Gruzja dla początkujących 2012

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
falco
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5547
Rejestracja: 06.04.2010, 16:06
Mój motocykl: nie mam motocykla
Lokalizacja: K-J

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: falco »

MADRAFi pisze: Bo albo nie konczy albo niewiadomo kiedy bedzie calosc........
Nie marudź, bo to to ja mam "mandat" naj... Marudy - mojego ulubionego Smurfa... :smile6:

P.S. Kiedyś był serial "Tak czy nie" i można było samemu "wybierać" wersję kolejnego odcinka, więc... zawsze można pofantazjować i własnoręcznie uzupełniać brakujące odcinki... Zima dłuuuga przed nami, więc... do pióra Panie MADRAFi... :cool:
Pozdr! falco
...nie ma boga i Motóra...


Czas Diabła... oto Łezka...
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Egzamin nie na prawko (na szczęście). Proszę bez marudzenia :P

Jeszcze trochę i będzie codziennie nowy odcinek, w połowie listopada czeka mnie dłuższa przymusowa bezczynność, dlatego odkładam pisanie póki co.

A na zachętę do czekania dwie fotki z dalszych odcinków :)

Obrazek

Droga krajowa .. :)

Obrazek

Uszguli
Awatar użytkownika
herni74
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1431
Rejestracja: 19.08.2008, 20:11
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Stalowa Wola/Mielec

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: herni74 »

Uszguli to bardzo piękne miejsce :thanks:
Awatar użytkownika
MADRAFi
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1382
Rejestracja: 27.07.2011, 19:06
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Warszawa (Ursus)

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: MADRAFi »

mega foty
Awatar użytkownika
FSO
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 260
Rejestracja: 04.05.2011, 18:55
Mój motocykl: nie mam jeszcze TA
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: FSO »

Pozostaje tylko czekać na c.d. :drinking:
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Ok, marudny Madrafi pojechał, mogę zaczynać pisanie, hehehe :)
Egzamin zaliczony, noga pokrojona, zdjęcia naszykowane - teraz powinny szybko pojawiać się kolejne odcinki relacji. Zapraszam od jutra!
Awatar użytkownika
FSO
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 260
Rejestracja: 04.05.2011, 18:55
Mój motocykl: nie mam jeszcze TA
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: FSO »

Już jest jutro :tongue: Gdzie te kolejne odcinki?? :lanie:
:wink:
Awatar użytkownika
MADRAFi
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1382
Rejestracja: 27.07.2011, 19:06
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Warszawa (Ursus)

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: MADRAFi »

Osz ty tomek, ja cu dam. Mamt z Ewelina niecny plan
I powiem ci mongolia wysiada ;)
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

CD. Droga do Mestii

Po paru początkowych trudnych kilometrach (zła pogoda i słaba widoczność) warunki zaczęły się poprawiać. Pojawiła się nadzieja, że droga do Mestii naprawdę jest wyremontowana w całości, że przynajmniej dziś dojedziemy do celu w miarę komfortowo. Po parunastu (a może kilkudziesięciu) kilometrach skończyło się jezioro zaporowe, zaczął się strumień. W zasadzie .. to była rwąca rzeka. Robiła wrażenie, że byłaby w stanie przerzucać olbrzymie kamienie leżące w jej korycie - potęga żywiołu była niezwykła. Aż strach zbliżać się do krawędzi. Większą część drogi jechaliśmy właśnie wzdłuż rzeki, jednak krajobraz stopniowo się zmieniał.
Widoki były niezłe - bardzo duża, szeroka dolina, stopniowo wznosząca się do góry, gdzie jednocześnie droga wspinała się na zbocze, odchodząc od strumienia.

Obrazek

Most na drugą stronę kusił.. ale we dwójkę nie były nam pisane takie spontaniczne wypady w "urocze" boczne ścieżki. Trzymaliśmy się głównej trasy.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Tu widać, jak rzeka zabiera z powrotem z trudem wyrwany jej teren. Tam po prawej - to osypiska kończące się w rzece. Były i bliższe.. ale wtedy nie miałem odwagi robić zdjęć w trakcie jazdy, szczególnie przy tej ilości zakrętów i mimo wszystko niepewnej nawierzchni. Ogólnie.. to brakowało nam kamery na kasku.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Obrazek
Im bliżej celu, tym lepsza pogoda. Po prawej pojawiły się lodowce, co wedle przewodnika oznaczało wysokość co najmniej 4 tysięcy metrów. Nieźle - pierwszy raz w życiu widziałem tak wysokie szczyty.
Obrazek
Stopniowo wyłonił się bardzo specyficzny szczyt. Po zobaczeniu dwóch aut, z których ludzie fotografowali ten wierzchołek skojarzyłem, że chodzi o Uszbę - skalną iglicę o wysokości 4700 m. Na zdjęciu wydaje się mała.. a na żywo robi niesamowite wrażenie. To był pierwszy z "prawdziwych" kaukaskich szczytów. Oddalenie mogło wynosić 20 - 30 kilometrów.

Obrazek

Obrazek
Niechybnie zbliżaliśmy się do Mestii. W myślach już liczyłem kilometry, bo w tam w końcu miała na nas czekać "jakaś" cywilizacja. Nocleg, paliwo, jedzenie...Po drodze zaczęły się też wsie. W każdej z nich były posterunki policji i tablice prowadzące do zabytkowych, tysiącletnich kościołów. W końcu nie wytrzymałem i widząc jeden z nich dosłownie 100 metrów od drogi, zaryzykowałem i skręciłem.
Pisząc o ryzyku mam na myśli charakterystyczną cechę tamtejszego budownictwa - kościoły w górach nie stoją bynajmniej w centrum miejscowości. Ten akurat na szczęście łamał regułę, ale później widzieliśmy kościółki położone w naprawdę karkołomnych miejscach. Tak, jakby sama wyprawa do kościoła miała być wyczynem, a nie przechadzką.

Obrazek
Kosciół z 10tego wieku, dobrze zachowany, chociaż już nieco zniszczony.. Przy nim znajdował się malutki posterunek policji. Policjant zaraz przybiegł do nas z kluczami, oprowadził, co ciekawe - nie zgodził się przyjąć żadnych pieniędzy. Oznaka nowych porządków..? Z drugiej strony, dla nas, turystycznych nowicjuszy, to było bardzo pożyteczne i pomocne rozwiązanie. Znacznie trudniej byłoby się dopytywać o klucze np. w sklepie z naszą jednodniową znajomościa rosyjskiego. Przecież to był dopiero nasz pierwszy dzień w Gruzji..

Obrazek
Obrazek
Zachowane freski na suficie. Wilgoć nieźle je napoczęła, ale mimo to dość wyraźnie zachowały się postaci świętych. Pewnie św. Nino i św. Jerzego - standardowy wystrój w Gruzji, chociaż z drugiej strony - Swanetia ma nieco odrębny charakter, to inny naród i chyba też nieco inna kultura - przez wieki odcięta od świata. Jechaliśmy do Swanetii najlepszą możliwą drogą.. która i tak przed wyasfaltowaniem nie mogła budzić zaufania.
Obrazek

Obrazek
Lodowiec w całej okazałości.

W pewnym momencie dolina znacznie się rozszerzyła, góry jakby się obniżyły i oddaliły. Ewidentnie Mestia była tuż, tuż. Nagle z załamania terenu wyłonił się jeden z symboli Gruzji, swaneckie wieże obronne. Niby niewiele, ale to między innymi dla nich jechaliśmy taki kawał świata. Z daleka wyglądają prawie jak staromodne stacje trafo, dopiero z bliska widać, że to naprawdę średniowieczne wieże obronne.

Obrazek

Obrazek
I dojechaliśmy.
Mestia powitała nas remontem, ale chyba już mniejszym niż w relacjach z poprzedniego roku. Była stacja benzynowa, w środku miejscowości kilka sklepów, fajny ryneczek otoczony futurystyczną zabudową. Sporo kwater i pensjonatów, sporo także turystów - z plecakami, zapewne wybierającymi się na trekking. A na ryneczku - fajny, nowy hostel.

Nauczony doświadczeniem o wysokości cen nowych hoteli w Gruzji poszedłem pytać o pokój z duszą na ramieniu. Obiekt pachniał nowościa, recepcjonistka mówiła po angielsku, na ostatnim piętrze był bar nazwany barem rewolucji róż.. to dawało pewne wyobrażenie, kto finansował inwestycję. Mestia to oczko w głowie Miszy, czyli prezydenta Saakaszwilego. Cena, o dziwo, okazała się zupełnie znośna - 20 lari za osobę, dostaliśmy wieloosobowy pokój tylko dla siebie. Do tego nowiutka łazienka.. luksus :)
Jedyny minus to motocykle zaparkowane na środku rynku .. ale recepcjonistka zdecydowanym tonem powiedziała, że nie mamy się czym martwić. Zabrać bagaże i motocykle będą bezpieczne. Darowaliśmy sobie szukanie parkingu strzeżonego, a rano motocykle stały nadal.

Rozkoszując się komfortem wybraliśmy się na nasz pierwszy gruziński posiłek. Bardzo dobra i prosta kuchnia. Jedliśmy placek z mięsem (nie czaczapuri, ale podobnie) oraz lokalny ser i wino. Wszystko było pyszne. Mestia bardzo, ale to bardzo nam się spodobała, mimo nieco bardziej cywilizowanego charakteru. Podobno to ostatnie inwestycje i lotnisko tak mocno zmieniły to miejsce, ale przecież czasem trzeba odpocząć. :impreza:

Przebieg - poniżej 300 km (dokładne przebiegi zapisywałem gdzie popadnie.. i muszę je odnaleźć). Trasa w większości bardzo komfortowa, nawet końcówka do Mestii była trudniejsza głównie przez nasze obawy i gorszą pogodę. Widoki - pierwsza klasa. Ale i tak najciekawsze miało dopiero nadejść jutro :)

Obrazek
Ostatnio zmieniony 21.11.2012, 16:34 przez tomekpe, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
FSO
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 260
Rejestracja: 04.05.2011, 18:55
Mój motocykl: nie mam jeszcze TA
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: FSO »

:thumbsup: No to czekam na cd :roll:
Awatar użytkownika
herni74
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1431
Rejestracja: 19.08.2008, 20:11
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Stalowa Wola/Mielec

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: herni74 »

Mam nadzieje że , polecieliście do Uszguli (pętlą swanecką) :omg: :omg:
dziewczynape
romeciarz
romeciarz
Posty: 26
Rejestracja: 04.06.2012, 22:39
Mój motocykl: XL600V

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: dziewczynape »

Madrafi .. zasadniczo nic nie stoi na przeszkodzie by najpierw skoczyć do Mongolii a potem zrealizować plan B
Potrzebne są jakieś 4-5 m-ce urlopu ale co tam.. :)
Wracając do relacji ..Uszguli (które będzie opisywane w kolejnym odcinku) polecam każdemu..najbardziej magiczne miejsce w Gruzji.
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

CD.
Mestia, 15.07.2012, niedziela.

Słoneczny poranek. Budzimy się zaniepokojeni otaczającym nas komfortem :) Jemy śniadanko w barze różanej rewolucji - smaczne i proste. Trzeba ruszać dalej.. a coś nam się nie chce. Powoli się pakujemy, włóczymy się chwilę po okolicy, fotografujemy krowę (wyjątkowo fotogeniczny egzemplarz ze skłonnością do motoryzacji) i tak czas leci. Po ponownej lekturze przewodnika już wiem, że nie ma co kombinować. Jedyna droga dalej idzie do Uszguli, zresztą wstępnie taki mieliśmy właśnie plan. O ile nasze zwiedzanie można w ogóle nazwać zaplanowanym :)

W tzw. międzyczasie zaliczamy małą próbę wycieczki bez bagaży na okoliczne jeziora - kilka godzin pieszo, lub 3 godziny konno. Skoro można konno, to można i na trampku. Tak nam się wydaje :) Początek idzie sprawnie, ale jak zaczyna się górka, to okazuje się, że manewrowanie motocyklem na ciasnych serpentynkach, ostro pod górę jest niezbyt wykonalne dla Eweliny. Mi jakoś to idzie, ale nie ma sensu się narażać, skoro nawet nie wiemy, czy to właściwa droga. Zawracamy, wycieczka kończy się na kilku kilometrach i podziwianiu krajobrazów. Trzymamy się opcji bezpiecznej.

W drugim tzw. międzyczasie jest też opcja wypożyczenia konia. Na cały dzień, proponuje nam dwóch chłopaczków, słabo mówią po angielsku, toteż w tłumaczeniu pomaga nam pracownica biura informacji turystycznej. Kiedyś jeździliśmy konno. Zdecydowanie zapominam o swoim braku sukcesów w tej dziedzinie (i to delikatnie mówiąc, bo powinienem mieć tytuł mistrza w byciu ignorowanym przez konie). Mój zapał studzi dopiero wiadomość o cenie i tym, że konie dostaniemy bez przewodnika - ot, po prostu dwa konie i uzda do ręki. Cena była jakaś kosmiczna - chyba coś bliżej 100 dolarów za dzień. Gruzja potrafi zaskakiwać, jak potem pytaliśmy, to oscylowało w granicach 15% ceny zakupu całego, własnego konia :lol: . Z drugiej strony, ileż miejscowi mogą mieć okazji na taki zarobek ? Pewnie przy większej ilości turystów ceny spadną.

Pakujemy bagaże, opuszczamy gościnny pokój, tankujemy, w kolejnym międzyczasie okazuje się, że piętro niżej jest cały pokój pieszych turystów z Polski. Fajnie! Są też nasi napotkani na trasie znajomi Czesi, poprzedniego dnia dotarli po nas, ucztują przy bogatym śniadaniu, rozmawiamy chwilę - po polsku - świetna ekipa. 4 gości, którzy nigdzie się nie śpiesząc, chłoną uroki Gruzji.
Klimat Mestii był naprawdę przyjemny, ale pora nam ruszać. Kierunek - Uszguli. To ma być nasz pierwszy offik na tej wycieczce, Ewelina ma bogate doświadczenie jakichś kilkunastu (może ciut więcej) kilometrów przejechanych off-em w życiu, do tego większość bez bagażu. Może być wesoło, ale przecież enduro nie pęka :ok:

Parę fotek Mestii i okolic:
Obrazek
Komisariat policji - widok z naszego balkonu.
Obrazek
Kolejna próba nowoczesnej architektury. Chyba ratusz czy coś w tym stylu.

Obrazek
Krowa, która była wszędzie. Ogólnie w Gruzji bydło jest wszędobylskie, ale ta łaciata zapadła nam w pamięć.
Obrazek
Wspomniany związek z motoryzacją - to na szyi, to nie jest dzwonek.


Obrazek
W kolejnej fotce krowy nie ma nic ciekawego.. za to jakieś 20 metrów od niej na lewo stał prezydent Gruzji. W pewnym momencie na rynek zajechało 5 terenowych Lexusów, zrobił się szum i lekkie zbiegowisko, ale my jako wolno myślący, uznaliśmy, że to nie jest na pewno Misza. Za gruby i w ogóle.. i w ten sposób mamy fotografię krowy zamiast zdjęcia z prezydentem. Zresztą, w głowie nam się nie mieściło, że mogliśmy tak trafić. O tym, że jest to jedno z jego ulubionych miejsc, dowiedzieliśmy się później.

Obrazek
Nowoczesny budynek sądu - naprawdę fajnie wkomponowany w starą architekturę. Jego projektem zajmował się jakiś znany architekt, nie pamiętam nazwiska, ale przed wyjazdem natrafiłem na artykuł o tym właśnie budynku.

Obrazek
Panorama w kierunku lotniska - za rzeką, po prawej. Koryto rzeki szerokością sugeruje, że nie zawsze jest tu tak sielsko, jak było podczas naszej wizyty. Na lotnisko nie dotarliśmy, a tam była kolejna próba nowoczesnej i oryginalnej architektury.

Ostatecznie opuszczamy Uszguli. Ja robię pojedyncze zdjęcia, Ewelina jedzie przodem. Co okazało się niedobrym pomysłem..
Obrazek
Obrazek
Pożegnalna panorama Mestii.

Obrazek
Ewelina znikła mi z oczu, droga wyglądała jak na zdjęciu. Jak tylko zobaczyłem, że w bok odbija niepozorna szutrowa ścieżka z kierunkowskazem uszguli, a w drugą strone wiedzie trasa w ładnych równych betonowych płyt, wiedziałem, że będą kłopoty.
Postałem 5 minut przy rozjeździe, ani śladu. Z góry tylko patrzyła na mnie ironicznie zabłąkana krowa.. wyglądała jak podwieszona tam na linie, ale mi wcale nie było do śmiechu. Obie komórki były u mnie w tankbagu, ja miałem też kasę i dokumenty.. Brawo! Zrobiłem małą rundkę w kierunku Uszguli, ale krótki wywiad (moim znacznie lepszym, bo półtora-dniowym, rosyjskim) wykazał że z 70% prawdopodobieństwem nie jechała tędy druga maszinu.
Wróciłem na trasę, pojechałem w "złym" kierunku, gdzie po paru kilometrach napotkałem brakującego uczestnika wyprawy - już wracała. Na szczęście tamta droga była ślepa.. w miarę, bo boczne odnogi były marnej jakości i prowadziły do miejscowych wiosek. Przy okazji udało nam się zobaczyć miejscowy stok narciarski z wyciągiem i hotelem. Uwaga, ta-daam:

Obrazek

Obrazek
Udało się też machnąć świetną fotkę Uszby - gigant robił wrażenie z bliska, niestety silny wiatr praktycznie ukrywał wierzchołek w chmurach. Ogólnie tamtejsze krajobrazy są trudne do pokazania na zdjęciu - ogrom tych gór wymaga znacznie większych umiejętności fotograficznych, niż moje.

Ruszyliśmy już właściwą droga, która szybko nabrała niezłej szerokości, była też całkiem równa:
Obrazek
Trampek jest stworzony na takie szuterki... :ok:

Obrazek
Pierwsza "rzeka" na trasie :thumbsup:
Obrazek
Jechaliśmy skrajem monumentalnej doliny, która ciągneła się daleko do przodu..

W pewnym momencie droga skręciła na prawo i dość ostro pod górę, to był taki pierwszy mały test dla naszych możliwości, ale nie było żadnych problemu. Jedni szybciej, inni wolniej dojechaliśmy na przełęcz :wink:
Obrazek
Te cholerne przewody są w prawie każdym kadrze, trudno było się tak ustawić, aby nie zasłaniały widoku. A zazwyczaj robiłem zdjęcia w biegu, nie zsiadając z motocykla. Teraz żałuję..

Kolejna wioska po Mestii, mieliśmy już może z 15 km przejechane. Szło naprawdę powoli, ale widoki były przednie - a pogoda stabilna.
Obrazek
Ochraniacze w stylu rejli - metoda na upały.

Obrazek
Malownicze zakątki na trasie były co chwila.
Obrazek
Jedna z kolejnych wiosek - ot, parę domów, prawie opuszczone (albo i zupełnie, czasem nie wiedzieliśmy, czy ktokolwiek tam mieszka).

Obrazek
Tu na zdjęciu słabo widać, ale na szczycie wzgórza, nieco na lewo był kosciół. Przykład na ciekawe umiejscowienie tego typu przybytków, być może w celach obronnych.. ? To wzgórze było prawie pionową skałą, dojście tam musiało być średnią przyjemnością, szczególnie w tak upalny dzień, jak wtedy.

Obrazek
Kolejna z prawie lub całkiem opuszczonych wiosek. Droga bardzo przyzwoitej jakości, minęliśmy wtedy wiele aut, w tym busy (typu ford transit).

Obrazek
Powoli zaczynały się pojawiać kałuże, które w połączeniu z tym podłożem tworzyły ślizgawkę. Niby proste przeszkody.. ale nie dla dziewczyny jadącej obładowanym Trampkiem. Do tego było naprawdę cholernie ślisko. Ewelina pokonywała takie przeszkody ze stoickim spokojem i minimalną prędkością. Nie wiem, czy ja dałbym radę tak dokładnie manewrować, nie mając możliwości podparcia nogami. Jej technika sprawdzała się w 100%.

W pewnym momencie poczułem się zbyt pewnie .. i było małe buum. W sumie to nawet większe, wypiął się kufer, lekko zgiął stelaż. Na podjeździe pojawiło się nieco gliny, zrobiło się mokro, a ja zbyt pewny siebie po prostu dodałem gazu aby wyjechać z koleiny. Coś poszło nie tak i ze sporym rozpędem wyłożyłem się na bok. Jaki morał ? Śpiesz się powoli. Na szczęście nie popsuło się nic w motocyklu ani we mnie :egh:
Dodatkowy morał - moje opony są śliskie. Jechałem na Metzelerach Tourance, Ewelina miała Dunlopy Trailmax i jej motocykl jechał jak po sznurku. Mój nie.


Potem zaczęło się robić ciekawiej. Z tego powodu będzie mniej fotek, nie było czasu na fotografowanie, jechałem zestresowany, czy oboje damy radę. Trasa zrobiła się węższa, nierówna, bardziej górska. Do tego różne kałuże i inne przeszkadzajki, nieco ostrych zakrętów. Już liczylismy kilometry do Uszguli a ciągle z 10 brakowało.

Obrazek
Obrazek
W dole był strumień, a ściany wąwozu praktycznie się stykały. Wyglądało to tak, jakby co roku drogę na wiosnę budowano od nowa..W pewnym miejscu musiałem wsiąść na drugi motocykl, aby przejechać feralny odcinek. W obniżonym Trampku zwyczajnie zabrakło prześwitu, trzeba było siłą sforsować duży kamień, odbijając się od niego centralką, w dodatku na zakręcie o 180stopni.
Przy okazji stwierdziłem, że w takiej sytuacji zdecydowanie centralka przeszkadza.. no chyba, że jako osłona od kamieni. Tyle, ile ona wytrzymała podczas tej podróży.. naprawdę bardzo dobry produkt :)

Na szczęście dla nas to już ostatnie przeszkody, wyjechaliśmy na sporą halę i chyba koniec naszej trasy jest blisko.

Obrazek
Obrazek
Dojechaliśmy - samo Uszguli jest za jakieś 3 kilometry, ale "przedmieścia" już przy nas. Ostatni odcinek to praktycznie prosta droga.

Już w Uszguli, jest rzeka, most, za mostem droga mocno w górę i mała ścieżka w lewo. Ponieważ w lewo nie było nic ciekawego, pojechałem do góry. Na swojej zębatce 16 zębów. Bardzo, ale to bardzo głupi pomysł na Gruzję :lanie:
W połowie drogi wpadłem na szatański plan, że się zatrzymam i pokażę/krzyknę, żeby Ewelina za mną nie jechała, bo jest za stromo. I tak już tam zostałem.. Dodatkowo zaliczyłem piękną glebę próbując ruszyć pod górę. Rozwaliłem kufer o kamień, skończyło się zdejmowaniem bagażu w celu zawrócenia motocykla. Morał jest prosty, nie należy się zatrzymywać w połowie wzniesienia.. :swieczki:
Ponieważ nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, to podczas zdejmowania bagażu podszedł do mnie jakiś gość ze statywem i aparatem. Okazało się, że to bardzo sympatyczny Niemiec, Robert. Mieszkał niedaleko, polecił nam świetną kwaterę z możliwością rozbicia namiotu. Oczywiście kwatera była na dole, wjeżdżałem niepotrzebnie.

Dogadaliśmy się z właścicielką guesthouse, rozbiliśmy namiot, zaparkowaliśmy motocykle i pozostało tylko rozkoszować się okolicznościami przyrody. Te niecałe 50 kilometrów (plus nieplanowany wypad w bok) zajęły nam prawie cały dzień. Droga - spokojnie w zasięgu możliwości Trampka, ale wymaga oswojenia z jazda off, no i z bagażami nie zawsze jest wygodnie. Za to po deszczu musi tam być nieprzyjemnie i raczej lepiej mieć kostki.

Obrazek
Miejscowa trzoda. Czarujące małe stworzonka, poruszające się z prędkością światła, ale niepokojące podobne do dzików.

Obrazek
Obrazek
Nasze miejsce noclegu, na pierwszym planie gospodarz z wnuczkami, w tle łańcuch Wielkiego Kaukazu.

Zasnęliśmy.. w godzinę po zachodzie słońca temperatura zbliżyła się pewnie bliżej zera niż 10 stopni. Szokujące po takim upale, ale w końcu byliśmy na wysokości 2200 metrów.
Awatar użytkownika
FSO
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 260
Rejestracja: 04.05.2011, 18:55
Mój motocykl: nie mam jeszcze TA
Kontakt:

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: FSO »

:ok: :ok:
Awatar użytkownika
falco
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5547
Rejestracja: 06.04.2010, 16:06
Mój motocykl: nie mam motocykla
Lokalizacja: K-J

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: falco »

tomekpe pisze: Powoli zaczynały się pojawiać kałuże, które w połączeniu z tym podłożem tworzyły ślizgawkę. Niby proste przeszkody.. ale nie dla dziewczyny jadącej obładowanym Trampkiem. Do tego było naprawdę cholernie ślisko. Ewelina pokonywała takie przeszkody ze stoickim spokojem i minimalną prędkością. Nie wiem, czy ja dałbym radę tak dokładnie manewrować, nie mając możliwości podparcia nogami. Jej technika sprawdzała się w 100%.
Już to mówiłem, ale warto powtórzyć - jestem pełen podziwu dla każdej dziewczyny, która wybiera się w tak daleką i długą podróż, do tego pokonując trudne odcinki, zwłaszcza poza asfaltami. :resp:

P.S. Ja co prawda dostaję nogami do ziemi, ale... też lubię przejeżdżać "zdradliwy" teren powoli, uważając by... nie ubłocić T.Apacza... :lol:
tomekpe pisze:W pewnym momencie poczułem się zbyt pewnie .. i było małe buum.
Ja się pytam gdzie jest fotka, to pewnie było naj... ujęcie... :dupa: :haha:
Pozdr! falco
...nie ma boga i Motóra...


Czas Diabła... oto Łezka...
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Fotki gleby nie ma, bo było za dużo stresu..no i śpieszyłem się, aby usunać motocykl z drogi. W tamtym miejscu było dość wąsko, nie rozkoszowałem się swoją glebą. Wystarczająco umazałem się błotem :)
Natomiast ta kolejna na podjeździe w Uszguli była znacznie bardziej efektowna. Tam też nie mam fotki :)
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

CD.

Poniedziałek, 16.07.2012.

Rano budzimy się w Uszguli. Tzn budzi się Ewelina, ja dogorywam. Dopiero upał wygania mnie z namiotu. Zapomniałem napisać, że poprzedniego dnia integracja się przeciągnęła. Robert okazał się być reporterem, a poza rozmową z nami liczył na ciekawe historie od miejscowych. Jednakże oni wykazali się wyjątkową nieśmiałością (?? tak to sobie tłumaczyliśmy) i większość z nabytego litra miejscowego napitku (czaczy) została dla nas dwóch. Jak to się skończyło.. lepiej nie mówić. Ciekawy człowiek - dwa lata żył w Kazachstanie, podróżował autostopem do Chin, dużo przeżył i fajnie o tym opowiadał.
Czy dyskusja była poważniejsza, czy ból głowy rano.. naprawdę nie pamiętam. Ewelina nawet się ze mnie nie śmiała ;)

Obrazek
Tak było wieczorem.
Obrazek
Obrazek
Integracja z Robertem.
Obrazek
I gospodarzami :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
A taki widok przywitał nas rano..


Około 13stej przyszła nasza gospodyni. Żeby zapukać do pokoju Roberta czy on żyje. Bo od rana nie dał znaku życia. Żył, ale naprawdę bardzo niechętnie... W tym miejscu chciałbym pochwalić czaczę. Bo to dość dobry trunek, słodkawy, kwestia tylko umiaru. Za to górskie powietrze zdecydowanie pomogło nam przeżyć.

Resztę dnia spędzamy w tym magicznym miejscu. I proszę nie mówić, że dlatego, że leczyłem kaca. Bo leczyłem :) ale decyzja o pozostaniu tam na jeden dzień pojawiła się poprzedniego wieczora. Kiedy pod gwiazdami, do których było tak niedaleko, raczyliśmy się konserwą i świeżym czosnkiem, marznąc niemiłosiernie..

Tak w ogóle, to w nocy okazało się, po kiego grzyba na 40stopniowe upały wlekliśmy śpiwór z komfortem do zera stopni. Otóż – do Uszguli właśnie. I niech kogokolwiek ręka boska broni spać w namiocie w tamtejszych górach w letnim śpiworze. Całkiem serio piszę – spadek temperatury jest zaskakujący i olbrzymi.

Z ciekawostek – w nocy rzeka płynąca paredziesiąt metrów od naszego namiotu zamarła. Wyłączyła się.. zasilana lodowcem, w dzień huczała straszliwie, by w nocy zamienić się w mały strumyczek. Podobno w ogóle do lodowca mieliśmy blisko, jakieś 6 kilometrów. Ale znów konno – nawet nie próbowaliśmy pytać o cenę i możliwość wynajęcia konia. A Trampkiem.. cóż, to nie była główna droga, niebezpiecznie i w ogóle. Może gdyby motocykle stały na wierzchu, a nie za namiotem, to by nas skusiło.

Obrazek

Przy okazji mała dygresja – nasza darmowa nawigacja (od Madrafiego) miała nie tylko dojazd i wyjazd z Uszguli. Nawet dróżki między obejściami były tam zaznaczone, było tam dosłownie WSZYSTKO. Bardzo, bardzo dokładne narzędzie do podróżowania i szczerze je polecam, mimo zniechęcającego interfejsu i pozornej siermiężności.

Na obiad dostaliśmy (w prezencie, jako goście) – ziemniaczki z pysznym lokalnym serem. Przy okazji obserwowaliśmy codzienne życie mieszkańców domu. A było ich parę osób. Kuzyn z Tbilisi, ojciec rodziny – policjant, gość, którego pokrewieństwa nie udało nam się rozszyfrować, do tego dziadek z babcią, oraz dwie panie plus czwórka przezabawnych dziewczynek. Babcia nieustannie pilnowała dziadka, którego strofowała za każdą próbę rozmowy z Eweliną. Niezmiennie szlifowaliśmy nasz rosyjski – ja co tylko udało mi się podłapać, a Ewelina swój ulubiony i niewątpliwie najbardziej pożyteczny zwrot „nie pajemajet” (pisownia zbliżona do oryginału. Odbyła się też sesja z Trampkiem w roli głównej. A Ewelina dodatkowo dostała lekcję gruzińskiego alfabetu. Podobno jest niesłychanie prosty. No nie wygląda na taki.. ale faktycznie najstarsza z tych małych dziewczynek już go znała, oraz umiała napisać conieco przy użyciu obu alfabetów.
Mi za to nie udało się naprostować kufra. Po uderzeniu zostało mu brzydkie uszkodzenie.. i wnioski o sensowności zakupu sakw. Na dalsze podróże jednak kufer nie ma zbyt wielu zalet. W dodatku, oprócz kufra pokrzywiłem stelaż i dostęp do kanapy szlag trafił. Od tamtej pory mieliśmy znacznie mniej części zamiennych i zdecydowanie utrudniony dostęp do apteczki (a przynajmniej bez dużych zabiegów przy odginaniu stelaża).

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dużo by pisać – w sumie niewiele się nie działo, a mimo to - dzień pełen wrażeń.

Po południu wybraliśmy się na spacer. Wieża na wzgórzu widocznym z naszej bramy ozdobiona była fotografiami przypominającymi nagrobne. Przewodnik twierdził, że II wojna światowa pochłonęła życie kilkuset tysięcy Gruzinów. Pewnie i z tego rajskiego zakątka paru ich poległo, w tym także ci ze zdjęć.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Potem była wycieczka na górę, która zjadła mój kufer i kolejne spotkanie z naszymi znajomymi Czechami. Był tam prawdziwy sklep i hotel. Prawie jak centrum miasta :)
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Tak, wiem, trzeba być osłem, aby tu się wywalić..
Obrazek

Była wycieczka do klasztoru, którą przemyślnie wykonaliśmy w krótkich spodenkach i dzięki temu nic nie zobaczyliśmy. Gruzińscy mnisi, pomimo otwartości, bardzo dokładnie przestrzegają szacunku dla swoich świątyń i w takim stroju wejść nie można. Nawet słusznie. Klasztor był pięknie położony nad wsią, niestety w trakcie renowacji.
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Dokonaliśmy też wizyty w miejscowym muzeum. Mimo znaków wykonanych niezachęcająco, farbą na drewnie, muzeum było warte uwagi. Niestety w środku nie było można robić zdjęć. Pilnujący muzeum policjant przywitał nas nieco nachmurzony.. i zaczął po rosyjsku. Dopiero po wyjaśnieniu, że my z Polszy, zmienił nastawienie. Nasz rosyjski zresztą wyjaśniał sam, że nie władamy nim od urodzenia :)
Obrazek
Pod wieżą siedzi staruszka w regionalnym stroju - niesamowite wrażenie, tylko nie było jak jej sfotografować z bliska.

Obrazek

I w sumie tyle. Aż tyle. Kilometrów – zero. Po paru dniach spędzonych głównie w siodle właśnie tego potrzebowały nasze zmęczone pośladki. Następnego dnia mieliśmy plan ruszyć dalej – do Lentechi, zamknąć pętlę swanecką.
Awatar użytkownika
falco
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5547
Rejestracja: 06.04.2010, 16:06
Mój motocykl: nie mam motocykla
Lokalizacja: K-J

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: falco »

Obrazek
Pierwsze skojarzenie miałem z... Jańcio Wodnikiem... :haha:

Obrazek

Piszesz o dużych zmianach temperatur, w nocy spadek do ok. 0C a ile mieliście zazwyczaj w dzień?
Czy w tych malutkich, odległych wioseczkach istnieje możliwość płacenia inną walutą od narodowej?
Co do zagadywania po rosyjsku i wynikającej z tego niechęci miejscowych, widzę, że jest podobnie jak na Litwie. Lepiej zagadać po polsku, angielsku czy niemiecku, chyba, że Litwini pierwsi rzucą znajome "gawarit po ruski?" Wtedy pada mój ulubiony zwrot "niemnożko"... :cool:

Fajnie, że relacja jest pocięta i rozciągnięta w czasie zamiast wszystkiego w pigułce! :thumbsup:
Pozdr! falco
...nie ma boga i Motóra...


Czas Diabła... oto Łezka...
Awatar użytkownika
tomekpe
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2476
Rejestracja: 30.07.2010, 11:40
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Milanówek

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: tomekpe »

Jak chcesz, to na poczekaniu znajdę Ci 10 (drobnych) szczegółów różniących mnie od Jańcia Wodnika.. Ot, choćby jego na pewno nie bolała głowa tak jak mnie :swieczki:

Co do waluty - zapomnij. W większych miejscowościach, jak Mestia, można było zapłacić gdzieniegdzie kartą (ale prędzej na stacji niż w sklepie), znaleźć bankomat. Wymiana waluty też bez problemu.
W małych wioskach tylko lokalna waluta, chociaż może przyjęliby dolary - nie próbowaliśmy. Poza tankowaniem i noclegiem potrzeby mieliśmy niewielkie i starałem się zawsze mieć zapas lari. Podczas całego wyjazdu nie było problemów walutowych, ale też starałem się pilnować wymiany i tankowania w porę.

Temperatura w dzień.. trudno określić (jako posiadacz termometru z allegro za 7 PLN), ale obstawiam okolice 30+, z uwzględnieniem górskiego powietrza. W słońcu naprawdę trudno było wytrzymać, w cieniu było czuć powiew. Na pewno w naszych Tatrach w letnie upalne dni jest sporo chłodniej, niż było tam.

Miejscowi nie tyle nie lubili rosyjskiego, co raczej Rosjan. Tam rosyjski to jedyny uniwersalny język i dopiero naprawdę młodzi ludzie znają angielski. "niemnożko" sprawdza się świetnie :ok:

Co do relacji - ja tak lubię dokładnie, mam teraz czas, to przypominam sobie wyprawę. Jak ktoś nie chce, zawsze może obejrzeć obrazki, ale przynajmniej ma wybór :haha: Inna sprawa, że ten dzień mamy naprawdę dobrze sfotografowany. Inne będą gorsze.. :) :dupa:
Awatar użytkownika
falco
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5547
Rejestracja: 06.04.2010, 16:06
Mój motocykl: nie mam motocykla
Lokalizacja: K-J

Re: Gruzja dla początkujących 2012

Post autor: falco »

tomekpe pisze: Miejscowi nie tyle nie lubili rosyjskiego, co raczej Rosjan. Tam rosyjski to jedyny uniwersalny język i dopiero naprawdę młodzi ludzie znają angielski. "niemnożko" sprawdza się świetnie :ok:
Dokładnie o to samo mi chodziło, o niechęć do Rosjan, o której Sami Litwini nie raz mówili. Do tego stopnia, że zwracali nam (grzecznie) uwagę np. podczas biesiadowania przy ognisku i samogonasie ;) że póki "miejscowy" nie zaproponuje rozmowy po rosyjsku, to raczej się nie wychylać. Jednak z tego powodu nic złego/niemiłego mnie nigdy nie spotkało.
Oczywiście inna sprawa, że niemal każdy (zwłaszcza starszy) zna biegle "ruski jazyk", myślę, że to ogólna specyfika krajów postsowieckich, nie ma się co dziwić.

Za to otwartość ludzi ze wschodu, to coś niesamowitego i potwierdza się w każdej relacji "zza Buga" i dużo, dużo dalszych. :thumbsup:
tomekpe pisze: Co do relacji - ja tak lubię dokładnie, mam teraz czas, to przypominam sobie wyprawę. Inna sprawa, że ten dzień mamy naprawdę dobrze sfotografowany. Inne będą gorsze.. :) :dupa:
I bardzo dobrze, też tak lubię! Co do zdjęć, to faktycznie podczas wypadów bliższych czy dalszych dobra kamera jest nieodzowna, choć osobiście miałbym stracha w razie "W", wioząc "tysiaka" na karku... :cool:
Pozdr! falco
...nie ma boga i Motóra...


Czas Diabła... oto Łezka...
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości