Są gleby i są gleby
Niema na to odpowiedzi. Jak sobie przypomnę moje najbardziej bolesne gleby, to:
1. Klatka - bo na błocie ujechało przednie koło, prędkość zerowa, ale wyryłem jak deska wbijając się na wystający kamień. Problem z oddechem kilka tygodni itd
2. Biodro - jak na lekkim zakręcie złapało mnie śliskie błotko i zaszorowałem biodrem po asfalcie. Oj bolało...
3. Kolana i okolice - za czasów jak jeździłem w ciuchach turystycznych i uważałem to za absolutnie wystarczające, zaliczyłem szlifa na kamienistej polnej drodze, kamolce chwyciły nogawkę, przekręciły ją ile się dało, ochraniacz wbudowany znalazł się gdzieś z tyłu nogi, a kolano osłonięte jedynie cienką warstwą kordury szorowało aż do zatrzymania.
4. Kolano + dłoń - kiedyś w styczniu sobie śmigałem, za dnia +8 czy więcej, słoneczko, ale jak tylko się chowało to pojawiał się na zakrętach "suchy lód". Wyryłem wtedy tak, że prawie szpagat zrobiłem i jakoś dziwnie się podparłem dłonią. Okolicy jednego kolana nie czułem kolejne kilka miesięcy, kość w dłoni pęknięta (ale za dwa tyg. jechałem do Maroka i nie dałem się zagipsować
)
Tak reasumując, najbardziej boję się o kolana i o to, że mi coś "chwyci" but i okręci stopę w drugą stronę, bo raz już to przeżyłem (pół roku w długim gipsie). Ale ze wszystkich większych gleb znajomych jakie widziałem, to chyba najczęściej cierpiał obojczyk. Po wszystkim co widziałem i co sam przeszedłem mam już pewną blokadę psychiczną, czasami jadę jak ostatnia pierdoła, a gleby zaliczam raczej w opcji "uda się albo nie" i wtedy jakoś tak upadam przygotowany i wychodzę bez szwanku. Jak oglądam niektóre swoje filmiki, to wygląda to nieraz jak pozorowany upadek - gleba, a ja spokojnie robię przewrót i staję na nogi, albo po prostu zbiegam z motocykla, a ten sobie leci. Co jeszcze... to na początku za wszelką cenę próbowałem ratować motocykl przed glebą, dobrze na tym nie wychodziłem. Po czasie mi to przeszło
Jak leci, to niech leci
Kręgosłup ma się jeden, z kolanami też nie jest łatwo dojść do ładu