płytę CD z okolicznymi materiałami promocyjnymi. Droga prowadzi nad samym morzem, obok wysokie skały, a dalej (wedle mapy) szczyty do 4 km wysokości. Niestety nie mieliśmy czasu zboczyć na drogę do
Artwin polecaną przez Włodka.

3 km przed granicą wydajemy ostatnie liry, droga zwęża się i pogarsza. Jedziemy nad samym morzem, obok skały, Turcja się zwyczajnie kończy :)
Przejście graniczne. Ciasno, bo dojazd przez tunel, gruzińska strona się buduje, do tureckiej spora kolejka, i niezłe zamieszanie naokoło. Jakiś gość proponuje nam przejazd bez kolejki za 20 euro. Rezygnujemy, mamy czas (trwało to może 15 minut).. Gruzini bardzo uprzejmie nas witają, a Turcy również nie poszukują zemsty za przejeżdżanie we dwójkę przez bramki autostrady:)
Żegnaj Turcjo, witaj Gruzjo. Zaraz za granicą czeka Batumi, ale tam już nie mamy nawigacji. Granicę przekraczamy bez żadnego problemu.

Obrazek
Twierdza na przedmieściach Batumi. Jesteśmy!! Twierdza pochodzi z czasów rzymskich i niestety jak wiele innych ciekawych miejsc później - mijamy ją, robiąc tylko to jedno zdjęcie.

Pomimo awarii na trasie, udało nam się w niecałe 7 dni dojechać na miejsce. Mieliśmy idealną pogodę, ale robiąc nieco lepsze przebiegi w pierwszych dniach, oraz rezygnując z Transalpiny dojechalibyśmy spokojnie w 6 dni. Za to mają 2-3 dni więcej pewnie zobaczylibyśmy dużo ciekawych miejsc.

Po drodze liczne hotele przy brzegu morza, wszystkie raczej średniej klasy. Nie mamy miejscowej waluty, zatem lecę dalej. Docieramy bliżej centrum, wymieniam wreszcie 30 dolarów na miejscowe (lari). Kurs wymiany - nieco ponad 2 złote za sztukę. Paliwo - ponad 4 zł. Dwa razy taniej, niż u sąsiadów.

Kurort Batumi miejscami rozczarowuje:
Obrazek

Są i piękne miejsca, ale te zobaczycie na materiałach promocyjnych.

Nasza przygoda w Gruzji oficjalnie się zaczęła!

CDN.
Awatar użytkownika
niko
romeciarz
romeciarz
Posty: 30
Rejestracja: 16.09.2012, 21:16
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Sucha Beskidzka/Stavanger(NO)

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: niko »

Ja i moj kolega w przyszlym roku tez mykniemy do gruzji ..........im wiecej ogladam relacji z wypraw tym bardziej mnie gruzja wciaga;)
Awatar użytkownika
MADRAFi
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1382
Rejestracja: 27.07.2011, 19:06
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Warszawa (Ursus)

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: MADRAFi »

Tomek, musze cie zmartwic. Musisz w przyszlym roku znow jechac do Turcji i Gruzji. Ze mna! :) Bedziesz przewodnikiem :grin:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

[Piątek, 13 lipca 2012] Dojazd do Batumi.


Po przekroczeniu granicy i zrobieniu pierwszej fotki szybko zaczęło się miasto. Duże, postsowieckie i z szalonym ruchem. Szalonym nawet po Turcji. Wszędzie marszrutki (znaczy się busiki pasażerskie). One były najgorsze! Nadal wszyscy jechali płynnie, tylko pchali się dużo bardziej.
Na chodnikach biednie, śledziły nas ciekawe spojrzenia - a nawigacji brak. Jakoś kierowaliśmy się w stronę centrum, raczej na wyczucie. Mieliśmy przewodnik i plan, aby znaleźć hotel. W przewodniku było ich sporo, plus kwatery. Niestety nie działała już nawigacja Igo ( skończyła się na Turcji), a Free nawigator pomimo kilku prób ciągle odmawiał współpracy.
Po kilkunastu minutach jazdy i zaliczeniu tradycyjnego dla sowieckiej zabudowy gigantycznego, zakorkowanego ronda miałem poczucie, że szybko zginiemy jak nie uruchomię nawigacji. Jak wiadomo najważniejsza jest motywacja .. i po 5 minutach nawi śmigała jak malowanie. Aż dziwne, jak dokładne były mapy. Wpisaliśmy parę adresów - jeden z hoteli był po blokiem na zdjęciu z poprzedniego posta. Cena 90 Lari za pobyt w dawno nieremontowanym pomieszczeniu z cwaniakowatym recepcjonistą - to nie dla nas. Miejscowi mili, ale jak tam zostawić motocykle.. no i za co tyle pieniędzy? Przynajmniej obejrzeliśmy parę pięknych miejsc w centrum - faktycznie robi wrażenie, jest fajnie odnowione i ma klimat kurortu. Przejechaliśmy nadmorską promenadą koło delfinarium, zobaczyliśmy nieco wieżówców i w sumie tyle naszego zwiedzania, skupiliśmy się na szukaniu noclegu.
Jeden hotel, drugi, w trzecim (hostelu) pan wynajmujący wyglądał, jakby to nie był jego hotel i znalazł się tam przypadkiem. Kolejny był na uboczu, nawet klimatyczny, ale warunki daleko poniżej normy i cena nadal 20 Lari za osobę.. W końcu trafiliśmy do miłego sklepu całkiem niewiadomogdzie. Młody Gruzin znający angielski zaproponował nam nocleg w parku. Trochę zdziwieni zaczęliśmy wertować przewodnik.. nie ma parku na liście hoteli. Ale trudno, tłumaczył gdzie, kilka kilometrów za miastem ,kierunek Poti, jest bezpiecznie, można obozować - co zrobić, hotele nie były obiecujące a ceny b.wysokie.
I tak oto zostawiliśmy Batumi za sobą - bez większego zwiedzania, ale i bez żalu. Kierunek - "park". Wyjazd zajął dłuższą chwilę, ale z pomocą nawi udało się znaleźć nawet skróty. Zabudowa poza centrum nigdzie nie powalała - raczej beznadziejnie i betonowo, do tego silnie zaniedbana nawierzchnia i otoczenie. Droga miejscami miała dziury na pół motocyklowego koła, część ulic była z betonowych płyt, inne z grubego szutru, tylko naprawdę główne z asfaltu. Za to ruch - kolosalny, wszędzie auta. Pomimo wrażenia chaosu nikt nie próbował nas rozjechać.. przynajmniej nie celowo :)

Może śpiąc w centrum można odczuć wrażenie bycia w kurorcie, ale my byliśmy raczej rozczarowani. Chociaż - mając druga okazję, chciałbym się przekonać, czy sława Batumi jest naprawdę tak przesadzona, czy my coś pominęliśmy :crossy:

Po lekko stresującym poszukiwaniu (na wyczucie) trafiliśmy na tunel, za tunelem droga zaczęła wracać na wybrzeże, wedle mapy było tam coś jeszcze po lewej. Bez zastanowienia skręciłem w bardzo boczną dróżkę. Zaczęły się takie jakieś działki, zarośla, tablice informacyjne, to chyba tu. Po dłuższej chwili trafiliśmy na bramę, gdzie z szerokim uśmiechem oświadczyliśmy strażnikowi, że przyjechaliśmy tu spać w namiocie. Poziom języka rosyjsko-podobnego wzrósł u mnie w międzyczasie o jakieś 1300%.
Strażnik z jeszcze szerszym uśmiechem powiedział, że nie ma sprawy, tylko trzeba kupić bilety, i że Polska i Gruzja to "druże", słowem bajkowo. Parking strzeżony, kawiarnia, mamy pieniądze, nocleg pięknie w plenerze w sekcji północno-amerykańskiej (wyjaśnienie w kolejnym poście).

[CDN.]
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

[CD] - piątek 13 lipca 2012, wieczór.

Dojechaliśmy do parku, rozbiliśmy namiot, wypiliśmy małe piwko w kawiarni. Przy okazji okazało się, jak bardzo nieprzydatny tu jest angielski. W kawiarni jedna z pań nieco dukała, ale tylko na tyle, aby przy jej pomocy nie pomylić napojów z jedzeniem. Niemniej bardzo głodni nie byliśmy, wino czekało w namiocie, dokupiliśmy gruziński chleb i było super.

Chleb w Gruzji to oddzielny temat. Jest bardzo smaczny, ale przypomina bułkę z ciasta, podobnego do tego na pizzę. Piecze się go przez przyklejenie kawału ciasta do ściany nagrzanego pieca.. i na świeżo jest bardzo, bardzo pyszny.

Powoli zrobiło się ciemno (czas w Gruzji to -2 względem czasu polskiego), toteż szybko zrobiliśmy sobie biwak i z latarkami hop! na plażę. Mieliśmy wino, chleb, węgierską pastę paprykową z Lidla.. W dodatku okazało się, że decyzja o wyborze noclegu była genialna - cisza, spokój, a do morza jakieś 50 metrów. Na wysokości naszego namiotu była zabytkowa stacja kolejowa - zapewne specjalnie na potrzeby parku, za nią tory i od razu morze.
Plaża bez rewelacji - mnóstwo kamieni, ale dosyć czysto. Za to woda przy panującym mimo zmroku upale - cudo. Na horyzoncie panorama Batumi, które z tej
perspektywy wreszcie wyglądało tak, jak chcą tego foldery promocyjne. Fajny moment. Dla takich chwil się podróżuje.
Po krótkim przemyśleniu, co jeszcze o tej porze może pływać w wodzie oprócz nas (różne opowieści mi się przypominały :) ) przerzuciliśmy się na libację nabrzeżną. Potem do namiotu, małe mycie w wersji turystycznej - czyli dwie osoby z 7 litrowego baniaka, i to w dodatku tak aby została woda na ew. poranne potrzeby.. :cool:
A gdzie spaliśmy - otóż to jedna z większych atrakcji Batumi. Założony jeszcze za czasów carskich park, który miał pokrywać swoimi zbiorami wszystkie strefy klimatyczne świata. Stąd nasza sekcja miała nazwę północno-amerykańskiej. Miejsce robiło bardzo duże wrażenie. Oczywiście następnego dnia zmyliśmy się bez większego zwiedzania, ale nawet ten przedsmak.. warto! Żeby tylko wspomnieć - widziałem bambusowy las, a na wiosnę kwitnie tam 110 gatunków róż. Całość ma 4 hektary i jest nieziemsko urokliwa. No chyba, że ktoś nie lubi parków i przyrody. Ale to wtedy nie powinien w ogóle do Gruzji jechac! :lol:

[ Sobota, 14 lipca, 2012] Batumi, park.

Wita nas ciepła, ale nieco chmurna pogoda. Zaliczamy szybką kąpiel, przewidując ze w ramach naszego urlopu może nie być kolejnej okazji (jak się okazało, słusznie!).
Potem mała sesja z przewodnikiem, w celu wygenerowania kolejnego odcinka trasy ad-hoc (jak wspomniałem, nie mieliśmy zbyt dobrze zaplanowanego planu zwiedzania, nie powiem czyja to wina, ale nie moja:) ). Mieliśmy jechać do Achalcyche - na wschód. Po krótkim namyśle jednak polecieliśmy do Mestii, na północ. Docelowo interesowało nas Uszguli, ale nie wiedziałem, dokąd można spodziewać się asfaltu i jaka będzie pogoda. Generalnie plan był taki, aby zobaczyć jak najwięcej regionów Gruzji, jadąc zygzakami z południa na północ w kierunku zachodnim, a na koniec wyjechać Gruzińska Drogą Wojenna w kierunku Rosji. Poza tym, że za mało mieliśmy czasu na zachodzie, nie zobaczyliśmy Szatili i paru dzikszych miejsc - to strategia taka jest dobra i polecam. Każdy region Gruzji jest zupełnie inny, teoretycznie to wszędzie są góry, ale jaka różnorodność...

Parę fotek z parku:
Obrazek
Obrazek
Nasz nocleg.

Obrazek
Obrazek
Okoliczności przyrody.

Obrazek
Obrazek
Panorama Batumi. Nocą przepięknie oświetlona.

Obrazek
Obrazek
Budynek stylowej stacji gruzińskiego PKP.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Obrazek
Las bambusowy. Niestety zaraz za nim natknąłem się na strażnika, któremu nie spodobał się pomysł zwiedzania asfaltowych alejek parku Trampkiem. W sumie miał rację, ale trudno było nie ulec pokusie zobaczenia chociaż kawałka tego magicznego miejsca.

Obrazek
Mapa parku. Nasza sekcja to jedynie malutki wycinek.

Ruszamy. Zostawiamy gościnny park i czas na prawdziwą Gruzję - bo przecież jak na razie zrobiliśmy w niej jakieś 20 kilometrów :D Ruszamy drogą na północ. Ruch nadal jest nieco dziki, ale stopniowo przywykamy. Da się żyć. Niestety, po drodze trafiamy na wypadek. Dwóch gości z fantazją trafiło na siebie z naprzeciwka. Chyba nie ma rannych, ale auta poważnie zniszczone (dwa fajne i pewnie szybkie BMW). To przypomina nam, że jednak trzeba bardzo uważać...

Dojeżdżamy do Poti. Kojarzę tę nazwę z gazet, z relacji o wojnie w Gruzji. W rzeczywistości nie ma tam nic ciekawego, ot, portowe posowieckie miasto. Chwilę szukamy stacji z możliwością płacenia kartą. Na pierwszej nas odsyłają, ale już w centrum nie ma problemu - stacji jest kilka, dosyć sensowne. Tankujemy bez większych problemów (no prawie, bo już w Polsce okazało się, że za tę transakcję zapłaciłem podwójnie. To moja wina, bo podczas płacenia wysiadł prąd w terminalu i powinienem uprzeć się na otrzymanie wydruku.. a nie wziąłem go). Niemniej podczas całego pobytu w Gruzji nie było problemu ze znalezieniem stacji, gdzie można zapłacić karta, a do tego stacje są dość gęsto rozmieszczone i często nowe. Tylko raz dolewaliśmy paliwa na takiej fajnej, archaicznej stacji, ale to był świadomy wybór.
Wymieniamy nieco pieniędzy na zapas i dalej w drogę. Kantory to takie malutkie punkciki, ale można wymieniać bez kłopotów.

Obrazek
Obrazek
Tradycyjne gigantyczne rondo, tym razem bez korka. Ale wyobraźcie sobie wersję z Batumi - upchaną wieloma rzędami aut w każdym kierunku, a wszystkie trąbią i jadą na oślep..

Obrazek
Postój na kukurydzę. Smaczna, solona kukurydza prosto z garnka przy drodze. Ledwo zaczęliśmy jeść, zerkając jednym okiem na mapę, kiedy przejeżdżający radiowóz włączył syrenę i z piskiem do nas podjechał. Pomyslałem sobie: oho, postój na zakazie pewnie był.. :) Ale nie - Pan mnąc czapkę w ręku próbował nas zapytać po angielsku, czy potrzeba nam pomocy. Jak zrozumiał, że da się także po rosyjsku - wyraźnie się odstresował i dokładnie wyjaśnił nam dokąd jechać. Panowie zatrzymali się tylko dlatego, żeby nam pomóc. Pomimo wielu opowieści o życzliwości miejscowej policji byliśmy w ciężkim szoku.. Dla turystów to wspaniała sprawa. Posterunki są bardzo nowoczesne, widać że policja jest mocno doinwestowana i zreformowana.
Podobno władzy niestety służy także do tłumienia opozycji, ale to już wewnętrzne sprawy Gruzji, na Kaukazie chyba lepiej się tym nie interesować. Miejmy nadzieję, że po zmianie władzy w Gruzji nadal będzie takie dobre nastawienie na turystów.

Po kukurydzy były jeżynki:
Obrazek
To nie są małe wiaderka, to są tak olbrzymie jeżyny. Tym razem z piskiem opon zatrzymał się samochód na rosyjskich numerach. Kierowca przybiegł do nas, przedstawił się jako motocyklista z Rosji, pytał czy czegoś nam nie potrzeba - zobaczył maszyny na poboczu i chciał pomóc. Bardzo przyjemnie.. W Gruzji czuliśmy się naprawdę bezpiecznie (może aż za bardzo).

Pogoda stopniowo się psuła i pojawiały się kierunkowskazy na Suchumi. Pełni obaw, aby nie pojechać niechcący do Abchazji jechaliśmy dalej :ok: Okolice - płaskie, średnio ciekawe. W pewnym momencie napotkaliśmy wyprawę motocyklistów z Czech - 4 gości na lżejszych maszynach, ale nie zatrzymywaliśmy się. Powoli zaczęły się góry i znikły kierunkowskazy na Abchazję (uff - bo wjazd do Abchazji oznacza brak możliwości ponownego wjazdu do Gruzji, Gruzini traktują te tereny jako zbuntowaną republikę i trzeba śmigać do Rosji). Swoją drogą, ciekawe co się stanie, gdy jakiś niedzielny turysta wjedzie do Abchazji, nie mając wizy rosyjskiej.. ?
W ostatniej większej miejscowości (Zugdidi) udało nam się kupić olej do Eweliny Trampka, który po trasie dojazdowej znów pokazał nieposkromiony apetyt. Turecki Castrol.. mniam. Ale przynajmniej do czterosuwa :haha:

W tej samej miejscowości wysciskała nas z niewiadomych powodów dobrze zbudowana Pani na stacji benzynowej. To chyba był taki wyraz radości i gościnności, niestety nie zrozumieliśmy dlaczego.. ale było znów bardzo miło. Samo miasto - mimo że duże, to żadna metropolia. W naszym rankingu miast tylko nieco wyżej niż Poti, ze względu na dość ładne centrum.Ogólnie miasta w Gruzji nie zachwycały.. może wymagają chodzenia po nich piechotą, ale mają brzydką zabudowę i często są zaniedbane. A przynajmniej to rzuca się w oczy podczas przejeżdżania przez nie.

Powoli zaczynała się druga część dnia, przed nami ostatnia miejscowość przed Mestią. W swojej naiwności zastanawialiśmy się, czy brać tam jakiś pokój na nocleg, bo pogoda już wyraźnie się popsuła, na szczęście nie padało. Krajobrazowo zrobiło się bardzo fajnie, ale ze względu na duże ilości wymytych deszczem kamieni na drodze oraz wszechobecne cholerne krowy nie ma fotek. A droga nawet dobra była.. tzn. asfaltowa :)

W Dżwari (lub jakoś tak) okazało się, że jesteśmy w nieco większej wiosce, z zerowymi perspektywami na nocleg. Jeśli dobrze pamiętam, było już koło 16.00. Przed nami drogowskaz mówił dumnie - Mestia 112. To nie byłoby taką tragedią, gdyby nie to, że nie wiedziałem czy mam spodziewać się asfaltu na całej trasie. No i warunki nie były obiecujące.. ale co zrobić. Pierwsze kilometry pokonaliśmy z duszą na ramieniu. Wjechaliśmy serpentyną praktycznie w chmury, po chwili miałem już 1600 m wysokości, dalej bałem się sprawdzać, jechaliśmy z widocznością może na 50 metrów, do tego wilgoć osadzała się na szybkach.
Może to i dobrze, bo przynajmniej nie wiedziałem jakie przepaście są obok. Generalnie.. jechałem z duszą na ramieniu. Wolałem nie pytać Eweliny, jak ona się czuje. Trwało to może kilkanaście kilometrów, kiedy na szczęście zaczęło się przejaśniać. Droga była już zdecydowanie wysokogórska, za to warunki lepsze. Nad nami niebotyczne góry (a przynajmniej takie wrażenie robiły poprzez wąski wąwóz), w dole jezioro zaporowe.
Obrazek
Obrazek
Miejscami osuwiska prowadziły prosto do wody spoooro metrów niżej.

W górach grzmiało sobie w najlepsze, kropił minimalny deszczyk, ale mimo to pogoda się poprawiała.

Obrazek
Oczywiście w środku nic nie widać nawet na długich.. bo po co mieć oświetlone tunele. Dziury też były.
Obrazek
Miejscami takie relikty też można było napotkać.

I tak sobie podróżowaliśmy .. [CDN]
Babencja
Czytacz
Czytacz
Posty: 8
Rejestracja: 19.07.2011, 14:35
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Świdnica, Dolnośląskie

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: Babencja »

Cenio co tam wiesz, bemka była naprawiona zaraz na drugi dzień z afryczką bylo dłużej ale też bzdecik:)w bemce tylko kabelek na wiązce kierownicy i mimo to,ze się rozłączyliśmy również sporo zwiedziliśmy i przejechaliśmy:)no i dostaliśmy takie doświadczenie, że nie straszne już jest dla nas naprawa mota na trasie,a Ci co nie mieli dalej maj musli co ja zrobię....Pozdrawiam:))Tomcio i czekam na dalszy ciąg relacji mimo to ze brak CI czasu.Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3396
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: Qter »

Haaaallloo,

Podbudka! Ostatni wpis z 15.10.2012, 00:38 a co dalej było bo wiem, że wróciliście bo was już w 2oo widziałem :P

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Egzamin mam 9tego listopada... Ale pamiętam o relacji, na pewno będą dalsze odcinki!
Awatar użytkownika
MADRAFi
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1382
Rejestracja: 27.07.2011, 19:06
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Warszawa (Ursus)

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: MADRAFi »

zabrali ci lejce :?

heheheehehe


Wlasnie dlatego nie lubie jak ktos kroi relacje na odcini.
Bo albo nie konczy albo niewiadomo kiedy bedzie calosc........ Mozliwe ze nigdy. Jest tu pare takich "relacji"
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Google [Bot] i 1 gość