Wyzwanie: Gambia

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Cześć.
Nazywają mnie EnJoy.
Podobno mój pan nie ma czasu na pisanie relacji – spróbuję go wyręczyć.
Czasem słyszę jak gada o mnie z kumplami, głównie o moich wymiarach – zupełnie jak bym był jakąś pierd**** modelką.
To może z góry się przedstawię...
Imię: Yamaha
Nazwisko: XT660R
Ksywa: EnJoy (mino, że to męska ksywka mój pan opowiada o mnie jak o kobiecie.. więc sam(a) już nie wiem jak to jest – stąd w relacji będą różne zwroty – gubię się ;( ) Mój pan jednak jakoś tak na mnie działa, że czuję się bardziej kobietą, która zaspakaja jego pragnienia, spełnia jego fantazje, jednocześnie jest niezawodna jak przyjaciel...
Kolor włosów: blond – farbowany;)
Serce: młode
Wymiary: 90/60/90... tj. 224/84/123 więc bliskie ideałowi...
Masa (ciężar): 30kg (na księżycu), podobno tu ważę coś około 190kg – taka gotowa do jazdy, mam przez to czasem wyrzuty sumienia, głównie wtedy gdy mój pan podnosi mnie z ziemi klnąc... Może kiedyś coś zrzucę. Tymczasem jesteśmy skazani na siebie. Swoją drogą – on też mógłby z 5-6kg zrzucić....

- No to poznaliśmy się. Mogę pisać.
- Nie?
- No dobra... trochę więcej o sobie.

Do Polski przywieźli mnie jakieś 3 lata temu w stanie... no cóż, w poprzednim związku nie byłam traktowana idealnie ;) Dlatego nowego właściciela wypatrywałam z utęsknieniem. Zjawił się, zabrał, zawiózł gdzieś i zostawił na pół roku. Zapomniał :(
Co było potem wiedzą wtajemniczeni - wstydzę się opowiadać. Zdradzę tylko, że byłam rozbierana przez różnych obcych ludzi, przymierzali mi nowe wdzianka, ubierali po czym znów rozbierali...
Ech, niewdzięczny jest ten mój motocyklowy żywot.

Trochę razem pojeździliśmy, różnie bywało ale jak do tej pory, do startu owej wyprawy – byliśmy z siebie na ogół zadowoleni. Mój pan dbał o mnie, karmił, trochę rzadko kąpał ale w sumie... miałam okazję umyć się co jakiś czas w kałuży, rzece czy innym bagnie. Te maseczki błotne – mówię Wam ! Super!

Nim zacznę opowiadać Wam swoje dalsze wycieczkowe wrażenia – przepraszam za to, że nie umiem pisać – zaczynam dopiero. To moja pierwsza relacja. By zobrazować Wam to co nieudolnie próbuję opisać, wykorzystam fotografie mojego pana. Może coś z tego wyjdzie... a jeśli się Wam spodoba może coś jeszcze kiedyś nawet napiszę...



… i przyszedł ten kwietniowy dzień. Znów zapakował mnie na busa. Po kilku godzinach, obok mnie, wylądowała jakaś cycata Niemka. Czarna. Zupełne moje przeciwieństwo.
- Ta to dopiero ma nadmiar kilogramów! - pomyślałam ale nie dałam sobie nic po sobie poznać, w końcu musimy jakoś razem przetrwać te kilka tygodni... ;)
Po 6500km dojechaliśmy do celu. Wyciągnęli mnie pierwszą, potem gruba, otyła Bawarka.

- Hmm...skądś znam to miejsce! - pomyślałam
- No tak, nie dalej jak dwa miesiące temu byłam tu!

Ruszyliśmy kolejnego dnia.

Jest poniedziałek.
Ostatnim razem wiatr na Saharze wiał jak szalony, dziś jest w miarę spokojnie. To dobrze, mój pan będzie ze mnie zadowolony, to straszny centuś jest i jak mu spalam więcej niż 5L/100km to jest strasznie niepocieszony...
Zjeżdżamy na plażę, polatać po piasku, to pierwsze kilometry wyjazdu a ja chcę mu przypomnieć, żeby mnie traktował godnie i z czcią, nie nadwyrężał, bo na wyjazd nie dostałam nowego napędu (wspominałam coś o centusiu ? ;) ). Po 400m mam dość, piasek jest tak grząski, że jest po prostu za ciężko. Zrzucam łańcuch z zębatki.
- Hahahahaha - mój głośny (mam pusty wydech) śmiech przeszywa cisze i wyobrażam sobie minę mojego pana. Takie coś na samym początku.. ;) czuję, że będziemy jeździć na tym wyjeździe jak para emerytów ;)
Po chwili mkniemy już dalej, taka jak przewidziałam - 90km/h ;)
Pierwsze tankowanie – uff, jest dobrze – wyszło jakieś 4,9!

Lecimy dalej, na południe, na granicę z Mauretanią. Ponoć jest szansa, że jeszcze dziś się odprawimy! Choć... w styczniu też tak mi mówili a na granicy spędziliśmy blisko 24h ;)
Ostatnie tankowanie: zbiornik, kanistry i mkniemy na pierwsze posterunki. Strona marokańska odprawia nas niemal błyskawicznie, niemal... Jeszcze jakieś "małe" przygody na tym owianym złą sławą, 3km odcinku międzygranicznym i już jesteśmy po mauretańskiej stronie. Tu zaczyna się zabawa...

Selfie:
Obrazek
Awatar użytkownika
falco
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5547
Rejestracja: 06.04.2010, 16:06
Mój motocykl: nie mam motocykla
Lokalizacja: K-J

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: falco »

Podoba mi się - pomysł, inny niż wszystkie a wydawać by się mogło, już nic nowego w temacie nie mogło zaskoczyć. A jednak... :cool:

Dawaj (nie)mała "Y"! :punk:
Pozdr! falco
...nie ma boga i Motóra...


Czas Diabła... oto Łezka...
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Nim dojechaliśmy do przejścia granicznego mogłem podziwiać takie "kwiatki" :

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do mauretańskiej granicy jechaliśmy czymś co drogę jedynie przypomina, choć do dziurawej szutrowej drogi porównać to można.
Jak ktoś zna drogę - bez problemów uniknie problemów. Wybawienie z kłopotów kosztuje jakieś 10-20euro i zależy od naszych zdolności negocjacyjnych. No chyba, że w pobliżu jest kumpel, który pomoże podnieść motocykl czy wypchać maszynę z piasku. A czasem można naprawdę "wtopić"...
Moja masa + schodzone ale odpowiednie obuwie (te kobiety... ;) ) jakie mam na sobie pozwalają nam przejechać to bez kłopotów. Pozostałe motocykle również dają sobie radę. Jakieś ekscesy były na piasku przed stacją benzynowa ale ja tam nic nie widziałam, stałam już i tankowałam ;)

Obrazek

Obrazek

Na granicy nudy. Zostawili nas w pełnym słonku. W końcu na 10 minut przed jej zamknięcie zaczął się ruch. Nie wiedzieć czemu nasze dokumenty oddali na końcu... a jeszcze zostało biuro ubezpieczeń. Zeszło się chyba do 21:00, a nasi kierowcy jacyś tacy nerwowi. Chyba ich trochę ta granica kosztowała, podejrzewam, że nie tylko nerwów. W końcu jednak ruszyliśmy, po ciemku, ku przygodzie!

Jako, że padł głośny sprzeciw jeśli idzie o spanie w namiocie - zostawili mnie samą. No, w sumie to byłam w towarzystwie 3 innych maszyn a by się naszym kierownikom lepiej spało dołączył do nas jakiś człowiek z AK47 i rzucił im na dobranoc, że nie ma się o co martwić. U nas wiatr, piach, ciemno a oni kurna w marmurach...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W takich oto warunkach chłopcy kończyli dzień by następnego dnia...
cdn.
Awatar użytkownika
falco
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5547
Rejestracja: 06.04.2010, 16:06
Mój motocykl: nie mam motocykla
Lokalizacja: K-J

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: falco »

Na 1 zdjęciach nad wielbłądami krążą (drapieżne) ptaki czy mi się wydaje?
Pozdr! falco
...nie ma boga i Motóra...


Czas Diabła... oto Łezka...
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

falco pisze:Na 1 zdjęciach nad wielbłądami krążą (drapieżne) ptaki czy mi się wydaje?
Ptaki na 100%, na 90% nie drapieżne - raczej mewy czy coś w tym stylu. Mnóstwo tego lata na wybrzeżu a tam właśnie fotka była robiona, nad Atlantykiem - ok. 70-90m nad nim, 100-200m od niego. Tam, gdzie kończy się horyzont, kończy się również ląd (urwisko).
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Krzątanina zaczęła się od około 8:00. Wrzucali na nas co chwilę jakieś bagaże. Ze mnie na noc niewiele wzięto więc i rankiem jakoś specjalnie dużo nie dołożono. Poranna pielęgnacja polegała na otrzepaniu siedzenia z nawianego przez wiatr piasku oraz na naciągnięciu łańcucha.... Mój pan gorączkowo sprawdzał również stan tylnej opony, której jakoś tak "przypadkiem" nie wymienił przed wyjazdem. Zużyta C02 od Mitasa trzymała się jakoś dziwnie dzielnie i mojemu kierownikowi jakoś się dziwnie humor poprawił. Nawet coś wspominał o zostawieniu jej gdzieś, niebawem.
- Oby szybko - pomyślałam, mi będzie lżej a jemy wygodniej!

Ruszyliśmy. Kierunek południowy. Cel: stolica, odbiór wiz Senegalskich w ambasadzie.
Puszczamy chłopaków wcześniej sami zatrzymując się na krótkie sesje zdjęciowe a po rozgrzaniu się napędu - również na jego smarowanie.
Sesja zdjęciowa:

Obrazek

Obrazek

Droga znośnej jakości, asfaltowa. Wiat nadal niewielki, mimo to czasem nawierzchnia przysypana jest piaskiem. Zawsze w takich miejscach pracuje jakiś duży traktor, przewozi piasek z jednej strony jezdni na drugą.
Sama droga nudna, prosta, usiana jak zwykle trupami zwierząt. Ja jakoś to znoszę, ten na górze co chwilę powstrzymuje oddychanie... podobno smród jest wyraźny ;)
Co chwila mija nas jakiś relikt przeszłości, poczciwe stare renówki, wymieszane z mercedesami coraz częściej widywane są w towarzystwie nowszych toyot, miśków czy peugeotów.
Dochodzimy żółtą 800kę, która zatrzymała się na zdjęcia i dalej lecimy już w parze. Ja, jako ta słabsza - prowadzę dyktując tempo!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Nagle z letargu budzi mnie ostre hamowanie. Po chwili wracamy. Z lusterek wstecznych zgubiliśmy BMW.
Minutę później już jesteśmy w komplecie.
Okazuje się, że odpadł kufer... Na szczęście wytrzymał uderzenie o asfalt nie rozsypując swojej zawartości. Puściło mocowanie za które producent powinien dostać NAGANĘ!
Nie przejechaliśmy nawet 500km a tu taki ZONK! Aż strach się bać co będzie dalej.
Kierownicy coś tam pomotali za pomocą trytek, pasów do mocowania bagażu i ruszyliśmy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


W samej stolicy jakoś tak dziwnie pusto... po półgodzinnych poszukiwaniach, zrzucając wcześniej oponę w znajomym hostelu, docieramy do ambasady.
Zamknięta... na 2 dni. Ambasador wyjechał. Jest problem!
Chłopaki nie mają wyjścia, napełniają nasze zbiorniki i ruszamy dalej na południe. Co przystanek to rozważania którym przejściem granicznym opuścimy Mauretanię, gdzie będziemy spali itd.
Znów mam być ponoć zostawiona sama, znów ma być hotel.
Noc zbliża się nieuchronnie, a my mkniemy jak gdyby nigdy nic.
100km do celu, 50...
Nie ma hotelu a mieszkańcy twierdzą, że śmiało możemy jechać na granicę - przejście jest otwarte 24h, Jedziemy, mimo, że wojsko na checkpointach mówi nam co innego.
Każą mi to jadę!
Robi się ciemno. Ostatni checkpoint, informacja, że granica na 100% jest zamknięta a my możemy albo spać obok żołnierskiego namiotu, albo gdzieś, gdzie chcemy, byle nie dalej niż 10km. Dalej zaczyna się Park narodowy i jest zakaz.
Odjeżdżamy więc jakieś 8-9km, zjeżdżamy w pole i chłopaki rozstawiają namioty.
Owiewa mnie chłodny ale przyjemny wiaterek dający ukojenie po ciepłym, wręcz gorącym dniu. Temperatura miejscami dochodziła do 39*C. Teraz, wieczorem jest około 24*C i spada.
Towarzystwo dzieli się na pół. Zupełnie jak w dzień. Dwójka idzie spać, dwójka odpina biały pojemnik o pojemności 2galonów i się zaczęło... dalej wstyd opowiadać.
Wstyd mi za mojego pana ;)

Dobranoc!
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Świta.
Cała ekipa dzielnie się pakuje, zbiera majdan a mój pan leży sobie w najlepsze ( ni cholery nie wiem czy nie da rady wstać, czy mu się po prostu nie chce... chyba było grubo wczorajszej nocy - ciemno było, kluczyki zabrali, nie mogłam poświecić, nic nie widziałam, nic nie słyszałam...*) i tylko informuje resztę, że przed granicą ich dojdzie. Ta.. dojdzie, jak by to on musiał potem przebierać nogami...
Nasze pole biwakowe:

Obrazek

Pole na pewno ale czy biwakowe?

Ruszamy jakieś 10, może 15 minut po starcie ekipy. Do granicy jakieś 20, może 30km. Nie wiem jak on chce ich dogonić, zwłaszcza, że na zimnym silniku traktuje mnie jak zawsze - delikatnie.
2 minuty później, gdy jestem rozgrzana... normalnie jak by inny jeździec mnie dosiadał. Przez mój wtrysk przelewają się maksymalne dawki paliwa, zawory pracują jak oszalałe, tłok zasuwa jak opętany - kończący się Mitas wywala spod siebie tumany kurzu i tylko napęd krzyczy: WOLNIEJ. Ale kierownik nie słyszy. Po 5-6 minutach jesteśmy już przed ekipą. Nie wiem jak ale udało mu się. Wyprzedzamy, focimy - to taki nasz wyprawowy standard. Ech...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dojeżdżamy do ekipy która w międzyczasie znów nam uciekła. Stoją. Płacą.
Granica Parku, trzeba kupić bilety. Płacimy i lecimy dalej.
Tuż przed granicą :

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Sama granica to ponoć haracz za haraczem i nim podniosą nam szlaban mój pan jest lżejszy o kilka kolejnych banknotów.
Mijamy most, zakończony kolejnym szlabanem, kolejny haracz.
Teraz granica po stronie Senegalskiej, czyli ... kolejny haracz ;)
Koń by się uśmiał jak łoją białasów :D Ja też biała... ale to zupełnie co innego. Za mnie płaci mój pan, mnie nikt nie łoi... no może poza tym incydentem z rana...
Zostawiają mnie w upale, każą czekać. Po chwili widzę, że szykuje im się wycieczka po wizy. Nie chcą chłopaków puścić motocyklami, nie wierzą (i słusznie) że wrócimy hahaha :)
Pakują się w auto i odjeżdżają a ja krzyczę w niebogłosy:
- Zabierz telefon, Neno - zabierz telefon !

Mój pan, rozgarnięty trochę, pewnie słonko mu przygrzało w łysinę - zapomniał odpiąć telefon od ładowarki, zostawił go tak na widoku...
Ale to Afryka, przecież nikt mu tego nie ukradnie. Nikt!

Obrazek

Wracają po niemalże 2h. Upał sięga zenitu. Mój pan pierwsze co robi to biegnie sprawdzić czy jest telefon.
Jak myślicie, był ? ;)


Po chwili wbijają im do paszportów pieczątki i przeganiają nas na druga stronę ulicy. Tam sprawa zostaje załatwiona w 15minut ale nam jakoś tak się udziela ten afrykański "pęd", że ruszamy chyba po godzinie, bogatsi o lokalna walutę, biedniejsi o kilkadziesiąt, nawet więcej Euro.
Pierwsza stacja i karmienie! Przyjmuję spokojnie 13L.
Ruszamy dalej. Podobno kierowcy są głodni więc lądujemy pod sklepem:

Obrazek

Obrazek

Tam panowie zapychając się bagietkami ustalaja nasz cel na dziś - najsłynniejsze jezioro w Senegalu.
A po drodze była cola, cola, cola, mnóstwo soli, jeszcze więcej śmieci i ...baobaby!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nim dojedziemy do tych ostatnich troszkę się gubimy.
Niestety to z czego zawsze byłam dumna (dobra nawi, polecam, sklep również: http://www.sklep.tszoda.pl/440-garmin-montana-600.html) w Senegalu praktycznie nie działa. Nie mamy dobrych map. Jest papierowa ale jakoś tak mój pancio nawet jej nie wyjął więc gubimy się raz i drugi. W końcu zjeżdżamy na pobocze i robimy konsultację. Tzn. ja tylko słucham, cóż ja mogę.
Podobno cycata Niemka ma coś niezłego na pokładzie, coś, gdzie widać jakieś dróżki. Wbijają odpowiedni punkt i... mamy kolejnego OFFa. Mamy kłopoty! Zgubiony arbuz to nic, resztę przemilczę ;)
Tu jeszcze było twardo, jeszcze widno choć zdjęcia mocno wyciągane z cienia...
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kilka chwil później toniemy w ciemnościach a niektórzy nawet toną w piachu ;)
No cóż, zachciało nam się jeziora, zachciało się skrótów - to mamy. Ja tam nie narzekam, ja tam nawet lubię.

Po zmroku temperatura mocno spada, mimo to niektórzy spoceni dojeżdżają na nocleg.
Dziś panowie śpią pod dachem, tym razem wybaczam im, że nie będzie namiotowania bo ja również, jak królowa - śpię pod dachem. I to jakim!
Mój pan nawet przyszedł mnie ucałować na dobranoc.

Obrazek

Znów pili ?
Zmył się tak szybko, że nic nie wyczułam, nic nie wiem...
cdn.

* Jak by tak spojrzeć pod słońce na rotopaxa to chyba coś z niego jednak ubyło... ;)
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Tego przed południa EnJoy został sam, nic nie widząc poza krzątającą się obsługą więc relacja słowna będzie co tu dużo mówić - skąpa. Postaram się resztę zobrazować tradycyjnie już światłem i cieniem.

Noc mija wybornie, mnie owiewa ciepły wiaterek, chłopaków chłodne powietrze z klimatyzatora.
Po śniadaniu, mnie oczywiście nie nakarmili... ruszyli nad, podobno, różowe jezioro. Piszę podobno bo go nie widziałem motobiście.
Na zdjęciach cała okolica wygląda +/- tak.
Ośrodek:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Jezioro:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ogrom ludzkiej pracy, jej warunki pozostawiam bez komentarza.
Tymczasem typowy białas spędza tu czas tak (aż mi głupio za mojego pana, choć i on jakiś taki potulniejszy wrócił z tej wycieczki...):

Obrazek

cdn.
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Ekipa wraca z nad jeziora z pamiątkami. Ja znużona czekam, na szczęście w cieniu.
Zaczynają się leniwie pakować. Jeden prysznic, drugi, trzeci... cholera, chyba dziś będzie noc na dziko bo jakoś tak na zapas się myją... ;) A może to ta temperatura dochodząca już do 30*C, a do południa jeszcze chwila została...
Krótka sesja pożegnalna i znów mogę przepalić kilka L "zupy".
Ruszamy!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dojeżdżamy do baobabów i się zaczyna. Ciężkie Niemki jadą dalej, tymczasem KLR, z chyba najlepszym kierowca tego wyjazdu dają czadu!
Sesja! Odstawiają mnie na bok, tak bym mogła katem reflektora się przyglądać i zaczynają się zabawy:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie ma to jak poganiać wśród ogromnych baobabów. Mnie niestety ta przyjemność nie jest dana tym razem. Trudno. Szkoda, że nocleg nam tu nie wypadł, bo okolica bardzo urokliwa.
Musimy niestety szybko umykać, ponieważ kończy nam się kwit celny na mnie i pozostałe motocykle. Musimy dziś, przed północą, dotrzeć do granicy z Gambią.
Niby niewiele, raptem 280km ale zostało już tylko pół dnia a nie wiadomo jakie przygody na nas czekają po drodze, nie znamy nawierzchni, niebezpieczeństw i przygód jakie na nas czekają.
Jedna z takich przygód kończy się tym, że musimy się NATYCHMIAST odłączyć od grupy w celu znalezienia odosobnionych krzaczków...
W końcu był jakiś porządny i szybki OFF ! Nawet bym powiedziała, że zapier******* jak nigdy ;)

Kilka ujęć z drogi:

Obrazek

Niby już dawno po świętach BN a drzewka nadal w pełni udekorowane ;)

Obrazek

Dali jeść, dali pić - teraz łatwiej będzie iść ;)
Obrazek

Ooouuujeeee:
Obrazek


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Lądujemy w końcu na granicy, już niemal po zmroku ale mamy zapas kilku godzin. Senegal opuszczamy w mgnieniu oka, na granicy z Gambią zaczynają się jaja - jak to w Afryce ;)
cdn.
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Wjeżdżamy na granicę, otacza nas zgraja ludzi.
Chcą sprzedać wszystko, walutę, podarki i cholera wie co jeszcze.
Sama granica jak to granica... wizy niby z nieśli ale chłopaki musieli i tak zapłacić za pieczątkę wbita w paszport która wiza nie była. Komendant ponoć wie najlepiej...
I tak biegają chłopcy od okienka do okienka, od biurka do biurka. Potem wpadają na durny pomysł, że nas tu same zostawią. Same! Och*** chyba!
Dalej nas puścić nie chcą, bo noc, bo jakiś prezydent przyjeżdżał, że strzelają do każdego bez ostrzeżenia... no cuda wianki, przeróżne historie.
Przez chwilę słyszę jak chcą rozkładać karimaty i spać koło nas ale ten pomysł tez odpada i puszczeni przez Senegalczyków wracamy znów do ich kraju, do pobliskiego hostelu.
Mamy cudny, zadaszony parking, a chłopcy pokoje z moskitiera i stolik.... tak, stolik przed pokojami. Nie było ich 5minut, może 10. Rozpakowali się i wrócili. Po co ? No ja to po co ?
Kiedyś te 9L trzeba wypić...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Że też ich nie wywalili na kasę Ci z ruchomego, chodzącego kantoru. Wiem, że tego nie zrobili bo chłopaki chyba bank rozbili. Koleś poleciał w miasto bo mu się kasa skończyła ;) a im tego co dostali starczyło do końca a nawet zostało. A wymienili raptem po 2 banknoty.

Rano procedura na granicy trwała 10 sekund i polegała na machnięciu ręka - "możecie jechać" , to pojechaliśmy...
Bilety na prom, 15minut oczekiwania i płyniemy.
Mało widzę z tego promu ale ogólnie w tej Gambii jest zaje***. Podoba mi się. Chce tu wrócić!

A kraj ten przywitał nas takimi widokami:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przebijamy się przez nudny i zatłoczony Bandżul uciekając od zgiełku, tłumów, od komercji.
I już po południu mamy to, czego szukaliśmy...!
Życie jest piękne! Mogło by trwać wiecznie!
Cdn.

Obrazek
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Wizyta w wiosce, z dala od turystów wydawała mi się nie lada gratką. Myślałam, że będą mnie podziwiać, dotykać, pieścić swym ciekawskim wzrokiem a tymczasem nic z tych rzeczy. No to wpadłam na to, że może lśniące, potężne BMki zrobią wrażenie na miejscowej ludności. Też pudło. Oni dużo bardziej niż nami zainteresowani byli naszymi kierowcami....
na chwilę zostałam sama gdy tymczasem mój kierownik przechadzał się po plaży podnosząc co chwilę aparat do oka, kadrując:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Trwało to chyba z godzinę. Potem nastąpiło poszukiwanie idealnego miejsca noclegu czyli jazda po piasku, po plaży, wzdłuż oceanu. Trochę to trwało aż nagle znaleźliśmy to:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wjechaliśmy pod domek, gdy tymczasem KLR z Felixem pojechali po kopiące się w piachu, jakieś 500m od nas Bawarki. Przyjechali gdzieś tak po 3 kwadransach. Zmęczeni ale zadowoleni. Pełni wrażeń zaczęli się rozpakowywać. Tak jakoś poczułam, że zostaniemy tu na dłużej...
cdn.
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Neno »

Obrazek

Stoję tak sobie... i tylko olej mnie zalewa bo mogli mnie przecież ustawić okiem do świata...

Tymczasem ekipa rozpakowuje się i zaczynają się przygotowania do obiadu, zakupy, krzątanina w kuchni. Ekipa ma totalny chillout. My, maszyny również.
Obrazek

Biały, dwugalonowy pojemnik opuszcza mnie i oddala się w kierunku plaży. Dobrze wiem co będzie się działo... suto zakrapiany obiad się szykuje.

Obrazek

Hmmm nie wiem dlaczego skończyło się na symbolicznym toaście za zdrowie napotkanego Norwega. Chłopcy ruszyli w wioskę, po zakupy i by zobaczyć jak się tu żyje mieszkańcom. Ja i KLRa mamy fajnie bo zostawili nas w cieniu, bawarki nie przeszły przez bramkę - spaślaki ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podano do stołu.

Obrazek

Obrazek

Impreza! Tak bawić się nie trza! Za dużo wódki, za mało powietrza... cytując Wzgórze Ya-Pa 3.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I tak kończy się ten dzień. Zupełny lajcik, zupełny.
Rano coś czuję, że jednak kogoś głowa będzie bolała...
Kolorowych!
Awatar użytkownika
Bartosz B
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 10
Rejestracja: 09.02.2015, 10:24
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Wrocław

Re: Wyzwanie: Gambia

Post autor: Bartosz B »

W 2014r byłem w Gambi, więc czekam niecierpliwie na dalszą relację.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość