Wstajemy znowu dosyć wcześnie. Wszyscy wyspani jak nigdy. Zbieramy się sprawnie zanim słońce wychodzi zza gór. Biegnę jeszcze szybko do koryta pobliskiej rzeki okresowej zrobić parę fot bo wypatrzyłem tam mini kanion.
Jedziemy spokojnie asfaltami. Widoki ciągle fajne ale powoli zaczynam się do nich przyzwyczajać.
Na naszej drodze znajduje się Tata. Zajeżdżamy tam na tankowanie ale nie wszyscy. Mój motocykl pali tak mało, że nie muszę tankować. Krzycho postanowił odrobić lekcje
Zatrzymujemy się też przy restauracji, w której siedzą motocykliści z Czech. Zamawiamy tajina i słuchamy opowieści o drodze w korycie rzeki, która dala im ostro w kość. Popękały im na niej stelaże i odpadły kufry. Ernest mówi że mamy ją w planach. Fajnie.
Ruszamy wszyscy. Dalej jedziemy asfaltami ale w planach są już niedługo szutry. Pojawia się kolejny skrót ofem i znowu okazuje się drogą bez przejazdu. Zawracamy, część robi foty a ja Ernest, Grzesio i Gucio startujemy szybciej. Odjeżdżamy kilkanaście km i zatrzymujemy się bo w lusterkach nie widać reszty. Czekamy długo, myślę że około godziny. Wysyłamy smsy ale nie dostajemy odpowiedzi.
Zawracamy. Okazuje się że Tenerka Suba zaczęła się grzać. Zanim dojechaliśmy reszta wymontowała termostat, który rzekomo ma być przyczyną problemu. Osobiście mocno w to wątpię. Jedziemy dalej i postanawiamy bardziej się pilnować. Zjeżdżamy na wspaniałe i bardzo szybkie szutry. Jedzie mi się rewelacyjnie, kurzy się jak na Dakarze. Ernest chwali się że wykrecił na szutrach 143 km/h i już do końca każdy robi sobie żarty z tej magicznej liczby
Widoki też są świetne, słońce jest już coraz niżej. Niestety Tenerka dalej ostrzega że chce się zagrzać przy czym chłodnice ma zimną. Ernest coś wspomina że może mieć zapasową pompę i tak się tym zasugerowałem że uznałem jako prawdopodobną przyczynę. Każdy mówi co innego, jedni jechać i nie brać do głowy a inni że trzeba sprawdzić co się dzieje żeby nie zniszczyć silnika. W międzyczasie dzień dobiega końca. Jednak nie mamy zrobionych zakupów a w dodatku niektórzy mają resztki paliwa.
Dzielimy się na dwie drużyny. Ja i Sub zostajemy reszta leci po zakupy. Rozglądam się po okolicy i znajduję możliwe miejsce na nocleg ale Gucio znajduje jeszcze lepsze.
Piaseczek w kanionie okresowej rzeki. Jako że wygrywa opcja że trzeba sprawdzić co w Suba moto piszczy zjeżdżamy szybciej na nocleg. Rozbijamy namioty i od razu bierzemy się za serwis Yamahy. Okazuje się że pompa jest sprawna. Nalewamy płyn i okazuje się że po prostu jest dziurawa chłodnica. Prawdopodonie dostała kamienie z pod koła. Uszkodzenie jest minimalne. Jak zwykle nikt nie wziął pod uwagę najprostszego rozwiązania. Po chwili chłodnica leży na dużym kamieniu i Poxipol idzie w ruch. Pół godziny później nalewamy wodę i…operacja się udała. Wszystko działa pięknie, chłodniczka sucha i ciepły cały układ. Upijamy się ze szczęścia. Tym razem w alkoholowej euforii postanawiam odpalić XRe Gucia co kończy się wywrotką w miejscu. Zbijam sobie mocno bark i biodro. To mój najbardziej bolesny upadek z motocykla podczas całego wyjazdu. Wtaczamy się powoli do namiotów. Jest fajnie.